Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej – światowy spektakl kłamstwa i tchórzostwa / Paweł Bobołowicz, „Kurier WNET” 49/2018

Czy bierzemy w nim udział, nie upominając się o prawdę, bo dziś nie dotyka ona bezpośrednio naszego społeczeństwa, czy dlatego, że pieniądze stały się ważniejsze niż ludzka przyzwoitość i solidarność?

Paweł Bobołowicz

Gdy kończę poniższy tekst, zaczyna się 44 dzień głodówki w putinowskim więzieniu Ołeha Sencowa – ukraińskiego reżysera i działacza. Człowieka, który zdecydował się na powolne umieranie, by zwrócić oczy świata na bezprawie rosyjskiego reżimu i los ponad 60 Ukraińców przetrzymywanych w rosyjskich kazamatach. By w dniach, gdy świat zachwyca się rosyjską sprawnością w przygotowaniu mundialu, przypomnieć o zbrodniach Putina i rozpętanej przez niego wojnie przeciwko Ukrainie.

Sencow jest też sumieniem tych, którzy „świętują” i „nie mieszają polityki i sportu”. Europejski Trybunał Praw Człowieka prosi Sencowa, by głodówkę przerwał. A Sencow europejskim sędziom przekazuje „wielkie pozdrowienia” i przypomina, że skargę do Trybunału skierował jeszcze w 2014 roku. Nadano jej „priorytetowe znaczenie” i do dzisiaj nie zrobiono nic.

Mam świadomości, że żadne apele o bojkot tego mundialu nie pomogą. Nawet bliscy mi znajomi piszą o „święcie sportu”. Nastrój trochę im popsuła przegrana polskich piłkarzy, ale nie to, że reżim Putina morduje ludzi.

Gdy jedni sprawdzają wyniki meczów, inni z lękiem sprawdzają, czy Ołeh Sencow jeszcze żyje.

Zachwyty nad cudowną atmosferą mundialu w Rosji, pochwały rosyjskiej gościnności nieodłącznie wywołują u mnie wspomnienie niejakiego Waltera Durantego – moskiewskiego korespondenta „New York Timesa”, który za reportaże wychwalające Sowiety otrzymał w 1932 roku nagrodę Pulitzera. Duranty opisywał cudowny komunizm w tym samym czasie, gdy Sowiety ogarniała fala Wielkiego Głodu i panował wszechobecny terror. Gdy przeglądam w archiwach KGB listy masowych egzekucji z tych czasów, gdy widzę zapadniętą ziemię kryjącą bezimienne groby, wciąż powraca myśl: dlaczego świat wtedy milczał? Czy naprawdę nie wiedział, co się dzieje, czy nie chciał o tym wiedzieć? Dlaczego poprawniej było czytać kłamstwa Durantego niż reportaże Garetha Jonesa, który nie opisywał sowieckiej rzeczywistości z biura w Moskwie, lecz wbrew zakazom pojechał na tereny dzisiejszej Ukrainy, gdzie zobaczył, co w rzeczywistości oznacza sowiecka władza i jaki jest bezmiar tragedii przez nią spowodowany?

Jones, który ujawnił prawdę o Sowietach, już w 1933 roku ostrzegał także przed Hitlerem. Dwa lata później jednak został zamordowany w Mandżurii. Prawdopodobnie stało za tym NKWD. Czy gdyby wtedy świat zaczął reagować, udałoby się zapobiec koszmarowi kolejnych sowieckich zbrodni, a może nawet II wojnie światowej?

Na to nie znamy odpowiedzi, nie ulega jednak wątpliwości, że znamy konsekwencje światowej hipokryzji. Wiemy też jak tragiczne skutki przyniosła dla naszego państwa i narodu. Dlaczego zatem znów bierzemy udział w światowym spektaklu kłamstwa, nie upominając się o prawdę, nie krzycząc jej tak głośno, jak należałoby? Czy tylko dlatego, że teraz nie dotyka ona bezpośrednio naszego społeczeństwa, czy dlatego, że interesy wielkich korporacji, sponsorów stały się ważniejsze niż ludzka przyzwoitość i solidarność?

Społeczność międzynarodowa, dając Putinowi możliwość organizacji mistrzostw świata w piłce nożnej, dokonała jednego z najbardziej haniebnych czynów w polityce XXI wieku.

Zamknięto oczy na fakt rosyjskiej okupacji części terytorium Mołdawii, Gruzji, Ukrainy. Spuszczono zasłonę milczenia na putinowskie zbrodnie w Czeczenii i do dziś niewyjaśnioną serię ataków bombowych na budynki mieszkalne w Rosji w 1999 roku. Zginęło w nich ponad 300 osób i stały się one dla Putina pretekstem do tzw. drugiej wojny czeczeńskiej. Były rosyjski agent Aleksander Litwinienko, który obciążał winą za organizację tych zamachów FSB i bezpośrednio Putina, został zamordowany w 2006 roku, przy wykorzystaniu izotopu polonu. Zamachu dokonano na terenie Wielkiej Brytanii, w sercu świata Zachodu. Ze strony rosyjskich służb była to wręcz manifestacja: możemy zabić każdego i wszędzie.

Praktycznie bezpośrednio przed organizacją Pucharu Świata doszło do zamachu na innego byłego agenta rosyjskich służb, Sergieja Skripala. Ofiarą napaści stała się również jego córka, a ogółem poszkodowanych zostało 21 osób. I znów ataku dokonano na terenie Wielkiej Brytanii. Tym razem ofiary jednak przeżyły. Za próbę zabicia Skripala premier Wielkiej Brytanii Teresa May wprost obciążyła Federację Rosyjską. Rosja oczywiście odrzuca oskarżenia, a jej machina propagandowa skoncentrowała się na potężnym ataku informacyjnym, którego celem była nie tyle obrona Rosji, co wygenerowanie przeróżnych, nawet absurdalnych hipotez dotyczących zamachu, tak by wszystkie warianty wydawały się tak samo prawdopodobne albo właściwie nieprawdopodobne, bo to właśnie Rosję chroni najlepiej. Podobnie zresztą sprawa miała się ze zestrzeleniem malezyjskiego boeinga w lipcu 2014 roku na Donbasie. I chociaż międzynarodowe śledztwo wykazało, że za tą zbrodnią, w której zginęło 298 osób (w tym 80 dzieci) stoi Rosja, to nawet ten fakt nie przeszkodził organizacji putinowskich igrzysk. Podobnie jak to, że w Rosji wciąż giną dziennikarze, a sprawców tych morderstw rzekomo nie można ustalić. Od rozpadu ZSRS liczbę zabitych dziennikarzy szacuje się na ponad 300.

Polskim kibicom w zachwytach nad rosyjską gościnnością nie przeszkodził nawet fakt niewyjaśnionej w pełni katastrofy smoleńskiej i to, że putinowska Rosja do dziś nie oddała wraku prezydenckiego samolotu. Jakże przykre w tym kontekście są filmy z polskimi kibicami skandującymi euforycznie „Rassija!, Rassija!”. Pozostaje mieć nadzieję, że okażą się one jedynie sprytną manipulacją.

Podobnie jak w latach trzydziestych ub. wieku, świat koncentruje swoją uwagę na miejscach, którymi Rosja się chwali. Sportowi działacze, czy też kibice (z wyjątkiem szwajcarskich kibiców, którzy przypadkowo o mało ponoć nie trafili na Donbas) nie jadą w rejony objęte walkami. Na wszelki wypadek lepiej na ten czas zamknąć oczy na prawdę o Rosji. Kibicom nie chce się słuchać codziennych komunikatów ze wschodniej Ukrainy o kolejnych ofiarach rosyjskiej agresji.

Tym bardziej trudno oczekiwać, że ktoś z zachodnich gości wybierze się do rosyjskiej karnej kolonii w Labytnangi za kołem polarnym. Przecież tam nie toczą się mecze, chociaż podobno w tej niespełna 30-tysięcznej miejscowości nawet znajduje się szkoła sportowa.

Tam jednak w tych samych dniach, gdy kibice analizują porażki i zwycięstwa swoich piłkarzy, umiera Ołeh Sencow. Człowiek, który postanowił walczyć nie o zwycięstwo sportowe, lecz o wolność swojego kraju i ponad 60 innych obywateli ukraińskich bezprawnie więzionych na terenie Federacji Rosyjskiej.

Sencow jest ukraińskim reżyserem, producentem filmowym, działaczem społecznym. W przeszłości był zawodowym graczem w gry komputerowe. O tym zresztą jest jego film z 2011 roku „Gaamer”, którym zyskał uznanie na całym świecie. Jak wielu Ukraińców, był przeciwnikiem reżimu Janukowycza i uczestniczył w ukraińskiej Rewolucji Godności. Organizował też pomoc i wsparcie dla ukraińskich żołnierzy w czasie rosyjskiej aneksji Krymu. W domu czekają na niego dzieci: 16-letnia córka Alina i chory na autyzm 13-letni Władysław.

Sencow został zatrzymany razem z Henadijem Afansjewem, Ołeksijem Czirnijem i Ołeksandrem Koczenką na Krymie 10 maja 2014 roku pod zarzutem przygotowywania aktów terrorystycznych. Te akty terrorystyczne były prowokacją rosyjskiej FSB. Zeznania były na świadkach wymuszane siłą. W rosyjskich mediach przedstawiano Sencowa jako ekstremistę z Prawego Sektora. Dowodami na jego faszystowskie poglądy miały być dwa filmy z jego domowej kolekcji, obejmującej ponad 500 tytułów. W dodatku jednym z nich był propagandowy film sowiecki z 1965 roku „Zwyczajny faszyzm”, a drugi to dokumentalny film BBC „Trzecia Rzesza w kolorze”. Trudno je uznać nie tylko za filmy propagujące faszyzm, ale za jakikolwiek dowód.

W trakcie sprawy nie udowodniono udziału Sencowa w podpaleniu biura „Jednej Rosji” i „Rosyjskiej wspólnoty Krymu”. Najsilniejszym zarzutem wobec ukraińskiego reżysera, potwierdzanym również publicznie przez Putina, był „zamiar” dokonania aktu terrorystycznego. Pomijając, że tym aktem miało być wysadzenie pomnika Lenina, to warto skoncentrować się na sformułowaniu „zamiar”. W żaden sposób nieudowodniony udział w przygotowywaniu rzekomego zamachu został tu bowiem sprowadzony do orwellowskiej „myślozbrodni”. Sencow nie odpowiadał za zamach, za jego przygotowania, lecz za to, że miał taki zamiar. I faktycznie za to został skazany na 20 lat kolonii karnej. Chociaż nawet nie udowodniono takiego „zamiaru”.

W dodatku rzeczą najważniejszą jest to, że Sencow został osądzony jako obywatel Federacji Rosyjskiej. Po bezprawnej aneksji Krymu to Rosja bowiem decyduje, kto jest tam Rosjaninem, a kto nie. Trudno w tym nie zauważyć analogii historycznej, gdy miliony Polaków przymusowo zostały uznane za obywateli Związku Sowieckiego po agresji 17 września 1939 roku.

To pozwoliło zarzucić właściwie każdemu naszemu rodakowi zdradę wobec „nowej ojczyzny”. Przynależność do Wojska Polskiego stawała się czynem wrogim. Po prawie 80 latach putinowski reżim powraca do sprawdzonych stalinowskich wzorców. Wbrew faktom i jednoznacznemu stanowisku Sencowa, aparat putinowskiego reżimu traktuje go jak obywatela Federacji Rosyjskiej. Tym samym odmawia mu możliwości wsparcia ze strony własnego państwa. A ukraiński patriotyzm staje się zarzutem o działanie przeciwko Federacji Rosyjskiej. Zresztą na tej podstawie do więzień trafiają też inni obywatele Ukrainy, w tym Tatarzy Krymscy.

Jednak sprawa Sencowa jest tak ewidentną manipulacją, że wywołała protesty nawet wśród rosyjskiego społeczeństwa. Akcję solidarności z Sencowem przeprowadzili rosyjscy filmowcy i artyści. Znany rosyjski reżyser Aleksander Sokurow publicznie prosił Putina o ułaskawienie ukraińskiego reżysera. Wsparcia reżyserowi udzielił również Nikita Michałkow. Rosyjskim filmowcom, którzy nie bali się wystąpić przeciwko Putinowi, Sencow podziękował w specjalnym liście: „Z radością słyszę o tym, że niektórzy rosyjscy filmowcy w sposób otwarty wspierają mnie w oficjalnej przestrzeni, nie tylko w internecie. Okazuje się, że to nie jest tak trudne – po prostu nie boją się okazać swojego zdania. Dziękuję wam za to. Wielkie pozdrowienia dla każdego, kto z nami”.

O Sencowa walczą Ukraińcy, organizując na całym świecie akcje wsparcia dla niego. Mobilizują osoby ze świata kultury, sztuki, polityki, dziennikarzy, by o Sencowie nie zapomniano. Cały świat obiega hasztag #FreeSentsov.

W sprawie Sencowa na telefoniczną rozmowę z Putinem zdecydował się również prezydent Ukrainy. Petro Poroszenko wezwał Putina, by ten zwolnił ukraińskich więźniów politycznych i umożliwił kontakt ukraińskiemu Rzecznikowi Praw Człowieka z Ołehem Sencowem i innymi ukraińskimi więźniami.

Nieoficjalnie wiadomo, że prowadzone są rozmowy dotyczące wymiany ukraińskich więźniów na Rosjan, którzy znaleźli się w ukraińskich więzieniach. Ale Sencow mówi wprost: on nie chce być przedmiotem wymiany, on może być wymieniony na końcu, bo do końca chce walczyć o innych, których często świat nawet nie poznał z imienia i nazwiska.

Oglądając po wielokroć wymianę zdań rosyjskiego reżysera Sokurowa z Putinem, trudno nie odnieść wrażenia, że Putin po prostu boi się Sencowa. Boi się trzymać go w więzieniu, a zarazem boi się go wypuścić. Niekontrolowane zachowania Putina w czasie tej rozmowy i publiczne, ewidentne kłamstwa obnażyły jego słabość. Sokurow zaapelował o ułaskawienie Sencowa w imię chrześcijańskiego miłosierdzia. Putin, zbity z tropu, próbował przesunąć odpowiedzialność na rosyjskie sądy, chociaż wszyscy wiedzą, że decyzja jest w jego rękach. Czyżby faktycznie Putin przestraszył się sprawy Sencowa?

O znaczeniu strachu mówił w mowie końcowej przed putinowskim sądem sam Sencow, wspominając zresztą bułhakowską powieść Mistrz i Małgorzata: „tchórzostwo – główny i najstarszy strach na Ziemi”. I sam bez strachu opowiadał przed kamerami o trzymanych w więzieniu rosyjskich wojskowych, którzy trafili tam za udział w walkach przeciwko Ukrainie. Nawet z więzienia Sencow walczy z putinowskim systemem i nie okazuje lęku.

Światowa hipokryzja w relacjach z Putinem to też forma tchórzostwa. Tym bardziej napawa dumą fakt, że Sejm RP w tej sprawie potrafił zachować się godnie i przyjąć uchwałę w sprawie uwolnienia przetrzymywanych w rosyjskich więzieniach obywateli Ukrainy:

„Domagamy się zwolnienia pochodzącego z Krymu reżysera Ołeha Sencowa, skazanego w sierpniu 2015 r. na 20 lat kolonii karnej na podstawie paragrafu o terroryzmie. 14 maja br. ogłosił on bezterminową głodówkę i wystąpił z żądaniem uwolnienia 64 ukraińskich więźniów politycznych. Wolności dla samego siebie Sencow nie żąda – gotów jest umrzeć. Stan jego zdrowia budzi najwyższe zaniepokojenie”. W uchwale wspomniano również bezprawnie przetrzymywanego ukraińskiego dziennikarza Romana Suszczenkę.

Ukraiński deputowany Leonid Jemec, komentując ten fakt na swoim profilu społecznościowym, zamieścił film z głosowania. Polscy posłowie uchwałę przyjmowali na stojąco. Tak to skomentował: „Przyjaciele, zobaczcie, Polacy wstali podczas głosowania. Nie dlatego, że ktoś ich o to prosił albo był obecny na posiedzeniu, ale dlatego, żeby wskazać na męstwo naszych chłopców. Dziękuję Wam, polscy przyjaciele! Nigdy nie zapomnę”.

Historia i nam nie zapomni, jak się zachowujemy w sprawie Sencowa, rosyjskiej agresji na Ukrainę, bezprawia rządów Putina. Tak jak i my pamiętamy o kłamstwach Zachodu w sprawie sowieckich zbrodni czy o nielojalności naszych sojuszników w czasie drugiej wojny światowej i o zdradzie wobec naszego narodu w czasach komunizmu.

Dlatego w poczuciu solidarności i wierności hasłom, które przecież przyświecają nam od stuleci, nie powinniśmy mieć wątpliwości, by głośno krzyczeć: „Free Sentsov!”. Także w czasie mundialu, który nigdy nie powinien się odbyć w putinowskiej Rosji.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „#FreeSentsov” znajduje się na s. 1 i 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „#FreeSentsov” na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

O żenującym występie polskiej reprezentacji na mundialu i o polityce słów kilka / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Mistrzostwa Świata to wizerunkowy szoł. Udany w nich występ Polski (wiem, że tylko drużyny) to większy sukces marketingowy niż udane opłynięcie kuli ziemskiej przez największy polski kontenerowiec.

Na samym początku chciałbym stanowczo zaprotestować. Wobec stanowiska Krzysztofa Wąsowskiego zaprezentowanego w czwartkowym Poranku WNET, że lepiej przeznaczyć swój czas na lekturę moich tekstów, zamiast oglądać Mistrzostwa Świata, składam stanowczy sprzeciw. Piłka nożna – sam amatorsko grałem raczej w siatkówkę – jest fascynującą grą. A w zasadzie rozgrywką, dla mnie porównywalną z partią warcabów. Oczywiście krew, pot i łzy, i połamane kości, nie mówiąc o wyniku, są dla mniej wymagających widzów sprawą najważniejszą. Ale oglądając bez zbędnych emocji i kolejnych piw (wypijam 2, po 1 na każdą połowę, no chyba, że jest dogrywka) zmagania dwóch drużyn na boisku, można dostrzec nie tylko kunszt wybitnych zawodników, ale również decydujący strategiczny i taktyczny wkład trenerów.

Po początkowych dziesięciu minutach meczu z Senegalem już wiedziałem, że jest bardzo źle. Graliśmy fatalnie. Nasi prezentowali brak świeżości, szybkości, techniki, odpowiedzialności za drużynę – żaden nie wychodził do piłki, ale odwracał się plecami. Nie potrafiliśmy okiwać żadnego przeciwnika, żeby zbudować przewagę liczebną na jego połowie. Gdy Lewandowski dochodził do piłki, trzech Senegalczyków rzucało się na niego i piłkę tracił. A nikt inny nie chciał grać.

Po dziesięciu minutach meczu dostałem kolejne potwierdzenie mojego zdania co do Nawałki. Najpóźniej od Mistrzostw Europy w 2016 uważam, że jest fatalnym trenerem i ma bardzo złych współpracowników. Dlatego natychmiast, po ostatnim nieudanym występie, zwolniłbym wszystkich, łącznie z dietetykiem i kucharzem kadry. I przede wszystkim rozwaliłbym PZPN, który jako nienaruszona struktura, wraz z sądownictwem i WSW/WSI przetrwał upadek komuny w roku 1989. Ostatni, który miał tego dokonać, to Zbigniew Boniek, do momentu objęcia przez niego stanowiska prezesa Związku.

Krzysztof Wąsowski już pewnie domyśla się intencji autora J. Tak, to wina systemu. Systemu szkolenia i kształcenia młodych Polaków, w tym piłkarzy. Jesteśmy coraz słabsi i coraz głupsi. I, dla odwrócenia uwagi, mamy coraz lepsze statystyki.

Tymczasem to dopiero teraz w pełni dotarła do nas nędza komunizmu. Zabrakło nie tylko przedwojennych, solidnych nauczycieli i wychowawców. W większości zdążyli też umrzeć ich wychowankowie. Zdążyło za to dorosnąć nowe, już w pełni mentalnie komunistyczne pokolenie dydaktyków i nauczycieli, również sportowych.

Trener Górski był świetnym, bo przedwojennym trenerem. W roku 1974 zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata, a my marudziliśmy, że nie złoty. Zdążył wychować jeszcze Gmocha i Piechniczka (3 miejsce w roku 1982). Oni nie zdążyli już wychować nikogo, bo system tej możliwości ich zupełnie pozbawił. Bo w sporcie pojawiły się wielkie pieniądze, które dla młodych bezideowych komunistów, typu Olek Kwaśniewski, stanowiły spełnienie marzeń o udanym życiu. Potem mieliśmy jeszcze żałosnego Engela, który nawet nie był trenerem, i Pawła Janasa – człowieka o mentalności kaprala LWP. I tych ludzi zaprasza teraz do studia nasza publiczna telewizja. I robią za ekspertów. Ludzie, jakich czasów przyszło mi dożyć!

Jak zdołaliśmy zdobyć 8 pozycję w świecie piłki i znaleźć się w pierwszym koszyku drużyn rozstawionych? Z jedynego powodu: w FIFA również zwyciężyła biurokracja ze swoimi regułami i wskaźnikami. Gdyby przepisy biurokratyczne decydowały o wyniku meczów, dotarlibyśmy co najmniej do ćwierćfinału. Naszym sportowym biurwom też tak wyszło. Nie wyszło jednak we wszystkich trzech meczach. Nie pocieszajmy się ostatnim, bo to przecież Japończycy doskonale zrealizowali swój plan awansu. Gdyby musieli wygrać, roznieśliby nas na strzępy.

PRL to było królestwo fikcji. I niestety to królestwo fikcji przetrwało. Przetrwało nie tylko w organizacji struktur państwa, ale również w polskiej piłce. Myślenie, że im dłużej my będziemy udawać, to tym bardziej inni w to uwierzą, jest myśleniem, z jakim powinniśmy się rozstać zaraz po przekroczeniu progów podstawówki. W innym przypadku musi zakończyć się klęską, jak to przytrafiło się właśnie polskiej reprezentacji. W sumie to szkoda, że nie przegraliśmy również z Japonią, bo już wszystko i dla wszystkich byłoby jasne.

Reasumując:

  1. Zajmujemy obecnie jakąś 80 pozycję na świecie, a zatem jesteśmy w połowie stawki i czas brać się do pracy.
  2. Nasi piłkarze muszą nauczyć się dryblować, bo obecnie okiwała ich każda, nawet słabsza drużyna. Bez sztuki dryblingu, tej podstawowej umiejętności piłkarskiej, nie mamy czego szukać w świecie dorosłej piłki.
  3. Nasz nowy trener musi mieć umiejętności stratega, umiejętność odczytywania zamiarów przeciwnika, uprzedzania jego posunięć i łamania schematów, i właściwego doboru zawodników. I nie powinien być uwikłany w PZPN-owskie bagno. Zatem powinien mieć możliwość samodzielnego doboru swojego sztabu.
  4. Ostatnią linią obrony zwolenników Adama Nawałki jest jego pracowitość, wręcz pracoholizm. Zobaczyliśmy to w Rosji: przemęczonych zawodników bez radości gry. Pamiętam pewien fenomen, który przytrafił się w trakcie wojny na Bałkanach w roku 1992. Drużyna Jugosławii została wycofana z rozgrywek, a w to miejsce w ostatniej chwili wezwana Dania, której piłkarze wylegiwali się właśnie na plażach Teneryfy. I chociaż nie stawił się ich najlepszy piłkarz, Michael Laudrup, żeby się nie ośmieszyć, wyluzowani i wypoczęci Duńczycy zostali mistrzami Europy.
  5. Dla tych, co nie interesują się piłką – Mistrzostwa Świata to wizerunkowy szoł. Udany w nich występ Polski (wiem, że tylko drużyny) to większy sukces marketingowy na świecie niż udane opłynięcie kuli ziemskiej przez największy polski kontenerowiec.

A trener Nawałka musi zostać zwolniony i kucharz reprezentacji również (co oni jedli, że w ogóle nie mieli siły?).

Jan A. Kowalski

PS. Panie Krzysztofie, dzięki. To miłe dla autora, że przynajmniej jedna osoba czyta jego teksty.

Jacek Gmoch: Który inny zawodnik klasy Lewandowskiego w meczu reprezentacji ryzykowałby złamanie nogi?

W rozmowie w Poranku WNET o tym, czy od razu było wiadomo, że Lewandowski będzie tak wielkim piłkarzem, co łączy jego historię z historią Jacka Gmocha i w czym tkwią rezerwy naszej reprezentacji.

W Poranku WNET wczorajszy zwycięski mecz z Czarnogórą skomentował Jacek Gmoch, były trener polskiej reprezentacji, a wcześniej bardzo dobry piłkarz.

Co pomyślał, gdy w 80. minucie meczu z 2:0 zrobiło się 2:2? Tak jak wielu osobom przypomniał mu się ostatni mecz prowadzonej przez niego reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata w Argentynie w 1978 roku, mecz z Portugalią na Stadionie Śląskim. Udało nam się wyrównać po golu Kazimierza Deyny, strzelonym z rzutu rożnego, i awansować. Kazimierz Deyna pomimo to został przez kibiców wygwizdany.

Trener Gmoch przypomniał, że Robert Lewandowski też bywał wygwizdywany. Jednak „rośnie z niego wielki człowiek i piłkarz”. Który inny zawodnik klasy Lewandowskiego w meczu reprezentacji ryzykowałby złamanie nogi jak on, w starciu z bramkarzem przy trzecim golu? Widać, „że jest kapitanem, że przewodzi tej drużynie, a drużyna uznała jego wyższość i za nim podąża”. Oczywiście to wszystko jest też zasługą Adama Nawałki i nauczycieli piłkarzy. [related id=41336]

Jacek Gmoch cieszy się, że Robert Lewandowski zaczynał w „jego” Zniczu Pruszków (klub, w którym Jacek Gmoch grał na początku swojej kariery piłkarskiej). Czy od razu było wiadomo, że Lewandowski będzie takim wielkim piłkarzem, zapytał Krzysztof Skowroński? Robert Lewandowski był bardzo drobnym chłopcem. Widać było jednak, że ma talent. Talent objawia się już w wieku 4-5 lat. Teraz jest „know-how”, żeby go rozpoznawać. Talent to technika i „zwariowana miłość do czegoś”. Jego trener się na nim poznał. Kapitan naszej reprezentacji miał jednak taki sam problem na progu kariery piłkarskiej jak Jacek Gmoch, który jeszcze w wieku 16 lat był bardzo niski. Dopiero potem wyskoczył na metr osiemdziesiąt. W tym momencie trenerzy często popełniają błędy, gdyż młody piłkarz, który urósł w szybkim tempie, nagle zatraca koordynację ruchową. Tego błędu nie uniknęła Legia, która nie poznała się na Robercie Lewandowskim. Łatwego życia nie miał, ale umiał sobie radzić z problemami, bez ekstrawagancji, otaczać się właściwymi ludźmi, przyjaciółmi i rodziną. Chodzi przy tym po ziemi, jest pokorny, pomimo uwielbienia, z którym się spotyka.

W 1978 roku wierzyliśmy, że możemy być mistrzami świata. Teraz wierzymy, że reprezentacja zajdzie bardzo daleko. Czy jeszcze może być wzmocniona, czy są jeszcze piłkarze, którzy powinni do niej trafić? Na to pytanie Jacek Gmoch stwierdził, że Adam Nawałka lustruje i opisuje wielką liczbę naszych piłkarzy w Polsce i za granicą. Nikt się przed nim nie ukryje. Każdy piłkarz ma swoją „teczkę”. Ta praca sztabu reprezentacji jest jest na najwyższym światowym poziomie i wykorzystuje nowoczesne technologie. Największa rezerwa tkwi w psychologii. Trening mentalny to coś takiego, co „z żaby robi krokodyla”, jak to określił Jacek Gmoch. Po tym jak z Danią już się nie udało, coś nie zadziało, do meczu z Armenią i z Czarnogórą reprezentacja była już świetne przygotowana.

Cała rozmowa jest dostępna w części ósmej Poranka WNET.

JS

Ogłośmy bojkot Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w Rosji! – nawołują uczestnicy Zjazdu Solidarności Walczącej

APEL do miłośników sportu i urzędników sportowych dobrej woli na całym świecie, do sportowców dobrej woli na całym świecie, do obywateli, rządów i parlamentów krajów demokratycznych na całym świecie.

Wielkie imprezy sportowe jednoczą narody i zbliżają państwa, stwarzają młodzieży całego świata jednakowe możliwości, by uczciwie walczyć na arenach sportowych. Walczyć i zwyciężyć, bez względu na rasę lub przekonania religijne, na wielkość, potęgę gospodarczą lub militarną reprezentowanego kraju.

Jednakże czasami zdarza się, że nieuczciwi politycy usiłują wykorzystać sport do celów propagandowych lub ukrycia swoich zbrodni.
Po raz pierwszy tak się stało w nazistowskich Niemczech, gdy zbrodnicze władze wykorzystały do celów propagandowych igrzyska olimpijskie 1936 roku. Później nastąpiła wojna, obozy koncentracyjne i Holocaust…

Po raz drugi spróbowała to uczynić sowiecka Rosja, gdy zaangażowana w krwawą wojnę w Afganistanie wykorzystała igrzyska olimpijskie 1980 roku. Wówczas kraje demokratyczne odmówiły delegowania swoich sztandarów do Moskwy, a honorowi atleci nie brali udziału w igrzyskach zorganizowanych w „imperium zła”. Ale rany nieszczęsnego Afganistanu krwawią do dziś…

W 2018 roku najlepsi piłkarze świata oraz ich najwierniejsi kibice zamierzają udać się do Rosji na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Miliardy widzów na całej planecie będą oglądać transmisje z Rosji, miliony dzieci na wszystkich kontynentach będą powtarzać imiona swoich ulubionych piłkarzy i opowiadać jedno drugiemu o tym, co dziaje się na stadionach Rosji…

Czy w gwarze powszechnego święta jeszcze zdołamy pamiętać o tych, którzy zginęli w Gruzji w 2008 roku w wyniku rosyjskich nalotów? O tych, którzy giną codziennie na wschodniej Ukrainie? Czy wybaczymy zniszczenie polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku, zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego? Czy zapomnimy o morderstwach politycznych wykonanych na rozkaz Kremla w Wielkiej Brytanii i Katarze?

Nie!

Dlatego wzywamy wszystkich, dla których ludzkie życie i wolność są wartościami najwyższymi, do bojkotu Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, które w 2018 roku mają odbyć się w Rosji.

Szczerze wierzymy, że znajdzie się niejeden kraj demokratyczny, który potrafi w ciągu roku zorganizować taką imprezę u siebie…

Pomóżmy Rosji opamiętać się.

Uczestnicy Zjazdu Solidarności Walczącej

Warszawa, 21 czerwca 2017 roku