Oficerowie i żołnierze Freikorpsu powstania śląskie zaliczyli do plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego.

Zdzisław Janeczek

W działaniach powstańczych ogółem, według Tomasza Falęckiego, poległo w boju ponad 4000 insurgentów, nie licząc bestialsko pomordowanych przez Grenzschutz, Freikorps Oberland, Organizację Eschericha (Orgesch), Schwarze Reichswehr i „mord kommanda” – sprawców zabójstw zwanych Fememmorde. W toku „wojny toczonej po ciemku” zabijali oni śląskich księży, nauczycieli i działaczy plebiscytowych, jak Piotr Niedurny czy Franciszek Deja.[related id=79207]

O stosowanym w latach 1919–1921 terrorze świadczą szczegóły dotyczące zabójstwa ks. Wincentego Rudy, proboszcza w Makoszycach. Na plebanii przeprowadzono rewizję w poszukiwaniu broni i dokonano rabunku. Ofiarę wyprowadzono z fary do pobliskiego lasu, bijąc kolbami karabinów. W czasie obdukcji zwłok ks. Rudy stwierdzono cztery rany postrzałowe z przodu i jedną w plecach. Według relacji naocznego świadka, kościelnego Antoniego Karwackiego, „dowód ten był straszny z bliska. Prócz tego miał 3 dziury w prawym boku od sztyletu oraz potłuczenia liczne kolbami”. Również ks. Franciszek Marks (Marx) został zamordowany przez Niemców, a ciało jego spalone w gazowni w Kluczborku. Z kolei w Modzurowie członkowie „Ortswehry” zastrzelili ks. Augustyna Strzybnego. M. Piela wspomina także listę nazwisk 94 księży Górnoślązaków, którzy po podziale Śląska w 1922 r. musieli szukać schronienia w polskiej części tej prowincji. Znanego z patriotyzmu ks. Teofila Bromboszcza, biskupa sufragana katowickiego, nękano nawet w okresie II Rzeczypospolitej; 15 II 1923 r. „uzyskał on od starosty pszczyńskiego zezwolenie na noszenie broni” ze względu na zagrożenie życia ze strony Niemców.

Trafnie freikorzystów zobrazował Ernst von Salomon (1902–1972), w tłumaczonej na angielski autobiograficznej powieści Die Geächteten, jako uśmiechniętych młodzieńców w bawarskich kapeluszach z piórkiem, uzbrojonych „w żelazo”, podróżujących koleją na Górny Śląsk, gdzie, jak Josef „Beppo” Römer, zamieniali się w okrutników i morderców.

„Gdzieś z głębi Niemiec ściągali awanturnicy marzący tylko o tym, by bić, bić pałką, kolbą, bagnetem – czym się da. Dudniły buciory kondotierskich jednostek Orgeschu, Oberlandu, von Loewenfelda, von Aulocka, Heinza, Heydebrecka, Paulssena, Kühmego, Rossbacha, Ehrhardta. Gdzie przeszli, tam długo lamentowały śląskie kobiety i dymiły zgliszcza domów”. „Gnębienie ras” (Słowian i Żydów) oraz burzenie nowych porządków nazywali „dobrowolną służbą dla ojczyzny”. Traktowali ją jako akt wywyższenia, który dawał im poczucie siły. Moc czerpali także z poczucia swojej wartości bojowej, bo jak pisał jeden z nich, czuli się zwycięzcami „stu bitew”. Dlatego odmówili ustąpienia ze sceny dziejów. Freikorps, liczący ponad 200 formacji zrzeszających około 400 tys. uzbrojonych mężczyzn, miał stać się decydującym czynnikiem politycznym. Jego oficerowie i żołnierze powstania śląskie zaliczyli do jednej z plag dręczących Niemcy. Toteż tępili ją bezlitośnie. Ich przemarsze znaczyła śmierć i wojenna pożoga. (…)

Powstańcy śląscy oczekują na katowickim Rynku na przybycie marszałka Józefa Piłsudskiego. Fot. ze zbiorów autora

Henryk Kalemba i inni dowódcy zaczęli stawiać pierwsze pomniki ofiarom represji i poległym towarzyszom broni. Świadectwem ich czynu były nie tylko przyznane odznaczenia, lecz także proste brzozowe krzyże pośród żołnierskich kwater. Zapłonęły na pomnikach znicze – symbole życia, a na straży postawiono kamienne orły. Wielu spoczęło we wspólnej mogile. W Katowicach takim symbolem przetrwania w ludzkiej pamięci m.in. stał się Grób Nieznanego Powstańca na placu Wolności (zniszczony przez Niemców podczas II wojny światowej). (…)

H. Kalemba we wszystkich powstaniach potrafił zdobyć uznanie wśród podwładnych. Był trzykrotnie ranny, m.in. w 1919 r. pod Chyrowem i w 1920 r. pod Czeladzią. Jego historia frontowa była bogata i obfitująca w dramatyczne epizody. Niestety brak dokumentów opisujących szczegółowo jego dokonania wojenne. Został odznaczony Orderem Virtuti Militari 5 kl. nr 7847. Dowódca 3 Pułku Powstańczego im. gen. Jana Henryka Dąbrowskiego Rudolf Niemczyk wymienił go pośród najbardziej cenionych organizatorów POW G.Śl. i oficerów (…)

Ślązacy byli na ogół dobrze przygotowani na szczeblu podoficerskim. Nad Niemcami górowali zaangażowaniem i ideowością. Istniał wśród nich duży pęd do pogłębienia wiedzy. Wielu z nich dokształcało się już w czasie pełnienia służby lub działalności publicznej, jak Adam Kocur, który uzyskał nawet tytuł doktora praw, lub Roman Jan Koźlik, prawnik i bankowiec.

Podobnie budował swój awans Henryk Kalemba. Z kolei były dowódca 7. Pułku Piechoty im. Stefana Batorego, Stanisław Mastalerz, uzupełniał własną edukację nawet w okresie emigracyjnym, kończąc w Manchesterze dwuletni kurs ekonomiczny dla spółdzielców-oficerów wojsk sprzymierzonych. Zarówno on, jak i jego koledzy cieszyli się autorytetem u podkomendnych, a także uznaniem i dużą popularnością nie tylko wśród lokalnych społeczności. Ich kariery przypominały awanse w szeregach rewolucyjnej armii francuskiej końca XVIII wieku, której żołnierze, wiernie służąc „małemu kapralowi”, jako synowie karczmarzy i bednarzy zdobywali (średnia ich wieku wynosiła zaledwie 44 lata) stopnie generalskie i buławy marszałkowskie.

Powstania śląskie, w których istotną rolę oprócz ucisku narodowościowego odgrywało poczucie krzywdy społecznej, nosiły znamiona rewolucji i miały charakter plebejski, a więc wykreowały także swoich ludowych bohaterów. Ich zbiorowy wizerunek w krzywym zwierciadle kreśliła współczesna pruska propaganda. Akcentowała ona brak przygotowania zawodowego, pragnienie kariery i chęć przygody jako główny motyw ich działania. Zdaniem sympatyków strony niemieckiej, mianowani oficerowie z POW G.Śl., wywodzący się ze środowisk biedoty miejskiej lub robotników rolnych, byli to „ludzie bez pojęcia o tej służbie”, dla większości których wstąpienie do armii, mimo trudów i ryzyka, było źródłem wyżywienia, schronienia i ubioru. Tacy, którym znudziła się ciężka praca i chcieli posmakować innego, bardziej barwnego życia lub pragnęli uciec przed odpowiedzialnością za młodzieńcze przygody. Według niemieckich publicystów byli pogardzaną, bezkształtną szarą masą, „dziką powodzią”, która zalała na Górnym Śląsku świat wielosetletniej germańskiej kultury. W tym miejscu warto przytoczyć słowa polskiego generała Ignacego Kruszewskiego, że „nie wiek, nie postawa, lecz serce robi żołnierza, a po części i generała”.

Działalność rodzimej kadry dowódczej powstań śląskich była wykładnikiem z jednej strony umiejętności wojskowych, z drugiej zaś poglądów politycznych oraz pochodzenia społecznego i narodowego. Główne jej obowiązki polegały najpierw na działaniu w konspiracji, a później na organizacji walki i dowodzeniu jednostkami frontowymi.

W przypadku działań POW G.Śl., rozległość kompetencji, duża niezależność i swoboda w podejmowaniu decyzji wymagały od dowódców powstańczych baonów i pułków dużych umiejętności i uzdolnień organizacyjnych, operacyjnych, a także walorów osobistych wyższych od

tych, którymi odznaczali się oficerowie niemieccy.

Musieli oni wyróżniać się silnym charakterem, odwagą w podejmowaniu decyzji, uporem i konsekwencją w działaniu, odwagą osobistą, wiedzą teoretyczną i doświadczeniem wojskowym. „Moc woli” i „siła ducha” oraz zapał, poświęcenie, determinacja, oddanie i wrodzone wyczucie terenu to poważne atuty śląskiego oficera. Do tego należało dodać silne poczucie przynależności narodowej i umiejętność kierowania polską pracą propagandową przydatną w walce plebiscytowej.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 8 i 9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba – ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 8 i 9 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

I powstanie śląskie rozpoczęło się wbrew Korfantemu i po dwukrotnym odwołaniu przez niego terminu jego wybuchu

Śląsk oczekiwał rozwoju wypadków. Tymczasem Niemcy byli w posiadaniu największych tajemnic organizacyjnych, wskutek czego mogli wydać rozkazy, na podstawie których powstanie było skazane na zagładę.

Jadwiga Chmielowska

Nadeszło lato 1919 roku. Wojciechowi Korfantemu udało się odwołać dwa terminy wybuchu powstania. Zrobił to w ostatniej chwili, to znaczy już po wydaniu rozkazów oddziałom powstańczym we wszystkich powiatach. Z punktu widzenia militarnego największe szanse miało powstanie w kwietniu 1919 r. Znacznie gorszy był stosunek sił w czerwcu, kiedy to Korfanty przyleciał samolotem do Sosnowca wstrzymywać walki. Cofnięcie rozkazu nie dotarło do komendantów powiatowych w Koźlu, Kluczborku i Oleśnie. Tam wybuchły walki i osamotnieni powstańcy, bez wsparcia z innych powiatów, musieli się rozpierzchnąć. Część z nich osiadła w obozach uchodźców na terytorium Polski, tuż przy granicy ze Śląskiem – w Sosnowcu i Piotrowicach.

Niemcy dostali dowód, że pomimo surowych przepisów stanu oblężenia – stanu wojennego, aresztowań – Ślązacy są gotowi i są w stanie wywołać powstanie.

