Jegliński: Żadna władza łącznie z obecną nie jest zainteresowana wyjaśnieniem morderstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Piotr Jegliński o niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach śmierci polskiego męczennika i braku woli ich wyjaśnienia ze strony rządzących oraz polskich roszczeniach majątkowych.

Piotr Jegliński o braku zainteresowania władzy śledztwem ws. zabójstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

To ciężki grzech na sumieniu naszych dzisiejszych przywódców.

Był zbulwersowany, kiedy przy okazji państwowego upamiętnienia śmierci kapłana okazało się, że „cały czas obowiązuje wersja procesu toruńskiego”. Tymczasem jak podkreśla, nie wiemy dotąd, w jakich okolicznościach kapelan „Solidarności” został zamordowany. Stwierdza, że 19 października to czas porwania bł. ks. Jerzego, a nie jego śmierci, która mogła nastąpić nawet kilka dni później. Uważa, że „ta ekipa, która wykonała zlecenie i pobiła księdza, odstawiła go do innej ekipy”, która według jednej z teorii miała porwanego przetrzymywać w bunkrze w Kazuniu.

Dlaczego żadna władza, podkreślam żadna władza, nie jest zainteresowana wyjaśnieniem morderstwa, które legło u podstaw tego ustroju, III Rzeczypospolitej?

Jegliński oczekuje, że prokurator generalny przejmie śledztwo, które jak mówi, nie zostało zakończone, gdyż IPN publikuje nadal nowe ustalenia w tej sprawie. Podkreśla, że także obecna władza „mimo pokrzykiwania nic nie zrobiła”, żeby ustalić i osądzić rzeczywistych sprawców mordu. Przypuszcza, że „czeka się, aż prawdziwi mordercy umrą”.

PKWN dalej działa, mamy zwycięstwo tamtego systemu, ci, którzy pozbawili polskich obywateli mienia, teraz triumfują, wszyscy się uwłaszczyli. Podstawowa rzecz, jaką jest własność, nie została rozwiązana.

Prezes wydawnictwa Edition Spotkania dodaje, że inną rzeczą, która go szczególnie boli, jest fakt, że wciąż obowiązują dekrety PKWN, na podstawie których wielu Polakom odebrano ich własność. Obecnie wielu prawowitych właścicieli ma problem z odzyskaniem tego, co zostało im zabrane, podczas gdy elity komunistyczne uwłaszczyły się na majątku PRL. Podkreśla, że wyjaśnienie zbrodni komunistycznych i „wyjaśnienie naszego stosunku do własności” to rzeczy, które musimy zrobić, jeśli nie chcemy żyć w PRL-bis.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K. T./A.P.

Okiem sceptyka. Kto (nie) dokonał zbrodni na księdzu Popiełuszce? Kontrowersje ws. zbrodni założycielskiej Trzeciej RP

Dlaczego Kiszczak nie kazał zamordować w więzieniu członków gangu Piotrowskiego? Wiemy, że wypadki takie chodzą w Polsce po ludziach nawet współcześnie, o czym świadczy los morderców Olewnika.

W swej książce „Teresa, Trawa, Robot” (Fronda 2009) Wojciech Sumliński opisuje prowadzoną na rozkaz Kiszczaka akcję inwigilacji esbeków skazanych w procesie toruńskim i następnie uwięzionych, oraz ich rodzin czy kręgów towarzyskich. SB zakładała podsłuchy, dokonywała tajnych rewizji i prowadziła obserwacje. Zdaniem autora, ta szeroko zakrojona akcja zmierzała do ukrycia sprawstwa i dowodów – prawdy w sprawie mordu dokonanego na bł. księdzu Jerzym Popiełuszce.

Czy naprawdę taki właśnie był cel tej akcji?

Nie sądzę, by dla oberubeka, jakim był Kiszczak, zlecenie podwładnym zamordowania kogokolwiek w PRL było tak łatwe, jak się to zwykle opisuje. Wymagałoby to struktury w jakiś sposób wyodrębnionej nawet z szeregów zbrodniczego z definicji MSW, uproszczonego systemu podległości i raportowania – swoistej „konspiracji w konspiracji”. Z drugiej strony wiemy, że komuniści takie właśnie struktury tworzyli. Mogli nadto sięgnąć po „bratnią pomoc”.

Rozkaz zamordowania kogokolwiek w Polsce, choć nieprosty, to jednak przypuszczalnie nie stanowił dla Kiszczaka nadmiernego wyzwania. O ile pamiętam, Wojciech Sumliński sądzi dość podobnie – w każdym razie w bodaj każdej swej książce opisuje Kiszczaka jako główną lub jedną z głównych postaci komunistycznego systemu zbrodni – kogoś, kto nie cofał się przed niczym.

Ale skoro tak, to dlaczego Kiszczak nie kazał zamordować zamkniętych w więzieniu członków gangu Piotrowskiego?

Wiemy, że wypadki takie chodzą w Polsce po ludziach nawet współcześnie, o czym świadczy los morderców Olewnika. Ludzie ci rozstali się z życiem, by tak rzec, hurtowo i w czasie zbliżonym, tedy urzędowe wyjaśnienia ich śmierci brzmią mało wiarygodnie. Skoro można dzisiaj zorganizować komuś samobójstwo w monitorowanej celi w Polsce, to bodaj można było i za PRL-u, zwłaszcza dla kogoś takiego, jak szef MSW. Dygresja: rozumowanie powyższe opiera się na prawdopodobieństwach i przypuszczeniach; być może śmierć morderców Olewnika naprawdę nastąpiła z przyczyn naturalnych – a jeśli nawet nie, to może ten, kto postanowił ich śmierć zaaranżować, miał potrzeby operacyjne i środki działania większe nawet od tych, którymi w PRL dysponował Kiszczak. Życie nie musi być logiczne ani tym bardziej odpowiadać naszym o nim wyobrażeniom. Koniec dygresji.

Przyjmujemy więc, że szef MSW Kiszczak mógł kazać zgładzić w więzieniu albo całą ekipę Piotrowskiego – co naturalnie wzbudziłoby podejrzenia – albo przynajmniej samego Piotrowskiego lub Pietruszkę; co właściwie przeszłoby bez echa. Ba! Ze swego punktu widzenia i w swym własnym zbrodniczym interesie – nawet powinien ich kazać zgładzić.

Skazani mordercy księdza, gdyby rzeczywiście wiedzieli poważnie więcej o sprawie mordu, a zwłaszcza gdyby mieli dowody współudziału kolejnych zbrodniarzy z MSW, w tym być może nawet i samego Kiszczaka – byliby przecież czymś w rodzaju bomby z opóźnionym zapłonem, blotkami do wykorzystania w każdej wyobrażalnej grze politycznej wymierzonej w ekipę Jaruzelskiego, potencjalnie jej gwoździem do trumny.

Co więcej, zbrodniarze Piotrowskiego własną śmierć zdawali się kilka razy wręcz prowokować, dając do zrozumienia, że owe dodatkowe informacje w rzeczy samej posiadają, że za czas jakiś (po odbyciu wyroku? W razie nieobniżenia wyroku?) „oni im (swemu naczalstwu?) dopiero pokażą” itp. Takie sugestie i takie gesty niezmiernie podnieciły Sumlińskiego, każąc mu wierzyć, że w rzeczy samej coś było na rzeczy, że skazani to li tylko najniższy krąg sprawców tej zbrodni.

Jednak niżej podpisany sam był w komunistycznym więzieniu i z doświadczenia wie, że bodaj nie ma więźnia, co nie odgraża się ludziom, których uważa za sprawców swej niedoli.

A może Kiszczak kazał inwigilować sprawców w ramach czegoś w rodzaju wewnątrzresortowej rutyny, ot – bo inwigiluje się zawsze i wszystkich skazanych. Tego nie wiem i sądzę, że taka hipoteza wymagałaby rozległej wiedzy na temat niejawnych operacji SB, by określić, czy inwigilacja szajki Piotrowskiego była rutynowa, czy też była operacją szczególną, specjalną. Dość, że za specjalną uważa ją Wojciech Sumliński; podtytuł jego książki brzmi: „Największa operacja komunistycznych służb specjalnych” i nawet, jeśli jest to gruba przesada, to jednak możemy przyjąć, że inwigilacja sprawców banalna nie była.

A może Kiszczak kazał inwigilować sprawców w ramach akcji dezinformacyjnej, swoiście „wielopiętrowej”? Kiszczak mógł wszak np. osobiście odpowiadać za mord na księdzu Popiełuszce, a gdy upewnił się, że nie wiedzą tego/nie mają dowodów ubecy skazani w procesie toruńskim (w przeciwnym razie nakazałby ich zgładzić) – poprzestał na samej tylko inwigilacji sprawców, chcąc w ten sposób zademonstrować swą i Jaruzelskiego rzekomą niewiedzę, tym samym budując sobie i Jaruzelskiemu, nawet tylko wewnątrz resortu i partii, swego rodzaju alibi. Ale teorię wielopiętrowej dezinformacji mam za zbyt wydumaną, skomplikowaną; a ubecy skomplikowani nie byli.

Cóż więc sądzić o inwigilacji w więzieniu sprawców mordu na błogosławionym księdzu Popiełuszce? Oto – najprawdopodobniej nie mają oni informacji poważnie wpływających na nasz stan wiedzy o tej zbrodni. W przeciwnym razie byliby nie inwigilowani, a zgładzeni.

Żyją do dziś. Więc nic nie wiedzą.

Po drugie, zbrodnia na błogosławionym Kościoła najprawdopodobniej, przynajmniej w zasadniczym zarysie, została dokonana w sposób przedstawiony w skandalicznym skądinąd procesie toruńskim sprawców. Gdyby na przykład to nie członkowie szajki Piotrowskiego jej dokonali, a kto inny – to patrz wyżej: byłoby to informacją poważnie wpływającą na nasz stan wiedzy o tej zbrodni, a Piotrowski i spółka dziś by już nie żyli.

Po trzecie: informacji poważnie wpływających na nasz stan wiedzy o zbrodni na księdzu najprawdopodobniej nie mieli też Kiszczak ani Jaruzelski. Oczywiście dużo lepiej od Piotrowskiego czy Pękali znali oni realia polityczne i personalne PRL-u i całego bloku sowieckiego, również w kontekście dokonanej zbrodni i jej konsekwencji, ale i bez związku bezpośredniego z samą zbrodnią.

Choć zarządzona przez Kiszczaka inwigilacja sprawców mogła być banalna i rutynowa (czemu Sumliński przeczy) albo miała rzekomą niewiedzę Kiszczaka i Jaruzelskiego tylko pozorować (którego to alibi Kiszczak i Jaruzelski nie potrzebowali albo byli na nie zbyt prymitywni), jednak logicznie i najprościej: szuka informacji tylko ten, kto jej nie posiada.

Mariusz Cysewski