Znów te same osoby na tych samych stanowiskach. Poznaniacy chyba zatracili instynkt nowatorstwa, którym się tak szczycą

Słowo to przyszło mi na myśl w kontekście powyborczych podsumowań, koalicyjnych rozmów, ślubowań składanych przez (nowo) wybranych prezydentów, burmistrzów i wójtów. Gdzie tu modna dziś innowacja?

Małgorzata Szewczyk

Innowacyjność. To słowo odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki. Wystarczy wpisać je w wyszukiwarkę, by przekonać się, że pojawia się w różnych kontekstach i znajduje zastosowanie w dziesiątkach dziedzin. Dziś wszystko ma być „innowacyjne” – pomysł, projekt, firma, gospodarka, technologia, marketing, usługi, ba, nawet wojsko.

Nowatorstwa, bo to właśnie oznacza słowo ‘innowacyjność’, żąda się od pracowników, pracodawców, technologów, redaktorów, od młodzieży itd. Każda innowacyjna firma wymaga innowacyjnych liderów, którzy coś ulepszą, wprowadzą nową jakość czy zainicjują stworzenie nowych procedur, produktu czy projektu. Eksperci przekonują, że innowacyjność i kreatywność są szczególnie pożądane dla utrzymania wysokiego tempa rozwoju przedsiębiorstwa, regionu, a nawet szerzej – kraju.

Słowo to przyszło mi na myśl w kontekście powyborczych podsumowań, koalicyjnych rozmów, pierwszych sesji rad miasta, gmin i powiatów, ślubowań składanych przez (nowo) wybranych prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie trzeba daleko szukać, w końcu mieszkamy w Wielkopolsce, a tutaj… Czytam w mediach: „Jan Grabkowski z PO ponownie starostą poznańskim (Radio Poznań); „Marek Woźniak z PO ponownie marszałkiem” („Głos Wielkopolski”), „Grzegorz Ganowicz został przewodniczącym rady miasta na kolejną kadencję” („Gazeta Poznań”), „Jacek Jaśkowiak ponownie prezydentem Poznania” (portalsamorzadowy.pl).

Gdzie tu modna dziś innowacja? Te same osoby na tych samych stanowiskach, od lat. Czyżby poznaniacy zatracili instynkt nowatorstwa, którym się tak szczycą?

Chyba że zmiana dwóch nowych zastępców (starego) prezydenta ma stanowić innowacyjność? A może po prostu wolą status quo na stanowiskach liderów? Co tam korki, rozkopane na zimę newralgiczne mosty i ronda, ciągnące się inwestycje, wyludniające się centrum miasta, ziejące pustką lokale sklepowe w reprezentacyjnych punktach Poznania… Co tam projekt budżetu miasta na 2019 rok, zakładający wzrost wydatków i deficytu, prawie dwa miliardy zadłużenia. Grunt, że panowie z namaszczeniem malują nowe czerwone pasy. Będą (drogie) drogi rowerowe. Ale przynajmniej one będą nowe.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Instynkt innowacyjności” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

 

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Instynkt innowacyjności” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czytając powyborcze podsumowania, można odnieść wrażenie, że wygrana leży po tej ze stron, do której się ucho przyłoży…

O zwycięstwie podczas wieczoru wyborczego mówił prezes PiS. Tuż po ogłoszeniu zwycięstwa obozu rządzącego w dziewięciu województwach – podkreślił, że jest to czwarta wygrana jego ugrupowania.

Małgorzata Szewczyk

Tymczasem opozycja, Koalicja Obywatelska (KO), która zwyciężyła w siedmiu województwach, ustami swojego lidera odtrąbiła spektakularny sukces: „Stworzyliśmy skuteczny anty-PiS”. Inny rozpoznawalny polityk PO zwrócił uwagę na zmiany widoczne w Polsce, konstatując: „Widać, że w Polsce coś się zmienia, że PiS powoli traci to, że wygrywał kolejne wybory”. Można by zadać w tym miejscu proste pytanie z matematyki: która z cyfr jest większa – siedem czy dziewięć?

Kiedy piszę te słowa, wiadomo, że PiS w sześciu sejmikach będzie rządził samodzielnie, ale włodarzami kilku największych miast zostali przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej (Do drugiej tury m.in. w Szczecinie, Gdańsku i Krakowie pozostały dwa tygodnie).