W Bytomiu Główny Komitet Wykonawczy z Józefem Grzegorzkiem na czele podjął uchwałę wzywającą Dowództwo Główne POW G.Śl. do wydania rozkazu powstania: „Obecni na zebraniu w dniu 11 sierpnia 1919 r. w Bytomiu komendanci powiatowi i grono wybitniejszych funkcjonariuszy POW G.Śl., ze względu na straszny terror ze strony niemieckiej żądają od Gł. Komendy POW w Strumieniu, ażeby wydała rozkaz rozpoczęcia powstania. W razie niepodzielenia tego zdania przez Główną Komendę POW G.Śl., zebranie uchwala, ażeby rozwiązać organizację”.

W związku z tym, że należało tę uchwałę dostarczyć natychmiast do Strumienia, dwaj kurierzy – Stanisław Mastalerz i Szczepan Lortz – jeszcze tego samego dnia udali się do Strumienia. Alfonsa Zgrzebnioka tam nie było, ale w jego zastępstwie Jan Wyglenda zorganizował odprawę sztabu. Przyjęto do wiadomości tekst uchwały, ale nie chciano nawet słyszeć o jej wykonaniu. Zwołano odprawę wszystkich komendantów powiatowych na 15 VIII 1919 r. Wtedy nastąpiła zdrada. Niemcy wysłali na granicę swoich agentów.

„Dnia 15 sierpnia 1919 r., a więc w momencie najkrytyczniejszym, Niemcy zaaresztowali na granicy polsko-śląskiej, na szosie z Pawłowic do Strumienia, Jana Januszczyka z Szopienic, Wilhelma Fojcika i Fryderyka Reischa z Katowic oraz Karola Góreckiego z Markowic. Byli oni w drodze do Strumienia, dokąd ich zawezwano na posiedzenie” – napisał Jan Ludyga-Laskowski w swojej książce Zarys historii trzech Powstań Śląskich 1919, 1920, 1921. Następnego dnia Niemcy przechwycili kurierów z meldunkami. Franciszek Gajdzik wiózł rozkazy dla powiatów rybnickiego, zabrskiego i gliwickiego, Ludwik Mikołajec dla pszczyńskiego, a Szczepanik dla kluczborskiego, oleskiego, lublinieckiego i tarnogórskiego. Rozkaz brzmiał: „Do komendanta powiatu… Dla wyświetlenia sytuacji, jaka powstała w Bytomiu, zwołujemy we wtorek dnia 18 sierpnia 1919 r. o godz. 2.00 po południu wszystkich komendantów i podkomendnych na zebranie do Strumienia. Podpisano: Gł. Dowódca POW G.Śl. w.z. (-) Wyglenda”. Dowódca Alfons Zgrzebniok był wtedy nadal w podróży służbowej.

Po aresztowaniu kurierów do więzienia trafili też Janusz Hager i Jan Pyka, komendanci powiatów zabrskiego i gliwickiego.

Po zatrzymaniu przez Niemców szefa sztabu Józefa Buły oraz szefa całej organizacji śląskiej POW Józefa Grzegorzka, kurierów i kilku komendantów powiatowych, zarówno wśród pozostających na wolności członków sztabu w Strumieniu, jak i Komitetu Wykonawczego zapanował chaos.

„W ręce Niemców dostały się materiały dotyczące POW Górnego Śląska, m.in. stany liczebne. Aresztowanie to było najprawdopodobniej wynikiem zdrady” – na podstawie materiałów Wyglendy („Traugutta”) i archiwów stwierdziła w swej książce Zyta Zarzycka. Szef sztabu J. Buła miał przy sobie rozkazy zakazujące rozpoczynania jakichkolwiek walk. Niemcy się nimi posłużyli podczas powstania, wysyłając podstawionych kurierów.

Komendant posterunku policji w Katowicach Horing tak napisał w swoim raporcie: „Z powodu ujęcia jednej części podkomendnych i rzeczoznawców z Górnego Śląska, zaproszonych na posiedzenie POW do Strumienia – i przez to, że jedna część zaproszeń została przez nas przejęta – zebranie w dniu 15 VIII 1919 r. w Strumieniu nie doszło do skutku i dlatego porozsyłano naprędce, jeszcze w dniu 15 bm., zaproszenia na drugie zebranie, wyznaczone na dzień 18 bm. Jak wynika z treści nowych zaproszeń i z zeznań oskarżonych, na zebraniu tym szef sztabu Buła – który dnia 10 bm. wyjechał do Warszawy, skąd wrócił 15 bm. – zakomunikować miał ważne wiadomości. (…) Oczekiwane są dalsze aresztowania powiatowych komendantów POW przez wojskowe posterunki policyjne. Donoszą, iż 18 bm. ogłoszony będzie na Górnym Śląsku »stan doraźny« z zarządzeniem, że każdy spotkany z bronią w ręku zostanie rozstrzelany”. (…)

Oddział zbrojny 40 powstańców z Maksymilianem Iksalem na czele po przekroczeniu granicy miał nie tylko unieszkodliwić Grenzschutz, ale i na polach pomiędzy Skrbeńskiem a Gołkowicami zdetonować minę, aby dać sygnał do wybuchu powstania dla dwu powiatów – rybnickiego i pszczyńskiego.

Pod budynkiem dworskim w Gołkowicach powstańcy pod dowództwem Jana Salamona stoczyli bój. Niemcy się poddali. Zginęło 2 powstańców: Fr. Panus i Fr. Sernik oraz 6 Niemców. Jeńców odstawiono do Cieszyna. Pomimo, że wg pierwotnych planów oddział Iksala miał wziąć udział w zdobywaniu Wodzisławia, wycofał się do Piotrowic – na terytorium Polski. Iksal zniknął; po kilku dniach w Warszawie prosił o pomoc dla powstania. (…)

Niestety wysiłki ludu górnośląskiego nie były skoordynowane. Wieść o wybuchu powstania w powiecie pszczyńskim rozeszła się lotem błyskawicy i 17 sierpnia 1919 r. cały Śląsk oczekiwał rozwoju dalszych wypadków. Tymczasem Niemcy byli w posiadaniu największych tajemnic organizacyjnych, wskutek czego mogli wydać rozkazy, na podstawie których powstanie było skazane na zagładę” – tak relacjonuje cytowany już Jan Ludyga-Laskowski. (…)

W Lipinach dzięki dopływowi oddziałów powstańczych z okolicznych miejscowości toczono też walki z 150-osobowym oddziałem Grenzschutzu, który stacjonował we dworze w Piaśnikach. Zgrupowaniem powstańczym w Lipinach dowodził Antoni Czajor.

W Szopienicach doszło do ostrych walk, ale powstańcy wykazali się też przebiegłością. Dowódca kompanii szopienickiej Piotr Łyszczak poszedł do komendy Grenzschutzu i kazał zameldować kapitanowi, że delegacja kopalni „Giesche” chce z nim porozmawiać w ważnej sprawie. W rozmowie powstańcy zażądali poddania się żołnierzy i opuszczenia Szopienic. Dowódca Grenzschutzu odesłał ich do majora w Mysłowicach, gdyż tylko on mógł podjąć decyzję. Delegacja udała się więc pod eskortą żołnierzy do komendanta w Mysłowicach. Ten odmówił poddania się. Fortel się nie udał, ale delegacja spokojnie wróciła do oddziału.

Doszło do walk. Niemcy poddali się dopiero, gdy powstańcy zagrozili wysadzeniem „domu sypialnego” Grenzschutzu. Zdobyto 100 karabinów, 7 kulomiotów i olbrzymi zapas amunicji. Jeńców odstawiono do obozu. „Szopieniccy ludzie złożyli dowody wielkiego męstwa, wytrzymałości i karności żołnierskiej – i stali się bohaterami” – tak zanotował w swojej książce Józef Grzegorzek.

Henryk Miękina zjednoczył pod swoim dowództwem kompanię z Bogucic i z Dąbrówki Małej. Jego podkomendni strącili niemiecki samolot zwiadowczy. Wzięli załogę do niewoli, a maszynę obrzucili granatami.

W Nikiszowcu komendantem oddziału POW był Feliks Marszalski, a jego zastępcą – Teodor Chrószcz. Marszalski znikł z Nikiszowca już 12 godzin przed wybuchem powstania, więc dowództwo objął Chrószcz. Strzały w pobliskim Janowie były sygnałem do rozpoczęcia walk. Niestety w składnicy broni była tylko jedna fuzja myśliwska, jeden rewolwer i jeden teszyng (strzela ślepakami). Teodor Chrószcz, mimo że zaszokowany pustym składem, jednak postanowił walczyć. Około godziny 3 nad ranem przybył z Janowa uzbrojony patrol powstańczy. Chrószcz poprosił o oddanie salw z karabinów. Grenzschutz natychmiast uciekł z domu sypialnego na plac drzewny, zajmując pozycje pomiędzy szybem kopalni a strażą pożarną. Mieszkańcy Nikiszowca zaczęli się gromadzić przed familokami. Niemcy wysłali patrole wojskowe, które wzywały gapiów okrzykami „Ferster zu, Strasse frei!” (okna zamknąć, ulice opuścić). Kula dosięgła podoficera Grenzschutzu i patrole niemieckie natychmiast się wycofały. O 6 rano rada zakładowa kopalni „Giesche”, sygnałami alarmowymi zwołała wiec przed strażą pożarną. Na czele tej rady stali komuniści – dwaj bracia Szwedowie. Dowódca kompanii Grenzschutzu w stopniu porucznika oświadczył, że chce przemówić. Obiecał, że jeśli ludzie wrócą do domów, on wycofa się z Nikiszowca. Chrószcz wyraził zgodę pod warunkiem oddania broni. Powstańcy zdobyli w ten sposób 100 karabinów, dwa lekkie i dwa ciężkie karabiny maszynowe, 200 granatów ręcznych i olbrzymi zapas amunicji.

Pierwotna wersja tekstu została opublikowana w niewychodzącej już „Gazecie Śląskiej”.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch I powstania śląskiego” znajduje się na s. 15 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch I powstania śląskiego” na s. 3 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wybuch I powstania śląskiego. Kunktatorstwo i niezdecydowanie Wojciecha Korfantego przyczyną niepowodzenia zrywu

„Powstańcy zapomnieli o troskach i biedzie i nie wątpili, że nadeszła chwila ostatecznego oswobodzenia ojczystej ziemi od jarzma wroga”. Uwierzyli Korfantemu. Wnet miało przyjść gorzkie rozczarowanie.

Zdzisław Janeczek

W nocy z 2 na 3 V 1921 r. Rudolf Niemczyk otrzymał zadanie opanowania Katowic wspólnie z innymi podkomendnymi Walentego Fojkisa, Adama Kocura i oddziałami Czesława Paula. Na początku bez walki zajął Zawodzie. Niemcy bronili się chaotycznie, byli zaskoczeni koncentrycznym atakiem około 5 tys. powstańców zgrupowanych w 8 baonach. W walce wyróżnił się szczególnie baon Niemczyka. O wydarzeniach tych pisał: „Już nad ranem byłem w posiadaniu dworca kolejowego, więzienia oraz całej południowo-zachodniej strony miasta”.

Jego podkomendny Henryk Kalemba w pierwszych godzinach trzeciego powstania zajął gmach policji w Katowicach. Jak wspominał hr. Maciej Mielżyński: niemiecka policja „stawiała ostry opór”, jednak rychło ją rozbrojono i „z orgeszami postawiono pod straż”. Nastąpił jednak nieprzewidziany incydent. Żołnierze włoscy, którzy znajdowali się w pociągu relacji Katowice-Pszczyna, ostrzelali podkomendnych R. Niemczyka, zabijając jednego i raniąc dwóch powstańców.

Około godziny 7 rano nadzorujące plebiscyt wojska francuskie wspierane przez czołgi i samochody pancerne skoncentrowały swoje siły, a ich dowództwo zażądało wycofania powstańczych oddziałów z Katowic. Po negocjacjach z komendantem garnizonu Dowództwo Grupy „Wschód” poleciło powstańcom wycofać się z zajętych pozycji w centrum grodu. Zawodzie pozostało jednak w rękach insurgentów. Wokół miasta wzniesiono barykady i kolczaste zasieki. Rozpoczęło się cernowanie (od francuskiego ‘cerner’: otoczyć, osaczyć, oblegać) Katowic i innych miast, celem zabezpieczenia odwodów przed ewentualnym atakiem Niemców od strony aglomeracji. W założeniu przewidywano także odcięcie wody, prądu i dostaw żywności, co miało spowodować oddanie Katowic pod kontrolę sił powstańczych.

Konstantin Fehrenbach, Kanclerz Republiki Weimarskiej, ostro zaatakowany werbalnie w Reichstagu w sprawie wydarzeń na Górnym Śląsku bronił się, twierdząc, że

„Niemcy niczego nie zaniedbali, wiedząc jak ważny jest fakt dokonany, ale niestety zostali przez Polaków zaskoczeni, gdyż działali oni mit verbrecherischer Genialität (z geniuszem kryminalnym) tak piorunująco, że niemieckie organizacje nie miały czasu połapać się w sytuacji”.

Kompania H. Kalemby zajęła odcinek od kopalni „Ferdynand” („Katowice”) do Fabryki Kremera w Zawodziu. Odezwa z 20 V 1921 r., podpisana przez Wojciecha Korfantego oraz Józefa Biniszkiewicza, Józefa Rymera i Józefa Grzegorzka – przedstawicieli Wydziału Wykonawczego – sugerowała oblężonym kapitulację jako jedyną trafną decyzję w zaistniałej sytuacji. Jednak dyktator III powstania nie był w swych deklaracjach do końca konsekwentny. Rudolf Niemczyk, odpowiedzialny za przeprowadzenie tej operacji we wspomnieniach, odnotował, że skutki cernowania „próbował złagodzić Wojciech Korfanty, polecając […] dwa razy otworzyć zawory wodociągów bez wiedzy dowództwa Grupy »Wschód«. Dowiedziawszy się o pierwszym otwarciu wody byłem wprost wściekły […] na podobną nikczemność ze strony tego pana – pisał Niemczyk – ale cóż miałem robić, gdy już puszczona woda napełniła baseny, z których zapas mógł starczyć na 5–6 dni”.

Po tym incydencie z Korfantym R. Niemczyk poprosił dowództwo Grupy „Wschód” aby jego ludzi zwolniono od obowiązku cernowania Katowic i wysłano na front. (…)

Powstańcy, dzięki zaskoczeniu przeciwnika, w pierwszej fazie walk do 10 V 1921 r. odnieśli duży sukces strategiczny. Zwycięski pochód ku Odrze zapoczątkowała operacja „Mosty” rozpoczęta w noc wybuchu insurekcji. Przeprowadziła ją grupa destrukcyjna Tadeusza Puszczyńskiego (działającego pod pseudonimem „Konrada Wawelberga”). Na odcinku 90 km jej członkowie wysadzili 9 mostów na zachodniej granicy obszaru plebiscytowego, odcinając go od zaopatrzenia z głębi Niemiec. Powstańcy w ciągu tygodnia opanowali teren wyznaczony tzw. linią Korfantego, biegnącą od granicy z Czechosłowacją na północ wzdłuż Odry do przedmieść Krapkowic, a następnie skręcającą na północny wschód w stronę Kamienia Śląskiego, Ozimka, Gorzowa Śląskiego i dochodzącą do ówczesnej granicy z Polską w okolicach Zdziechowic. W. Korfanty już 7 V w Dąbrówce Małej rozpoczął negocjacje rozejmowe z przedstawicielami Międzysojuszniczej Komisji bez udziału Niemiec, realizując swoją koncepcję powstania jako demonstracji politycznej. 9 V podpisał rozejm, który miał zapewnić korzystną dla Polski linię demarkacyjną. Niestety wskutek niemieckiego protestu alianci się wycofali, a gen. Henri Le Rond zdementował wiadomość o rozejmie.

Tymczasem 10 V W. Korfanty w specjalnej odezwie, ogłaszając dobrą nowinę o zawartym układzie, wezwał mieszkańców Śląska do powrotu do fabryk. Równocześnie skonstatował: „Godzina wolności wybiła. Stajemy się panami własnego domu”. Niestety słowa te nie miały pokrycia w rzeczywistości.

Zrobił się zamęt. Wielu uważało, iż nastąpił koniec powstania i podjęło decyzje powrotu do domu. Tymczasem czekał ich jeszcze ciężki bój o Górę św. Anny, gdyż Niemcy od strony Krapkowic i Kluczborka przygotowywali kontrofensywę.

Wyhamowanie powstańczej ofensywy za sprawą politycznych manewrów skutkowało pojawieniem się widma klęski. Bitwę o Górę św. Anny można było stoczyć albo w korzystniejszych okolicznościach, albo w ogóle do niej nie dopuścić. Gdyby wykorzystano w pełni pierwszy etap pełnego zaskoczenia Niemców, można było zająć znacznie większą część obszaru plebiscytowego i przekroczyć linię Korfantego, co sugerowali dowódcy Grupy „Wschód”. Dawało to lepszą pozycję wyjściową do odparcia kontrataku wroga i umocniłoby pozycję negocjacyjną w trakcie rokowań pokojowych, a także miałoby korzystny wpływ co do mediacji linii demarkacyjnej. Dyktator powstania jednak kategorycznie zabronił jej przekraczania. Kolejnym kardynalnym błędem był rozkaz nakazujący powstańcom opuszczenie położonego o kilkanaście kilometrów na północ od Góry św. Anny, zdobytego w ciężkich walkach (14–17 V) Gogolina, mimo iż miejscowość ta leżała za linią Korfantego, a zajęcie pobliskiego Otmętu pozwalało na kontrolę jedynego ocalałego mostu na Odrze, którym Niemcy mogli przeprawić swoje siły na drugi brzeg rzeki. Powyżej tego punktu cała linia Odry aż do granicy z Czechosłowacją była obsadzona przez powstańców.

W tych okolicznościach niemożliwy byłby atak na Górę św. Anny, gdyż Niemcy mieli przed sobą trudną do sforsowania naturalną przeszkodę, jaką była Odra. Niestety względy polityczne pokrzyżowały plany dowódców POW G.Śl. i zmusiły ich do przyjęcia boju w niekorzystnych warunkach.

Czynnikiem dodatkowo uszczuplającym siły powstańców była konieczność cernowania miast. Zgodnie z przewidywaniami powstańczych dowódców, nocą z 20 na 21 V dobrze uzbrojone niemieckie oddziały przeprawiły się na prawy brzeg Odry w Krapkowicach. Po dwóch zażartych szturmach zdobyły Górę św. Anny, tracąc do 24 V około 500 ludzi. Straty powstańców, licząc w zabitych, rannych i zaginionych, szacowano na ¼ stanu osobowego.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater (III)” znajduje się na s. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater (III)” na s. 6–7 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Nie możecie wytrzymać, to róbcie powstanie i telegrafujcie: „Ciocia chora, ksiądz zaopatrzy o godzinie…”

Kwietniową uległość wobec Korfantego nie tylko Grzegorzek przypłacił więzieniem; życie straciło tysiące ludzi, i to nawet nie w samych powstaniach – wielu zostało przez Niemców zgładzonych później.

Jadwiga Chmielowska

Ślązacy na próżno czekali na obiecany w pisemnym rozkazie Wojciecha Korfantego odwołującym powstanie sygnał do wybuchu powstania, który miał nadejść do 15 maja 1919 r.

W kwietniu w ostatniej chwili Korfanty odwołał wybuch powstania ogłoszony przez Komitet Wykonawczy POW. W maju nastąpiły aresztowania.

Zatrzymano między innymi Michała Wolskiego – prezesa „Sokoła” i Śląskich Kółek Śpiewaczych. Przeprowadzane były masowo rewizje, np. u J. Bądkowskiego – byłego burmistrza Tarnowskich Gór i Józefa Michalskiego w Wodzisławiu. Żołnierze wpadali na zebrania towarzystw śpiewaczych, „Sokoła” i innych stowarzyszeń polskich. Rewizje były przeprowadzane bardzo często nocami, by zwiększyć ich uciążliwość i przestraszyć domowników.

