Šustrová: Premier Czech, Andrej Babiš nie przejmuje się demonstracjami i zapowiada, że nie ustąpi przed presją ulicy

Kto i dlaczego bierze udział w największy demonstracjach w Czechach od 1989 r. i jaka panuje na nich atmosfera? Odpowiada  czechosłowacka dysydentka, Petruška Šustrová.


Petruška Šustrová mówi o potężnej demonstracji Czechów przeciwko rządom Andreja Babiša. W Pradze zebrało się nawet 250 tys. obywateli. To największy protest w tym kraju od czasu aksamitnej rewolucji z 1989 roku – pisze Reuters. Manifestanci przyszli z transparentami głoszącymi między innymi: „Babiš do kosza”, „Prosimy, ustąp. Mamy co robić”, „Czeski wybór: Babiš albo przyszłość” czy „Pięknie sobie nawarzyłem”.

Dla najwyższego prokuratora, u nas jest zastępca stanu, żeby był jakiś termin, żeby nie był mianowany dożywotnio, tylko np. na 10 lat, na jakiś termin.

Powodami demonstracji jest zmiana na stanowisku szefa MSW, którym została Marie Benešová. Protestujący obawiają się, że proponowana reforma sądownictwa jest zagrożeniem dla jego niezależności. Rozmówczyni Poranka WNET nie widzi w tej reformie takiego ryzyka. Nowa minister została powołana wkrótce po tym, jak prokuratora ogłosiła możliwość ścigania obecnego premiera. Sama Benešová ogłosiła, że nie zamierza odwoływać naczelnego prokuratora i że to ściganie jej nie dotyczy.

[Premier – przyp. red. ] absolutnie się nie przejmuje […] On powiedział, że nie będzie się wyrażał, że jest demokracja i niech ludzie powiedzą, co mają na sercu. Nie widzi powodu do tej demonstracji, dlatego że to co chcą realnie demonstranci – reformy czy niepodległości justycji to już jest zaproponowane, że pani minister sprawiedliwości jest pierwsza, która przedłożyła projekt tej reformy i według niego wszystko jest w porządku.

Jak wskazuje Šustrová, premier nie przejmuje się demonstracjami i zapowiada, że nie ustąpi „presji ulicy”. Poza premierem i nową minister na demonstracjach krytykowany jest także prezydent Czech Miloš Zeman, za swoją prorosyjskość. Zdaniem dysydentki prezydent „jest większym problemem niż premier”. Nie można powiedzieć czy demonstracje są prawicowe, czy lewicowe, gdyż popiera je z jednej strony prawicowa opozycja — Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), a z drugiej Czeska Patia Piratów, którą prawicą trudno nazwać.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

 

Skoro przez sto lat nie udało się w Rosji wprowadzić demokracji konstytucyjnej, to za naszego życia do tego nie dojdzie

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Petrušką Šustrovą – czechosłowacką dysydentką, czeską tłumaczką z języka angielskiego i polskiego, publicystką i polityk, znawczynią spraw Europy Wschodniej.

Antoni Opaliński
Petruška Šustrová

W Czechosłowacji ustawa lustracyjna powstała chyba najwcześniej spośród krajów postkomunistycznych, prawda? W Polsce była próba lustracji dopiero w 1992 roku, zresztą nieudana.

Myślę, że oprócz Niemiec Wschodnich, nigdzie nie wprowadzono ustawy lustracyjnej takiej jak u nas, to znaczy, że ktoś, kto współpracował, nie mógł sprawować różnych funkcji państwowych. Jest mi przykro, że to podchwyciła prasa i wielu spośród tych ludzi zostało skompromitowanych, bo każda sprawa współpracy ze służbami jest inna. Ludzie byli szantażowani. Np. ktoś miał córeczkę z jakąś chorobą skóry, ta córeczka musiała jeździć nad morze; i albo pan podpisze, albo córka nie pojedzie. Nie chcieliśmy nikogo piętnować. My tylko wskazywaliśmy – ten człowiek się nie sprawdził i może być szantażowany, lepiej, jeśli nie będzie decydował o sprawach państwowych.

Dlaczego w Czechach lustracja się udała, a w Polsce została przeprowadzona większym kosztem, dużo później, przy dużo większych konfliktach? U nas te sprawy ciągną się właściwie do dzisiaj, jak wskazuje przypadek Lecha Wałęsy.
Myśmy początkowo nie chcieli, żeby w parlamencie zasiadali współpracownicy SB. Jednak w końcu parlament zdecydował, że kogo lud wybiera, tego wybiera: nawet mordercę czy współpracownika – i to znaczy, że tacy ludzie mogą się znaleźć w parlamencie. Tyle tylko, że społeczeństwo raczej nie wybierało współpracowników. (…)

Porozmawiajmy o Karabachu. Co tam się teraz dzieje?
Mówiąc „Karabach” jesteśmy politycznie niepoprawni z ich punktu widzenia, bo tam odbyło się referendum i oni teraz nazywają swoje państwo Arcach – tak brzmi starożytna nazwa tego obszaru. Arcach po raz pierwszy w historii od ponad 20 lat jest jednonarodowy. Wcześniej zawsze była to kraina wielonarodowa: mieszkali tam Azerowie, Ormianie. Teraz wygnano stamtąd prawie milion Azerów, sytuacja jest skomplikowana.

Arcachu jako państwa nikt nie uznaje, ale jego mieszkańcy, których jest jakieś 120 tysięcy, bardzo się z nim identyfikują. I tam panuje demokracja, jako w jedynym miejscu na Kaukazie. Nie zamierzam tego gloryfikować, ale w Arcachu nie ma dyktatora, jak np. w Azerbejdżanie, nie ma pędu pod skrzydła Rosji, jak w Armenii, nie borykają się z różnymi problemami, jakie ma Gruzja – i gdyby to państwo przetrwało, mogłoby po prostu się rozwijać. Bo tam są surowce naturalne, jest rolnictwo, kraj dobrze funkcjonuje. Długo tam nie byłam, pojadę, to zobaczę. Wtedy będę mogła więcej powiedzieć. (…)

Z kolei Kaukaz Północny ma wielki problem z Kadyrowem, tym carem Czeczenii. Tam walczą jakby dwa odłamy islamu, a Kadyrow jest przecież stronnikiem Putina. On ma związek z tymi morderstwami w Moskwie i pewnie dlatego Putin go popiera. To wszystko wygląda bardzo źle, bo jest wielu uchodźców z Czeczenii i z innych krajów Kaukazu Północnego. My jesteśmy zajęci Syrią i przywódcami wielkich mocarstw – Putinem, Trumpem – i w ogóle tamtych problemów nie widzimy, ale tam toczą się bardzo skomplikowane procesy. Rosja wraca do swoich prawosławnych korzeni itd., a tam żyje 20 milionów Tatarów. Kaukaz Północny to jest jakby bomba zegarowa.

Czy Pani wierzy, że w Rosji będzie kiedyś taka normalna, konstytucyjna demokracja? Podczas rewolucji lutowej oni przez kilka miesięcy próbowali wprowadzić demokrację konstytucyjną, ale nie wyszło im. Czy kiedyś się uda?
Jeżeli przez sto lat nie wyszło, to obawiam się, że za naszego życia do tego nie dojdzie. Putin ma olbrzymie poparcie. Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, Rosjanie czuli się przegrani i potrzebowali nowej idei. I niestety większość Rosjan – nie mówię o inteligencji Petersburga czy Moskwy – ale większość to są ludzie, którzy, żeby czuli się dobrze, potrzebują poczucia, że ich kraj jest wielki, że ma najwięcej czołgów, że ma broń atomową i że wszyscy się ich boją. Dlatego oni są w stanie ponosić najróżniejsze ofiary, mogą chodzić bez butów, byleby ich państwo było wielkie.

Ta idea jest bardzo mocna, a Putin to psychologicznie, dokładnie zanalizował i z tym przyszedł po Jelcynie, po tym chaosie – bo dla większości Rosjan z tym kojarzy się demokracja: że wszyscy kradną i że trzeba trzymać na balkonie krowę, żeby w ogóle było co jeść.

Moim zdaniem, jak zabraknie Putina (ale on jest zdrowy i jeszcze wytrzyma jakiś czas), po nim nastąpi ktoś dokładnie taki jak on.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z Petrušką Šustrovą pt. „Życie publiczne bez ideałów nie jest dobre” można przeczytać na s. 12 majowego „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z Petrušką Šustrovą pt. „Życie publiczne bez ideałów nie jest dobre” można przeczytać na s. 12 majowego „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl