The Boy Is (Still) In Dublin – 36. rocznica śmierci Phila Lynotta & Thin Lizzy – Muzyczne Studio Dublin -4 stycznia 2022

Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, Phil Lynott był niekwestionowaną gwiazdą. Sławę zdobył, jako wokalista, basista, tekściarz i założyciel hard – rockowej grupy Thin Lizzy, ale także jako poeta.

Twórca Thin Lizzy urodził się 20 sierpnia 1949 roku w Birmingham, jako syn brazylijskiego marynarza i pięknej Irlandki Filomeny.

Dopiero wiele lat później dowiedział się, że miał przyrodnie rodzeństwo: brata i siostrę, których matka Filomena oddała do adopcji. Sama Filomena Lynott opisała to w przejmujący sposób, w biograficznej książce poświęconej synowi. Jej tytuł to „My Boy”.

Phil Lynott, jedna z fotografii z wystawy pisma „Hot Press” – „Boy is Back in Town”. Fot. T. Wybranowski.

 

W połowie lat 50. XX wieku jego matka zdecydowała o powrocie do rodzinnego Dublina. Mały Phil dorastał w domu dziadków w stołecznej dzielnicy Crumlin. Philo, jak o nim pieszczotliwie mówiła mama i dziadkowie, od najmłodszych lat przejawiał talent muzyczny. Uwielbiał śpiewać.

Gorzej było z grą na instrumentach. Na gitarze nauczył się grać dopiero… mając prawie 20 lat, zaś na basie, jego koronnym instrumencie, jeszcze później.

Mimo to, w wieku 16 lat powołał do życia swój pierwszy band o nazwie Black Eagles.

 

Jego wielkim idolem, do końca żywota, był Jimi Hendrix. Przyjaciele z zespołu często mawiali, że Philo starał się wizualnie i w sposobie śpiewania naśladować swojego mistrza.

Phil Lynott uhonorował w sposób specjalny X rocznicę śmierci swojego idola.

 

Dokładnie dziesięć lat od śmierci Hendrixa, 18 września 1980 r., ukazało się nagranie „Song For Jimi”, które Phil zarejestrował z Erikiem Bell i Brianem Downey.

Najbliższym przyjacielem, powiernikiem i muzycznym partnerem Phila Lynotta był w tym czasie Philip Donnelly. Ich przyjaźń trwała prawie 25 lat. Poznali się podczas wspólnego ulicznego muzykowania, gdzieś na jednym z zaułków ulicy Grafton Street, gdzie artyści muzykują dla kilku groszy. I tak dzieje się do dziś.

Nawet, kiedy Philo był już wielką gwiazdą i mógł pozwolić sobie na największą ekstrawagancję, to nigdy, ale to nigdy nie był zarozumiały. Chodził jak dawniej po uliczkach Dublina, czasem coś zagrał, pogadał z ludźmi i ciągle się uśmiechał – wspomina Donnelly.

Niewiele osób wie o tym, że Philip Parris Lynott był uzdolnionym poetą. W latach 70. ukazały się jego dwa zbiorki: „Songs for While I’m Away” i „Phillip”. Prawie w całości wypełniały je poetyckie wiersze i poematy, które stanowiły metaforyczne paliwo dla Thin Lizzy. Oba zbiorki wydano w jednej książce w 1997 r. Słowo wstępne napisał m.in. radiowa legenda John Peel.

 

                              Ku chwale i sławie, z Garym Moore u boku

Na przełomie lutego i marca 1968 roku, Phil Lynott poznał niespełna szesnastoletniego, młodego gitarzystę z Belfastu Garego Moore’a. To spotkanie zaważyło na życiu obu muzyków. Wspólnie grali w zespole Skid Row. Na początku, co prawda, nie przypadli sobie do gustu. Ich przyjaźń wybuchła dopiero wiele lat później.

Phil Lynott to przede wszystkim Thin Lizzy. Zespół powstał w Dublinie tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1969 roku. W pewnym z pubów Brian Downey (perkusja) i Eric Wrixon (organy), mający za sobą współpracę z legendarną Them i Vanem Morrisonem, postanowili założyć zespół. Po kilku głębszych wybrali się na koncert grupy Orphanage. Zafascynowani głosem Lynotta i gitarowymi umiejętnościami Erica Bell, zaproponowali obu gentlemanom grę w zespole.

Tutaj wysłuchasz archiwalnego programu o życiu Phila Lunotta z 2019 r. :

 

Pierwszy singel grupy ukazał się w lipcu 1970 r. „The Farmer” sprzedał się w niespełna trzystu egzemplarzach. Grupę opuszcza Wrixon i wtedy krystalizuje się fundament grupy.

Skład Thin Lizzy uzupełnili później panowie Scott Gorham i Brian Robertson.

Choć Thin Lizzy nie podbili serc kolekcjonerów singli, to na Lynotta i zespół zwrócili szefowie firmy Decca. Thin Lizzy cieszyło się lokalną sławą, tak w Dublinie jak i Belfaście. Pierwszy krążek „Thin Lizzy” ukazał się w styczniu 1971 r.

 

 

Krążek przeszedł właściwie niezauważony, tak przez krytyków jak i fanów, ale… Piosenki Thin Lizzy promował w swoich programach legendarny radiowiec John Peel. Druga płyta „Shades of a Blue Orphanage” podzieliła losy pierwszej. Słaba sprzedaż i nikłe zainteresowanie wydawnictwem mediów, frustrowały zespół jeszcze bardziej. Ale bossowie firmy Decca wierzyli w zespół „uprawiający Celtic rock, z domieszką hard”. Mieli rację…

            Opowieść o whiskey zamkniętej w słoju i … co z tego wynikło 

Pod koniec 1972 roku, szefowie wytwórni Decca zadecydowali o tym, aby Phil i koledzy zarejestrowali w studiu swoją wersję irlandzkiej piosenki folkowej „Whiskey In the Jar”. Phil Lynott był załamany. Twierdził, że to krok w tył zespołu i „wyraz desperacji w poszukiwaniu nowych form wyrazu”. I choć jak wiemy mylił w ostatecznym rozrachunku, to jednak postawił na swoim w jednym aspekcie. Wymógł na szefach firmy by „Whiskey in the Jar” znalazła się na drugiej stronie singla „Black Boys on the Corner”.

 

Po wydaniu małej płyty w listopadzie 1972 roku, okazało się, że to nie strona A wzbudza zainteresowanie, ale właśnie „Whiskey in the Jar”. Piosenka zawojowała szczyt listy przebojów w Irlandii i dotarła do szóstej pozycji w zestawieniu Billboardu.

Grupa po raz pierwszy została zaproszona do udziału w programie „Top of the Pops”. Thin Lizzy złapali wiatr w żagle.

W tym samym roku ukazał się trzeci krążek (jeden z najlepszych w historii zespołu) „Vagabonds of the Western World”, z jednym z najlepszych riffów w historii muzyki, singlowym „The Rocker” oraz niezwykłym „Slow blues”.

 

 

Zespół stawał się coraz bardziej rozpoznawalny. Kolejna trasa ze Slade i coraz częstsze zaproszenia na przeglądy i festiwale, ugruntowują ich pozycję. Pod koniec roku 1973 Eric Bell nagle odchodzi z zespołu. Phill Lynott nie ma wątpliwości, kto go zastąpi. To mógł być tylko Gary Moore. Już z nim w składzie grupa kończy trasę i z marszu nagrywa album „Nightlife”. Płyta ukazała się w listopadzie. Otwiera ją mocny akord „She knows”.

Co prawda, Gary Moore pozostał w zespole tylko do kwietnia 1974, ale na „Nightlife” znajdują się cztery nagrania z jego udziałem, w tym – jedna z najpiękniejszych ballad w historii muzyki światowej – „Still In Love With You”.

Piękny tekst o miłości i grzechach zaniechania, z przepięknym solo Gary’ego Moore. Klasyk! Pierwszym singlem było zaś nagranie „Philomena”, poświęcone matce Phila Lynotta. Mimo to, płyta sprzedała się średnio. Kolejna „Fighting” jeszcze gorzej. Szefowie wytwórni Decca dali ostatnią szansę grupie. Albo nagrają hit, albo drogi raz na zawsze się rozejdą.

                        Czas spełnienia – niezwykła trylogia płytowa 

Druga połowa lat 70. miała okazać się dla Philla Lynotta i całej Thin Lizzy niezwykła. Nic tego nie zapowiadało. Sprzedaż płyt spadła i morale w zespole podupadło. Decca ostrzegała: Chcemy hitu, tak singlowego, jak i albumowego… I stało się. Oto, w odstępie trzech lat, Thin Lizzy nagrywa sześć albumów, z czego trzy to prawdziwe muzyczne arcydzieła.

Rok 1976 przynosi „Jailbreak”. Jako ciekawostke podam fakt, że do dziś sprzedał się w największej ilości egzemplarzy.

To właśnie na „Jailbreak” znalazł się niepisany hymn Lynotta i Thin Lizzy – „The Boys Are Back in Town”. Notabene, to największy singlowy przebój Irlandczyków w historii.

A swój renesans przeżył ze sprawą umieszczenia go na ścieżce dźwiękowej do filmu „A Knight’s Tales” (2001 r.) Briana Helgelanda, z nieodżałowanym Heathem Ledgerem. Porywający tekst, znakomite dialogi gitarowe Gorhama i Roberstona oraz ta energia i światło…

Od „The Boys Are Back in Town” nie odstają Az tak bardzo kolejne single z krążka: tytułowy „Jailbreak” oraz „Cowboy Song”. Ale maestria tego albumu objawia się pod postacią ostatniego utworu na płycie.

Dostojne „Emerald” to ciężkie riffy i oplatające ostre i przejmujące solówki. Jednym z moich ulubionych jest nagranie „Fight or Fall”. Znakomita płyta! W zestawieniach sprzedaży w Wielkiej Brytanii na miejscu 10, zaś za Wielką Wodą na  pozycję 8.

 

                                Coraz lepsza reputacja! 

Po krążku „Johnny The Fox” (m.in. z „Don’t Believe a Word”), w którym wziął udział m.in. Phill Collins, Lynott i spółka wydali w 1977 roku „Bad Reputation”. Płyta niemal doskonała, która na parnasie hard – rocka i raczkującego heavy – metalu wyznaczać zaczęła nowe horyzonty, w nieco przyciasnej stylistyce gatunku pod koniec lat 70. Zadziornie, mocno, chwilami heavy – metalowo, ale i bluesowo, bo i akustyczne klimaty z nostalgiczną harmonijką pojawiły się na płycie.

 

Ściana Sław Muzycznych Dublina, jedna z trzech w obrębie Temple Bar. Na każdym tego typu muralu zawsze pojawia się postać Phila Lynotta. Fot. Tomasz Wybranowski.

Brian Robertson został nieco odsunięty od pracy przy komponowaniu i rejestracji płyty. Zagrał zaledwie pięć solówek w trzech nagraniach. Za resztę partii gitar odpowiadał Scott Gorham. Od otwierającego „Soldier of Fortune”, przez tytułowy „Bad Reputation”, zatrzymując się na niezwykłym „Dancing in the Moonlight (It’s Caught Me in Its Spotlight)” (o tym utworze jeszcze za chwilę), okraszonym dźwiękami saksofonu, słuchacz nie nudzi się ani chwili.

Phill Lynot i ekipa pokazują, że nie chcieli dać się zaklasyfikować do jednej tylko muzycznej szuflady. A gdzie jeszcze „Killer Without a Cause”, typowy metalowy sztych w uszy słuchacza, „That Woman’s Gonna Break Your Heart”? Znakomita płyta. Po prostu.

Thin Lizzy, oprócz dynamicznych hard – rockowych utworów, ma w swoim repertuarze także wiele ciepłych, pastelowych ballad. Perłą w tym gronie jest bez wątpienia „Dancing In The Moonlight”, o której pisałem przed chwilą.

Warto dodać, że na początku muzycznej kariery, to nagranie było w żelaznym kanonie koncertowym grupy U2. Nagranie „Bad Reputation” przypomniał Tomasz Pukacki i Acid Drinkers na krążku „Fishdick Zwei – The Dick Is Rising Again” (2010).

                        Apogeum i … droga ku przepaści 

Od czasu do czasu, Gary Moore pojawia się w Thin Lizzy. Tak stało się także po wydaniu koncertowego albumu „Live and Dangerous”. Tak stało się w przypadku nagrania albumu „Black Rose”. Oto ze składu Thin Lizzy znika Brian Robertson, obrażony na Philla za potraktowanie go, „jako gościa tylko” podczas nagrywania „Bad Reputation”, odchodzi z zespołu niemal bez słowa. Jego miejsce zajmuje, jak zwykle On: Gary Moore.

 

Zapiski Live and Dangerous

Irlandczyk o bluesowo i metalowym sercu, w studiu znakomicie rozumiał się ze Scottem Gorhamem, czego przykładem są niezwykłe gitarowe dialogi i kawalkady na nowej płycie.

Lynott i spółka nagrali najbardziej przebojowy krążek w historii grupy. „Black Rose: A Rock Legend” to album, gdzie usłyszymy takie koncertowe petardy jak „Waiting for an Alibi” i bliźniacza „Get Out of Here” , ale przede wszystkim znakomita „With Love”, metalowy zapalnik muzyczny, z chwilą wytchnienia w refrenie i niezwykłymi dialogami gitar. Ech , ten Gary Moore…

Całość zamyka majestatyczna, skomplikowana w fakturze i odnosząca się do muzycznej spuścizny Irlandii (m.in. ludowych pieśni ze Szmaragdowej Wyspy, jak „Danny Boy” czy „Shenandoah”), najdłuższa w dokonaniach zespołu kompozycja „Róisín Dubh (Black Rose): A Rock Legend”.

Album dobrze sprzedawał się, co zaowocowało wielomiesięcznym tournee. Nad zespołem wzbierały już jednak czarne chmury. Jeszcze podczas paryskiej sesji nagraniowej, Phill Lynott i Scott Gorham coraz bardziej odjeżdżali narkotykowo i alkoholowo, co nie podobało się Gary’emu Moore.

 

 

Podczas trasy w USA opuścił zespół. Płomień przyjaźni do Philla Lynotta nigdy nie wygasł. Solo, w obliczu ludzi… W obliczu Boga… Ukoronowaniem jego muzycznej kariery był solowy album „Solo In Soho” z 1980 roku.

W projekcie wsparły go takie znakomitości, jak chociażby Gary Moore (solo w „Jamaican Rum”), Mark Knopfler z Dire Straits (niezwykłe nagranie „King’s Call”), Midge Ure z Ultravox, z którym wspólnie napisał „Yellow Pearl”.

Nie każdy wie, że autorzy kultowego programu „Top of the Pops”, zażyczyli sobie, aby fragment tej piosenki był motywem przewodnim czołówki programu, w latach 1981 – 1986.

Ostatnie trzy duże płyty to „Chinatown” z 1980 r. z niezłym, nieco Queenowskim „Killers of the Loose”, „Renegate” (rok 1981) (gdzie na uwagę zasługują jedynie singlowe „Angel of Death” i „Hollywood (Down on Your Luck)”) i wreszcie ostatni studyjny krążek „Thunder and Lightning” (1983).

To krążek z bardzo dobrą balladą „The Sun Goes Down” , „Holy War” oraz tytułowym, choć trzeba przyznać, że raziły niedoróbki w produkcji, niedbalstwo aranżacyjne i na trochę na siłę muzyczny pościg za obowiązującą wówczas modą w rockowym i metalowym graniu.

Niewiele pomógł fakt zaproszenia do nagrania tej ostatniej, znakomitego Johna Sykesa (ogniste „Cold Sweat”).

Ale przyczyną regresu Thin Lizzy był stan Phila Lynnota. Od 1978 roku narkotyki zaczęły przejmowały pełną kontrolę nad jego życiem.

Od 1980 roku jego kariera załamuje się, podobnie jak życie rodzinne. Od stycznia 1984 roku jest bez rodziny.

Jego żona Caroline (ślub wzięli w lutym 1980 roku) zabrała córki i wyprowadziła się.

Powodem było silne już uzależnienie Phila od heroiny i LSD. Caroline tłumaczyła, że chciała w ten sposób „ochronić dzieci przed stylem życia ich ojca”. Odchodzą kolejni przyjaciele, bliscy, znajomi.

Na placu boju pozostaje jedynie Gary Moore, który wierzy, że dzięki muzyce można go jeszcze uratować. Po wspólnych nagraniach w studiu, pomiędzy 23 a 26 września 1985 roku, u boku Gary’ego Moore, Phil Lynott zagra cztery koncerty w Londynie i Manchesterze… Jak się później okaże, ostatnie w jego życiu…. 

                                        To już jest koniec… 

25 grudnia 1985 roku przedawkował … Przez dziesięc dni i nocy lekarze z klinik Salisbury Infirmary, potem Wiltshire Clinic walczyli o jego życie. Bezskutecznie.

O świcie 4 stycznia 1986 roku, z powodu niewydolności wątroby, nerek, serca i przewlekłego zapalenia płuc, Philip Parris Lynott zmarł. Nie wytrzymało też jego serce… Miał niespełna 36 lat.

Na wieść o jego śmierci fani z całej Irlandii czcili jego pamięć. Przed pogrzebem tysiące fanów wyległo na główną arterię Dublina, O’Connell Street, by palić świeczki i znicze. Grafton Street, ulica na której często pojawiał się z gitarą, utonęła w kwiatach. Podobne sceny działy się w Cork, Galway, Limerick, czy Belfaście.

Był największą gwiazdą irlandzkiej muzyki. To on był pierwszym irlandzkim artystą, który dotarł na szczyt i rozsławił imię Irlandii na całym świecie. Ciało Phillipa Parrisa Lynotta spoczęło na St. Fintan’s Cemetery, w dublińskiej dzielnicy Sutton.

Tomasz Wybranowski