A także o meksykańskim laureacie Nagrody Nobla w dziedzinie chemii oraz argentyńskiej bojowniczce o prawa wyborcze kobiet.
Zapraszamy do wysłuchania audycji!
W tym wydaniu audycji m.in. o boliwijskich lalkach Barbie, tajemniczych poinkaskich ruinach i meksykańskim lotnisku
A także o meksykańskim laureacie Nagrody Nobla w dziedzinie chemii oraz argentyńskiej bojowniczce o prawa wyborcze kobiet.
Zapraszamy do wysłuchania audycji!
Miasto zbudowano od szczytu, najpierw umacniając zbocze tarasami, potem dopiero stawiając budynki. Hiszpanie nie odkryli Machu Picchu, gdyż zostało ono porzucone – specjalnie po to, by je ukryć.
No to wracam do wyprawy po Peru. Do Cuzco dojechałem z przygodami. Dość powiedzieć, że na Machu Picchu wybrałem się, mając tylko tyle ubrań, ile na sobie. Na dwudniową wyprawę w dosyć chłodnych górach. Życie ratowało mi poncho, nieodłączny towarzysz podróży autobusem.
Wycieczki z Cuzco można kupić… cóż, od stu dolarów. Właściwie wszystko powyżej, do tysiąca, jest możliwą opcją. Wersja podstawowa to około 100-200$. W cenie sześciogodzinna (w jedną stronę) podróż busikiem, nocleg, trochę jedzenia i bilet na Machu Picchu z przewodnikiem. No i dwie godziny marszu po torach w jedną stronę, kolejnego dnia podobny powrót. Nie żałuję ani centa.
Jeśli masz większy budżet, za 300-600 dolarów możesz kupić wycieczkę luksusowym pociągiem. Wygląda komfortowo i podobno dobrze karmią. I nie musisz maszerować po torach. Wszystko ma swoją cenę.
Istnieje też opcja organizacji wycieczki samemu. Bilet na busa do hydroelektrowni, z której idzie się do Aguas Calientes, kosztuje w dwie strony ok. 50 soli, hotel podobnie. Do tego 120 soli za wejście do Machu Picchu. Nie znam kosztu przewodnika, ale zapewne mieści się w kwocie 50-100 soli. Do tego jedzenie. Kolejne 50 soli. Czyli wychodzi około stu dolarów. Można zorganizować tanią wycieczkę. Ale w sumie sporo z tym zabawy w porównaniu do tych oferowanych przez dziesiątki biur w Cuzco.
Na busa czekałem w hostelu w Cuzco razem z Hectorem i Valery, dziadkiem i wnuczką. Hector urodził się i wychował w Cuzco, ale od wielu lat mieszka w Limie. Chciał pokazać wnuczce dziedzictwo kulturowe Peru, bardzo często nieznane jego mieszkańcom.
Na pokładzie wspaniałego środka transportu, w którym przyszło mi męczyć się przez jakieś sześć godzin, zaprzyjaźniłem się z Rodrigiem, Hiszpanem. Potem szliśmy razem od elektrowni wodnej wzdłuż torów do Aguas Calientes. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Francuza, którego imienia żaden z nas nie zapamiętał. Francuz podróżuje po Ameryce Południowej na rowerze, chociaż tutaj akurat był pieszo. Tak więc poszliśmy do miasteczka.
Aguas Calientes to miasteczko położone u stóp góry, na której znajduje się Machu Picchu. Ściśle turystyczne. Całe wygląda jak Krupówki w Zakopanem w szczycie sezonu. Składa się z restauracji, hoteli i sklepów z pamiątkami. Są tam też, jak wskazuje nazwa, gorące źródła i baseny, ale miałem napięty harmonogram, więc nie skorzystałem.
Wieczorem spotkałem znowu Hectora i Valery na kolacji. Zaprosili mnie, żebym z nimi usiadł. Hector opowiedział mi trochę o swoim życiu, był też ciekawy mojego. Pochwalił się, że zna język keczua – ten, którym posługiwali się Inkowie. Indianie mówią nim do dziś. Hector stwierdził, że w brzmieniu przypomina mu rosyjski – ten miał zaś okazję usłyszeć, gdy pracował w Stanach Zjednoczonych w mocno międzynarodowym towarzystwie.
Następnego dnia nie miałem szansy skorzystać z uroków hotelu, mimo że był to najwyższy standard, w jakim spałem od początku mojego pobytu w Ameryce Południowej. Bardzo czysty, ciepły, z wygodnym łóżkiem i ciepłą wodą w prysznicu. O piątej byłem już na szlaku – przewodnik miał czekać na nas o szóstej trzydzieści, jak to sam ujął „czasu inkaskiego, nie latynoskiego”. Znaczy punktualnie.
Ja nie byłem punktualny. Pokonały mnie schody. Część z nich oryginalna, inkaska. Nie liczyłem stopni, ale ciągną się przez ok 1,2 km, a czas ich przejścia to godzina. Tyle mi to zajęło, spóźniłem się jakieś trzy minuty. Dogoniłem grupę zaraz po wejściu. Ale nie byłem ostatni. Hector i Valery przyszli jeszcze później i ostatecznie nie spotkałem ich aż do popołudniowego powrotu do Cuzco.
Machu Picchu… Cóż, co ja mam o tym gadać. Najpierw krótka synteza ciekawostek, potem zdjęcia – niech mówią za siebie.
Miasto nie było zasiedlone w regularny sposób. Stanowiło rodzaj placówki badawczej, w której mieszkańcy przebywali po pół roku. Król odwiedzał je raz, dwa razy do roku. Kobiety i mężczyźni mieszkali oddzielnie, w innych częściach miasta i zajmowali się różnymi rzeczami – tworzyli nowe odmiany kukurydzy i ziemniaków, badali ruch ciał niebieskich, hodowali lamy i alpaki, zioła. Miasto zbudowano od szczytu, najpierw umacniając zbocze tarasami, potem dopiero stawiając budynki. Hiszpanie nie odkryli Machu Picchu, gdyż zostało ono porzucone – specjalnie po to, by je ukryć.
Po więcej wpisów z Ameryki Południowej zapraszam na mojego bloga Spod kapelusza i stronę na Facebooku o tej samej nazwie.
Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na użycie plików cookies. więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.