Marek Rudnicki, dr Wojciech Lizak: Szczecin nie był miastem całkowicie zdominowanym przez bezpiekę

Gośćmi „Poranka Wnet” są: Marek Rudnicki – dziennikarz oraz Dr Wojciech Lizak – historyk i prawnik, którzy opowiadają o działaniach władzy komunistycznej w Szczecinie.


Trwa Wielka Wyprawa Radia Wnet – kolejnym jej przystankiem jest Szczecin. Gośćmi „Poranka Wnet”, prosto ze stolicy województwa zachodniopomorskiego, są: Wojciech Lizak – historyk, prawnik, właściciel domu aukcyjnego oraz Marek Rudnicki – dziennikarz, którzy opowiadają o działaniach władzy komunistycznej w Szczecinie. Dr Wojciech Lizak zaznacza, że historia miasta po 1945 roku jest mocno zafałszowana – dotyczy to głównie kwestii zarządzania tymi terenami przez władze komunistyczne.

Polacy nie mają świadomości, że – za sprawą komunistów – Szczecin aż do lat 90-tych XX wieku posiadany był przez Polaków nielegalnie. Jeśli weźmiemy pod uwagę Jałtę – mówi się tam o granicy polskiej na zachód od Świnoujścia i wzdłuż Odry oraz Nysy Łużyckiej. Podobnie w późniejszych aktach.

W intencji Stalina było odciąć Niemców od Szczecina, który stanowił ich zaplecze gospodarcze i logistyczne. Marek Rudnicki dodaje, że Szczecin był miastem nie do końca podporządkowanym sowieckiej wizji, a kwestie terytorialne nie były do końca sprecyzowane.

Rosjanie dbali o własną strefę, na reszcie terenów była pewna dowolność.

Gość „Poranka Wnet” podkreśla, że władza bezpieki na tych terenach była ograniczona, presja nie była powszechnie odczuwalna.

 Nie było tutaj wszechwładzy bezpieki, nie było rozliczenia się z działalnością kontrwywiadowczego zabezpieczenia portu szczecińskiego sowieckiego.

Ograniczone były również powiązania partyjne mieszkańców oraz władz miasta – całokształt sytuacji pozwala zakwalifikować Szczecin jako jedno z najmniej zdominowanych przez komunistów miast.

Nikogo w PZPR-ze nie było. Z Encyklopedii wynika, że Szczecin był najbardziej zdekomunizowanym miastem w Polsce.

Nie oznacza to jednak, że Szczecin był po 1945 roku docelowym miejscem do osiedlania się dla osób nieprzychylnych władzom komunistycznym – UB wciąż było obecne w mieście i sprawowało kontrolę chociażby nad portem.

Zważywszy na wszechobecność UB w Szczecinie oraz kontrwywiadowczego zabezpieczenia portu, wszyscy, którzy mieli cokolwiek na sumieniu względem władzy komunistycznej robili w tył zwrot.

Jeśli żołnierze podziemia pojawiali się, to odbywało się to w warunkach pełnej konspiracji.

Większość żołnierzy podziemia przyjeżdżała tutaj z repatriantami – były to mocno izolowane, zakonspirowane grupy.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

Audycja specjalna poświęcona mjr. Hieronimowi Dekutowskiemu „Zaporze” – zaprasza Tadeusz Płużański

Mjr „Zapora” został zamordowany 7 marca 1949 r. w Warszawie. Gośćmi Tadeusza Płużańskiego są: krewna mjr Dekutowskiego Grażyna Chojecka i Marcin Krzysztofik, dyrektor oddziału IPN w Lublinie.

 

Mauzoleum Wyklętych-Niezłomnych na cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie / Fot. Adrian Grycuk, Wikipedia

Marcin Krzysztofik tłumaczy rolę mjr. „Zapory” w historii Polski i zasługi dla Lubelszczyzny. Hieronim Dekutowski był w tym regionie dowódcą sił partyzanckich w okresie II wojny światowej. Po zakończeniu okupacji niemieckiej, kierował również partyzantką antykomunistyczną. Był również jednym z „cichociemnym”.

Zapora to postać legendarna, w najbardziej pozytywnym znaczeniu. Po tym, jak ostatni żyjący zaporczycy wyrażają się o swoim dowódcy, doskonale widać charakter postaci, o której mówimy.

Naukowiec mówi o okolicznościach śmierci mjr. Hieronima Dekutowskiego. Dzięki badaniom prowadzonych przez zespół pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka został on zamorodowany jednym strzałem w tył głowy.

Marcin Krzysztofik ocenia, że brak wyciągnięcia jakiejkolwiek odpowiedzialności przez ludzi, którzy doprowadzili do śmierci mjr „Zapory” jest konsekwencją polityki „grubej kreski” po 1989 r.

Przedstawiciel IPN zwraca uwagę, że mjr Zapora był sądzony m.in. przez byłego żołnierza Armii Krajowej, Józefa Badeckiego.

Jak mówi rozmówca Tadeusza Płużańskiego, życiorys mjr Dekutowskiego należy analizować w świetle celu, do którego dążył, a była to wolna i niepodległa Polska. Został on ukształtowany w niepodległym kraju, dlatego chciał, by pokolenia, które przyjdą po nim, też miały taką możliwość.

Marcin Krzysztofik przypomina reakcję mjr Zapory na propozycję objęcia amnestią:

Amnestia jest dla złodziei. My jesteśmy Wojsko Polskie.

Zdaniem dyrektora lubelskiego IPN próby deprecjonowania mjr „Zapory” są prostym powrotem do komunistycznej propagandy.

 

Grażyna Chojecka mówi o tym, że wielu członków jej rodziny stara się kultywować pamięć o zasłużonym przodku. Wspomina, że w czasach młodości nic o nim nie wiedziała. Walka o dotarcie do miejsca pochówku mjr 'Zapory”, jak mówi rozmówczyni Tadeusza Płużańskiego, była bardzo długa i trudna. Znane od początku było za to miejsce jego zamordowania. Jeżeli chodzi o miejscowość, w której urodził się mjr. Dekutowski, istnieją w tej kwestii sprzeczne koncepcje. Potajemne pochówki bohaterów podziemia antykomunistycznego zdaniem Grażyny Chojeckiej miały zniszczyć jakąkolwiek pamięć o nich. Gość audycji opowiada o tym, że rozważała zmianę miejsca pochówku mjr. „Zapory”, tak by nie leżał on  w bliskim sąsiedztwie swoich oprawców. Jak mówi Grażyna Chojecka:

Gdyby zginął w czasie wojny, byłby bohaterem, a tak, PRL uznała go za bandytę.

Rozmówczyni Tadeusza Płużańskiego wspomina wręczenie noty identyfikacyjnej mjr. Zapory. Było to dla niej „niezwykłe przeżycie”. Uroczystość odbyła się w IPN-owskim ośrodku edukacyjnym „Przystanek Historia”.

Piotr Müller o Tusku: Jest rozgrywającym opozycji. Schetyna i Kidawa-Błońska mogą być zaniepokojeni

Jak rozwiązać sprawę Mariana Banasia? Jaka będzie ostateczna struktura rządu? Jaką rolę może odegrać Donald Tusk na polskiej scenie politycznej? Na te pytania odpowiada rzecznik rządu Piotr Müller.


Piotr Müller mówi o sprawie Mariana Banasia. Liczy, że prezes NIK wysłucha apeli o podanie się do dymisji.

W związku z tym, że prezes NIK to osoba, która dba o to, by inni  przestrzegali prawa, […], ciężko być prezesem NIK-u w takiej sytuacji.

Rzecznik rządu przywołuje w tym kontekście osobę byłego prezesa Izby, Krzysztofa Kwiatkowskiego, podejrzanego o ustawianie konkursów w NIK. Oddala zarzuty o polityczną motywację zwolnienia syna Mariana Banasia  z Pekao SA.

Piotr Müller  ubolewa nad niechęcią opozycji do współpracy w kwestii zmiany konstytucji w celu odwołania prezesa Banasia. Przypomina też o zasługach byłego ministra finansów w walce z wyłudzaniem zwrotów VAT.

W dalszej części rozmowy poruszony jest temat formowania nowego rządu. Preemier Mateusz Morawiecki złożył dziś wniosek o zaprzysiężenie nowej minister sportu, Doroty Dmowskiej-Andrzejuk.  Z kolei minister środowiska Michał Woś kieruje resortem, który w tej chwili nie istnieje. Piotr Müller chwali kompetencje ministra Wosia. Za  jego atut uważa niezależność od m.in. Lasów Państwowych.

Rzecznik rządu mówi również o negocjacjach koalicyjnych w sprawie podziału stanowisk wiceministrów. Porusza również temat podwyżek energii, stwierdza, że to nie rząd ustala jej ceny. Ewentualne podwyżki tłumaczy polityką klimatyczną UE.

Piotr Müller  komentuje powrót Donalda Tuska do polskiej polityki:

Jest bez wątpienia rozgrywającym w ramach opozycji. Grzegorz Schetyna i Małgorzata Kidawa-Błońska mogą być zaniepokojeni jego działaniami.

Polityk PiS uważa, że były przewodniczący Rady Europejskiej może kwestionować kandydaturę Kidawy-Błońskiej na prezydenta. Odnosi się również do słów Włodzimierza Czarzastego o „wyzwoleniu” Polski przez Armię Czerwoną i porównywanie sowieckiej polityki okupacyjnej z amerykańską. Wyklucza jednak odwołanie Czarzastego z funkcji wicemarszałka Sejmu. Opowiada się za to za zmianą na stanowisku przewodniczącego komisji rodziny.

Piotr Müller  mówi również o konieczności dalszego reformowania polskiego sądownictwa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K

Lisicki o synodzie Amazonii: Mamy otwieranie furtek do zmian w długim okresie. To metoda rewolucjonistów-taktyka salami

Paweł Lisicki o rewolucji w Kościele: osłabieniu celibatu, kapłaństwie kobiet i synkretyzmie religijnym oraz o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”.

Paweł Lisicki mówi na temat konsekwencji synody amazońskiego. Uważa, że postanowienia ojców synodalnych są niebezpieczne dla Kościoła Katolickiego. Chodzi o „faktyczne zachwianie celibatem” oraz sygnały, że pojawi się próba przeforsowania kapłaństwa kobiet:

Nie pojawił się zapis, o tym, że kobiety powinni zostać diakonami, ale  można przypuszczać, iż w dłuższej perspektywie taka propozycja się pojawi.

Problemem jest także stworzenie nowego rytu mszy, zawierającego „dosyć dziwne rytuały” jest powiązane z pogańskimi bóstwami Ameryki Południowej. Jak mówi dziennikarz, jest to „otwarcie drzwi dla synkretyzmu religijnego”. Niepokojąca również jest kwestia tzw. grzechu ekologicznego. Relacja z synodu brzmi „jakby się jedna z agend oenzetowskich spotkała”. Synod jednocześnie unikał przeforsowywania zbyt radykalnych zmian. Jak mówi dziennikarz:

Jest to raczej otwieranie furtek i wprowadzania zmian w długim okresie. To taktyka salami. Wiemy, że w Kościele jest jeszcze wiele konserwatystów […] To metoda rewolucjonistów.

Lisicki podkreśla, że dzięki tej metodzie chodzi o to, aby człowiek nie zauważył zmian (lub je zignorował), które mają miejsce w Kościele, a jednocześnie znalazł się w nowej rzeczywistości. Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” zauważa, że KK zaczyna przypominać świecką organizację o charakterze partii politycznej. Tymczasem jak podkreśla:

Kościół to nie instytucja stworzona przez człowieka. Tak wierzymy przynajmniej, że to jest coś, co nam pozostawił Pan Jezus.

W „Poranku WNET” Lisicki opowiada o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”, która odbędzie się 29.10. Będzie ona szukać odpowiedzi na pytanie, jak opowiadać o polskiej pamięci i zbrodniach, których Polacy stali się ofiarami między 1937 a 1953 rokiem. Problemem jest brak jednego symbolu i pojęcia łączącego tak różne tragedie, jak: operacja polska w ZSSR, okupacja sowiecka i niemiecka, Wołyń etc. Dziennikarz proponuje określenie hekatomba jako „słowo, które mogłoby obejmować zbrodnie na Polakach w latach 1937-1953”. Chciałby, aby Polacy potrafili mówić o własnym cierpieniu, tak jak robią to Żydzi. Więcej informacji i relacja na żywo TUTAJ.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

78. rocznica mordu w Jedwabnem

Dzisiaj mija 78 rocznica mordu w Jedwabnem, w którym grupa ok. 40-50 polskich mieszkańców wsi zamordowała co najmniej 340 Żydów.

Dokładny przebieg wydarzeń z 10 lipca 1941 r., liczba ofiar i sprawców oraz motywacja tych ostatnich pozostaje kwestią sporną. Nieustalona do końca pozostaje rola obecnych na miejscu wydarzenia Niemców.

Badania wskazują, że w pierwszym okresie powodem mordów na Żydach była chęć odwetu za krzywdy – zarówno te rzeczywiste, jak i urojone – jakich polska społeczność doznała ze strony Żydów w okresie okupacji sowieckiej. W następnej kolejności pogromy były inspirowane przez stronę niemiecką. Jednocześnie w obu przypadkach do ekscesów przeciwko Żydom przyłączały się elementy kryminalne, dla których była to głównie okazja do rabunku, grabieży, a nawet załatwienia porachunków, nierzadko jeszcze sprzed wojny.

Tak mówiła Anna Pyżewska z białostockiego Instytutu Pamięci Narodowej w rozmowie z PAP, przytoczonej przez serwis polskieradio24. Zgodnie z rozkazem szefa RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) pogromy Żydów miały być dokonywane rękami miejscowej ludności.

Żydów najpierw zgromadzono na miejskim rynku. Grupę mężczyzn ok. 40-50 zmuszono do rozbicia pomnika Lenina, który stał poza rynkiem na skwerku. Fragment rozbitego popiersia kazano im zanieść na rynek, a następnie do stodoły. Mężczyźni ci zostali następni w nie ustalonych okolicznościach zabici, a ich ciała wrzucono do grobu wykopanego wewnątrz stodoły razem z częściami rozbitego pomnika. Może to wskazywać na to, że sprawcy postrzegali swoją akcję jako zemstę za postawę Żydów w czasie okupacji sowieckiej. Następnie (jak podaje IPN w swoich ustaleniach) grupę co najmniej 300 osób, kobiet i mężczyzn w różnym wieku, po zamknięciu w stodole, spalono żywcem.

W ramach śledztwa prowadzonego przez IPN nie doszło do pełnej ekshumacji ofiar, ale nawet to, co zrobiono, pozwala potwierdzić to, co wiemy ze źródeł pisanych.

Tak w wywiadzie dla Muzeum Historii Polski wypowiadał się Krzysztof Persak z IPN. Po wojnie w procesie z 1949 r. skazano na surowe kary 12 z 22 oskarżonych. Sąd Okręgowy w Łomży oparł się na założeniu, że Żydów w Jedwabnem zamordowali Niemcy, a miejscową ludność do współudziału zmuszono przemocą. W 2001 r. IPN rozpoczął śledztwo, którego najważniejszym elementem miała być ekshumacja ciał zamordowanych. Jednak decyzją ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego ekshumacje przerwano, honorując prośbę strony żydowskiej, która podnosiła argumenty natury religijnej. 30 czerwca 2003 roku śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w tej sprawie zostało umorzone.

A.P.