Czy ktoś tego chce, czy nie, obraz naszego kraju, jaki wyłania się po tegorocznych wyborach samorządowych, jest przygnębiający. Polska jest podzielona i to niemal wzdłuż linii Wisły (wyłączając północne tereny – zwycięstwo KO i województwo opolskie – na korzyść PiS-u).

Drugi wyraźny podział jest widoczny między dużymi aglomeracjami a małymi miastami. W tych pierwszych z reguły liczy się układ polityczny, w tych drugich – konkretny człowiek: gospodarz, który jest powszechnie znany i rozliczany przez współmieszkańców za podejmowane decyzje.

W wielkich aglomeracjach zwyciężają kandydaci popierani przez partię, w małych miastach – lokalni, sprawdzeni działacze, bez rekomendacji politycznych.

Wybory samorządowe odsłoniły też smutną prawdę o naszej polskiej mentalności i moralności. W odpowiedzi na pytanie dziennikarza o kandydaturę wójta W., który prowadził kampanię… zza krat z powodu 92 zarzutów, mieszkanka gminy Daszyna w województwie łódzkim odpowiedziała: „Lepszego wójta niż pan W. to nie ma nigdzie”.

Skoro w wyborach startowali kandydaci, którzy mieli prawomocne wyroki za przekręty podczas starań o kredyt, zarzuty gwałtu i zostali czasowo odsunięci od sprawowania funkcji publicznych, kandydaci, którzy nie potrafili doliczyć się swoich mieszkań i kont lub byli zamieszani w wielomiliardową aferę reprywatyzacyjną – to jakimi wartościami kierują się na co dzień ci, którzy na nich głosowali? Jakie warunki powinien spełniać kandydat ubiegający się o ważny urząd w środowisku lokalnym?

Przypominam, że swojego zawodu nie może wykonywać notowany lekarz ani nauczyciel; ale urzędnik z prawomocnym wyrokiem – może… Może nadszedł już czas, by zmienić prawo, chyba że w tych wyborach chodziło tylko o jedno – by odsunąć PiS od władzy…?

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Karta się odwróciła. Wyśmiewana i wyszydzana Polska B to dziś część zachodnia, a nie wschodnia naszego kraju

Każde miasto czy miasteczko stara się przyciągnąć turystów. I tutaj nasuwa się smutna refleksja o Poznaniu. Cóż ma do zaoferowania stolica Wielkopolski? Nikt nie ma pomysłu na to miasto.

Małgorzata Szewczyk

Latem miałam okazję odwiedzić północ i południe Polski, a także jej część południowo-wschodnią. Trzeba uczciwie przyznać, że nie mamy się czego wstydzić. Wprost przeciwnie – większe i mniejsze miejscowości i wsie bardzo wypiękniały, widać, że lokalne społeczności z reguły dbają o ich wygląd i rozwój infrastruktury, co pewnie jest możliwe dzięki rządowym i unijnym pieniądzom. Nie przeczę, że każda mała ojczyzna ma swoje problemy, ale ogólny obraz jest nader pozytywny.

O zainteresowaniu Polską na pewno świadczą rzesze obcokrajowców (nie tylko Ukraińców, przyjeżdżających do nas za pracą), których można było spotkać w wielotysięcznych miastach, ale także w małych, odległych od głównych dróg miejscowościach. Położone na południu Polski Łapczyca, Gdów, Dobczyce, Myślenice – nie należą do miast z pierwszych stron gazet, ale i tam było słychać nie tylko język angielski czy niemiecki, ale także włoski czy języki skandynawskie. W niewielkim, malowniczym Nałęczowie napotkałam całe rodziny Japończyków… A okolice Puław dzięki budowie trasy S12 były prawdziwym placem budowy.

Każde miasto czy miasteczko stara się przyciągnąć turystów, bo wraz z nimi do miejskiej, gminnej czy powiatowej kasy po prostu wpływają pieniądze. I tutaj nasuwa się smutna refleksja o Poznaniu, który niebawem będzie obchodzić 100. rocznicę wybuchu jednego z nielicznych zwycięskich powstań.

Cóż ma do zaoferowania stolica Wielkopolski? Bardzo to przykre, ale niemal nic, chyba że wśród atutów wskażemy galerie i drogi rowerowe (pisałam już o tym na tych łamach). Brakuje poważnych propozycji kulturalnych (koncerty nad Maltą nie są żadną propozycją), atrakcji dla dzieci (jeden czy dwa place zabaw to dla dzisiejszych maluchów zdecydowanie za mało, a oglądanie koziołków na Starym Rynku zajmuje ok. 10 minut).

Nie ma infrastruktury kulturalnej (dopiero kilkanaście dni temu ogłoszono konkurs na koncepcję architektoniczną nowej siedziby Teatru Muzycznego w Poznaniu; oczywiście to przypadek, że tuż przed wyborami…), sportowej i tej najpilniejszej – drogowej. Coraz częściej też wystawcy wybierają Kielce, a nie MTP… Nikt nawet nie wspomni o budowie kolejnego mostu.

Czy tego chcemy, czy nie, Polska północna, południowa czy wschodnio-południowa dawno nam już „uciekła” z horyzontu. Najsmutniejsze jest to, że nikt nie ma pomysłu na to miasto. Bo propozycji prezydenta Jaśkowiaka na odkorkowanie Poznania nie można brać poważnie. Przypomnijmy: „Dzieci będą dochodzić, a nie będą dowożone do szkoły samochodami przez rodziców. Mają się uczyć samodzielności, żeby rodzice nie tracili czasu i nie generowali w ten sposób korków”. Władze Poznania niby dostrzegają odpływ jego mieszkańców – w najlepszym razie do sąsiednich gmin – ale niewiele czynią, by to zmienić. I nie ma co liczyć na studentów, bo ci wybierają dziś oprócz Warszawy czy Krakowa Gdańsk i Wrocław.

Karta się odwróciła. Wyśmiewana i wyszydzana Polska „B” to dziś jej część zachodnia, a nie wschodnia.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Karta się odwróciła” znajduje się na s. 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Karta się odwróciła” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

RODO. Po 25 maja obudziliśmy się w absurdalnym świecie, który zmusza nas do udowadniania, że czarne jest czarne

Dostałem telefon, że wylosowali mnie i jestem zaproszony na spotkanie o zdrowym odżywianiu. Na prośbę o usunięcie moich danych usłyszałem: «Ja nie widzę Pana danych, komputer losuje numery i dzwonię”.

Małgorzata Szewczyk

– Czy doktor już przyjmuje? – pada pytanie w jednej z poradni.

– Nie, jeszcze nie rozpoczął – słychać odpowiedź.

Tłum pacjentów oczekujących na wizytę gęstnieje, podobnie jak potęguje się ich zniecierpliwienie. Nagle wychodzi pielęgniarka, trzymając listę nazwisk i mówi:

– Dzień dobry! Proszę państwa, z uwagi na RODO nie mogę powiedzieć, który lekarz dzisiaj przyjmuje ani nie mogę podać państwa nazwisk. Proszę wchodzić według trzech ostatnich cyfr PESELU odtworzonych w odwrotnej kolejności…

Wśród pacjentów zapadła konsternacja, bowiem dotychczas zasada panująca w tej poradni opierała się na kolejności przyjmowania chorych według godziny wyznaczonej wcześniej przez lekarza lub podanej w rejestracji. Z początkiem obowiązywania RODO chorzy stali się „odwróconymi cyframi PESEL-u”, którym pod żadnym pozorem nie wolno podać nazwiska ani przy rejestracji, ani… w gabinecie. Na marginesie – co ma zrobić pacjent, którego trzy ostatnie cyfry PESEL-u są takie same, np. 181?

W jednej ze szkół trzeba było zdjąć wiszącą od lat tablicę ze zdjęciami absolwentów, bo… nie wyrazili oni pisemnie zgody na publikację swoich wizerunków. Z kolei w przedszkolu rodzice mają wywoływać dzieci, identyfikując je z… przedmiotami życia codziennego, wcześniej przydzielonymi przez dyrekcję.

Można się zastanowić, czy rzeczywistość nie przerosła fabuły najlepszych komedii?

Lekarzowi nie wolno się przedstawić, ba, nikt z nas nie dowie się już, czy dany doktor przyjmuje dziś w poradni, czy jest obecny na oddziale. Dziecka nie wolno wywołać po imieniu, ze szkół znikną zdjęcia absolwentów…

Po 25 maja obudziliśmy się w absurdalnym świecie, który zmusza nas do udowadniania, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Przecież wszyscy wiedzą, że lekarz/urzędnik/hotelarz/serwisant/nauczyciel itd. musi mieć nasze dane, byśmy mogli uzyskać potrzebną pomoc lub skorzystali z jakiejś usługi.

Unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych (RODO) miało w zamyśle pomóc Europejczykom odzyskać kontrolę nad tym, jakie dane na swój temat przekazują prywatnym podmiotom. RODO miało chronić osoby fizyczne, a nie nakładać na nie nowe obowiązki.

Wraz z jego wdrożeniem mieliśmy odnieść konkretną korzyść: koniec z męczącymi telefonami od telemarketerów, reprezentujących różne firmy. Jak wyszło? Jeden z internautów podzielił się swoim doświadczeniem: „Tak obowiązuje RODO – o 8.15 dostałem telefon, że wylosowali mnie i jestem zaproszony na spotkanie o zdrowym odżywianiu. Na moją uwagę, że nie jestem zainteresowany i proszę o usunięcie moich danych, usłyszałem «Ale ja nie widzę Pana danych, komputer mi losuje numery i dzwonię»…”.

Litera prawa literą prawa i jak w każdym przypadku potrzeba uspokojenia i zdrowego rozsądku. Obyśmy jednak do tego momentu jakoś dotrwali.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „RODO – rzeczywistość odrealniona” można przeczytać na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „RODO – rzeczywistość odrealniona” na s. 2 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

W Poznaniu z wielkopolskiej gospodarności i racjonalności nie pozostało nic. Za to słychać zbliżający się sąd…

Niedawno drogę z Rataj na Wildę udało mi się pokonać w 50 minut. Zawsze można wypożyczyć miejski rower. Co jednak, jeśli jest się kobietą tuż przed porodem lub chorym, np. ze złamaną ręką czy nogą?

Małgorzata Szewczyk

Cała południowa część, wraz z mniejszymi miejscowościami, miasta chlubiącego się od lat „gospodarnością, pragmatyzmem, punktualnością i oszczędnością” – po prostu stoi. Nieprzerwany sznur samochodów codziennie formuje kilometrowe korki od ronda Stare Żegrze aż do końca ul. Hetmańskiej, ruch na osiedlowych uliczkach, bo w stolicy Wielkopolski trudno szukać arterii, przypomina ruch na Marszałkowskiej. Czy naprawdę trzeba było rozpoczynać tę najważniejszą w tym roku dla stolicy Wielkopolski inwestycję w najgorętszym okresie egzaminów gimnazjalnych, matur i sesji? Dlaczego nie można było rozpocząć robót w wakacje, kiedy już uczniowie i studenci wyjadą z miasta? Gdzie troska o tak modną dziś ekologię? Gdzie dbałość o czyste powietrze? (…)

Slogan reklamowy, którym urzędnicy promują Poznań: „Poznań miasto przyjazne biegaczom i rowerzystom” warto by uzupełnić zdaniem: „Nieprzyjazne zwykłym mieszkańcom, pieszym i kierowcom”.

Poznaniacy i nie tylko oni tracą w korkach czas i pieniądze. A skoro o tych drugich mowa… Jeszcze kampania samorządowa dobrze się nie rozpoczęła, a już prezydent miasta Jacek Jaśkowiak wpadł na populistyczny pomysł uruchomienia gabinetu ginekologicznego, czynnego 24 godziny na dobę, finansowanego z kasy miasta. Mają w nim być wypisywane recepty, m.in. na pigułki „dzień po”. „Poznaniankom, które z niego skorzystają, nikt nie będzie prawił kazań, tylko udzieli koniecznej pomocy” – napisał prezydent Poznania na Twitterze.

Cóż, biorąc pod uwagę prognozy demograficzne tego miasta nad Wartą, które w najbliższych wyborach samorządowych zostanie podzielone na sześć, a nie na siedem okręgów i którego nowa Rada Miasta będzie liczyć 34, a nie 37 radnych, to naprawdę genialny pomysł na pomoc w unicestwieniu potencjalnych mieszkańców Poznania i prosta droga do kolejnych cięć w wydatkach miasta dla samorządowców. Będzie ich po prostu jeszcze mniej.

Cały komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Nie dla zwykłych mieszkańców” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Brytyjski sąd wydał wyrok śmierci w imię… praw człowieka / Małgorzata Szewczyk, „Wielkopolski Kurier WNET” 47/2018

Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Małgorzata Szewczyk

Sprawa niespełna dwuletniego Alfiego Evansa pokazuje, że Wielka Brytania jest krajem wyzutym z wszelkich wartości, pustynią aksjologiczną, swoistym melanżem, na którym opiera się system prawna brytyjskiego. Rodzice ciężko chorego na niezdiagnozowaną dotąd chorobę neurologiczną chłopca, przebywającego od grudnia 2016 roku w szpitalu Alder Hey w Liverpoolu, natrafili na mur nie do przebicia: absurd prawny. Oto zespół medyczny, który zgodnie z brytyjskim prawem występuje jako reprezentant interesów dziecka, ocenił, że dalsza terapia Alfiego „nie jest w jego najlepszym interesie” i może być nie tylko „daremna”, ale także „nieludzka”. Decyzję podjął brytyjski sąd, a podtrzymał trybunał w Strasburgu, wbrew woli rodziców chłopca, którzy nagłośnili sprawę, szukając pomocy, gdzie tylko było można.

Sekwencja wydarzeń była piorunująca. Na oczach rodziców chłopca odłączono od aparatury utrzymującej go przy życiu, bo zgodnie z „medyczną diagnozą” miał umrzeć w ciągu kilku minut, a przeżył… 9 godzin. Ponieważ „diagnoza” okazała się chybiona i dziecko, i jego rodzice (ojciec podejmował resuscytację) walczyli o życie, Alfiego… znowu podłączono do aparatury. W nierówną walkę z prawem włączył się papież Franciszek i włoskie ministerstwo spraw zagranicznych, które przyznało chłopcu włoskie obywatelstwo, a watykański szpital Bambino Gesu zapewnił o gotowości podjęcia leczenia chłopca, wysyłając po małego pacjenta helikopter.

Kiedy piszę te słowa, w internecie pojawiła się informacja, że sąd rodzinny w Manchesterze odrzucił wniosek rodziców Alfiego o zgodę na przewiezienie dziecka do Włoch w celu dalszego podtrzymywania jego życia. Sędzia przychylił się do opinii lekarzy, że taki ruch byłby… zbyt niebezpieczny dla zdrowia dziecka.

Cisną się na usta pytania, w jakich czasach żyjemy? Czy o zdrowiu i życiu dziecka nie mogą decydować już jego rodzice, tylko bezduszne sądy?

Czy obowiązkiem lekarzy na całym świecie, składających przysięgę Hipokratesa, nie jest walka o życie człowieka? Także, a może przede wszystkim, tego najmniejszego i bezbronnego? Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Dlaczego podeptano autonomiczne prawa pacjenta? Czy lepsze dla chłopca było umieranie z braku tlenu i płynów, czy jednak przelot specjalistycznym helikopterem do ośrodka, który oferował Alfiemu alternatywną terapię? A jeśli taka była, to czy można zasłaniać się uporczywą terapią? Dlaczego milczą najważniejsze europejskie instytucje, tak bardzo zatroskane o dobro norek, słoni czy traszek?

Brytyjski sąd przekroczył Rubikon, wydał wyrok śmierci w imię praw człowieka. Szkoda, że zapomniał o prawniczej maksymie: Nullum scelus rationem habet – żadna zbrodnia nie ma uzasadnienia.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Czy „myślę, czuję, decyduję” – że dziecko w łonie matki to „twór rakowy w organizmie kobiety, który też się usuwa”?

Celebryci jednego dnia wrzucają na Instagram fotki prezentujące dłoń z wymalowaną na niej linią prostą, a po 48 godzinach trzymają transparenty z hasłami: „Nie jestem za aborcją, jestem za wyborem”.

