W Australii głosowanie jest obowiązkowe. Jeżeli nie pójdziesz do wyborów, to musisz zapłacić grzywnę

Jaki kraj pozbywa się swoich obywateli? Ile osób pozbyto się w ten sposób, ilu z nas zostało zmuszonych do emigracji? Kim byli ci, którzy zarządzali PRL-em? – pyta australijski emigrant.

Radio Solidarność

– Australia i Nowa Zelandia to piękny kawałek świata. Polacy zawdzięczają im dużo. To do Nowej Zelandii trafił Dzieci z Pahiatua, 733 dzieci, które z Syberii z armią Andersa szły przez Persję, Indie aż w końcu trafiły do obozu w Pahiatua. Stały się zalążkiem Polonii – opowiada Witold Kowalski, polski Australijczyk, gość dzisiejszej audycji Radia Solidarność prowadzonej przez red. Barbarę Karczewską.

Jakim krajem jest Australia w oczach emigranta z początku lat 80. XX wieku? Jak postrzega dzisiejszą Polskę i co czuje do swojej ojczyzny?

– Nie zrzekłem się polskiego obywatelstwa, mam podwójne obywatelstwo. Wyjeżdżałem z kraju, bo musiałem. Jaki kraj pozbywa się swoich obywateli? Ile osób pozbyto się w ten sposób, ilu z nas zostało zmuszonych do emigracji? Kim byli ci, którzy zarządzali państwem, jakim był PRL? – opowiada. – Kiedy w Polsce odbywają się wybory zawsze biorę w nich udział. Czuję, wiem, że powinienem głosować. W Australii jest inaczej. Jeżeli nie głosujesz, zostaniesz ukarany grzywną, bo głosowanie jest obowiązkowe.

O australijskich i nowozelandzkich obyczajach, o czarnych kartach w historii tych krajów… o tym wszystkim możecie usłyszeć w programie Radia Solidarność

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

MŚ w rugby: „Antylopy” po 12 latach wracają na szczyt

W rozegranym w niedzielę w Jokohamie meczu finałowym mistrzostw świata w rugby RPA pokonało Anglię 32:12, zdobywając mistrzowski tytuł już po raz trzeci.

Jakub Grabiarz mówi o końcowych, niespodziewanych rozstrzygnięciach turnieju w Japonii.

„Zespoł z Południowej Afryki spełnił wszelkie oczekiwania” – relacjonuje korespondent, podkreślając twardą i niezłomną postawę triumfatorów.

To nie tylko zwycięstwo- to przesłanie tego zespołu dla świata

nawiązuje Grabiarz do faktu, iż  w kadrze RPA funkcję kapitana pełnił czarnoskóry zawodnik, Siya Kolisi, podczas gdy jeszcze na początku lat 90. kraj reprezentowali jedynie biali. Jak mówi gość „Kuriera w samo południe”, sukces RPA może stać się kolejnym kamieniem milowym na drodze do jedności kraju. O postawie reprezentantów Anglii Grabiarz wspomina  krótko: „Wszystko układało się źle”.

„To były przepiękne mistrzostwa”- podsumowuje rozmówca Adriana Kowarzyka. Grabiarz zwraca uwagę, że nawet tajfun „Hagibis”  nie wpłynął w znaczący sposób na przebieg turnieju.

Ekspert prognozuje, że po turnieju w świecie rugby zajdzie  dużo zmian, wielu czołowych graczy zakończy swoje kariery.

Jak mówi Grabiarz, mistrzostwa świata w Japonii okazały się wielkim sukcesem organizacyjnym; rozgrywki cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem kibiców, pomimo iż najpopularniejszym sportem  w Japonii jest baseball. Bardzo dobrze wypadła w turnieju również reprezentacja gospodarzy, mimo słabszych od innych drużyn warunków fizycznych. Jakub Grabiarz przypomina, że szybkość i technika również odgrywają w rugby bardzo dużą rolę. Gość „Kuriera w samo południe” jest przekonany, że rugby w Japonii czeka w najbliższych latach dynamiczny rozwój.

W meczu o trzecie miejsce mistrzostw świata Nowa Zelandia łatwo pokonała Walię 40:17.

A.W.K

Znakomite półfinały mistrzostw świata w rugby

Dubliński korespondent mówi o porażkach faworytów w spotkaniach półfinałowych.

 

Jakub Grabiarz  dla Radia WNET mówi o weekendowych połfinałach meczach mistrzostw świata w rugby rozgrywanych w Japonii, w tym o „przedwczesnym finale” Anglia-Nowa Zelandia (19-7). Grabiarz mówi o tym, że w obu spotkaniach pófinałowych działo się bardzo dużo, a końcowe rezultaty były bardzo zaskakujące.  Grabiarz mowi, że:

Nowozelandczycy (…) nie istnieli. Zespół angielski grał jak z nut.

relacjonuje Grabiarz potyczkę Synów Albionu z drużyną z antypodów. Chwali niesamowity pressing Anglików. Gość Kuriera w samo południe wieszczy, że to spotkanie na stałe przejdzie do historii angielskiego rugby.

W drugim półfinale Walia zmierzyła się z RPA. Mecz zakończył się zwycięstwem Afrykanów 19:6.

Walijczycy nie pokazali nic, co by mogło zachwycić.

surowo ocenia postawę przegranych Jakub Grabiarz.

Mówiąc o swoich przewidywaniach przed finałem mistrzostw prognozuje końcowe zwycięstwo reprezentacji Anglii.

A.W.K

 

 

 

Grabiasz o Mistrzostwach Świata w Rugby: Drużyna Irlandzka zawiodła na całym froncie. W finale stawiam na Nową Zelandię

Jakub Grabiasz komentuje ćwierćfinały Mistrzostw Świata w Rugby w Japonii oraz przedstawia swoje typy na fazę półfinałową.

 

Jakub Grabiasz komentuje Mistrzostwa Świata w Rugby w Japonii. W weekend odbyła się faza ćwierćfinałowa pucharu:

Świetny mecz z Japonią zagrała Południowa Afryka, wygrywając go 26:3. Japonia była sensacją turnieju […] cały turniej grali świetnie i drużynowo. Na pewno ten zespół przejdzie do historii, jako pierwszy z Azji, który zakwalifikował się do ćwierćfinałów mistrzostw świata. […] Anglia wygrała z Australią 40:16, Anglicy są w świetnej formie […] zespół Australijski nie grał dobrze tego turnieju.

Kontynuując swoją relację, gość „Kuriera w samo południe” przechodzi do trzeciego z kolei meczu Walii z Francją, który jego zdaniem był najciekawszy w tej fazie:

Przepiękny, bardzo zacięty pojedynek. Długo wydawało się że Francja, która przeważała przez cały mecz wygra, jednak czerowna kartka dla jednego z Francuzów odwróciła losy spotkania. Walia pokazała swoją determinację i zaciętość, zwyciężając jednym punktem 20:19.

Na koniec pozostawił on mecz pomiędzy Nową Zelandią a Irlandią, który był dla niego rozczarowujący ze względu na słabą grę zespołu z Irlandii:

Drużyna Irlandzka zawiodła najbardziej, na całym froncie. Wynik 46:14 to nie tyle porażka Irlandzkiego rugby, ile upokorzenie. Zawiodło wszystko – plan gry, cała strategia, atak, obrona, nie było na co szczerze mówiąc patrzeć. Według mnie zawodnicy wyszli na boisko z brakiem wiary w mozliwość zwycięstwa. Zawodnicy z Nowej Zelandii zagrali koncertowo, pokazali jak być mistrzami i jak grać w rugby.

W weekend odbędą się rozgrywki półfinałowe. Zagrają Anglia z Nową Zelandią oraz Walia z Południową Afryką:

Anglicy są w świetnej formie, Nowa Zelandia jest w doskonałej formie. Stawiam na Nową Zelandię. […] W niedzielę gra Walia z Południową Afryką, na początku stawiałem na Walię, ale teraz bym już tak pewnie nie obstawiał, daję 50 na 50.

Zapytany możliwy przebieg rozgrywek i spotkanie finałowe, Jakub Grabiasz do końca stawia na Nową Zelandię:

Stawiam na Nową Zelandię, Walię na drugim miejscu, bo świetnie grali w Pucharze Sześciu Narodów, Anglia trzecia i Południowa Afryka na czwartym miejscu.

A.M.K.

Grabiasz: Mecz Nowa Zelandia-Irlandia będzie oglądał cały sportowy świat

Jakub Grabiasz komentuje Mistrzostwa Świata w Rugby w Japonii twierdząc, że zespół Irlandii postawił w nich swoich najlepszych zawodników.

 

 

Na Mistrzostwach Świata w Japonii w rugby dzieje się bardzo dużo, wielkie emocje. W zeszłym tygodniu rozgrywki pomieszała pogoda, na szczęście tajfun opuścił już wyspy japońskie. Z powodu warunków pogodowych odwołano dwa mecze (Anglia-Francja; Namibia-Kanada), była to jednak faza grupowa – mówi gość Radia WNET.

Jak dodaje: Ostatni mecz rozegrał się pomiędzy Japonią i Szkocją. Szkoci przegrali tę rywalizację. Kibicom ciężko było winić zarówno Japończyków, jak i Federację Rugby.

„Ten weekend (tj. 19,20 października) jest bardzo ważny dla rugby, dlatego że skończyła się faza grupowa, wyłoniło się 8 najlepszych drużyn na świecie i teraz spotykają się one w ćwierćfinale” – podkreśla Jakub Grabiasz.

Nasza Irlandia spotka się z zespołem Nowej Zelandii. Jest to wielkie spotkanie dla zespołu Irlandii, którego obecnym trenerem jest John Smith z pochodzenia Nowozelandczyk.

Forma Irlandii jest bardzo mieszana. Grają oni albo bardzo dobrze, albo grają gorzej niż średnio. To wielki mecz, cały świat sportowy będzie oglądał to wydarzenie, ponieważ każdy lubi nowozelandzkie rugby. Faworytem jest zdecydowanie Nowa Zelandia, która już kilkukrotnie zdobyła tytuł mistrza w historii tych rozgrywek – twierdzi rozmówca Adriana Kowarzyka.

Czarnym koniem jest zdecydowanie drużyna Japonii. Nikt nie spodziewał się przed mistrzostwami, że Japonia będzie tak świetnie grać w rugby. Pokazali co potrafią, wygrywają szybkością i nie robią błędów w podawaniu i przesuwaniu piłki.

M.N.

Zapotoczny: Trzeba popchnąć ludzi do oszczędzania

Robert Zapotoczny o tym, czemu trzeba „szturchnąć” ludzi do oszczędzenia w programach rządowych, czym się różni PPK od OFE i czym była decyzja nacjonalizacji środków z tego ostatniego.

Robert Zapotoczny mówi, czemu potrzebne są Pracownicze Plany Kapitałowe.

Każdy człowiek jest wyjątkowy, niektórzy robią to [oszczędzają] sami, ale jak ostatnie lata pokazują, często potrzebujemy szturchnięcia. Przy długotrwałym oszczędzaniu ktoś musi nas nie tyle przekonać, ile szturchnąć, podjąć decyzję za nas.

Stwierdza, że celem PPK jest to, żeby człowiek miał swoje własne pieniądze. Nie wystarczy jednak dać ludziom wolnej ręki w tej kwestii, gdyż statystyki pokazują, że jedynie kilka tysięcy na 16 mln pracujących decyduje się na korzystanie ze wspieranych przez rząd programów oszczędnościowych. Podkreśla, że system analogiczny do PPK działa w takich krajach jak: Nowa Zelandia, Stany Zjednoczone, czy Wielka Brytania.

Gość Poranka „WNET” tłumaczy czym się różnią Pracownicze Plany Kapitałowe od OFE.

OFE były zasilane z części podatkowej podatkowych, rzeczywiście decyzja podjęta przez poprzedni rząd i ukonstytuowana przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego w I połowie 2015, stwierdziła, że są to środki publiczne, ponieważ stanowią część systemu emerytalnego.

O nacjonalizacji środków z OFE przez rząd PO-PSL stwierdza, że „trudno nazwać to oszustwem, to była naiwność i niedokończenie reformy emerytalnej”. Przypomina o działaniu pracowniczych programów emerytalnych, które stanowią zapomnianą część reform emerytalnych lat 90. Podkreśla, że „z pół miliona osób, które w nich oszczędzało, nikt nie jest niezadolowolny”. Udało się jednak tylko „1200 takich programów udało się zarejestrować”. Problemem jest jego zdaniem nadmiar formalności i konieczność podjęcia decyzji przez samą osobę zainteresowaną. Rozwiązaniem jest uproszczenie procedur i wprowadzenie domyślnego uczestnictwa w programie. Pracownik zostanie więc z marszu zapisany do programu, ale ma prawo się z niego wypisać.

Na razie przystępują wszyscy zatrudniający powyżej 250 osób- 4 tys., część już wprowadziło pracownicze programy emerytalne

Prezes spółki PFR mówi, że trwają kolejne etapy wprowadzania PPK w życie, do którego w I połowie 2021 r. włączone mają zostać osoby zatrudniające od 1 do 19 osób. W ramach programów 1,5% z wynagrodzenia pracowników ma odkładać a pracodawca, a resztę pracownik.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Spoglądając na Wielką Wymianę. Analiza manifestu Brentona Tarranta #2: Wiersz i wizja ludobójstwa

Zamachowiec z Christchurch nie bez przyczyny rozpoczyna swój manifest wierszem Dylana Thompsona do konającego ojca.

 

Do Not Go Gentle Into That Good Night

 

Do not go gentle into that good night,
Old age should burn and rave at close of day;
Rage, rage against the dying of the light.

Though wise men at their end know dark is right,
Because their words had forked no lightning they
Do not go gentle into that good night.

Good men, the last wave by, crying how bright
Their frail deeds might have danced in a green bay,
Rage, rage against the dying of the light.

Wild men who caught and sang the sun in flight,
And learn, too late, they grieved it on its way,
Do not go gentle into that good night.

Grave men, near death, who see with blinding sight
Blind eyes could blaze like meteors and be gay,
Rage, rage against the dying of the light.

And you, my father, there on that sad height,
Curse, bless, me now with your fierce tears, I pray.
Do not go gentle into that good night.
Rage, rage against the dying of the light.

 

 

 

Nie wstępuj pokornie w tę noc łaskawą

 

Nie wstępuj łagodnie w tę dobrą noc,
W szale płomienistym starość popieleć winna u dnia kresu,
Bunt, bunt podnieś! przeciw zmierzchaniu

Choć znają mędrcy u krańca żywota prawdy w mroku tkwienie,
Gdyż słowa ich błyskawicy skrzesać niemożne,
Nie wstępują pokornie w tę noc łaskawą

Poczciwcy we łzach, bo fala opadła
Nim pląs ich cnót zmarszczył zatokę zieloną,
Bunt, bunt podnieście! przeciw zmierzchaniu

Szaleńcy coście śpiewem słońce w locie ujęli,
Co zbyt późno zmierzch jego pojęli,
Nie wstępujcie pokornie w tę noc łaskawą

Starcy, o oczach bielmem przesłonionych,
Widzą, wszak, że i ślepca oczy radością goreć mogą,
Bunt, bunt podnoszą! przeciw zmierzchaniu

I ty, ojcze, na tym smutnym postumencie
Klnij mnie czy błogosław szalonymi łzami swemi,
Lecz nie wstępuj pokornie w tę noc łaskawą
Bunt, bunt podnieś! przeciw zmierzchaniu

Dylan Thomas; tłumaczenie: Maciej Maria Jastrzębski (wers trzeci: ,,Wezuwiusz Etniczny”)

Wierszem uznanego brytyjskiego poety, pijaka i kobieciarza, człowieka, który pozostając wiernym idei Locke’a, że jakiekolwiek moralne zobowiązania wobec własnego państwa są kwestią dobrowolnej zgody obywatela i że mogą w każdej chwili być przezeń odrzucone, zamachowiec z Christchurch otwiera swój 74-stronicowy manifest.  Dylan, w 1951 roku, zadedykował wiersz swemu konającemu ojcu.
Prawdopodobnie Tarrant o tym wiedział, gdyż sam doznał podobnej tragedii – jego ojciec Rodney Tarrant zmarł na chorobę nowotworową w 2010. Natomiast, zakładając że mógłbym zagiąć czasoprzestrzeń tak, aby obaj panowie spotkali się w londyńskim pubie czy nowojorskim barze, nie wyobrażam sobie Brentona Tarranta pochwalającego Thomasa za jego postawę z lat czterdziestych, gdy wezwany przed komisję poborową stawił się spocony, w obtartym ubraniu, jąkający się i zawiany… i to wcale nie wiatrem oceanicznym. Libacje i nadużywanie alkoholu też nie mogą znaleźć miejsca w programie Tarranta, którego jednym z filarów jest ,,społeczeństwo wolne od uzależnień.” Summa summarum, przyszły zamachowiec wybrał wiersz ze względu na dedykację, nie zaś na postawę Thomasa.

Nasuwa się więc myśl, czy Tarrant nie napisał manifestu i nie dokonał masakry w imię odnowienia łączności ze zmarłym ojcem. Być może brak umiłowanej osoby popchnął go w kierunku próby zaimponowania jej. Czy bodźcem była dziecięca potrzeba atencji? Każdy z nas był dzieckiem i większość z nas lubiła, gdy rodzice się nami interesowali. Jeżeli tego nie czynili, zapewne miało, ma i będzie to dla nas miało szczególne reperkusje. Sugeruję, że Brenton był tak mocno związany z ojcem, że w sposób irracjonalny próbował zastąpić brak uwagi z jego strony uwagą świata. “Patrzcie czego dokonałem”, “dokonując intelektualnego wysiłku stworzyłem doktrynę – wszystko przemyślałem” – to prawdopodobnie chciał zakomunikować Brenton Tarrant.

Nim przejdziemy dalej jeszcze słowo o samej strukturze wiersza Dylana Thomasa. Jest to dość rygorystyczna forma o włoskim rodowodzie ludowym zwana “vilanelle”. Rozwijana w XV i XVI-wiecznej Francji, została zapomniana około XVIII wieku, aby ponownie wypłynąć na usta poetów, tym razem angielskich, w XIX wieku. Na jej konstrukcję składa się pięć trzywersowych strof rymowanych w układzie aba. Ostatnią, szóstą strofę, stanowią cztery wersy w sekwencji abaa. Układ wersów podlega sztywnym regułom kompozycyjnym. Pierwszy wers, w nieco zmodyfikowanej formie, musi pojawić się jako trzeci w drugiej, czwartej i szóstej strofie, natomiast wers trzeci na końcu strof trzeciej, piątej i szóstej. Wersy powtarzane mogą mieć zmieniony sens, rym, rytm i brzmienie zaś powinny pozostać niezmienione.

 

Wprowadzenie

Po wierszu następuje wprowadzenie rozpoczęte strojonym stwierdzeniem “It’s the birthrates.” (sic!) (“Tu chodzi o wskaźnik narodzin.”) Od razu zaznaczam, że przytaczając treść napisanego przez Brentona Tarranta nie będę poprawiał popełnionych przez niego błędów składniowych, gramatycznych, morfologicznych czy ogólnie językowych, takich jak ten zacytowany powyżej. Słowa “birth” i “rate” nie ulegają w języku zjawisku zrastania i nie tworzą tym samym leksu “birthrates”. Zestawienie słów “birth” i “rates” z przerwą pomiędzy nimi oddaje sens polskiego terminu “wskaźnik narodzin”. Innymi słowy, Tarrant popełnił błąd morfologiczny i, uwaga, tu tak zwany “spoiler” nie pierwszy i nie ostatni raz w całej długości manifestu.
Świadczy to o tym, że Brenton Tarrant nie pisał często. Czytał, zapewne często słuchał audiobooków i YouTube’owych wykładów ludzi o podobnie skrajnie prawicowych poglądach. To z ich tyrad mógł czerpać inspirację, która jednak nie uchroniła go od popełniania błędów, o ironio, w swoim rodzimym, umiłowanym, europejskim języku.

Dalej Tarrant zaklina czytelnika, że to, co ten musi zapamiętać z jego manifestu to konieczność poprawienia wskaźnika narodzin pośród białych Europejczyków. Przyszły zamachowiec podkreśla, że nawet gdyby miało się deportować nie-Europejczyków, to Europejczycy tak czy owak zmierzaliby ku zatraceniu. “Musimy powrócić do poziomu zastępowalności pokoleń albo umrzemy.” Autor przekonuje, że aby Europejczycy przetrwali, europejskie kobiety muszą osiągnąć średni wskaźnik narodzin wysokości 2.06 dziecka, a tymczasem, “żaden zachodni kraj, żaden biały naród” nie osiąga takiego wskaźnika.

Brenton przekonuje, że podczas gdy przyrost naturalny wśród Europejczyków jest za niski, to generalnie populacja krajów Europy wzrasta poprzez napływ imigrantów, a właściwie ich “inwazję” jak sam to ujął. Autor podkreśla, że imigranci zostali zaproszeni do Europy przez państwa i korporacje, gdyż biali zawiedli nie rozmnażając się, nie udało im się stworzyć taniej siły roboczej, nowych konsumentów czy bazy podatkowej pozwalającej państwom i korporacjom przetrwać. Brenton uważa, że jeżeli napływ nie-Europejczyków nie zostanie powstrzymany, do roku 2100 dojdzie do anihilacji rodzimych, białych Europejczyków poprzez ich wymianę na nie-białych. Swoją hipotezę opiera na artykule z Wikipedii pt. “List of countries by future population (United Nations, high fertility variant)”, do którego próbowałem dotrzeć. Artykuł został usunięty.

“All through immigration.
This is ethnic replacement.
This is cultural replacement.
This is racial replacement.
This is WHITE GENOCIDE”

“W zupełności poprzez imigrację,

doznajemy etnicznej wymiany,
doznajemy kulturowej wymiany,
doznajemy rasowej wymiany,

doznajemy LUDOBÓJSTWA NA BIAŁYCH.”

Tak, z zachowaniem struktury wersowej, pisze Tarrant. Zastanawiającym jest, że każde ze stwierdzeń zapisuje w nowej linii. Najprawdopodobniej czyni to w celu uczynienia treści swojego przekazu tak klarowną i czytelną jak to tylko możliwe, niemniej kusi mnie interpretacja, że wprowadzenie, jeśli nie cały manifest, napisałem w ciągu jednego lub kilku kolejnych dni. Osoby rzadko piszące powtarzają struktury składniowe a nawet koncepcje wypowiedzi pisemnej zupełnie nieświadomie, ponieważ nie są w piśmie wystarczająco “rozgimnastykowani”, aby unikać powtórzeń i powtórzonych konstruktów myślowych. Być może fakt, że Tarrant rozpoczął manifest wierszem uporządkowanym w wersy i strofy pozwolił mu dosiąść fali rytmu i rymu wzburzonej poezją Thomasa.

Autor następnie nawołuje do “skorygowania katastrofy hedonistycznego, nihilistycznego indywidualizmu”, który uważa za zjawisko winne rozpadowi rodziny tradycyjnej, co z kolei doprowadziło do spadku urodzeń wśród białych Europejczyków. Uważa przy tym, że jest na to za późno, gdyż “masowa imigracja wywróci nasze narody, zniszczy nasze społeczności, zniszczy nasze więzy etniczne, nasze kultury, nasze ludy… Nim zajmiemy się niskim wskaźnikiem urodzeń, musimy się zająć najeźdźcami na naszych ziemiach i tymi, którzy chcą je najechać. Musimy zmiażdżyć imigrację i deportować najeźdźców z naszych ziem.”

W wywiadzie dla mediów, babcia Brentona Tarranta powiedziała, że przed jego wielką tułaczką po świecie wnuk jej był wyjątkowo miłym, pomocnym człowiekiem. Trudno brać zdanie babki za obiektywna ocenę osoby zamachowca z Christchurch, natomiast warto zwrócić uwagę na opinie bliskich rodzinie Tarrantów na temat ojca Brentona – Rodneya Tarranta. Miał być wyjątkowo zdolnym człowiekiem otoczonym przyjaciółmi, człowiekiem, który nikomu nie życzył źle. Nie posiadamy informacji czy Brenton Tarran nasiąknął radykalno prawicową ideologią poprzez zażyłą relację z ojcem. Wiemy natomiast, że wrócił zmieniony po swej wyprawie dookoła świata, podczas której odwiedził, między innymi, Afganistan.
O tym jednak w kolejnej części analizy manifestu.

Spoglądając na Wielką Wymianę. Analiza manifestu Brentona Tarranta #1: Strona tytułowa

Do zamachu na meczety An-Noor i Linwood znajdujące się w niegdyś spokojnej miejscowości Christchurch na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii doszło 15 marca 2019 roku.

[related id=73393 side=right] Dwudziestoośmioletni obywatel Australii Brenton Tarrant, uzbrojony w dwa karabiny półautomatyczne, dwie strzelby i karabin powtarzalny, wtargnął do meczetów podczas najważniejszej cotygodniowej muzułmańskiej modlitwy piątkowej dżuma’h (جمعة) i wystrzelał w sumie 49 osób, w tym kobiety i dzieci. Liczba ofiar sięgnęła 50, gdy jeden z rannych zmarł w szpitalu w Christchurch.

Niniejsza seria artykułów nie będzie poświęcona analizie samego zamachu, jego konsekwencji i powodów, dla których Brenton Tarrant dopuścił się rzezi. Nie będzie też zestawieniem liczby ofiar zbrojnych, radykalnych prawicowców z ciężarem wszystkich żywotów odebranych przez fanatycznych islamistów.

Moim celem jest dekonstrukcja spuścizny Brentona Tarranta – jego siedemdziesięcioczterostronicowego manifestu noszącego tytuł “The Great Replacement: Towards a New Society We March Ever Forwards” (pol. “Wielka Wymiana: nasz nieustępliwy marsz w stronę nowego społeczeństwa”).

Strona tytułowa

Przytoczony tytuł jest oddzielony od podtytułu symbolem Czarnego Słońca (niem. Schwarze Sonne), pomiędzy którego promieniami Brenton Tarrant umieścił osiem filarów mających podpierać idealny świat białego Europejczyka. Ponad słońcem znajduje się pierwsza część tytułu – “The Great Replacement” (pol. “Wielka Wymiana”).

Już sam tytuł jest dość ambiwalentny, z jednej strony nawołujący do wielkiej wymiany wartości i postaw jakimi rządzi się dzisiejsza, według autora, podupadająca Europa, z drugiej zaś nawiązujący do terminu Grand Remplacement ukutego przez francuskiego intelektualistę i pisarza Jean Renaud Gabriel Camus.

Według Camus, we Francji szczególnie, ogólnie zaś w chrześcijańskiej Europie, ma miejsce ukartowane, umyślne i systematyczne “wymienianie” białej populacji Europy na arabską, czarno, brunatno i żółtoskórą z Azji oraz Północnej i Subsaharyjskiej Afryki. Camus uważa, a wraz z nim entuzjaści teorii tacy jak francusko-żydowski pisarz Eric Zemmour, że odbywa się to na drodze migracji ludności niebiałej do Europy oraz poprzez jej, znacznie bardziej dynamiczny niźli u populacji białej, rozród.

Osobiście uważam, że Tarrant był dobrze zaznajomiony z teorią Camus, zaś sam termin Wielkiej Wymiany jest niezwykle chwytliwy, stąd też taki tytuł. Niewykluczone jest również, że Tarrant znał dzieło Samuela Huntingtona pod tytułem „Starcie Cywilizacji” (ang. „Clash of Civilizations”), w którym to autor dokonuje typologizacji kilku cywilizacji kategoryzujących ludzkość i wyraża hipotezę, że po zakończeniu Zimnej Wojny głównym źródłem konfliktów światowych będzie kwestia tożsamości kulturowej i religijnej. Jak się później okaże, zdarzenie z Christchurch modelowo pasuje do hipotezy Huntingtona.

Co do podtytułu manifestu, jest on odezwą do wszystkich, którym drogie są wartości przedstawione w grafice zajmującej centralne miejsce strony tytułowej. W oryginale angielskim autor wykorzystał czasownik “maszerować” w pierwszej osobie liczby mnogiej, co świadczy nie tylko o zmierzaniu osób utożsamiających się z wartościami przez Tarranta wyznawanymi do celu jakim jest urzeczywistnienie lepszej, bielszej Europy. Jest to marsz, a zatem zorganizowany, potencjalnie zbrojny ruch. Maszerują żołnierze i wojownicy oraz inne grupy hierarchiczne o uporządkowanym działaniu i systemie awansu.

Celem ich marszu jest natomiast Europa i świat oparte na enwironmentalizmie, odpowiedzialnych rynkach, wolnych od uzależnień społecznościach, prawie i porządku, autonomii etnicznej, ochronie dziedzictwa i kultury, prawach robotniczych oraz antyimperializmie. Wypisane po angielsku i opatrzone obrazującymi grafikami, wartości te zamknięte są pomiędzy ośmioma zewnętrznymi promieniami Czarnego Słońca. Promienie te są ograniczone okręgiem, zamykającym kompozycję w kole. Każdy z obszarów przypisany konkretnej wartości jest równy pozostałym, co świadczy o tym, że wszystkie one są tak samo istotne, gdyż wszystkie poniekąd emitują z jądra Czarnego Słońca.

Sam symbol zaś pochodzi z zamku Wewelsburg ulokowanego koło Paderborn w Niemczech. Znalazł się tam za sprawą Heinricha Himmlera, który otrzymał zamek w 1933 i, chcąc uczynić z niego ośrodek dla oficerów SS, zwłaszcza w celu umożliwienia członkom tej jednostki odprawianie mocno okultystycznych obrzędów, zlecił jego przebudowę trwającą w latach 1936-1942.

Symbol Czarnego Słońca został wykonany w podłodze Obergruppenführersaal (sali generałów SS) znajdującej się w północnej wieży kompleksu. Składa się z dwunastu koncentrycznie skierowanych run sig, z których każda oznacza “zwycięstwo”. Zdwojona runa sig funkcjonuje jako symbol SS. Ciekawostką jest, że rzeczony symbol zdobył swoją nazwę dzięki powieści Russela McClouda „Die Schwarze Sonne von Tashi Lhunpo” (1991). Dziś symbol Czarnego Słońca wykorzystywany jest przez organizacje i ruchy określane jako alternatywna prawica (ang. alt-right), neonaziści i biali nacjonaliści.

Użycie przez Brentona Tarranta Czarnego Słońca stanowi nie tylko wyraz przekonań i wartości na których budowę nowego ładu chce zakomunikować światu, lecz również dowód na uporządkowany charakter działań mających urzeczywistnić egzekucję i obowiązywanie wspomnianych wartości. To czy rzeczywiście istnieje zorganizowany, biały podziemny świat radykalnych prawicowców pragnących “oczyszczenia”, czy może wręcz “wybielenia”, Europy, nie dowiemy się wprost z manifestu.

Niemniej, ku takiemu twierdzeniu istnieją w tekście Brentona Tarranta pewne przesłanki. Dlatego też zachęcam do lektury kolejnego odcinka analizy manifestu australijskiego zamachowcy z Christchurch.

Maciej Maria Jastrzębski

Okiem Jastrzębskiego: zamach na Nowej Zelandii zbliżył „widza” do serca aktu terroru, a Polskę do dyskursu o islamie

Zamachowiec z Christchurch przewyższył wszystkich wcześniejszych terrorystów i zapisał się na stałe historii terroryzmu, zbliżając odbiorcę do aktu terroru poprzez transmisję live z miejsca mordu.

Stało się, spokój rajskiej wyspy Aoteora, znanej również jako Nowa Zelandia, został zmącony. Został zmącony w sposób głośny, w sposób nadzwyczaj symboliczny, nawet jak na akt określany mianem terrorystycznego. Premier kraju dotkniętego nagłym przejawem przemocy Jacinda Ardern uznała wystrzelanie 49 osób w meczetach Al-Noor i Linwood za właśnie taki akt.

Muszę się teraz oprzeć pokusie rozważań nad arbitralną definicją terroryzmu. Przyjmijmy, że terroryzm to sianie lęku i terroru w sercach i umysłach jednostek pośrednio związanych z prawdziwym celem ataku mającego na celu zakomunikowanie planu zmiany socjopolitycznej lub dezaprobaty z istniejącego stanu rzeczy. Pośredniość rozumiemy tutaj jako posiadanie pewnych cech wspólnych z bezpośrednim celem zamachowcy, takich jak wyznanie, narodowość, płeć. Ofiary aktu terroru stają się tym samym pomostem dla przemocy wycelowanej w konstrukt społeczno-polityczny, którego zamachowiec nie jest w stanie poddać totalnemu zniszczeniu, gdyż samotny człowiek nie ma takiej mocy sprawczej. Widzimy tedy, że wyrządzając krzywdę fizyczną, zamachowiec uderza w społeczny i umysłowy konstrukt przy użyciu symboli i dokonywania czynów symbolicznych.

Manifestacja społeczno-polityczna, jakiej dopuścił się Brenton Tarrant, była głęboko symboliczna. Po pierwsze, zamachowiec za scenerię dla swojego performansu wybrał miasto Christchurch, co w tłumaczeniu na język polski oznacza Chrystusowy Kościół. Miasto to znajduje się na Nowej Zelandii – jednym z najspokojniejszych miejsc na Ziemi, które niemniej boryka się ze zjawiskiem intensywnej migracji z krajów azjatyckich i oceanicznych takich jak Chiny, Indie, Samoa czy Filipiny. Napływ “obcych” był jednym z bodźców, który pchnął Tarranta do czynów terrorystycznych, o czym poinformował w swoim manifeście “The Great Replacement. Towards a new society, we march ever forwards” (pol. “Wielka zamiana. Maszerujemy naprzód ku nowemu społeczeństwu”).

Tenże manifest to materiał na inny artykuł, my skupmy się raczej na samym wydarzeniu. Mężczyzna oprócz symbolicznego miejsca wybiera również szczególną porę. Jest to piątek, przez muzułmanów zwany Yaum u-l-Dżum’a, znaczy “dzień zgromadzenia.” O 13:30 czasu lokalnego Tarrant podjechał samochodem w pobliże Al-Noor największego meczetu w okolicy. Tłumacząc na język polski Meczet Al-Noor znaczy “Meczet Światła”. Mężczyzna uzbrojony w zaawansowany karabin maszynowy wparował do sali modlitewnej i oddał ogień do około 300 modlących się wewnątrz osób.

To podczas tego ataku po raz pierwszy w historii zamachowiec transmitował na żywo przebieg swojego zamachu z perspektywy pierwszej osoby. Tarrant dokonał tego dzięki kamerce przymocowanej do jego hełmu. Efekt był bardzo sugestywny, wręcz przerażająco bezpośredni. Obraz i dźwięk transmitowane z perspektywy zamachowca do złudzenia przypominały grę komputerową First Person Shooter, gdzie gracz wciela się w postać uzbrojoną w broń palną, z której strzela do zaprogramowanych w grze przeciwników. Na wideo, które zostało zdjęte z mediów społecznościowych, widać mord dokonany przez Brentona Tarranta w każdym szczególe. Uciekający, krzyczący ludzie, krew. Zamachowiec nie szczędził amunicji, niekiedy strzelając do ranny, może już zabitych. Tarrant jest też pierwszym zamachowcem, któremu udało się zbliżyć jeden z nieodzownych celów terrorysty jakim jest szeroka publika do dokonywanego przez siebie czynu terrorystycznego. To co zrobił, pozostawiło ludzkość ze świadomością, że nawet w zaciszu swojego domu mogą znaleźć się w tuż przy ofiarach, w samym centrum wydarzeń.

Do tej pory nie wiemy, kim jest zamachowiec. To, co udało mi się wywnioskować z widzianego przeze mnie wideo, to to, że nie mógł być nowicjuszem w posługiwaniu się bronią palną. Jego zbyt pewne ruchy na to nie wskazują. Ponadto, zgodnie z informacjami przekazanymi stacji telewizyjnej CBS News przez dyrektorkę radia NewstalkZB Nadię Tolich, karabin użyty przez Tarranta jest rzadkością na Nowej Zelandii.

