Bogaci opuszczają Francję z powodu najwyższych w Europie podatków, a władza pławi się w monarchicznym przepychu

Podstawowym problemem rządów Macrona jest teraz zapewne pytanie, co zrobić, aby ludzie zamożni płacili podatki we Francji podobnie jak wielkie konglomeraty przemysłowe i handlowe.

W ubiegłym tygodniu Francja z satysfakcją opublikowała najnowszą statystykę. Liczba osób żyjących poniżej progu ubóstwa zmalała w stosunku do roku poprzedniego i aktualnie to niecałe 14 procent społeczeństwa. Dla porównania, w Polsce analogiczna grupa to około 5 procent. Na zły los nie skarżą się wszakże wysocy funkcjonariusze publiczni.

W ubiegłym roku dyrektorka państwowego radia i telewizji zwolniona została po tym, jak wykryto jej rachunki za taksówki. W ciągu trzech miesięcy wydała na nie ponad 400 tysięcy euro. Jeden z obecnie rezydujących ministrów otrzymywał pensje w poprzednim przedsiębiorstwie w wysokości 205 tysięcy euro miesięcznie, inna minister – obecnie minister pracy – jest ciągana przez prokuratora za urządzenie dla Emmanuela Macrona, kandydata wówczas, przyjęcia w Las Vegas za sumę niemal 400 tysięcy euro na koszt podatnika, nie wspominając już o wydatkach prezydenta na makijaż w wysokości 26 tysięcy euro w ciągu trzech miesięcy i o wydatkach na fryzjera.

Czy należy się zatem wyprowadzić z kraju, w którym funkcjonariusze publiczni cieszą się monarchicznym przepychem kosztem biednych i średniaków, obkładanych coraz wyższymi podatkami? Pytanie jest tabu, ale sytuacja dojrzała, aby ktoś postawił je jako pierwszy. Niedawno pewien francuski kompozytor i piosenkarz przeniósł się do Portugalii, nie kryjąc powodów tej przeprowadzki, podobnie jak to zrobił przed nim Gerard Depardieu. Nie miał zamiaru dłużej oddawać państwu lwiej części swoich dochodów. Depardieu mówił o 85 procentach zabieranych mu przez fiskus. Natomiast ów kompozytor stwierdził, w niedawno opublikowanym wywiadzie, że przenosi się jako jeden z ostatnich, bo „wszyscy już dawno wyjechali”.

Kiedy się wyjdzie na ulice Paryża, jednego z najbardziej przeludnionych miast świata, można naocznie stwierdzić, że mimo wszystko sporo ludzi tu jeszcze pozostało, ale to nie ich, szarych przechodniów, miał na myśli francuski piosenkarz. Istotnie, bogaci już dawno temu odpowiedzieli sobie na pytanie, gdzie mieszkać.

Charles Aznavour to podatnik szwajcarski, podobnie jak szereg tenisistów. Ogółem 49 Francuzów posiada majątek w Szwajcarii w wysokości 55 mld euro, a Francuzów w Szwajcarii mieszka 2 tysiące. Guillaume Musso i Mark Levi, najbardziej poczytni pisarze francuscy, mieszkają w Londynie, Michel Houellebecq – w Hiszpanii. To w Londynie Musso zbiera plon z 28 napisanych książek i ewentualną taksę odprowadza do londyńskiego fiskusa. Reżyserzy, aktorzy, przedsiębiorcy – bogaci – opuścili Francję, by nie płacić najwyższych podatków w Europie.

Po pierwszych zamachach Żydzi masowo opuszczali Francję w obawie o swoje życie, o czym już wielokrotnie mówiłem. Z półmilionowej wspólnoty wyznaniowej wyjechało co najmniej 10 procent.

Co do emerytów, to ci urządzili się w Maroko, a niektórzy w Tunisie, bo skoro mają żyć wśród Afrykańczyków, to niech to przynajmniej będzie w Afryce, gdzie oprócz fiskusa i klimat jest łagodny.

Podstawowym problemem rządów Macrona jest teraz zapewne pytanie, co zrobić, aby ludzie zamożni płacili podatki we Francji, podobnie jak wielkie konglomeraty przemysłowe i handlowe, które korzystają aktualnie z zamętu globalizacji. Odpowiedzi przenikające do wiadomości publicznej nie dają wielkich nadziei na przyszłość. Zniesienie podatków od wielkich fortun nie zmieni sytuacji. Opodatkowanie nieruchomości przy cenach mieszkań w wielkich miastach dotyka przede wszystkim drobnych właścicieli. Nie napawają otuchą również wypowiedzi ministra gospodarki – zwolennika teorii, że to polscy hydraulicy i węgierscy szoferzy odpowiadają za dekadencję gospodarczą Francji, gdyż zabierają pracę tubylcom.

Piotr Witt