Prof. Legutko: W Polsce jest całkiem spora grupa ludzi o duszach niewolników uważających, że powinni nami rządzić inni

Prof. Ryszard Legutko o unijnych atakach na Polskę, patologii Parlamentu Europejskiego, ideologicznym terrorze na uniwersytetach i mentalności niewolniczej.

Idea była taka, żeby Polska była nie tylko politycznie i gospodarczo, ale też intelektualnie i duchowo niezależna.

Prof. Ryszard Legutko wskazuje na wagę manifestowania własnej tożsamości. Polska nie powinna być jak Podczaszyc z „Pana Tadeusza”, kopiująco niewolniczo modę francuską.

Unia Europejska jest rządzona przez tzw. główny nurt, na który się składają partie lewicowe i nominalnie centroprawicowe. Te partie faktycznie się od siebie nie różnią. Ideologia jaka tam panuje, jest ideologią lewicową.

Eurodeputowany PiS stwierdza, że duża część polityków Unii Europejskiej stara się zmusić Polskę do posłuszeństwa. Nie akceptują oni bowiem odstępców od wyznawanych przez nich poglądów. Zaznacza, że system działania Parlamentu Europejskiego jest patologiczny. On bowiem pozwala większości zagranicznych polityków bezkarnie ingerować w polskie sprawy.

Jest wysoki stopień patologii- trzeba sobie z tego zdawać sprawę.

Nasz gość mówi także, że częścią systemu UE staje się łamanie traktatów, co tworzy nowe zagrożenie w Europie. Podkreśla, iż nie ma w traktatów żadnych kryteriów wydawania środków unijnych, które wiązałyby je od praworządności. Tymczasem przed unijnymi zarzutami

Nie można się bronić posługując się literą i duchem prawa, bo nikt go tam nie reprezentuje.

TSUE narzuca swoje zdanie tym, którym może. Pogodził się on z orzeczeniem niemieckiego Trybunały w Karlsruhe, który obalił jego wcześniejszy wyrok. Europejczycy powoli dostrzegają prawdziwie oblicze największej organizacji na Starym Kontynencie:

Skończyły się czasy, gdy wszyscy wyobrażali sobie, że jest to klub dżentelmenów.

Prof. Legutko podkreśla, że musimy wywalczyć sobie pozycję w UE, co nie jest łatwe, biorąc pod uwagę naszą pozycję wyjściową. Kraje bogatsze od Polski chciałyby objąć ją swą protekcją. Tymczasem, jak zauważa nasz gość, nie wszystkim w naszym kraju to przeszkadza:

Jest w Polsce całkiem spora grupa ludzi o duszach niewolników, którzy uważają, że to ci inni powinni nami rządzić.

Profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego wskazuje, że sytuacja na zachodnich uczelniach jest coraz gorzej. Także polskich uniwersytetów dotyka poprawność polityczna, której ofiarą padli prof. Aleksander Nalaskowski, czy  prof. Ewa Budzyńska. Przypomina, swój wykład a Stanach Zjednoczonych, który miał charakter tajny, gdyż inaczej nie mógł się odbyć.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Walec postępu przyśpiesza. Wiwisekcja akademickiej degrengolady / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” nr 68/2020

Czyżby minister Gowin – w sposób świadomy (?) – wałęsizną: „jestem za, a nawet przeciw” – oswajał nas z tzw. orwellowskim dwójmyśleniem? Czyżby nie dostrzegał w tym lekceważącego stosunku do rozumu?

Herbert Kopiec

Walec postępu przyśpiesza…

Wiwisekcja akademickiej degrengolady

Po 29 latach nienagannej pracy pani profesor Ewa Budzyńska (socjolog i psycholog) z Uniwersytetu Śląskiego poinformowała, że wraz z końcem semestru (23.02. 2020) na znak protestu kończy swoją karierę zawodową na tej uczelni.

Postanowiła złożyć na ręce rektora wypowiedzenie z pracy w związku z poddaniem jej szykanom ze strony władz Uniwersytetu Śląskiego, m.in. za wykłady poświęcone propagowaniu tradycyjnego modelu rodziny. W atmosferze niewielkiego zainteresowania najbliższego środowiska (natomiast w internecie zrobiło się głośno) wywiesiła białą flagę. Poddała się w gruncie rzeczy bez walki już w pierwszej rundzie rozkręcającej się dopiero bijatyki. Narzuca się pytanie: czy postąpiła roztropnie, czy aby się zbytnio nie pośpieszyła ze swoją decyzją?

