W powszechnym odczuciu społecznym było to wystąpienie mocno spóźnione i wymuszone gwałtownością protestów ulicznych, a więc niewiarygodne. Prezydent stracił zaufanie swojego społeczeństwa i będzie mu niezwykle trudno sprawować dalej swój urząd. Ludzie nie mają przekonania, że reprezentuje on ich interesy, a deklarowane wobec narodu ustępstwa odbierają jako chęć przypodobania się i utrzymania za wszelką cenę władzy.
Francuzi nie wybaczą swojemu prezydentowi, że ich słuszne protesty spotkały się z niebywałą wręcz brutalnością policji i deklaracją Macrona, że jeśli ta nie poradzi sobie z manifestantami, to „porządek” w państwie zaprowadzi wojsko; armia miała rozprawić się z „chuliganami” naruszającymi porządek publiczny. Buńczuczne zapowiedzi prezydenta tylko dolały oliwy do ognia i rozsierdziły protestujących ludzi walczących o godne warunki życia i poszanowanie ich jako obywateli.
Macron zupełnie nie przewidział w swoich posunięciach, że wezwane do pacyfikacji społeczeństwa wojsko wyrazi ustami przedstawicieli generalicji sprzeciw wobec polityki władz państwa, które – jak określiło to w liście otwartym kilku generałów – prowadzi nieodpowiedzialną politykę migracyjną prowadząc do podważenia podstaw bezpieczeństwa państwa. Publiczne wystąpienie najwyższych rangą wojskowych odbiło się szerokim echem społecznym, gdyż armia niezwykle rzadko występuje w podobnej roli. Widać społeczne napięcia mają także swój wydźwięk we francuskich siłach zbrojnych, a absurdalność sytuacji, kiedy wojsko zamiast strzec bezpieczeństwa państwa i obywateli stawia się na szali rozgrywki prezydenta z własnym narodem musiała przynieść podobne skutki.
List generałów zbiegł się w czasie z zamachem terrorystycznym w Strasburgu, w którym zginęło pięć niewinnych osób, a kilkanaście zostało rannych. Atak ten przypomniał Europie Zachodniej, że poprzez błędną politykę migracyjną „siedzi dzisiaj na beczce prochu”. Poszczególne państwa UE, które borykają się z problemem niekontrolowanej migracji, zbyt późno zdały sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie masowy napływ przybyszów obcych kulturowo naszemu kontynentowi.
Koniec końców społeczeństwa Zachodniej Europy zaczynają się buntować; mają dość liberalnych establishmentów, które zamiast reprezentować interesy swoich społeczeństw, gardzą własnymi obywatelami – bunt francuskich „żółtych kamizelek” staje się zaraźliwy. Znalazł już swoich naśladowców w Belgii, Holandii i Włoszech. Z drugiej zaś strony społeczeństwa mają dość błędnej polityki migracyjnej, która doprowadziła do sytuacji, że nie mogą czuć się bezpiecznie na własnej ziemi, a zagrożenie terrorystyczne wydaje się być niemożliwe do opanowania dla wyspecjalizowanych służb.
Te dwa zasadnicze elementy będą zarzewiem kolejnych niepokojów społecznych, które mogą wstrząsnąć Zachodnią Europą i doprowadzić do spektakularnych przemian polityczno-społeczno-gospodarczych.
Anna Tokarska