Małgorzata Szewczyk

Życie często składa się z paradoksów, nie wszyscy jednak potrafią je odczytać. 21 marca obchodzony był po raz kolejny Światowy Dzień Zespołu Downa. Gwiazdy, gwiazdeczki… celebrytki i celebryci ruszyli, by włączyć się w akcję #LiniaProsta, wspierającą jedną z organizacji charytatywnych działającą na rzecz usamodzielnienia się osób z zespołem Downa. Cóż, każdy powie: niewątpliwie przedsięwzięcie szlachetne, a cel szczytny.

Żeby było jasne – nie wnikam w motywację aktorów, aktorek czy osób „znanych z tego, że są znani”, zaangażowanych w kampanię, tyle tylko, że zaledwie dwa dni później… większość z nich z takim samym zapałem włączyła się w „czarny protest”, biorąc udział w marszach i pikietach przeciwko projektowi „Zatrzymaj aborcję”. Jednego dnia wrzucają więc na Instagram fotki prezentujące dłoń z wymalowaną na niej linią prostą, a po 48 godzinach trzymają transparenty z hasłami: „Nie jestem za aborcją, jestem za wyborem”, „Myślę, czuję, decyduję” czy „Moja macica to nie kaplica”.

Czy ci wszyscy piękni, młodzi i sławni (przez litość nie wymienię konkretnych nazwisk), cytując klasyka, „nie myślą i nie czują”, że sami sobie przeczą? Z jednej strony udowadniają, że są tacy solidarni, humanitarni, tacy otwarci na niepełnosprawnych, dodajmy, tych, którym pozwolono się urodzić, a z drugiej strony powtarzają jak mantrę slogany: „zlepek komórek” „płód”, a nie człowiek, nie dziecko. Himalaje indolencji i pogardy osiągnął jednak jeden ze złotoustych dziennikarzy TVN-u, nazywając dziecko w łonie matki „tworem rakowym w organizmie kobiety, który też się usuwa”.

Trudno w tym miejscu o komentarz, mnie jednak najbardziej uderzył inny paradoks – obecność na czarnym proteście młodej matki, pchającej małe dziecko w wózku i jej wypowiedź dla telewizji publicznej, że chce, by jej córka miała wybór. Nie wiem, czy dziewczynka urodziła się chora, ale na podstawie wypowiedzi kobiety nasunęły mi się pytania, czy ona po prostu tego dziecka nie chciała? Czy gdyby miała ów „wybór”, to by jej nie urodziła? Czy żałuje, że dała jej życie?

Może warto przypomnieć tym wszystkim, którzy z taką zajadłością, bezwzględnością, wulgarnością i obrzydzeniem afiszowali swoją postawę wobec nienarodzonych i ich rodziców, organizując i uczestnicząc w seansach nienawiści, jakimi były czarne protesty/marsze, że projekt „Zatrzymaj aborcję” dotyczy wyłącznie aborcji eugenicznej, bez karania kobiet. Ale to do pięknych i sprawnych głów chyba niestety nie dotrze…

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Paradoksy” znajduje się na s. 2 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Paradoksy” na s. 2 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Nigdy dotąd nie byliśmy najmocniejsi w sportach zimowych, ale dziś jesteśmy potęgą w skokach narciarskich

Tradycję, także tę sportową, buduje się latami. Potrzeba więc czasu. Oby nie zaprzepaszczono tego, co już osiągnęliśmy w skokach. A co do pozostałych dyscyplin: kiedy, jeśli nie teraz?…

Małgorzata Szewczyk

Parafrazując nieco znane porzekadło, można by powiedzieć: igrzyska, igrzyska… i po igrzyskach. Ogień olimpijski zgasł już w Pjongczang, sportowcy przygotowują się do pozostałych startów w sezonie zimowym, a wierni kibice zapewne podążą za nimi… Dwa medale wywalczone przez Kamila Stocha indywidualnie i drużynowo wraz z Dawidem Kubackim, Stefanem Hulą oraz Maciejem Kotem świadczą o tym, że obok Norwegów i Niemców jesteśmy potęgą w skokach narciarskich. Trzeba podkreślić, że potęgą zespołową, bo przecież i o podium w konkursie indywidualnym otarł się też Hula, bardzo daleko skakał Kubacki, a forma Kota była wysoka i równa.

To sukces nie tylko młodych zawodników, którzy wykonali gigantyczną pracę, ale całego sztabu szkoleniowego oraz tych wszystkich, którzy narodową Małyszomanię przekuli na konkretne działanie, a przede wszystkim zainwestowali czas, pieniądze i siły w młodych zawodników zainteresowanych tą dziedziną sportu, w szukanie sponsorów i przekonywanie, że warto wyremontować skocznie w Zakopanem i Szczyrku oraz wybudować nową w Wiśle.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Stoch nadal jest najlepszy, ale ma też kolegów, których nazwiska nie zamykają listy zawodników biorących udział w konkursie, ale często plasują się oni tuż za podium, w pierwszej dziesiątce. To również efekt dobrej atmosfery panującej wśród zawodników i całego sztabu oraz wartości, w oparciu o które skoczkowie budują swoje życie, także to prywatne.

Nie było przecież tajemnicą, że żony naszych medalistów olimpijskich towarzyszyły im podczas startów w Korei Południowej. Wśród tysięcy zdjęć w internecie można było znaleźć i takie z udziału naszych zawodników w Mszy św. sprawowanej w Środę Popielcową. Sam Stoch przyznał w jednym z wywiadów, że skoki dedykuje Panu Bogu, a na pytanie, czy dobrze czuje się w Pjongczang, odpowiedział, że tam jest jego dom, gdzie jest jego żona Ewa.

Polscy kibice liczyli na większą liczbę medali naszych sportowców. Eksperci na pewno wyciągną wnioski z udziału Biało-Czerwonych w olimpiadzie. Prawdą jest, że nigdy nie byliśmy najmocniejsi w sportach zimowych, ale to nie oznacza, że nie warto podjąć refleksji na ten temat. Minister Witold Bańka zapowiadał, że nastąpią zmiany w dofinansowaniu poszczególnych dyscyplin oraz że więcej środków zostanie przeznaczonych na szkolenie dzieci i młodzieży.

Tradycję, także tę sportową, buduje się latami. Potrzeba więc czasu. Oby nie zaprzepaszczono tego, co już osiągnęliśmy w skokach. A co do pozostałych dyscyplin, to aż ciśnie się na usta: kiedy, jeśli nie teraz?…

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kiedy, jeśli nie teraz?” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kiedy, jeśli nie teraz?” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Prawdopodobnie gdyby nie brawurowa akcja, ten czas i sprzęt, a przede wszystkim ludzie, Revol również by nie przeżyła

„Jestem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy (…). Przykro mi, ale nie mieliśmy żadnych szans pomóc Tomkowi” – napisał w mediach społecznościowych Adam Bielecki. Satysfakcja mieszała się ze smutkiem.

Małgorzata Szewczyk

Tyle trwała akcja ratunkowa na Nanga Parbat (8126 m), jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników, w spektakularny sposób przeprowadzona przez Polaków, uczestników narodowej wyprawy na K2. Kiedy świat obiegła informacja o tym, że dwoje himalaistów, Francuzka Elisabeth Revol i Polak Tomasz Mackiewicz utknęli na „Nagiej Górze” na wysokości ok. 7200 m, nikomu chyba nie przyszło do głowy, że w obozie pod K2 zapadnie decyzja o podjęciu akcji ratunkowej. Szacowano, że dotarcie do Francuzki, która znajdowała się na ok. 6700 m, zajmie 15 godzin. Revol udało się sprowadzić będącego w bardzo złym stanie zdrowotnym Mackiewicza do obozu na wysokości ok. 7200 m. Aby uratować Polaka, potrzebne byłyby kolejne godziny…

Ekipa polskich himalaistów, przetransportowana helikopterami, dotarła w okolice pierwszego obozu na Nanga Parbat pod wieczór 27 stycznia. Mimo zapadających ciemności, w niezwykle trudnych warunkach pogodowych, Adam Bielecki i Denis Urubko rozpoczęli wejście.

Około godziny 2 w nocy miejscowego czasu, po zaledwie 8 godzinach wspinaczki spotkali schodzącą z góry Revol. Następnie w końcowym odcinku, wspólnie z Jarosławem Botorem i Piotrem Tomalą ewakuowali francuską alpinistkę do obozu pierwszego na 4850 m. Z uwagi na pogarszającą się pogodę nie zdołano dotrzeć do Mackiewicza.

„Jestem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy (…). Przykro mi, ale nie mieliśmy żadnych szans pomóc Tomkowi” – napisał w mediach społecznościowych Adam Bielecki. Satysfakcja mieszała się ze smutkiem. Można jednak przypuszczać, że gdyby nie brawurowa akcja ewakuacyjna, gdyby nie ten czas, ten sprzęt, a przede wszystkim „ci ludzie”, Revol być może również by nie przeżyła.

„Bezprecedensowa nocna wspinaczka”; „niebezpieczna wyprawa”; „wyczyn polskich bohaterów w niemożliwych warunkach”, akcja ratunkowa, która „zmieniła historię himalaizmu”; „nikt wcześniej nie dokonał takiego wejścia”; „to historia prawdziwych ludzi”… – to tylko niektóre z komentarzy pojawiających się w światowych mediach. Żadne słowa nie oddadzą odwagi, hartu ducha i poświęcenia polskich himalaistów. Gdyby ich zapytać o ocenę akcji, odpowiedzieliby pewnie, że w tej sytuacji to była normalna rzecz.

Ich postawa może być wyrzutem sumienia dla nas, żyjących tu, „na nizinach”. Jak często brakuje nam cnoty męstwa, by podjąć wezwanie płynące z faktu bycia człowiekiem, gdy dziewczyna zaczepiana jest przez rozwydrzonych wyrostków, gdy na naszych oczach na ulicy popychają starszego mężczyznę albo biją chłopaka na przystanku.

Polscy himalaiści dali z siebie wszystko, a nawet więcej. Niezależnie od tego, jak potoczą się losy narodowej wyprawy na K2, już dziś zapisali się w historii nie tylko światowego alpinizmu.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „30 godzin” znajduje się na s. 6 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „30 godzin” na s. 6 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl

Rzesze wychodzące z kościoła suną ramię w ramię do sklepów. Niedziela zatarła się w świadomości Polaków jako święto

Gdzie Polacy spędzają niedziele? Dokąd najchętniej wybierają się rodziny, by wspólnie spędzić czas? Kiedy zrobić zakupy? Odpowiedź na te banalne pytania jest krótka: w galerii, najlepiej w niedzielę.

Małgorzata Szewczyk

Wielu zapomina, że co dla jednych jest wolnością – dla innych jest zniewoleniem. Wolność handlu to brak wypoczynku dla innych, i to wcale niemałej grupy społeczeństwa, bo ok. 400 tys. osób, w tym 2/3 kobiet. Polska jest na czwartym miejscu w Europie pod względem liczby zatrudnionych w centrach handlowych.

Przegłosowana niedawno w Sejmie ustawa dotycząca ograniczenia handlu do dwóch niedziel w miesiącu, a docelowo do wszystkich – powinna obowiązywać już od dawna w kraju, który wciąż pozostaje na mapie Starego Kontynentu bastionem chrześcijaństwa. Zakaz pracy w niedziele wynika przecież z Biblii.

Europofilom, którzy tak chętnie powołują się na kraje Zachodu, przypominam, że zakaz handlu obowiązuje w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, a ograniczenia są w Grecji, Belgii, Luksemburgu, we Francji, w Norwegii, Holandii i Wielkiej Brytanii, czyli w krajach, jakby nie było, bardziej liberalnych, gdzie społeczeństwa mają większe doświadczenia w praktykowaniu demokracji niż my.

Argument, że oto Polska robi gwałtowny zwrot w niewłaściwą stronę, szybko zostaje odsunięty. Gospodarka nie ucierpi na tej ustawie, ponieważ ci, którzy dotąd robili zakupy w niedzielę, uczynią to w inny dzień. A ci, dla których spacer po galerii był jedyną niedzielną rozrywką, będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia i sięgnąć po inne pomysły na spędzenie wolnego czasu.

Na pewno najbardziej zadowoleni będą handlowcy, którzy już od marca 2018 r. odczują zmianę i którzy jak w piosence Niebiesko-Czarnych będą mogli zanucić: niedziela będzie dla nas! (choć na razie co druga).

Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Ale za to niedziela będzie dla nas…” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Ale za to niedziela będzie dla nas…” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego