Gościem „Kuriera w samo południe” jest Janek Traczyk – wokalista, kompozytor, aktor musicalowy, zwycięzca publiczności debiutów w 58 Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.
Janek Traczyk opowiada o swoim sukcesie – wokalista zwyciężył w głosowaniu publiczności na 58 Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Dla artysty najważniejszym elementem tego osiągnięcia jest fakt, że zaprezentował przed publicznością utwory swojego autorstwa – był to zawsze priorytet.
Szczytem góry, na którą się pnę zawsze była autorska twórczość. Dlatego poczułem, że jestem na dobrej drodze.
Gość „Kuriera w samo południe” mówi także o różnicy między występowaniem na scenie jako wokalista, a grą na deskach teatru. Okazują się to być dwa kompletnie różne doświadczenia pod względem emocjonalnym.
Na deskach teatru nie jestem do końca sobą. Z kolei deski Opola to jest bycie sobą w stu procentach – tam nie muszę udawać, nikogo grać, a emocje płyną przeze mnie naturalnie.
Artysta na ten moment skupia się na zagraniu jak największej liczby koncertów, gdyż ceni sobie możliwość bezpośredniego oddziaływania na publikę – jest to jego zdaniem kwestia kluczowa dla odbioru jego piosenek.
To jest zupełnie inna siła, jak śpiewa się do ludzi na żywo, tu i teraz.
Wokalista nie ma w zwyczaju odpoczywać od swoich aktywności – trwają przygotowania do pracy nad kolejną płytą, część gotowych utworów oraz szkiców czeka na wykorzystanie. Często zdarza mu się również tworzyć pod wpływem chwili, wtedy też zazwyczaj powstają najlepsze utwory.
Są to zazwyczaj teksty, które powstają szybko i przy wielkich emocjach. Są to te strzały, kiedy wie się, że tej karteczki, czy tego pliku nie można zgubić.
Zasługuje na pomnik w Opolu. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Podobno jeszcze gorsza niż jej mąż”.
Wulkan energii, tytan pracy, filar „Gazety Opolskiej”. Franciszka Koraszewska z Czoków (1868–1947)
Franciszka Koraszewska jest jedną z tych kobiet, które zasługują na pomnik w Opolu. Była odważna, pomysłowa i piekielnie pracowita, obdarzona niezwykłą energią, silnym charakterem i odpornością na niedogodności materialne. Prowadziła walkę o „duszę ludu polskiego” na historycznym Górnym Śląsku i w niemieckim Opolu. Urzędnicy pruscy mówili o niej: „Die soll ja noch schlimmer als ihr Man sein” (Podobno jest jeszcze gorsza niż jej mąż).
Franciszka urodziła się 25 marca 1868 r. w Katowicach w rodzinie górniczej. Była jedną z trzech córek Józefa Czoka i Emilii z Bugdałów. W domu rodzinnym mówiła po polsku, a niemieckiego nauczyła się w szkole. Po ukończeniu szkoły ludowej i kursów robót ręcznych pracowała w Katowicach, Ząbkowicach, Lipsku i w okolicach Hamburga. Mimo chęci do nauki i szczególnego zamiłowania do nauk przyrodniczych, ze względów materialnych nie mogła dalej się kształcić.
Miłość do Polski i Bronisława
Miała talent do robótek ręcznych. Wyszywała, haftowała, pięknie dziergała na drutach i szydełkiem. Zebrane oszczędności i zaciągnięte pożyczki umożliwiły jej przejęcie ok. 1897 r. pracowni robótek ręcznych w Opolu. Nabyła sklep w Opolu i z tym miastem związała swój los. Z czasem sprowadziła tam swoich rodziców i młodszą siostrę. Klienci cenili ją za rzetelność i uprzejmość, a kobiety wprost przepadały za haftowanymi przez nią „zapaskami”.
Na szyldzie jej sklepu widniało zniekształcone w pisowni nazwisko „Czock”. Uwagę na błąd zwrócił jej Bronisław Koraszewski (1864–1924), wydawca „Gazety Opolskiej”. Zawzięta i pracowita Franciszka odszukała metrykę urodzenia jej ojca, przekonała się, że widnieje na niej nazwisko „Czok” i… szybko zmieniła szyld sklepu, wracając do polskiej pisowni swojego nazwiska.
Zaczęła odkrywać na nowo swoje korzenie, a pierwszą polską książką, którą nabyła, była Botanika na przechadzce autorstwa Mari Arct-Golczewskiej (1872–1913), znanej podróżniczki i tłumaczki, córki wydawcy Michała Arcta.
Franciszka powoli wsiąkła w polskie środowisko w Opolu. W 1901 r. wyszła za mąż za Bronisława Koraszewskiego, wybitnego działacza polskiego, którego śmiało można uznać za jedną z najciekawszych postaci Śląska – dumnego wydawcę „Gazety Opolskiej” i założyciela (1891) Towarzystwa Polsko-Katolickiego w Opolu i Banku Ludowego w Opolu (1897). Ślub odbył się we wtorek 23 kwietnia 1901 r. w Opolu. Był ważnym wydarzeniem kulturalnym i intelektualnym w mieście. Ceremonię zaślubin odprawiono w opolskiej katedrze. Odbyła się według staropolskiego zwyczaju. Na weselu – ze względu na zły stan zdrowia ojca panny młodej uczta weselna odbyła się w wąskim gronie 80 osób – zbierano datki na pomoc naukową dla Polaków. Panna młoda otrzymała też gromkie brawa za wykonanie pieśni, której refren brzmiał „Więc nad brzegiem sinej Odry fal witaj, witaj śląska niwo, ukróć smutek i tęsknoty żal”. Na weselu obecni byli m.in. Aleksander Lewandowski, Adam Napieralski, Jakub Kania, Wojciech Liguda, Karol Maćkowski, a telegramy z życzeniami wysłało ok. 300 osób. Relację ze ślubu Koraszewskich, na specjalne życzenie czytelników, zamieszczono w 34 numerze „Gazety Opolskiej”, która ukazała się drukiem w piątek 26 kwietnia 1901 r.
Małżonkowie zamieszkali najpierw na Ostrówku, a potem przy ul. Odrzańskiej 6, gdzie nabyli kamienicę, w której również mieściła się drukarnia i redakcja legendarnej „Gazety Opolskiej”.
Filar „Gazety Opolskiej”
Franciszka Koraszewska wspólnie z mężem wydawała „Gazetę Opolską”, prowadząc m.in. administrację redakcji. Założyła też księgarnię polską. Sprowadzała do Opola polskie książki, co nie było wcale proste. W 1908 r. zamówiła do księgarni „Gazety Opolskiej” w Opolu książki polskie z księgarni lwowskiej Altenberga.
Urzędnicy celni zatrzymali je w Mysłowicach. Komisarz graniczny Mädler wskazał na mnóstwo książek tzw. niebezpiecznych i kazał je odesłać prokuratorowi do Opola, aby ten przykładnie i surowo ukarał księgarza za zdradę stanu. Prokuratura wynajęła kilkunastu tłumaczy do przekładu „zaaresztowanych” książek na język niemiecki.
Z olbrzymiego materiału dowodowego okazało się, że „zbrodniczą” treść mają dwie książki, w których prokuratura dopatrzyła się przekroczenia § 230 ustawy karnej. Były to: Dla drogich dzieci autorstwa Stanisława Bełzy, a także Wesele Stanisława Wyspiańskiego. Obie publikacje skonfiskowano, a pozostałe oddano Koraszewskim. Od razu też wszczęto postępowanie sądowe przeciwko Bronisławowi Koraszewskiemu. Wydawca wygrał w sądzie, twierdząc, że zamówił od wydawcy wszystkie nowe publikacje i nie mógł wiedzieć, jakie tytuły ten mu wyśle. Wyrok nr 154/0812 zapadł 21 maja 1909 r. i na jego mocy „zbrodnicze” książki polskie przeznaczono do zniszczenia. Tak oto dramat Wyspiańskiego, uważany za jedno z najważniejszych dzieł epoki Młodej Polski, został uznany za „zagrażający bezpieczeństwu państwa pruskiego”.
Redaktorka „Der Weisse Adler”
Koraszewska budziła zaufanie. Miała wyjątkową cechę zjednywania sobie ludzi. W grudniu 1918 r. była delegatką powiatu opolskiego do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu. W wyborach komunalnych 1919 r. startowała do Rady Miasta Opola z listy polskiej. Wybory okazały się wielką manifestacją polskości. Około 75 proc. wszystkich wybranych radnych na Górnym Śląsku było Polakami. W powiecie opolskim na 130 gmin w 80 większość zdobyli polscy kandydaci, a w znacznej części miały one wyłącznie polskie listy. Inaczej było w niemieckim Opolu, gdzie większość głosów przypadła Niemcom. Franciszka Koraszewska mandatu radnej nie zdobyła, bo z listy polskiej do Rady Miasta Opola dostali się jedynie dr prawa Franciszek Lerch, Michał Duda i Fryderyk Lipiński. 13 marca 1922 r. zajęła jednak miejsce Michała Dudy.
W 1919 r. zainicjowała wydawanie przez „Gazetę Opolską” czasopisma „Der Weisse Adler” w języku niemieckim, skierowanego do Górnoślązaków, którzy ulegli częściowej germanizacji. 5 czerwca 1920 r. objęła oficjalnie redakcję tego tygodnika. W założonej przez siebie gazecie prostowała fałszywe informacje z gazet niemieckich.
W 1921 r. bardzo aktywnie włączyła się w propolską agitację w okresie plebiscytu górnośląskiego. Była członkiem Polskiej Organizacji Woskowej i Komisji Mieszanej przy Komisji Międzysojuszniczej, która swoją siedzibę miała w Opolu. W 1920 i 1921 r. przeżyła napaść bojówek niemieckich na redakcję „Gazety Opolskiej”.
Działaczka społeczna
Franciszka Koraszewska aktywnie działała w towarzystwach kobiecych, kółkach śpiewaczych i teatrze amatorskim. Miała zmysł społeczny. Nie stroniła od aktywności politycznej i m.in. w 1904 r. na pierwszym wiecu kobiet w Bytomiu wygłosiła referat o niemczeniu polskich dzieci.
W styczniu 1920 r. została przewodniczącą Towarzystwa Polek w Opolu i wiceprzewodniczącą tej organizacji na powiat opolski. W gronie działaczek były m.in.: M. Krausowa, K. Kuleszowa, W. Spychalska, S. Michałowska, S. Kurpierzowa, M. Banasiowa, Z. Buhlowa i córka Koraszewskich – Aniela, która prowadziła sekretariat Towarzystwa.
Przeprowadzka do Katowic
W 1923 r. rodzina Koraszewskich przeniosła się do Katowic, które po podziale historycznego Górnego Śląska znalazły się w państwie polskim. Po śmierci męża w 1924 r. pracowała jako nauczycielka w Chorzowie i Łagiewnikach. Utrzymywała kontakty z polskimi organizacjami na Śląsku Opolskim. II wojnę światową spędziła w Warszawie, a po jej zakończeniu wróciła do Katowic. Była członkiem Związku Weteranów Powstań Śląskich i Komisji Opiniodawczej przy Polskim Związku Zachodnim. Odznaczono ją: Krzyżem Niepodległości, Medalem Niepodległości, Gwiazdą Górnośląską i Srebrnym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Ta wybitna Polka zmarła 8 grudnia 1947 r. Pochowana jest na cmentarzu w Katowicach. Niestety jej grobu nie udało się zlokalizować…
Fundacja Dla Dziedzictwa
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Wulkan energii, tytan pracy, filar »Gazety Opolskiej«” znajduje się na s. 12 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.
Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
– Dwie osoby wymagały pomocy medycznej po wybuchu, do którego doszło w hali jednego z zakładów w Blachowni w Kędzierzynie-Koźlu – poinformowała w środę opolska policja.
Z komunikatu Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu wynika, że zgłoszenie o wybuchu w hali wpłynęło w środę o godz. 18.37.
W wyniku tego wybuchu 5 osób zostało poszkodowanych 2 osoby zostały przewiezione przez ZRM do szpitala. Na miejscu w dalszym ciągu prowadzone są działania ratowniczo-gaśnicze – czytamy w komunikacie.
Jak poinformował kpt. Damian Skowroński z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu pięć osób przebywających w hali zdołało ewakuować się jeszcze przed przyjazdem służb. Dwie z nich wymagały pomocy medycznej.
Na miejsce została skierowana grupa poszukiwawcza z psem, która zweryfikuje, czy wszyscy zdążyli się ewakuować.
Według informacji przekazanych przez straż pożarną wybuch uszkodził konstrukcję hali o wymiarach 130 na 25 metrów i wysokości 12 metrów. Budynek uległ częściowemu zawaleniu.
Obecnie nie ma już bezpośredniego zagrożenia. Będziemy przeszukiwać gruzowisko, aby wykluczyć obecność osób – poinformował kpt. Damian Skowroński.
Roman Bereźnicki opowiada o godzeniu pracy w dwóch zespołach: Lecter oraz Lipali.
Idea zespołu Lecter była prosta. Jest to po prostu czwórka kolegów z podwórka. Marzyliśmy o tym, że podwórkowy sen da nam jakąś przyszłość. Jestem głównym mózgiem zespołu, ponieważ tworzę muzykę, a potem spotykamy się w sali prób i próbujemy poskładać to razem. W zespole jest również mój brat – Bolesław Bereźnicki-gitarzysta, kolega ze szkolnej ławki Sławomir Nykiel i Dominik Jończyk – mówi gość „Popołudnia WNET”.
Roman Bereźnicki opowiada, że w trakcie swojej muzycznej drogi dostał się do zespołu Lipali, który pochodzi z Gdańska. Jak dodaje: Musiałem się poświęcić nowemu zespołowi. Skupiałem się na zespole z Gdańska, przez co zespół Lecter musiał mimochodem przystopować. Artysta mówi także o tym, co czuł, kiedy się dowiedział, że będzie ojcem. To wydarzenie było właśnie inspiracją, do powstania najnowszej płyty zespołu pt. „Lumen”. „ Miałem w sobie tyle emocji, przemyśleń, że musiałem to z siebie wyrzucić (…). Są wycofane gitary, jest dużo więcej bitu i jest to zupełnie inna płyta niż poprzednie. Dodaje, że „Chciałem stworzyć, na ile się da w naszym wykonaniu, płytę rytmiczną i taneczną”. Utwór „Płyń”ze wspomnianej płyty , która ukazała się we wrześniu 2019 roku nadaje nowy kierunek i brzmienie zespołowi.
Rozmówca Magdaleny Uchaniuk mówi o muzykach w swojej rodzinie. Są nimi jego bracia: Michał i Bolesław Bereźniccy. Opowiada o łączeniu aktywności artystycznej z zawodową i życiem rodzinnym. „Staram się utrzymać siebie i swoją rodzinę z muzyki”– mówi. Opowiada również o projekcie, w którym brał udział, gdzie wykorzystywane były teksty Czesława Miłosza (Rosemars Kids).
Muzyk zdradza trasę koncertową zespołu Lecter. Najnowsza płyta jeszcze nie była grana na koncertach. 7 marca grają w Opolu, 17 kwietnia w Gdańsku, 4 kwietnia w Poznaniu (jako support Lipali). Ten ostatni będzie dla niego, jako członka obu zespołów, ciężkim wieczorem. Cieszy się jednak, że jest w obydwu zespołach, gdyż dzięki temu może spełniać się na różnych biegunach. Jak stwierdza: Mam drugi świat Lectera, gdzie lubię bawić się elektroniką.
Czas mojego dorastania przypadł na złote lata 90., kiedy rodził się grunge. Wszystko było dla mnie nowe. Powstawały nowe gatunki muzyczne. Największe wrażenie zrobił na mnie pierwszy koncert Davida Bowie’ego – opowiada.
Ludwik Michael o potrzebie budowy obwodnic aglomeracji, obsłudze polskich portów i o tym, co ma Via Baltica do Nowego Jedwabnego Szlaku.
Ludwik Michael omawia problem obsługi polskich portów, któremu ma służyć infrastruktura drogowo-kolejowa. Wspomina o Via Carpatia biegnącej od Kłajpedy przez Kowno, Białystok, Lublin, zauważając, że „Polacy zbudowali drogę z Lublina do Warszawy”, gdyż nie ma potrzeby przesyłać naszych towarów do Kłajpedy, jeśli mamy własne porty. Ekonomista mówi o potrzebie budowy obwodnicy aglomeracji warszawskiej:
Moją propozycją jest, aby wybudować od trasy S7 od Mławy do Ostrołęki, a potem w okolicach Zambrowa do trasy Via Carpatia trasę. W ten sposób ominiemy konflikt, który może pojawić się na terenie Warszawy.
Choć według naszego gościa plany budowy dróg na najbliższy czas są w większości dobre, to jednak brakuje obwodnic wielkich aglomeracji.Przez to obecnie Opolszczyzna jest odcięta, gdyż „Opole jest skazane na trasę przez aglomerację śląską”. Z tego powodu należałoby wybudować z Opola do Częstochowy odcinek do A1, co pozwoliłoby na ominięcie aglomeracji śląskiej. Nasz gość zauważa, że „przez Via Baltica ma przebiegać Szlak Jedwabny”.
Rosja zadeklarowała się, że wybuduje w ciągu 10-14 lat brakujące 2 tys. km autostrady. […] Przez Warszawę będzie przebiegał Szlak Jedwabny.
Przez polską stolicę będzie przebiegać Szlak Szangaj-Hamburg, co jak stwierdza, trzeba będzie uwzględnić.
70 mln EUR grantu, działki za symboliczne euro i zwolnienie z opłaty odrolnieniowej — tego w zamian za postawienie fabryki w Opolu żądają od władz Polski Koreańczycy.
„Puls Biznesu” odsłania kulisy negocjacji w sprawie budowy nowej fabryki koreańskiego koncernu w Polsce. Decyzja co do tego, gdzie LG Chem zbuduje za 1,4 mld euro drugą fabrykę baterii do samochodów elektrycznych, miała zapaść już w maju, a później w czerwcu.
Nie zapadła, choć wiele wskazywało na to, że Opole wygrało z Łodzią. Faktycznie tak się stało, ale projekt wciąż stoi pod znakiem zapytania
Stwierdza „PB”. Portal przytacza i streszcza treść pisma, jakie wystosował Andrew Chung, wiceprezes działu baterii motoryzacyjnych LG Chem do Krzysztofa Sengera, wiceprezesa Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH). W piśmie tym przedstawiciel koreańskiego koncernu prosi o konkretyzację wcześniejszych zachęt inwestycyjnych, jakie firma otrzymała w końcówce czerwca od PAIH i władz Opola.
Doszliśmy do wniosku, że na podstawie otrzymanych informacji nie można zapewnić wystarczającego poziomu opłacalności ekonomicznej projektu, o ile zostanie on zrealizowany w Polsce.
W sposób jak podaje „PB”, pisał przedstawiciel LG Chem. Po to, aby inwestycja się opłacała, koncern wysuwa szereg warunków. Jednym z nich jest potwierdzenie przez PAIH grantu gotówkowego, nie niższego niż 4,9 proc. wartości inwestycji, czyli 70 mln euro. Działkę w Opolu-Wrzoskach firma chciałaby otrzymać za bezcen, za „np. symboliczne 1 euro”. Koncern też liczy na zwolnienie z opłaty odrolnieniowej.
W piątym punkcie LG Chem prosi o potwierdzenie, że oferta zachęt inwestycyjnych z Opola nie zostanie potraktowana jako pomoc publiczna. […] Szósty punkt to prośba o ostateczną listę zachęt niestanowiących pomocy publicznej, które otrzyma LG Chem.
Przytacza kolejne warunki Koreańczyków, które eksperci oceniają jako wygórowane. Jak wskazuje w rozmowie z „Pulsem Biznesu” Paweł Tynel z Ernst & Young maksymalna pomoc publiczna, jaką rząd może udzielić koncernowi, wynosi 26,25 mln. Wyższą musiałaby zatwierdzić Komisja Europejska. Nie liczy na możliwość zwolnienia firmy z opłaty odrolnieniowej.
Zapotrzebowanie na energię w Polsce będzie duże. Dlatego zabezpieczenie bezpieczeństwa energetycznego kraju
jest realizowane przez PGE – powiedział Bernard Ptaszyński, dyrektor Elektrowni Opole.
Ekipa Radia Wnet zwiedzała Elektrownię Opole, gdzie budowane są dwa nowe bloki energetyczne. Jest to jedna z największych inwestycji tego typu na świecie.
– 45 hektarów to obszar, jaki zajmują tylko dwa nowo budowane bloki – powiedział dyrektor PGE Opole, która zatrudnia 1150 osób. Przyznał, że panowanie nad tak wielkim przedsiębiorstwem wymaga zaufanych współpracowników, którzy zajmą się już wykonaniem założeń i tematów, jakie są znane dyrektorowi. Kadry elektrowni to przede wszystkim fachowcy z lokalnego rynku, czyli z Opolszczyzny, ale również grupa pracowników z Bełchatowa, która w ramach grupy PGE chce przejść do Opola, wiążąc się z Opolem nie tylko zawodowo. Zatrudnienie w elektrowni Opole znajdują przede wszystkim fachowcy wykształceni na Politechnice Opolskiej, z którą Elektrownia Opole współpracuje.
W ubiegłym roku miał miejsce duży nabór pracowników obsługi na budowane bloki, którzy teraz przechodzą proces intensywnego szkolenia teoretycznego, a po zakończeniu budowy będą szkoleni już na swoich stanowiskach pracy.
– Przy naborze stawialiśmy przede wszystkim na absolwentów Politechniki Opolskiej, którzy – mamy nadzieję – w przyszłości będą kadrą zarządzającą elektrownią, gdyż średnia wieku w elektrowni Opole jest znaczna i w ciągu najbliższych 10 lat będzie musiała zostać przeprowadzona wymiana kadrowa – wyznał Ptaszyński.
– Dzisiaj elektrownia Opole ma cztery bloki, które sumarycznie dają 1500 MW, i jest to maksymalna moc wytwórcza. Natomiast po rozbudowie, czyli uruchomieniu dwóch bloków po 900 MW, ich sumaryczna moc będzie większa niż dzisiejszych czterech – powiedział dyrektor Elektrowni Opole Bernard Ptaszyński.
Pochwalił się, że bloki budowane są w jednej z najnowszych technologii i dlatego będą o wiele bardziej przyjazne dla środowiskA, a ich wydolność będzie zdecydowanie lepsza niż tych, które wytwarzają energię dziś. Turbina przyjechała do Elektrowni Opole z Elbląga, a generator z Wrocławia. Jego zdaniem aż 80 procent nowych bloków będzie się składała z materiałów wytwarzanych w Polsce, ale za myśl technologiczną odpowiada General Electric, który jest udziałowcem wielu firm działających w naszym kraju.
– Istniejące bloki cały czas na bieżąco są dostosowywane do zaostrzających się wymogów ekologicznych – powiedział dyrektor Ptaszyński, mówiąc, że jesteśmy w przededniu publikacji nowych wymogów, które elektrownia i Grupa będzie musiała spełnić. Natomiast budowane bloki będą spełniały z wyprzedzeniem wszelkie przyszłe restrykcyjne normy. [related id=31450]
Inwestycje PGE w ostatnich latach w Polsce mają rozmach dotychczas niespotykany, a wynikają z prognoz potrzeb mieszkańców naszego kraju na energię.
– Zapotrzebowanie na energię w Polsce będzie duże. W związku z tym zabezpieczenie bezpieczeństwa energetycznego kraju jest realizowane przez PGE – powiedział Bernard Ptaszyński.
– W blokach 1-4 spalamy rocznie około 3-3,5 miliona ton węgla kamiennego. A na same bloki 5-6 planowane jest spalanie 4-4,5 milionów ton – powiedział dyrektor, który zarządzając elektrownią musi dysponować rozbudowanym pionem transportowym. Dostawy węgla odbywają się tu przede wszystkim koleją, dlatego elektrownia jest wyposażona w system taśmociągów i podajników, które dostarczają węgiel do komory spalania.
– Największa dostawa, jaka miała tu miejsce, to 1420 tysięcy ton dziennie – powiedział dyrektor Ptaszyński, którego zakład sprowadza węgiel z polskich kopalń ze Śląska wchodzących w skład Polskiej Grupy Górniczej. Jednym z ich udziałowców jest PGE. Kontraktacją i zakupem węgla w kopalniach zajmuje się centrala w Warszawie.
Aby elektrownia produkowała energię, poza węglem musi mieć również wodę, która jest konieczna do chłodzenia układu kondensacyjnego, do obiegu wodno-parowego i do mokrego odsiarczania spalin. Elektrownia Opole czerpie ją z dopływu Odry – Małej Panwi.
– 1,3 metra sześciennego na sekundę pobiera Elektrownia Opole z rzeki, mam nadzieję że to obrazuje skalę. W dodatku woda, którą oddajemy, jest czystsza od tej, którą pobieramy ze względu na system oczyszczania w elektrowni – powiedział dyrektor Elektrowni Opole .
Bernard Ptaszyński cały czas od 2003 roku jest w zarządach spółek. Rozpoczynał od Zarządu Zakładów Kędzierzyn, które zajmują obszar dziesięć razy większy niż Elektrownia Opole.
– Największym wyzwaniem dla dyrektora elektrowni jest bezpieczeństwo. Wiadomo – pieniądz rzecz nabyta, a gdyby ktoś stracił zdrowie lub życie, to byłoby to dla mnie bardzo niekomfortowe. A więc jakość i bezpieczeństwo pracy przede wszystkim – mówi Ptaszyński. Dlatego też tak ważne jest dla niego przestrzeganie czasu pracy:
– Zmęczony pracownik częściej ulega wypadkom – mówi.
Większość tych, którzy jeszcze kilka tygodni temu bojkotowali festiwal, potwierdziła już swój udział we wrześniu. Dzięki porozumieniu między miastem a TVP polska piosenka znów zagości w amfiteatrze.
Gościem Antoniego Opalińskiego w Poranku Radia Wnet była pani Małgorzata Wilkos, radna miasta Opole, rodowita opolanka. Od 2016 roku wiceprzewodnicząca Rady Miasta Opole.
Pani Wilkos zapytana o scenę polityczną Opola stwierdziła, że Opole tak jak większa cześć zachodniej Polski głosuje na ugrupowania lewicowe i centrowe. Porównała miejscową scenę polityczną do wrocławskiej i gdańskiej. Jej zdaniem obecnie Opole znajduje się w specyficznej sytuacji spowodowanej zmianą granic miasta, która nastąpiła 1 stycznia 2017 roku. To z tego powodu Rada Miasta powiększyła się o nowych radnych, wybranych jako przedstawiciele miejscowości, które włączono w obręb miasta. Do końca kadencji samorządu pozostaną oni radnymi Opola.
Ostatnio przeprowadzone badania opinii publicznej pokazują, że coraz więcej mieszkańców jest zadowolonych ze zmiany, bowiem rok temu, gdy podejmowano decyzję o rozszerzeniu granic Opola, miała miejsca fala protestów mieszkańców okolicznych gmin. [related id=21012]
– Sam pomysł spotkał się z protestami zwłaszcza w gminie Dobrzeń Wielki, która do niedawna była jedną z najbardziej zamożnych gmin w Polsce. Gmina Dobrzeń Wielki jest znana z tego, że wiszą w niej polsko-niemieckie tablice informacyjne. Tym, co dodatkowo rozpaliło spór, było to, że w wyniku zmian Elektrownia Opole znalazła się obrębie miasta. Wiele razy pisano w prasie, że wójt tej gminy zarabiał rocznie o 30 tys. zł więcej niż prezydent miasta wojewódzkiego Opola z 700-milionowym budżetem.
Powiększenie granic Opola wpłynęło na kształt okręgów wyborczych w taki sposób, że gminy dające dodatkowe mandaty radnych sejmiku mniejszości niemieckiej zostały włączone do Opola. W efekcie mniejszość niemiecka straci mandaty do sejmiku. Chociaż przedstawiciele mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie deklarują, że są lojalnymi obywatelami RP, daje się wyczuć narastanie konfliktu.
– W tych okolicznych gminach jest duży procent mniejszości niemieckiej, która bardzo mocno protestowała przeciwko poszerzeniu Opola, bo w ostatnich wyborach parlamentarnych padło tutaj ok. 1000 głosów na listę mniejszości niemieckiej – powiedziała Małgorzata Wilkos. Podkreśliła także, że włączenie w obręb miasta wielu miejscowości było zabiegiem ściśle ekonomicznym, a zmniejszenie wpływu politycznego mniejszości niemieckiej jest tylko skutkiem ubocznym.
[related id=31450]
Zdaniem radnej był to zabieg konieczny, mający kluczowe znaczenie dla rozwoju Opola, województwa opolskiego i całego regionu. Miasto położone między dwoma wielkim aglomeracjami – Wrocławiem i Katowicami – od lat traciło mieszkańców i inwestorów, a pusta przez lata strefa ekonomiczna dopiero teraz zaczyna się wypełniać.
W tym roku zrobiło się głośno o Opolu w związku z kontrowersjami wokół organizacji Opolskiego Festiwalu Piosenki.
– Większość tych, którzy jeszcze parę tygodni temu festiwal bojkotowali, potwierdziła już swój udział we wrześniu. Więc myślę, że to jakaś chwilowa antyrządowa histeria opanowała środowiska artystyczne – oceniła Małgorzata Wilkos. Wyraziła też radość, że ostatecznie doszło do porozumienia między miastem a Telewizją Polską co do organizacji festiwalu. Odbędzie się on między 15 a 17 września.Jej zdaniem jest to korzystne zarówno dla miasta, które w tym roku obchodzi 800-lecie lokacji, jak i dla samego festiwalu. Problemy zrodziło zachowanie warszawskich artystów, którzy z powodów politycznych postanowili zbojkotować tegoroczne wydarzenie.
Do pewnego momentu grupa repatriantów uważała, że wkrótce będzie wracać do swoich siedzib gdzieś na Ukrainie, na Kresach i nawet do końca się nie rozpakowywała – powiedział gość Radia WNET.
Dzisiaj Poranek Wnet nadawany był z opolskiego amfiteatru, z którego widać średniowieczną basztę – symbol księstwa opolskiego.
– Opole obchodzi w tym roku 800-lecie powstania. W 1217 roku książę Kazimierz I Opolski dokonał lokacji miasta na prawym brzegu Odry, ale zanim miasto zostało przeniesione na prawy brzeg, to właśnie na wyspie Pasieka, na której się znajdujemy, było grodzisko – powiedział Bolesław Bezeg, goszczący w Poranku WNET historyk, radiowiec i dziennikarz. Grodzisko to wymieniane było już przez Geografa Bawarskiego w połowie IX wieku jako jeden z grodów plemienia Opolan. Słynny amfiteatr w Opolu został zbudowany częściowo na wałach tego wczesnośredniowiecznego grodu.
– Kazimierz Opolski, który wcześniej lokował miasto, postanowił na Pasiece wybudować nowoczesny zamek w miejscu starego grodziszcza. Nowoczesny w XIII wieku – to znaczy gotycki.
Wkrótce po lokowaniu miasta Kazimierz wziął udział w V wyprawie krzyżowej, która dotarła aż do Egiptu. Wracając, poznał bułgarską księżniczkę Violę, „którą przywiózł do Opola i dla której wybudował nowoczesny zamek”. W latach 30. ubiegłego wieku władze niemieckie rozebrały zamek, ale po protestach mniejszości polskiej udało się ocalić wieżę.
Od 1327 roku Opole z całym Śląskiem stało się częścią korony czeskiej i dopiero w 1745 roku zostało włączone do Prus.
– Dopiero gdy ziemia opolska znalazła się pod panowaniem pruskim, rozpoczęła się polityka wynaradawiania i presja na to, aby zmienić narodowość na niemiecką.
Podczas dwustuletniego panowania Niemców na Opolszczyźnie polskość została zachowana przede wszystkim na wsi.
– Opolszczyzna to taki region, gdzie historia nas określa i wiele determinuje – stwierdził gość Poranka Wnet. Śląsk jest jednym z najbardziej zróżnicowanych etnicznie miejsc na mapie Polski, bo poza ludnością autochtoniczną – Ślązakami czy Niemcami – jest wielu repatriantów: z Kresów Wschodnich – ziem utraconych w wyniku II wojny światowej, z Francji (Polaków, którzy wyjechali w XIX wieku i wracali po 1945 r.), reemigrantów ze Stanów Zjednoczonych. Wśród mieszkańców Śląska są również górale z Żywiecczyzny, przesiedlani w ramach akcji „Wisła” całymi wioskami Łemkowie, są duże kolonie Romów. Mieszkają tu także potomkowie komunistów greckich przybyli po upadku rewolucji w Grecji. [related id=”31450″]
Zapytany o konflikt z mniejszością niemiecką, Bolesław Bezeg powiedział, że na pewno są osoby, zwłaszcza ze starszego pokolenia, które mają poczucie zagrożenia. – Świadomość, że jest jakiś żywioł, który uważa, że Śląsk nie powinien być w Polsce, utrudnia życie. Do pewnego momentu grupa repatriantów uważała, że wkrótce będzie wracać do swoich siedzib gdzieś na Ukrainie, na Kresach i nawet do końca się nie rozpakowywała.
Odnosząc się do postulatów autonomii Śląska, podnoszonych aktualnie przez Ruch Autonomii Śląska, który w ostatnią sobotę zorganizował marsz ulicami Katowic, gość Poranka przypomniał, że pomysł autonomii dla Śląska pojawił się po I wojnie światowej. Argumentacja była taka, że Śląsk nie powinien przynależeć ani do Polski, ani do Niemiec. Ówcześni pomysłodawcy byli związani z Niemcami. Gdy okazało się, że Ślązacy autonomii nie chcą, pomysł upadł.
Wojciech Piotr Kwiatek o wydarzeniach kulturalnych m.in. o Festiwalu w Opolu i reakcji artystów, o książce Wincentego Łaszewskiego „Niewidzialna wojna”.
W najnowszym wydaniu „Smaków i niesmaków” poruszono dwa główne wątki: sytuacja na rynku polskiej estrady w związku z awanturą wokół festiwalu opolskiego (przyczyny, tło polityczne, towarzyskie, kulturalne, rzeczywista wymowa zaistniałych wydarzeń, możliwe rozwiązania kryzysu, potencjał polskiego rynku estradowego) oraz główne wątki książki Wincentego Łaszewskiego „Niewidzialna wojna” – m.in. czy żyjemy w czasach ostatecznych? od Fatimy do zamachu na Jana Pawła II – co naprawdę stało się 13 maja ’81 na Placu Świętego Piotra? czy zdecydowane nasilenie się liczby objawień (maryjnych, ale nie tylko) to zapowiedź wydarzeń dramatycznych dla Kościoła i świata czy przestroga, apele Matki Zbawiciela o prawdziwe nawrócenia? jak rozumieć to, co mówi światu papież Franciszek?
W oprawie muzycznej – ballady z płyty Leszka Czajkowskiego i Pawła Piekarczyka „Śpiewnik Oszołoma” oraz utwory Czesława Niemena.
Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na użycie plików cookies. więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.