Jaką władzę wolimy jako Polacy: namiestniczą czy suwerenną? Jest więc raczej niemożliwe, żeby wybory wygrał anty-PiS

Bronisław Wildstein | Fot. Ksenia Parmańczuk

Zdaniem opozycji obecna władza jest zła, brzydka, bo nie zgadza się z dominującą w Europie ideologią, i trzeba ją wyeliminować z życia politycznego. Mądrzy ludzie na Zachodzie lepiej nami pokierują.

Krzysztof Skowroński, Bronisław Wildstein

15 października 2023 roku wybieramy parlament. Jakiego wyboru dokonamy?

Podstawowa oś sporu to jest stosunek do państwa polskiego, do polskiej suwerenności, a więc do narodu, do państwa jako emanacji narodu. Pytanie, na ile nasza niepodległość ma dla nas znaczenie, na ile jesteśmy w stanie ją obronić i na ile leży to w naszym interesie.

Przed kim mamy bronić tych wartości?

Przede wszystkim przed Unią Europejską. Ale ja bynajmniej nie namawiam do opuszczenia Unii, tylko do natychmiastowego rozpoczęcia poważnej debaty na temat warunków, na jakich akceptujemy naszą przynależność do niej, a na jakich przestaje nam to odpowiadać i rezygnujemy z członkostwa.

Niestety poważnej debaty politycznej w Polsce nie można podjąć.

Myślę, że winne są obie strony sporu, ale ten niszczący model uprawiania polityki wprowadził Donald Tusk i PO od 2005 roku, kiedy przegrali z PiS-em najpierw wybory prezydenckie, potem parlamentarne. Donald Tusk rozpoczął wtedy uprawianie polityki przez diabolizowanie przeciwnika i próby wypchnięcia go z życia politycznego.

Na to się nakłada sytuacja w Unii Europejskiej, gdzie mamy do czynienia z modelem nazwanym liberalną demokracją, czyli z homogenizacją polityczną. Chodzi o to, aby partie prawicowe, konserwatywne, które już i tak od tradycyjnej lewicy różnią się niemal tylko twarzami liderów, a nie programami, skolonizować przez lewicę. Wówczas obywatel nie będzie miał już żadnego wyboru.

W Unii Europejskiej mówi się, że osiągnęliśmy taki poziom racjonalności, że wiemy, jak rozwiązywać problemy. Tylko że to by znaczyło, że osiągnęliśmy finał historii, zrozumieliśmy wszystkie mechanizmy i wiemy, jak organizować ludzką rzeczywistość. Tymczasem to nieprawda, my w ogóle mało wiemy, a więc powinniśmy debatować o różnych projektach. A kiedy nie ma żadnego projektu, następuje zawłaszczenie sceny politycznej. (…)

We Francji diabolizacja kiedyś Frontu Narodowego, a obecnie Zgromadzenia Narodowego, przypomina diabolizację PiS-u. Nie wolno mieć jakiegokolwiek związku z tą partią. Cały czas próbuje się robić to w stosunku do innych. Ja nie mówię, że to się udaje. Komunizm też się zawalił.

Sam fakt, że Unia Europejska się osuwa, jest bardzo interesujący. Dzięki przyjętej w latach 90. tzw. strategii lizbońskiej w 2000 roku mieliśmy przegonić Stany Zjednoczone i oczywiście rozziew gospodarczy między USA a Europą się tylko pogłębia. Ale to nie znaczy, że indywidualnie i grupowo ludzie na tym nie zyskują –tacy panowie jak Timmermans – którzy w normalnej polityce nie mieliby żadnych szans. Oni są wypluwani w polityce krajowej, obywatele i ich narodów nie chcą na nich głosować. Przykład Ursuli von der Leyen jest ewidentny. Po tym, co ona wyprawiała jako minister obrony narodowej, zastanawiano się, czy nie zafundować jej Trybunału Stanu. Tymczasem została szefem Komisji Europejskiej.

Mówisz jako konserwatysta. Ale jest cała masa wykształconych ludzi, którzy są zwolennikami projektów europejskich.

Ja jestem z pokolenia, które chciało, żeby u nas było jak na Zachodzie. Nie za bardzo wiedzieliśmy, co to znaczy, nie wiedzieliśmy, jaka jest Europa. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że te narody, państwa się tak od nas różnią. Ale kiedy komunizm upadł, powinniśmy się nad różnymi zjawiskami zastanowić.

Europa się bardzo rozwinęła, tyle że już dawno temu, a teraz jest pogrążona w stagnacji, przeżywa kryzys. A my słyszymy ciągle, że na kryzys Unii – więcej Unii. Jak walił się komunizm, było dokładnie to samo: na kryzys komunizmu – więcej komunizmu. (…)

Donald Tusk, który był prezydentem Europy, nie mówi otwarcie, jakie są jego intencje. Może Ty umiesz odpowiedzieć na pytanie, po co Donaldowi władza?

Jak to, po co? Bo człowiek tęskni za władzą, dąży do niej. To jest najmocniejszy impuls.

To jest jakaś odpowiedź; ale Donald Tusk ma przecież jakąś intencję polityczną i zadanie polityczne. Dlaczego nie chce o tym powiedzieć?

Otóż to nie tylko Donald Tusk, a cała III RP przyjęła, że wystarczy nam namiestnik. Mówiąc o III RP, mam na myśli formację, do której należy cały establishment. Nie Prawo i Sprawiedliwość, nie Konfederacja i jakieś marginalne ugrupowania, których nie muszę kochać, ale one oczywiście nie są projektem III RP. Natomiast Platforma Obywatelska, SLD, PSL – to są klasyczne ugrupowania III RP.

Co ciekawe, Platforma Obywatelska startowała jako kontestator III RP, ale Tusk doszedł do wniosku, że władzę w Polsce zdobyć i utrzymać jest bardzo trudno bez porozumienia z establishmentem, który pochodzi z okresu postkomunistycznego i tworzy oligarchiczny układ. Więc najlepiej być jego emanacją, dogadać się z nimi. (…)

Ale żeby Donald Tusk, który w wywiadzie dla „Przekroju” zapytany, kto miał rację w 1992 roku: Macierewicz czy Michnik?, odpowiedział: Macierewicz?…

Tusk wtedy bardzo różne rzeczy przeżył, m.in. nawrócenie religijne. Ja osobiście znam Tuska, pamiętam, że on wtedy wzywał do radykalnej lustracji, do ujawnienia wszystkich danych IPN-owskich… Bardzo prędko mu to przeszło.

To mu przeszło czy to mu przeszli?

Przeszło czy mu przeszli, to wszystko jedno, to jest człowiek do głębi cyniczny. (…)

A może polityka przeżywa właśnie kryzys, tak jak demokracja?

Kryzys polega przede wszystkim na tym, że demokracji nie ma, że nam się sprzedaje jako demokrację coś, co nią nie jest. To coś nazywa się demokracją liberalną i dąży się do tego, żeby było jeszcze mniej demokracją. A to jest właśnie model oligarchii.

Widziałem definicję, że ten, kto się nie zgadza na demokrację liberalną, jest populistą, a populista jest przeciwnikiem demokracji w ogóle, więc trzeba uważać, co się mówi, bo można być wykluczonym z debaty.

W takiej sytuacji mówię zwykle: proszę mi zdefiniować, na czym polega demokracja liberalna. I nagle okazuje się, że to jest przede wszystkim rozbudowywanie systemu prawnego. A to, że wszystko da się regulować prawnie, jest absurdem. Kultura, obyczaj, etyka to są dużo bardziej elastyczne modele, które regulują pewne zjawiska. Prawo powinno je tylko nadzorować w bardzo szerokim wymiarze, powinno wyrastać z nich. U nas się coraz bardziej eliminuje etykę, tradycyjny obyczaj, obyczajowość na rzecz systemu prawnego, który ma wszystko rozwiązywać.

Prawo i Sprawiedliwość nie uprościło systemu prawnego.

Ale ja wcale nie mówię, że wszystko się udało. Przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość zderzyło się z oligarchią prawniczą, głównie sędziowską, i nie potrafiło sobie z tym dać rady. To zresztą w dużej mierze były naczynia połączone z problemami Unii Europejskiej, ponieważ Unia Europejska interweniowała w obronie sędziokracji polskiej. I polskie władze się wycofywały, a nie powinny tego robić w żadnym wypadku. (…)

Co by się stało, gdyby Ukraina przegrała z Rosją?

Po pierwsze, to byłaby ogromna krzywda dla narodu ukraińskiego. Ale to również znaczy, że my będziemy bezpośrednio zagrożeni, bo Rosja ma świadomość, że gdyby w tej wojnie Polska zachowała się inaczej, to Ukraina by się nie obroniła. Rosja podejmuje rozmaite działania wymierzone w Polskę, bo doskonale wie, że jesteśmy barierą dla jej imperialnego rozwoju. Jeżeliby upadła Ukraina, to my będziemy kolejnym krajem, który Rosja będzie chciała podbić.

Co pomyślałeś, kiedy dowiedziałeś się, że rozbił się samolot, w którym był albo nie było Prigożyna?

Zła strona mojej natury cieszy się, jak dranie giną. A z drugiej strony pomyślałem sobie: co teraz będą mówili ci, którzy twierdzili, że zamach smoleński to bzdura? (…)

Kto wygra wybory?

Na pierwszym miejscu będzie PiS.

Będzie rządził?

Nie wiem. Ale jest to bardzo prawdopodobne. Natomiast jest bardzo mało prawdopodobne, że będzie rządził ktoś inny.

Mogę sobie wyobrazić jakąś bardzo heterogeniczną koalicję, wspieraną po cichu przez Konfederację, bo inaczej nie będzie rządziła, ale jest raczej niemożliwe, żeby rządził ten, powiedzmy umownie, anty-PiS, czyli opozycja, bo przecież ona będzie zablokowana przez weto prezydenckie i w związku z tym de facto nie za bardzo będzie w stanie cokolwiek zrobić.

Myślę, że prawdopodobnie wchodzimy w okres turbulencji do wyborów prezydenckich.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Bronisławem Wildsteinem pt. „Namiestnik czy suweren?” znajduje się na s. 2, 6 i 7 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Bronisławem Wildsteinem pt. „Namiestnik czy suweren?” na s. 6–7 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023

Teresa Baranowska, działaczka opozycji antykomunistycznej o życiu w Bieszczadach, chwilach dawnych i obecnych

Teresa Baranowska [fot. Radio Wnet]

Jak została „Dziewczyną z klepsydry”? Co najbardziej lubi w swojej pracy? Jak patrzy na konflikt toczący się kilkanaście kilometrów od jej domu? Posłuchajcie…

Gościem „Popołudnia Wnet” jest Teresa Baranowska, działaczka opozycji demokratycznej w czasie PRL, z zawodu polonistka. I wtedy, i teraz zagrożeniem dla Europy było imperium ze stolicą w Moskwie. W czym sytuacja na Wschodzie przypomina, a w czym różni się od tej sprzed 30, 40, 50 lat?

Jestem przerażona zbrodniami Rosjan. Ale moja rodzina była od zawsze przyzwyczajona, by nie ufać Rosjanom.

– mówi była działaczka „Solidarności”.

Baranowska wspomina również trudne życie w konspiracji – aresztowania, inwigilację przez SB, plotki. Gdy w czasie stanu wojennego Baranowska uciekła z aresztu, komuniści z zemsty ogłosili, że nie żyje! Wydarzenia te opisano w filmie dokumentalnym „Dziewczyna z klepsydry„.

Okleili całe centrum Katowic „klepsydrami” z napisem, że nie żyję i że pogrzeb odbędzie się w Bieszczadach. […] To była nieudana zemsta, ale dużo osób przeżyło to, łącznie z moją rodziną. […] Musiałam więc się ujawnić.

– wspomina w rozmowie z Magdaleną Uchaniuk.

Więcej szczegółów – w audycji Radia Wnet!

ARP

Posłuchaj:

Czytaj także:

Wildstein: „Szpot” podważał fundamentalne założenia PRL-u, eksponując jego niszczycielski wymiar oraz liczne paradoksy

 

Zmarł Janusz Kamocki (2.08.1927 – 22.10.2021) – opozycjonista i więzień polityczny PRL, patriota aktywny do końca życia

Śpieszmy się uhonorować wielkich; ostatni z nich odchodzą na wieczną służbę! Niezłomnego patriotę żegnają środowiska opozycji demokratycznej, Polonii zagranicznej, repatrianci i wszyscy patrioci.

25 maja 2021 r. zmarł Jerzy Grzebieluch – współtwórca Solidarności Rolników Indywidualnych Regionu Śląsko-Dąbrowskiego

W wieku 90 lat zmarł Jerzy Grzebieluch – działacz opozycji antykomunistycznej lat 70. i 80., w czasie stanu wojennego internowany, przeciwnik bezkarności komunistów i układów Okrągłego Stołu.

Jerzy Grzebieluch urodził się 28 V 1931 roku w Łazach w woj. katowickim. Ukończył szkołę średnią w Siewierzu. Studiował w Wyższej Szkole Rolniczej w Krakowie, Szczecinie, był absolwentem Akademii Rolniczej w Lublinie. W roku 1958 kierował Gospodarstwem Doświadczalnym Akademii Rolniczej w Lublinie-Elizówce, był nauczycielem przedmiotów rolniczych w Technikum Rolniczym w Osowej, od 1976 roku prowadził własne gospodarstwo rolne w Ogrodzieńcu.

W grudniu 1977 zgłosił się do Jacka Kuronia i nawiązał kontakt z kierownictwem KOR. Od 1978 roku był aktywnym uczestnikiem niezależnego ruchu wydawniczego, kolporterem prasy KOR i KPN, m.in. tytułów: „Lasek Katyński”, „Kultura”, „Zeszyty Towarzystwa Kursów Naukowych”, „Poglądy”, „Puls”, „Zapis”, „Krytyka”, „Nasza Droga”, „Międzynarodowe Pakiety Praw Człowieka” oraz ulotek, znaczków, kart świątecznych, cegiełek itp. Rozprowadzał niezależne publikacje wśród robotników zakładów pracy Zawiercia, Śląska i Zagłębia. Współpracownik Kazimierza Świtonia, Władysława Suleckiego i in.

23 I 1979 został zatrudniony jako betoniarz w Mysłowickim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego – Cementownia w Ogrodzieńcu; po dwóch dniach na żądanie SB umowę unieważniono. W lutym 1979 r. został zatrzymany przez SB w Warszawie; przetrzymywano go kilka dni bez nakazu aresztowania. W późniejszych latach wielokrotnie wzywano go do KM MO w Zawierciu, przeszukiwano, zatrzymywano na 48 godzin.

W latach 1979–1980 był członkiem kolegium redakcyjnego ogólnopolskiego pisma opozycyjnego Komitetu Samoobrony Chłopskiej „Placówka” Ziemi Grójeckiej, współpracownikiem Wiesława Kęcika, Marzeny Górszczyk-Kęcik, Henryka Wujca, Mirosława Chojeckiego, Jana Kozłowskiego.

Należał do czołowych działaczy Konfederacji Polski Niepodległej Okręgu Śląskiego (wstąpił na przełomie 1979/1980 do struktury KPN powołanej przez K. Świtonia) oraz Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania – KOWzP w 1981 roku w Katowicach.

7 IX 1980 uczestniczył w spotkaniu Komitetów Samoobrony Chłopskiej i Tymczasowego Komitetu NSZZ Rolników w Warszawie; od 21 IX 1980 był członkiem Komitetu Założycielskiego NSZZ Rolników, 14 XII 1980 r. – delegatem na I Ogólnopolski Zjazd NSZZ Solidarność Wiejska w Warszawie. Wielokrotnie reprezentował NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych.

W nocy wprowadzenia stanu wojennego z 12 na 13 XII 1981 r. został zatrzymany przez SB, przewieziony do KM MO w Będzinie, 14 XII 1981 r. do KW MO w Katowicach przy ul. Lompy. W czasie przesłuchania został pobity. Internowano go 14 XII 1981 r. w KWMO w Katowicach, następnie od lutego 1982 r. przebywał w Zakładach Karnych w Strzelcach Opolskich, w Uhercach (uczestniczył w buncie więźniów), w ZK Załężu k. Rzeszowa, w Zabrzu-Zaborzu, w Grodkowie i ponownie w Uhercach. Z internowania zwolniono go jako jednego z ostatnich.

W latach 1982–1989 współorganizował Msze za Ojczyznę w Sosnowcu-Sielcu i Pogoni.

We wrześniu 1984 r. został zatrzymany pod fałszywym zarzutem próby otrucia krów w pobliskim PGR. Przewieziony do WUSW w Katowicach, podczas przesłuchań był wielokrotnie bity, przetrzymywany bez nakazu aresztowania; po dziewięciu dniach go zwolniono.

Funkcjonariusze SB okaleczyli konie w jego gospodarstwie, przecinając im w nocy ścięgna.

Był zdeklarowanym przeciwnikiem bezkarności komunistów i układów Okrągłego Stołu z Magdalenki. W 1989 r. organizował konspiracyjne i jawne spotkania przedwyborcze w Zawierciu i Zagłębiu. Był kandydatem w wyborach parlamentarnych z listy KPN (w opozycji do listy PZPR i Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie). W latach 1982–1993 przewodniczył prężnemu Rejonowi KPN w Zawierciu i Łazach. Uczestniczył w okupacji przez KPN budynków PZPR, ZSMP i PRON, nadajników RTV, biurowca Redakcji „Trybuny Robotniczej” i „Dziennika Zachodniego” oraz w blokadzie baz Armii Czerwonej np. w Legnicy.

W latach 1991–1993 prowadził Biuro Poselskie posła KPN Jarosława Wartaka w Zawierciu i Katowicach. Był członkiem ścisłego kierownictwa KPN Okręgu Śląskiego i Obszaru V.

W 1994 r. przeszedł na emeryturę, jednak nadal pozostał aktywny społecznie, przykładowo w ramach Stowarzyszenia Kontroli Wyborów oraz podczas protestów KPN wobec bezkarności ZOMO-wców z KWK „Wujek”, występował też przeciwko dalszemu orzekaniu w sądach komunistycznych oprawców.

Był rozpracowywany przez SB p. VI RUSW w Zawierciu m.in. w ramach KE krypt. „Rolnik”, a przez funkcjonariuszy SB kierujących wydziałem ds. walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach jeszcze w latach 1992–2009.

Został odznaczony Krzyżem Semper Fidelis w roku 2007.

Pogrzeb Jerzego Grzebielucha odbędzie się w sobotę 29 maja o godz. 14 w kościele pw. Jana Pawła II przy ul Jagiellońskiej w Zawierciu.

Cześć Jego pamięci!

Prof. Sobczyk: O. Maciej Zięba był apostołem obrzeży, przyciągał do Kościoła rozmową i pokazywaniem dobra

Fizyk i działacz opozycji z okresu PRL opowiada o swojej wieloletniej przyjaźni ze zmarłym 31 grudnia dominikaninem. Wspomina jego zaangażowanie społeczno-polityczne i drogę duchową.

 

Profesor Jan Sobczyk wspomina zmarłego 31 grudnia o. Macieja Ziębę OP. Obaj poznali się jeszcze w latach 60. i stopniowo zaprzyjaźnili:

Maciej nigdy nie miał kompleksów wobec nauki, w rozmowie z ludźmi z kręgów akademickich wykazywał się odwagą i otwartością.

Fizyk wskazuje, że działalność opozycyjna przyszłego dominikanina wywarła silny wpływ na jego podejście do spraw społecznych i politycznych. O. Zięba był również w latach młodości aktywnym członkiem Klubu Inteligencji Katolickiej.

Miał on niezwykłą łatwość nawiązywania przyjaźni, był wielowymiarowym człowiekiem o licznych zainteresowaniach.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego opowiada o zaangażowaniu o. Zięby w Sierpień’80 na Dolnym Śląsku. Polegało ono w dużej mierze na pisaniu artykułów do prasy podziemnej. Uczestnictwo w działaniach opozycji skończyło się w momencie wstąpienia do zakonu w w roku 1981.

Wiarę katolicką wyniósł z domu, dzięki mamie, która była wspaniałą osobą. W pewnym momencie zaczął codziennie uczestniczyć w Mszy świętej.

Wiary duchownego nie osłabiła nawet coraz bardziej dokuczliwa w ostatnich latach choroba. Zawsze znajdował czas na rozmowy z ludźmi na tematy duchowe.

Ostatnie 1,5 roku było drogą krzyżową. Chemioterapię i operacje znosił raz lepiej, raz gorzej. Dodatkowo, to co się ostatnio działo wokół osoby św. Jana Pawła II, było dla niego bardzo bolesne.

O. Zięba ubolewał nad tym, że Polacy wspominają głównie zewnętrzne gesty papieża-Polaka, zbyt rzadko przy tym sięgając do jego nauczania.

Był zdania, że młodzi sami sobie wyrządzają szkodę odcinając się od św. Jana Pawła II.

W swojej działalności kapłańskiej o. Ziębie przyświecała metoda „apostolstwa na obrzeżach”, przyciągał do Kościoła rozmową i pokazywaniem dobra.

Dążył do symbiozy między kulturą a wartościami chrześcijańskimi.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Pamięci Stanisława Łaszczyka i innych działaczy opozycji niepodległościowej, którzy nie doczekali należnego uhonorowania

Zabrakło dekomunizacji i lustracji, by mówić o pełnej niepodległości, elementarnej sprawiedliwości i całkowitej demokracji. W nowej Polsce nie osądzono (choćby symbolicznie) komunistycznych satrapów.

Piotr Hlebowicz

Od tamtych wydarzeń, gdy należało mieć sporo odwagi, hartu ducha i szczęścia – minęło już prawie 40 lat. Ilu nas było – konspiratorów, drukarzy, „zadymiarzy”, łączników, kurierów, kolporterów? Trudno dziś dokładnie określić. Pewnie kilkanaście tysięcy w całym kraju (tych najbardziej aktywnych).

Stanisław Łaszczyk | Fot. z archiwum autora

Ilu zginęło z rąk komunistycznych oprawców, straciło zdrowie, pracę, szansę na karierę zawodową z powodu swego sprzeciwu względem czerwonego zła? Tego również nikt nie jest w stanie obliczyć. Po 1989 roku społeczeństwo przeszło z okresu komunizmu do problemów życia codziennego, zaczęła się nowa era w historii naszego kraju. Zabrakło – niestety – dekomunizacji i lustracji, by mówić o pełnej niepodległości, elementarnej sprawiedliwości i całkowitej demokracji.

W nowej Polsce nie osądzono (choćby symbolicznie) komunistycznych satrapów za haniebne czyny, które ze swą kamarylą popełnili w latach 1944–1989. Nomenklatura komunistyczna, która przed 1989 rokiem była u steru władzy, powróciła do rządów po roku 1992, dzięki nowym przyjaciołom z dawnej opozycji kontraktowej. Wiadomo – umów „okrągłego stołu” należało dochować za wszelką cenę, dla premiera Mazowieckiego była to sprawa „honoru”. Premier Jan Olszewski w czerwcu 1992 r. próbował naprawić te błędy, zarządzając lustrację polityków. Natknął się jednak na mur wrogości, zwłaszcza ze strony ówczesnego prezydenta RP Lecha Wałęsy, który doprowadził do odwołania gabinetu Rady Ministrów.

Przez długi czas w sprawach lustracyjnych zaległa grobowa cisza. A o cichych bohaterach niosących na swoich plecach przez długie 8 lat główny ciężar walki przeciwko komunie – zapomniano na ponad dwie dekady.

Starsi uczestnicy ruchu konspiracyjnego już dawno nie żyją, a w obecnie odchodzą następne pokolenia działaczy niepodległościowych. Większość z nich wegetowała na mizernych rentach i emeryturach, podczas gdy równolegle, przez ponad 25 lat, byli funkcjonariusze komunistycznych służb represyjnych i partyjni bonzowie otrzymywali nieprzyzwoicie wysokie świadczenia emerytalne. Należy przypomnieć, że w okresie swej „pracy” nie odprowadzili do ZUS ani jednej złotówki!

Jednym z takich poszkodowanych i zapomnianych był zmarły 1 października 2020 r. w Kwapince koło Gdowa Stanisław Łaszczyk, gorący patriota i uczestnik konspiracji w latach 1982–1989. Miałem przyjemność z nim współpracować w tych ciężkich czasach. (…)

Dostarczaliśmy Stanisławowi prasę, w większości wydrukowaną w naszej drukarni w Zagórzanach. Wśród nich były m.in. takie tytuły: „Solidarność Zwycięży”, „Solidarność Rolników”, „Żywią i Bronią”, „Kurierek B”, „Solidarność Walcząca” oraz wiele innych pozycji.

Stanisław był zamiłowanym koniarzem – „od zawsze” hodował parę koni rasy arabskiej. Co jakiś czas na ulubionej klaczce przyjeżdżał do nas skrótem przez pola (kilka kilometrów) i odbierał pakunki z prasą, plakatami i ulotkami. – Nawet gdybym został namierzony przez esbeków czy milicjantów – nie byliby w stanie mnie złapać, przecież gazikiem po ornych polach i przez potoki za mną nie pojadą – żartował.

Rozpoczynając pracę w podziemiu, musieliśmy się nauczyć zasad konspiracji i ściśle ich przestrzegać. Od tego zależało bezpieczeństwo nasze i naszych najbliższych, jak również efekty pracy podziemnej. Pomogły nam w tym dwie broszury, wydane poza cenzurą: „Mały Konspirator” oraz „Obywatel a służba bezpieczeństwa”. Zdobyłem je i dałem do przestudiowania ludziom z naszego środowiska. Stanisław był zaskoczony, iż w tym PRL-owskim bezprawiu mamy jednak sporo praw, o których nic nie wiemy! Więc z praw tych zaczęliśmy korzystać w czasie aresztowań, przesłuchań i rewizji. Te niewielkie książeczki nie raz wybawiły nas z różnych opresji i pułapek służby bezpieczeństwa.

Wspaniałymi nauczycielami w dziedzinie pracy konspiracyjnej byli również starzy żołnierze AK, którzy włączyli się do nowego nurtu podziemia solidarnościowego. Dla niektórych z nich była to już kolejna – druga lub trzecia – konspiracja.

(…) 8 lat pracy konspiracyjnej zaowocowało dla Stanisława bardzo lichą, wprost głodową emeryturą z KRUS. Dopiero niedawno Stanisław otrzymał status Działacza Opozycji Antykomunistycznej, co wiązało się z otrzymywaniem mizernego dodatku z tego tytułu. Nie doczekał ustawowego wyrównania swojej emerytury do 2400 zł brutto (ustawa została uchwalona przez Parlament w końcu sierpnia 2020 r.). Zmarł nagle 1 października tegoż roku. Odszedł patriota w starym stylu, dla którego Polska była najwyższym nakazem i dobrem nadrzędnym.

Cały artykuł Piotra Hlebowicza pt. „Pamięci Stanisława Łaszczyka oraz innych działaczy opozycji niepodległościowej” znajduje się na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Piotra Hlebowicza pt. „Pamięci Stanisława Łaszczyka oraz innych działaczy opozycji niepodległościowej” na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Asia Kempińska. Dziewczyna, która w latach 80. oddała życie za Polskę / Maria Czarnecka, „Śląski Kurier WNET” 74/2020

W tamtych latach podział społeczeństwa był dla nas oczywisty. Byliśmy my, odrzucający wszystko, co wiązało się z komuną, i oni, czyli ci, którzy byli uosobieniem tego systemu i wiernie mu służyli.

Maria Czarnecka

Dziewczyna o złotych włosach

Minęło już 35 lat od śmierci Joanny Kempińskiej. Nie doczekała zmian, które zaszły w tym czasie w Polsce. Z pewnością w wielu kwestiach byłaby rozczarowana. Jestem jednak przekonana, że byłaby przeciwna relatywizacji norm etycznych oraz historii, z czym tak często obecnie się spotykamy, a do czego próbują nas przymusić zwolennicy szeroko rozumianej poprawności politycznej. Asia za umiłowanie prawdy i bezkompromisowość zapłaciła najwyższą cenę.

Joanna Kempińska. Jedno z nielicznych zachowanych w archiwum rodzinnym po rewizjach SB zdjęć

Joanna Kempińska, Asia… minęło trzydzieści pięć lat od Jej śmierci, a ja nadal mam w pamięci burzę złotych loków, piękny uśmiech i niesamowity błysk w Jej oczach. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w okresie przełomu, czyli gdzieś pod koniec 1981 roku lub na początku 1982. Nie pamiętam dokładnie. Byłyśmy w trzeciej klasie liceum, a więc prawie dorosłe. My, to znaczy Joanna, Małgorzata Wojciechowska i ja, autorka tych wspomnień. Chodziłyśmy do różnych liceów, Asia w Bytomiu, Małgorzata i ja w Katowicach. Można powiedzieć, że to wiek, kiedy ma się „kiełbie we łbie”. My, pokolenie urodzone w latach sześćdziesiątych, mieliśmy zdecydowanie lepiej niż nasi rodzice, którzy zmagali się z wojenną traumą przez całe życie. Mimo to „załapaliśmy się” na czas, kiedy szybciej się dojrzewało.

13 grudnia 1981 generał w ciemnych okularach et consortes przerwali nasze sny o potędze Solidarności, o wolności, o wyrzuceniu sowieckich żołnierzy z Polski. Wierzyliśmy z całą mocą naszych młodych serc, że to kiedyś nastąpi. Przez kilkanaście miesięcy pomiędzy sierpniem 1980 r. a grudniem 1981 r. żyliśmy w przekonaniu, że wszystko w naszym kraju będzie zmierzało ku lepszemu. Bo przecież nie mogło być inaczej. Nasz metrykalny wiek nie znosił pesymizmu. Teraz może się to wydać dziecinadą, ale mieliśmy po kilkanaście lat i któż mógł nam zabronić wiary w to, co wówczas wydawało się, a nawet realnie rzecz ujmując, było niemożliwe. Młodość rządzi się swoimi prawami, jest bezkompromisowa i nierzadko ślepa na otaczające realia. Prze do przodu z siłą buldożera, nie zważając na jakiekolwiek sygnały ostrzegawcze, a brak doświadczenia utrudnia analizę faktów.

W tamtych latach podział społeczeństwa był dla nas bardzo prosty i oczywisty. Byliśmy my, czyli odrzucający wszystko, co wiązało się z komuną, i oni, czyli ci, którzy byli uosobieniem tego systemu i wiernie mu służyli.

W tamtych miesiącach Solidarność dawała nam wszystkim NADZIEJĘ. Nadzieję na lepsze jutro. Co prawda nie do końca wiedzieliśmy, jak to jutro będzie wyglądać, bo któż z nas znał się na gospodarce, ekonomii, finansach. Byliśmy licealistami, nawet nie studentami. Poddaliśmy się tej fali szaleństwa, owego, jak to się dzisiaj określa, „karnawału Solidarności”.

Dla nas, nastolatków, tak jak dla całego społeczeństwa, to, co wydarzyło się w nocy 13 grudnia 1981 r., było jak grom z jasnego nieba. Dla mnie osobiście to dzień 14 grudnia był i będzie jednym z najtrudniejszych w moim życiu. Był to czas oczekiwania na rodziców, którzy wraz z innymi podjęli strajk w swoich zakładach pracy. Poczucie grozy wzmogło się, gdy zobaczyłam z okien mojego domu przejeżdżające pod osłoną nocy czołgi. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że to pance sunące na kopalnię „Wujek”, gdzie 16 grudnia ZOMO podczas pacyfikacji strajkującej załogi zamordowało dziewięciu górników.

W ponurej atmosferze stanu wojennego, gdy wyrwano z naszych serc nadzieję na zbliżający się koniec komuny, poznałam Joannę. Spotkanie miało miejsce w mieszkaniu Adama Słomki, a uczestniczyli w nim: gospodarz, czyli Adam, Sławomir Skrzypek, Małgorzata Wojciechowska, Asia i ja. Moje pierwsze wrażenie, gdy ujrzałam Joannę: piękna dziewczyna z burzą złotych loków. Oprócz tego silny i zdecydowany uścisk dłoni, uśmiech, którego trudno było nie odwzajemnić. Emanowała radością, którą dzisiaj nazwalibyśmy pozytywną energią. Inicjatorem spotkania był Sławek. Asi przydzielono, tak jak i mnie oraz Małgosi, kolportaż ulotek i wydawnictw KPN oraz „Solidarności” w ramach działań Młodzieżowego Ruchu Oporu.

I tak oto w ramach kolportażu taszczyłyśmy niemiłosiernie ciężkie paczki z bibułą. Najczęściej przenosiłyśmy materiały z jednego punktu do drugiego, chodząc parami lub w trójkę. Żadna z nas nie miała postury atlety, a torby swoje ważyły. Asia nie narzekała, żartowała, że jest okazja, by wypracować muskulaturę. Można stwierdzić z przymrużeniem oka, że byłyśmy prekursorkami fitnessu w Polsce. Zdarzyło się kiedyś, że młody człowiek, ujęty urodą Asi, zaproponował nam pomoc w niesieniu bagaży. Asia stanowczo, ale grzecznie odmówiła. Niestety nie zniechęciło to chłopaka, który postanowił nam towarzyszyć, co w przypadku posiadania dwóch toreb ulotek było dla nas, najoględniej mówiąc, mało bezpieczne. Nie wiedziałyśmy, czy rzeczywiście jest to ktoś przypadkowy, czy też nie.

Chcąc jak najszybciej pozbyć się towarzystwa natręta, Joasia podała mu numer telefonu i obiecała spotkanie. „Adorator”, odchodząc zapewniał, że zadzwoni jeszcze tego samego dnia wieczorem. Na co Asia stwierdziła: „Będę czekała z niecierpliwością”. Po chwili, gdy chłopak zniknął nam z oczu, spojrzała na nas i wybuchła śmiechem: „Niech dzwoni, przecież wiecie, że nie mam telefonu”.

Takie sytuacje też dawały możliwość do praktykowania konspiracyjnego abecadła.

Z czasem Adam powierzył nam kolejne zadanie, które wymagało umiejętności organizacyjnych, a jego koordynację, ze względu na cechy osobowościowe, przekazał Asi. Stworzenie zorganizowanego systemu łączności alarmowej wymagało wręcz pedanterii i solidności. Tak samo jak organizacja sekcji kurierskiej. Pod przewodnictwem Asi udało się nam utworzyć wielopoziomowy system łączności z kierownictwem w Warszawie oraz innymi grupami w Krakowie, Łodzi, Wrocławiu. System łączności obejmował również kontakty z drukarniami KPN, punktami kolportażu NSZZ Solidarność, strukturami w śląskich zakładach pracy oraz strukturami terenowymi w niemal wszystkich miejscowościach na terenie województwa katowickiego. Adam Słomka stwierdził po latach, że „ta struktura tworzona od podstaw (…) stała się filarem nieprzerwanej i skutecznej działalności KPN aż do czasu wywalczenia przez nas Niepodległości w 1993 r., tj. wyrzucenia wojsk sowieckich z Polski”. Warto pamiętać, że Joanna Kempińska miała w tym swój niemały udział.

Początek września 1982 r., kiedy to nadal obowiązywał dekret o stanie wojennym, nie był dla nas, tak jak zawsze, początkiem roku szkolnego. Większość z nas rozpoczynała naukę w czwartej klasie, czyli nadchodził czas przygotowań do matury i do egzaminów wstępnych na uczelnie. W nasze życie oraz plany na bliższą i dalszą przyszłość gwałtownie wkroczyła SB. Na przełomie sierpnia i września, w ramach akcji zwalczania antykomunistycznych organizacji młodzieżowych, w naszych domach pojawili się funkcjonariusze SB. Nie ominęło to mieszkania państwa Kempińskich, czyli rodziców Asi. Na bazie zebranych materiałów i śledztwa sporządzono akt oskarżenia przeciwko 8 osobom, m.in. przeciwko Sławomirowi Skrzypkowi, Adamowi Słomce, Piotrowi Wiesiołkowi, Witoldowi Słowikowi, Lechowi Trzcionkowskiemu, Małgorzacie Wojciechowskiej, Joannie Kempińskiej i mnie. Zostaliśmy skazani na mocy dekretu o stanie wojennym. W dniu 8 grudnia 1982 r. Wojskowy Sąd Garnizonowy stwierdził winę oskarżonych. Joannę Kempińską uznał „za winną tego, ze w okresie od maja do czerwca 1982 r. w Katowicach i Bytomiu brała udział w związku »Młodzieżowy Ruch Oporu«, mającym na celu sporządzanie i kolportaż nielegalnych pism i wydawnictw w ten sposób, że podjęła się funkcji łączniczki i przenosiła w celu rozpowszechniania wydawane drukiem przez członków związku pisma i wydawnictwa zawierające fałszywe wiadomości, mogące wywołać niepokój publiczny lub rozruchy”. Wyroki to m.in. bezwzględna kara więzienia, kara więzienia w zawieszeniu, umieszczenie w poprawczaku. W lutym 1983 r. Sąd Najwyższy PRL uchylił w całości wyroki Wojskowego Sądu Garnizonowego i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia do Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu.

Ówczesna „postępująca demokratyzacja” życia sprawiła, że dla części z nas kary więzienia w zawieszeniu zostały zamienione na dozór kuratora sądowego. Ta zmiana dotyczyła też Asi. Kilka osób z naszej grupy relegowano z szkół, co w przypadku klasy maturalnej było ogromnym problemem. Na szczęście szkoły katolickie nie pozostawiły tych osób bez pomocy. Joasia, pomimo dekonspiracji, której skutkiem były m.in. częste przesłuchania przez SB, podczas których wielokrotnie była zastraszana groźbą więzienia, nie zaprzestała podziemnej działalności.

Katowiccy SB-cy charakteryzowali Joasię jako „najbardziej hardą i wyszczekaną dziewczynę KPN, jaką kiedykolwiek widzieli podczas przesłuchań”.

Wymagało to od niej niesamowitej odwagi. Życie w ciągłym zagrożeniu nie wpłynęło na jakość i solidność wykonywanych przez nią zadań. Myślę, że wiele osób, które w tamtym czasie zetknęły się z Asią potwierdzi, że dekonspiracja i to, co później po niej nastąpiło, a więc procesy przed sądem wojskowym w rygorach stanu wojennego, represje ze strony SB, dotykające również Jej Rodziców, wszystko to sprawiło, że Asia stała się dojrzałą i w pełni świadomą działaczką KPN. Zostało to dostrzeżone i docenione przez jej kierownictwo. W dowód zaufania powierzono Asi funkcję Zastępcy Szefa Okręgu Śląskiego KPN.

Wiele osób do dzisiaj wspomina organizowane przez Asię spotkania wyjazdowe, w których brali udział przede wszystkim nowi działacze KPN. Był to czas poświęcony na zdobycie wiedzy istotnej w działalności konspiracyjnej. Szkolenia koncentrowały się przede wszystkim na technikach rozpoznawania i gubienia „ogona”, komunikowania się w sytuacji zagrożenia, poruszania się po mieście z obciążającymi materiałami, instruktażu, co mówić w przypadku wpadki itp. Oprócz czasu poświęconego na poważne sprawy, był też czas na przyjemności, tym bardziej, że dom udostępniony przez Adama Słomkę był położony w Brennej, a więc wyprawy górskie nie były jedynie przykrywką. Życie konspiracyjne ściśle splatało się z życiem towarzyskim. Adam podczas jednej z naszych rozmów stwierdził, że ta świetnie zorganizowana niepodległościowa „uczelnia”, przez którą w przewinęło się łącznie kilkaset osób, to bardzo duża zasługa Asi, jej zmysłu organizacyjnego, umiejętności planowania i dbałości o każdy szczegół. Te cechy były też istotne przy przepisywaniu na maszynie matryc drukarskich, co Asia robiła z dużą skrupulatnością i cierpliwością, będąc członkiem redakcji „Konfederata Śląskiego”.

Niewiele osób o tym wie, a ja nie mogę w tych wspomnieniach pominąć bardzo istotnego faktu. Otóż na początku 1984 r. Asia współtworzyła Radio KPN. Nie było to łatwa praca. Warunkiem powodzenia tego przedsięwzięcia było pozyskanie do współpracy osób dysponujących mieszkaniami usytuowanymi na najwyższych piętrach wieżowców. Tylko taka lokalizacja pozwalała na efektywną transmisję audycji z nadajnika przekazanego nam przez warszawski KPN. Asia wzięła też na siebie rolę prezenterki, nagrywając na taśmy treści, które były odtwarzane z magnetofonu w czasie głównego wydania Dziennika TV PRL. Fonia z nadajnika nakładała się na fonię z telewizora. Pięciominutowa audycja kończyła się apelem o włączenie i wyłączenie świateł w mieszkaniach, w których audycja KPN była słyszalna. Dawało to możliwość orientacji co do jej zasięgu. We wspomnieniach Adama Słomki dawało to fenomenalne wrażenie mrugającego osiedla. Pierwsza udana transmisja odbyła się z mieszkania Rodziców Asi, które mieściło się na jednym z bytomskich osiedli przy kopalni „Rozbark”.

Życie przynosiło nam wszystkim nowe wyzwania. Pomimo dwóch procesów, które musieliśmy przejść, będąc w klasie maturalnej, udało nam się zdać egzamin dojrzałości i rozpoczęliśmy studia. Notabene ten najprawdziwszy i o wiele trudniejszy egzamin dojrzałości przyszło nam zdawać podczas przesłuchań, a później na sądowych salach. Adam, Sławek, Piotr, Witek zdawali ten egzamin w wielotygodniowym areszcie śledczym.

Byliśmy u progu dorosłości i żyliśmy tak jak nasi rówieśnicy. Chodziliśmy na imprezy, której dzisiaj nazywamy domówkami. Fakt, nasze konspiracyjne grono pokrywało się z towarzyskim, bo czuliśmy się ze sobą dobrze. Poza tym lubiliśmy się śmiać, robić sobie nawzajem kawały. W pamięci utkwiła mi pewna historia. Jeden z naszych kolegów zaprosił nas na urodziny. Asia, Gosia i ja pojawiłyśmy się z ogromnym bukietem kwiatów i butelką francuskiego wina na dworcu w Katowicach, skąd odjeżdżał pociąg do miejscowości, w której mieszkał nasz jubilat. Okazało się, że żadna z nas nie pamięta nazwy ulicy, przy której mieszkał kolega. Zrozumiałyśmy, że w tej imprezie nie weźmiemy udziału. Nie wiedziałyśmy, co zrobić ze wspomnianym wielkim bukietem. Nie pamiętam już kto wpadł na pomysł, by wręczyć kwiaty najprzystojniejszemu chłopakowi, który wysiądzie z pociągu na naszym peronie. Nie czekałyśmy długo na przyjazd dalekobieżnego składu. Na peronie pojawił się super chłopak, niestety animusz nas opuścił i zabrakło chętnej do wręczenia bukietu. W tym momencie Asia wyjęła kwiaty z rąk Gosi, podbiegła do chłopaka i z pięknym uśmiechem, wręczając kwiaty, powiedziała: „Witamy w Katowicach. Życzymy przyjemnego pobytu”. Nie zapomnę miny tego przystojniaka. Ogarnął nas taki śmiech, że ledwie stamtąd uciekłyśmy, żeby nie narażać się na niepotrzebne pytania ze strony chłopaka. No bo co miałyśmy mu powiedzieć? Dostałeś kwiaty, bo zapomniałyśmy adresu kolegi i nie dotrzemy na imprezę, a żadna z nas nie chce zabrać tych kwiatów do domu? Ponieważ Gosia miała wolną chatę, poszłyśmy do niej wypić wino.

Studia to czas wykorzystania nowych możliwości do tworzenia – wspólnie z Krzysztofem Błażejczykiem, Pawłem Koneckim, Sławomirem Czyżem i Adamem Jaworem – Organizacji Studenckiej KPN. To również czas szczególnej inwigilacji, jaką SB objęło Joannę.

W jej otoczeniu pojawił się agent SB, co do którego istnieją podejrzenia, że był ostatnią osobą, która widziała Asię żywą.

Po aresztowaniu czołowych działaczy KPN w marcu 1985 r., by zapewnić ciągłość działalności śląskich struktur, Sławomir Skrzypek, Paweł Konecki, Mariusz Cysewski oraz Joanna przejęli kierowanie jednym z najsilniejszych ośrodków KPN w kraju.

W czerwcu 1985 r. dotarła do nas tragiczna wiadomość: Asia nie żyje.

Po pogrzebie pan Kazimierz Kempiński zaprowadził nas do mieszkania córki, w którym często bywaliśmy. Od kilku lat mieszkała samotnie w lokum odziedziczonym po zmarłej krewnej. Niejednokrotnie żartowaliśmy, że to miejsce ma zaletę istotną dla konspiratorów. Było usytuowane na parterze przedwojennego budynku i miało okna wychodzące zarówno na ulicę, jak i na podwórze, z którego można było przedostać się na dziedziniec kolejnej kamienicy, a więc dawało możliwość szybkiej ewakuacji w przypadku nieproszonych gości. Tata Asi zaprowadził nas do kuchni, w której znaleziono jej ciało. Oficjalna wersja MO głosiła, że była to śmierć samobójcza, ale nikt z nas w to nie uwierzył. Podczas tej jakże przykrej dla nas wszystkich ostatniej wizyty w mieszkaniu Asi pan Kempiński wskazał kilka elementów, które utwierdziły nas w przekonaniu, że nasza Koleżanka nie mogła sama odebrać sobie życia. Asia miała zwyczaj oferowania nielubianym gościom kapci, których nie znosiła. Kojarzyły się jej z czymś przykrym. Nigdy sama ich nie włożyła. I właśnie te nielubiane pantofle Asia miała na stopach w chwili, gdy znaleziono Jej ciało. Poza tym Asia nie miała zwyczaju zaciągania zasłon w kuchni, uważając, że nikt z sąsiadów nie będzie zaglądał w okna. Tym razem żółte, kretonowe zasłonki były dokładnie zsunięte i dodatkowo zabezpieczone agrafką. Te wątpliwości pozostały do dzisiaj.

Przez te lata poznaliśmy Joannę jako stabilną emocjonalnie, silną wewnętrznie, opanowaną w trudnych sytuacjach. Młoda, śliczna dziewczyna, pełna wigoru, z ogromnym apetytem na życie nie wpisuje się w obraz samobójcy.

Moja znajomość z Asią miała charakter konspiracyjno-towarzyski. Aby dopełnić Jej obrazu, pozwolę sobie przytoczyć krótkie wspomnienie jej szkolnej koleżanki, pani Marioli Palcewicz. Uczyły się w tym samym liceum w Bytomiu.

„Jestem koleżanką ze szkoły średniej Joasi Kempińskiej. Obie uczęszczałyśmy do IV Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w Bytomiu w latach 1979–1982. Ja byłam w klasie ogólnej z j. francuskim, a Joasia, jedna z najlepszych matematyczek tej szkoły, w klasie matematyczno-fizycznej z j. angielskim. W latach 1980–1982 Joasia w harcówce szkoły organizowała modlitwy na Anioł Pański o godz. 12.00. Zatem w trakcie lekcji. Brałam udział w tych modlitwach. Nikt z nauczycieli nawet nie wpisywał nam spóźnienia. Szkoda, że nazwiska Joasi nie znajdziemy na stronie internetowej szkoły. Tak jak nauczycielki języka angielskiego Anny Piekarskiej, zaangażowanej w działalność konspiracyjną lat 1980-tych. Z Joasią łączyła nas też jedna parafia. Był to kościół na rynku pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Pamiętam jak dzisiaj mszę świętą w intencji 18. urodzin Joasi, odprawianą przez wspaniałego katechetę ks. Romana Śmiecha. Joasię zapamiętałam z jej zjawiskowymi, grubymi, kręconymi włosami blond i pięknym biustem. Tak bardzo chciałam wyglądać tak jak ona. Zawsze dla mnie była niedoścignionym ideałem piękności i wzorcem moralnym”.

Jak ja zapamiętałam Asię? Asia miała pewien zwyczaj przy pożegnaniu. Gdy się rozstawałyśmy, po kilku krokach odwracała się i machała ręką. Takie zwykłe pa, pa… I taki obraz Asi zachowałam w mojej pamięci. Młodą, piękną dziewczynę z cudowną burzą złotych loków dookoła uśmiechniętej twarzy, która odchodząc, spogląda w moją stronę, machając mi na pożegnanie w ten charakterystyczny dla niej sposób…

W artykule zostały wykorzystane wspomnienia Adama Słomki oraz tekst przesłany przez Mariolę Palcewicz.

Cały artykuł Marii Czarneckiej pt. „Dziewczyna o złotych włosach” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marii Czarneckiej pt. „Dziewczyna o złotych włosach” na s. 4 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 74/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Być odważnym. Z natury. Być bitym i o tym nie mówić. Być ważnym i uczciwie wykonywać obowiązki. Być oplutym. I wygrać

Jako dyrektor gdańskiej placówki IPN okazał się lojalny wobec prawa. Nie dał się zastraszyć. No i co? Oczywiście został odwołany. Taki był i taki pozostał. Dostał pracę urzędniczą w porcie.

Stefan Truszczyński

Edmund Krasowski, rocznik 1955. Jest elblążaninem. Kocha swoje miasto. Ale na studia jedzie do Warszawy. Uniwersytet Warszawski – astronomia, specjalność – obserwator. Patrzy w gwiazdy. I tak mu zostało.

– Która jest twoja wybrana? Wenus?

– Wenus to planeta – śmieje się z mojego niedokształcenia.

Spotkaliśmy się, bo chciałem posłuchać opowieści, jak telewizyjny gwiazdor próbował manipulować wypowiedzią Edmunda. Konkretnie Michał Rachoń zabawił się w cenzora. Ale niech będzie po kolei.

Plakat

Konspiracja zaczęła się na studiach. Stworzyli na Uniwersytecie Warszawskim małą grupę. Bardzo małą. Tak jest najbezpieczniej. Był rok 1978. Zaczęło się od powielania materiałów dla „ROPCiO” (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela). Dostawali papier – A4. Nauczyli się szybko. Odbitki były coraz lepsze.

W katedrze na Świętojańskiej przygotowywana była ważna msza – 11 listopada 1978 roku.

– Chłopaki – zapytali ci z ROPCiO – a plakat potraficie zrobić? Ale ma być first class.

Tego już nie dało się zrobić na powielaczu na Kickiego. Przedstawiono im fachowca plastyka. Wzbudził zaufanie, ale drukarnia konspiracyjna była pod Ostrołęką. Pociągiem – najpierw do Ostródy, a potem drugim – ciuchciowatym. Wysiedli po kilkudziesięciu kilometrach ze sporym ciężarem papierów na plecach. Powiedziano im, by byli bardzo ostrożni, bo to ważna drukarnia. Poszli więc okrężnie i oddzielnie. „Jacek” zmienił jednak marszrutę. Dobiegł do Edka.

– Chyba ktoś lezie za nami. Przerywamy.

Wrócili do Warszawy. Ale nie odpuścili. Następnego dnia powrócili. Teraz już poszło gładko, choć oczywiście było tak samo ciężko z dźwiganymi ryzami. Czekano na nich w nieźle wyposażonej drukarni. Koleś-plastyk był rzeczywiście artystą. Ale i oni, w końcu studenci fizyki, i to z pewną praktyką drukarską, poradzili sobie. Plakaty – ogłoszenia o rocznicowej mszy – wypadły świetnie. Był to pierwszy poważny tekst konspiracyjny. Szkoda, że IPN ciągle nie może odszukać tych plakatów w tonach materiałów odebranych ubecji w 1989 roku po czerwcowych wyborach.

W poczuciu dobrze wykonanej pracy idzie Edek Nowym Światem na mszę do katedry. Mija witryny licznych rzemieślniczych sklepików. A wtedy na tym spacerniaku warszawskim było ich jeszcze dużo. I widzi, że co rusz w tych prywatnych zakładzikach przyklejone są do szyb od wewnątrz jego plakaty. Duma i radość. Warto było ryzykować. (…)

Sukcesy osłabiają czujność. Ktoś zabalował, ktoś się upił i chlapnął. W styczniu 1983 roku w miejscowości Stare Pole pod Malborkiem, gdzie hodują krasule i jest piękny pomnik krowy, ubecja zastawiła pułapkę. Edwarda zaskoczono, skuto i zawieziono do Elbląga. To było pierwsze porwanie Edka. Proces – wyrok. Wyszedł z więzienia po 1,5 roku. Wrócił do roboty konspiracyjnej. Niewielu wiedziało, że to on został szefem regionu.

Porwanie drugie

W kraju już wrzało. Stolarze rżnęli dechy pod okrągły stół. Opozycja coraz bardziej się dzieliła. Może nawet władza w Warszawie nie o wszystkim wiedziała, jak działali jej ubeccy pełnomocnicy w terenie. A oni w końcu rozpracowali elbląską opozycję. Edka porwali z ulicy. Dwaj faceci wrzucili go na tylne siedzenie samochodu. Trzeci już tam siedział. Jego kolano boleśnie ugodziło kręgosłup Edmunda. Stracił na chwilę przytomność. Gdy ją odzyskał, nie miał czucia w nogach.

– Panowie – grzecznie poprosił – zawieźcie mnie na pogotowie. Nóg nie czuję.

Zawieziono go na komendę MO przy ul. Armii Czerwonej w Elblągu. Nie mógł nawet stanąć. Zawleczono go więc do sali przesłuchań. Szef grupy wydawał polecenia przez radio. Jego twarzy ani wtedy, ani potem nie widział. Natomiast ubeków tarmoszących go, mimo że wył z bólu, widywał w ciągu następnych kilkudziesięciu lat wielokrotnie. Dopracowali w służbach do emerytury.

Zadzwoniono w końcu po pogotowie. Był już w karetce, gdy oprawcy zmienili decyzję. Przez chwilę był sam na sam z kierowcą karetki. Poprosił, by zawiadomił księdza współpracującego z opozycją. Znowu zawieziono go do komendy. I trzymano tam półprzytomnego przez całą noc i dzień następny. Dopiero wieczorem mec. Jacek Taylor i pani profesor medycyny Joanna Penson, współpracująca z Lechem Wałęsą, zabrali go do szpitala. (…)

Żeglarz i „cenzura”

Edmund Krasowski, były szef oddziału IPN, poseł, astronom, jest również żeglarzem.

To właśnie on w 1990 roku był inicjatorem przepłynięcia jachtem przez Cieśninę Pilawską pod lufami rosyjskich armat na Bałtyk. Była to dość szalona demonstracja. Sfilmowana znakomicie przez reportera TVP śp. Jacka Grelowskiego. Popłynęli z wiatrem solidarności i nikt ich nie śmiał zatrzymać.

Takie to były gorące czasy po czerwcowych wyborach, których 31 rocznicę właśnie obchodzimy. Skromnie.

Telewizyjny, ale i radiowy prowadzący, Michał Rachoń, znał najwyraźniej tę historię. Zaprosił niedawno Krasowskiego do programu na żywo Polskim Radiu 24. Przez kilkanaście minut przypominano tamten rejs. Potem była krótka przerwa, a w drugiej części rozmowy Rachoń nawiązał do sprawy przekopu przez mierzeję. Właśnie dlatego kopiemy, by nie pozostawiać wód Zalewu Wiślanego na łasce lub niełasce Rosjan. Rachoń nie sprawdził (bo chyba by nie zaprosił do radia Krasowskiego), jaką ma opinię Krasowski w sprawie przekopu. A ma on zastrzeżenia natury ekologicznej i – zapytany – użył słowa „kuriozalny”. Poszło, bo program był na żywo. Ale już w wersji elektronicznej znalazła się tylko pierwsza część – ta o przepłynięciu przez cieśninę. Potem zaczęło się krętactwo – mailowo: czy ma również pójść druga część. W końcu rozmowy nie wyemitowano właśnie z uwagi na owe pojedyncze słowo – „kuriozalny”.

Stanowisko – dosłownie to jedno słowo – Krasowskiego nie było ani ostre, ani nie może zaszkodzić słusznej idei przekopania mierzei. Też uważam, że jest to inwestycja potrzebna i nie można dopuścić do jej zatrzymania. Interwencje i nieprzyjemna kombinacja decydentów radiowych to powtórzenie sprawy piosenki Kazika. Jest to po prostu głupie i szkodzi również PiS-owi. Cenzorzy niby już zdechli śmiercią naturalną. Niestety odradzają się raz po raz w decyzjach tchórzliwych osobników.

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Krasowski” znajduje się na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Krasowski” na s. 16 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

17 lipca 2020 r. odszedł do Domu Pana śp. Jerzy Pietraszko, nasz przyjaciel, członek Solidarności Walczącej z Wrocławia

Za PRL-u uczestnik demonstracji i pracy podziemnej (druk, kolportaż prasy), członek Solidarności Walczącej. Matematyk, wykładowca, autor podręcznika i wspomnień, prześladowany usuwaniem z pracy.

Jerzy Pietraszko urodził się 21 XII 1954 r. we Wrocławiu. Był absolwentem Instytutu Matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego (1978).

W marcu 1968, jeszcze jako uczeń, uczestniczył w studenckiej demonstracji na pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu. W 1972 został mistrzem Dolnego Śląska juniorów w grze błyskawicznej w szachy (jednym z jego źródeł dochodu w czasie bezrobocia były wygrane pieniężne na zawodach szachowych). Od 1977 r. kontaktował się z wrocławskimi środowiskami opozycyjnymi. Od roku 1978 kolportował wydawnictwa niezależne, w tym od 1979 r. „Biuletyn Dolnośląski”.

Od 1979, na zlecenie Pionu Kształcenia Kadry, pracował jako wykładowca i współprowadzący seminarium w Instytucie Cybernetyki Technicznej Politechniki Wrocławskiej. Po 13 XII 1981 otrzymał zakaz wstępu na teren Politechniki Wrocławskiej. Od stycznia 1982 r. brał udział w tworzeniu podziemnej struktury drukarskiej (w styczniu 1982 r. sprowadził powielacz z Olsztyna do Wrocławia) i kolportażowej RKS Dolny Śląsk. Był także uczestnikiem demonstracji ulicznych. Od czerwca 1982 r. działał w Solidarności Walczącej.

W latach 1982–1983 został zatrudniony jako konserwator w Schronisku PTTK nad Łomniczką. 1 V 1983 zatrzymało go ZOMO w czasie demonstracji we Wrocławiu (przed transportem do aresztu został pobity przez grupę manifestantów). W latach 1983–1985 m.in. przerzucał przez granicę w Karkonoszach drukowane po czesku przez SW biuletyny „Nazor”. Pisał artykuły do prasy podziemnej, głównie do biuletynu „Myśli”. Współpracował z Radiem SW.

W latach 1984–1986 pracował w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Maniowie Wielkim jako specjalista do prac wysokościowych. W latach 1986–1989 został fikcyjnie zatrudniony jako programista w firmie Datastart (w rzeczywistości utrzymywał się z udzielania korepetycji i innych prac dorywczych). W roku szkolnym 1990/1991 uczył matematyki w VIII LO we Wrocławiu. Od 1993 r. był wykładowcą w Instytucie Matematyki i Informatyki Politechniki Warszawskiej.

Jest autorem podręcznika Matematyka. Teoria, przykłady, zadania, 1997 (kolejne wyd. rozszerzone) i tomu wspomnień Terroryści i oszołomy, 2007.

Żegnaj, Kolego i Przyjacielu!

Jadwiga Chmielowska, Przewodnicząca Komitetu Wykonawczego SW

Tadeusz Świerczewski – Współzałożyciel SW

Piotr Hlebowicz – Współprzewodniczący Wydziału Wschodniego SW

16.06. 2020 r. zmarła Maria Szcześniak – patriotka, opozycjonistka w PRL, działaczka Solidarności, dziennikarka, pisarka

W 1999 r. wydała książkę „Idź i zabij”, którego kanwą były zapiski z procesu dotyczącego pacyfikacji kopalni Wujek, którego była obserwatorką i relacjonowała jego przebieg dla Tygodnika Solidarność.

Pożegnanie Marylki

Marylka Szcześniak odeszła 16 czerwca 2020 r. w szpitalu w Chorzowie.

Była znaną obserwatorką procesu zomowców uczestniczących w pacyfikacji Kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 r., kiedy zginęło 9 górników. Dopiero w III RP członkowie plutonu ZOMO stanęli przed sądem. Trudno jednak było skazać rozkazodawców – Jaruzelskiego i Kiszczaka. Maria Szcześniak razem ze śp. Jolantą Gardynik z Gliwic obserwowały wszystkie rozprawy toczącego się procesu. W tym czasie była wielokrotnie zastraszana i szykanowana. W 1993 r. policja wkroczyła do jej mieszkania, pobiła matkę i wyprowadziła jej kolegę, z którym działała w Ruchu dla Rzeczpospolitej.

W 1999 r. wydała książkę „Idź i zabij”. Wykorzystała w niej zapiski z procesu dotyczącego pacyfikacji kopalni „Wujek”. Za tę książkę została nagrodzona dyplomem Literackiej Nagrody Solidarności przez NSZZ „Solidarność” oraz Stowarzyszenie Literatów Polskich. W 1999 r. „Idź i zabij” została uznana za książkę roku.

Maria Szcześniak urodziła się 18.01.1965 r. w Katowicach. Skończyła Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Ligonia. Już w latach szkolnych kolportowała w szkole niezależną prasę, między innymi „Ucznia Polskiego”. Na przerwach organizowała spotkania polityczne i modlitewne. Była wzywana do dyrekcji i straszono ją niezdaniem matury.

Maria Szcześniak z ojcem Marianem i kolegą z Solidarności Jackiem Jagiełką | Fot. archiwum prywatne

Podczas studiów na Wydziale Nauk Społecznych współpracowała z podziemnym NZS-em i KPN (J. Lipski, K. Błażejczyk, S. Sowa, P. Szmajdziński i J. Kustra) Była kolporterką i przywiozła z Uniwersytetu Jagiellońskiego powielacz. W 1985 r., w rocznicę zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki, w parafii św. Floriana w Chorzowie zorganizowała montaż słowno-muzyczny. Konsekwencją była interwencja SB u dziekana i zablokowanie jej studiów na kierunku dziennikarstwa.

Po obronie pracy magisterskiej w 1989 r. rozpoczęła pracę w biurze prasowym NSZZ Solidarność. Działała w Chorzowskim Komitecie Obywatelskim, gdzie pełniła funkcję redaktor naczelnej „Górnoślązaka”. W 1990 r została uhonorowana medalem „Zasłużony dla Kultury” miasta Chorzowa. Podczas pracy w Zarządzie Regionu Solidarności była redaktor naczelną „Gazety Górniczej” i śląską korespondentką „Tygodnika Solidarność”. Relacjonowała w nim proces plutonu specjalnego ZOMO o zabicie 9 górników z KWK „Wujek”. Regularnie współpracowała z tygodnikiem „Nasza Polska”, redakcją „Naszego Dziennika” i Radiem Maryja.

Pełniła funkcję rzecznika prasowego Komitetu Budowy Pomnika ku czci Górników KWK „Wujek”. Była też rzecznikiem Komitetu Pamięci i rodzin ofiar.

W latach 1998–2002 należała do Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności oraz była delegatką na Zjazd Krajowy. Działała w Lidze Republikańskiej i we władzach naczelnych Ruchu dla Rzeczpospolitej, a po 1995 r. była przewodniczącą Zarządu Wojewódzkiego RdR.

W 1998 została odznaczona Złotą Odznaką Honorową „Za Zasługi dla Województwa Śląskiego”, a w 2001 r. – Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, nadawanym przez Radę Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa.

Po śmierci matki rozchorowała się i od 2000 roku miała coraz większe problemy ze zdrowiem. Od 2006 r. była na rencie, a od czerwca 2015 r. wraz z ojcem mieszkała w DPS im K. Jaworka w Chorzowie.

Historia Marylki jest niestety przykładem na to, że różni hochsztaplerzy brylują i prosperują, a prawdziwi, cisi bohaterowie i patrioci skazywani są na niebyt.

Żegnaj, Przyjaciółko!

Jadwiga Chmielowska

Msza św. pogrzebowa śp. Marii Szcześniak odbędzie się 23 czerwca we wtorek o 9.00 w kaplicy pw. św. Jadwigi na cmentarzu przy ul. Drzymały w Chorzowie (przy ZUS). Po mszy nastąpi pogrzeb na tamtejszym cmentarzu.