Artur Żak: Tegoroczne lwowskie obchody polskiego Święta Niepodległości, mimo pandemii, są dość liczne

Dziennikarz Polskiego Radia Lwów o tym, jak świętują rocznicę odzyskania niepodległości przedstawiciele polskiej mniejszości na Ukrainie.

 

Artur Żak relacjonuje uroczystości z okazji polskiego Święta Niepodległości odbywające się we Lwowie.  Jak mówi, w obchodach uczestniczy dużo osób, biorąc pod uwagę trwającą pandemię koronawirusa.

Liczba osób biorących udział w uroczystościach jest oczywiście ograniczona przez odgórne restrykcje

Gość „Kuriera w samo południe” wspomina, że polskie uroczystości na Ukrainie nabrały rozmachu po upadku komunizmu.

Rozmówca Adriana Kowarzyka wskazuje, że niepodległość jest dla niego możliwością decydowania o samym sobie i kultywowania tradycji przodków.

Tutaj we Lwowie mamy inne doświadczenie niż Polacy w Ojczyźnie – o przetrwanie polskości musimy walczyć w rodzinach.

Artur Żak opowiada o sytuacji mniejszości polskiej na Ukrainie. Coraz większa część najmłodszego jej pokolenia decyduje się na powrót do Ojczyzny. Gość „Kuriera w samo południe” ubolewa również nad złym stanem materialnych śladów polskości we Lwowie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Oni nam pokazali, jak się walczy, umiera, ale i jak się pięknie i godnie żyje/ Dariusz Brożyniak, „Kurier WNET” 77/2020

Jesteśmy w ogromnej potrzebie odbudowania narodowej pamięci, tej prawdziwej, bez kunktatorstwa, hipokryzji i prostackiej propagandy. Gdzie mowa jest prosta z Chrystusowym „tak”, tak” – „nie, nie”.

Dariusz Brożyniak

Polskie Zaduszki

Przemierzamy i w tym roku nasze cmentarze, wypełniając odwieczny chrześcijański obowiązek i głęboką potrzebę także słowiańskiej duszy. To jednakże rok jakże przykrej anonimowości, kiedy spod epidemicznych masek z trudem rozpoznajemy naszych bliskich, przyjaciół, sąsiadów, by wspólnie nad mogiłami odtworzyć obrazy życia tych, którzy nas kiedyś łączyli pokrewieństwem czy swym, z nami splecionym, losem. Tak nadzwyczajnego czasu nikt nam jak dotąd, w naszej tradycji, nie przekazał.

Spotykamy się na modlitwie pod krzyżami wspomnień naszych bezimiennych bohaterów, pod epitafiami powstańców listopadowych, styczniowych, wielkopolskich, śląskich, warszawskich, Golgoty Wschodu, Ofiar Komunizmu, Tragedii Smoleńskiej. Docieramy w końcu na Kwaterę „Ł” – Łączkę – i wtedy już wręcz musimy zastanowić się nad kondycją naszej zbolałej polskiej duszy. Dzięki odwadze i determinacji jednego człowieka wypełniliśmy swój prastary rycerski obowiązek, tak jeszcze sto lat temu najzupełniej oczywisty, i „poszliśmy po swoich”, zebrać naszych poległych z pola bitwy.

Profesor Szwagrzyk wydobył wszystkich trzystu, przeciskając się pomiędzy mogiłami ich katów, komunistycznych zbrodniarzy.

Czasem mógł kogoś wydobyć tylko „w połowie”, przeciętego koparką przygotowującą miejsce dla kolejnego komunistycznego kacyka; czasem pozostało już tylko przesiewać ziemię przemieszaną ze śmieciami, by dotrzeć choć do tych paru najdroższych nam kości „wypełniących” alejki „nowo zasłużonych”, przede wszystkim PRL-owskich wojskowych o najwyższych szarżach – majorów, pułkowników.

Żołnierzy Niezłomnych, tych XX-wiecznych rycerzy dumnej Polski, z całkowitą premedytacją potraktowano właśnie jak śmieci, podobnie jak ofiary przywiezione lat dziesięć temu z Rosji, które wspomina położony zupełnie nieopodal powązkowski pomnik tragedii smoleńskiej.

Na Łączce widać niezwykle wyraziście i drastycznie tę sowiecką więź w zbrodni i barbarzyńskim lekceważeniu nawet szczątków. Majora „Zaporę” i jego kilku podkomendnych „wciśnięto” do pojedynczej mogiły, zapewne wtłaczając i udeptując. Mieszano zwłoki jak popadnie, głowami i nogami naprzemiennie. Zrobili to ludzie, którzy całkowicie wyzuli się ze swej polskości. Przyjęli za swoją sowiecką metodę strzału w tył głowy, rozsadzającą twarz. W pełni skuteczną w zadaniu śmierci i ukryciu śladów zbrodni. Nierozpoznawalne zwłoki zagrzebane gdzieś pod murem nie były już groźne.

Żołnierski honor plutonu egzekucyjnego mógł się okazać niepewny dla zbrodniarzy. Do „Inki” nie chciano strzelać, ktoś jednak mógł się wygadać.

Dramat mokotowskich Żołnierzy Niezłomnych to nie była sama śmierć. To była świadomość, że zrobią to nie Niemcy, nie Sowieci, ale Polacy. I patrzą na to dziś z bezpośredniej wręcz bliskości swych grobów ludzie „bestie” – „Luna” Brystygierowa czy Aleksander Dreja. Nigdy nie ukarani, jak Jerzy Valuin, Śmietański, Różański i Humer.

Żyjący jeszcze, jak Jerzy Kędziora, mają się dobrze i rozsiewają nadal strach. Rodziny pomordowanych wolą nie udzielać wywiadów, boją się, jak za czasów, gdy cmentarne kwiaciarki donosiły do SB, zaszczuci do dziś. Odradza im się rozmowy z IPN, mają ciągle w pamięci, jak próbując jakoś łączyć się w swym cierpieniu w parafii na Starych Powązkach, musieli przeżyć śmierć zamordowanego ks. Stefana Niedzielaka. Resortowe „towarzystwo” ul. Kazimierzowskiej patrzyło krzywym okiem na „złe rzeczy” na Łączce, nawet grożąc tajemniczym telefonem wstrzymującym działania. Są osoby i instytucje, które zdecydowanie torpedowały prace na Łączce, nawet z samego środowiska IPN, podejmowały działania o wręcz wrogim charakterze, by później zabierać oficjalny głos na głównych uroczystościach. Przy pośpiesznym odsłanianiu Panteonu profesor Szwagrzyk stał zapomniany w tłumie, obserwując, jak politycy dziękują sami sobie.

Żołnierze Niezłomni mieli być bowiem na zawsze „wyklęci”, usunięci w niebyt w sposób celowy i systemowy. Nie mogło być grobów, by nie było bohaterów, lecz przede wszystkim wzorca. Ci ludzie pokazali, jak się walczy, jak się umiera, ale i jak się pięknie i odpowiedzialnie żyje. Rotmistrz Pilecki, dający przykład żołnierza i gospodarza dbającego o rodzinę, wspólnotę, stający bez wahania na wezwanie ojczyzny. Pułkownik Łukasz Konrad Ciepliński ps. Pług, piszący w więziennym grypsie:

„Widzisz Synku – z Mamusią modliliśmy się zawsze, byś wyrósł ku chwale idei Chrystusowej, na pożytek Ojczyźnie i nam na pociechę. W tych dniach mam zostać zamordowany przez komunistów za realizowanie ideałów, które Tobie w testamencie przekazuję. O moim życiu powie Tobie Mamusia, która zna mnie najlepiej. Będę umierał w wierze, że nie zawiedziesz nadziei w Tobie pokładanych”.

Niemalże cudem odnalezionych prawie 40 grypsów pułkownika stanowi poruszające świadectwo etosu Polski Walczącej.

70 lat temu nie przewidziano technik badań DNA, inaczej dla zbrodni, niemalże doskonałej, urządzono by krematoria. Bo tożsamość zbrodniarzy spod czerwonej gwiazdy i swastyki jest uderzająca. Tożsamość w ukrywaniu i zacieraniu śladów zbrodni. W zeszłym roku pod torami małej austriackiej stacyjki kolejowej Lungitz przy obozie Gusen III sytemu obozowego Mauthausen-Gusen odkryto całe pokłady ludzkich popiołów wymieszanych ze śmieciem. Znaleziono dziecięcy ząb, a skala znaleziska może być ogromna. Wydobyto symbolicznie pewną ilość popiołów i upamiętniono w pobliżu, bez określenia miejsca znaleziska i jakiejkolwiek informacji na funkcjonującej stacji. Pytanie, czy przywożono tą drogą jeszcze żywych ludzi, czy tylko popioły i skąd – nie jest szczególnie popularne. Ekipie profesora Szwagrzyka jeszcze parę lat temu usiłowano nałożyć gigantyczną karę za niezbędne usunięcie krzewów uniemożliwiających ekshumacje. Czerwona gwiazda i swastyka…

Czy zatem wypełni się wizja profesora trzeciej powązkowskiej bramy cmentarnej, Bramy Wyklętych – Straconych? Czy będzie można modlić się nad trumnami żołnierzy, z trumiennymi portretami, w podziemnych katakumbach – a więc tam, gdzie ich odnaleziono? Obecny „półkowy” Panteon jest bowiem zaprzeczeniem całej już współczesnej historii Łączki.

Najmłodsze pokolenie zaczadzone neomarksizmem musi otrzymać szansę ogarnięcia tej komunistycznej zbrodni w całym jej tragicznym, przewrotnym i perfidnym wymiarze, łącznie z dokonaną, wręcz pokoleniową, infamią i zemstą na rodzinach zamordowanych.

Musi dokonać się jednoznaczna i ostateczna demaskacja sloganu „komunizmu z ludzką twarzą”, kontynuacji zbrodni lat 40. i 50. na lata 80. i resentymentów trwających po dziś dzień już w wolnej Polsce.

Jesteśmy w ogromnej potrzebie odbudowania narodowej pamięci, tej prawdziwej, bez obciążenia kunktatorstwem, hipokryzją i prostacką propagandą. Gdzie mowa jest prosta z Chrystusowym „tak”, tak” – „nie, nie”. „Sprawiedliwość, nie zemsta” głosił publicznie polskojęzyczny Żyd, urodzony na rumuńskiej Bukowinie w Czerniowcach, lojalny obywatel Republiki Austrii – Szymon Wiesenthal. Nie możemy udawać, że nie widzimy rozwłóczonych, niepogrzebanych przez dekady po chrześcijańsku kości na kresach II Rzeczypospolitej, nie słyszeć, że najbardziej okrutni pacyfikatorzy powstania warszawskiego, ukraińskie jednostki SS „Nachtigall”, „broniły” Warszawy przed Armią Czerwoną (sic!), karygodnym zaniechaniem wspomagać tuszowanie austriackich zbrodni na Polakach w Austrii i niemieckich w Auschwitz.

Nie ma takiego drugiego miejsca w Europie, gdzie żyją obok siebie, jak gdyby nigdy nic, ofiary i ich bezkarni kaci, i to mieści się bezwstydnie w regule wolności i demokracji.

Słabość polskiego państwa jest żenująca w bezkarności konstytucją zabronionego propagowania komunizmu (Michał Nowicki, syn posłanki SLD Wandy Nowickiej) czy otwartego nawoływania do obalenia demokratycznego państwa siłą (Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog). Ta permanentna, od 30 lat, socjologiczna schizofrenia doprowadza nas do coraz trudniej uleczalnej chronicznej społecznej choroby. Bezmiar polskiej ofiary krwi wymaga od każdego Polaka honorowego, z podniesionym czołem działania i żarliwej, szczerej, zaduszkowej modlitwy. Inaczej i nasze pokolenie wpisze się w ten najboleśniejszy dramat Żołnierzy Niezłomnych – Wyklętych – zdrady „swoich”!

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Polskie Zaduszki” znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Polskie Zaduszki” na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Wysocki: Dzisiejsza Polska nie jest kontynuacją II Rzeczpospolitej. Żyjemy w państwie postkomunistycznym

Dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego mówi o zerwaniu ciągłości historycznej naszego kraju po 1939 r. i zadaniach współczesnego systemu edukacji.

Profesor Wiesław Wysocki ocenia, że nie 2 lata temu nie powinniśmy świętować stulecia niepodległości Polski:

Wolna Polska skończyła się w 1939 r. Dzisiaj nie kontynuujemy II Rzeczpospolitej. Jesteśmy postkomunistami, dzisiaj trzeba to mocno wyartykułować.

Historyk ubolewa nad brakiem wydania podstawowych źródeł do historii Polski a zamiast tego:

Buduje się instytuty, które są potrzebne psu na budę. Zamiast tego musimy zbudować w narodzie poczucie, że Ojczyzna jest wartością.

Gość Radia WNET uwypukla znaczenie właściwej edukacji:

Szkoła musi kształtować człowieka, który potrafi sprawnie posługiwać się własnym rozumem.

Prof. Wysocki wskazuje, że odzyskanie niepodległości było dziełem całego pokolenia:

Jego liderem był oczywiście Józef Piłsudski, ale wkładu w walkę nie można odmówić nikomu.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego ocenia, że w ostatnich latach dużą część winy za zaniedbania w kultywowaniu polskości ponosi były minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.

Dr Rzymkowski: Na niepodległość powinniśmy patrzeć jak na zadanie, które ciągle musimy realizować

Parlamentarzysta PiS o definicji patriotyzmu i wyzwaniach związanych z obroną niepodległości.

Dr Tomasz Rzymkowski wskazuje, że niepodległość jest punktem, w którym naród jest traktowany podmiotowo na arenie międzynarodowej. Wyraża pogląd, że problem z identyfikacją państwową części społeczeństwa nie jest zjawiskiem nowym:

Przytłaczająca większość narodu czuje brzemię odpowiedzialności za państwo.

Ludzi rozumiejących znaczenie polskości można dzisiaj znaleźć także w środowiskach lewicowych. Dr Rzymkowski zauważa, że dyskusja nt. kwestii związanych z suwerennością naszego kraju bardzo się ożywiła w ostatnich latach:

Większość społeczeństwa uważa, że powinniśmy mieć możliwość sami o sobie decydować, tylko nieliczni chcą oddać większość kompetencji Unii Europejskiej.

Jak dodaje parlamentarzysta:

Na niepodległość powinniśmy patrzeć jak na zadanie, które ciągle musimy realizować. Wciąż jest dla niej wiele zagrożeń.

Jednym z takich niebezpieczeństw są rewolucyjne idee głoszone przez liderki tzw. Strajku Kobiet:

Niemcy miały grupę Bader-Meinhof, my mamy grupę Lempart-Suchanow. W każdym kraju są ludzie dla których państwo jest problemem, a nie wartością.

Przechodząc do bieżącej polityki, poseł PiS wyraża przekonanie, że większość parlamentarna obozu Zjednoczonej Prawicy nie jest zagrożona.

Nie wiem, czy obecnie jest właściwy moment na realizowanie własnych ambicji, tak jak to robi były minister Ardanowski.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Król Ali Baba w Na Rapie – audycja Bartosza Boruciaka

Zapraszam do posłuchania rozmowy z Królem Ali Babą. W trakcie spotkania poruszyliśmy wiele ciekawych wątków od jego początków w Polsce po aktywność Króla Kebabów w internecie. Ubaw gwarantowany 😀

Audycji można posłuchać w czwartek o godz. 21.

Programy dostępne są na naszym portalu na profilu Bartosza Boruciaka.

 

Bezkarna swawola zyskała tytuł wolności. Rozważania o podważaniu etosu pracy i innych odwiecznych wartości

Od czasów biblijnych po nowożytne pojawiały się fantazje na temat totalnego próżniactwa. W Europie istniała tradycja mówiąca o Kukanii – krainie bogactwa, gdzie żyło się w dobrobycie i bez pracy.

Zdzisław Janeczek

W czasach niepewności, gdy skandale w wielkich korporacjach i małych firmach, kryzysy natury gospodarczej czy politycznej, zagrożenie terroryzmem czy katastrofą ekologiczną, intrygi i brak czytelnych relacji obniżyły poziom zaufania we wszystkich dziedzinach życia, naturalnym odruchem jest poszukiwanie czegoś stałego, pewnego, nie tylko dla indywidualnego komfortu, ale przede wszystkim dla pożytku społecznego. W czasach nam współczesnych zagrożona jest nie tylko oparta na naturalnym związku mężczyzny i kobiety rodzina oraz patriotyzm wyrażony w łacińskiej maksymie Patria mihi vita med multo est carior (Ojczyzna jest mi o wiele droższa niż życie), ale także tradycyjny etos pracy. Bezkarna swawola zyskała tytuł wolności.

Francuski intelektualista Paul Michel Foucault, znany z sympatii do marksizmu-leninizmu, „dyskursywizuje” seks, publikuje tomy pt. „Użytek z przyjemności” i „Troska o siebie”. W swojej „Historii seksualności” obnaża „zło” wskazując na jego źródła: wiarę, rodzinę, tradycję, patriotyzm, własność prywatną.

Jawi się jako Prometeusz wyzwalający spod dominacji chrześcijańskiej hydry, pokazując uciśnionym „gdzie wschodzą i kędy zachodzą gwiazdy”. (…)

[O]d czasów biblijnych po epokę nowożytną pojawiały się fantazje na temat „nicnierobienia” i totalnego próżniactwa. Źródeł takich zachowań można się dopatrywać w uwarunkowaniach związanych z rodzajem wykonywanej pracy. „Ludzie, którzy, by wyżyć, musieli się imać ciężkiego trudu fizycznego, tragarze, kamieniarze, wieśniacy mający tylko ręczne narzędzia do roboty, mogli być na pewno ludźmi szlachetnymi, wątpliwe jednak, czy błogosławili swój trud jako źródło duchowej nobilitacji”. W wielu europejskich krajach, takich jak Anglia, Francja, Hiszpania, Włochy i Niemcy istniała tradycja mówiąca o krainie dobrobytu i bogactwa, gdzie jedzenie można było otrzymać bez pracy i trosk. Według spadkobiercy historycznej szkoły „Annales”, mediewisty zainteresowanego życiem codziennym ludzi, Jacquesa Le Goffa, to mit będący ludowym odpowiednikiem obfitości na feudalnych zamkach, gdzie podczas uczt weselnych lub chrzcin można było za darmo, na koszt pana, najeść się do syta. Kraina ta jest znana jako Kukania czy Schlaraffenland w Niemczech, Szlarafia, Krzczelów, Kraj Jęczmienny w Polsce, Isla de Jauja w Hiszpanii lub Bengodi we Włoszech. Pochodzenie nazwy nie jest znane, chociaż przypisywano jej rodowód prowansalski lub łaciński. Uważano ją też za pochodną słowa cuisine, czyli kuchnia. Kukanię zrodziło średniowiecze, inspirowane biblijną krainą mlekiem i miodem płynącą (Księga Wyjścia 5,8) i historią rzymskiego retoryka i satyryka piszącego po grecku sofisty Lukiana z Samosaty (ok. 120–190), zawierającą opis Wysp Szczęśliwych, gdzie można było pić wino z bohaterami na Polach Elizejskich.

Staropolskie wartości

W 1567 roku artysta niderlandzki Peter Breugel Starszy, zwany też chłopskim, namalował obraz pt. Kukania, kraina szczęśliwości.

Jednak wiarygodność istnienia krainy pozbawionej gospodarki monetarnej, w której nie pracowano (nie obowiązywał etos pracy), tylko zażywano różnych przyjemności, podważało staropolskie porzekadło: „Życie to nie Szlarafia i pieczone gołąbki nie przyjdą same do gąbki”.

Zgodny z taką opinią jest przekaz nawiązujący do etosu pracy na roli: „Ziemia dla moich dziadków była świętością, praca na niej modlitwą, im gorliwszą, tym dającą lepszy plon. Z dużym szacunkiem używane były przedmioty własnoręcznie wykonane: tkane do późnych godzin nocnych prześcieradła, ręczniki, dywany. Niedziela poświęcona była Bogu, co było czuć już od rana: kuchnia kaflowa zasłonięta wykrochmaloną tkaniną, odświętne ubrania, pospieszne przygotowania przed wyjazdem do kościoła. Potem leniwe popołudnie i odwiedziny sąsiadów, rodziny”.

Odzwierciedleniem staropolskiego etosu pracy był także zapis Samuela Bogumiła Lindego (1771–1847), który w Słowniku języka polskiego (T. IV, Warszawa 1995, s. 432) odnotował: „Bez prace nie będą kołacze”; „Komu płaca słodka, praca też bez piołunu”; „Wspaniałym duszom praca jest zasileniem”, „Kto robi, ten się dorobi”, „Praca każda ma zapłatę, rozkosz sromotę, utratę”, „Praca, chleb najpewniejszy, kto się spuści na nię, i za żywota ma chleb, i po nim zostanie”, „Za pracą idzie sława”, „Im z większą co pracą przychodzi, tym też większe pociechy rodzi”.

Ojciec „nicnierobienia”

Propagatorem „nicnierobienia” w XIX w. był zięć Karola Marksa, filozof marksistowski Paul Lafarge (1842–1911), autor dzieła pt. Le Droit à la paresse (Prawo do lenistwa). Było ono odpowiedzią na spadek zainteresowania proletariatu zniesieniem własności prywatnej (przyczyny społecznego zła) i krwawą rewolucją w ujęciu marksowskim, której idee opisane w Manifeście komunistycznym (1848 r.) zdetronizowała rewolucja przemysłowa, dając dobrze płatne miejsca pracy wykwalifikowanym robotnikom. „Dziwaczne szaleństwo ogarnęło klasę robotniczą krajów o rozwiniętej cywilizacji kapitalistycznej. To szaleństwo – ubolewał Lafarge – pociąga za sobą osobiste i społeczne niedole, torturujące od dwóch wieków zmęczoną ludzkość. Tym szaleństwem jest miłość do pracy, wściekła namiętność pracy aż do wyczerpania sił witalnych osobnika i jego potomstwa”. (…)

[A]utor Le Droit à la paress, jako rewolucjonista, upowszechnił myśl, „że aby proletariat zdał sobie sprawę ze swojej siły, musi wyzbyć się przesądów chrześcijańskiej, ekonomicznej i wolnomyślnej moralności. Musi odzyskać swe naturalne instynkty, musi ogłosić, że Prawo do lenistwa jest tysiąckroć bardziej szlachetne i bardziej święte niż dotychczasowe Prawa człowieka, wymyślone przez metafizycznych adwokatów burżuazyjnej rewolucji.

Musi uprzeć się i nie pracować dłużej niż trzy godziny dziennie, a resztę dnia i nocy próżnować i hulać”. Znalazł on aż do dnia dzisiejszego wielu kontynuatorów. Etosowi pracy przeciwstawiono filozofię „nicnierobienia” i wolną miłość. (…)

[W]ykładający filozofię i estetykę na lwowskim Uniwersytecie im. Jana Kazimierza, ceniony za książki wszechstronne pod względem treści Wojciech Dzieduszycki, zasiadający w wiedeńskiej Radzie Państwa (1879–1885, 1895–1909), piastujący stanowisko ministra do spraw Galicji, rozważając kwestię etosu pracy, zauważał, iż „Ludzie nie są aniołami i ludzie normalni będą chyba przeciętnymi ludźmi, aniołami wcale nie będą. Jeśli ktoś pragnie, aby ludzkie, a nie anielskie społeczeństwo nie zmarniało wśród próżniactwa i nieuctwa, musi zachęcać do pracy nagrodą, karą od próżniactwa odstręczać”. Równocześnie jednak przestrzegał, iż kijem można „w kolektywistycznym społeczeństwie napędzać do pracy prostej, do roboty grubej, wykonywanej źle, jak za pańszczyznę (…) kij nikogo do pracy umysłowej ani do pracy nadzorującego nie przymusi”. Opinię taką podzielał także Leszek Kołakowski, czemu dał wyraz w Miniwykładzie o maxi sprawach, tj. O nicnierobieniu. Pisał on: „praca traktowana jako coś, do czego bicz nadzorcy nas przymusza, nie może być twórcza”. Równocześnie skłaniał się ku konkluzji, iż „Bóg chce nas zaprawiać do wysiłku, do wynalazczości, do rozwijania umysłowych naszych uzdolnień, do pracy zatem pojętej nie jako kara przykra, ale jako sposób samoulepszenia, samonaprawienia, postępu”.

L. Kołakowski odróżnia „zamiłowanie do próżniactwa totalnego” od „pomysłowego oszczędzania sobie wysiłku”. I w tym sensie uważa całą naszą cywilizację za „dzieło lenistwa”. Według L. Kołakowskiego „nie jesteśmy stworzeni do próżniactwa absolutnego, to znaczy do śmierci”.

Filozof jednak zauważa, iż nie lubimy „dyscypliny pracy” i „pracy, która polega na monotonnym powtarzaniu tej samej prostej czynności”. (…)

W polskiej myśli etycznej etos pracy zajmował szczególne miejsce w piśmiennictwie i nauczaniu społecznym prymasa Augusta Hlonda. (…) A. Hlond propagował w życiu społeczno-państwowym zasady etyki chrześcijańskiej. Według niej każdy człowiek ma przyrodzone prawa, których nikomu, nawet państwu, nie wolno naruszać. Do kanonu tych niezbywalnych praw ludzkich zaliczał prawo do życia, prawo do pracy, wolność sumienia, poszanowanie osobowości i godności ludzkiej oraz prawo do pomocy w potrzebach materialnych i kulturalnych. Korzystanie z tych praw było uwarunkowane obowiązkiem pracy. (…)

Hlond budował wspólnotę poprzez głoszenie etosu pracy i poprzez zmaganie się człowieka jako osoby z przeciwnościami. W miejsce mieszczańskiego formalizmu rytualnego proponował życie w twórczej wolności. „Szczęście nie leży w burżuazyjnym zaściankowym dobrobycie – pisał Hlond – leży w twórczości, w pracy, w odważnym łamaniu się z materią i przeciwnymi siłami, z wiarą w zwycięstwo dobra”. Aby zrealizować wieczną misję, pragnął nie dopuścić, „by wielkie miasta i zagłębia przemysłowe rozbijały rodziny. Musi tam być miejsce na dzieci i dla starców. Musi być ciepło rodzinne i rodzinna radość”.

Urodzony na obszarze przemysłowego Śląska, wiedział, iż „szeregi domów i ulic, bezduszne maszyny, cement i beton, kamień i asfalt – nie dadzą człowiekowi szczęścia, jeżeli przy ognisku domowym nie znajdzie się w atmosferze rodzinnej tchnienia ludzkiego. Technika i sport nie mogą likwidować domu i rodziny”.

Upatrywał zbawienia ludzkości w sprawiedliwości, miłości, braterstwie, pokoju, współpracy i wolności. Walkę klas uważał za zamach na ludzkość, za hasło „niepraktyczne i dzielące”. Wyrażał pogląd, iż w państwie chrześcijańskim „nie będzie panów i niewolników”, „nie będzie jęków głodnych i rozpusty bogatych, nie będzie tyranów i ciemiężonych”. Zakładał, iż „frazesem jest demokracja, o ile ponad nią rozumie się rządy pieniądza”, gdyż mamona – pieniądz „ujarzmił robotników, ludy, państwa, rozbił społeczeństwa, przyczynił się do poniżenia człowieka, robiąc z niego bydlę robocze, niemające nadziei wydostania się kiedykolwiek z niewolnictwa”. Jego wielkim pragnieniem było, aby te cierpienia, łzy i krew stały się chrztem mamony wyciskającym na niej piętno Boże, znak przebaczenia zapowiadający szczęście i postęp ludzkości. Wielki kryzys jawił się jako droga odkupienia, jako sąd Boży nad bałwochwalczym kultem złotego cielca.

Nie wyrażał aprobaty dla liberalizmu z czasem wyradzającego w libertarianizm, doktryny niszczącej zdolność dostrzegania wewnętrznego związku pomiędzy wolnością a kontrolą, prowadzącej do zatracenia świadomości ograniczeń wolności indywidualnej i poczucia odpowiedzialności jednostki wobec społeczeństwa.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Rozważania o etosie pracy i nie tylko…” cz. I znajduje się na s. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Rozważania o etosie pracy i nie tylko…” cz. I na s. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Opinię o tym, że „polskość to nienormalność”, miał wyrazić pan Donald Tusk głęboko w latach osiemdziesiątych

Esej z 1987 roku przedrukowała „Gazeta Wyborcza”, i to nie z zamiarem kompromitowania autora tych słów, lecz starając się je przekuć na oręż walki z ludźmi myślącymi kategoriami patriotycznymi.

Piotr Sutowicz

Autor, zdaje się, miał intencję wpisać się w nurt łamaczy zastanych „idei” i twórców czegoś nowego. Wcale w tym nie był oryginalny, choć na pewno chciał. Po co o tym pisać w kontekście rocznicy zakończenia II wojny światowej? Choćby dlatego, że jej skutkiem także miało być zniszczenie wielu idei. Dla nas ważny jest fakt, że chodziło również o ideę narodu polskiego, która bynajmniej nie była nienormalnością.

Naród polski mniej lub bardziej mocno opierał się na zasadach, które co prawda zmieniały się na przestrzeni wieków, ale zawsze bywały reinterpretowane przez pryzmat cywilizacji łacińskiej oraz przynależności do określonego kręgu religijnego.

Być może brutalnie brzmi dziś sformułowanie, iż Polak to katolik. Nigdy zresztą nie było ono prawdziwe i nawet w czasie, kiedy na poziomie doktryny politycznej definiował ów związek religii z narodem Roman Dmowski w swej broszurze Kościół, Naród i Państwo, to też nie miał na myśli konfesyjności i obowiązkowości wierzenia na sposób Kościoła katolickiego. Sam autor zdaje się z tą kwestią zmagał się przez większość swojego życia, co nie jest żadną tajemnicą.

Naród określony jest więc przez idee, które wypracowuje w swych dziejach, te zaś oparte są na pierwotnych fundamentach. Gdzieś tu znowu pojawi się nam owa nienormalność. A właściwie fałsz takiego spojrzenia. Można się zmagać z takimi czy owymi pojęciami i zasadami, można też je łamać i czasami działalność taka może okazać się twórcza, wszystkie zastane doktryny bowiem powinny być reinterpretowane, a w pewnych sytuacjach porzucane. Wspólnotę narodową zresztą też można opuścić. Owszem, pociąga to za sobą bardzo mocne oceny, bywa nazywane zdradą, i to najgorszego rodzaju, bo popełnioną zarówno wobec żyjących członków wspólnoty, jak i tych, którzy budowali ją w przeszłości, a nawet tych, którzy przyjdą później i będą ubożsi o dziedzictwo tego kogoś jednego.

Opuszczając wspólnotę, można sobie po prostu pójść tam, gdzie jest lepiej, ale można wspólnocie szkodzić. Zdrady bowiem często połączone są z nienawiścią i chęcią zniszczenia, która często wynika z woli wykazania się przed… no właśnie, nowymi pobratymcami, a może samym sobą; pewnie bywa z tym różnie.

Określenie wspólnoty polskiej przydomkiem „nienormalności” i trwanie w tym przekonaniu jest obarczone ryzykiem takiego właśnie postępowania i początkiem szerszych działań, nazwijmy je: dywersyjno-niszczących.

Moje stanowisko w tym względzie jest jednoznaczne, ale zgadzam się, że naród nie musi być monolitem, mrowiskiem jednakowo myślących, działającym jak maszyna. Przynajmniej nie dotyczy to naszego kręgu cywilizacyjnego. Tu mimo wszystko paradygmatem jest wolność jednostki, która ustępuje jedynie przed dobrem wspólnym. (…)

Przedwojenna Polska powstała po długotrwałej niewoli, dlatego kwestia wolności znalazła się na pierwszym planie. Polacy bili się za nią od roku 1914 do początku lat dwudziestych. Budująca się ojczyzna nie była idealna, a jej rządy – często dalekie od doskonałości czy nawet sprawiedliwości. Nie dowartościowano w niej mniejszości, z którymi nie wiadomo było, co zrobić. Występowało słabe uprzemysłowienie, przeludnienie wsi, niedomagania kapitałowe, poza tym dziwne i nie zawsze skuteczne formy rządów, które lubowały się w podkreślaniu budowania potęgi, która istniała bardziej w sferze propagandy niż rzeczywistości. Niemniej Polska dwudziestolecia międzywojennego miała swoje niezaprzeczalne zasługi i pewnie z czasem rozwiązywałaby problemy. Nic nie wskazywało na to, iżby miała się stać państwem upadłym. Jej klęskę spowodowali dwaj totalitarni socjalistyczno-komunistyczni sąsiedzi, którzy widzieli ją jako kraj nienormalny, tzn. taki, którego być w tym miejscu Europy nie powinno. Wcale zresztą nie byli tacy oryginalni w swoim podejściu – ich poprzednicy w XVIII wieku myśleli podobnie.

Nie chcę wyrokować, że wojna była wynikiem światowego sporu wokół kwestii polskiej, ale coś na rzeczy jest. Polska powinna istnieć, a właściwie na naszym obszarze musi istnieć silny organizm polityczny, który może być siłą napędową środkowoeuropejskiego ładu politycznego. Taki wniosek podpowiada nam zarówno geografia, jak i demografia. Nie bez znaczenia są też argumenty ze sfery, nazwijmy je, cywilizacyjnej. Takie projekty w historii już były, mniej czy bardziej udanie realizowane. Od czasów piastowskich po postjagiellońskie polska myśl polityczna miała aspiracje jednoczenia środkowej części kontynentu. To też jest jeden z elementów dziedzictwa Wielkiej Polski, który tak chętnie wrzuca się do worka owej „nienormalności”.

Na pewno mamy tu do czynienia z „nieprzekraczalnością” pojęć. Polska nie może zrezygnować ze swojej swoistości ani z wizji zaplecza politycznego zapewniającego bezpieczną możliwość realizowania „idei polskiej” jako pewnego uniwersalizmu.

Nasi dwaj najwięksi sąsiedzi, bez względu na przyjętą opcję ustrojową czy ideologiczną, mają swoje cele na naszym obszarze narodowym. Najogólniej mówiąc, dążą do unicestwienia Polski jako bytu politycznego.

Co by musiało się stać, by tę tragiczną sytuację zmienić? (…)

Przy okazji ledwo co przypomnianej rocznicy zakończenia II wojny światowej mało kto zadawał publicznie pytanie: czy myśmy ją rzeczywiście wygrali, czy wręcz przeciwnie. (…)Polacy uratowali swój byt biologiczny, jak wskazuje inspirująca mnie wypowiedź pana Tuska. Wbrew słusznemu narzekaniu na swój stan intelektualny, uratowali znaczną część swego dziedzictwa dziejowego. Przynajmniej do lat osiemdziesiątych byli tego świadomi. Z powodu braku suwerenności politycznej i kulturalnej nie mogli pracować nad udoskonaleniem swej doktryny. Ale mają szansę, tym bardziej, że II wojna światowa i czas, jaki po niej nastąpił, dostarczyły w tym względzie wiele cennego materiału do przemyśleń.

Cały artykuł Piotra Sutowicza pt. „Polskość nie jest nienormalna” znajduje się na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Polskość nie jest nienormalna” na s. 13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Grzywaczewski: Sanders jest ulubieńcem uniwersytetów i środowisk skrajnie lewicowych. To wymarzony rywal dla Trumpa

Podróżnik i amerykanista analizuje trudną sytuację Partii Demokratycznej przed wyborami prezydenckimi w USA. Wskazuje Peta Buttigiega jako czarnego konia demokratycznych prawyborów.

 


Tomasz Grzywaczewski omawia prawybory Partii Demokratycznej w New Hampshire, zakończone zdecydowanym zwycięstwem Berniego Sandersa. Jego sukces w tym mocno lewicowym stanie nie jest zaskoczeniem:

Sanders jest ulubieńcem kampusów uniwersyteckich i środowisk skrajnie lewicowych.  Znamienna jest kolejna przegrana Joe Bidena, który do niedawna wydawał się być murowanym faworytem.

Były wiceprezydent poniósł klęskę również w poprzednich prawyborach, które odbyły się w stanie Iowa:

Jest to świadectwo tego,że wewnątrzpartyjna demokracja działa dobrze. Faworyci czasem odpadają.

Bernie Sanders nie jest  wymarzonym kandydatem dla bardziej umiarkowanych Demokratów, dlatego nominacja dla niego byłaby korzystnym rozwiązaniem z punktu widzenia prezydenta Donalda Trumpa.

W wewnętrznej kampanii Demokratów możemy spodziewać się jeszcze wielu emocji. To będzie interesujący wyścig. Sandersowi, który nie jest akceptowalny dla szerokiego elektoratu Demokratów, wyrasta poważny niespodziewany, poważny konkurent, Pete Buttigieg, 38-letni weteran wojny w Afganistanie i zdeklarowany gej.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego przewiduje, że  burmistrz South Bend w stanie Indiana miałby szansę zjednoczyć demokratyczny elektorat. Łączy bowiem progresywizm światopoglądowy z przywiązaniem do patriotyzmu. Również otwarte przyznawanie się do chrześcijaństwa może pomóc mu uzyskać przychylność wyborców. Amerykanie nie wybraliby bowie, kandydata określającego się jako osoba niewierząca.

Tomasz Grzywaczewski ocenia, że procedura impeachmentu prezydenta Trumpa zdecydowanie zwiększyła jego szanse na uzyskanie reelekcji jeszcze rok temu wydawało się, że jego szanse na drugą kadencję nie są zbyt duże:

W Partii Demokratycznej reelekcja prezydenta Trumpa przedstawiana jest jako katastrofa. Doradcy Trumpa modlą się, by demokratyczną nominację uzyskał kandydat radykalny. Jego rywale wiedzą jednak, że jest za późno na partyjne rozgrywki. Przed nimi trudna, poważna decyzja.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Shen o nastrojach po śmierci gen. Yi-menga: Dyskusja poświęcona jest upamiętnieniu ofiar, nie szukaniu winnych

Hanna Shen komentuje tragiczną śmierć ośmiu osób, w tym szefa sztabu generalnego Republiki Chińskiej w czwartkowej katastrofie Black Hawka. Okoliczności nie są jeszcze wyjaśnione.

Hanna Shen o śmierci szefa sztabu generalnego generała Shen Yi-minga. Zginął w katastrofie śmigłowca. Był tajwańskim patriotą i antykomunistą, który był odpowiedzialny za strategie obrony kraju przed Chinami. Szczegóły jeszcze nie są znane. Przyczyny wymienia się trzy: zła pogoda, problemy z maszyną, błąd ludzki. Jednak jak zwraca uwagę nasza korespondentka pilot był doświadczony, a maszyna to był najnowszy model. Jeden z chińskich pisarzy, żyjący w USA, wysuwa przypuszczenie, że mógłby to być zamach. Miałaby go przeprowadzić ChRL. Tragedii na Tajwanie, gdzie niebawem odbędą się wybory prezydenckie, raczej politycznie się nie wykorzystuje. Główni kandydaci na prezydenta zawiesili kampanię.

Naczelnym zaś tematem tej ostatniej jest suwerenność państwa. Wcześniej spodziewano się, że będzie nim m.in. polityka gospodarcza ubiegającej się o reelekcję prezydent Tsai Ing-wen, lecz wydarzenia w Hongkongu kazały Tajwańczykom sceptycznie spojrzeć na promowany przez Xi Jinpinga model „jedno państwo, dwa systemy”. Sprzyja to obecnie rządzącej kandydatce Demokratycznej Partia Postępowa z którą rywalizuje Han Kuo-yu z Kuomintangu

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Ostry spór polityczny, nawet awantura – byle merytoryczna – jest w Parlamencie rzeczą normalną. Wręcz pożądaną

Boję się, jak będą wyglądały dyskusje polityczne w obecnym Sejmie. Bolączką naszej rzeczywistości jest oderwanie słów od znaczeń, odwrócenie pojęć – mówi w Radiu Solidarność red. Andrzej Gelberg.

– Na samym początku posłowie z lewej i prawej strony sceny politycznej deklarowali, że tym razem w Sejmie będzie bardziej elegancko, że nie powtórzą się znane z poprzednich kadencji awantury polegające na okupowaniu trybuny sejmowej, czy strajków okupacyjnych Sejmu, czemu towarzyszyły skandaliczne i często ordynarne wypowiedzi posłów. Otóż mam tu pewne wątpliwości, czy rzeczywiście tak będzie wyglądała nasza rzeczywistość polityczna przy obecnym składzie izby niższej Parlamentu – mówi red. Andrzej Gelberg, (wyjątkowo) gość audycji Radio Solidarność prowadzonej przez red. Pawła Pietkuna. – Oderwanie słów od znaczeń, odwrócenie pojęć jest nagminną bolączką naszej rzeczywistości. Jak to będzie dalej? Mam wiele obaw.

W audycji Radio Solidarność red. Andrzej Gelberg opowiada również o związkach partnerskich i środowisku LGBT, pomyłce Fukuyamy, który wieszczył koniec historii, indeksie szczęścia oraz o trwającej od tysiąca lat wojnie cywilizacyjnej pomiędzy chrześcijaństwem a islamem…

Zapraszamy do wysłuchania audycji!