Szreder-Piernicka: W Porcie Szczecińskim nie dominują kierunki azjatyckie. Jesteśmy głównie portem bliskiego zasięgu

Nasz gość opowiada o pracy szczecińskiego portu w czasie pandemii i nie tylko. Jak podkreśla ekspert mimo, że port obsługuje tylko połączenia zewnętrzne to nie Azja jest jego głównym partnerem.

W „Poranku Wnet” ze Szczecina gości dyrektor ds. handlowych Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA, Aneta Szreder-Piernicka. Nasz gość mówi o pracy szczecińskiego portu w czasie pandemii. Podkreśla, że został on łagodnie potraktowany przez pandemię, podczas gdy inne porty na Bałtyku osiągały wyniki niższe o 20% w stosunku do roku 2019:

Polskie porty dość dobrze przechodziły okres pandemii. (…) Z punktu widzenia przeładunków (…) można powiedzieć, że pandemia obeszła się z nami dość łagodnie, bo w 2020 r. było to niespełna 4% spadku w stosunku do roku 2019 – zaznacza ekspert.

Rozmówczyni Magdaleny Uchaniuk przedstawia co trafia do portu oraz z kim on współpracuje. Według naszego gościa, czasem dosyć trudno określić część przedmiotów, które trafia do portu, ponieważ dostarczane są one w kontenerach:

Jeżeli chodzi o tą drobnicę konwencjonalną to jest głównie stal, papier. (…) Pozostałe zjednostkowane jest już dużo trudniej zidentyfikować, bo często przychodzą one w kontenerach. W kontenerach przychodzą często ładunki bardziej wartościowe np. elektronika – wymienia Aneta Szreder-Piernicka.

Co ciekawe, w przeciwieństwie do portów w Gdyni i Gdańsku, popularnym kierunkiem dla Portu w Szczecinie wcale nie jest Azja. Mimo to, szczeciński port nie obsługuje połączeń krajowych:

Są to wszystko połączenia zewnętrzne, dlatego ładunki, które mamy w portach są to ładunki importowe, eksportowe lub tranzytowe. (…) Na dzień dzisiejszy jesteśmy portem głównie bliskiego zasięgu, są to głównie kierunki europejskie – tłumaczy nasz gość.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę/ Adam Gniewecki, „Kurier WNET” nr 85/2021

Ilość osób szukających wsparcia w religii maleje, a śmierć coraz szerzej uznaje się za koniec ostateczny. Skutkiem jest paniczny pęd ku wszystkiemu, co daje nadzieję zdrowia i dłuższego życia.

Adam Gniewecki

Wikipedia definiuje Big Pharmę jako teorię spiskową, a właściwie grupę teorii utrzymujących, że firmy medyczne, a zwłaszcza duże korporacje farmaceutyczne, z pobudek merkantylnych dopuszczają się działań dla społeczności szkodliwych, a nawet niedopuszczalnych. Posuwają się one do aktów wręcz złowrogich dla dobra publicznego, polegających na ukrywaniu skutecznych metod leczenia chorób i ich prawdziwych przyczyn, w ten sposób odpowiadając za poszerzanie się ich skali. Niektórzy twierdzą nawet, że lekarstwo na wszystkie nowotwory zostało już wynalezione, lecz ukryte.

W innych publikacjach dotyczących Big Pharmy można znaleźć twierdzenia o fałszywości takich teorii, ale także o ich uzasadnionej faktami prawdziwości. W książce The Big Pharma conspiracy theory prof. Robert Blaskiewicz z University of Wisconsin-Eau Claire napisał, że teoretycy spiskowi używają terminu ‘Big Pharma’ jako „skrótu dla abstrakcyjnej jednostki składającej się z korporacji, organów regulacyjnych, organizacji pozarządowych, polityków i często lekarzy, a wszyscy z palcem w wartym biliony dolarów torcie farmaceutycznym na receptę”. Według prof. Blaskiewicza, teoria spiskowa Big Pharma odznacza się czterema klasycznymi cechami. Po pierwsze, założeniem, że spisek jest prowadzony przez małą, złowrogą grupę; po drugie, przekonaniem, że ogół społeczeństwa nie zna prawdy; po trzecie, że jej wyznawcy traktują brak dowodów jako dowód i wreszcie, że argumenty wysuwane na poparcie tej teorii są irracjonalne lub błędne.

Steven Novella, profesor Yale University School of Medicine pisze, że chociaż przemysł farmaceutyczny z wielu powodów zasługuje na krytykę, jego „demonizacja” to cynizm i intelektualne uproszczenie oraz zauważa, że przesadzone ataki na Big Pharmę odwracają uwagę od realnych i merytorycznych problemów, w ten sposób ułatwiając życie przemysłowi farmaceutycznemu. W 2016 roku David Robert Grimes, irlandzki autor prac naukowych w zakresie fizyki i biologii raka, opublikował artykuł, w którym przedstawił matematycznie nierealność teorii spiskowej dotyczącej uniwersalnego remedium na raka. Wykazał, że gdyby istniał wielki spisek farmaceutyczny mający na celu ukrycie leku na raka, zostałby ujawniony po około 3,2 roku, ze względu na ogromną liczbę osób, które musiałyby zachować to w tajemnicy. To oczywiste, a poza tym matematyka jest sędzią nieomylnym.

Nie twierdzę, iż ukrywa się formułę leku na raka. Chcę zajrzeć za kulisy, żeby sprawdzić, czy w atmosferze wzajemnego zrozumienia światy produkcji farmaceutyków, medycyny i polityki nie posuwają się za daleko w przedkładaniu własnych korzyści ponad nasze dobro, a obserwacja i praktyka życiowa mówią mi, że chyba tak.

(…) Czy tępiciele teorii spiskowych nie słyszeli, że z rzadkimi wyjątkami, nie ma dymu bez ognia? Sami przyznają, iż wielkim firmom farmaceutycznym „zdarzają się grzeszki”, jednocześnie pouczając, że zaprzeczanie temu byłoby naiwnością oraz wyjaśniając, że „te firmy, jak wszystkie inne, walczą o klientów i czasem stosują naganne praktyki”. Otóż nie! „Te firmy” nie są jak „wszystkie inne”. One mają władzę nad zdrowiem i życiem miliardów, co oznacza zaufanie, uczciwość i przejrzystość oraz misję społeczną i odpowiedzialność. O tym farmaceutyczni łowcy teorii spiskowych wydają się zapominać, choć są świadomi przynajmniej częściowej słuszności zwalczanych przez siebie opinii.