Zanim z perspektywy postawionych wątpliwości przyjrzymy się sprawie bliżej, przywołajmy spostrzeżenie natury ogólnej, które odnosi się do dość powszechnie podzielanego dziś przeświadczenia, że w ramach rozlewającej się po Europie rewolucji kulturowej mamy do czynienia z anarchizowaniem/destablizowaniem społeczeństwa poprzez banalizowanie m.in. hipokryzji i cynizmu. Oto przecież wyszło na to, że w czasach pysznie propagowanej hipertolerancji, wbrew obowiązującej (?) dyrektywie, że „nie wolno nikogo dyskryminować” – siły postępu zakorzenione w Uniwersytecie Śląskim uznały, że prof. Budzyńska wykazuje zbyt mało entuzjazmu dla cywilizacyjnego/obyczajowego postępu, pojmowanego jako powolny (póki co jeszcze bezkrwawy) proces mający doprowadzić do tzw. zmiany społecznej, czyli najogólniej rzecz biorąc, postawienia na głowie świata funkcjonującego w oparciu o tradycyjne wartości.

Trzeba przyznać, że rzeczywiście tradycyjna rodzina (składająca się z ojca, matki i dziecka) i chrześcijaństwo, w tym zwłaszcza Kościół katolicki (choć ostatnio już nie zawsze) stoi owemu postępowi na przeszkodzie. Bóg zawadza więc lewackim humanistom, którzy najwyraźniej padli ofiarą własnego histerycznego optymizmu postawienia CZŁOWIEKA w miejsce Boga.

Nie może więc specjalnie zaskakiwać, że prof. Ewa Budzyńska, która na wykładach, najogólniej rzecz ujmując, broni obecności Bożej w ludzkim życiu (tak to przynajmniej wygląda w świetle informacji pochodzących z różnych źródeł), oczekuje na rozprawę przed uniwersytecką Komisją Dyscyplinarną. Jej termin wyznaczono na 31.01.2020. Werdykt Komisji już niczego nie zmieni w życiu zawodowym Budzyńskiej, a mimo to pokibicuję kłopotom pani profesor z pozycji starszego kolegi. Mam bowiem za sobą koszmar podobnych doświadczeń, zafundowanych mi swego czasu przez siły lewackiego postępu za pośrednictwem Komisji Dyscyplinarnej ds. Nauczycieli Akademickich jednej ze śląskich uczelni.

O co poszło?

W rozmowie z redaktorem Gromadzkim w Telewizji Republika obwiniona prof. Budzyńska wyjaśniła, że w tym wszystkim, co ją spotyka ze strony uniwersyteckich humanistów, najwyraźniej chodzi o wykluczanie z uczelni tych zajęć i tych wykładowców, którzy nie utożsamiają się z lewicowymi ideologiami. Trafiła oczywiście w sedno. Ponad wszelką wątpliwość mamy do czynienia ze starą śpiewką, przećwiczoną już na Zachodzie z fatalnym skutkiem dla zachowania tradycyjnego, sensownego ładu społeczno-moralnego. „Jeśli ktoś jest radykalnym katolikiem, no to oczywiście musi też być homofobem i antysemitą (…) jeszcze zabrakło jakiegoś faszyzmu – mówi prof. Budzyńska, nie skrywając, że przeżywa z tego powodu jako nauczyciel akademicki trudny okres w swoim życiu. Jest Jej najzwyczajniej przykro, zwłaszcza że i studenci mają do niej pretensje, choć przyznaje, że są pośród nich i tacy, którzy deklarują, że są gotowi wziąć ją w obronę. Natomiast w szerzej pojętym środowisku uczelnianym (poza solidarną reakcją bezpośredniego przełożonego) zaległa, niestety, cisza.

Czym skorupka za młodu nasiąkła

Trudno się poniekąd dziwić, że ów radykalny katolicyzm i związane z nim konserwatywne, tradycjonalistyczne ciągotki prof. Budzyńskiej nie spodobały się postępowym, lewackim władzom śląskiej uczelni, zwanej ongiś „czerwonym uniwersytetem”. Obserwacje wskazują, że na uznanie w śląskiej Alma Mater mogą liczyć uczeni radykalnie lewicowi, postrzegający konserwatyzm w każdej postaci jako „coś, co już odeszło”. Dość powiedzieć, że „olbrzym polskiej pedagogiki i jej odnowiciel”, wyróżniony doktoratem honorowym UŚ prof. Zbigniew Kwieciński (promocja w 2014 r.), zapytany ostatnio o swoje związki z pedagogiką konserwatywną, wyznał (2019 r.), że nie posiada w tej dziedzinie żadnych kompetencji. „Ja się na tym nie znam” – dodał z rozbrajającą szczerością. Prof. Budzyńska „się na tym zna” i właśnie objęta została postępowaniem rzecznika dyscyplinarnego Uniwersytetu Śląskiego – prof. Wojciecha Popiołka – „w związku z podejrzeniem popełnienia czynów, które naruszają obowiązki i godność nauczyciela akademickiego”.

Trzeba przyznać, że brzmi to groźnie… Jestem jednak przekonany, że wciąż zbyt mała jest świadomość, iż na dłuższą metę znacznie groźniejsza jest wzmiankowana cisza wokół tego skandalu w najbliższym otoczeniu konserwatywnej socjolożki.

Bez ryzyka popełnienia błędu da się powiedzieć, że utytułowana społeczność uczonych w obawie o własną skórę nabrała wody w usta, udając, że nic się nie stało. Myślę, że ta postawa jest prawdziwym powodem nas wszystkich do strachu. Wszak każda wspólnota dla swojego normalnego rozwoju potrzebuje elit, które wyznaczają i chronią standardy przyzwoitego zachowania jej członków.

Cóż takiego przeskrobała pani profesor, czym naraziła się uniwersyteckim władzom? Ano prof. Budzyńska, absolwentka KUL, poniekąd sama zgotowała sobie taki los, skoro mówi, że „bardzo negatywnie ocenia ideologię gender” i podkreśla, że zawsze mówi o gender jako ideologii, czyli całkowitym przekreśleniu podstaw biologicznych naszej płciowości. „Z jednej strony – słusznie zauważa brak konsekwencji obwiniona prof. Budzyńska – uważa się, że płeć staje się sprawą do wyboru, ale z drugiej strony, jeśli przychodzi co do czego, np. do płacenia alimentów na dziecko, to nagle okazuje się, że plemnik (podarowany przez dawcę – chodzi, przypomnijmy, o związek lesbijek) ma jednak swoją płeć i w związku z tym chce się pozyskać alimenty od owego dawcy plemnika”. I trudno nie przyznać jej racji. Jakoż sprawa mocno się komplikuje w świetle zaskakującego stanowiska, jakie zajął ostatnio w analizowanej kwestii minister nauki i szkolnictwa wyższego, wicepremier Jarosław Gowin: „Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender (Radio Zet, 04.11. 2019).Ta sympatia ministra Gowina do zwolenników ideologii gender zaskakuje, gdyż jeszcze niespełna dwa miesiące wcześniej na pytanie, czy ideologia gender to zagrożenie dla Polski i polskich rodzin – odpowiedział: „To jest ideologia – w moim przekonaniu – sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem i też z tradycyjnymi polskimi wartościami. Natomiast wierzę, że polskie społeczeństwo jest na tyle zdrowe moralnie i przywiązane do tych tradycyjnych wartości i zdrowego rozsądku, że ta ideologia nie będzie się szerzyć”.(Radio Zet, 17.09.2019). Przykład ongiś religijnej Irlandii jakoś nie zaniepokoił (choć wydawałoby się, że powinien) i nie zmącił dobrego samopoczucia ministra rządu dobrej zmiany. Czyżby więc minister Gowin – w sposób świadomy (?) – słynną wałęsizną: „jestem za, a nawet przeciw” – oswajał nas, konserwatywnych zacofańców, z tak zwanym orwellowskim dwójmyśleniem? Czyżby minister nie dostrzegał w tym lekceważącego stosunku do rozumu?

Sięgam do intuicji konserwatywnego (bo bywają już też kapłani lewicujący) ks. prof. Tadeusza Guza (A. Ciborowska, „Nasz Dziennik”, kwiecień 2019) i aż mnie korci, żeby zapytać pana ministra, czy można sensownie żyć zgodnie z wolą Boga-Stwórcy, stojąc w rozkroku pomiędzy prawdą o tym, od kogo pochodzi wszechświat, człowiek i prawo, a zafałszowaniem tej prawdy? Czy da się żyć zgodnie z wolą Boga, stojąc pomiędzy Bogiem a siłami struktur zła, narzucającymi własną religię – tzw. humanistyczną, z jej rzekomo „zbawczą wiedzą” i z jej człowieczeństwem wypatroszonym z sumienia?

Czy można służyć Bogu, wysługując się Jego wrogom? Nie znamy odpowiedzi ministra rządu dobrej zmiany na te pytania, ale mam poczucie, że mogłem nimi pogłębić stan bezradności niejednego akademika.

Jednego wszelako można być pewnym: gdyby ów stan bezradności wyrażał się w znanym powiedzeniu „bądź mądry i pisz wiersze”, to siły postępu będą odradzać ucieczkę w poezję, zachęcą natomiast, aby zasilić ich szeregi wprzęgnięte w przeprowadzanie bezrozumnej, choć niewinnie brzmiącej zmiany społecznej. Nie dziwi też, że oberwało się pani profesor Budzyńskiej za to, że nie pochwala i nie aprobuje żłobków. Najlepszym środowiskiem dla dziecka – dowodzi konsekwentnie – jest tradycyjna rodzina: pełna i połączona trwałymi więziami. A co na to studenci?

Studenci skargę piszą…

Posłuchajmy jej dosłownego brzmienia: „Na wykładach i ćwiczeniach prof. Budzyńska wypowiadała się o osobach nieheteroseksualnych, stygmatyzując je negatywnie. Podkreślając, że normalna rodzina składa się zawsze z mężczyzny i kobiety. Jesteśmy oburzeni taką postawą. Nie zgadzamy się na żadną dyskryminację. W naszej grupie są osoby nieheteroseksualne, które poczuły się mocno dotknięte zaistniałą sytuacją. Homoseksualizm został przecież usunięty przez WHO w 1992 roku z międzynarodowej statystycznej klasyfikacji chorób i problemów zdrowotnych. Uważamy, że obowiązkiem wykładowczyń i wykładowców jest szerzenie tolerancji i akceptacji, aby wszyscy studenci czuli się bezpieczni”.

Mam poczucie, że brzmi mi to jakoś bardzo swojsko, skreślone na to samo, znane mi kopyto. I rzeczywiście. Oto mam przed sobą dwustronicowe pismo (z dnia 28.02.2011) studentów Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości (GWSP) skierowane do rektora uczelni. Pismo (anonim) zachowało się w moim prywatnym archiwum. Studenci proszą w nim o „interwencję w sprawie Pana Doktora Herberta Kopiec”, (…) bo są „zszokowani poziomem nauczania, jaki tenże reprezentuje. To wstyd – piszą – że na szanującej się uczelni pracuje i naucza osoba, która jest ewidentnym homofobem i fanatykiem religijnym.(…) skandalem jest, że dla Doktora tylko chrześcijaństwo jest jedyną i pożądaną religią (…). Doktor jest osobą nietolerancyjną, ewidentnie uprzedzoną do homoseksualistów i do osób innej wiary. (…) poprzez swoje konserwatywno-chrześcijańskie poglądy, wygłaszane głośno i dobitnie rani uczucia studentów (…). Przykro tego wszystkiego słuchać, tym bardziej, że na auli pośród nas znajdują się osoby z różnym bagażem doświadczeń życiowych, różnej wiary, zapewne także różnej orientacji seksualnej”.

Niezły ze mnie gagatek, co? Mimo że studenci/autorzy pisma (przytoczyłem z niego zaledwie część zarzutów) woleli pozostać anonimowi – rektor uczelni (notabene – jak się później okazało – tajny współpracownik SB) nadał mu urzędowy bieg i status. Co istotne, owo pismo zostało wykorzystane w misternej operacji wyrzucania mnie z pracy. Dramaturgia z tym związana (uchwycona w dokumentach sądowych, np. degrengolada moralna świadków w postępowaniu sądowym itp.) zawiera sporo pouczających wątków zasługujących na to, aby o nich kiedyś opowiedzieć. Dziś poprzestańmy jedynie na odnotowaniu, że:

Gliwiccy humaniści przegrali proces!

W dokumencie pt. Wyrok w Imieniu Rzeczypospolitej Polskiej (28 marca 2014 roku) stwierdza się: „Sąd Rejonowy w Gliwicach Wydział VI Pracy i Ubezpieczeń Społecznych po rozpoznaniu sprawy z powództwa Herberta Kopca przeciwko Gliwickiej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości o przywrócenie do pracy (…) przywraca powoda do pracy u pozwanej na dotychczasowych warunkach pracy i płacy” (Sygn. akt VI P 646/12). Gdyby ktoś zapytał, po co mu tym wszystkim zawracam głowę, śpieszę z odpowiedzią: rośnie tempo ludzkiej żeglugi w stronę degrengolady, stąd nigdy za dużo przypominania, że złu trzeba się sprzeciwiać zawsze.

Antoine de Saint-Exupery pisał, że „znosić podłość jest sposobem, aby ją zniszczyć”. Słowem: Drogi Czytelniku, jeśli się (nie daj Boże!) znajdziesz na celowniku zdemoralizowanych sił postępu, nie wywieszaj zbyt pochopnie białej flagi…

Podzwonne dla Rogera Scrutona (1944–2020)

Motto:

„Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was” (Mt 5,11).

Na celowniku humanistycznych sił postępu niewątpliwie znalazł się zmarły w styczniu tego roku konserwatywny filozof Roger Scruton. Był w czasach rosnącego szaleństwa znakomitym obrońcą zdrowego rozsądku. Nie muszę zapewniać, że nam, zacofanym moherowcom, będzie go bardzo brakowało, bo nikt lepiej od niego nie potrafił w kilku słowach obalać lewackich frazesów związanych z ideologicznym nonsensem i uchwycić rozległych destrukcyjnych procesów społecznych, które odczuwają konserwatyści na całym świecie.

Wśród histerycznych wrzasków, rozlegających się spod sztandarów sił postępu, stwierdził kiedyś, że „walka z mową nienawiści polega na przypisywaniu własnej nienawiści przeciwnikom politycznym”. Oczywiście nie darowano mu tego. Spotkała go za to fala oszczerstw, pośród których „mowa nienawiści” pojawiała się najczęściej. Gdy mówił i pisał o swoim przerażeniu częstym zmienianiem partnerów i zachorowalnością na AIDS przez homoseksualistów, został nazwany homofobem (J.A. Maciejewski, „Sieci” 4/2020). Gdy prezydent Andrzej Duda dekorował go (czerwiec 2019) Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi RP, w Wielkiej Brytanii trwała absurdalna nagonka na tego konserwatywnego filozofa, wywołana przez skandaliczną manipulację jego wypowiedzią w wywiadzie dla „New Statesman”. Na uroczystości dekoracji Scrutona w pałacu prezydenckim nie było brytyjskiego ambasadora. Został zaproszony. Nie przybył – gorzko wspominał o tym Scruton – gdyż był w tym samym czasie niezwykle zajęty promowaniem udziału brytyjskiej ambasady w warszawskiej paradzie równości (Ł. Warzecha, „Do Rzeczy”, nr 4, 2020).

W przedmowie do Pożytków z pesymizmu i niebezpieczeństwa fałszywej nadziei (Zysk i S-ka, 2012) Scruton pisał: „Temat zbiorowego bezrozumu ludzkości nie jest nowy i można sobie zadać pytanie, czy da się coś dodać do opublikowanego w 1852 roku znakomitego przeglądu tego zagadnienia autorstwa szkockiego poety Charlesa Mackaya pt. Niezwykle popularne złudzenia i szaleństwa tłumów. Okazuje się, że wszystkie zjadliwie opisane przez Mackaya zjawiska proroctw, zabobonów, polowań na czarownice, z głupawym idealizmem obecnym we wszystkich nurtach politycznych występują nadal z taką samą częstością i gorszymi skutkami („Do Rzeczy”, op. cit.).

Francuski filozof Henri Bergson (1859–1941) w swoim eseju z 1900 roku pt. Śmiech opisał, jak działa ZŁO: „Obniżanie prestiżu wszystkiemu, co jemu (złu) przeciwne. Rozzuchwalona, ostentacyjna przeciwnormalność. Wskazywanie rzekomo nowych rozwiązań społecznych, a w rzeczywistości krzewienie nędzy moralnej pod kostiumem pychy, władzy, zadufkostwa. Swobodne przyzwalanie na triumf nonsensu. Melancholijna zaduma nad donkiszoterią (…) urągającą rozumowi, silącą się na pozorne przekraczanie granic ludzkich możliwości. Zaciekłość wobec niedającego się ujarzmić ducha ludzkiego, który wciąż powstaje, mimo iż wciąż ponosi klęskę”.

Czyż nie jest przyzwalaniem na urąganie rozumowi argumentacja, stojąca przecież w niezgodzie z biologią, a dotycząca rzekomego istnienia 54 płci? Czyż owa zaciekłość wobec nie dającego się ujarzmić ducha ludzkiego nie jest reakcją na ewangeliczne zapewnienie bliskie sercu każdego katolika, że Kościół nie umrze, bo obiecał nam to Chrystus Pan?

PS

Prof. Budzyńska postawione jej zarzuty uznała za absurdalne. Nie przyznaje się do nich. Uważa je za „krzywdzące, niesprawiedliwe i nie mające pokrycia w rzeczywistości”. Złożyła merytoryczne wyjaśnienia, które, niestety, nie zostały przyjęte. Rzecznik dyscyplinarny uznał je za niewiarygodne i wystąpił do komisji dyscyplinarnej o karę nagany. W oburzających prof. Budzyńską stwierdzeniach pomieszczonych na końcu wniosku (który liczy 30 i pół strony) w punkcie 98 rzecznik dyscyplinarny napisał, że „wymierzenie obwinionej stosunkowo łagodnej kary nagany będzie stanowiło adekwatną dla czynu obwinionej karę, a także wyraz prewencji ogólnej i prewencji szczegółowej”. Podkreślił nadto, że „w środowisku akademickim nie mogą być akceptowane takie zachowania, jakie przypisywane są obwinionej”.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Walec postępu przyśpiesza” znajduje się na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Herberta Kopca pt. „Walec postępu przyśpiesza” na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Budzyńska złożyła wypowiedzenie w geście protestu. Prowadzone jest postępowanie o coś, czego nie zrobiła

Rodzina składa się z ojca, matki, dzieci, krewnych i powinowatych, a płód jest człowiekiem. Za te twierdzenie od roku Uniwersytet Śląski prowadzi postępowanie wobec prof. Ewy Budzyńskiej.

Magdalena Majkowska opowiada o sprawie prof. Ewy Budzyńskiej. Wykładowca prowadziła zajęcia pt. „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych” na Uniwersytecie Śląskimi. Jak możemy dowiedzieć się na stronie Ordo Iuris:

Celem zajęć było zapoznanie uczestników z rodziną jako elementem struktury społecznej oraz przedstawienie jakie formy przyjmowała ona na przestrzeni wieków w zależności od kształtującej ją kultury lub religii.

Prof. Budzyńska przedstawiała odmienności kulturowe rodziny w różnych religiach. Jak podkreśla prawniczka, prof. Budzyńska:

Jest naukowcem od 28 lat. Swoje informacje opiera na wieloletnich własnych badaniach.

Po zajęciach dotyczących rozumieniu terminu rodzina w kontekście nauki chrześcijańskiej grupa studentów złożyła do władz uczelni skargę. Zarzucali jej narzucanie słuchaczom „ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich”. Wobec tych skarg uczelnia rozpoczęła postępowanie wyjaśniające. Trwało on ok. roku. Jak mówi Majkowska badaczka nie będzie już pracować na Uniwersytecie Śląskim:

Prof. Budzyńska złożyła wypowiedzenie w geście protestu […] Od roku prowadzone jest wobec niej postępowanie o coś, czego nie zrobiła.

Obecnie zaś wobec wniesienia przez rzecznika dyscyplinarnego o karę nagany dla prof. Budzyńskiej będzie miało miejsce postępowanie dyscyplinarne. Pierwsza jego rozprawa będzie miała miejsce 31 stycznia. W sprawę obrony prof. Budzyńskiej zaangażował się minister Gowin.

Wysłuchaj całej rozmowy  już teraz!

K.T./A.P.