Korfanty zgadza się na powstanie

Pod koniec maja dowiedziano się, że W. Korfanty jest w Warszawie. Natychmiast udała się tam ze Śląska delegacja. Józef Biniszkiewicz i Wiktor Rumpfeldt – działacze PPS sympatyzujący z Piłsudskim – i Adam Postrach z TG „Sokół” spotkali się z Korfantym w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu. W spotkaniu uczestniczyli też księża z Poznańskiego: Paweł Pośpiech i Józef Kurzawski. Gdy Korfanty znowu wysłuchał o konieczności walki zbrojnej, rzekł: Nie możecie wytrzymać, to róbcie powstanie i telegrafujcie: „Ciocia chora, ksiądz zaopatrzy o godzinie… Wracając na Śląsk, delegacja zatrzymała się w Sosnowcu. Postanowili rozmawiać z Józefem Dreyzą, który po wstrzymaniu w kwietniu przez Korfantego wybuchu powstania organizowanego przez Komitet Wykonawczy POW z Bytomia, został namaszczony przez niego na odpowiedzialnego za sprawy wojskowe. Komendanci powiatowi i dowódcy baonów, nie mogąc się doczekać walki, jeździli do Sosnowca i naciskali na wydanie rozkazu rozpoczęcia powstania. (…)

Dyplomacja w Paryżu

W połowie czerwca 1919 r. dyplomaci polscy zaczęli w Paryżu ustępować pod naciskiem Anglii i Ameryki, które domagały się przeprowadzenia na Śląsku plebiscytu. Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że nic więcej nie wytargują. Do Paryża udała się delegacja Śląska w składzie: inż. Stanisław Grabianowski z Katowic i redaktor Edward Rybarz z Bytomia – wysłannicy podkomisariatu bytomskiego oraz Józef Rymer z Katowic – delegowany przez Naczelną Radę Ludową (NRL) z Poznania, a który reprezentował również polskie organizacje robotnicze Górnego Śląska. Grabianowski i Rybarz, przerażeni zgodą polskich dyplomatów na plebiscyt, powiedzieli Ignacemu Paderewskiemu: Górny Śląsk nie zapomni tego nigdy tym polskim mężom stanu, którzy zgodzą się na zarządzenie plebiscytu i natychmiast usłyszeli odpowiedź: Jeżeli pada deszcz i biją pioruny, to ja temu nie jestem winien. Gdy Rybarz przekonywał, że uzależnienie ekonomiczne i terror sprawiają, że na Śląsku w ostatnich tygodniach ludzie boją się już oficjalnie demonstrować polskość, Paderewski odpowiedział szczerze:

Panowie! W zagranicznych kołach dyplomatycznych często spotykamy się z zarzutem, że Polacy mają imperialistyczne dążenia i plany. Jest przesąd, przeciwko któremu, zwłaszcza w ostatnich dwóch tygodniach walczyć musieliśmy, a uczyniliśmy to wytężeniem wszystkich sił. W tym kierunku dużo udało nam się zrobić, lecz wątpię, czy to wystarczy, ażeby od Górnego Śląska odwrócić to, co wy nazywacie niebezpieczeństwem, tj. plebiscyt.

Delegaci byli zdruzgotani, wiedzieli, że mimo znacznej przewagi ludnościowej plebiscyt skończy się krzywdą dla Polski. Trochę otuchy dały im słowa Paderewskiego, które wypowiedział na pożegnanie: Teraz już musicie jechać, tu już nic nie osiągniecie. Losy będą rozstrzygnięte na miejscu. Gdy przyjedziecie na Górny Śląsk, to tam już będą walki. Wracali z ciężkim sercem, tak jak XIX-wieczni emisariusze, którzy też liczyli na pomoc europejskiej dyplomacji. Cieszyło ich jedynie to, że niektórzy członkowie polskiego przedstawicielstwa widzieli jeszcze ratunek dla Śląska w zbrojnym powstaniu.

Alfons Zgrzebniok, Józef Buła i Adam Postrach zdecydowanie domagali się rozpoczęcia walk. Dreyza, który jeszcze przed wyjazdem w Sosnowcu mówił: Ja tym chłopcom pokażę, jak się robi powstanie! Dam hasło do ruszenia, a gdy zacznę młócić, to po biodra będę brodził w krwi niemieckiej, teraz spuścił z tonu i próbował blokować entuzjazm powstańczy, krzycząc: Hola! To nie idzie tak szybko, wszystko trzeba gruntownie rozważyć! – tak wyglądała relacja z tej narady złożona przez Lampnera w Komitecie Wykonawczym POW w Bytomiu. Wtedy Lampner zabrał głos w imieniu Komitetu Wykonawczego i zarządził osobną 20-min. naradę z Dreyzą i oficerami z Poznania: Jesionkiem i Andrzejewskim. Podjęto decyzję rozpoczęcia powstania w nocy z 22 na 23 czerwca.

Korfanty wkracza do akcji

I znów Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu zadziałała! Postanowiono za wszelką cenę nie dopuścić do powstania.

Korfanty, gdy dowiedział się o decyzji, powiedział dziekanowi wojsk powstańczych, ks. Janowi Brandysowi, który był wtedy w Poznaniu: Księże, jesteśmy wszyscy straceni, gdy Górny Śląsk ruszy, ponieważ ani oni, ani my nie mamy amunicji. Z tego powodu w tej godzinie jeszcze lecę do Sosnowca samolotem, żeby wstrzymać wybuch powstania. Jak zapowiedział, tak zrobił. To, co usłyszał Dreyza od Korfantego, nie nadaje się do cytowania. Położył uszy po sobie i odwołał powstanie.

Rozkazy jednak nie dotarły do powiatu kozielskiego, gdzie powstanie wybuchło. Walczący nie dostali wsparcia z innych powiatów. Cały Grenzschutz ruszył na nich – w popłochu uchodzili w kierunku Sosnowca, Piotrowic i Częstochowy. Niemcy otrzymali namacalny dowód istnienia zbrojnej konspiracji gotowej do walki. Zajścia w Kozielskiem były też zapoczątkowaniem dekonspiracji POW, która z tym momentem zaczęła szybko przybierać na rozmiarach – napisał w swej książce Józef Grzegorzek. Tajna policja rozpoczęła wielką obławę na członków polskiej organizacji wojskowej. Coraz częściej zdawano sobie sprawę z tego, że brak jednego sprawnego i decyzyjnego dowództwa doprowadzi do tragedii, gdyż powstanie wybuchnie spontanicznie.

„Chłopcom zachciało się wojenki” – tak często wyrażał się Korfanty, nie zastanawiał się jednak, dlaczego Ślązacy zdecydowali się walczyć. Przecież tyle razy im mówił przy świadkach, że na ich miejscu sam podejmowałby decyzje i nie pytał nikogo o zdanie. Czy tak mówił na pokaz?

Dlaczego, nie znając sytuacji na Śląsku, miał czelność już drugi raz ingerować? Nie jest żadną tajemnicą, że ludność górnośląska oczekiwała przybycia Korfantego w różnych krytycznych momentach, a ponieważ się nie zjawił, sarkała głośno i dawała wyraz swemu oburzeniu w słowach ostrych i dosadnych – wspomina Grzegorzek. Korfanty cały czas przebywał poza Śląskiem.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej, pt. „Wielkie oszustwa, jeszcze większe zdrady”, znajduje się na s. 19 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej, pt. „Wielkie oszustwa, jeszcze większe zdrady” na s. 19 czerwcowego „Kuriera WNET”, nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kapitan WP Henryk Kalemba – jeden z wielu mało znanych bohaterów, którym Rzeczpospolita zawdzięcza niepodległość (II)

Całe życie poświęcił walce o niepodległość Polski: uczestniczył w I wojnie światowej, w powstaniach śląskich, zginął w Katyniu. Był jednym z tych, których latami pomijano w publikacjach PRL-u.

Zdzisław Janeczek

Henryk Kalemba, jako zaprzysiężony członek POW G.Śl., wziął udział w pierwszym powstaniu śląskim, które rozpoczęło się w nocy z 16 na 17 VIII i trwało do 24 VIII 1919 r. Kierując plutonem, odznaczył się w ataku na placówkę Grenschutzu i zdobył kaem. Niestety zagrożenia militarne ze wschodu, gdzie od 14 II 1919 r. toczono wojnę z sowiecką Rosją, uniemożliwiło rządowi w Warszawie wsparcie insurgentów. Powstanie upadło, a H. Kalemba wraz z innymi powstańcami musiał szukać schronienia przed niemieckimi represjami za polskim kordonem. (…)

Chwilowo front wschodni ponownie stał się jego domem. Kresowy epizod dostarczył mu mocnych wrażeń. Nowe pejzaże, inni ludzie. Udział w coraz to nowych potyczkach. Tam zetknął się po raz pierwszy z komunistami tworzącymi armię bolszewicką, tam nauczył się prowadzić życie zbratane ze śmiercią. (…)

Kampania zimowa prowadzona była w trudnych warunkach klimatycznych, mróz rzadko był mniejszy niż –30 stopni C. H. Kalemba nie tylko wziął udział w krwawym szturmie na Dyneburg, ale i w bojach o polskie Inflanty. Znajdował się stale na linii frontu i został ranny. Jego odwaga i trud żołnierski nie poszły na marne. Operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Siły sowieckie IV i XI dywizji zostały rozbite, miasto zdobyte, a załoga wzięta do niewoli. Udział H. Kalemby w ciężkiej kampanii dyneburskiej miał duży wpływ na ocenę jego żołnierskich zasług. Do Dyneburga przybył osobiście Naczelny Wódz Józef Piłsudski. Uczestników tej operacji polecił umieścić na pierwszych miejscach listy odznaczonych krzyżami Virtuti Militari za walki z lat 1919–1920. (…)

W połowie maja 1920 r. pułk H. Kalemby walczył z nacierającymi wojskami sowieckimi, m.in. pod Kubliczami w rejonie Berezyny, gdzie 3. batalion poniósł duże straty. O zaciętości walk świadczyła zapamiętana przez H. Kalembę śmierć sierżanta Stanisława Młynarczyka z 4. kompani, który pod Berezyną, otoczony 20 V przez wrogów, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie. (…)

Gdy zaleczył rany, otrzymał nowe zadanie. Zwolniony z wojska, został oddelegowany do udziału w akcji plebiscytowej i obrony Górnego Śląska. Zameldował się więc w obozie w Sosnowcu, skąd 20 VIII 1920 r. przedostał się na Śląsk, by podjąć aktywną działalność jako zaprzysiężony członek POW G.Śl., m.in. organizując wiece na Opolszczyźnie. W szeregach POW ujawniły się wszystkie zalety jego osobowości. Oprócz umiejętności dowodzenia ludźmi cechowała go życzliwość. Okazało się, iż był zdolny i lojalny, pracowity, energiczny oraz przejawiał duże zainteresowanie szkoleniem podkomendnych, jak również dalszym pogłębianiem wiedzy wojskowej. Przede wszystkim miał okazję wykazać się odwagą i wykorzystać zdobyte doświadczenie frontowe w drugim powstaniu śląskim. (…)

Wybuchło kolejne powstanie, którego głównym celem była samoobrona. Południową część okręgu VII, podległą A. Dornowi, powstańcy śląscy opanowali już na przełomie 19 i 20 VIII 1920 r. H. Kalemba, dowodząc 3. Kompanią, po zaciętej walce zdobył rodzinną miejscowość Józefowiec. Łupem zwycięzcy padło 200 niemieckich karabinów. Następnie powstańcy z Józefowca wsparli 23 VIII natarcie na Wielkie Hajduki. Inne grupy w powiecie katowickim zdobyły hutę „Baildon”, Nowy Bytom i Chorzów. Opór stawiały niemieckie posterunki w Siemianowicach i Bogucicach. Natomiast bez walki zajęto Giszowiec i Nikiszowiec. 27 VIII 1920 r. objął ich podpisany przez W. Fojkisa akt demobilizacji wszystkich oddziałów bojowych samoobrony. 28 VIII przedstawiciele polskiego i niemieckiego komitetu plebiscytowego wydali wspólną odezwę wzywającą do przywrócenia spokoju i podjęcia pracy. Uczestnicy drugiego powstania zabiegali o usunięcie niemieckiej policji SIPO, a także o rozwiązanie niemieckich bojówek obszaru objętego plebiscytem. Ponadto powstanie przybliżyło cel, jakim było przeprowadzenie plebiscytu. Jego ostateczny termin wyznaczono na 20 III 1921 r. (…)

Postanowił zawrzeć związek małżeński. Okoliczności były sprzyjające. Nie musiał obawiać się przy ślubie trudności, na jakie był narażony ze strony niemieckiego kleru Wojciech Korfanty.

Niemieccy księża w czasie spowiedzi często odmawiali Ślązakom rozgrzeszenia za samo czytanie polskiej prasy i głosowanie na polskich kandydatów do parlamentu. Więc jak ciężkim grzechem musiał być udział w powstaniach i służba pod sztandarem J. Piłsudskiego, poprzedzona dezercją z armii cesarza Wilhelma II?

Dotąd Henryk Kalemba, przystojny blondyn, prowadził kawalerski żywot, gdyż wojna burzyła normalny tryb życia, ograniczała kontakty z kobietami i nie sprzyjała budowaniu trwałych związków. Jednak podczas jednej z akcji plebiscytowych poznał kurierkę Bronisławę z Jędrusków. Podobno spojrzeli sobie w oczy i to wystarczyło. Panna była urodziwa, miała wiele uroku osobistego. Nieduża, dość zgrabna. Ubierała się z dużym smakiem; miała swoisty, ładny styl. Dbała o strój. Z jej kobiecą kokieterią kontrastował umysł raczej męski, wyróżniający się logiką dowodzenia. Była śmiała i rezolutna. Trudniła się przemytem broni dla tajnych magazynów w powiatach katowickim i rybnickim, a także kolportażem materiałów propagandowych przeznaczonych dla Domu Plebiscytowego w Katowicach. Wśród „szwarcowanych” nielegalnych druków były książki, gazety i odezwy. Pośrednio zajmowała się również wywiadem wojskowym, współpracując z Ekspozyturą II Oddziału w Sosnowcu, tzw. biurem Habdank. Jak trzeba było, pomagała powstańcom, opatrywała rany i przewoziła wojenną korespondencję. Wzajemne zauroczenie okazało się trwałe. Henryk oświadczył się poznanej dziewczynie. Gdy propozycja została przyjęta, rozpoczął przygotowania do ożenku. Poślubił Bronisławę tuż po drugim powstaniu – w niedzielę 19 IX 1920 r. (…)

Henryk Kalemba włączył się w ruch niepodległościowy ze zdwojoną energią. Najpierw był to udział w akcji plebiscytowej obfitującej w liczne spory i napięcia, łącznie z utarczkami z niemieckimi bojówkami. Spór się zaostrzył, gdy doszło do niekorzystnej interpretacji wyników plebiscytu.

Polacy oczekiwali, że zgodnie z aneksem do art. 88 traktatu wersalskiego, głosy będą zliczane nie globalnie, a gminami, których za Polską głosowało 44,7%.

Jednakże, wbrew ustaleniom, w Komisji Międzysojuszniczej przewagę zaczęła zdobywać koncepcja brytyjsko-włoska, oparta na globalnym liczeniu głosów i przyznająca Polsce tylko 25% obszaru plebiscytowego, tj. powiaty pszczyński, rybnicki i przylegające do nich lub polskiej granicy skrawki powiatów: raciborskiego, toszecko-gliwickiego, katowickiego, bytomskiego, tarnogórskiego i oleskiego. Wytyczona linia podziału, nazwana od nazwisk komisarzy Anglii i Włoch linią Percivala-de Marinisa, nie zadowalała żadnej ze stron.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Powstania śląskie” znajduje się na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Powstania śląskie” na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W 1918 r. wielu Ślązaków wierzyło, iż przyłączenie Śląska do Polski jest oczywiste. Z dnia na dzień ten entuzjazm gasł

Na terror Polacy odpowiedzieli aktywniejszymi przygotowaniami do powstania. Prowadzono małą dywersję. Pokazywano Niemcom, że to oni są intruzami na tej ziemi i rdzeni mieszkańcy ich sobie nie życzą.

Jadwiga Chmielowska

Przypominamy w cyklu artykułów dzieje walk o przyłączenie do Polski Śląska i Wielkopolski i sylwetki ludzi, którzy poświęcili temu swoje życie.

„Ślązacy powracali do swych domów z doświadczeniami wojennymi, które nabyli w obcych krajach (…) Wzrosła świadomość, że nadszedł czas sprzyjający, aby skorzystać z chwilowej niemocy i rozstroju społecznego Niemiec i pomyśleć o możliwości oderwania się od Niemiec” – wspomina Filip Copik z Lipin, uczestnik trzech powstań śląskich. (…)

Przeciwdziałania niemieckie

Coraz większa aktywność Polaków zarówno na Śląsku, jak i arenie międzynarodowej sprawiała, że Niemcy próbowali przeciwdziałać, tworząc podobne do polskich aparaty propagandowe. Już w pierwszych dniach stycznia 1919 r. założyli w Opolu organizację „Freie Vereinigung zum Schutze Oberschlesiens”. Jej głównym celem było uniemożliwienie przyłączenia Śląska do Polski.

Olbrzymie środki finansowe i niespotykana u Niemców ruchliwość sprawiła, że szkoły były wręcz zasypywane ulotkami. Każda polska rodzina miała kontakt z tymi drukami. Niemcy walczyli nie tylko agitacją.

Już w styczniu zaczęli ściągać na Śląsk kolejne oddziały wojskowe Grenzschutzu i tzw. Heimatschutzu – organizacji wojskowej. Heimatschutz rabował i dewastował – postępował wyjątkowo brutalnie. To właśnie Heimatschutz w dniach od 3–5 lutego 1919 r. ograbił w Lublińcu polskie składy kupieckie.

„Zamek w Piaśnikach był takim punktem na ważnym skrzyżowaniu Lipiny–Królewska Huta (Chorzów)–Świętochłowice–Bytom, skąd miało promieniować bezpieczeństwo i dodawać otuchy Niemcom, że ich obrońcy stoją na straży. Ciągłe pogotowie i ćwiczenia tych obrońców nie zastraszyły Polaków i nie przeszkadzały tajnej organizacji w pracy. Niemcy zaś, wielce niezadowoleni z tego, że wojsko nie miało zamiaru najechać na miejscowość, aby poskromić zuchwalców, pochowali się do swoich nor, lamentując w ukryciu, a policjanci, aby się nie narażać, trzymali pewien dystans i należnym respektem odnosili się do krytycznej sprawy. Bardzo ważnym zagadnieniem i trudnością było zdobywanie i gromadzenie broni. Uszkodzoną trzeba było naprawiać i uzupełniać częściami innej broni. Ten arsenał chowany był pod hałdami, w zasypanych kanałach starych hut, w miejscach, w których nasi przodkowie kiedyś pracowali, ocierając zroszone potem czoła. Np. u nas w Lipinach hałdy leżące za miejscowością nie mogły być odkryte i tylko wtajemniczeni wiedzieli, gdzie ukryta jest broń” – wspomina Filip Copik.

Władze niemieckie na Śląsku zaostrzyły terror wobec Polaków. Dowódca 117 dywizji, gen. Höfer stacjonujący w Bytomiu, ogłosił 18 stycznia 1919 r. stan oblężenia, który następnie z Bytomia i powiatu bytomskiego rozciągnął się na cały Górny Śląsk. Na terror Polacy odpowiedzieli aktywniejszymi przygotowaniami do powstania. Prowadzono małą dywersję, np. uszkadzano sieć telekomunikacyjną. Pokazywano Niemcom, że to oni są intruzami na tej ziemi i rdzeni mieszkańcy ich sobie nie życzą.

26 lutego 1919 r. w wielkiej hali starego sądu ludowego w Bytomiu Niemcy zwołali wiec. „Gdy Radca szkolny Rzesnitzek zaczął przemawiać po niemiecku, z galerii zagrzmiał protest, żądano, by przemawiał po polsku.

Ten odruch polski Niemcy usiłowali zgnieść gromkiem odśpiewaniem pieśni Deutschland, Deutschland über alles. W odpowiedzi na hymn niemiecki, który Polacy wysłuchali w spokoju, rozległ się równie potężnie Mazurek Dąbrowskiego: „Jeszcze Polska nie zginęła” – zapisał we wspomnieniach Józef Grzegorzek.

Drobne zdrady i wielkie hamowanie

Do więzień trafiali polscy patrioci. Mikołaj i Józef Witczakowie przeszło 2 miesiące spędzili w areszcie. Prezydent rejencji opolskiej wydał okólnik, w którym czytamy: „Każdemu, który poda nazwiska przywódców polskich oraz świadków tak, że sądowne ukaranie winnych może nastąpić, zaręczam nagrodę 4 000 marek”. Od tej pory posterunki niemieckie otworzyły drzwi dla wszystkich donosicieli. Polscy spiskowcy musieli się mieć na baczności. Kapitan Józef Kwasigroch z Mysłowic na polecenie Komitetu Wykonawczego POW G.Śl. zajmował się zdobywaniem dużej ilości broni i większego sprzętu w garnizonie w Gliwicach i Brzegu. „Został on aresztowany, ponieważ zdradził go renegat nazwiskiem J. Ujma. Kwasigroch przebył 10 miesięcy w więzieniu sądowem w Gliwicach wśród ciężkich warunków” – odnotował komendant POW J. Grzegorzek.

Donosy sąsiedzkie czasami na szczęście trafiały w próżnię, a werbowani potencjalni kapusie zgłaszali się do organizacji polskich, by siać następnie dezinformację w szeregach niemieckich.

Tak się stało w Tychach. Niemcy podejrzewali Franciszka Kozyrę o członkostwo w polskiej organizacji. Postanowili zrobić z niego konfidenta. Obiecali sowitą zapłatę za plany polskich spiskowców. Kozyra się zgodził i zawiadomił komendę powiatową POW w Pszczynie. Postanowiono wykorzystać sytuację. Dyrektor Banku Ludowego Jan Kędzior i komendant powiatowy POW Stanisław Krzyżowski oraz Józef Loska z Glinki i Brunon Gorol z Tych sporządzili plik podrobionych dokumentów. Opisali straszne represje, jakie spadną na Niemców za dokuczanie Polakom. Kilka dni później Kozyra dostarczył falsyfikaty na umówione miejsce w tyskim browarze. Kierownik miejscowego niemieckiego wywiadu, a zarazem naczelnik poczty Gawelka, nauczyciel Kotlorz i urzędnik z browaru Seifert uznali, że tak ważne dokumenty należy dostarczyć na posterunek policji w Mikołowie. W zapiskach z tamtych lat czytamy: „Komisarz Gentz od razu zabrał się do czytania i wnet trząsł się ze śmiechu – bo poznał cały manewr. (…) – Oddaj te kilka tysięcy marek, które za te bezwartościowe szmaty otrzymałeś – krzyczał naczelnik poczty Gawelka”. Kozyra nie miał żadnych pieniędzy, bo wszystko co dostał przekazał na konto Polskiego Czerwonego Krzyża.

„Podkomisarz Kazimierz Czapla walczył przeciw bezprawiom władz niemieckich śmiało i zręcznie, lecz mógł to czynić tylko w formie publicznych protestów i enuncjacyj. Rychło też okazało się, że prowadził walkę z wiatrakami, albowiem niemieckie władze cywilne i wojskowe robiły swoje, nie zważając bynajmniej na to, jakie pojęcia jurystyczne ma o niemieckiej robocie polski adwokat Czapla” – relacjonuje Józef Grzegorzek.

Wielu Ślązaków, a zwłaszcza nieliczna inteligencja, nadal jednak wierzyło, iż obędzie się bez walki, a zwycięska koalicja nałoży pęta na pruski militaryzm i przyłączenie Śląska do Polski jest czymś zupełnie oczywistym. Z dnia na dzień ten entuzjazm gasł.

Ślązacy rwali się do walki o przyłączenie swych ziem do Polski. Byli też i tacy, którzy – być może dla wygody, własnych interesów i osiągniętej stabilizacji – bali się zmian. Owszem, czuli się Polakami, ale walczyć nie chcieli. Część z nich można usprawiedliwić tym, że byli przekonani, iż zwycięskie mocarstwa podarują Polsce Śląsk. Brali więc na przeczekanie. Nie były to jednak na szczęście postawy masowe. (…)

„Lewe” raporty

Negatywne nastawienie Kazimierza Czapli miało najprawdopodobniej wpływ na treść jego raportów o śląskim POW wysyłanych do NRL w Poznaniu. Posyłał je również do Józefa Dreyzy, który po panicznej i niezrozumiałej ucieczce ze Śląska założył w Sosnowcu strukturę konkurencyjną w stosunku do Komitetu Wykonawczego POW, która niestety wprowadzała jedynie zamęt. Józef Grzegorzek domagał się od Wojciecha Korfantego prawdy i publikacji raportów Czapli – „z powodu opacznego przedstawienia w »Polonji« faktów i zdarzeń z czasów pierwszego powstania śląskiego”. O dziwo, Korfanty zaczął mu opublikowaniem dokumentów i raportów grozić. Grzegorzek w swojej książce wydanej w 1935 r. tak to opisuje: „Wtedy poseł Korfanty otrzymał zapewnienie, że organizacja wojskowa nie lęka się ogłoszenia tych dokumentów, natomiast uważa, iż z tem nie należy zwlekać. Dotychczas dokumenty te nie zostały ogłoszone, chociaż od dnia wspomnianej rozmowy minęło 5 lat. Szkoda wielka. Apel taki do publiczności przydałby się bowiem raczej do przyznania łagodzących okoliczności tym osobom, które świadomie lub nieświadomie paraliżowały zewnętrzny rozmach organizacji wojskowej”.

W okresie międzywojennym Wojciech Korfanty posiadał koncern prasowy. Drukował kilka dzienników. „Polonia” ukazywała się od 24.09.1924 r. Korfanty przejął też po Ignacym Paderewskim akcje w „Rzeczpospolitej”. Trudno więc było już wtedy dochodzić prawdy historycznej.

Kto ma prasę, ten ma władzę i próbuje tworzyć historię na nowo. Skąd my to znamy?

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na beczce prochu. Historia powstań śląskich” znajduje się na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Na beczce prochu. Historia powstań śląskich” na s. 16 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Henryk Kalemba nie ulegał demagogom, jeśli jednak podejmował walkę, nie poddawał się, a za swe ideały gotów był umrzeć

W armii polskiej zmienił się jego stosunek do służby wojskowej. Przełożeni potwierdzali jego rosnące zaangażowanie i entuzjazm dla idei niepodległości Polski i powrotu Górnego Śląska do Macierzy.

Zdzisław Janeczek

W tym roku będziemy obchodzić 100 rocznicę I powstania śląskiego. Z tej okazji warto przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich. W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.

Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy. Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden ze wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec ojca.

Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny Henryka Aleksandra Kalemby, przyczyni się do naprawienia błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię, był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.!

W eseju zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu, skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora – hutnika zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki Józefy – ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.

Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia.

Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczpospolitej miała nie tylko wielkich ojców; miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.

Henryk Aleksander Kalemba, ps. Biały, kawaler Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Niepodległości, Krzyża Walecznych, Gwiazdy Śląskiej, Krzyża na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, weteran pierwszej wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej, trzech powstań śląskich i kampanii wrześniowej, urodził się 15 VII 1899 r. w Józefowcu (kolonii wiejskiej gminy Dąb), osadzie przemysłowej w pow. Katowickim. Był dzieckiem zatrudnionego w wełnowieckiej cynkowni „Hohenlohe” („Silesia”) hutnika Józefa Kalemby (7 VIII 1874–9 XI 1960) i Franciszki Drong (3 XII 1873–9 X 1952), połączonych węzłem małżeńskim w 1897 roku. W pamięci rodzinnej zachowały się żartobliwe słowa wypowiedziane do położnicy po jego narodzinach: „synka wom przyniósł w dziobie”.

Nasz bohater miał liczne rodzeństwo: braci Józefa i Alojzego oraz trzy siostry: Wiktorię, Marię i Cecylię. Toteż Franciszka Kalembowa nieraz musiała stanowczością przykrywać rozsądną dobroć i matczyną czułość. Nie zadręczając się codziennymi przeciwnościami losu, stworzyła mężowi i dzieciom ciepły, rodzinny dom.

Ciężko pracująca pani domu miała dla swych dzieci zawsze czas i bezmiar czułości. Towarzyszyła dzieciństwu Henryka. Uczyła polskiego pacierza, prawiła śląskie godki o śląskiej ziemi i o Polsce, co żyć będzie. Jej niewątpliwie zawdzięczał wspomnienie o legendarnej krainie dzieciństwa i młodości oraz Bożą iskrę w sercu.

Od matki też uczył się wiary prostej, silnej, a według opinii niedowiarków – naiwnej. Rodzina była wyznania rzymskokatolickiego. Kościół i religia w czasach najcięższych prób były dla dziadków i rodziców H. Kalemby ostatnią przystanią, która nie zawiodła i pozwoliła przetrwać pruską politykę Kulturkampfu, obronić wiarę ojców i macierzysty język.

O uczuciu tym poeta napisał: „Jest to wiara, która z rzewną szczerością podaje umarłemu gromnicę, rozwija chorągiew z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, przed której obrazem pada w kościele na wznak i gorącymi łzami zimną zlewa posadzkę. Jest to wiara, która mai krzyże przydrożne […]. Wiara, która kredą święconą w Trzech Króli kreśli na drzwiach […] znaki […] aby dobytek nie zmarniał. […] Wiara tak silna, że na jej zawołanie spokojny, pracy […] oddany, pójdzie, zawiesiwszy szkaplerz na piersiach, w najkrwawszą zawieruchę”. Ten hart ducha krewni Kalemby zawdzięczali częstym pielgrzymkom do sanktuarium w Piekarach Śląskich, gdzie były Gradusy – Święte Schody, po których po dziś dzień tradycyjnie przechodzi się na kolanach i boso.

W domu rodzinnym H. Kalemba dowiedział się, że człowiek ma dwie matki – tę, która go urodziła, i Ziemię Ojczystą, na której żyje. W domu mówiło się po polsku. W tym języku mały Hajnuś porozumiewał się w czasie zabaw z rodzeństwem i kolegami na podwórzach Józefowca, Wełnowca i Kolonii Agnieszki lub na brzegach pobliskiej Rawy przecinającej rozległą płaszczyznę otwartych pól. Tutaj, jako dziecko miasta, zyskał nową, pełną czarów przestrzeń dla wyobraźni, poznawał naturę i zwracał rówieśnikom uwagę na jej specyfikę. Ciszę zakłócał plusk kąpieli i okrzyki tryumfu dzieci jako poławiaczy ryb, raków i żab.

Mowa polska żyła także w murach kościoła pw. św. Jana i Pawła Męczenników w Dębie, który od 18 VIII 1894 r. dekretem biskupa wrocławskiego Georga Koppa miał status parafii. Przynależały do niej m.in. osady: Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki, gdzie rytm życia regulowały syreny kopalń i hut, a najbardziej znanymi osobistościami byli: naczelnik gminy, poczmistrz, aptekarz, proboszcz, piekarz, rzeźnik, drogerzysta, fryzjer i pruski żandarm. Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki to niewielkie ludzkie siedliszcza, uśpione kurzem unoszącym się z brukowanych kocimi łbami ulic. Kurz ten górnicy i hutnicy, gdy zaschło im w gardłach, regularnie „płukali” po szychcie piwem w miejscowej restauracji lub szynku.

Nieprzypadkowo Henryk odznaczał się wszystkimi cechami, które wyróżniały jego przodków i ziomków, takimi jak przywiązanie do wiary i mowy ojców, ostrożność i racjonalność w podejmowaniu decyzji, oszczędność czy trzeźwość myślenia. Nie ulegał mowom demagogów, by na ich życzenie chwytać za broń. Jeśli jednak już podejmował walkę, nie poddawał się, a gdy czegoś bronił, gotów był za swe ideały oddać życie. Z domu wyniósł nawyk ciężkiej pracy. Polskość łączył z żywą wiarą katolicką ugruntowaną przez matkę i surowego, ale kochającego ojca, wychowanków miejscowego społecznika, bogucickiego proboszcza ks. Leopolda Markiefki (1813–1882).

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Sukcesy powstańców wielkopolskich zachęcały Ślązaków rwących się do walki o przyłączenie Górnego Śląska do Polski

W grudniu 1918 r. Piłsudski poradził Ślązakom założenie POW. Gdy już istniała, powiedział im, że jeśli dojdzie do powstania, „dam wam cztery tysiące, co mam najlepszego”. Nie rzucał słów na wiatr.

Jadwiga Chmielowska

Rok 1919 był od początku dla niepodległej Polski bardzo trudny. Trwała wojna z Rosją Sowiecką, walki z Ukraińcami na Wołyniu i we Lwowie, konflikt z Litwinami, z Czechosłowacją o Orawę, Spisz i Śląsk Cieszyński a z Niemcami o Górny Śląsk, Warmię i Mazury. (…)

Ślązacy rwali się do walki o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Ich nadzieję budził dodatkowo nie tylko wybuch powstania wielkopolskiego, ale i jego sukcesy już w pierwszych dniach walk.[related id=70133]

Józef Piłsudski od grudnia 1918 r., a Stanisław Wiza z Poznania od pierwszych dni stycznia 1919 r. zachęcali do stworzenia Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) na Górnym Śląsku. Józef Grzegorzek, któremu powierzono misję tworzenia POW GŚl., choć mógł nadać sobie tytuł komendanta, niestety nie zrobił tego. Powołał Komitet Wykonawczy. (…)

„Wyjątkowe stanowisko wobec POW zrazu zajmował powiat katowicki, w którym Józef Dreyza, Adam Postrach i Alojzy Pronobis zakładali związki wojackie, wciągając do nich byłych uczestników wojny, a przede wszystkim członków Towarzystwa Gimnastycznego »Sokół«. Akcja ta była dla POW wielką przeszkodą. Aż do połowy marca wysłannicy Komitetu Wykonawczego, pomimo zapobiegliwości, nie osiągnęli w powiecie katowickim żadnych rezultatów” – relacjonuje we swych wspomnieniach J. Grzegorzek. Dopiero 20 marca 1819 r., pod wpływem nacisków oddolnych, zmieniło się na szczęście podejście do POW wyznaczonego jego kierownictwa w powiecie katowickim. A. Postrach pozostał nawet na swym stanowisku komendanta powiatu, co było rzeczą dla wielu niezrozumiałą. Z czasem przyłączały się do POW GŚl. kolejne powiaty. Niestety w oleskim Franciszkowi Kawuli nie udało się stworzyć sieci organizacyjnej w całym powiecie, ale w kilku miejscowościach zawiązały się silne grupy powstańcze, np. w Kościeliskach.

W domu związkowym „Ul” w Bytomiu 11 lutego 1919 r. komendanci powiatowi złożyli przysięgę, której rota brzmiała: „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, że jako dobry żołnierz będę spełniał wszystkie rozkazy mojej przełożonej władzy powstańczej. Ślubuję dochować tajemnicy organizacyjnej i na wezwanie walczyć z bronią w ręku o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Tak mi dopomóż Bóg”.

Na tym samym zebraniu popełniono błędy, które miały w niedalekiej przyszłości katastrofalne skutki. Nie tylko zaprzysiężono Dreyzę, ale i powierzono mu godność prezesa komitetu wykonawczego POW. Chciano w ten sposób łatwiej pozyskać powiat katowicki i „Sokoła”, którego Dreyza był naczelnikiem. Próbowano też wyrazić w ten sposób podziękowanie za jego pracę społeczną w „Sokole” – dowartościować, by tym chętniej zajął się rozbudową POW.

Dreyza wygłosił bardzo ostre przemówienie, jak to silną ręką będzie trzymał struktury, a potem zniknął. Po 10 dniach odnalazł się w Sosnowcu, po polskiej stronie granicy. Niezrozumiałe jest, jak można było wierzyć człowiekowi, który dwa miesiące wcześniej był zdecydowanym przeciwnikiem walk powstańczych.

Zjednywanie przeciwników stanowiskami mści się. Powinno się na szefów wybierać najlepszych z najlepszych, a nie liczyć, że ktoś się zmieni, zwłaszcza w czasach przełomowych. „Zaszczyciwszy Dreyzę godnością przewodniczącego, Komitet Wykonawczy dał mu do ręki złoty róg, na głos którego lud śląski miał zerwać się do boju. Dreyza na złotym rogu nie chciał lub nie umiał grać. Toteż – osiadając w Sosnowcu – sam usunął się w cień, a POW w osobie Józefa Dreyzy miała pierwszego uchodźcę – nie z konieczności, lecz dobrowolnego postanowienia”- napisał w swojej książce Józef Grzegorzek. W Sosnowcu „dezerter” dalej organizował związki wojackie – dekonspirujące Polaków – a do POW miał stosunek wybitnie wrogi. Za niesubordynację został skreślony z ewidencji POW. Dość szybko jednak poszczególni prezesi towarzystw wojackich i naczelnicy „gniazd sokolich” nawiązywali kontakt i oddawali się pod komendę POW. Przejrzeli bowiem dziwną grę Dreyzy.

W marcu 1919 r. doszło do kolejnego spotkania delegacji śląskiej z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim. Wcześniej, w grudniu 1918 r., Piłsudski poradził Ślązakom założenie POW. Teraz, gdy już istniała i liczyła ok. 14 tys. członków, powiedział im, że jeśli dojdzie do powstania, „dam wam cztery tysiące, co mam najlepszego”. Nie rzucał słów na wiatr. Już przy tworzeniu śląskiej organizacji bojowej uczestniczyli piłsudczycy (…).

Najważniejszą sprawą dla oddziałów POW było zaopatrzenie się w jak największą ilość uzbrojenia. Broń zdobywano w niektórych garnizonach Grenzschutzu i mniejszych placówkach wojskowych. Kupowano, wykradano i zabierano siłą. (…) POW powiatu bytomskiego kupowała broń od Grenzschutzu – pewnego razu było to 50 karabinów, 8000 naboi i inny drobny sprzęt. Grupa rozbarska (Rozbark – obecnie dzielnica Bytomia) pozyskiwała broń w organizacjach spartakusowskich; z Turyngii trafiło 111 sztuk broni krótkiej. W Gliwicach peowiacy zaopatrywali się w koszarach 22 Pułku Piechoty – a to wzięli 48 karabinów, innym razem z hali lotniczej w biały dzień wywieźli 100 karabinów i tysiące naboi.

U Franciszka Wieczorka w Wójtowej Wsi był prawdziwy arsenał – strych, piwnice, stodoła pełne karabinów, a skrzynie z amunicją zakopane w ogrodzie. Pod osłoną nocy były niemiecki oficer frontowy Alfons Zgrzebniok zabrał z koszar w Koźlu 60 karabinów. Ośmielony takim sukcesem i zaopatrzony w podrobiony rozkaz wydania mu znacznej ilości broni, udał się do koszar.

Mimo swobody w zachowaniu i udawanej niemieckiej buty wpadł, gdyż dowództwo było już czujne, dowiedziawszy się o wcześniejszym zniknięciu karabinów. Zgrzebniok został otoczony przez oddział Genzschutzu i aresztowany. Dzięki fortelowi udało mu się na szczęście uciec. Pomimo pościgu dotarł pieszo do Piotrowic i schronił się na Śląsku Cieszyńskim.

Powiat pszczyński miał szczęście, bo gdy na stacji kolejowej Tychy „pojawił się wagon zawierający rzekomo alte Sachen (stare rzeczy) kierownik ekspedycji kolejowej Florian Radwański i kolejarz Józef Loska z Glinki, ludzie wiecznie sceptyczni, otwarli wagon i stwierdzili, że prócz kilku starych mundurów znajduje się w nim wielka ilość nowych karabinów. Rozumiejąc, że Grenzschutz broni tej otrzymać nie powinien, Radwański uświadomił o tem Stanisława Krzyżowskiego, poczem obaj ustalili plan działania. Kolejarz Loska nakazał przetokowym, ażeby wagon odstawili na tor boczny, zaś Stanisław Mańka majstrował na tym odcinku koło przewodów elektrycznych, co miało ten skutek, że skoro się ściemniło – lampa łukowa nie świeciła. Około północy przybył Krzyżowski ze swymi ludźmi, którzy wagon do szczętu opróżnili” – relacjonuje w swej książce naczelnik Grzegorzek. Choć całą akcją kierował Stefan Krzyżowski, podejrzenie padło na dyżurnego ruchu Grabowskiego – zagorzałego Niemca. Przeczesano mu nie tylko całe domostwo, ale nawet ule.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Powstanie Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska” znajduje się na s. 16 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Powstanie Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska” na s. 16 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Śląsk 1918/1919 przed powstaniami. Przygotowania do zbrojnego przyłączenia Śląska do Polski – i przeciwdziałanie Niemców

W listopadzie 1918 na koszarach i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Jadwiga Chmielowska

W listopadzie 1918 r. Niemcy były zrewoltowane. Hasła rewolucji październikowej trafiły na podatny grunt w demobilizowanej armii po przegranej wojnie. Ruch komunizujący dotarł także na Górny Śląsk. Naoczny świadek tak opisuje dzień 10 listopada 1918 r. w Bytomiu: „Koło południa lotem błyskawicy rozeszła się po mieście wiadomość, że następnym pociągiem wrocławskim przybędzie do Bytomia brygada marynarzy z Kilonii, która w garnizonie bytomskim dokona właściwego przewrotu. Wieść tę roznosili po mieście agitatorzy niemieckiej partii socjalistycznej, żeby wśród mieszkańców szerzyć postrach i niepokój”. Na budynku koszar wojskowych i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Niestety dwóch Polaków odmówiło przyjęcia funkcji w Radzie – zrobili miejsce innym, którzy, mimo że nosili polskie nazwiska, mieli „duszę niemiecką – spartakusowską”. Plan nie wypalił. Jest to przykład grzechu zaniechania i postawy „są ode mnie godniejsi” lub „dlaczego właśnie ja – niech inni to robią!”. Skutki opłakane.

Także w listopadzie dwaj proboszczowie: Paweł Brandys z Dziergowic – powiat kozielski – i ks. Banaś z Łubowic w powiecie raciborskim organizowali wiece pod hasłem powrotu Śląska do Polski. Na wiecach tych w mundurze niemieckiego porucznika występował Alfons Zgrzebniok – świetny mówca, porywający tłumy Ślązaków. Niemcy przypuścili kontratak. Por. Burchardt, wysłannik rządu socjalistycznego, zwalczał zarówno polskie ambicje oderwania się od Prus, jak i partie centrowe w parafiach, gdzie księża byli obojętni dla „sprawy polskiej”. Akcją partii Centrum, skierowaną oczywiście również przeciwko dążeniom Ślązaków, jak i przeciwko rządowi socjalistycznemu, kierował z Berlina Erzberger.

12 listopada w Bytomiu zebrała się polska inteligencja. Zebraniu przewodniczył Kazimierz Czapla – adwokat. Jak to wśród prawników bywa: „alfa i omega wszystkich rzeczy to – §. Natomiast wszystko to, co z paragrafem się nie zgadza, jest nielegalne, więc niedozwolone” – tak oceniał go w tamtych czasach J. Grzegorzek – późniejszy komendant Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uważał on, że inteligencja śląska z powodu swej zachowawczości nie spełniła pokładanych w niej nadziei.

(…)W Poznaniu, jeszcze podczas wojny w 1916 r., powstała Naczelna Rada Ludowa (NRL) jako nielegalny Komitet Międzypartyjny. Korzystając z zamieszania w Niemczech po wybuchu rewolucji i zawieszeniu broni, Tymczasowy Komisariat NRL wymógł na władzach zgodę na zorganizowanie parlamentu składającego się z reprezentantów osób narodowości polskiej. Warunkiem władz niemieckich była zgoda Polaków na to, że sejm nie będzie miał prawa oderwać żadnego fragmentu niemieckiego terytorium. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej wydał 14 listopada 1918 r. odezwę w sprawie przeprowadzenia wyborów delegatów do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Wybory odbyły się pomiędzy 16 listopada a 1 grudnia 1918 r. Kobiety miały czynne i bierne prawo wyborcze.

W dniach 3–5 grudnia 1918 r. w poznańskim kinie Apollo (posiedzenia komisji) i w sali Lamberta w Piekarach (posiedzenia plenarne) obradował jednoizbowy parlament – Polski Sejm Dzielnicowy. Składał się on z 1399 przedstawicieli Polaków zamieszkujących ziemie pozostające w granicach Niemiec. W posiedzeniu wzięło udział 1100 delegatów. NRL popierała pokojowe przejęcie ziem zaboru pruskiego przez odradzające się państwo polskie.

Wojciech Korfanty i Józef Rymer – Ślązacy wchodzący w skład Komisariatu NRL – byli przeciwni walce zbrojnej. Korfanty nawet powstrzymywał wybuch powstania w Wielkopolsce.

Sejm Dzielnicowy wyraził wolę powstania zjednoczonego państwa polskiego z dostępem do morza. Wysłano telegramy do Georges’a Clemenceau, Thomasa W. Wilsona i Davida L. George’a. W składzie Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, powołanej w celu koordynacji działań polskich na terenach byłego zaboru pruskiego, Górny Śląsk „zastępował komisarz Wojciech Korfanty”. Ponieważ przebywał on na stałe w Poznaniu, mianował na Górnym Śląsku podkomisarza – znanego ze swej zachowawczości wspomnianego już adwokata – Kazimierza Czaplę.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Autonomiści w służbie Niemiec. Nie ma żadnej wątpliwości, że hasła autonomii Śląska powstały w niemieckich gabinetach

Poprawność polityczna mnie nie interesuje. Moje źródła to relacje bezpośrednich uczestników, wspomnienia, a wszystko publikowane wtedy, kiedy żyli ci, którzy mogli oprotestować fikcję i bajania.

Jadwiga Chmielowska

Zdaję sobie sprawę z tego, że moja publikacja będzie dla wielu środowisk kontrowersyjna. Nie zamierzam jednak powtarzać wersji podawanych przez wielu badaczy bez uwzględniania innych źródeł – czyli takich, które przeczą ustalonej przed laty poprawnej wersji.

Poprawność polityczna mnie nie interesuje. Jestem dziennikarką i być może to sprawia, że wszystko chcę sama sprawdzić, by mój przekaz pozbawiony był osobistych uprzedzeń. (…) Rozpocznę więc cykl o historii Śląska skazanej na zapomnienie. Moje źródła to relacje bezpośrednich uczestników, wspomnienia, ale wszystko publikowane wtedy, kiedy żyli ci, którzy mogli bezpośrednio oprotestować tworzoną fikcję i bajania. Zobaczą Państwo, jak bardzo historia się powtarza, jak wielu błędów można uniknąć, poznając historie naszych przodków.

(…) W wyniku wojen śląskich pomiędzy Habsburgami a Fryderykiem II Śląsk niemal cały wszedł w skład państwa niemieckiego w 1742 r. Po stronie austriackiej został Śląsk Cieszyński. Zaczęła się polityka germanizacyjna. Narzędziem jej były szkoły, urzędy i kościoły. Wprowadzono język niemiecki jako urzędowy, wydano nakaz zatrudnienia w szkołach nauczycieli posługujących się wyłącznie językiem niemieckim.

W roku 1764 zabroniono udzielania ślubów osobom nie znającym języka niemieckiego, młodzieży polskojęzycznej nauki zawodu. Nie wolno było bez znajomości niemieckiego nawet zatrudnić się do służby dworskiej. Nastąpiła też szybka kolonizacja. W ciągu jednego tylko 1763 roku przybyło na Śląsk 61 tys. Niemców, a przez następne 40 lat – 110 tys.

(…) Na początku XX w. Wojciech Korfanty, startujący w wyborach parlamentarnych z mandatu ND, rzucił hasło „Precz z Centrum!”. Był to przełom. Nareszcie można było pokusić się o prowadzenie własnej, polskiej polityki, a nie w ramach niemieckiej partii katolickiej. Wtedy właśnie lud śląski pokochał Korfantego. (…)

Tendencje autonomiczne były żywe w Partii Centrum (Deutsche Zentrumspartei). Po rewolucji listopadowej (1918) w Niemczech chciano przez głoszenie haseł autonomii dla Górnego Śląska rozbić polski ruch narodowowyzwoleńczy. Niemieccy centryści byli zwolennikami autonomii Górnego Śląska w ramach Prus. Przestraszyli się bowiem zapowiedzi rządu z 13 listopada 1918 r. – przeprowadzenia laicyzacji państwa. Na zwołanej 9 XII 1918 r. w Kędzierzynie konferencji Górnośląskiej Partii Centrum wysunięto wprost postulat utworzenia samodzielnego państwa śląskiego. „»Hasło Centrum – Górny Śląsk dla Górnoślązaków« – poparli niemieccy kapitaliści (książę von Pless, hrabiowie H.G. Praschma i Pückler). W połowie grudnia 1918 r. w ruchu autonomistów wyodrębniły się dwie grupy separatystów: autonomistów (Hans Lukaschek), którzy propagowali odrębność Śląska w ramach Rzeszy (popierało ich Centrum) oraz independentów, którzy założyli później Związek Górnoślązaków – Bund der Oberschlesier; ci ostatni opowiadali się za proklamowaniem samodzielnego, neutralnego państwa śląskiego” – podaje Encyklopedia Powstań Śląskich, s. 23.

W 1920 r. partia Centrum przestała promować hasła autonomii. Związek Górnoślązaków był jednak popierany przez Berlin, ponieważ w plebiscycie wzywał do głosowania za pozostaniem Śląska w Niemczech. Ewidentnie zaszkodził sprawie polskiej. Szacuje się, że przechwycił on ok. 25% głosów nieuświadomionych Ślązaków. Działały też mniejsze organizacje autonomistów. (…)

„Głos Górnośląski” wychodził od 29.12 1920 do 23.10.21 r., wprost z inicjatywy Carla Spieckera. Drukowany był we Wrocławiu w drukarni „Schlesische Volkszeitung” przez niemiecki ośrodek dywersyjny. Nie podawano w stopce ani składu redakcji, ani wydawnictwa, ani też drukarni. Kolportowany był w zamkniętych kopertach z napisem „ściśle poufne”. Trafiał do rąk księży, rzemieślników, chłopów i działaczy polskich. Miał sprawiać wrażenie, że jest redagowany przez Polaków i wskazywać „właściwą drogę dla rozkwitu Śląska”. Carl Spiecker z wywiadu niemieckiego MSZ osobiście nadzorował teksty zwabiające Polaków do obozu niemieckiego.

Przeważała w gazecie tematyka ekonomiczna i militarna – na chłodno kalkulowano, gdzie będzie się lepiej żyło: w Polsce, która ledwo odzyskała niepodległość, czy w Niemczech.

Głoszono np. hasła, „że przez dobro materialne dochodzi się do dobra idealnego, a nie na odwrót”. Pisano też o chorobach zakaźnych w Polsce, o drożyźnie, o zwadach, głoszono obronę wiary katolickiej, straszono socjalizmem w Polsce.

Niemiecka Partia Centrum zainicjowała wydawanie antypolskiego dziennika „Kraj Górnośląski”. Wychodził on w Gliwicach. Pierwszy numer ukazał się 6.01.1921 r. Redaktorem odpowiedzialnym był Józef Dziwisch. Gazeta nie miała ani stałych współpracowników, ani czytelników. Była rozdawana darmowo. Dziennik ten wydawał i drukował „Oberschlesische Volksstimme”. „Gazeta jako swój jedyny cel deklarowała dobro Górnoślązaków i troskę o przedstawienie im faktycznego stanu rzeczy, prawdy o Polsce i Niemczech” – podaje Encyklopedia Powstań Śląskich, s. 251.

Ciekawą postacią był też Alojzy Pronobis z Bytkowa. „Pronobis natomiast był dziwacznym fantastą, co prawda narodowiec, ale ulegający wyraźnie zachciankom komunistycznym. Ostatnie twierdzenie wynika też z niedwuznacznie z przez niego napisanego dziełka o Pierwszem Powstaniu Śląskim, w którem w nader złośliwy sposób główniejszych działaczy śląskiej POW zmieszał z błotem, ośmieszając temsamem działalność całej organizacji wojskowej. Pamflet Pronobisa wywołał zachwyt u Niemców, którzy go przetłumaczyli, autora później przygarnęli do siebie i dobrze wynagrodzili” – napisał Józef Grzegorzek w swej książce Pierwsze Powstanie Śląskie 1919 roku na s. 26. Pronobis był widziany w obozach uchodźców z Górnego Śląska, gdzie agitował za autonomią. Nawet po plebiscycie independenci usiłowali wpłynąć na polityków ententy, by przyłączyli Śląsk do Niemiec. Po podziale Śląska ruch ten stracił na znaczeniu. Został zlikwidowany w 1923 r. (…)

Nie ma żadnej wątpliwości, że hasła autonomii Śląska powstały w niemieckich gabinetach i służyły uniemożliwieniu połączenia się Śląska z Polską. Tak i teraz nie ma najmniejszych wątpliwości co do inspiracji głosicieli żądania autonomii – dziwnym trafem niemieckie granty finansują publikacje głównych autonomistów.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Autonomiści w służbie Niemiec” znajduje się na s. 12 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Autonomiści w służbie Niemiec” na s. 12 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego