Słuchając niektórych polityków zachodnich, zwłaszcza francuskich, chciałoby się, aby lepiej wiedzieli, o czym mówią

Chciałoby się postawić ich przed polskim kioskiem z gazetami, aby raz przynajmniej zobaczyli, jak bardzo różni się „Gazeta Wyborcza” od „Gazety Polskiej” albo dwa dzienniki z nazwy katolickie.

Piotr Witt

Po transformacji ustrojowej – tu zwracam się do mego kolegi z Radia WE i przyjaciela, Jana Bogatki – dyrekcja Radia sugerowała nam – dziennikarzom radiowym, aby więcej czasu w naszych materiałach poświęcać nauczaniu demokracji zachodniej. Istotnie, po czterdziestu pięciu latach komunizmu Kraj miał tych lekcji wielką potrzebę. W ludziach pozostały nawyki utrwalone przez dziesięciolecia: odruchowy lęk przed swobodnym wypowiadaniem poglądów politycznych; tylko najstarsi pamiętali, co to są wolne wybory. Tym, co mówili za dużo, przypominano, kto budował Kanał Białomorski: prawą ścianę kanału budowali ci, co wypowiadali uwagi polityczne, lewą ci, którzy ich słuchali.

To prawda, że dziś karta bankowa dotykowa stała się w Polsce urządzeniem banalnym, jak portmonetka albo długopis, ale wówczas trwało pewien czas, zanim Polacy przyzwyczaili się do konta w banku i książeczki czekowej, a jeszcze dłużej, zanim odzwyczaili się od nienormalnych stosunków gospodarczych. Mnie samemu po przyjeździe do Francji potrzeba było dobrych paru miesięcy, zanim odzwyczaiłem się od traktowania każdej ekspedientki jak śmiertelnego wroga.

Jedna z tych lekcji, najważniejsza, dotyczyła wolnych wyborów demokratycznych. Nie przypuszczaliśmy, że demokracja, podobnie jak przed nią socjalizm, utoruje sobie swoją własną – polską drogę. Nie wiedzieliśmy, że po jednej i po drugiej stronie Okrągłego Stołu zasiedli autoryzowani przedstawiciele tej samej Firmy. Firmy „kłamstwa, żelaza i papieru”, jak mówił poeta Gałczyński. Nie braliśmy pod uwagę np., że zamiast zwykłych karteczek z nazwiskiem kandydata – metody najprostszej i jednoznacznej – w Polsce sporządzi się karty wyborcze z rubrykami – rzecz najłatwiejszą do fałszowania.

Jako że doskonałość nie jest z tego świata, starałem się mówić zarówno o zaletach, jak i wadach zachodniego modelu demokratycznego, nacisk kładąc jednakże na zalety, gdyż nawet niedoskonała demokracja francuska różniła się przecież od totalitaryzmu komunistycznego jak dzień od nocy. Sytuacja zmieniła się od tamtego czasu i dzisiaj politycy zachodni, a zwłaszcza francuscy, wzięli sobie za punkt honoru, żeby pouczać Polaków. Słuchając niektórych, chciałoby się, aby lepiej wiedzieli, o czym mówią. Chciałoby się zobaczyć ich przed polskim kioskiem z gazetami, aby raz przynajmniej spojrzeli na różnorodność wyrażanych opinii. Aby zobaczyli, jak bardzo różni się „Gazeta Wyborcza” od „Gazety Polskiej”, jak różne są dwa dzienniki z nazwy katolickie, „Słowo Powszechne” i „Nowy Dziennik”, a jeszcze „Rzeczpospolita”, „Gazeta Prawna” itd., itd., podczas gdy prasa francuska jest „toujours unanime”. I dzisiaj konserwatywny „Le Figaro” różni się jeszcze mniej od lewicowego „Le Monde” niż za czasów Radia Wolna Europa. Różnice i ton zaznaczają się zwłaszcza w okresie przedwyborczym.

We Francji poglądy większości społeczeństwa nie znajdują wyrazu ani w parlamencie, ani w mediach oficjalnych. Z etykietą potępionych antydemokratycznych ekstremów tułają się po krańcach internetu i jednym lub dwóch pokątnych pisemkach. I nawet stamtąd projektowane ustawy starają się je wyrugować.

Totalitaryzm polega na jednomyślności. W Związku Radzieckim, kto głosił poglądy inne niż dziennik „Prawda” ten szedł na Kanał Białomorski albo na Wyspy Sołowieckie. Jednomyślność panowała absolutna.

W dzisiejszej Francji dopiero wybory w tajemnicy izolatorium – kabiny do głosowania ujawniają prawdziwe preferencje polityczne społeczeństwa. Podczas wyborów prezydenckich, które koniec końców wygrał zmarły niedawno Jacques Chirac, jego kontrkandydat w pierwszej turze otrzymał 80% głosów. Był nim Jean-Marie Le Pen, którego partia nie posiadała notabene w Parlamencie ani jednego przedstawiciela, skutkiem uczonego i bardzo przemyślanego pocięcia kraju na okręgi wyborcze – dzieło ministra spraw wewnętrznych.

Artykuł „Otumanienie” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w październikowym „Kurierze WNET” nr 64/2019, s. 3 – „Wolna Europa”, gumroad.com.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.
Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Otumanienie” na s. 3 „Wolna Europa” październikowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego