Metafizyka, Alaska i prawda w „Cieniach W Jaskini” – 14 stycznia 2022 – Tomasz Wybranowski po zmroku.

Dlaczego radio? W czasach, gdy rządzi szybkość i obrazkowa prostota przekazu, dobre radio z narracją wymaga od odbiorcy refleksji i zatrzymania się. Takim pragnie być Radio Wnet.

W życia wędrówce, na połowie czasu,

straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,

w głębi ciemnego znalazłem się lasu.

Jak ciężko słowem opisać ten srogi bór,

owe stromych puszcz pustynne dzicze,

co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.

Gorzko – śmierć chyba większe zna gorycze.

Tak Dante Alighieri opisywał świętą tercyną swój kryzys wieku średniego.

 

Tutaj do wysłuchania program „Cienie W Jaskini”:

To był zamierzchły wiek XIV. Ale oto minęło ponad 650 lat i w tej materii nic się nie zmieniło. I na pewno nigdy nie zmieni. W połowie naszej drogi, egzystencji czujemy się wypowiedziani w zawieszeniu, zerkamy do tyłu i rozważamy wszystko, co dane nam było przeżyć.

W takim ujęciu, że nasza przeszłość to nie samotna włóczęga, albo górnolotnie, peregrynacja przez zagadkowy, pełen tajemnic bór.

 

 

A mnie przed oczami staje nam widok rozległy jak ocean w małymi wyspami, tak jak wtedy, gdy pierwszy raz wchodzisz na górę świętego Patryka / Cloagh Patrick pod niebem Donegalu. To widok zapełniony po horyzont naszymi doświadczeniami, które przypominają chyboczące się małe łódeczki.

 

Chris o Poranku w trzeciej serii Przystanku Alaska wznosił toast za jego własny kryzys wieku średniego w wieku 22 lat, kiedy w pijackim zwidzie wszystko umknęło. Jak twierdził, że „pod wieloma względami to był najlepszy rok jego mojego życia”.

A ja wzniosę toast na symboliczny półmetek na mojej mapie, który magicznie, ale i po prostu banalnie, z marszu wydarzy się dokładnie za miesiąc w czas św. Walentego.

I ten czas był głównie przepełniony radiem jako teatrem marzeń, wyobraźni i pragnień a teraz pod dachem Radia Wnet mogę to wciąż realizować. I tak jak i wtedy gdy zaczynałem, tak i dziś czuję w sercu dreszcz emocji i ekscytacji, ale i ściskanie w dołku, bo wciąż ta trema przed państwem jest zadatkiem dobrej radiowej historii. Zacznijmy więc…

James Joyce powiedział napisał kiedyś:

Witaj życie! Po raz milionowy wychodzę na spotkanie rzeczywistości, by wykuwać w kuźni duszy sumienie mojej rasy.

Dziś posyłam w eter, ku Waszym uszom, sercom i zmysłom coś, co powstało ze zbiorowej nieświadomości społeczności ludzkiej a urzeczywistniło się w pewnym wierszu Charlesa Bukowskiego „Jak zostać wielkim pisarzem”.

I zrozumiałem coś bardzo ważnego. Oto nieważne co w kaskadzie słów i muzyki rzucam ku wam Słuchacze. Ku Tobie, choćby jedna słuchaczko, jedyny Słuchaczu.

Liczy się sam rzut.

Było o rzucie a teraz druga strona medalu… Obelga, impertynencja i błogosławieństwo człowieczeństwa. Ciekawość, ale nie jako Wścibstwo a Dociekliwość.

Fot. Studio 37 Dublin.

Siedzi w nas to głęboko, jak skazany na dożywocie skazaniec, który krzyczy do nas z pokładów świadomości. Wrzeszczy z odmętów mądrości narodów i wieków z antycznych mitów, czasem podań i apokryfów. Oto Pandora i jej puszka. Oto Ewa i jej jabłko. Oto żona Lota i jej ostatnie spojrzenie.

Nieważne jak do tego podchodzisz Ty Słuchaczko, nocna Małgorzato.

Nieważne jak Ty zacny Słuchaczu, zmierzchowy Marku ocenisz ciekawość.

Mamy ją po prostu zapisaną w genach. Jeśli nasze umiłowanie „poznania” miało tyłek, to „ciekawość” jako dociekliwość byłoby niczym kopniak Bruce’a Lee.

Niektórzy patrząc na to radiowe pudło, albo dwie kolumny głośniki widzą tylko pudła świecące. A ja widzę szlak jedwabny, szum Amazonki i indiańskie bębny, zapach skoszonego siana opodal gór Appalachów w pieśniach Roberta Planta. Widzę i czuję ziemię nicczyją, Terra incognito, która w naszym radiu Wnet należy do Was.

To co? Bądźmy ludźmi. Bądźcie moimi świadomymi słuchaczkami i słuchaczami.

Tomasz Wybranowski

Koncert na żywo Joanny Mioduchowskiej w Radiu WNET

Już w najbliższą niedzielę 22 sierpnia zapraszamy na koncert Joanny Mioduchowskiej Całość wydarzenia transmitowana będzie na żywo na antenie Radia WNET oraz na radiowym kanale YouTube o godz. 19.

Koncert odbędzie się w warszawskim bistro ,,Na Cyplu” przy ulicy Zaruskiego 12.

Joanna Mioduchowska to autorka piosenek – słów i muzyki. Jej utwory znalazły uznanie w kręgach piosenki autorskiej, poezji śpiewanej, muzyki folk i blues. Jednym z jej ostatnich sukcesów jest wyróżnienie w konkursie festiwalu Piknik Country na Piosenkę Drogi, dla piosenki „Nieśmiali”, śpiewanej w duecie z Krzysztofem Tkaczykiem. Obecnie trwają prace nad współautorską płytą Joanny Mioduchowskiej i Krzysztofa Tkaczyka „Żyj każdą chwilą”.

Podczas koncertu na scenie Radia WNET towarzyszyć jej będą znakomici muzycy: Wojciech Zalewski (kontrabas), Kamil Roloff (gitara elektryczna), Krzysztof Tkaczyk (śpiew, gitara), Oleg Wojtulewicz (instrumenty perkusyjne).

Więcej informacji o Joannie Mioduchowskiej i jej muzycznych dokonaniach można znaleźć pod poniższymi linkami:

Strona: https://www.joannamioduchowska.pl

Fanpage na FB: https://www.facebook.com/joannamioduchowska.muzyka/

YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCYvKS6ElCzUuUqTpSmRlwnA

Zachęcamy do subskrybowania kanału Joanny Mioduchowskiej na YT oraz dołączenia do grona jej fanów na Facebooku.

—————————————————-

– Strona: http://www.wnet.fm

– Facebooku: https://www.facebook.com/radiownet/

– Twitter: https://twitter.com/radiownet?lang=pl

– Instagram: https://www.instagram.com/radio_wnet/…

Po raz drugi rusza projekt Muzyka WNET – muzyczne przedsięwzięcie, które odkrywa nowe i zapomniane

Cykl muzycznych spotkań z młodymi polskimi debiutantami pt. „Muzyka WNET. Nowe i zapomniane – na żywo. Debiuty” – trzy niezwykłe koncerty oraz audycje prowadzone przez Jerzego Głuszyka.

Od dłuższego czasu widać tendencję wśród polskich mediów mainstreamowych do promocji jedynie największych artystów (tzw. majorsów), od lat silnie ugruntowanych na rynku muzycznym. Muzyka Wnet przełamuje monotonię, ukazując różnorodność sceny muzycznej poza gatunkowymi podziałami. Daje przestrzeń twórcom do tej pory nieodkrytym.

W odróżnieniu od zeszłorocznej edycji, debiutanci, oprócz swojego autorskiego programu, zaprezentują polskie zapomniane lub mało znane utwory z okresu międzywojennego. Nie zabraknie nowych aranżacji piosenek wykonywanych pierwotnie przez takich artystów, jak: Eugeniusz Bodo, Hanka Ordonówna czy Aleksander Żabczyński.

Pierwszej audycji będzie można wysłuchać w niedzielę 1 sierpnia o godz. 19:00 na falach Radia WNET. Następnych – w kolejne niedziele sierpnia o godz. 18:00.

W audycjach, prócz niezależnych twórców i wykonawców, będą uczestniczyć specjaliści z dziedziny muzyki i rynku muzycznego.

Artyści, którzy zagrają kolejno 15, 22 i 29 sierpnia w przepięknej przestrzeni Restauracji Na Cyplu przy ul. Zaruskiego 12 w Warszawie, to:

Zespół Siostry Melosik – bliźniaczki Dagmara i Martyna, zdobywczynie Nagrody Publiczności w koncercie „Debiuty” w ramach 55 KFPP w Opolu. Od 2012 roku siostry Melosik stale współpracują z Anią Dąbrowską jako chórzystki i współautorki tekstów. Teraz przyszedł czas na ich własną płytę, by w pełni zaprezentowały swój sceniczny potencjał.

Joanna Mioduchowska – autorka piosenek – słów i muzyki. Jej utwory znalazły uznanie w kręgach piosenki autorskiej, poezji śpiewanej, muzyki folk i blues. Jednym z jej ostatnich sukcesów jest wyróżnienie w konkursie festiwalu Piknik Country na Piosenkę Drogi, dla piosenki „Nieśmiali”, śpiewanej w duecie z Krzysztofem Tkaczykiem.

Karolina Gwóźdź – wokalistka, autorka tekstów i melodii. Wraz ze swoim kwintetem prezentuje autorski materiał, będący syntezą elementów jazzu akustycznego, folku i ambientu. Podejmuje próbę stworzenia dźwięcznej czasoprzestrzeni lawirującej między baśnią, snem i rzeczywistością.

Koncerty, towarzyszące audycjom, będą transmitowane na żywo w ponadregionalnym Radiu Wnet oraz równocześnie globalnie, w sieci Internet (transmisja LIVE na kanale rozgłośni w serwisie YouTube).

Zapraszamy do słuchania Muzyki WNET przez cały sierpień. Nowych i zapomnianych – na żywo. Debiutów.

 

Polska staje się moim drugim domem. Lubię tutaj być, koncertować, nagrywać, pisać piosenki i spotykać ludzi

Od pierwszego kontaktu uważam Polskę za bardzo otwartą na muzykę. Kiedy dajesz z siebie moc energii, czujesz się dobrze i duchowo scalisz z salą, to w Polsce dostajesz zwrot tej energii z naddatkiem.

Tomasz Wybranowski, Jack Moore

Jack Moore – brytyjski muzyk, gitarzysta i kompozytor. Jest synem nieżyjącego już genialnego gitarzysty i wokalisty Gary’ego Moore’a, autora m.in takich hitów jak Still Got The Blues, Empty Rooms czy Over the Hills and Far Away. Jack przez wiele lat występował wraz z ojcem na światowych scenach. Grał też m.in w Royal Albert Hall, uświetniając koncert Joe’go Bonamassy i Deep Purple. Do wspólnych koncertów zaprosił go również Thin Lizzy. Występował na festiwalach w całej Europie (w tym wielokrotnie w Polsce). Jack Moore grywa z zespołem Cassie Taylor, realizując równocześnie własne projekty muzyczne. Jest związany z projektem Gary Moore Tribute Band, z którym koncertuje w Polsce i Europie.

Wiesz, że Radio WNET planuje już specjalne programy i koncerty w 2022 roku, związane z Twoim ojcem. To moje wielkie marzenie. A Twoje?

Oczywiście. Mam nadzieję, że uda nam się właściwie i w sposób pełny uczcić 70. rocznicę urodzin taty. To będzie bardzo specjalne wydarzenie. Jak wiesz, z powodu pandemii w tym roku trudno było świętować trzydziestolecie premiery płyty Still Got The Blues. Bardzo chcieliśmy uczcić tę datę i dać ludziom na całym świecie okazję do muzycznego świętowania, ale nie udało się. Ale jak wszystko wróci na właściwe tory – a wierzę, że stanie się to szybko – odbędą się specjalne wspominkowe koncerty. (…)

A jak znalazłeś Alicję Sękowską? Czy to może Alicja znalazła Ciebie?

Zgrywasz się. Doskonale znasz tę historię. Spotkaliśmy się na jakiejś wystawie albo koncercie ponad rok temu. Właściwie to robiła ze mną wywiad, a ja nie byłem świadomy tego, że Alicja cokolwiek robi muzycznie. Potem zaczęliśmy od czasu do czasu wymieniać informacje i posty na Instagramie. I w końcu okazało się, że śpiewa!

Jak powstała piosenka Inni? To znakomity singiel i zapada w pamięć.

Przez kilka tygodni muzykowaliśmy, próbując znaleźć wspólny muzyczny mianownik, który odpowiadałby nam obojgu. Alicja wpadła na świetny pomysł muzyczny i zaczęła pisać piosenkę. A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Weszliśmy do studia i był to bardzo szybki i naturalny proces. Innych nagraliśmy w jakieś dwa tygodnie. To było może pięć sesji w studiu. Oboje byliśmy bardzo podekscytowani i zadowoleni z ostatecznego efektu. Mieliśmy wspólną wizję artystyczną, więc singiel Inni brzmi dokładnie tak, jak chcieliśmy. Szybko powstało wideo, które możecie oglądać. I wiem, że regularnie pojawia się w Twoim radiu.

To znakomita piosenka rockowa, z bluesowym sznytem, choć czuć trochę brzmienia à la americana. Ale zdarzyła się rzecz niezwykła. Umieściłeś klip Innych na swoich kontach społecznościowych i…?

Byłem bardzo zaskoczony pozytywną reakcją, i to nie tylko z powodu muzyki. Zaskoczenie i zdumienie wzbudził we mnie fakt, że ludzie na świecie w zasadzie nie rozumieją języka polskiego, a jednak, patrząc na komentarze, przekonałem się, iż muzyka jest najważniejsza sama w sobie. W większości nie rozumieją, o czym Alicja Sękowska śpiewa, ale kochają tę piosenkę. Wiem, że ten utwór ma potencjał. Jeśli będzie częściej grywana w stacjach radiowych, to pokocha ją większe audytorium. (…)

Powiedz mi coś więcej o swoim odczuwaniu Polski.

To bardzo interesujący kraj. Od pierwszego kontaktu uważam Polskę za bardzo otwartą na muzykę. Myślę, że Polska i Polacy nie zawsze dostają muzykę, na którą zasługują. Polacy są bardzo wdzięczni. Kiedy przychodzi grać mi tutaj koncerty, to widzę publiczność, która ma w sobie pasję muzyki i czuje ją. Poziom energii jest bardzo wysoki, ludzie dobrze się bawią. I szczerze mówiąc, myślę, że w Polsce mamy największą koncertową publiczność – a trochę grywałem po całym świecie. Tutaj zdarzają się nadzwyczajne koncerty. Kiedy dajesz z siebie moc energii, czujesz się dobrze i duchowo scalisz się z salą, to w Polsce dostajesz zwrot tej energii z naddatkiem. Powtórzę: Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania. Oswajam się i wrastam w to miejsce całym sobą. Poznałem kilka polskich miast, szczególnie Warszawę. I powtórzę się: czuję się teraz w niej jak w prawdziwym domu. Mam tutaj także dobrych i sprawdzonych przyjaciół. (…)

Nawiązując do twórczości Gary’ego Moore’a, Twojego ojca, i nazwy jego albumu Still Got the Blues: rock i blues wciąż będą trwać?

Myślę, że zdecydowanie tak. Blues jest na swój sposób historią muzyki, bo sięga do jej samych korzeni, ponieważ… on jest tym korzeniem. Nawet kiedy spojrzysz na lata osiemdziesiąte w muzyce, blues był po prostu jej fundamentem. I zasadniczo to blues jest początkiem wielu różnych stylów: rocka, hard rocka czy heavy metalu. Tak wiele z bluesa wynika, że tkwi on głęboko w muzycznej tożsamości. I zawsze będzie blisko. Blues tkwi w duszach biednych ludzi, doświadczonych życiowo. Bogaci z wielkich metropolii nie zrozumieją go. Myślę, że blues wciąż jest ważny i czytelny dla osób, które borykają się z licznymi problemami. A dziś też ich nie brakuje. Blues to muzyka, która powstała w zetknięciu z cierpieniem i rozpaczą. Wciąż tam tkwi.

Ponieważ rok 2022 związany będzie z wyjątkową rocznicą 70. urodzin Twojego ojca, to już teraz zapraszam Cię na specjalne obchody i nie tylko na nie.

Bardzo się cieszę z tego powodu. Możecie na mnie liczyć.

Cały wywiad Tomasza Wybranowskiego z Jackiem Moore’em, pt. „Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania”, znajduje się na s. 19 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Jackiem Moore’em, pt. „Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania”, na s. 19 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przeczytasz i musisz posłuchać! Recenzja Tomasza Wybranowskiego najlepszych polskich albumów muzycznych roku 2020

W noworocznym bloku 1 stycznia 2021 roku, od godziny 9:00 na antenie Radia WNET (Kraków 95,2 FM, Warszawa 87,8 FM i Wrocław 96,8 FM) zaprezentuję nagrania z najlepszych 50 polskich płyt roku 2020.

Tomasz Wybranowski

Kolejny rok za nami. W muzyce nie był to rok tak dobry, jak poprzedni. Pandemia odcisnęła swoje piętno i na rodzimych twórcach.

W naszym subiektywnym zestawieniu – trzydziestka płyt bez podziału na style i gatunki. Dodam, że piosenki z każdej płyty gościły na antenie Radia WNET. Bo Radio WNET to „muzyka warta słuchania”.

1 stycznia 2021 roku w specjalnym bloku świątecznym, od godziny 9:00 będę opowiadał o tych albumach wspólnie z szefem Listy Polskich Przebojów WNET Poliszczart Sławomirem Orwatem i redaktorem Adrianem Kowarzykiem. (…)

4. Mgły Samotna podróż do Arkadii – dream pop/space rock/Wytwórnia Mgły

Już obwoluta albumu grupy Mgły programuje nasze zmysły. Zmusza do żegnania się z latem, oczekując pierwszych chłodów, cienistości i mgieł.

Spodziewałem się całości zakomponowanej (jak mi się jawiło) w letniej dream popowej polewie porywów serc i lipcowo-sierpniowych zdarzeń, odrealnionych wobec szarości zwykłych dni. Okazało się inaczej, z czego bardziej niż się cieszę. O czym za chwilę…

24 kwietnia 2020 r. przyniósł premierę Samotnej podróży do Arkadii. Od pierwszego taktu, od pierwszej rozśpiewanej wyliczanki miesięcy w Tess (trochę jak u mistrza Śliwonika, tylko zestaw miesięcy inny) porzuciłem letnie pejzaże na rzecz dystyngowanych dam: jesieni i nostalgii. Melancholii w 13 nagraniach na płycie jest więcej niż moc. Muzycznie też dzieje się wiele. Ale owo dzianie się w strukturze jest nieśpieszne, bez fajerwerków na siłę i schematów. Analogowe klawisze wtapiają się w wiolonczelę i wianki wysmakowanych orkiestracji (trąbka i flugelhorn), jak w cudownym nagraniu Smutna piosenka. Dopełnieniem jest głos Ewy Wyszyńskiej, który przykuwa uwagę słuchacza i zatapia go w półśnie.

Oniryczność dream popu z domieszką space rocka i triphopowego nastroju łowi słuchacza na błogą smycz. Baśniowa i poetycka to płyta. Urzeka i daje wytchnienie od wielości znaków zapytania, co też przyniosą nam kolejne fale czasu. Finalny utwór Inaczej z transową perkusją, analogowo-moogową wycieczką (do innej muzycznej Arkadii) zachęca, by czekać na drugi album grupy Mgły.

3. Half Light (Nie)pokój wolności – electro-rock/Audio Anatomy

Toruńska electro-rockowa grupa Half Light to równolatek Radia WNET. Wspólnie antenowo rok temu obchodziliśmy dziesięciolecie istnienia. To ważny zespół na muzycznej mapie Polski. Powstał z konfiguracji energetycznej dwóch muzycznych kręgów, wokalisty i autora tekstów Krzysztofa Janiszewskiego i klawiszowca Piotra Skrzypczyka. Muzyczny gwiazdozbiór dopełnł gitarzysta Krzysztof Marciniak.

3 lutego br. i ukazał się kolejny album (Nie)pokój wolności – 11 kompozycji electro-prog-rockowych, które tworzą idealny i przystający do „świata w czasach zarazy” koncept albumu. Płyta w warstwie lirycznej opiera się na wszechstronnej i wyczerpującej interpretacji prozy George’a Orwella, choć ja odnajduję i echa powieści Roberta Musila Człowiek bez właściwości.

Ale aktualna aura polityczna, społeczna i mentalna w kraju i na świecie była koronnym motywem do nagrania tego albumu, dodam – pełnego cierpienia szarego człowieka, który musi zmagać się z narzucanymi regułami, inwigilacją, wreszcie brakiem intymności oraz koniecznością wyboru: „z nami lub przeciw wam”.

Bez końca szukamy w sercu i społecznych relacjach owego „pokoju wolności”, w którym chcemy być wreszcie sobą i kultywować własne wartości. Niestety takich niemal utopijnych miejsc na ziemi jest coraz mniej.

Muzykę skomponował cały zespół. Niezwykłe metafory napisał Krzysztof Janiszewski, także głos Half Light. Krzysztof wyrasta na sukcesora poetycko-muzycznych wizji innego mieszkańca Torunia – Grzegorza Ciechowskiego. Znakomicie czuje sprawy społeczne i ostateczne (2+2 zaśpiewane z nerwowym rytmem, oddającym niepokój dzisiejszego świata), ale i pięknie pisze o uczuciach, z delikatnym erotyzmem w tle (cudowne Istnieję, czy psalmowe Kochajmy się).

Muzycznie też niekonwencjonalnie: motywy electro i nowej fali, rock progresywny i sythpop, wreszcie ambient łagodzący industrialne źródła. To także płyta gitarzysty Krzysztofa Marciniaka, który – jak mawiam – wreszcie w pełni pokazał swój talent.

Cały album znakomity, równy i ani na jotę nienudzący. Teraz w głowie mam Departament Zbędnych Słów, motoryczne à la Republika 3 minuty nienawiści i emocjonujący Pokój wolności. Ten krążek trzeba koniecznie poznać. Przetrwa dziesięciolecia!

2. Julia Marcell Skull Echo – pop/Mystic Production

Tegoroczny album Julii Marcell jest dla mnie i objawieniem, i muzycznym ukontentowaniem.

To lek na tęsknoty i kolejna znakomita płyta artystki, która ma coś ważnego do zakomunikowania światu, który w pędzie i ekstazie wielkiego hedonistycznego dobrostanu totalnie nie zastanawia się, gdzie zmierza.

Echo czaszki/Skull Echo wybija z tego marazmu i bezwolności myśli i uczuć. To najdojrzalsza płyta Julii Marcell, a teksty celnie i boleśnie dają świadectwo stanu cywilizacji oraz coraz bardziej samotnych ludzi. Bo prawda często boli i nie znosi czegoś w pół taktu, w zawieszeniu. Bo półprawd po prostu nie ma!

Skull Echo to 11 obrazów współczesności, która zarozumiale niczego się nie lęka, ale wciska w ramy samotności, tęsknoty i nie-Miłości. Tekstowo to najdojrzalsza płyta Julii Marcell. Wszystkie liryki są dojrzałe i niezwykłe. A kluczem i kamieniem węgielnym zrozumienia całego zbioru jest nagranie Domy ze szkła – ABSOLUTNIE doskonałe! To dzieło sztuki! (…)

1. Świetliki Wake Me Up Before You F..k Me – muzyka alternatywna/Karrot Kommando

To się nazywa z wielkim rozmachem i artystyczną gracją uczcić ćwierćwiecze muzycznego debiutu. 25 lat po wydaniu albumu „Ogród koncentracyjny” Marcin Świetlicki, Grzegorz Dyduch, Tomasz Radziszewski, Marek Piotrowicz (od roku 1992 w zespole) oraz Michał Wandzilak i jedyny kobiecy rodzynek w zespole – znakomita wiolonczelistka Zuzanna Iwańska – wydali na świat album doskonały!

Wake Me Up Before You F..k Me to zestaw muzycznych poezji, który opowiada o świecie i ludziach z perspektywy narracyjnego offu. Oto świat, który zdaje się nie mieć końca, zasklepiony w niedokończonym i coraz bardziej przypadkowym ruchu, wciąż trwa. A my, ludzie, jesteśmy w stanie zniewolenia, chocholej nieważkości i nie chcemy otwierać bliźniemu swoich drzwi. Nieważne, czy do domu, czy do serca.

Katastrofista, znakomity poeta Marcin Świetlicki wreszcie doczekał się wigilii końca świata, który znaliśmy przed zarazą. A wieścił to od dawna, od początku… Stało się bowiem to, co przewidział w Wierszu bez światła: „A więc światło umarło, Wiele martwych świateł leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku”. Co ciekawe, album został nagrany przed czasem pandemii. Ot, wielkość prawdziwego poety rodem z podlubelskiego miasteczka Piaski, z adresem w Krakowie! (…)

Wszystkie nagrania są genialne. Czy to otwierający Jimi Czeczen, czy z metaforami Gałczyńskiego Ulica Szarlatanów albo szczery do bólu, a traktujący o sprzedajności i braku moralnej bazy O wojnie, oraz mój hymn (od kwietnia tego roku) Sierpień w mieście – wszystko niezwykłe, choć proste jest. I zachwyca ten zbiór. Marcinie Świetlicki, dzięki tej płycie miasto – Kraków – jest już Twoje!

W świątecznym noworocznym bloku, 1 stycznia 2021 roku, od godziny 9:00 na antenie Radia WNET (Kraków 95,2 FM, Warszawa 87,8 FM i Wrocław 96,8 FM) zaprezentuję nagrania z najlepszych 50 polskich płyt roku 2020. Zapraszam.

Cały artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Najlepsze 30 polskich albumów 2020 roku. Subiektywny wybór Radia Wnet” znajduje się na s. 18 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tomasza Wybranowskiego pt. „Najlepsze 30 polskich albumów 2020 roku. Subiektywny wybór Radia Wnet” na s. 18 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Od kiedy pamiętam, chciałam być piosenkarką. Moje zainteresowania nie zmieniały się tak jak innym dzieciom

Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Jednak nie jestem samowystarczalna.

Sławek Orwat, Kasia Marona

Piszesz w swojej biografii, że muzyka i śpiew towarzyszą Ci od najmłodszych lat i są Twoją największą pasją. Kto zaraził Cię muzyką i od kiedy wiedziałaś, że scena jest Twoim przeznaczeniem?

Fot. B. Czerniakowska

Odkąd pamiętam, chciałam śpiewać. Nie było ze mną tak jak z innymi dziećmi, że zmieniały mi się zainteresowania i raz chciałam być piosenkarką, a za chwilę marzyłam o tym, by zostać stewardesą, kucharką czy pielęgniarką. W moim rodzinnym domu od zawsze było dużo dobrej muzyki, bo mój tata jest jej wielkim pasjonatem. Słuchało się Franka Sinatry, Czesława Niemena, The Rolling Stones, The Beatles czy Queen. To były moje pierwsze muzyczne inspiracje. Pamiętam, że próbowałam śpiewać razem z tymi zespołami i wokalistami jako mała dziewczynka do dezodorantu, a później otrzymałam w prezencie mój wymarzony mikrofon. (…)

Do znakomitego pianisty i basisty Henryka Pelli trafiłaś w wieku 13 lat. Czy był to ten przełomowy etap, który dał Ci poczucie pełnej gotowości, aby zawalczyć o swoje miejsce w wyścigu do sławy i spełnić swoje dziewczęce marzenia?

Kiedy rozpoczynałam pracę nad głosem, nie zdawałam sobie sprawy, ile pracy, serca i czasu trzeba włożyć w piosenkę, aby zabrzmiała naprawdę dobrze. Z Heniem trenowałam głos w lokalnym Centrum Kultury przez wiele godzin, kilka razy w tygodniu. Praca z tym człowiekiem była niezwykle inspirująca, ponieważ rady, które mi dawał, i ćwiczenia, które mi aplikował, okazywały się niezwykle skuteczne. Z niecierpliwością czekałam na każde zajęcia z nim i byłam zawiedziona, jeśli zajęcia z jakichś powodów się nie odbyły. Ten etap, kiedy ćwiczyliśmy i jeździliśmy na różne festiwale piosenki, był pewnym przełomem w moim życiu, ponieważ jako osoba z małej miejscowości miałam możliwość stanąć na wielkich scenach, często przed kilkutysięczną publicznością, poznać wielu wspaniałych muzyków i wokalistów. Moje występy podobały się ludziom, dostawałam wiele pochlebnych opinii na ich temat i to dodawało mi skrzydeł i było spełnieniem moich marzeń. (…)

Twój charakterystyczny, mocny głos został zauważony i zapamiętany także przez widzów popularnego programu „Mam talent”, gdzie szturmem zdobyłaś ćwierćfinał brawurową interpretacją piosenki Chain of fools z repertuaru Arethy Franklin, oczarowując zarówno jurorów, jak i publiczność. Wzięłaś także udział w programie „Śpiewajmy razem”. Czy pokazanie się w przeróżnych TV-talent shows to dziś faktycznie jedynie słuszna droga do zdobycia popularności, a właściwie rozpoznawalności na ogromną skalę?

Nie uważam, żeby start w programach typu talent show był jedyną słuszną drogą. Jest przecież wielu wokalistów, którzy nie uczestniczyli w takich programach, a są znani i odnoszą sukcesy. Jest to więc tylko jedna z opcji. Po wielu świetnych wokalistach nagle słuch ginie po zakończeniu programu, więc sam udział w tego typu formatach nie jest gwarantem sukcesu. Historia pokazuje jednak, że można zostać zauważonym, zaprezentować swoje umiejętności i dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

Sama komponujesz i piszesz teksty swoich piosenek, co w muzyce pop, którą reprezentujesz, nie jest częstym zjawiskiem. Jaka jest u Ciebie kolejność zdarzeń w powstawaniu piosenki i czy zawsze już będziesz artystką samowystarczalną?

Nie mam jednego wzorca, na którym się opieram przy pisaniu piosenek. Czasem pierwsza jest melodia, czasem tekst. Melodie często nagrywam na telefon, bo przychodzą mi do głowy zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie, natomiast fragmenty tekstów zapisuję na biletach, kartkach, w kalendarzu, w telefonie – gdzie popadnie – byleby nie uciekły. Piszę swoje piosenki sama, bo nikt tak jak ja nie odda tego, co w danym momencie czuję, jakie emocje mi towarzyszą, a chciałabym być jak najbardziej szczera wobec moich słuchaczy. Nie mogę jednak powiedzieć o sobie, że jestem samowystarczalna, bo wraz ze mną nad piosenkami pracują producenci, którzy są dla mnie dużym wsparciem – oni zajmują się aranżowaniem moich utworów. Chętnie słucham ich porad i uwag, ale jestem też dość bezpośrednią osobą i jeśli jakieś pomysły nie podobają mi się, otwarcie to mówię. (…)

Jaka będzie Twoja pierwsza płyta długogrająca, kiedy się ukaże i jakie są Twoje marzenia i oczekiwania związane z tym wydawnictwem?

Moja płyta będzie utrzymana w popowych klimatach. Oprócz Kasi znanej z romantycznych ballad, w kolejnych piosenkach będzie można posłuchać mojej bardziej zadziornej wersji. Na płycie znajdą się też kawałki elektroniczne i nowocześniej brzmiące. Bardzo chciałabym, aby ta płyta trafiła do jak najszerszego grona odbiorców, żeby zapadła ludziom w pamięć i w serca. Mam nadzieję, że ukaże się jak najszybciej, bo jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…

Cały wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” znajduje się na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Sławka Orwata z Kasią Maroną pt. „Jest tyle historii muzycznych do opowiedzenia…” na s. 15 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Paulina Wróblewska: Jeśli już nie możesz mówić, zaczynasz śpiewać, jeśli śpiew nie wystarcza – zaczynasz tańczyć

Myślę, że odnalazłabym się w latach pięćdziesiątych. Utwory te mają wartościową treść, są dowcipne, bogate w metafory i instrumentarium, melodyjne – są piękne. Darzę tę muzykę ogromnym szacunkiem.

Sławek Orwat, Paulina Wróblewska

Zdjęcia z archiwum Pauliny Wróblewskiej

Kutno kojarzy mi się najbardziej z corocznym Świętem Róży, a muzycznie z hałaśliwym Rock and Rose na kutnowskim Józefowie. Od kiedy śpiewasz i w jakim stopniu wzrastanie właśnie w tym mieście pomogło Ci w starcie do kariery artystycznej?

Zawsze głośno powtarzam, że Kutno jest miastem róż! Jak na niewielkie miasto (poniżej 50 tysięcy mieszkańców), jest bogate kulturalnie. Kutno to także Ogólnopolski Konkurs Piosenek Jeremiego Przybory „Stacja Kutno”, Konkurs Literacki im. Szaloma Asza, Letni Festiwal Muzyczny, Centrum Teatru Muzyki i Tańca z rozmaitym repertuarem koncertowym. I chyba właśnie to, że zawsze znajdzie się pretekst do kulturalnego wydarzenia, zachęca młodych ludzi do udzielania się w nich. Trafiłam do Młodzieżowego Domu Kultury, w którym od szkoły podstawowej śpiewałam. Równolegle uczyłam się w Szkole Muzycznej im. K. Kurpińskiego gry na skrzypcach, następnie w klasie wokalu klasycznego. Razem z moimi zdolnymi koleżankami, kolegami z MDK występowaliśmy podczas lokalnych wydarzeń, braliśmy udział w festiwalach wokalnych ogólnopolskich i międzynarodowych, uczestniczyliśmy w warsztatach wokalnych. To był czas częstych podróży, poznawania nowych ludzi, nawiązywania przyjaźni, które trwają do dziś. Oczywiście jestem wdzięczna rodzicom za wsparcie, zaangażowanie i możliwość rozwoju muzycznego. Rodzina najwierniejszym i najszczerszy fanem!

Ukończyłaś Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. K. Kurpińskiego w klasie skrzypiec i śpiewu klasycznego. Wybrałaś jednak wydział aktorski w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie – specjalność: aktorstwo teatru muzycznego. Musical łączy w sobie trzy dziedziny – taniec, śpiew i aktorstwo. Czy wszystkie te elementy są dla Ciebie tak samo ważne, czy masz swego faworyta?

Akademia chyba mi się przytrafiła. Już tłumaczę. Mój pierwszy rok studiów to dziennikarstwo i komunikacja społeczna na UKSW. Na początku celowo nie zgłosiłam się na egzaminy do żadnej artystycznej uczelni. Myślałam, że muzyczne działania, które tak bardzo lubię, będę mogła wykonywać po zajęciach, w międzyczasie… szybko okazało się, że zaczęłam tęsknić. I po roku dziennikarstwa postanowiłam zdawać na wokalistykę jazzową w Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Nie dostałam się (dzisiaj twierdzę, że tak miało być). Przyjaciel powiedział mi o nowym kierunku studiów na wydziale aktorskim w Akademii Teatralnej w Warszawie, że ogłosili nabór i powinnam spróbować. Pomyślałam: „OK, skoro już tu jestem, to trzeba iść za ciosem!”. Chciałam, ale jedyne moje doświadczenie aktorskie to były przedstawienia szkolne, a praca przed kamerą – udział w dwóch programach muzycznych. Peszyło mnie też, że „być aktorką i piosenkarką” to marzenie małej dziewczynki… Na szczęście podeszłam do egzaminów, na szczęście się dostałam.

Egzaminy do szkoły teatralnej to jeden z najbardziej ekscytujących momentów studiów. Patrzy na ciebie grupa aktorów; część kojarzysz z seriali, część z teatru, części nie kojarzysz, ale wszyscy wyglądają bardzo surowo i uważnie cię obserwują. Następnie dowiadujesz się, że przechodzisz do kolejnego etapu i do kolejnego, i wciąż nie wiesz, czego się spodziewać i co o tobie myślą. Podczas studiów wiele tych tajemnic udaje się rozwiązać, ale nie wszystkie. I to jest w dziedzinach artystycznych najpiękniejsze – wiele zaskoczeń, niewiadomych, spontaniczności…

Zdecydowanie uważam, że śpiew jest moją najmocniejszą stroną. Na szczęście można te wszystkie umiejętności łączyć. (…)

Śpiewasz w projekcie Moja Alabama z utworami z repertuaru Ludmiły Jakubczak, natomiast w Studiu Piosenki Teatru Polskiego Radia wystąpiłaś z piosenkami Piotra Szczepanika. To bardzo cenne, kiedy młodzi artyści czują artystyczną więź z przebojami pokolenia ich dziadków. Skąd u Ciebie wziął się sentyment do tamtych lat i czy masz w planie przypomnieć nam kolejnego ówczesnego artystę?

Gdy mi Ciebie zabraknie było ulubioną piosenką mojego dziadka, którego niestety nie poznałam. A babcia miała gramofon i płytę winylową z utworami Ludmiły Jakubczak. Ponadto od dziecka brałam udział w konkursach wokalnych, gdzie bardzo często śpiewało się polskie piosenki powojenne. Utwory te mają wartościową treść, są dowcipne, bogate w metafory i instrumentarium, melodyjne – są piękne. Darzę tę muzykę ogromnym szacunkiem, słucham w samochodzie, w domu. Przy utworach Ludmiły Jakubczak, Marii Koterbskiej, Nataszy Zylskiej można przenieść się lata wstecz. Muzyka powinna nas poruszać, bawić, zmieniać – i tak właśnie jest w tym przypadku. Odnoszę wrażenie, że odnalazłabym się w latach 50., że za późno się urodziłam, ale wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Oczywiście mam pomysł na kolejny repertuar, tak jak mam pomysły na swoje utwory, ale tym razem będę szukać pomocy organizacyjnej, finansowej, zaufanej osoby, która pomoże w reżyserii. Do udziału w koncercie Studiu Piosenki Teatru Polskiego Radia zostałam zaproszona przez pana Janusza Gasta z Polskiego Radia po premierze Mojej Alabamy. Repertuar był narzucony, ale przemyślany. W końcu aktywność muzyczna Ludmiły Jakubczak i początek kariery Piotra Szczepanika to lata 60. XX wieku, więc mamy muzyczne pokrewieństwo.

Nieobcy jest Ci także klasyczny musical. Przed dwoma laty wystąpiłaś na deskach Teatru Rampa w Oto Oliver Twist w reżyserii Teresy Kurpias-Grabowskiej. Musicale w ostatnich dekadach powoli, acz skutecznie wypierają z repertuarów teatrów muzycznych operetkę. Jaka forma łącząca ze sobą śpiew i choreografię będzie dominować w najbliższych latach i w jakich przedstawieniach czujesz się najlepiej?

Mamy na mapie Polski kilka ważnych musicalowych miejsc, jak Teatr Muzyczny Roma, Teatr Rampa, Syrena – w Warszawie, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Teatr Muzyczny w Łodzi, w Gdyni, w Poznaniu i wiele innych. Teatry dramatyczne mają w swoim repertuarze spektakle muzyczne. Moim zdaniem muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji. Jeśli już nie jesteś w stanie mówić, to zaczynasz śpiewać, jeśli śpiew nie wystarcza w wyrażeniu emocji – zaczynasz tańczyć. To zjawiskowe połączenie.

Osiągniecie perfekcji (jeśli w ogóle jest możliwe) to ciężka praca. Trzeba się napracować, napocić, ćwiczyć godzinami, żeby twoja gra, czynność, którą wykonujesz na scenie, wyglądała naturalnie, aby widz nie męczył się razem z tobą. Aktorstwo, wokalistyka, taniec to rzemiosło i ciągła praca, ale jakże satysfakcjonująca! (…)

Grand Prix na Encore Kaczmarski Festival, finalistka 22 Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, wyróżnienie na 55. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie i III miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenek Jeremiego Przybory „Stacja Kutno” świadczą o tym, że jesteś artystką nie tylko w Polsce rozpoznawalną, lecz także szanowaną. Jak te dowody uznania wpływają na ilość koncertów oraz udział w projektach artystycznych?

To za dużo powiedziane, ale bardzo miłe. Artystyczne życie nie jest regularne. U mnie regularnością jest różnorodność projektów, a ich ilość zapewnia mi stabilizację. Część koncertów odbywa się co weekend, trafiają się pojedyncze w tygodniu, kilka dni w spektaklowych w miesiącu, czasem dzień zdjęciowy, warsztaty, festiwale i okazuje się, że nie ma tygodnia bez pracy, która jest moją pasją. Nawet jeśli nie są to (jeszcze) moje autorskie projekty, wszystko obraca się wokół sfery artystycznej. I to lubię!

Cały wywiad Sławka Orwata z Pauliną Wróblewską pt. „Muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji” znajduje się na s. 17 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Sławka Orwata z Pauliną Wróblewską pt. „Muzyka, śpiew, taniec są pięknymi nośnikami emocji” na s. 17 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Znamy się na wylot – wywiad z Siostrami Melosik

Muzyka była w naszym domu zawsze obecna, a rodzice zachęcali nas do śpiewania i grania. Do dziś czerpiemy ogromną przyjemność ze wspólnego muzykowania, co ma miejsce zawsze przy wigilijnym stole. 

Tak się składa, że miałem okazję spotkać kilka par uroczych bliźniaczek. Pomimo wielu podobieństw zawsze można było też odnaleźć kilka detali, które różniły je w sposobie bycia, zainteresowaniach czy też preferencjach modowych. Co najbardziej was różni od siebie, a w czym jesteście zgodne?

Dagmara: Pół żartem pół serio powiem, że największa różnica jest taka, że Martyna lubi arbuza i budyń, a ja za nimi nie przepadam. Pozostałe różnice są dla mnie zrozumiałe, co pozwala na dojście do porozumienia, choćby nawet po burzliwej dyskusji.

Martyna: Jesteśmy zgodne, bo rozumiemy swoją konstrukcję psychiczną i znamy się na wylot. Nasze nieporozumienia dotyczą zatem albo kwestii kulinarnych albo sytuacji, w których jedna z nas próbuje działać wbrew sobie, a druga natychmiast to wyłapuje, jak fałsz w piosence.

Pochodzicie z poznańskiej, muzycznej rodziny Melosików. Wasz tata jest pianistą i dyrygentem, a przez blisko 20 lat był dyrektorem GOK w Tarnowie Podgórnym. Wasze starsze rodzeństwo – Bartosz i Karolina to także muzycy. Jedynie mama nie dała się porwać sztukom artystycznym. Czy dorastając w takiej rodzinie, byłyście  niejako skazane na muzykę?

Martyna: Mama tylko z zawodu nie jest muzykiem. Jej wrażliwość, głos i muzykalność nie odbiegają niczym od tej grupy zawodowej.

Dagmara: Muzyka była w naszym domu zawsze obecna, a rodzice zachęcali nas do śpiewania i grania. Do dziś czerpię ogromną przyjemność ze wspólnego muzykowania, co ma miejsce zawsze przy wigilijnym stole. Chyba faktycznie nigdy na poważnie nie rozpatrywałam innej życiowej drogi, niż tej z muzyką w samym centrum.

Trzykrotnie wystąpiłyście w popularnym dziecięcym talent show Od Przedszkola do Opola. Jak wspominacie te wydarzenia i czy już wtedy wiedziałyście, że scena to wasze środowisko naturalne (śmiech)

Martyna: Najwyraźniej tak (śmiech).

Dagmara: Wtedy jeszcze nie zdawałyśmy sobie sprawy, że “hartujemy się” na przyszłość. Zebrane wówczas doświadczenia pracy przed kamerą i opanowywanie stresu przed występami w telewizji w późniejszych latach wielokrotnie nam się przydały.

W 2001 za wykonanie utworu „W moim magicznym domu” zwyciężyłyście w programie Droga do Gwiazd  dzięki czemu 2 lata później wzięłyście udział w koncercie „Zbigniew Wodecki i jego goście”. Mogę się jedynie domyślać jak ogromnym przeżyciem dla młodych dziewcząt musiało być zetknięcie się twarzą w twarz z tak ważną postacią dla polskiej kultury muzycznej. Jaki obraz Zbigniewa Wodeckiego jest w waszych sercach?

Martyna: Chyba każdy, kto miał okazję go poznać, potwierdzi, jak wesołym i serdecznym był człowiekiem. Każde z naszych spotkań artystycznych (a mieliśmy okazję spotkać się na jednej scenie jeszcze kilkukrotnie) i prywatnych wspominam z uśmiechem i szczerą tęsknotą.

Dagmara: Zbigniew Wodecki był człowiekiem ogromnego szacunku do talentu i pracy innych muzyków, co nie jest takie powszechne. Potrafił równocześnie przyjmować owacje i zachować do nich zdrowy dystans. Miał też wspaniałe poczucie humoru. Wyjątkowy człowiek, o którym nie sposób nie myśleć z tęsknotą.

W 2005 roku wyjechałyście  na rok do Stanów Zjednoczonych, aby po pierwsze zdać maturę, a po drugie występować i nagrywać z Cecil’em Shaw. Czy można gdzieś posłuchać tych nagrań i jak w ogóle udało wam się tam zaistnieć w takim charakterze?

Dagmara: Czuję się zainspirowana do zrobienia porządku w moich płytach! (śmiech)

Martyna: Spotkanie z Cecil’em Shaw nie było planowane, zaaranżowali je moi znajomi, co zaowocowało kilkoma nagraniami i pięknym wspomnieniem. Nagrania z tamtego okresu są gdzieś w rodzinnym archiwum.

Martyna zagrała w USA w Pajama game wystawionym w Lamar High School w Houston w Teksasie, natomiast Dagmara w „Barnum” wystawionym w Southeast High w Wichita w stanie Kansas. Jak to możliwe, że po takich sukcesach nikomu nieznanych dziewcząt z dalekiej Polski, Ameryka was nie pochłonęła na zawsze?

Martyna: Powody były dwa: wygaśnięcie wizy i słowiańskie serce (śmiech).

Dagmara: Ten rok w Stanach był piękny i wyjątkowy, wiele znajomości z tamtych lat przetrwało próbę czasu. Ale nigdy nie poczułam się tam jak w domu. Ten wyjazd pomógł mi dostrzec i docenić wiele wspaniałych cech, które my Polacy mamy.

W grudniu 2008 Martyna została laureatką pierwszej polskiej edycji telewizyjnego konkursu talentów Fabryka Gwiazd, a 2 lata później w duecie z Piotrem Dymałą nagrała utwór „Od pełni do pełni” promujący komedię Tomasza Szafrańskiego pod tym samym tytułem. Utwór ukazał się na albumie pt. Adam Sztaba – Muzyka Własna. Nigdy was nie korciło, aby pójść każda swoją drogą i czy tego typu solowe projekty mogą wam się jeszcze kiedyś przytrafić?

Dagmara: My bardzo lubimy się rozdzielać. W przeszłości kilkukrotnie osobno brałyśmy udział w różnych projektach muzycznych. Faktem jest jednak, że trudno jest uzyskać tak satysfakcjonujący poziom porozumienia z kimś, kto nie dzieli z tobą kodu genetycznego.

Martyna: Zupełnie nie wykluczamy osobnych projektów, nie ma w nas – o czym świadczy choćby mój udział w Fabryce Gwiazd – niepohamowanej potrzeby tworzenia wszystkiego razem. Duetów miłosnych nie da się śpiewać we troje, więc czekam na propozycje (śmiech).

W 2011 roku piosenka zatytułowana „Żeńsko-męska gra” promowała film Łukasza Palkowskiego „Wojna żeńsko-męska” i jest zarazem waszym debiutem. Nie będę ukrywał, że zdecydowanie wolę to wszystko, co stworzyłyście potem, ale jak na debiut – przyznacie same – promocyjny strzał w dziesiątkę (śmiech).

Martyna: Choć „Żeńsko-męska gra” to nie nasza kompozycja, ale takich propozycji się nie odrzuca: pierwszy teledysk, pierwszy singiel i to od razu do filmu! To była fajna przygoda, choć też nie ukrywam, że dużo większą frajdę sprawia mi wykonywanie własnych piosenek.

Od roku 2012 współpracujecie z Anią Dąbrowską jako chórzystki i współautorki tekstów. W marcu 2016 na limitowanej edycji płyty Ani Dąbrowskiej Dla naiwnych marzycieli gościnnie ukazał się wasz autorski utwór „Znam na pamięć dalszy ciąg”. Czy współpraca z Anią to najważniejszy czas dla waszego rozwoju artystycznego i rodzaj trampoliny, która wyrzuciła was na szerokie wody oceanu zwanego rynkiem  muzycznym?

Dagmara: Ta współpraca wiele nas nauczyła, Ania chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniami. Lata spędzone w jej zespole pokazały nam też ten zawód “od kuchni”, dzięki czemu bardzo dobrze wiemy, na co się piszemy (śmiech).

30 lipca 2016, podczas koncertu Wierzę w Boże Miłosierdzie wieńczącego Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, wykonałyście utwór „In Christ Alone” przed 1,5 milionem zgromadzonych pielgrzymów oraz wielomilionową publicznością telewizyjną całego świata. Co wówczas czułyście?

Martyna: Szczerze mówiąc towarzyszył mi głównie stres. I to nie tylko ten dobry, mobilizujący, ale również zwykły strach o bezpieczeństwo, bo była to impreza o dużym ryzyku. We wspomnieniach jednak to jednak jeden z najpiękniejszych i najważniejszych występów w życiu.

Dagmara: Pamiętam, jak trzęsły mi się nogi, chociaż specjalnie założyłam buty na grubym koturnie (śmiech). To było pod każdym względem niepowtarzalne doświadczenie, zawsze będę wdzięczna Adamowi Sztabie, który nas do tego koncertu zaprosił.

8 czerwca 2018, wykonując „Batumi”, zdobyłyście Nagrodę Publiczności podczas 55. KFPP w Opolu. Wcześniej byłyście trzykrotnie nominowane do Fryderyka w kategorii „Utwór roku” za piosenki: „Nieprawda” (2016), „W głowie” (2017) i „Porady na zdrady (Dreszcze)” (2018). Czy nie macie wrażenia, że ostatnimi czasy nagroda ta nieco się zdewaluowała w porównaniu do poziomu artystycznego jej zdobywców z początków jej przyznawania? Podobnie też w mojej opinii z roku na rok obniża się poziom festiwalu opolskiego. Zgodzicie się?

Dagmara: Jakiś czas temu przestałam śledzić festiwale i inne konkursy muzyczne typu talent show, więc ciężko mi się do tego odnieść. Wiem natomiast, że wśród debiutantów opolskich z 2018 roku kilku wydało mi się naprawdę interesujących.

Martyna: Mogę tylko zauważyć ze smutkiem, że skoro koncert “Debiuty” rozpoczyna się grubo po północy, to nawet, gdyby poziom artystyczny był niezwykle wysoki, niewielu ludzi by się o tym dowiedziało…

Wasz styl to country-popowe, melodyjne i niezwykle kobiece piosenki wyróżniające się zarówno waszymi naturalnie spójnymi głosami, przemyślanymi tekstami jak i rdzennym, gitarowym brzmieniem. Czy idąc w tym kierunku, nie obawiałyście się zarzutów, że jesteście polską kopią Shani Twain?

Martyna: Kopią na pewno nie, ona jest jedna, a my dwie (śmiech).

Dagmara: Jesteśmy tak przywykłe do porównań, że chyba się na nie uodporniłyśmy. Poza tym mamy “czyste sumienie”. Nasza twórczość nie jest próbą kopiowania kogokolwiek, więc jeżeli nasuwają się skojarzenia, to świadczy to tylko o tym, że mamy podobny gust z innymi artystami. A to mnie akurat nie martwi, a cieszy.

W listopadzie 2018 wydałyście singiel, „Równocześnie”, a w czerwcu 2019 kolejny – inspirowany filmem „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego i zatytułowany „Coś nie tak”. Odnoszę wrażenie, że te dwa nagrania to pokaz waszej siły i konsekwencji w dążeniu do wytyczonego celu. Czy czujecie się artystkami w pełni pewnymi siebie i świadomymi słuszności drogi, jaską kiedyś obrałyście

Dagmara: Tak postawione pytanie natychmiast skłania mnie do szukania “dziury w całym”, o której śpiewamy zresztą w nowej piosence “Nawet ty”. Ale spontaniczna odpowiedź brzmi “tak”. To, co robimy, jest efektem naszego stuprocentowego zaangażowania, i to na każdym polu, od kompozycji, po teledyski. Czerpię radość z tworzenia i mam nadzieję, że jest to odczuwalne.

Martyna: Każdy kolejny singiel i teledysk utwierdza mnie w przekonaniu, że lubię, chcę i potrafię robić to, co robię. To bardzo przyjemne uczucie.

Współpracujecie z wieloma polskimi artystami, zarówno jako chórzystki jak i autorki tekstów i muzyki. Współpracowałyście też z big-bandami grając na gitarach, klarnecie (Dagmara) i saksofonie (Martyna). Czy tak ogromna wszechstronność może wkrótce spowodować daleko idącą samodzielność w procesie powstawania waszych kolejnych piosenek?

Martyna: Nie robimy w tym temacie założeń. Fajnie jest pisać samemu, ale najważniejszy jest efekt końcowy.

Dagmara: Jeżeli trzeba oddać komuś pałeczkę dla dobra piosenki, to zawsze warto się nad tym zastanowić. (śmiech)

W kilku zdaniach przybliżcie proszę sylwetki producentów, którym powierzyłyście pracę nad piosenkami.

Dagmara: Ta płyta nie powstałaby bez Bartka Staszkiewicza, znanego między innymi z zespołu SOFA. Poznaliśmy się w Toruniu, gdzie nagrywałyśmy instrumenty. Któregoś razu przyszedł, posłuchał, i powiedział, że chętnie by ją wyprodukował. To była dla nas ogromna niespodzianka, bo wybór producenta był wciąż przed nami. Dzięki temu, że jest muzykiem, wzbogacił kilka piosenek o partie klawiszy czy smyczków. Rozumiał nasze brzmienie i pomógł nam je wydobyć.

Martyna: Kuby Galińskiego – producenta i multiinstrumentalisty przedstawiać nie trzeba, bo pracował i pracuje z najjaśniejszymi gwiazdami polskiej sceny muzycznej. My natomiast poznaliśmy się grając w zespole Ani Dąbrowskiej i dzięki wzajemnej sympatii on także dorzucił swoje trzy bezcenne grosze do naszej płyty, za co jestem mu bardzo wdzięczna.

Wasz tegoroczny singiel „Nawet ty” od soboty jest w propozycjach do Listy Polskich Przebojów naszego radia. Nie ukrywam, że bardzo chciałbym was usłyszeć w TOP30. Pomożecie? (śmiech) 

Martyna: Bywalcy naszego facebooka już wiedzą, co mają robić (śmiech).

Ukończyłyście filologię włoską na Uniwersytecie Warszawskim. Nie myślicie o podbiciu tamtego rynku, albo przynajmniej o występie w San Remo?

Dagmara: Z przyjemnością!

Martyna: Myślimy i o jednym i o drugim (śmiech). Dla własnej przyjemności przetłumaczyłyśmy niektóre nasze piosenki, można je znaleźć na YouTube pod hasłem “Sorelle Melosik”.

Na kiedy planujecie wydanie swojej płyty i jak wyglądają wasze plany koncertowe?

Martyna: W tych czasach trudno mówić o planach, ale mamy takie pragnienie i wyobrażenie, żeby płytę wydać jesienią.

Dagmara: W sierpniu ruszamy w trasę z Anią, podczas której będzie można usłyszeć nasz najnowszy singiel. Zapraszamy!

 

Sławek Orwat