Ks. prof. Bortkiewicz: Walka z pedofilą jest bezwzględnie potrzebna

„Problemem nie jest brak przepisów, tylko problemem jest brak konsekwencji”.

Ks. prof. Paweł Bartkiewicz komentuje w Poranku WNET głośny dokument braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”.

„Zasadniczy przekaz tego filmu, to stanięcie przy stronie ofiar; walka z pedofilią. (…) Jeżeli ten film służy demaskacji zjawiska pedofilii i walki z nią, to cały sercem podpisuje się pod nim i dziękuje panu Sekielskiemu. Ale pojawiają się we mnie liczne wątpliwości nie tylko związane z przekazem, ale także z formą tego przekazu”.

Duchowny zwraca uwagę na zestawianie w filmie informacji o czynach pedofilskich z obrazami świętych miejsc i obrazów, które może nasuwać odbiorcy skojarzenie sprawowanej przez Kościół liturgii z pedofilią. Podkreśla przy tym, że Kościół w swych normach radykalnie sprzeciwia się pedofilii i potępia „używanie człowieka w przestrzeni seksualnej”. Odnosząc się do filmu, wyraża wątpliwości wobec jego zgodności z zasadami dokumentu, np. w scenie poszukiwania przez bohaterów kard. Dziwisza. Tą ostatnią określa jako „porażającą naiwnością” i wyreżyserowaną.

W kontekście cierpień ofiar wykorzystywania seksualnego ksiądz profesor odnosi się do problemu edukacji seksualnej i nadużyć, które mogą się z nią wiązać.

„W podobny sposób jak ubolewamy nad losem 12 latka gwałconego na plebanii (…) przez osobę duchowną, tak samo możemy wyrażać swój radykalny sprzeciw (…) i oburzenie w stosunku do dziecka sześcioletniego, ośmioletniego, które poddawane jest np. przymusowej masturbacji przez seksedukatora w ramach zajęć z edukacji seksualnej w przedszkolu czy szkole. To jest ten sam proceder. To jest ta sama krzywda”

Posłuchaj całej audycji już teraz!

A.P.

W okolicach stycznia pojawia się spór, czy istotnie dobre jest partycypowanie w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy

W filantropii nie obowiązują biblijne zasady działań charytatywnych: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6,3-4).

Paweł Bortkiewicz TChr

Orkiestra i Caritas

Od jakiegoś czasu w okolicach stycznia przetacza się dyskusja na temat moralności działań dobroczynnych (jakkolwiek brzmi to pokrętnie). Konkretniej ujmując, pojawia się spór o to, czy istotnie dobre jest partycypowanie w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Po przedstawieniu racji za i przeciw, racji często wzbogaconych emocjami, temat zostaje wygaszony.

W początkach bieżącego roku było podobnie. Jednak z pewną różnicą jakościową. Ponieważ w sporze wokół Orkiestry niejednokrotnie przywoływany był Caritas jako instytucja odmienna ideowo, Zarząd tejże instytucji zabrał głos. „Caritas Polska nie podejmuje żadnych działań przeciwko Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, nie konkuruje z nią ani nie szuka porównań. Ilość problemów społecznych i osób potrzebujących zainteresowania i wsparcia w Polsce jest ogromna. Jest tu miejsce dla każdego, kto angażuje się w pomoc dla bliźniego. Apelujemy o szacunek, wsparcie i przestrzeń do działania dla wszystkich ludzi i organizacji dobrej woli oraz o zaprzestanie podziałów i konfrontacji”.

Pomimo, że apel wyraźnie mówił o nieszukaniu porównań – potrzeba przezwyciężenia podziałów zmuszała niejako do swoistej komparacji. Ciekawego zestawienia dokonał ks. Artur Stopka na portalu deon.pl. Wskazał tam na dwa zupełnie różne mechanizmy motywacyjne dla WOŚP i Caritas. W pierwszym przypadku jest to filantropia, w drugim jest to caritas, czyli miłość chrześcijańska. Filantropia jest takim działaniem, które koncentruje się na kochaniu ludzkości i w którym nie obowiązują biblijne zasady działań charytatywnych, a zwłaszcza wskazanie Pana Jezusa: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6,3-4).

Z kolei caritas, miłość miłosierna, chrześcijańska jest motywowana na wskroś religijnie. Można powiedzieć, że to miłość Chrystusa przynagla nas do tego, abyśmy odpowiadając na tę miłość, świadczyli ją innym. W świadczeniu miłosierdzia nie ma miejsca na wymierną korzyść, np. w postaci prestiżu, poważania, poprawy wizerunku. Dawca jałmużny nie sygnalizuje całemu światu, czy coś ofiarował, czy nie. To dlatego w różnych miejscach nie znajdziemy sprzętu z plakietkami czy logo Caritas. Nie dlatego, że nie ma tam sprzętu pochodzącego z tego źródła.

Jest też jeszcze inna różnica, pozornie subtelna, ale chyba jednak dość istotna. Działalność WOŚP ma charakter wolontariacki, a działalność Caritas charakter charytatywny. Ta pierwsza zasadza się na voluntas, a więc na ludzkiej woli czynienia dobra. Spoglądając na wolontariuszy, koncentrujemy się niejako na nich, na tym, że mają tak dobrą wolę, że nikt ich do dobroczynności nie zmusza, ale oni po prostu chcą. W przypadku działalności charytatywnej nie przypina się medali za dobrą, szlachetną wolę. Raczej wciąż wsłuchuje się w głos, który mówi, krzyczy: „Gdzie jest twój, brat?”. Ten głos, ten apel staje się powinnością działania. I samo działanie jest odpowiedzią miłości.

Być może są to subtelne rozgraniczenia. I być może dla wielu są nieistotne bądź są dzieleniem włosa na czworo. Ktoś powie: to wszystko jest nieistotne, ważne, aby potrzebujący otrzymał to, czego potrzebuje… Muszę przyznać, że nie do końca zgadzam się z takim stanowiskiem. Dla moralnej oceny ludzkiego działania potrzebny jest dobry cel, przedmiot tego czynu, ale także dobra intencja.

Być może zabrzmi to obrazoburczo, ale mam problem z dowartościowaniem dobrych intencji filantropii WOŚP. Dlatego, że od początku nie wiedziałem, na jaką część ludzkości i jej dobra mogą być przeznaczone moje pieniądze – na tę część ludzkości w szpitalach, czy na tę, która ma potrzeby na Woodstock, czy na tę, która zasiada w fundacji „Złoty Melon”, czy „Mrówka cała”? Ludzkości nigdy nie byłem w stanie ogarnąć. Człowieka – bardziej. Mam też problem z bezkrytyczną wiarą w wolontariat. A co, jeśli tej dobrej woli zabraknie? Nie mógłbym tego skrytykować – to dobra wola, nie obowiązek. To naddatek, nie powinność.

Raz jeszcze powtórzę. Wiem, że jest tendencja, by szukać tego, co łączy, a nie, co dzieli. Wiem, że podpisany został „pakt o nieagresji” z obu stron. Wiem, że subtelne dywagacje mogą wydać się dzieleniem włosa na czworo. Ktoś może powiedzieć: jedno i drugie jest dobre, jedno i drugie jest doskonałe, no, może jedno bardziej, a drugie mniej…

Doskonałość i świętość

A spójrzmy na te różnice w takich oto kategoriach. Działalność wolontariacka i filantropijna to rodzaj doskonałości. A dokonania charytatywne i motywowane miłością miłosierną, a jeszcze pełniej: miłością Chrystusa – to wyraz uświęcania człowieka.

Doskonałość i świętość. Jedno i drugie zasługuje na szacunek. Ale znowu pozwolę sobie na pewien wyraz niepokoju. Ten niepokój pojawił się we mnie wraz z lekturą papieskiej adhortacji o małżeństwie.

Amoris laetitia” papieża Franciszka. Papieża z pewnym upodobaniem podkreśla, że nie ma rodzin doskonałych, naiwne jest snucie marzeń o doskonałej miłości… Tak, zapewne nie ma małżeństw doskonałych, ale Ewangelia wskazuje nam na ideał, jakim jest świętość życia, a nie doskonałość osiągnięta jako samorealizacja, samospełnienie. Świętość zakłada, tak jak miłość charytatywna, swoisty dialog i współpracę. Jest miłość Chrystusa, która przynagla nas, jest Miłość, która wzywa i zobowiązuje, ale która też realnie się angażuje. I sprawia, że mimo niedoskonałości możemy dążyć do świętości. Być może nie ma w naszych realiach małżeństw doskonałych, ale są takie, które uświęcają się i dążą do świętości.

Niektórzy komentatorzy papieskiego dokumentu ze zdziwieniem zauważają, że Biskup Rzymu przedstawił w nim małżeństwo w kategoriach doskonałości, a nie świętości związanej z sakramentem. Tak pisał np. prof. Josef Seifert.

Znowu pozornie subtelność. Ale zobaczmy konsekwencje tych subtelności. W przypadku pierwszej stawiamy znak równości między moja wolą czynienia dobra w imię dobra ludzkości (no, z pewną dozą autopromocji) i autentycznie bezinteresownej służby drugiemu. W drugim wypadku stawiamy znak równości między samorealizacją związku małżeńskiego a tą wspólnotą, która jest zaproszeniem Boga w ludzką miłość i współdziałaniem Miłości z ludzkim umiłowaniem się nawzajem.

Można chyba zaryzykować tezę, że chrześcijaństwo nie jest w takiej perspektywie szczególnie cenną ofertą.

W roku 1976 Robert Ludlum napisał swoją kolejną sensacyjna powieść „Droga do Gandolfo”. Oto jej początek: „Tłumy gromadziły się na placu św. Piotra. Tysiące wiernych oczekiwało w milczeniu, by w oknie balkonowym ukazał się papież i przekazał im swoje błogosławieństwo. Wkrótce dzwony na Anioł Pański rozpoczną uroczystości ku czci św. Januarego. Ich dźwięk rozniesie się echem po całym Watykanie i Rzymie, głosząc nadejście radosnych i szczęśliwych dni. Błogosławieństwo papieża Francesca I będzie sygnałem do rozpoczęcia święta. Ulice rozświetlą się pochodniami i świecami, zapanuje taniec, muzyka i wino. Na Piazza Navona, di Trevi, nawet na Palatynie, długie stoły zapełnią się miskami spaghetti i mnóstwem domowych wypieków. Czyż nie tego uczy papież, umiłowany Francesco? Otwórzcie serca i spiżarnie dla waszych sąsiadów, a oni niech zrobią to samo. Sprawcie, aby każdy człowiek, bogaty i biedny, zrozumiał, że stanowimy jedną rodzinę”.

Czy tylko chodzi o dobrą wolę okazywania serdeczności, bratania się z innymi i wchodzenia w wielką harmonię ze światem przyrody?

Między…

Owo tytułowe „między” przenosi nas wszystkich do szczególnego czasu w corocznej pedagogii Kościoła. Stajemy niejako na progu czasu, a jeszcze bardziej samych siebie, by spojrzeć w to, co za nami, w nasze chęci, zaangażowanie, wysiłki samorealizacji, w nasze uporczywe dążenia do doskonałości i w nasze porażki.

I oto dana nam zostaje perspektywa Wielkiego Postu. Czasu przygotowania, czasu kwarantanny, czasu drogi… To ważny czas. Czas sprecyzowania pojęć, dostrzeżenia, że granicą różnych subtelności jest osoba Jezusa Chrystusa. On wyznacza miarę miłości, On wyznacza możliwość dążenia i osiągania świętości. To On wreszcie sprawia, że możemy zrozumieć samych siebie. Jak u Norwida:

Nie inaczej z Człowiekiem: gdy nań kto poziera,
Jak on jest, i purpurę mu królewską zdziera.
Oglądając go lichym od stopy do powiek,
Jak pyłu garść rwanego wiatrem…
…cóż… tam… człowiek?!

Ale pył ów, odniesion harmonii stworzenia,
Kiedy atomem swoim w gwiazdę się zamienia,
I wielka rzecz stąd rośnie: co godzina, co wiek.
Co Era – to mówimy wtedy:
…oto Człowiek!

Cały artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Między karnawałem a postem” można przeczytać na ss. 6 i 7 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

1 część artykułu Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Między karnawałem a postem” na s. 6 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 32/2017, wnet.webbook.pl