Trwają poszukiwania ciała Jana Lityńskiego. Polityk utonął w Narwi ratując psa

Trwają poszukiwania ciała Jana Lityńskiego, który wczoraj na oczach żony Elżbiety utonął w Narwi. Polityk rzucił się do rzeki, by ratować swojego psa, pod którym załamał się lód.

Jak poinformował rzecznik Komendy Głównej Policji inspektor Mariusz Ciarka policja nadal prowadzi poszukiwania ciała Jana Lityńskiego.

W niedzielę polityk spacerował na wysokości ul. Wyszkowskiej w Pułtusku wałem przeciwpowodziowym wraz z żoną i psem.

Wszedł do rzeki Narew, chcąc wyciągnąć z niej psa, pod którym załamał się lód –  powiedział inspektor.

Poza miejscowymi jednostkami straży pożarnej wyposażonymi m.in. w łodzie i drony w poszukiwaniach udział biorą skierowane tam jednostki policji – to ponad 50 funkcjonariuszy z Płocka i Radomia.

Działacz opozycji w PRL

Jan Lityński urodził się w 1946 r. W latach 1964–1968 studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim. Był jednym z organizatorów i uczestnikiem studenckich wystąpień w marcu 1968 roku, za co został skazany na 2,5 roku więzienia. Pracował jako robotnik, następnie programista komputerowy.

W 1976 roku był współzakładał „Biuletyn Informacyjny” – pierwsze pismo ukazujące się poza cenzurą. Był wielokrotnie aresztowany.

W 1980 roku został doradcą „Solidarności”. W stanie wojennym był internowany, a potem aresztowany. Po ucieczce z przepustki z więzienia od 1984 roku działał w solidarnościowym podziemiu. W 1989 roku uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu.

Po przemianach ustrojowych  zaangażował się w działalność polityczną , a w latach 2008-2010 był doradcą PLL LOT do spraw społecznych. Od  2010  do 2015 roku pełnił funkcje doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi.

Źródło: media, onet.pl, twitter

A.N.

Redaktor magazynu „Odkrywca”: Anachroniczna procedura ubiegania się o zgodę zniechęca wielu poszukiwaczy

Andrzej Daczkowski o tym, czemu pod względem uzyskiwania zgody na poszukiwanie zabytków wciąż tkwimy w XX w.; planowanych zmianach w tej sprawie; przepisach w Niemczech; Riese i złotym pociągu.

 

Andrzej Daczkowski informuje, że od początku 2018 r. nielegalne poszukiwania zabytków są już nie tylko wykroczeniem, ale przestępstwem zagrożonym karą do dwóch lat pozbawienia wolności. Żeby legalnie poszukiwać zabytków trzeba najpierw uzyskać pozwolenie od konserwatora. Wniosku o to ostatnie nie można zaś złożyć elektronicznie.

Wciąż jesteśmy w dwudziestym wieku.  Droga jest bardzo żmudna tzn. musi pan napisać wniosek, wydrukować go, pójść na pocztę, wysłać, a potem czekać na listonosza z odpowiedzią konserwatora zabytków.

Czas oczekiwania na zgodą to do 30 dni. Ten, jak mówi, anachroniczny tryb zniechęca wielu poszukiwaczy. Stan ten ma się jednak niedługo zmienić. Ma zostać wprowadzony system w którym

Poszukiwacz rejestruje się z domu do odpowiedniej platformy poszukiwawczej i tam wyraża w pewnym momencie chęć wejścia w teren.

Jeśli konserwator wyrazi wówczas zgodę lub nie podejmie decyzji w ciągu 30 dni, to można rozpocząć poszukiwania. Redaktor magazynu „Odkrywca” zauważa, że trzeba jeszcze zmienić obowiązującą ustawę, tak by uwzględniała tę formę zgłoszenia. Można w niej poprawić także inne szczegóły. Opowiada także o własnych poszukiwaniach, jakie prowadzi będąc członkiem grupy eksploatacyjnych miesięcznika.

Z takich najciekawszych akcji jakie pamiętam, to przede wszystkim odkrycie tajemniczego tunelu w okolicach Pałacu Jedlinka na terenie, powiedzmy, budowli związanych z Riese.

Nasz gość tłumaczy także jak wygląda sytuacja prawna poszukiwaczy zabytków u naszych zachodnich sąsiadów. Zauważa, że różni się ona w zależności od kraju związkowego:

W niektórych landach praktycznie nie ma możliwości legalnego poszukiwania zabytków przez amatora. Są też landy, które mają prawo bardzo korzystne dla poszukiwaczy.

Zwraca uwagę, że w Niemczech najpierw uzyskuje się zgodę od urzędnika na poszukiwania, a dopiero potem przychodzi się z nią do właściciela gruntu, który w takiej sytuacji zazwyczaj chętnie wyraża zgodę na poszukiwania. Wygląda to więc odwrotnie niż w Polsce. odnosi się także do legendy o złotym pociągu na Śląsku. Stwierdza, że

Złoty pociąg zapewne nigdy nie wyjechał z Wrocławia.

Opowieści takie jednak „dobrze robią nie tylko regionowi, ale też nakręcają zainteresowanie przeszłością”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

KGHM nie aplikował o koncesję na poszukiwania rudy w Nowej Soli. Wydobycie surowca miałoby być nieopłacalne

Miedzi Copper posiada koncesję C2, która oznacza rozpoznanie złóż na względnie niskim poziomie. Błąd pomiaru może wynosić nawet 40%. Rudy znajdują się na znacznej głębokości 1700-2200 metrów.

 

Radosław Żydok, dyrektor Departamentu Analiz Regulacyjnych i Strategicznych KGHM mówi na temat koncesji, która została udzielona Miedzi Copper Corp. w województwie lubuskim na terenie gmin Kolsko, Nowa Sól i Siedlisko:

Rozpoznanie złoża w kategorii C2 nie daje nam informacji o zyskowności, dlatego że ta kategoria mówi tylko i wyłącznie o wstępnym szacowaniu zawartości rudy i z dokładnością nawet do 40% pomyłki.

Kolejnym krokiem po ustaleniu wielkości złoża, w przypadku efektywności ekonomicznej całego przedsięwzięcia, jest budowa zakładu wydobywczego. Jednak sam KGHM nie wystąpił o koncesje na wydobycie, uznając je za nieopłacalne:

Na ten moment to nie jest ekonomicznie interesująca koncesja. KGHM i tu chciałbym podkreślić na wstępie, nie aplikował o koncesję Nowa Sól. W naszej firmie nigdy nie było przekonania, że w osiągalnym horyzoncie czasowym opłacalne będzie wydobycie w tym miejscu.

Złoża rozpoznaje się według klasyfikacji, zaczynając od najsłabiej rozpoznanego D, później jest C2, C1, B i A – najlepiej rozpoznane złoże o błędzie pomiaru na poziomie maksymalnie 10%:

Jak widać, Miedzi Copper jest jest bardzo daleko, aby pojść do poziomu A. […] Trzeba co najmniej C1 lub dalej aby można było ubiegać się o koncesje wydobywczą. […] Jeżeli złoże było na tyle dobrze rozpoznane, aby można było na nim robić plany kopalni, to do Ministra Klimatu byłby złożony wniosek na C1 a nie C2, który nie daje możliwości, aby określić ekonomiczną opłacalność.

Złoża w Nowej Soli znajdują się na głębokości 1700-2200 metrów co sprawia, że w tym momencie wydobycie tych zasobów może być nieopłacalne. Dla porównania, KGHM w latach 60. zaczynał wydobycie na głębokości 400-500 metrów. Dziś buduje szyb na głębokości 1350 metrów:

Na dzisiaj jest to granica opłacalności, biorąc pod uwagę wszystkie warunki ekonomiczne. […] Będziemy się przesówać coraz bardziej na północ, gdzie to złoże postępuje coraz głębiej, natomiast są to jeszcze długie lata […] Wraz ze wzrostem głębokości rośnie temperatura skały, co jest utrudnieniem dla pracy ludzkiej ale też maszyn. Mowa jest nawet o 70 stopniach celcjusza przy bardzo wilgotnej atmosferze […] niewiele systemów łączonościowych czy wydobywczych jest funkcjonować.

KGHM w 2012 roku złożył wniosek o wydanie koncesji na poszukiwanie złóż na terenie gminy Bytom Odrzański. Aktualnie trwa spór, a o koncesję poza polską spółką walczy także Miedzi Copper:

To złoże bezpośrednio przylega do posiadanych dzisiaj koncesji KGHM-u i jest to bardzo blisko obszaru, w którym dziś wydobywamy.

A.M.K. / K.T.

Góral o wczorajszej burzy: Niektórzy ludzie zostali przypaleni, porażeni piorunem […] trwają poszukiwania wielu osób

– Nawet najstarsi górale nie pamiętają takiej burzy. […] Dziś jest jeszcze mgła w Zakopanem, co utrudnia akcję ratowniczą. – dodaje Marcin Zubek.


Marcin Zubek, prezes Związku Podhalan w Zakopanem odnosi się do wczorajszej gwałtownej burzy, która przeszła nad Tatrami. Zginęły cztery osoby, w tym dwójka dzieci. Ponad 40 osób zostało rannych:

Górale zorganizowali pomoc dla tych ludzi, bo porażeni przez piorun zostali po prostu bez niczego. Niektórzy nawet bez butów. Niektórzy ludzie zostali przypaleni, porażeni piorunem. Są osoby z różnymi uszkodzeniami części ciała. Inne osoby są jeszcze poszukiwane. Prosiłbym w imieniu wszystkich poszkodowanych o wspólną modlitwę o to, żeby jak najwięcej osób się odnalazło.

Z relacji, którą przeprowadził rozmówca „Poranka WNET”, nikt nie spodziewał się tak dramatycznego przebiegu wczorajszej burzy. Jak zauważa, uderzeń pioruna było właściwie tylko kilka, jednak miały one potężną siłę:

Nawet najstarsi górale nie pamiętają takiej burzy. […] Dziś jest jeszcze mgła w Zakopanem, co utrudnia akcję ratowniczą.  […] Bardzo wielu ludzi jest zaangażowanych w akcję. Od strażaków OSP i pogotowia po zwykłych ludzi, strażaków ochotników, ratowników medycznych, wolontariuszy. Bardzo dużo ludzi się zaangażowało w tę pomoc, przynoszą ubrania których brakuje.

W pamięci Marcina Zubeka zapisze się obraz zrozpaczonej matki, która wraz z ratownikami czekała na powrót jej dziecka, od którego nie ma żadnej informacji od momentu jego wyjścia w góry.

A.M.K.

Budzik: Strzelanina na Festiwalu Czosnku w USA – trzech zabitych i dwunastu rannych

W momencie, w którym uroczystość chyliła się już ku końcowi, 30-letni mężczyzna otworzył ogień do uczestników. Trwają poszukiwania sprawcy.

 


Wczoraj w małej miejscowości Gilroy w Kalifornii, podczas Festiwalu Czosnku, będącego coroczną tradycją mieszkańców, doszło do strzelaniny:

Jak wynika z doniesień policyjnych, 3 osoby zginęły, a 12 jest rannych.

Podczas niedzielnego festiwalu, który zbliżał się ku końcowi, mężczyzna w wieku ok. 30 lat zaczął strzelać przed siebie. Nieznane są motywy jego działania. Jak dodaje Sławomir Budzik, tego rodzaju strzelaniny wywołują ogromny strach w mieszkańcach ameryki:

Wiąże się to choćby z wydarzeniami, do których doszło w 2017 roku, kiedy na masowej imprezie w Las Vegas z okien hotelu padały strzały w kierunku bawiących się ludzi.

Dopiero za ok. 9 godzin będą pierwsze dokładniejsze doniesienia o tym, co się stało. Jednak jak wiemy, mężczyzna, który oddał strzały na Festiwalu czosnku, jest poszukiwany. Tyle udało się ustalić amerykańskim mediom od lokalnej policji.

Sławomir Budzik odniósł się również do ostatnich słów prezydenta Donalda Trumpa odnośnie masowych deportacji:

W całym kraju aresztowano jedynie 35 osób, które  dodatkowo mają kryminalną przeszłość. oprócz medialnej burzy, fakty są takie, że prezydent Trump deportuje najmniej osób z ostatnich prezydentów. Inaczej było w czasach prezydentury Baracka Obamy, który pomimo braku zapowiedzi, deportował największą liczbę imigrantów.

Jak dodaje rozmówca „Poranka WNET”, media cały czas straszą przed deportacjami i podgrzewają lęk imigrantów. Ludzie omijają duże imprezy ze względu na strach przed wyłapywaniem oraz deportacją.

A.M.K.