Mariusz Pilis: Niemcy do dzisiaj nie wypłacili Polsce odszkodowań, ale to nie znaczy, że nie mamy do nich prawa

Mariusz Pilis o dokumencie „Sprawiedliwość”, tym, czemu jest on ważny dla polskiej pamięci i o reparacjach wojennych dla Polski od Niemiec.

Mariusz Pilis został laureatem I Głównej Nagrody Wolności Słowa przyznawaną za publikacje w obronie demokracji i praworządności, demaskujące nadużycia władzy, korupcję, naruszanie praw obywatelskich, praw człowieka ufundowaną przez Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Film, za który otrzymał nagrodę dotyczy strat Polski w czasie drugiej wolny światowej . Dokument „Sprawiedliwość” wskazuje na potrzebę uzyskania reparacji wojennych od Niemiec. Jego reżyser wskazuje, to że Niemcy do dzisiaj nie wypłacili odszkodowań Polsce, nie oznacza, iż nam one nie przysługują. Nasi  Przyznaje, iż reparacji może nie udać się odzyskać jego pokoleniu, lecz film taki jak jego ma być testamentem dla przyszłych pokoleń, by upomniały się o polskie krzywdy.

To film skierowany do ludzi młodszych urodzonych po roku 89/90.

Odnosi się do raportu, jaki sporządza zespół kierowany przez posła Arkadiusza Mularczyka. Mariusz Pilis mówi także o wyborach prezydenckich. Stwierdza, że jako niepoprawny optymista liczy na zwycięstwo Andrzeja Dudy już w pierwszej turze.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

W Izraelu nikt nie ukrywa że Polski i Polaków się tam nie lubi. Wpływ na to mają również wydarzenia z roku 1968

Mariusz Pilis pracując nad swoim filmem o stosunkach polsko-żydowskich rozmawiał w Izraelu o historii polsko-żydowskiej, postrzeganiu Polski i Polaków oraz o zwrocie mienia bezspadkowego.


Mariusz Pilis, polski reżyser, scenarzysta filmowy, dziennikarz i korespondent wojenny, mówi o jego pobycie w Izraelu, gdzie pracował nad nowym filmem.

To jest film o stosunkach polsko-żydowskich, o tym, co niepokoi dzisiaj polaków w debacie publicznej, czyli ewentualnych konsekwencjach ustawy 447. Starałem się zbierać materiały w Izraelu, oczywiście wcześniej zbierałem różne głosy i w Stanach Zjednoczonych i w Polsce.

W swojej pracy reżyser spotykał się z różnymi środowiskami żydowskimi od ofiar holocaustu po polityków, aby dowiedzieć się co Żydzi w Izraelu wiedzą o Polsce i jak postrzegają Polaków:

W Izraelu nikt nie ukrywał że Polski i Polaków się tam nie lubi, to jest dla mnie rzeczywiście zaskakujące […] Udało mi się znaleźć jakieś odpowiedzi dlaczego się tak dzieje. Ma na to wpływ postrzeganie przez Żydów II wojny światowej i poprzez z naszej perspektywy zakłamaną narracją z naszą bardzo negatywną rolą.

Wpływ na to miałyby mieć lata 60. i kwestia wyrzucenia żydów z polski w 1968 roku. Jak zauważa Mariusz Pilis, mieszkańcy Izraela mają bardzo jednoznaczny obraz historii polsko-żydowskiej i jest on bardzo negatywny:

Nie wiem, czy uda się to zmienić. Na pewno nie jest to proces prosty i krótki. […] Nie wszyscy się zgadzają na to, żeby ta narracja brała w Izraelu górę, ale niestety tak jest.

Co do mienia bezspadkowego, które należało przed wybuchem wojny do polskich Żydów, mnóstwo z rozmówców jest zdania, że to mienie nie powinno być oddawane Żydom. Uważają oni, iż jeśli nie ma spadkobierców, należy ten temat zamknąć. W dużej mierze to amerykańskie podmioty żydowskie pragną rozwiązać ten domniemany problem:

To jest głos przede wszystkim organizacji żydowskich ze Stanów Zjednoczonych.

K.T. / A.M.K.

To się dzieje naprawdę – w gminie Liszki! „Wójt zlecał, ja robiłem, Likom płacił” / Mariusz Pilis, „Kurier WNET” 51/2018

Wójt nalegał, żeby kupić skondensowany pot człowieka i rozlać panu pod autem. Auto jest do wyrzucenia – nie da się tego smrodu usunąć. Tego się używa w polowaniach na dziki. Wtedy się przestraszyłem.

Mariusz Pilis

Wójt zlecał, ja robiłem, Likom płacił

Czy można w walce o wpływy polityczne, pieniądze i władzę posunąć się do czynów podłych, kłamstw, preparowania dokumentów i godzenia w bezpieczeństwo swoich przeciwników? Znamy takie scenariusze z filmów. Wiemy do czego są zdolni zaślepieni obłędem mali ludzie, którym marzy się „władza i kasaˮ. Oglądając te pasjonujące historie, zwykle siedzimy wygodnie w fotelu, popijamy herbatę, zajadamy się czymś tam. I czujemy się bezpieczni, bo to, co oglądamy, dzieje się tylko w filmie, w telewizorze, daleko od nas.

Oglądając te pasjonujące historie, zwykle siedzimy wygodnie w fotelu, popijamy herbatę, zajadamy się czymś tam. I czujemy się bezpieczni, bo to, co oglądamy, dzieje się tylko w filmie, w telewizorze, daleko od nas. Tym razem jest inaczej.

Te historie dotarły do naszej gminy. Numer specjalny naszej gazety poświęcamy opisaniu mechanizmów i wydarzeń, od których stają włosy na głowie i każdy z nas ma prawo czuć się zagrożony. Wszystko wydarzyło się naprawdę. Wszystko, o czym piszemy, poparte jest dokumentami wskazującymi na zjawisko, którego nie można nazwać po prostu skandalem. To coś znacznie większego i groźniejszego. To przestępcza patologia, której rozmiarów do końca jeszcze nie znamy. Dlatego zdecydowaliśmy się również na złożenie doniesienia do prokuratury, ponieważ stanęliśmy w obliczu zjawiska, które nie ma prawa istnieć w sferze publicznej. Z którym trzeba walczyć i które trzeba pokonać. W imię prawdy, prawa i sprawiedliwości. Nie wiemy jeszcze, jak wielu ludzi jest zamieszanych w to wszystko. Na razie dowody, poszlaki prowadzą do jednego człowieka. Tą osobą jest wójt Paweł Miś. Ale mamy pewność, że nie działał sam. Na to wskazują przeanalizowane dokumenty.

Materiał, który publikujemy, trafił do naszych rąk półtora miesiąca temu. Nie wierzyliśmy, że że przedstawione nam dowody są prawdziwe. Redakcja zaczęła długą weryfikację zarówno źródła, jak i samych dokumentów. Przeprowadziliśmy oficjalny wywiad z człowiekiem, który współpracował z gminną spółką komunalną Likom i który, jak mówi, został przez nią poszkodowany. Dlatego, jak twierdzi, zdecydował się z nami porozmawiać i gotów jest poświadczyć swoje słowa przed prokuratorem. W trakcie dwóch spotkań został nagrany 2,5-godzinny wywiad, a dziesiątki dokumentów i korespondencji, faktur, doniesień do prokuratury na politycznych przeciwników, fałszywek często pisanych językiem wulgarnym i prymitywnym – trafiły do naszych rąk.

Do wstępnej weryfikacji wywiadu i dokumentów zaprosiliśmy najlepszych dziennikarzy w Polsce. Kilkugodzinne konsylium dziennikarskie dało jednoznaczną opinię: materiał, który leżał przed nami na stole, sprawia wrażenie wiarygodnego i udokumentowanego. Jest tak szczegółowy, że prowokacja wymierzona w naszą gazetę jest praktycznie wykluczona.

Oddaliśmy materiał do dalszej analizy, tym razem prawnej. Uzyskaliśmy jednoznaczną opinię: przedstawione nam dokumenty mogą stanowić podstawę do podjęcia działań przez prokuraturę i postawienia szerokich zarzutów, ponieważ zachodzi prawdopodobieństwo łamania prawa. Dlatego materiał, który publikujemy, znalazł się też w rękach prokuratury.

Co się wydarzyło? Jakie dokument do nas trafiły? Co usłyszeliśmy? Materiał jest wielowątkowy. Obejmuje np. szczegółowy opis funkcjonowania trójkąta finansowego na linii: wójt – firmy zewnętrzne – spółka komunalna Likom. Ten trójkąt pozwalał na wyprowadzanie pieniędzy ze spółki komunalnej, tak aby nikt się nie mógł połapać i przyczepić. Zeznania naszego rozmówcy nie pozostawiają wątpliwości, podobnie jak dokumenty i korespondencja wójta w tych sprawach.

Są wśród tych dokumentów i takie, które mają znamiona całkowicie fałszywych. A skoro sam wójt wyraża się o nich: „Produkcja kwitów idzie pełną parą“, to raczej nie pozostawia wątpliwości, gdzie jest źródło tych prowokacji. Na ich podstawie wójt Miś składał doniesienia do prokuratury na swoich samorządowych przeciwników i posługuje się nimi do dzisiaj, w celu zapewnienia sobie określonych korzyści, rozpowszechniając je np. wśród księży w naszej gminie.

Mamy dowody, że wójt dopuszczał się przekazywania osobom trzecim danych osobowych, danych o płaconych podatkach, danych finansowych, poufnych informacji, w celu dyskredytacji swoich przeciwników. Posługiwał się, jak sam pisał, wpływami na policji i pracą własnej siostry w tej instytucji. Być może to ostatnie to tylko jego konfabulacje, w celu wywarcia wrażenia na rozmówcach, niemniej takie słowa padają w jego korespondencji. A to budzi nasz niepokój i sprzeciw.

Z pieniędzy Likomu płacono za sabotowanie dyskusji internetowych na profilu Fb – Gmina Liszki, która od lat jest krytyczna wobec działań wójta. Według naszego rozmówcy, z pieniędzy gminnej spółki komunalnej opłacano ludzi, którzy uprawiali tzw. trollowanie, które polega na wpływaniu na innych użytkowników, w celu ich ośmieszenia lub obrażenia poprzez wysyłanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów. Krótko rzecz ujmując, chodziło o wywoływanie kłótni, zdyskredytowanie dyskusji i jej uczestników.

Mnie osobiście trudno pisać o wszystkich wątkach sprawy, ponieważ główne działania, o których się dowiedzieliśmy, dotyczą mojej osoby, mojej żony i osób związanych programowo z opozycją wobec wójta Pawła Misia, skupioną w klubie radnych Prawa i Sprawiedliwości. Cztery lata temu ta grupa została oszukana przez tego człowieka, którego wspierała w wyborach na wójta. Mimo zawartych umów o współpracy i deklarowanych przez niego intencji. Nie od dzisiaj wiadomo, że to właśnie z tego grona wyjdzie kolejny kontrkandydat wójta w zbliżających się wyborach samorządowych. A tego akurat wójt Miś bardzo się obawia.

Otrzymaliśmy dokumenty, które mówią o nakłanianiu do popełnienia przestępstwa przeciwko mieniu i zdrowiu. Wulgarnego języka, jakim posługuje się przy tym wójt, nie da się nawet cytować.

To często prostackie inwektywy bez żadnych hamulców. Tylko ich część nadaje się do publikacji. Zachodzi również podejrzenie wytworzenia fałszywych dokumentów i ich rozpowszechniania.

Ta sprawa mogłaby być traktowana jako prywatny konflikt. Mogłaby – pod jednym warunkiem: że byłaby finansowana przez wójta z jego prywatnej kieszeni, a nie kieszeni mieszkańców gminy Liszki. Według dokumentów uruchomiono patologiczny mechanizm, w którym niszczenie dziennikarskiej działalności opłaca spółka komunalna, a za różne czarne działania płaci podatnik w gminie. To stawia wszystko w zupełnie innym miejscu i świetle. Ta sprawa przestaje być prywatną i staje się publiczną. Dotyczy naszej gminy bo urzędnik pomieszał tu swoje prywatne interesy ze sferą finansów publicznych.

To nie jest kolejna nic nie znacząca sprawa, która po prostu wypływa przed wyborami samorządowymi. Rodzi się sprzeciw i jedyna możliwa refleksja: DOSYĆ! Tak dalej być nie może. Dosyć zastraszania ludzi, kłamstw, fałszywych oskarżeń, tworzenia atmosfery strachu. Dosyć łamania demokratycznych standardów i mafijno-bandyckich metod. Zdecydowaliśmy się położyć temu kres. Zanim będzie za późno. Zanim komuś stanie się krzywda.

Mamy świadomość, że nasza publikacja rozpoczyna długą i ciężką drogę przez procesy sądowe i próby zdyskredytowania naszej wiarygodności. Nie boimy się tego. Mamy przekonanie, że występujemy w słusznej sprawie.

Sprawie dobra publicznego. Że prawda jest po naszej stronie. Patologię, którą odkryliśmy, trzeba wypalać z życia publicznego ogniem i żelazem. A ludzie, którzy się takich czynów dopuszczają, powinni lądować na śmietniku historii.

Rozmowa Mariusza Pilisa z byłym współpracownikiem gminnej spółki komunalnej Likom, przeprowadzona 22 i 28 czerwca 2018 r.

Co Pana łączy z gminą Liszki?

Przez pewien okres współpracowałem z podmiotami zależnymi od gminy Liszki. Przede wszystkim z firmą Likom.

Do kiedy Pan współpracował z Likomem? Bo rozumiem, że już Pan nie współpracuje?

Ta sytuacja jest skomplikowana prawnie, ponieważ Likom bez zachowania okresu wypowiedzenia wypowiedział umowę mojej firmie. Przy czym nie zostały również zapłacone dwie ostatnie faktury za usługi, które wykonałem. Pomimo zapewnień, że zostaną zapłacone.

Kiedy zaczęła się Pana współpraca z Likomem?

Oficjalnie 1 lutego 2018 roku. Prowadzę własną działalność gospodarczą. Wszystkie moje ustalenia dotyczące zatrudnienia i współpracy były prowadzone przez wójta Pawła Misia. Z prezesem Likomu [Arturem Gołdą – przyp. red.] spotkałem się dopiero po podpisaniu umowy. Tak naprawdę, to spółka Likom była tylko i wyłącznie od tego, żeby płacić faktury, które wystawiałem.

A negocjował Pan swoją umowę z…

Z wójtem i z Krupą. Bardziej z panem Krupą [Łukasz Krupa – wówczas pełnomocnik wójta ds. inwestycji i rozwoju w Urzędzie Gminy Liszki, przewodniczący struktur Platformy Obywatelskiej w powiecie krakowskim – przyp. red.].

Jaki był zakres Pana współpracy z gminą, ze spółką komunalną?

De facto bardzo szeroki. W umowie jest zapisane, że miałem ściągać do gminy inwestorów. Ale tak naprawdę to było tylko 20 procent mojej pracy wykonywanej na rzecz spółki komunalnej, ponieważ głównie zajmowałem się sprawami związanymi z budowaniem wizerunku wójta i różnymi nieformalnymi zadaniami.

I tego nie było w zakresie obowiązków Pana firmy?

Nie.

Jakie, w takim razie, podejmował Pan działania w ramach tych 80 procent, których nie było w umowie? Jaki był Pana nieformalny zakres obowiązków?

Organizowanie, tak naprawdę, już początków kampanii wyborczej dla wójta. Organizowanie spotkań w różnych mediach – od gazet przez radia po telewizje ogólnopolskie. Przez moją firmę przechodziły na przykład faktury na płatne komentarze w internecie, które były ukierunkowane tylko i wyłącznie na sabotowanie jednego profilu na Facebooku – „Gmina Liszki”. Zlecał to bezpośrednio wójt.

Facebookowy profil „Gmina Liszki”, którym ja współzarządzam, był poddawany sabotażowi i opłacała to gminna spółka komunalna Likom?

W skrócie – tak.

Ma Pan na to jakieś dowody?

Na wszystko są zlecenia. Maile od wójta, rozmowy z nim na Messengerze i oczywiście faktury. Moje faktury skierowane do Likomu z opisem dokładnego działania, czyli: „płatne komentarze w internecie zgodnie z wytycznymi”. Komentarze umieszczali pracownicy mojej firmy.

A może Pan to rozszerzyć?

Firma Likom na zlecenie wójta gminy Liszki opłacała komentatorów, którzy mieli za zadanie pisać na Pana profilu na Facebooku. Wrzucali tam różnego rodzaju inwektywy, burzyli porządek dyskusji…Te działania miały zdyskredytować Pana osobę.

Pan zatrudniał ludzi do pisania płatnych komentarzy. Jaka stawka obowiązywała?

Rynkowa. 700 zł od osoby.

Ilu tych ludzi było?

Na miesiąc wychodziło 2400 zł, bo płaci się od liczby komentarzy.

Czy oprócz ataków na profil facebookowy były jeszcze inne działania?

Były na przykład zlecenia, których nie wykonałem. Na przykład zapytania wójta, czy można złamać hasło do profilu czy do Pana maila. No, takie zagrania, że tak powiem, łamiące prawo.

Jak to wyglądało?

Pan wójt w pewnym momencie stwierdził, że „trzeba zrobić panu Pilisowi lewatywę”. Dosłownie. Że trzeba się włamać na konto i przejąć władzę czy to nad profilem „Gmina Liszki” na Facebooku, czy to nad kontem mailowym i również nad prywatnymi kontami facebookowymi.

I to się działo?

Została wynajęta na jakiś czas firma, która to zrobiła. A pan wójt dostał dostęp do maila radnej Dagmary Pilis.

Chce Pan powiedzieć, że wójt zlecił włamanie na skrzynkę mailową mojej żony?

Wójt przesłał do mnie korespondencję mailową pomiędzy Dagmarą Pilis a jakimś nieznanym adresem. Potem stwierdził, że jest to udokumentowane, że się udało i mamy kontrolę nad mailem, że możemy ośmieszyć i zdyskredytować radną. Do tego też przesłał mi dowód osobisty radnej celem zrobienia jakiegoś wywiadu środowiskowego na jej temat.

Zna Pan treść tych maili, które rzekomo wychodziły z konta mojej żony?

Tak.

I czego one dotyczyły?

Tak naprawdę łamania prawa.

To znaczy?

Rzekomego obiecywania stanowiska, ataku na wójta Misia… Wójt stosował obronę przez atak. Żeby wyglądało to tak, że radna spiskuje z kimś o obiecanych stanowiskach, łamaniu prawa, nasyłaniu kontroli z CBA. Nasyłaniu innych kontroli na wójta w celu zdyskredytowania go. Przy czym wiem, że swoimi kanałami rozesłał te maile między innymi do wojewody, starosty powiatowego oraz wszystkich działaczy PiS, jak również do działaczy samorządowych w okolicy.

Jak Pan się dowiedział o istnieniu tych maili?

Wójt Messengerem przekazał mi kopie. I napisał jeszcze, że „produkcja kwitów idzie pełną parą”.

W jakim czasie mniej więcej powstały te maile?

Ostatnie były z lutego bieżącego roku.

A pierwsze?

Z listopada albo października ubiegłego roku.

Czyli wtedy, kiedy był wniosek do Prawa i Sprawiedliwości o wykluczenie wójta Misia z partii…

One były tworzone de facto właśnie pod to.

Mamy informację, że procedura wykluczenia Pawła Misia z PiS została zawieszona. Czy z powodu tych spreparowanych maili?

Tak. Sprawę tych maili Miś zgłosił też do krakowskiego CBA. Przesłał mi nawet odpowiedź szefa delegatury krakowskiego CBA. Poza tym wielokrotnie powoływał się, nawet w mailach, na siostrę pracującą w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Wygląda na to, że mamy do czynienia z bardzo szeroko zakrojoną akcją przeciwko mojej żonie, radnej PiS, ale też przeciwko mnie, jak rozumiem? Bo na moje konto też próbowano się włamać, tak?

Tak. Ale się nie udało.

Te działania były podejmowane w związku z nadchodzącymi wyborami?

Część tych działań była podejmowana zgodnie z harmonogramem stworzonym przez moją firmę na kampanię wyborczą Misia. Za co zapłacił Likom.

Likom zapłacił za harmonogram kampanii wyborczej Misia?

Tak. Na fakturze. Jako „usługa marketingowa”.

Rozumiem, że to jest harmonogram działań negatywnych, czy w ogóle wszystkich?

Wszystkich.

Łącznie z jakimiś akcjami przeciwko…

Panu.

Przeciwko innym ludziom również?

Tak. Na przykład przeciwko radnemu Mastkowi [Tadeusz Mastek – przewodniczący klubu radnych PiS w Radzie Gminy Liszki, sołtys Czułowa – przyp. red]. Ponadto zlecenia kontroli, donosów na „Koszyk Lisiecki”, na osoby produkujące mięso dla „Koszyka Lisieckiego” czy na sprawy związane z dofinansowaniem jakichś projektów unijnych pisanych przez radną Pilis.

Czy inspiracje do tych działań wychodziły bezpośrednio od wójta Misia? Ma Pan na to dowody?

Tak. Rozmowy z wójtem na Messengerze oraz maile od wójta. Ogólnie cały plan był Misia i Krupy, bo Krupa zawsze mocno ingerował.

Ingerował czy wciąż ingeruje?

Wiele tych działań było nakreślonych bezpośrednio przez Krupę: – Najpierw pokażmy wszystkim maile Pilisowej i zostanie zablokowane usunięcie Misia z partii, potem zatrudniamy trolli internetowych. A później przejdziemy już do totalnej ofensywy. Znajdziemy na Pilisa haka, zgłosimy do CBA, wyszukamy, że miał np. burdel w domu.

Burdel w sensie?

Dom publiczny.

To interesujące. Może mi Pan powiedzieć coś więcej o tym, na czym miała polegać ta intryga?

Jako były współpracownik Urzędu Ochrony Państwa…

Kto?

Pan. Za rządów SLD miał Pan mieć burdel u siebie, w Kaszowie. Prowadził go pan z żoną. Obecny minister, Andrzej Adamczyk ponoć miał tam korzystać z usług. Rzekomo nagrał go Pan i innych ludzi, i ma pan na nich haki.

Stworzyli taką historię? Niebywałe…

Wójt miał różne pomysły. Nalegał dosłownie, żeby kupić skondensowany pot człowieka i rozlać panu pod autem. Auto jest wtedy do wyrzucenia, bo nie da się tego smrodu usunąć. Ja o takim czymś nie miałem pojęcia. Byłem w szoku. Tego się używa w polowaniach na dziki. Wtedy się przestraszyłem.

A co do tego wszystkiego ma minister Adamczyk?

Ponoć minister chce Misia usunąć z Prawa i Sprawiedliwości, więc ten chce go, jak pisze, „uj…ać”.

Miś chce?

Tak. Wielokrotnie o tym pisze. Zacytuję go: „Uj…ać sitwę z Krzeszowic. Wystarczy tylko powiedzieć, jakie firmy architektoniczne wygrywają przetargi”. Wójt uważa, że Adamczyk chce się go pozbyć z PiS. Wielokrotnie Miś mówił też, że ma w d… Prawo i Sprawiedliwość. On jest samorządowcem i on robi na swoim poletku, co chce.

W tym mailu wójta, w którym mówi o nasłaniu CBA na moją żonę, jest jeszcze prośba do Pana o zakup biletów na koncert Metalliki. Cytuję: „Mam do ciebie jeszcze prośbę, kup bilety na koncert Metallica w Krakowie, bo chciałbym pójść i jeszcze dać Agnieszce prezent, bo dobrze referat prowadzi. Wystaw fakturę za to jak zwykle, to Artur [Gołda – przyp. red.] zapłaci jak zwykle”.

Wójt stwierdził, że fajnie by było wysłać panią Agnieszkę, czyli kierowniczkę referatu promocji, na koncert, bo mało zarabia. A te bilety były drogie. Wysłał do mnie maila, że prosi o zakup biletów. Oczywiście kazał, jak zwykle, wysłać fakturę Likomowi, na zasadzie rozliczenia usługi marketingowej. Z tego, co wiem, na koncercie był Miś z żoną oraz mąż pani Agnieszki z synem. Pani Agnieszka potem wielokrotnie mi dziękowała.

Czy z podobnymi rozliczeniami w Likomie spotykał się Pan częściej?

Oczywiście.

Co to było?

Zakup roweru dla pana wójta. Poprosił na przykład, żebym ja mu kupił rower, a Gołda zapłaci.

I zapłacił?

Tak. Wójt potrzebował roweru na prezent dla siostrzeńca. Mam całą korespondencję i faktury, które wszystko dokumentują.

Według tego, co Pan mówi, gminna spółka komunalna płaciła za prywatne zakupy wójta. Czy tak? Czy było tego więcej?

Poprosił mnie ustnie na przykład, żebym mu kupił telefon. Jest oficjalnie na fakturze jako zakup sprzętu radiotelefonicznego, a w nawiasie telefon komórkowy. Wójt mówił, że potrzebował na prezent.

W rozmowach na Messengerze jest też coś o wynajęciu biura, o bezpiecznym spotykaniu się. O co chodzi?

Oni się cały czas spotykali ze mną w McDonaldzie przy Makro, tym na Bronowicach.

Oni, czyli kto?

Miś i Krupa, i Gołda. I ja im mówię: – Słuchajcie, nie dość, że mówicie o tematach, których nie powinny słyszeć osoby trzecie, to jeszcze tutaj wyskakujecie z tekstami typu „włam na konto”, co jest nielegalne. Tam, gdzie mam mieszkanie, na dole są lokale użytkowe do wynajęcia. Wynajmę lokal i tam możemy się spotykać.

Gdzie to jest?

Na Woli Justowskiej. Przy ulicy P. Borowego.

I kto zapłacił za wynajęcie tego biura?

Likom.

Jak taka faktura była zatytułowana?

Jak zwykle, „usługa marketingowa”.

Ile to kosztowało?

Płacili 1500 zł miesięcznie.

Ile razy tam byliście? Był Pan tam chociaż raz z nimi?

Dwa razy byłem z nimi. Ale oni się tam spotykali, bo mieli klucze. I było duże zużycie prądu.

Czy jest Pan gotowy wszystkie swoje słowa potwierdzić na policji, w prokuraturze czy też w sądzie, gdyby zaszła taka konieczność?

Ależ oczywiście, że tak.

Dziękuję za rozmowę.

Materiały zostały przedrukowane z wydania specjalnego „Kuriera Lisieckiego” nr 03/2018, lokalnej gazety gminy Liszki.

Artykuł Mariusza Pilisa i jego wywiad z (pragnącym pozostać anonimowym) byłym współpracownikiem wójta gminy Liszki i spółki komunalnej Likom, pt. „Wójt zlecał, ja robiłem, Likom płacił”, znajdują się na s. 1 i 5 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Mariusza Pilisa z byłym współpracownikiem wójta gminy Liszki, pt. „Wójt zlecał, ja robiłem, Likom płacił” na stronie 5 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego