Lisicki o synodzie Amazonii: Mamy otwieranie furtek do zmian w długim okresie. To metoda rewolucjonistów-taktyka salami

Paweł Lisicki o rewolucji w Kościele: osłabieniu celibatu, kapłaństwie kobiet i synkretyzmie religijnym oraz o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”.

Paweł Lisicki mówi na temat konsekwencji synody amazońskiego. Uważa, że postanowienia ojców synodalnych są niebezpieczne dla Kościoła Katolickiego. Chodzi o „faktyczne zachwianie celibatem” oraz sygnały, że pojawi się próba przeforsowania kapłaństwa kobiet:

Nie pojawił się zapis, o tym, że kobiety powinni zostać diakonami, ale  można przypuszczać, iż w dłuższej perspektywie taka propozycja się pojawi.

Problemem jest także stworzenie nowego rytu mszy, zawierającego „dosyć dziwne rytuały” jest powiązane z pogańskimi bóstwami Ameryki Południowej. Jak mówi dziennikarz, jest to „otwarcie drzwi dla synkretyzmu religijnego”. Niepokojąca również jest kwestia tzw. grzechu ekologicznego. Relacja z synodu brzmi „jakby się jedna z agend oenzetowskich spotkała”. Synod jednocześnie unikał przeforsowywania zbyt radykalnych zmian. Jak mówi dziennikarz:

Jest to raczej otwieranie furtek i wprowadzania zmian w długim okresie. To taktyka salami. Wiemy, że w Kościele jest jeszcze wiele konserwatystów […] To metoda rewolucjonistów.

Lisicki podkreśla, że dzięki tej metodzie chodzi o to, aby człowiek nie zauważył zmian (lub je zignorował), które mają miejsce w Kościele, a jednocześnie znalazł się w nowej rzeczywistości. Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” zauważa, że KK zaczyna przypominać świecką organizację o charakterze partii politycznej. Tymczasem jak podkreśla:

Kościół to nie instytucja stworzona przez człowieka. Tak wierzymy przynajmniej, że to jest coś, co nam pozostawił Pan Jezus.

W „Poranku WNET” Lisicki opowiada o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”, która odbędzie się 29.10. Będzie ona szukać odpowiedzi na pytanie, jak opowiadać o polskiej pamięci i zbrodniach, których Polacy stali się ofiarami między 1937 a 1953 rokiem. Problemem jest brak jednego symbolu i pojęcia łączącego tak różne tragedie, jak: operacja polska w ZSSR, okupacja sowiecka i niemiecka, Wołyń etc. Dziennikarz proponuje określenie hekatomba jako „słowo, które mogłoby obejmować zbrodnie na Polakach w latach 1937-1953”. Chciałby, aby Polacy potrafili mówić o własnym cierpieniu, tak jak robią to Żydzi. Więcej informacji i relacja na żywo TUTAJ.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.