Wystawimy polską sztukę! Felieton Pawła Bobołowicza

Teatr Młodzieży w Zaporożu / Fot. Paweł Bobołowicz

W pracowni krawieckiej Teatru Młodzieży w Zaporożu na manekinach wiszą kamizelki kuloodporne, leżą bele tkanin ze wzorem wojskowego kamuflażu. Jednak to nie przygotowania do kolejnej sztuki.

W pracowni krawieckiej Teatru Młodzieży w Zaporożu na manekinach wiszą kamizelki kuloodporne, leżą bele tkanin ze wzorem wojskowego kamuflażu. Jednak to nie przygotowania do kolejnej sztuki, lecz rzeczywistość wojenna pracowników teatru w mieście położonym praktycznie na linii frontu. W Zaporożu stale słychać wybuchy, walki toczą się w pobliżu miasta, nawet na centrum spadają rakiety.

Żenia, która w zwykłym życiu kieruje pracownią, sama mówi, że miała dodatkową motywację: jej chłopiec poszedł do wojska i sam potrzebował wyposażenia, odzieży, których na początku bardzo brakowało. Pół roku teatralni krawcy szyli ubiory dla żołnierzy. W tym czasie uszyto setki śpiworów, kamizelek, szelek, pasków, noszy. Teraz już nie ma takiej potrzeby, bo jest więcej profesjonalnego wyposażenia, ale też wypaliły się możliwości finansowe teatru.

Żenia, krawcowa Teatru Młodzieży w Zaporożu / Fot. Paweł Bobołowicz

Żenia pracuje w teatrze cztery lata:

 Nigdy się nie spodziewałam, że przyjdzie mi szyć kamizelki dla żołnierzy. Pamiętam, jak zadzwoniła do mnie 24 lutego przyjaciółka i powiedziała: „wojna”. Wtedy nie wiedziałam co robić, ale minął tydzień i postanowiliśmy, że musimy robić coś, czego potrzebują nasi żołnierze. A potrzebowali odzieży, wyposażenia. Musieliśmy wymyślić jak to robić, bo przecież nie znaliśmy się na tym, musieliśmy przerobić trochę maszyny do szycia, które do tej pory wykorzystywaliśmy tylko do miękkich, lekkich tkanin, ale udało się.

Żenia jest przekonana, że zwycięstwo będzie już niedługo, a wojskowa odzież pozostanie tylko jako element teatralnych kostiumów. Teatr Młodzieży działa pomimo stałego niebezpieczeństwa. Wystawiane są nie tylko sztuki: teatralny hol stał się hubem pomocy dla ludności, która uciekła z okupowanego Berdiańska i okolic. Tu mogą się zarejestrować, otrzymać niezbędne informacje i pomoc materialną. W tym samym czasie aktorzy przygotowują się do kolejnych występów.

Patrząc na te światy rodzi się się pytanie: czy w czasie wojny jest w ogóle miejsce na sztukę. Wątpliwości rozwiewa dyrektor artystyczny Henadij Fortus:

– My też się na początku zastanawialiśmy, czy teatr jest potrzebny w takim czasie. Ale jak zaczęliśmy, na początku jedno przedstawienie, później drugie i faktycznie widzów było niewielu, ale zaczęli przychodzić i teraz mamy pełną salę. Ludzie nam dziękują mówiąc, że robimy bardzo dobrą rzecz, bo teatr pozwala im się oderwać od rzeczywistości, że są zmęczeni wojną, a tu mogą się zająć czymś innym.

Wojna przeciwko Ukrainie zaczęła się 9 lat temu. Felieton Pawła Bobołowicza 

Pod kierownictwem Fortusa teatr przeszedł w pełni na język ukraiński. Nie wywołało to żadnych protestów, teatr podobno zyskał też nowych widzów z terenów okupowanych. Drążę tę sprawę pytając czy zmiana języka to nie kwestia odgórnych nacisków:

-Pozwoli Pan, że odpowiem na to pytanie tak, jak o tym myślę. Do mnie było czterech głównych reżyserów, którzy byli Ukraińcami – Małowatiuk, Denysenko, Korol, Ihor Borys. Ukraińcy, ale teatr był rosyjskojęzyczny, aż przyszedł Żyd i powiedział, że będziemy grać w języku ukraińskim i teraz jesteśmy ukraińskim teatrem. Czy może Pan to pojąć?

W gabinecie dyrektora na ścianie wiszą dziesiątki dyplomów, wśród nich polskie wyróżnienie z 2017 roku. Henadij Fortus chwali się współpracą międzynarodową:

 Przyjeżdżali do nas z Japonii i wystawialiśmy japońską sztukę. Współpracowaliśmy z Niemcami, przyjeżdżała reżyserka z Niemiec i wspólnie pracowaliśmy. Jeździliśmy do Polski, aby zobaczyć jak tam jest. Miałem także osobiste zaproszenie do warszawskiego teatru, ale niestety był taki czas, że nie mogłem pojechać. Mamy też francuską sztukę, z którą jeździliśmy między innymi do Polski i gramy ją już od około 15 lat. Już trzecie pokolenia aktorów ją gra, a sala nadal jest pełna. Gdy powiedziano mi, że przyjedzie do nas dziennikarz z Polski, natychmiast zrodził się pomysł, żeby Pana poprosić o jakiś polski scenariusz! Wystawimy polską sztukę!

Polski wątek pojawia się też w rozmowie z aktorką Młodego Teatru Janą Nowycką:

Co mnie trzyma w ten wojenny czas w Zaporożu? Być może to moje polsko-zaporoskie korzenie. Ja nie mogę opuścić mojej rodzinnej ziemi, mamy tutaj swój front, front kulturalny. Robimy to dla naszych widzów, szczególnie dzieci, którym dajemy radość w przyfrontowym mieście. To możliwość chociaż na chwilę odwrócić ich uwagę od wojny. To takie piękne zobaczyć ich uśmiech, objąć po przedstawieniu, odczuć ich radość.

Jana Nowycka, aktorka Teatru Młodzieży w Zaporożu
Jana Nowycka, aktorka Teatru Młodzieży w Zaporożu / Fot. Paweł Bobołowicz

Kilka dni po moim pobycie w Zaporożu doszło do kolejnego ataku rakietowego na miasto. Ponad 30 osób zostało rannych. Jedna osoba zginęła na miejscu. Informacje o kolejnej ofierze media podały w tym samym czasie, gdy w niedzielne popołudnie piszę dla Państwa ten tekst: w szpitalu zmarł 19-letni mieszkaniec Zaporoża.

Gdyby któryś z lubelskich teatrów chciał podjąć współpracę z teatrem w Zaporożu, może skontaktować się z redakcją „Kuriera Lubelskiego”.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach „Kuriera Lubelskiego”

Studio Lwów 08.02.2023 – Rosjanie charkowskim dzieciom odebrali dzieciństwo

Ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor charkowskiego Caritas-Spes, fot.: Wojciech Jankowski

Ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor charkowskiego Caritas-Spes, fot.: Wojciech Jankowski

Ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor charkowskiego Caritas-Spes opowiadał o wojnie dobra ze złem w czasie wojny, o tym jak ludzie radzą sobie z tą wojną i o fatalnych następstwach tej wojny dla dzieci:

Te dzieci są zestresowane, głodne relacji, emocji, ponieważ są w stresie, dużo adrenaliny im towarzyszy. Jąkają się. Moczą w nocy. Te dzieci bardzo się zmieniły, bardzo wydoroślały. To widać po ich twarzach – ta dziecięcość została im odjęta.

Caritas-Spes zajmuje się między innymi pomocą humanitarną wszystkim ofiarom tej rosyjskiej agresji, w tym dzieciom z charkowskich osiedli. Ksiądz Wojtek z wolontariuszami starają się stworzyć warunki w czasie spotkań, by w zabawie i w kontaktach z innymi rówieśnikami, mogły pozbyć się traumy wojny i ciężkich ostrzeliwań ich domów.

Kto z Państwa, chciałby pomóc, prosimy o wpłaty na konto:

PARAFIA RZYM.-KAT. PW. ŚWIĘTEJ RODZINY

PKO BP

Nr rachunku: PL 57102031760000570202740934

SWIFT: BPKOPLPW


Artur Żak („jedyny stały, lwowski element audycji”) z Wojciechem Jankowski rozmawiali o intensywnym ostrzale Charkowa: Wieczorem, 7 lutego z Biełgorodu poleciało w kierunku Charkowa od godz. 23 od 6 do 10 rakiet S-300. Wojciech Jankowski, który przebywa w Charkowie, powiedział, że słyszał maksymalnie 6 wybuchów. Wedle Oleha Syniehubowa, szefa Wojskowej administracji Wojskowej 4 z nich uderzyły z zakłady przemysłu cywilnego, zarejestrowano również eksplozje w centralnym parku miasta. Wiadomo o jednej ofierze śmiertelnej.


Roman, wolontariusz w charkowskim Caritas-Spes opowiadał, czemu zdecydował się na pracę wolontariacką.


Artur Żak i Wojciech Jankowski zaprosili słuchaczy do obejrzenia krótkich filmików publikowanych w kanale YT

https://www.youtube.com/@Radio_WNET/shorts

 


Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Żak: Ukraina jest zabezpieczona na wypadek inwazji z terytorium Białorusi. Nie należy jednak lekceważyć tego zagrożenia

Czy Białoruś wejdzie do wojny? Jakie są skutki poniedziałkowych ataków rakietowych Rosji? To wszystko w relacji korespondenta Radia Wnet na Ukrainie.

Artur Żak informuje o sytuacji we Lwowie i innych miastach Ukrainy po porannych atakach rakietowych. Uszkodzona została jedna z największych  elektrociepłowni na zachodniej Ukrainie.

Władze obwodu lwowskiego informowały o siedmiu rakietach, które dotarły na jego obszar.

W kraju jednym z ważniejszych tematów rozmów  jest potencjalne wejście wojsk najeźdźczych od strony Białorusi.  Ukraińcy cały czas obawiają się takiego scenariusza. Wojsko białoruskie jest zgromadzone na granicy w sile 1o batalionowych grup taktycznych. Jak ocenia korespondent Radia Wnet:

To nie są zbyt potężne siły. Ukraina zabezpieczyła się na atak z północy. Nie należy jednak lekceważyć tego zagrożenia. […] Mam nadzieję, że Łukaszenka ma jeszcze resztki instynktu samozachowawczego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Czytaj też:

Majman: w Rosji pojawiają się głosy o tym, że w związku z niepowodzeniami na froncie trzeba rozstrzelać Siergieja Szojgu