Müller: Niebezpieczeństwo jest bardzo zakamuflowane, gdyż używa słów typu „równość”, „prawo”

Edward Müller opowiada o wyborze Roberta Biedronia na prezydenta Słupska, dodając, że nie zrobił nic dla tego miasta. Mówi również o Ustce, w której prywatyzowano majątek państwowy.

 

 

Największy stres przeżywałem 4 lata temu, kiedy nagle dostałem telefon, że mój syn będzie uczestniczył na dwa dni przed końcem drugiej tury wyborów prezydenckich, że będzie brał udział w konwencji prezydenta Andrzeja Dudy. Wtedy na prawdę byłem przerażony czy mój syn da radę – mówi gość „Poranka WNET”.

Edward Müller cieszy się z działalnością jego syna, który jest obecnie sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i rzecznikiem prasowym rządu. Chociaż jego pierworodny ma prawicowe poglądy, to jednak większość mieszkańców Pomorza jest lewicowa. Nasz gość mówi, iż ten fakt wynika z liczby działaczy komunistycznych w czasach PRL. Podkreśla, że ludzie wywodzący się ze struktur komunistycznych są nader inteligentni, co przekłada się na świetną zdolność manipulowania społeczeństwem. Jak dodaje: „Niebezpieczeństwo jest bardzo zakamuflowane, gdyż używa słów typu równość, prawo. Większa część ludzi, którzy nie interesują się aspektem czego ma to dotyczyć, uważają, że jeśli ktoś mówi o wolności i równości, to trzeba im zawierzyć”. Ponadto mówi o powiązaniach Służby Bezpieczeństwa z życiem gospodarczym Ustki oraz o ich znajomości z Lechem Wałęsą w latach 90., kiedy wówczas rozeszły im się drogi.

Edward Müller opisuje również prezydenta Słupska Roberta Biedronia. Według niego zepsuł młodzież. „To co on promował nie budowało, rozbijało […] Nie był gospodarzem. Nic nie wniósł”.

K.T.\M.N.

Skowronek: Miejscem tryptyku Jana Zamojskiego jest Borne Sulinowo

Tomasz Skowronek – zastępca dyrektora ds. Gospodarki Leśnej opowiada o Tryptyku Jana Zamoyskiego i Obozach Jenieckich.

 

 

Tomasz Skowronek jest z wykształcenia leśnikiem i od wielu lat interesuję się historią leśnictwa. Szczególnym momentem w dziejach historii jest dla niego II wojna światowa. Głównym tematem rozmowy jest Jan Zamoyski — wspaniały malarz przedwojenny, jak i powojenny. Twórca grupy „Bractwo świętego Łukasza”. W jednym z obozów Jan Zamoyski wykonał tryptyk do kaplicy obozowej.

Impulsem do zainteresowania się i obejrzenia tryptyku Jana Zamoyskiego było dla gościa „Radia WNET” to, że dzieło przetrwało wojnę. Jak dodaje Tomasz Skowronek:

Wpadł mi do głowy pomysł, aby dzieło przewieźć do Bornego Sulinowa, tam, gdzie moim zdaniem, było jego miejsce. […] Jan Zamojski poszedł w tzw. „Marszu śmierci”, a tryptyk pozostał. Ci oficerowie, którzy byli chorzy lub udawali choroby przedostali się do Jastrowia, spotkali tam kapelana od Pułkownika Mariana Mościńskiego i opowiedzieli mu o tym tryptyku, nazywając go „cudownym”.

Tryptyk powędrował przez całe Pomorze, był przy wyzwoleniu Kołobrzegu. Razem z kapelanem Mościńskim trafił na Opolszczyznę do tamtejszej plebanii. W 1969 roku Jan Zamoyski szukał swojego dzieła, a po roku wróciło one do jego rąk. Tryptyk został poddany pracom konserwacyjnym, a następnie przekazany do Katedry Wojska Polskiego w Warszawie:

Rozpoczęły się długie rozmowy z miejscowym proboszczem. Zapadła decyzja o napisaniu listu do biskupa z prośbą o przeniesienie tryptyku. Ówczesny biskup nie zgodził się na przeniesienie go do innego miejsca.

Po pewnym czasie tryptyk został przeniesiony z katedry do innej jednostki wojskowej. 28 stycznia 2008 roku za zgodą biskupa jednostki tryptyk został przewieziony do Bornego Sulinowa.

M.N.

Polska policja modernizuje swój sprzet. Kupiła nowe armatki wodne

Jak 7 sierpnia poinformowała oficjalnie policja, armatki wodne ma jej dostarczyć bielska firma Szczęśniak Pojazdy Specjalne.

W rozpisanym przetargu dwie firmy rywalizowały o kontrakt na dostawę ośmiu arma­tek z opcją na dwie kolejne od połowy lutego bie­żą­cego roku. W jego wyniku odrzucona została oferta firmy Wawrzaszek ISS, a ze zwycięską bielską spółką podpisano 17 lipca umowę o war­tości 26 mln zło­tych bez VAT. Sprzęt ma zostać dostarczony do grudnia 2020 r. Nowe armatki wodne tra­fią naj­praw­do­po­dob­niej do komend na Mazowszu, Śląsku, Pomorzu oraz w Wielkopolsce.

Jak podaje strona zbaim.pl, zakup arma­tek wod­nych wpi­suje się w pro­gram moder­ni­za­cji sprzę­to­wej Policji. W ostat­nich mie­sią­cach można odno­to­wać m.in. zakup śmi­głow­ców czy pojaz­dów opan­ce­rzo­nych.

A.P.

Niekonwencjonalny przewodnik turystyczny prezentuje mało znane, a z różnych względów interesujące miejsca na Pomorzu

Zbiór ciekawostek z Pomorza dla tych, którzy wędrują mniej utartymi szlakami. Propozycje na krótsze lub dłuższe wyprawy samochodem, rowerem, kajakiem, pieszo, koleją wąskotorową lub… drezyną.

Maria Giedz

Pomorze mniej znane

To tytuł niekonwencjonalnego przewodnika po Pomorzu autorstwa Marii Giedz, który ukazał się nakładem gdańskiego wydawnictwa Patria Media. Jest to zbiór artykułów o mało znanych, a interesujących miejscach na Pomorzu, publikowanych od 2006 roku w „Magazynie Solidarność”, w ramach rubryki „Cudze chwalicie, swego nie znacie”.

Fot. archiwum autorki

Książka została podzielona na 5 części – rozdziałów: Trójmiasto, Kaszuby, Kociewie, Powiśle, Żuławy. W każdym z nich zamieszczono opisy miejsc wartych zobaczenia, często pomijanych przez przewodniki. Nie jest to typowy przewodnik, a raczej zbiór ciekawostek z Pomorza dla tych, którzy wędrują mniej utartymi szlakami. Na 322 stronach zamieszczono ponad 120 opisów tras. Są to propozycje na krótsze lub dłuższe wyprawy samochodem, rowerem, kajakiem, na własnych nogach (z kijkami lub bez), koleją wąskotorową lub… drezyną. Samemu, z przyjaciółmi lub rodziną.

Od „krainy w kratę” po „bursztynowe wybrzeże”. Śladami Krzyżaków, joannitów, menonitów lub polskich świętych i błogosławionych. Można też powiedzieć, że jest to podróż przez polską historię, tradycję; odkrywanie wielowymiarowego dziedzictwa naszej ojczyzny.

To przecież na Pomorzu Polacy często wygrywali bądź przegrywali niepodległość. To tu urodził się i spędził młodość autor słów do polskiego hymnu narodowego – Józef Wybicki. To tu rozpoczęła się II wojna światowa i tu narodziła się „Solidarność”, która rozbiła powojenny ład.

W teksty o danych miejscach zostały wplecione legendy, podania, czasem dość szczegółowe opisy dotyczące konstrukcji budowli albo malowniczych krajobrazów. Zdarzają się też komentarze czy krótkie wypowiedzi. Każde warte zobaczenia miejsce jest bogato zilustrowane, a także opatrzone ikonami informującymi o najważniejszych atrakcjach oraz praktycznymi wskazówkami na temat dojazdu.

Książka jest dostępna m.in. w księgarni internetowej www.Patrioteka.pl.

Kościerzyna

Para buch, koła w ruch!

Proponuję odwiedzić nietypowe muzeum, odległe od Gdańska zaledwie o 60 kilometrów. Ile rodzi się tam skojarzeń, zwłaszcza wokół znanego wiersza Juliana Tuwima!

„Stoi na stacji lokomotywa, /Ciężka, ogromna i pot z niej spływa / Tłusta oliwa. / Stoi i sapie, dyszy i dmucha…”

Dymu, co prawda, nie widać, para też nie bucha, ale lśniący, czarny parowóz z wielkimi reflektorami i zabawnymi kominami, stojący na czerwonych kołach, przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Dalej kolejne „cacka” – drewniane wagony towarowe, które niejedno dziecko liczyło, gdy pociąg przejeżdżał przez most: trzydzieści, czterdzieści pięć, a nawet siedemdziesiąt. Oj! Pomylić się można! Obok na torach stoi potężny pług do odśnieżania, a także cud techniki – parowóz motorowy i stara ręczna pompa kolejowej straży pożarnej z 1878 roku. Są też wagoniki retro, trochę jak z filmów kowbojskich, wagonik kolejki wysokogórskiej – ponoć jeździło się nim na Kasprowy Wierch. Są też wagony kolei wąskotorowej i te z berlińskiego metra, jeszcze do niedawna wożące między innymi stoczniowców z Wejherowa do Gdańska.

Przedwojenny niemiecki tendrzak Tkb 2845. Fot. M. Giedz

Takie eksponaty trudno znaleźć w innych muzeach. A w tym, tak zwanym skansenie na świeżym powietrzu, ponoć samych lokomotyw jest aż 81. Czas się tu zatrzymał. Można by niejeden film nakręcić. Parowóz z roku 1915, lokomotywa z 1931 roku, a nawet parowóz zbudowany na Węgrzech w 1954 roku. Aż nie chce się wierzyć, że też takie pociągi jeszcze niedawno jeździły po naszych torach.

Ponoć – o tym można się dowiedzieć właśnie w kościerskim muzeum – w latach trzydziestych XX wieku parowozy polskiej szkoły konstruktorskiej zdobywały nagrody na wystawach światowych. Nasi inżynierowie byli jednymi z najlepszych na świecie. Realizowali wielkie przedsięwzięcia techniczne, do których zaliczała się między innymi magistrala węglowa łącząca Śląsk z portem w Gdyni. Prowadziła właśnie przez Kościerzynę, najkrótszą trasą, omijając Wolne Miasto Gdańsk. W 1938 roku eksploatację owej magistrali przejęło Polsko-Francuskie Towarzystwo Kolejowe.

Za ciekawostkę można uznać fakt, że kolej przez Kościerzynę została poprowadzona właśnie dlatego, iż w mieście tym otwarto, wśród licznych zakładów produkcyjnych, między innymi bekoniarnię, z której wyroby wywożono przez Gdynię aż do Anglii.

„Sypialnia dla pociągów” – tak można by nazwać miejsce, w którym pociągi odpoczywały, regenerowały swoje siły, dochodziły do zdrowia – czyli po prostu parowozownia, której dzieje sięgają lat 80. XIX wieku. Jej historia jest bardzo ciekawa. Najpierw była to pruska parowozownia zwrotna, potem polska wachlarzowa – nazwy niezwyczajne. Była też obrotowa, pomocnicza… Niestety, od kwietnia 1991 roku przestała być potrzebna. Szczęśliwie nie zlikwidowano jej, nie postawiono mieszkalnych bloków, lecz w niecały rok później utworzono z tej parowozowni Skansen PKP Kościerzyna. Dzisiaj jej oficjalna nazwa to Muzeum Kolejnictwa.

Na nieużywanych torach stoją teraz wagony, całe pociągi i oczywiście parowozy, a w budynkach obok, w większości wzniesionych w 1929 roku, turystom udostępnia się niespotykane już dzisiaj urządzenia i mechanizmy, dzięki którym pociągi kursowały tak punktualnie, jak chodzą szwajcarskie zegarki.

Skansen Parowozownia Kościerzyna mieści się przy ul. Towarowej 7, niedaleko dworca kolejowego. To miasto ma niezwykły urok. Nie ma tam wielu zabytków, ale jest średniowieczny rynek, neogotycki ratusz z czerwonej cegły i nieopodal rynku kościół z sanktuarium maryjnym, sporo XIX-wiecznych kamieniczek.

Jak dojechać: PKM z Gdańska i Gdyni. Samochodem z Gdańska do Żukowa drogą nr 7, dalej drogą nr 20.

Gorzędziej

Sanktuarium świętego Wojciecha

Nad samą Wisłą, na wysokiej na 40 metrów skarpie, a dokładnie na jej stale podmywanej przez wodę krawędzi, stoi gotycki kościół wzniesiony w miejscu, gdzie w 997 roku święty Wojciech roku odprawił ostatnią mszę przed wyruszeniem w misyjną podróż do pogańskich Prusów.

Wokół kościoła powstało później miasto. Obecnie Gorzędziej to nieduża wieś położona na skraju Kociewia i Żuław. Niewiele osób wie o jej istnieniu, chociaż od centrum Tczewa dzieli ją zaledwie siedem kilometrów. Miejscem tym, niezwykle pięknym i bardzo cichym, interesują się głównie ci, którzy wybierają się do Gorzędzieja na rekolekcje prowadzone przez opiekujących się kościołem zakonników ze Zgromadzenia Ojców Karmelitów Bosych.

Sanktuarium św. Wojciecha w Gorzędzieju. Fot. M. Giedz

Już w IX wieku Gorzędziej był grodem posadowionym przy brodach na Wiśle, którymi przeprawiano się przez rzekę. Ponieważ gród leżał przy głównych szlakach handlowych, szybko się rozbudowywał. Pierwsza zachowana do dzisiaj wzmianka o miejscowości Gardensis pochodzi ze spisanego w roku 1248 dokumentu Świętopełka II, księcia pomorskiego. Z kolejnych wiemy, że w 1251 roku wieś była własnością Sambora II, a w 1280 roku książę Mściwoj II przekazał Gorzędziej biskupowi płockiemu Tomaszowi. Wiadomo też, że przed 1280 rokiem istniała tam parafia i stał kościół. Biskup Tomasz w 1287 roku nadał wsi prawa miejskie (na prawie magdeburskim), które rok później potwierdził książę Mściwoj II. Miasto otrzymało wówczas własny herb, prawo do pobierania opłat za przeprawę przez Wisłę, a także prawo do posiadania murów obronnych. Niestety ćwierć wieku później, czyli w roku 1312, Gorzędziej został sprzedany Krzyżakom, którzy niemal natychmiast zamienili miasto na wieś, aby nie stanowiła konkurencji dla Malborka. I tak już pozostało. Dzisiaj Gorzędziej jest wsią zamieszkaną przez około pół tysiąca osób.

Legenda mówi, że święty Wojciech odprawiał mszę św. pod starym dębem. Po jego męczeńskiej śmierci postawiono drewniany kościół dokładnie w miejscu sprawowania liturgii. W XIII wieku świątynię zamieniono na murowaną. Do dzisiaj zachował się tylko jej fragment, gdyż rzeka, podmywając wysoki brzeg, powoli zabiera kolejne partie miejscowości. Nurty wody zabrały też fragmenty świątyni. Ponoć aż 65 procent Starego Gorzędzieja osunęło się ze skarpy.

Obecny kościół pochodzi z XIV wieku. Jest budowlą wzniesioną z cegły, jednonawową, przebudowaną w części prezbiterialnej na przełomie XVIII i XIX wieku. Od zachodu ma prostokątną wieżę wzmocnioną szkarpami, niegdyś tylko częściowo ceglaną, w górnej partii drewnianą. Obecnie wieża w całości jest murowana. Trójboczne prezbiterium zakończone jest dostawioną w okresie późniejszym trójboczną absydą, w której znajduje się zakrystia. Wnętrze, przykryte drewnianym stropem, podtrzymywane jest przez dwa drewniane słupy, które symbolicznie oddzielają prezbiterium od nawy. Na nich to w górnej partii umieszczono, datowane na 1510 rok, gotyckie rzeźby Matki Boskiej i świętego Jana Ewangelisty, które tworzą wraz ze zwisającym ze stropu krzyżem z rzeźbą Chrystusa umowny łuk tęczowy ze sceną ukrzyżowania. Autorstwo tych rzeźb przypisuje się warsztatowi Mistrza Pawła działającemu w Gdańsku w pierwszej połowie XVI wieku.

Ołtarz główny jest zdecydowanie późniejszy, bo barokowy. W jego centralnej części znajduje się obraz przedstawiający świętego Wojciecha odprawiającego mszę św. nad Wisłą. Na ścianie północnej umieszczono obraz świętej Barbary oprawiony w bogatą ramę nawiązującą do formy epitafium czy też nastawy ołtarzowej. Całość pochodzi z XVII wieku.

W 1995 roku do kościoła w Gorzędzieju zostały przekazane z Gniezna relikwie świętego Wojciecha. Od czasu ich sprowadzenia malutki kościółek nad Wisłą zyskał miano Sanktuarium Świętego Wojciecha.

W Gorzędzieju zachował się XIX-wieczny dworek, przez miejscowych zwany „pałacykiem”, z drewnianą ażurową werandą od strony ogrodowej. Dwa kilometry na południe, w Małym Gorzędzieju, znajduje się odremontowany XIX-wieczny dwór, niestety, niedostępny dla postronnych.

Oprócz zabytków Gorzędziej zachwyca pięknem przyrody. Są to głównie łąki rozciągające się pomiędzy rzeką a skarpą, pełne kwiatów i małych oczek wodnych. Natomiast w głębi lądu, za wsią, kilometrami ciągną się jabłoniowe sady.

Jak dojechać: Bus z Tczewa, PKP do Tczewa, samochodem: z Gdańska drogą nr 91, w Czarlinie zjazd na drogę nr 22 w stronę Malborka, przed Wisłą skręcić w prawo na Gorzędziej.

Fragmenty książki Marii Giedz pt. „Pomorze mniej znane” znajdują się na s. 19 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marii Giedz pt. „Pomorze mniej znane” na s. 19 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Kacper Płażyński: Tereny miejskie Gdańska były rozkradane za zgodą władzy. Trzeba z tym skończyć

Gośc Poranka WNET opowiedział o problemach małych i średnich przedsiębiorców w Gdańsku. Polityk mówił również o tym, jak będzie wyglądać jego kampania prezydencka.

JN

W wyborach samorządowych szeroko otworzymy się na społeczeństwo obywatelskie, oświadczył w Popołudniu Wnet Marcin Horała

Taktyka PiS w wyborach samorządowych w województwie pomorskim: – Chcemy uświadomić mieszkańcom złe konsekwencje nieprzerwanych rządów Platformy. Naszą główną propozycją dla Pomorza będzie „zmiana”.

W Popołudniu Wnet rozmawialiśmy z Marcinem Horałą, posłem Prawa i Sprawiedliwości z Gdyni, który 10 lutego został przez władze partii wyznaczony na stanowisko szefa Wojewódzkiego Zespołu Samorządowego na Pomorzu. Jak podkreślił zaraz po odebraniu nominacji, jego celem będzie zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość władzy w pomorskim sejmiku wojewódzkim, nie wykluczając rządów w układzie koalicyjnym.

W rozmowie z Radiem Wnet Marcin Horała mówił o działaniach, jakie zamierza podjąć w celu zdobycia władzy w województwie pomorskim, w którym od lat niemalże niepodzielne rządy pozostają w rękach największej partii opozycyjnej.

Władze partii postawiły przed nami trzy zadania. Pierwsze to zorganizowanie całej struktury, przygotowującej wybory samorządowe na poziomie okręgów do Sejmu oraz okręgów do sejmików. Myślę, że zejdziemy również na poziom powiatów i największych gmin – zaznaczył gość Popołudnia Wnet.

Do zadań naszego rozmówcy będzie należeć również przygotowanie i wyznaczenie odpowiednich kadr. – Drugim elementem działania są zadania programowe, czyli opracowanie oddzielnych programów wojewódzkich, które następnie trzeba będzie rozpisać na poszczególne powiaty, miasta i gminy. Trzecim zadaniem są kwestie personalne. W wyborach samorządowych trzeba przygotować tysiące kandydatów. Musimy dokonać oceny obecnych samorządowców oraz zaczerpnąć szerokim gestem z zasobów kadrowych nie tylko Prawa i Sprawiedliwości.

[related id=6913]

Z posłem PiS rozmawialiśmy również o sprawie wezwania przez prokuraturę Donalda Tuska do sądu. – Cóż to za nękanie – został wezwany w roli świadka w ważnym postępowaniu, dotyczącym działania polskiego kontrwywiadu. Premier Tusk jako ówczesny jego zwierzchnik musi złożyć pewne wyjaśnienia – stwierdził Marcin Horała.

Szef Rady Europejskiej miał zeznawać 15 marca w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie w śledztwie przeciwko byłym szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego o podjęcie bez zgody władz współpracy z rosyjskim FSB.

Zdaniem gościa Popołudnia Wnet, polska delegacja po wyborach na szefa Rady Europejskiej wróciła do kraju z tarczą. – Osiągnęliśmy to, co było do osiągnięcia. Jak pokazała rzeczywistość, pełna wygrana nie było możliwa. Czasem tak się dzieje, że okoliczności nie pozwalają na pełny sukces. Wówczas sukcesem jest to, żeby się nie poddać, żeby zaprezentować stanowczo swojej stanowisko – podkreślił Marcin Horała.

 

ŁAJ