O tym, jak się starają skompromitować i ośmieszyć podejrzenia o złe praktyki gigantów farmaceutycznych, niech świadczy ilość „dementi”, sprostowań rzeczy prostych, wyjaśnień spraw jasnych i ośmieszania w mediach – głównie społecznościowych – niewygodnych ludzi i ich opinii. Doszło do utworzenia absurdalnej karykatury portalu internetowego BIGPHARMA POLAND (https://bigpharma.pl/), łudząco przypominającego stronę internetową prawdziwej firmy, ale tylko do chwili bliższego zapoznania się z informacjami, które zawiera.

Na przykład „wysokość zapłaty jest uzależniona od ilości i toksyczności środków, które pracownik zdoła sprzedać swoim pacjentom” albo „potrzebujemy młodzieńczego zapału i kreatywności, by wykluczać naszych przeciwników z opinii publicznej”. Jest też zaproszenie na konferencję „Innowacje w depopulacji”, która ma w programie wystąpienie „Richarda Quicksilvera, przewodniczącego berlińskiej loży masońskiej”, „Strategię Kontrolowanego Wyludniania Europy Środkowo-Wschodniej: perspektywa i zagrożenia” oraz prelekcję „dr. Gerharda Mullersteina” „Fantastyczne Odczyny Poszczepienne i jak je wywoływać”; itd., itp. Jest tak śmiesznie, że robi się poważnie. Istnieją także portale tego typu w innych językach.

Tyle trudu, żeby pokazać czyste ręce? „Jeżeli ktoś mówi, że tam nikogo nie ma, to znaczy, że ktoś tam jest” – powiedział Kubuś Puchatek. Im bardziej krzyczą, że nic w tym nie ma, tym bardziej coś w tym jest. Zasapanym mozołem zaprzeczania podejrzeniom Big Pharma je ugruntowuje i zachęca, by zajrzeć jej do wnętrza.

Big Pharma doczekała się opracowań książkowych. Na przykład po dziesięcioleciach zajmowania się branżą opieki zdrowotnej, w 2006 r. brytyjska dziennikarka Jacky Law wydała książkę Big Pharma: Exposing the Global Healthcare Agenda, w której twierdzi, że wzrost wpływów międzynarodowych firm farmaceutycznych oddziałuje szkodliwie na opiekę zdrowotną, a producenci leków wprowadzają produkty w oparciu o prognozy zysku, a nie względy medyczne. Najchętniej leczą zamożnych klientów z problemów seksualnych i emocjonalnych. Choć już nie wynajduje się tak wielu nowych przełomowych leków jak w przeszłości, branża utrzymuje przychody, modyfikując produkty istniejące i wydając coraz więcej na marketing skierowany do lekarzy i pacjentów. (…)

Big Pharma panoszyła się coraz bezczelniej i wydana 6 lat później, czyli w roku 2012, książka brytyjskiego lekarza i naukowca Bena Goldacre’a Bad Pharma: Jak firmy farmaceutyczne wprowadzają lekarzy w błąd i szkodzą pacjentom, o przemyśle farmaceutycznym, jego związkach z profesją medyczną oraz zakresie, w jakim kontroluje on badania naukowe nad własnymi produktami, znacznie ostrzej traktuje poczynania farmaceutycznego dyktatora.

Goldacre twierdzi wprost, że „gmachowi medycyny grozi ruina”, ponieważ argumenty naukowe, stanowiące jego fundamenty, są systematycznie zniekształcane przez przemysł farmaceutyczny. Pisze, że przemysł ten finansuje większość badań klinicznych własnych produktów i znaczną część ustawicznego kształcenia lekarzy, że badania kliniczne są często prowadzone na małych, niereprezentatywnych grupach, wyniki negatywne są rutynowo ukrywane, autorami zaś pozornie niezależnych opracowań naukowych mogą być firmy farmaceutyczne lub ich kontrahenci – oczywiście przy zachowaniu dyskrecji.

Określając bez ogródek sytuację jako „morderczą i katastrofalną”, autor przedstawia propozycje działań naprawczych do realizacji przez pacjentów, lekarzy, naukowców i samego przemysłu farmaceutycznego.

W drugiej części książka opisuje badania nowych leków. Przejście ze stadium eksperymentowania na zwierzętach do badań na ludziach składa się z trzech etapów: fazy 1 – eksperymentu z wolontariuszami oraz faz 2 i 3 – badań klinicznych. Uczestnicy fazy 1 są określani jako wolontariusze, ale w USA płaci się im 200–400 USD dziennie, a badania mogą trwać kilka tygodni. Ponadto wolontariusze mogą brać udział w testach kilka razy w roku, co oznacza spory dochód, więc główną motywację uczestnictwa stanowi najprawdopodobniej zarobek.

Uczestnicy są zwykle wybierani z najbiedniejszych grup społecznych, a „outsourcing” w coraz większym stopniu oznacza przeprowadzane testów przez kontraktowe organizacje badawcze w krajach o „wysoce konkurencyjnych” zarobkach. Autor podaje, że tempo wzrostu ilości badań klinicznych przeprowadzanych w Indiach wynosi 20% rocznie, w Argentynie 27%, a w Chinach 47%, podczas gdy ilość takich samych badań w Wielkiej Brytanii spada o 10% rocznie, a w USA o 6%.

Przejście na „outsourcing” rodzi kwestie dotyczące integralności danych, nadzoru zgodności z przepisami, trudności językowych, znaczenia pojęcia świadomej zgody wśród znacznie uboższej populacji, standardów opieki klinicznej, zakresu, w jakim korupcja może być uważana za rutynę w niektórych krajach. Istnieje także problem etyczny, polegający na pobudzeniu oczekiwań społeczeństwa na testowane na jego członkach leki, na które większość populacji nie może sobie pozwolić. Autor stawia pytanie: „czy wyniki badań klinicznych z wykorzystaniem jednej populacji można niezmiennie zastosować gdzie indziej?” i dostrzega oczywistość istnienia różnic zarówno społecznych, jak i fizycznych.

Goldacre pyta, czy pacjenci ze zdiagnozowaną depresją w Chinach są rzeczywiście tacy sami jak pacjenci z tą samą chorobą zdiagnozowaną w Kalifornii i zauważa, że ludzie pochodzenia azjatyckiego metabolizują leki inaczej niż mieszkańcy Zachodu.

Zdarzały się również przypadki zaniechania dostępnego leczenia podczas badań klinicznych. W 1996 roku w Kano w Nigerii firma Pfizer porównała nowy antybiotyk stosowany podczas epidemii zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych z jego konkurencyjnym odpowiednikiem, ale skutecznym tylko w wyższych dawkach niż stosowane podczas badania. Goldacre pisze, że w obu grupach badanych zmarło 11 dzieci. Prawie po równo w każdej. Rodzinom najwyraźniej nie powiedziano, że konkurencyjny antybiotyk w skutecznej, czyli zdwojonej dawce, był dostępny w przychodni Lekarzy bez Granic, w sąsiednim budynku.

Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego wyjaśnia, iż „podżeganiem chorobowym” (ang. disease mongering) nazywa się wymyślanie nowych chorób i podejmowanie starań w celu przekonania nas, że na nie cierpimy. Takimi działaniami zajmuje się potężny przemysł, także w Polsce. Ta perfidna strategia została nazwana przez „British Medical Journal” korporacyjnym konstruowaniem choroby.

Periodyk napisał, że „można zarobić masę pieniędzy na wmawianiu ludziom, że są chorzy” i wyjaśnił, iż „firmy farmaceutyczne najpierw biorą udział w procesie definiowania chorób, a potem ogłaszają ich istnienie pacjentom i konsumentom”.

„Podżeganie chorobowe” rozpoczęło się w 1879 r., wraz z wynalezieniem przez Josepha Lawrence’a i Jordana W. Lamberta listeriny jako chirurgicznego środka odkażającego. Niedługo po tym wynalazcy zaczęli sprzedawać specyfik w formie stężonej, jako środek czyszczący do podłóg i lek przeciwko rzeżączce. Od roku 1895 zalecali ją dentystom jako płyn do ust, aż w 1914 r. stała się pierwszym produktem sprzedawanym w tym charakterze bez recepty. W latach 20. XX wieku zarząd Lambert Pharmacal Company, producenta Listerine, zrozumiał, że ma wspaniały lek i… potrzebuje jedynie choroby. Wymyślono więc „halitozę” – cuchnący oddech.

Za nazwę przyjęto niejasny, szerzej nie znany termin medyczny. Listerinę promowano jako lekarstwo na dolegliwość, która, jak przekonywano, mogła zniweczyć szanse w miłości, małżeństwie i pracy. Wkrótce ludzie w całej Ameryce zaczęli chorować na halitozę. Sztuczka polegała na „rozdęciu” zwykłej, nieszkodliwej przypadłości do poziomu patologii, którą należało zwalczyć, aby móc odnosić sukcesy w życiu i nie utracić osobistego szczęścia. Reklamy Listerine były minitelenowelami, w których ludzie narażali się na wstyd w towarzystwie i porażkę w życiu, jeśli nie używali tego produktu. To nic innego jak stare jak świat, wciąż skuteczne sztuczki szamanów i znachorów mających „cudowne leki na wszystko”.

William James, harvardzki psycholog uznawany za ojca amerykańskiej psychologii, twierdził, że „twórcy tych reklam powinni być traktowani jak wrogowie publiczni i nie powinno się okazywać im litości”.

Amerykańska liberalna witryna internetowa „Huffington Post” wymienia kilka taktyk „podżegania chorobowego”, na przykład:

  • określanie normalnej czynności organizmu jako wymagającej leczenia;
  • opisywanie dolegliwości, które niekoniecznie ludziom naprawdę doskwierają;
  • wskazywanie, że duży odsetek populacji cierpi na daną „chorobę”;
  • określanie choroby jako niedoboru „czegoś” lub braku równowagi hormonalnej;
  • zatrudnianie lekarzy, którzy potwierdzą takie przekazy;
  • wybiórcze wykorzystywanie statystyk w celu wyolbrzymienia pozytywnych stron zażywania leku;
  • promowanie leku jako całkowicie bezpiecznego;
  • opisywanie powszechnie występującego objawu, który może oznaczać cokolwiek, jako oznaki poważnej choroby.

(…) Jako pierwszy krok w kierunku uodpornienia się na przekaz Big Pharmy, „British Medical Journal” proponuje oduczenie się naiwności. HA! Łatwo powiedzieć i każdy by chciał. To samo źródło twierdzi, że lęk przed cierpieniem i śmiercią przysparza podatnych na „podżeganie chorobowe”. Ilość osób szukających wsparcia w religii maleje, a śmierć coraz szerzej uznaje się za koniec ostateczny. Skutkiem jest paniczny pęd ku wszystkiemu, co daje nadzieję zdrowia i dłuższego życia. W takim razie od bicia głową w mur fortecy Big Pharmy lepsze będzie może rozwijanie psychicznej i duchowej dojrzałości, uodporniających na próby wszczepiania lęków. Ponadto sposób życia determinuje nasze zdrowie. Jak jemy, ćwiczymy, pracujemy, bawimy się, kochamy i odnosimy się do innych.

Nawet WHO, zapewne w przypływie szczerości, opublikowało niegdyś opracowanie mówiące, że 80% zasług w przedłużeniu ludzkiego życia należy przypisać poprawie szeroko pojętej higieny, tylko 20% zaś postępom medycyny i farmacji.

Czyli zdrowie oraz jakość i długość życia wyznaczane są przez sposób, w jaki żyjemy i myślimy, a nie przez pigułki. Oczywiście wymienione powyżej 20% bywa nieodzowne i zbawcze, ale nie w skali zalecanej przez „podżegaczy chorobowych”, zawodowo doszukujących się patologii w każdym aspekcie naszego istnienia.

Cały artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę” znajduje się na s. 8–9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę” na s. 8–9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Witt: Kto wie czy we Francji czwarta fala covidu nie okaże się potrzebna?

Korespondent Radia Wnet opowiada o dynamicznej sytuacji pandemicznej nad Sekwaną. Jak wskazuje Piotr Witt, już niedługo otworzą się tam kluby. Tymczasem szpitale psychiatryczne pękają w szwach.


Piotr Witt informuje, że sytuacja gospodarcza we Francji nie jest tak dobra jak tego oczekiwały władzę. Wspomina m.in. o zwiększonej liczbie liczbie pacjentów w szpitalach psychiatrycznych i niespełnionej nadziei rządu na wzrost gospodarczy w zw. ze wzmożoną konsumpcją:

 Znajoma lekarka skarży się na nadmiar pracy, jest ostatnio tak zajęta w swoim szpitalu psychiatrycznym, że nie ma czasu wydawać zarobionych pieniędzy. Pacjenci, pogrążeni w głębokiej depresji także nie mają kiedy ich wydać – komentuje redaktor.

Dziennikarz zaznacza, że we Francji, mimo wszystko, daje się odczuć powrót normalności. Otwiera się coraz więcej miejsc, niedługo dozwolone na powrót będą również manifestacje:

Jeszcze trochę i nie będziemy mieli się czego bać, a odważni, rozluźnieni możemy po wakacjach nawet założyć żółte kamizelki i domagać się, manifestować. Kto wie, czy czwarta fala Covidu nie okaże się jeszcze potrzebna – ironizuje Piotr Witt.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

4 po pierwszej – 24.05.2021 r. – Angelika Cudna

Rusza 23. Biennale Sztuki dla Dziecka i konferencja „Dziecko w historii: między godnością a zniewoleniem”. Wśród tematów audycji również profilaktyka chorób onkologicznych czy ponowne otwarcie kin

W audycji gościli:

Karolina Kulig opowiadała o 23. Biennale Sztuki dla Dziecka i wydarzeniach z nim związanych.

Prof. dr hab. Marek Naruszewicz – Polskie Stowarzyszenie Onkodietetyki organizuje bezpłatne wizyt u psychologa onkologicznego i onkodietetyka. Prof. Naruszewicz wymienia przyczyny chorób onkologicznych i działania profilaktyczne.

Prof. Urszula Wróblewska – Zakład Historii Wychowania, Uniwersytet w Białymstoku. Wystartowała międzynarodowa konferencja „Dziecko w historii: między godnością a zniewoleniem”.

Marlena Gabryszewska – Prezes Stowarzyszenia Kin Studyjnych o powrocie Polaków do kin po lockdownie i misji kin studyjnych.


Srokowski o działaniach ruchu LGBT: To nie są tylko przemiany obyczajowe, one mają dużo głębszy charakter

Stanisław Srokowski wyraża swoje zdanie na temat rzeczywistości w dobie pandemii koronawirusa oraz ruchu LGBT, który nazywa ideologią. Zdaniem pisarza wywodzi się on z filozofii Marksa i Engelsa.


W porannej audycji gości pisarz, eseista, poeta, Stanisław Srokowski, który mówi o rzeczywistości w czasie pandemii koronawirusa. Pisarz stwierdza m.in., że ludziom trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości:

Nasze życie bardzo się skomplikowało, zarówno na poziomie politycznym, społecznym jak i obyczajowym. (…) W tej chwili wszystko się zachwiało i musimy się w tej rzeczywistości odnaleźć. Ona jest niezwykle trudna, bo nie ma jedności rozumienia świata, w którym żyjemy – komentuje Stanisław Srokowski.

Według rozmówcy Łukasza Jankowskiego człowiek w trudnych chwilach powinien odwoływać się do trwałych wartości aniżeli do efemerycznych głosów i komentarzy. Stanisław Srokowski mówi również o tym, co daje nam w życiu pewność słuszności wyborów:

Wydaje mi się, że w takiej sytuacji należy się odwoływać do tego, co podstawowe. Do aksjologii, do systemu wartości, który został tworzony przez wieki. Jeżeli pójdziemy tą drogą, która jest drogą zbawienia ludzkości mamy pewność, że posuwamy się w dobrym kierunku – zaznacza pisarz.

Stanisław Srokowski wypowiada się także na temat rewolucji kulturowej i seksualnej, która trwa obecnie. Mówi też o jej możliwych konsekwencjach społecznych. Nasz gość uważa, że źródło przemian tkwi w ideach marksistowskich:

Zachwiany został cały system wartości. (…) To nie są tylko przemiany obyczajowe, one mają dużo głębszy charakter. (…) Źródłem jest kulturowy przewrót umysłowy, który nastąpił mniej więcej sto lat temu. Mniej więcej wtedy kiedy ideologia Marksa i Engelsa uznała, że ludzkość trzeba pchnąć w inny świat. (…) Tworzy się nowy typ społeczeństwa, który ma być uwolniony od tradycyjnych wartości – opisuje Stanisław Srokowski.

Mówi też o jej możliwych konsekwencjach społecznych:

Tutaj trzeba znać kilka zjawisk podstawowych, które rewolucja kulturowa, marksizm kulturowy przenosi. Cztery czy pięć podstawowych zjawisk. Po pierwsze: należy zlikwidować religię i Kościół. (…) Drugie, trzeba zlikwidować państwo narodowe. Bardzo dramatyczne wyzwanie. Kolejne, to jest likwidacja tradycyjnej rodziny. Likwidacja historii. I wreszcie, likwidacja tradycyjnego porządku estetycznego, czyli zmienić sposób widzenia rzeczywistości – stwierdza Stanisław Srokowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Warto zauważać pomysły, które mogą przynieść szkodę zamiast pożytku/ Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 85/2021

Pani profesor z Rady Medycznej chciałaby wprowadzić odpłatność za leczenie covid-19 dla osób, które się nie zaszczepiły, co jest ideą nie do zaakceptowania. Na ten temat z pewnością warto rozmawiać.

Jolanta Hajdasz

W połowie czerwca w Domu Dziennikarza w Warszawie, czyli w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, odbyła się pierwsza konferencja prasowa przedstawicieli władz nowo zarejestrowanego Polskiego Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców. Jego członkowie przedstawili swoje opinie dotyczące pandemii, szczepień i różnych medycznych aspektów radzenia sobie z koronawirusem, które są inne niż te oficjalnie obowiązujące i przedstawiane przez Ministerstwo Zdrowia.

Wśród osób przysłuchujących się konferencji był red. Jan Pospieszalski, którego programu „Warto rozmawiać” nadal nie znajdziemy na antenach Telewizji Polskiej. Program – przypomnę – zawieszono w kwietniu po tym, gdy Komisja Etyki w TVP oceniła odcinek „Warto rozmawiać” o walce rządu z pandemią jako naruszający zasady etyki dziennikarskiej. Dziennikarz nadal nie wie, kiedy i czy w ogóle jego program wróci na antenę, ale swoją obecnością z kamerą chciał podkreślić wagę poruszanych podczas konferencji problemów. O tych sprawach z pewnością warto rozmawiać, a na pewno przynajmniej wysłuchać tych opinii, dlatego pozwolę je sobie przytoczyć.

Generalnie wszyscy wypowiadający się na konferencji lekarze zarzucili rządzącym obranie niewłaściwej strategii medycznego działania w czasie pandemii, bo zamiast leczyć chorobę we wczesnym stadium powszechnie dostępnymi lekami, zamykano przychodnie zdrowia i szpitale, a chorych przetrzymywano w domach tak długo, aż jedynym wyjściem było wywiezienie pacjenta na sygnale do szpitala i podpięcie pod respirator.

W efekcie dla wielu osób kończyło się to cięższym przebiegiem choroby, a nawet śmiercią. Lekarze na swojej konferencji przestrzegali także przed próbą przeprowadzenia masowego szczepienia dzieci, bo to nie ma żadnych medycznych podstaw, a ze względu na nieznane długoterminowe skutki działania preparatów, które służą do szczepień, jest to bardzo ryzykowne. Powtórzę: zdaniem niezależnych lekarzy nie powinno się szczepić dzieci preparatami przeciwko koronawirusowi.

Brzmi to jak głos rozsądku w covidowym świecie, w którym coraz częściej coraz większe grupy osób akceptują kontrowersyjne rozwiązania, byle tylko udało się wrócić do tzw. normalnego życia, czyli zwyczajów i zachowań, do których przywykliśmy przed pandemią.

Bez względu na naszą osobistą ocenę proponowanych i pojawiających się w przestrzeni publicznej rozwiązań powinniśmy być wobec przynajmniej niektórych z nich bardziej ostrożni i wstrzemięźliwi, niż jesteśmy. Jednym z takich kontrowersyjnych pomysłów jest np. tzw. paszport covidowy, który będzie obowiązywał w Unii Europejskiej już od 1 lipca.

To jest ograniczenie naszej wolności i prawa do prywatności oraz prosty sposób na trwały podział społeczeństwa na lepszych, czyli zaszczepionych, i tych gorszych, którzy nie mogli lub nie chcieli poddać się szczepieniom.

Zgoda na ten podział prowadzić może do jeszcze głębszych i naprawdę trwałych podziałów między tylko teoretycznie równymi obywatelami naszego kraju. Bo np. pojawił się pomysł pani profesor z Rady Medycznej, która chciałaby wprowadzić odpłatność za leczenie Covid-19 dla osób, które się nie zaszczepiły, co jest ideą nie do zaakceptowania. Na dyskusję na ten temat nigdy nie jest za późno, bo raz rozpędzoną machinę propagandową bardzo trudno będzie zatrzymać, a więc warto zauważać i wskazywać wszystkie pomysły, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. O nich nie tylko warto, ale i trzeba rozmawiać.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Siarkowska o wolności słowa w dobie pandemii: Debata publiczna staje się bardzo jednowymiarowa

Jak komentuje posłanka PiS: „Ogranicza się bardzo mocno drugą stronę sporu przez co uniemożliwia się wspólne dochodzenie do prawdy, co jest warunkiem państwa demokratycznego”. 

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” gości posłanka PiS i przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Sanitaryzmu, Anna Siarkowska. Polityk mówi o utworzonej w ubiegłym miesiącu nowej parlamentarnej komórce, a także wyjaśnia termin sanitaryzm:

Sanitaryzmem nazywam doktrynę polityczną, która się ukształtowała. W ramach niej, najważniejszym zagrożeniem dla bezpieczeństwa człowieka jest epidemia i walce z nią należy podporządkować wszystko, życie polityczne, społeczne, gospodarcze, a nawet religijne i prywatne – komentuje posłanka.

Anna Siarkowska przybliża czego dotyczyło ostatnie posiedzenie nowego zespołu parlamentarnego. Wskazuje również na co zwracali uwagę goście specjalni zebrania:

Posiedzenie Zespołu Parlamentarnego ds. Sanitaryzmu dotyczyło właśnie wolności słowa i wolności debaty naukowej. Nasi goście, wśród których był m.in. redaktor Pospieszalski czy dr Paweł Basiukiewicz zwracali uwagę, że obecnie ta wolność słowa jest bardzo mocno ograniczana – wspomina Anna Siarkowska.

Ponadto, rozmówczyni Adriana Kowarzyka o sytuacji naruszeń zasady wolności słowa w dobie pandemii koronawirusa. Posłanka podaje przykłady blokad kont w mediach społecznościowych i znikających z publicznych telewizji programów publicystycznych:

Konta w serwisach społecznościowych są blokowane w sytuacji kiedy ich użytkownicy publikują treści, które nie są zgodne z ogólnie przyjętą strategia walki z pandemią. Takie programy publicystyczne jak „Warto rozmawiać” znikają z publicznej anteny – relacjonuje Anna Siarkowska.

Co więcej, zdaniem posłanki skutkuje to ograniczeniem debaty publicznej, co godzi w ideę państwa demokratycznego:

Debata publiczna staje się bardzo jednowymiarowa. Ogranicza się bardzo mocno drugą stronę sporu przez co uniemożliwia się wspólne dochodzenie do prawdy, co jest warunkiem państwa demokratycznego – mówi Anna Siarkowska.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Czy Covid-19 został stworzony przez człowieka? Gadowski: Na dziewięćdziesiąt procent możemy powiedzieć, że tak było

Po ucieczce wiceministra spraw wewnętrznych Chin, mogę wam powiedzieć nie tylko, że wirus został stworzony przez człowieka, ale także został stworzony w bardzo określonym celu – mówi Witold Gadowski.

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” Witold Gadowski mówi o teoriach na temat pochodzenia koronawirusa. Rozmówca Adriana Kowarzyka przychyla się do poglądu, zgodnie z którym wirus miał być stworzony ręką człowieka:

Dziś na dziewięćdziesiąt procent możemy powiedzieć, że tak było – komentuje Witold Gadowski.

Rozmówca Adriana Kowarzyka swoje przekonania opiera na niezależnych badaniach, z których wnioski przywołuje na antenie. Jak twierdzi Witold Gadowski, wyniki analiz wykazały, że wirus Covid-19 został stworzony w warunkach laboratoryjnych:

Badania naukowców, którzy rozbijają na czynniki pierwsze SARS-CoV-2 mówią o tym, że nie istnieje w przyrodzie naturalna sekwencja czterech aminokwasów, które byłyby dodatnio naładowane. Niezależne badania innych naukowców potwierdzają sztucznie wbudowany genotyp wirusa, mechanizm „geno function”, o którym mówiłem już na wiosnę zeszłego roku. Wiedziałem o nim z laboratorium z Kalifornii, gdzie pracują moi przyjaciele.

Publicysta wzbogaca swój wywód o przywołanie ostatnich wydarzeń politycznych, które jego zdaniem również wskazują na słuszność teorii głoszącej laboratoryjne pochodzenie koronawirusa. Witold Gadowski odnosi się do ​pogłosek, które ukazały się na antykomunistycznych chińskich blogach oraz na Twitterze. Według nich, wiceminister bezpieczeństwa państwowego Chin Dong Jingwei w lutym uciekł do USA razem ze swoją córką. Zgodnie z doniesieniami miał on przekazać Amerykanom informację o laboratorium w Wuhan, która miała być źródłem zmiany podejścia administracji Joe Bidena do badania przyczyn pandemii:

Wtedy wszyscy pukali się w głowę i mówili, że to nieprawdopodobne. Dziś, po ucieczce Dong Jingweia, wiceministra spraw wewnętrznych Chin (…), mogę wam powiedzieć nie tylko, że wirus został stworzony przez człowieka, ale także został stworzony w bardzo określonym celu.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Kryzys pandemiczny: jak nas kształtuje dyktat współczesnego państwa? / Dariusz Brożyniak, „Śląski Kurier WNET” 84/2021

W czasie neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” wytworzył się niebezpieczny precedens zaskakującej łatwości „wyłączenia” wszystkich demokratycznych, czyli społecznych mechanizmów kontrolnych.

Dariusz Brożyniak

DYKTA-tura

Ten tytułowy i gorzki dowcip krążący po Krakowie, w klimacie mrożkowego paradoksu, opisuje dość celnie nie tylko rodzimą atmosferę, lecz staje się z miesiąca na miesiąc uniwersalną konstatacją wobec szczególnie ponurej pandemicznej rzeczywistości współczesnego świata. Z jednej strony jesteśmy dotknięci czymś, co nas przeraża swymi skutkami bezpośrednimi, szczególnie statystykami śmierci. Chciałoby się wierzyć w wyjątkowo zjadliwą sezonową grypę, która nie „odpuszcza”, lecz nieznana dotąd i wręcz niewyobrażalna zapaść służb zdrowia niweczy takie nadzieje

Znaleźliśmy się w niewątpliwym globalnym kryzysie, na skalę niespotykaną dotąd poza światowymi wojnami. Zgodnie z procedurą postępowania w okolicznościach nadzwyczajnych, zostaliśmy natychmiast poddani bezwzględnej dyktaturze rozporządzeń, dekretów, zakazów, ograniczeń, z godziną policyjną włącznie.

Najczęściej jednak pozaprawnie, bez ogłaszania stanu wyjątkowego. Świat przecież pozostał jaki był, nic nie obraca się na naszych oczach w ruinę, jest prąd i woda, pełne sklepy, jeżdżą samochody i publiczna komunikacja. Tylko szkoły i kościoły puste. Te przecież „przygarniały” nawet pod bombami. Przez pięć lat ostatniej wojny młodzież zdawała matury, kończyła studia i to bez żadnej taryfy ulgowej (było nawet ostrzej), by być tym bardziej jak najlepiej przygotowanym do wydźwignięcia się po straconych latach.

Zewnętrzny dyktat sięgnął jednak głęboko po nasze dusze, serca i wszelkie uczucia, tak fundamentalnego instynktu, jak i wyższego rzędu przynależnego homo sapiens. Nie wolno było pod żadnym pozorem nawet spojrzeć w umierające oczy najdroższej nam osoby, o serdecznym i wspierającym trzymaniu ukochanej ręki przy przejściu na „drugą stronę” już nie wspominając. Obrazy całkowicie przedmiotowego traktowania istoty ludzkiej, wożenia dziesiątkami kilometrów, niewpuszczania do szpitali, pozostawiania sam na sam ze śmiercią na trotuarach czy w kabinach samochodów pozostaną długo w pamięci, podobnie jak drastyczne zdjęcia dokumentujące skutki rzeczywistości koncentracyjnych obozów. Znacznie gorsza jednak będzie pozostała psychologiczna „blizna”, efekt odczłowieczającego znieczulenia na czyjś dramat i cierpienie, egoistyczna ulga własnego „wywinięcia” się z opresji.

W czasie neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” wytworzył się niebezpieczny precedens zaskakującej łatwości „wyłączenia” wszystkich demokratycznych, czyli społecznych mechanizmów kontrolnych. Dobrze nie było już długo przed pandemią, lecz teraz pokusa budowy państw z „dykty”, a więc tworzenia wyłącznie fasady i dekoracji, za którą można ukryć wszelkie rzeczywiste procesy, stała się jak nigdy dotąd realna i łatwa. Kruszenie fundamentów ugruntowanej demokracji jest o wiele wolniejsze, trudniejsze i wymaga zdecydowanie więcej nakładów finansowych, środków i w końcu brutalności policji.

Społeczeństwom sytym dobrobytem, a więc od dziesięcioleci odwykłym od protestów i buntów, w pierwszym rzędzie zakwestionowano ufundowany na fundamencie religijnym system wartości, pogrążając je w moralnym chaosie relatywizmu i spychając w konsumpcyjny egoizm.

Kusząc mirażem łatwości życia za pomocą wyrafinowanych technicznych gadżetów, niszczy się wyjątkowo skutecznie więzi międzyludzkiej solidarności, gotowość do wyrzeczeń czy poświęcenie dla kogoś lub czegoś.

Ma być po huxleyowsku wyłącznie wygodnie i przyjemnie, z eutanazją ludzi uciążliwych, a więc starych i chorych, szczególnie na północy, w kulturach celtyckich. Rezultatem jest postępujący brak rodziny i trwałych związków, brak dzieci zastępowany wręcz plagą hodowli domowych zwierząt/ulubieńców czy narastający odsetek dewiacji seksualnych, daleko odbiegający od naturalnego marginesu.

Powstaje od dziesięcioleci skrajnie niebezpieczne zjawisko niechęci do fizycznie ciężkiej, wymagającej lub niewdzięcznej pracy. Stały, sprawiający wrażenie celowego proces obniżania poziomu wykształcenia i kwalifikacji klasy średniej czy najniższej prowadzi do wyręczania się możliwie jak najmniej płatną pracą najsłabszych (także prawnie), a więc głównie obcych.

Wiedeńscy restauratorzy zagrozili właśnie (po półtorarocznej przerwie!) dalszym zamknięciem lokali, jeśli otrzymają zezwolenie jedynie na ogródki na wolnym powietrzu. Pracy nie będą mieli najwyżej głównie muzułmańscy najemnicy. Właściciele siedzą jeszcze ciągle mocno na swych uciułanych zasobach i już zapowiadają windowanie cen po przywróceniu działalności. To doprowadziło do niespotykanej od wielu stuleci inwazji islamu, niezwykle witalnego swym jeszcze anachronicznym systemem wartości i religijnym fundamentalizmem, szczególnie w konfrontacji ze sztucznie „zmodernizowanym” człowiekiem Północy czy Zachodu.

Zjawiskiem społecznie za to całkowicie nowym i dotąd nieznanym w Europie jest ekspansja mrówczo pracowitej i cierpliwej „Azji”, co wieszczyło już wiele poprzednich pokoleń, przepowiadając, że „żółta rasa” zaleje świat.

W krajach o ugruntowanej demokracji, gdzie w czasach jeszcze „normalnych” powstawały samokontrolujące się nad wyraz efektywnie społeczeństwa obywatelskie, działają jeszcze hamulce cywilizacyjne. Jednak – by posłużyć się „atomistycznym” porównaniem – następuje coraz gwałtowniejsze „rozszczepianie” się społeczeństw i może wystąpić w nieodległej przyszłości łańcuchowa reakcja prowadząca do niekontrolowanego wybuchu. Sytuacja pandemii stała się swoistym „sprawdzam” opatrzności. Zasłony opadły, ukazując cały fałsz coraz bardziej fasadowej demokracji, rozmiar zaniedbań i niewiarygodny zasięg niemożności i niekompetencji. Nie pozostawało już nic innego, jak co chwilę przepraszać, co w ustach na ogół zadufanych w sobie polityków nieczęsto się zdarza.

W państwach z „dykty”, silnych jeszcze głównie wobec słabych, bandyci zastrzelili właśnie, brutalnie i otwarcie, policjantów (w Polsce i Francji); Marsylia od kilku dekad rządzi się, tak jak i coraz więcej dzielnic Paryża, prawem szariatu. Czechy i Polskę zalewa azjatycka mafia, kontrolując zarówno oficjalny handel, jak i przestępczy półświatek.

W Wiedniu, przy cichej przychylności pewnych środowisk miejscowych, dojrzewa koncepcja „odczarowania” i turystycznego skomercjalizowania, właśnie przez Azjatów (którzy opanowali już kilka znanych austriackich centrów turystycznych, jak znajdujące się na liście UNESCO Hallstatt), „altany Hitlera” – balkonu zamkniętego od końca wojny na cztery spusty, z którego to Adolf Hitler ogłosił w 1938 roku Anschluss Austrii.

W Niemczech i Austrii narasta ksenofobia i nienawiść do obcych. Meksykańska doktorantka uniwersytetu w Linzu została wyrzucona z biura urzędu na korytarz brutalnym „rauss!”, kiedy przysiadła w pokoju urzędnika na krześle przy stoliku, by wypełnić formularz wymagany do przedłużenia zezwolenia na naukowy pobyt. Wyłącznie emocjami rasizmu będą się kierowały wyrostki z marginesu, które, korzystając z pandemicznych regulacji, pozostają już drugi rok szkolny poza wszelkim systemem edukacyjnym.

Brak jakichkolwiek kwalifikacji spowoduje ich naturalne wyłączenie z rynku pracy, przy wygórowanych potrzebach na telefony, używki i męskie atrakcje, najchętniej na egzotycznych wyspach, z partnerkami nastawionymi także wyłącznie konsumpcyjnie (bez mała 400 samolotów wiozło Niemców w wielkanocny weekend, w szczycie III fali pandemii (!), na Teneryfę).

Tego rodzaju element w wyniku kryzysu lat 30. zasilił już raz wyborców tegoż Adolfa Hitlera, by w następstwie stać się później siłą główną najbardziej zbrodniczych i zwyrodniałych jednostek SA i SS.

W świecie germańskim grozi to nawrotem zmutowanego narodowego socjalizmu, a na wschodzie – równie totalitarnego komunistycznego nacjonalizmu.

W tym wszystkim świat islamu coraz odważniej głosi hasła obowiązku zniszczenia moralnie zgniłego świata niewiernych, a postępujący nieprzerwanie instytucjonalny neomarksizm kulturowy (na formularzu wymaganym przy szczepieniu na covid-19 austriackie ministerstwo zdrowia wyszczególniło aż pięć płci!) niemal codziennie dostarcza na to kolejnych argumentów.

Podczas gdy fasada z „dykty” państw rozwiniętych posadowiona została jednak na solidnym finansowym fundamencie i tradycji nieskażonej dziesięcioleciami, przynajmniej sowieckiego, komunizmu, to polska „dykta-tura” urosła na „kupie kamieni”, że posłużę się terminem ukutym przez „nuworyszy” współczesnych elit. Tenże fakt z chwilą wybuchu pandemii odsłonił całą dramatyczną prawdę z tragicznymi konsekwencjami śmierci blisko stu tysięcy Polaków, i to w większości nie na covid-19. Lejąca się z telewizora propaganda potraktowała rzecz całą jedynie ze statystycznym ubolewaniem, a więc znów po sowiecku. Jednocześnie złodzieje wszelkiej maści (na tzw. Zachodzie zresztą też!) zarobili na covidowych dostawach krocie, robiąc interes życia.

Przykro jest patrzeć na te wszystkie szmatki oblekające polskie twarze, gdzie maksymalnym wymogiem jest maseczka chirurgiczna, przez którą wirus przechodzi jak pchła przez metalową siatkę ogrodzeniową.

Jedynie VIP-y, i to najwyższego szczebla, są wyposażani na zagraniczne występy w maski FFP2, od miesięcy obowiązkowe na zachód od Odry. O sieciach punktów (w aptekach, domach kultury i gdzie tylko) szybkich i darmowych testów antygenowych, wykonywanych przez wojsko i sanitarny wolontariat, nie przyśniło się żadnemu polskiemu ministrowi zdrowia, nie zmieściło się w horyzoncie wyobraźni. Za to zmieściło się jak najbardziej utrzymywanie przez półtora roku masek na wolnym powietrzu.

Setki godzin propagandowego „młotkowania” nie wykształcą odpowiedzialnego społeczeństwa obywatelskiego, demoralizowanego na dodatek absurdalnymi decyzjami. Wykształcą wyborcę „za pieniądze”, który tłumnie pojedzie na Mazury przy powszechnie zamkniętych toaletach, czy do Zakopanego, aby za wszelką cenę użyć. Tę cenę zapłacili swym życiem najsłabsi, a państwo z „dykty” nie zrobiło nic, by temu zapobiec.

Rozrywkowe „podziemie” dyskotek dla setek osób z wejściówką przysyłaną esemesem czy hasłem „strajku przedsiębiorców” etc., jak i turystycznych kwater, jest tajemnicą poliszynela. Wyuzdany, wulgarny i publicznie przestępczy wobec pandemicznych obostrzeń tzw. strajk kobiet, posługujący się co najmniej zastanawiającą symboliką, traktowany jest z dziwną wyrozumiałością, jeśli nie nawet z atencją.

Obniżony do granic śmieszności poziom tegorocznej matury, z wyjątkiem opcji zagranicznej (sic!), to nadal pomysł rodzimej „dykta-tury” na Polaka-„białego Murzyna” dla obcych.

Nieprzerwany proces wyludniania się Polski jakoś od 30. już lat nie spędza nikomu snu z powiek (podobnie zresztą jak i we wszystkich krajach postkomunistycznych). Ostatnimi, którzy się tego obawiali, byli komuniści, a ostatnim, który wyrzucił z Polski ponad milion młodych, zdolnych ludzi – komunistyczny kacyk Jaruzelski. Najnowszy polityczny sojusz z sowieckimi jeszcze, a na pewno postsowieckimi komunistami, mówi wiele o „patriotycznej” opcji. Walka o Polskę, jak widać, nie zna ceny. Pytanie tylko, o jaką Polskę i dla kogo?

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Dykta-tura” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Dykta-tura” na s. 2 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kaczorowska: Niestety nie wiemy czy w tym roku będziemy mogli zorganizować Jesień Poezji

Teresa Kaczorowska o walnym zebraniu Związku Literatów na Mazowszu: „Podjęliśmy kilka ważnych uchwał. Niestety nie wiemy jak się pandemia potoczy, czy będziemy mogli zorganizować Jesień Poezji”.

Gościem „Studia 37” jest pierwsza prezes Związku Literatów na Mazowszu, Teresa Kaczorowska. Pisarka mówi m.in. o walnym zebraniu związku, które z powodu epidemii Covid-19 miało miejsce dopiero 15 czerwca:

Walne zgromadzenie przygotowujemy raz w roku. Zazwyczaj przygotowujemy je na początku roku. W tym roku, z powodu pandemii mogliśmy je odbyć dopiero 15 czerwca – podkreśla Teresa Kaczorowska.

Rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego opisuje efekty długo oczekiwanego zebrania literatów. Jak wskazuje prezes Kaczorowska, nie jest pewne czy w tym roku uda zorganizować się wyczekiwaną przez środowisko literackie Jesień Poezji:

Podjęliśmy kilka bardzo ważnych uchwał. Niestety nie wiemy jeszcze jak się pandemia potoczy, czy będziemy mogli zorganizować Jesień Poezji, ale planujemy. Planujemy wydać kilka książek oraz nasz Zeszyt Literacki nr 23, współorganizować z instytucjami kultury kilka konkursów literackich, odbyć kilka spotkań autorskich.

Teresa Kaczorowska mówi też o wydarzeniach towarzyszących obchodom 32. Wiosny Literatury w Gołotczyźnie, która rozpoczęła się 17 czerwca. Jak podkreśla Teresa Kaczorowska, w tych dniach przypomniana będzie postać Aleksandra Świętochowskiego:

Dla Aleksandry Bąkowskiej przyjechał z Warszawy do jej majątku na Gołotczyznę. Tam, w swoim majątku tworzyła szkołę dla dziewcząt włościańskich. Aleksander Świętochowski utworzył później szkołę dla chłopców włościańskich – opowiada Teresa Kaczorowska.

Prezes Związku Literatów na Mazowszu rozwija temat szkół założonych przez Bąkowską i Świętochowskiego. Placówki te funkcjonują do dziś:

Szkoły te istnieją do dzisiaj – z wielkiego poświęcenia, ziemi, majątku oraz z nagród literackich i idei pozytywistycznej Aleksandra Świętochowskiego.

Pisarka komentuje również działalność literacką i społeczną Aleksandra Świętochowskiego. Jak zaznacza Teresa Kaczorowska, działalność Aleksandra Świętochowskiego związana była z ideą pozytywistyczną:

Polegała ona na pracy organicznej, krzewieniu oświaty i języka polskiego pod zaborami. Pozytywiści uważali, że to jest sposób na wyzwolenie z niewoli, spod zaborów. Nie powstania zbrojne, ale praca u podstaw – mówi Teresa Kaczorowska.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji w formie podcastu!

N.N.