A jeśli już mowa o karabinie, to został pokryty przez zamachowca napisami tak jak magicznymi inskrypcjami pokrywano niegdyś miecze i innego rodzaju broń białą. Są to imiona europejskich wodzów wsławionych w walce przeciw Turcji Osmańskiej. Na magazynkach widnieją imiona takich osób jak rosyjskiego admirała Dmitrija Sieniawina – zwycięzcy w bitwie z Turkami koło półwyspu Athos w 1807. Zwyciężając, przyczynił się do panowania floty rosyjskiej na wyjściu z Morza Czarnego. Widzimy tam też kapitana floty Republiki Włoskiej Marcantonia Bragadina, dowódcę obrony Famagusty na Cyprze, gdzie został w okrutny sposób zamordowany w sierpniu 1571 po jej zdobyciu przez wojska tureckie. Na jednym z magazynków znalazło się również imię hetmana polnego koronnego Feliksa Kazimierza Potockiego, który dowodził lewym skrzydłem Króla Jana III Sobieskiego w bitwach przeciwko Turkom Osmańskim pod Wiedniem i Parkanami.

Na domiar złego, na ładunku bębenkowym widnieje napis i data Vienna 1683. Mogę stwierdzić, że to bardzo źle dla Polski, gdyż powiązanie zamachowcy z jedną z najbardziej chwalebnych bitew oręża polskiego, a na pewno z jedną z bitew, które odmieniły losy Europy, będzie wykorzystywane przez zachodnioeuropejskich i lewicujących twórców narracji jako argument przeciwko historycznej tożsamości tak polskiej jak i europejskiej. Ponadto, Polska nie uniknie już uwikłania w globalny dyskurs o dyskryminacji islamu. Jakie będą tego konsekwencje, pozostanie nam tylko zobaczyć.

Wracając do wydarzeń w Al-Noor. Podczas 15-to minutowego ataku, Tarrant opuścił meczet, wrócił do samochodu, aby uzupełnić amunicję, co wykorzystali zebrani w meczecie wierni, by uciec przez wyjście na parking po przeciwnej stronie budynku względem głównego wejścia. Zamachowiec wrócił jeszcze do meczetu, następnie wyszedł z niego, oddając strzały do przypadkowych ludzi na ulicy, wsiadł do samochodu i odjechał.

Sześć kilometrów od Al-Noor, w meczecie Linwood znajdowało się od 60-70 osób. Zjawił się tam zamachowiec, lecz do tej pory niewiadomym jest, czy był to Tarrant. Napastnik otworzył ogień do zebranych ludzi zabijając 7 osób. Jednemu z napadniętych udało się rozbroić zamachowca, który jednak zdołał uciec.

Policji udało się aresztować cztery osoby, z czego jedna została zatrzymana niesłusznie i zwolniona. Wśród trzech pozostałych osób znajduje się 28-letni Brenton Tarrant. Policja aresztowała również dwie osoby, w których samochodach znaleziono ładunki wybuchowe.

A co wiemy o motywacji zamachowcy? Na razie wiadomo, że chciał on uderzyć w islam, kierowany swym przekonaniem, że Europa jest zagrożona i że musi stawić zbrojny opór imigranckiemu napływowi. Sobota przyniesie nowe informacje, przede wszystkim złożone przez Brenotna Tarranta przed sądem. Pozostaje nam czekać i nie poddawać się emocjom, czego życzyłby sobie każdy terrorysta, a Tarrant potencjalnie nim jest. Tylko potencjalnie, gdyż nadal nie wiemy jak wszedł w posiadanie broni i dlaczego tak sprawnie się nią posługiwał. Nie wykluczam, że możemy mieć do czynienia z czymś więcej, niż tylko z fanatycznym idealistą.

Autor: Maciej Maria Jastrzębski

Nowa Zelandia. Miejsce, w którym życie płynie bezstresowo, ale gdzie typowy Polak nie będzie czuł się szczęśliwy

Miasta nowozelandzkie umieszczane są na czołowych pozycjach najlepszych do zamieszkania miejsc świata. Dlaczego? Tu, na KOŃCU ŚWIATA, żyje się spokojnie, bez zabiegania, cicho, bezpiecznie, na luzie!

Władysław Grodecki

Nowa Zelandia leży ok. 1 600 km. na południowy wschód od Australii. Obejmuje dwie większe i kilka mniejszych wysp. To jedno z najbardziej niespokojnych miejsc na kuli ziemskiej. Tutaj gejzery, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów czy osunięcia ziemi nie należą do rzadkości. Krajobraz jest tak zróżnicowany, tak niepowtarzalny, jak żaden inny na świecie.

Jeszcze pod koniec XX w. USA, Kanada, RPA, Australia i Nowa Zelandia uchodziły za jedyne miejsca na naszej planecie, gdzie można było żyć spokojnie i dostatnio. Gdy przejeżdża się przez Nową Zelandię, nie widać upraw rolniczych ani zakładów przemysłowych, a jedynie lasy, łąki i pastwiska. Poraża piękno jezior, gór i dolin. Częste deszcze i silne wiatry sprawiają, że ten kraj wydaje się sterylnie czysty! (…)

Jacy są tam Polacy? Są to ludzie szalenie oszczędni. Ich mieszkania przeważnie nie miały centralnego ogrzewania, z reguły tylko jeden pokój był ogrzewany gazem. Skromnie jedli, rzadko się odwiedzali, wychowani w środowisku anglosaskim zatracili staropolską gościnność. „Dobry gość to taki, który rzadko przychodzi i szybko wychodzi!”. Czarek – znajomy, którego poznałem u pana Józefa, opowiadał mi, jak przyjmowała go najbogatsza Polka w Wellingtonie, właścicielka kilku domów: podała małą kromeczkę chleba z margaryną i pomidora. Przekroiła pomidor na połowę. – Tę zjesz dziś, a drugą jutro – powiedziała!

Polacy w NZ to ludzie, którzy chcą być samotni. Może to ogromne oddalenie od Ojczyzny, może doświadczenia z czasów dzieciństwa, może przebywanie wśród ludzi o innej kulturze i mentalności sprawiło, że najlepszym towarzystwem dla nich są oni sami. (…)

Krajobraz górski w Nowej Zelandii | Fot. Curriculum_Photografia (CC0, Pixabay.com)

W tym kraju prawie nie ma eukaliptusów, a flora jest tu znacznie bogatsza i bardziej różnorodna niż w Australii. Nie ma misiów koala, zabitych kangurów na drogach, strusi, a istną plagą są żywiące się roślinnością kotowate oposy. (…) Z bliska mogłem oglądać otwory, z których unosiła się para wodna, i „gotujące” się błota, jakby przeniesione z mickiewiczowskiego matecznika. Sprawcą i głównym kreatorem pięknych i okropnych obiektów, które się tu znajdują, jest wulkan Tarawera, który jak kat dominuje nad tym rajskim krajobrazem. Pod jego popiołem 10 czerwca 1886 r. została pogrzebana Wairoa i kilka innych niewielkich wiosek maoryskich oraz zniszczone zostały słynne Różowe Tarasy.

W innym miejscu rozstąpiła się ziemia, powiększając jezioro Tarawera, i powstała Dolina Waimangu z licznymi źródłami termalnymi i nowym ekosystemem pełnym syczących, kolorowych źródełek, barwnych jeziorek, tarasów, „dymiących” ścian i z gorącym strumykiem. Występujące tu źródła termalne są podobno najbogatsze na świecie.

W pierwszym dniu pobytu w Rotorua oglądaliśmy Wairoa – „Pogrzebaną wioskę”. Leży ona między jeziorami Tarawera, Niebieskim i Zielonym. Przed wielką erupcją Tarawery w 1886 r. ta wieś znajdowała się w dolinie Wairoa. Dookoła na łagodnych stokach były sady i ogrody. Uprawiano tu pszenicę, mieloną w młynach napędzanych energią strumyka płynącego z jeziora Zielonego. W Wairoa mieszkali Maorysi i Europejczycy, którzy zajmowali się również turystyką. Wairoa z biegiem czasu stało się głównym ośrodkiem turystycznym NZ i punktem startowym wypraw kajakowych poprzez jeziora Tarawera i Rotomaha do sławnych Różowych i Białych Tarasów. Co roku przybywały tu tysiące turystów, by oglądać jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Erupcja wulkanu poprzedzona trzęsieniem ziemi była jednym z najbardziej tragicznych epizodów w historii NZ i całkowicie zmieniła oblicze tej spokojnej osady. (…)

Minęliśmy „szkołę tkania”, łodzie maoryskie, szkołę, galerię rzeźby i dotarliśmy do niewielkiego budynku: „Kiwi House”. Tu pod szkłem w absolutnej ciszy można oglądać ptaki-symbole kraju. A dalej jest rozległy teren z dużą liczbą otworów w skorupie ziemskiej, skąd nieustannie wydobywa się gorąca para o słabym zapachu siarkowodoru. W niej tonie cała dolina i gorący strumień. Z drugiej jego strony jest kilka niezbyt imponujących gejzerów. W jednym z nich erupcja następowała co kilka minut, zaś w międzyczasie słychać było gotującą się wodę w gejzerze Pahutu.

Z drewnianych kładek i okazałych platform oglądaliśmy gorące źródła, syczące fumarole, barwne kratery, sadzawki z gorącym błotem i bujną, soczystą roślinność. Wystarczy wykopać tu otwór w ziemi i jak ze studni można czerpać gorącą wodę do gotowania lub ogrzewania mieszkań. Jednak ustawowo jest to zabronione, gdyż niekontrolowana jej eksploatacja spowodowała osłabienie, a nawet zanik kilku gejzerów.

Wielkim przeżyciem był przejazd przez dziewicze lasy NZ, nowozelandzką pustynię i z Ohakune do Wajouru: kaniony, zapadliska tektoniczne, mosty nad przepaścią, ogromne drzewa, nieznana w Europie roślinność, zagrody farmerskie, niewielkie osady i Rangitikel River w głębokiej dolinie… Gdy niespodziewanie poprawiła się pogoda, zza chmur wyłonił się potężny stożek Ruapehu. (…)

Stożki wulkaniczne Ngauruhoe i Ruapehu | Fot. Eusebius (CC A-S 2.0, Flickr)

NZ jest krajem właścicieli domków. Domki są symbolem bogactwa. Miasta stanowiące zlepek kilku miejscowości właściwie nie mają typowych dla Europy bloków. Nie ma tu solidnego budownictwa, normalnego ogrzewania, szczelnych okien. Często właściciele nieruchomości przerabiają garaże na mieszkania, które wynajmują studentom przyjeżdżającym na wakacje. Drogie są szpitale i lekarstwa. Trudno tu o pracę, są problemy z wizami dla małżonków i dzieci. O pracę najłatwiej tam informatykom, kierowcom i budowlańcom. Inny jest tu system edukacji: mniej teorii, uczniowie zachęcani są do wysiłku i przedsiębiorczości i za to są nagradzani. W szkołach uczą świętować sukces, rozbudzają ciekawość świata, rozwijają zainteresowania.

Jednak co innego standard życia, a co innego jego jakość. Miasta nowozelandzkie często umieszczane są na czołowych pozycjach najlepszych do zamieszkania miejsc świata. Dlaczego? Tu, na KOŃCU ŚWIATA, żyje się spokojnie, bez stresu, zabiegania, cicho, bezpiecznie, na luzie! W NZ ludzie cieszą się życiem, czas spędzają głównie poza domem, na świeżym powietrzu, uprawiając różne sporty: krykiet, rugby, pływanie, nurkowanie. Chodzą w góry, jeżdżą na rowerze. Rozrywek kulturalnych, festiwali, wystaw, koncertów jest mniej.

Reasumując: to nie jest kraj do życia dla typowego Polaka. Poza „świętym spokojem” Nowa Zelandia ma niewiele do zaoferowania z tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Europie.

Cały artykuł Władysława Grodeckiego pt. „W Nowej Zelandii” znajduje się na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Władysława Grodeckiego pt. „W Nowej Zelandii” na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl