Wstrząs w kopalni w Polkowicach. Rannych jest ośmiu górników

W nocy z wtorku na środę miał miejsce silny wstrząs w kopalni Polkowice-Sieroszowice. Na miejscu zdarzenia było 16 górników, z których połowa odniosła niewielkie obrażenia.

Ośmiu górników, jak informuje KGHM Polska Miedź-właściciel kopalni, zostało kontrolnie skierowanych do szpitali w Głogowie i Lubinie. Wstrząs w kopalnie Polkowice-Sieroszowice wynosił według pomiaru 7 na 10 w górniczej skali stosowanej w Zagłębiu Miedziowym. Szczegóły zdarzenia zbada komisja złożona z ekspertów KGHM-u oraz Okręgowego Urzędu Górniczego we Wrocławiu.

A.P.

Walczak: W akcjach ratowniczych pod ziemią działamy w ekstremalnie trudnych warunkach w atmosferze bez tlenu. Strach jest zupełnie normalną rzeczą

– Podstawowym wyznacznikiem, którym kieruje się przy doborze pracowników, jest umiejętność działania w zespole. Nie ma tu miejsca na Rambo — dodaje Walczak.

 

Piotr Walczak, dyrektor naczelny oddziału jednostki ratownictwa górniczo-hutniczego w KGHM Polska Miedź S.A. opowiada o specjalnym zadaniu, które stoi przed nim i jego pracownikami. Wchodzą oni do akcji w momencie, w którym zagrożone jest zdrowie i życie pracowników kopalni:

Działalność górnicza od wieków związana była z zagrożeniami. Tam, gdzie człowiek próbuje wydrzeć naturze jej dary, które są zakopane głęboko w ziemi, pojawiają się problemy i różnego rodzaju zagrożenia, wypadki, nieszczęścia. Kiedyś ludzie ratowali się sami, było tak zwane samoratowanie.

Jak dodaje rozmówca Tomasza Wybranowskiego, dopiero po tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce we Francji w 1906 roku zaczęto tworyć ratownictwo górnicze. Wtedy to w kopalni Courrières miała miejsce największa w europie katastrofa górnicza. W wyniku tej tragedii śmierć poniosło 1099 osób, w tym nawet dzieci. W wyniku tych działań rok później w Bytomiu została uformowana pierwsza jednostka Ratownictwa Górniczego.

Piotr Walczak nawiązał również do utworzenia w dniu 1 stycznia 1971 roku Okręgowej Stacja Ratownictwa Górniczego w Lubinie:

Miała ona zabezpieczać zdrowie i życie górników w zupełnie nowej formule. W 1974 roku doszło w tym regionie do pierwszych tąpnięć gazodynamicznych.

Wiele lat później, w jego pamięci zapisała się akcja, do której doszło po potężnym zawale stropu:

Zawał stropu zasypał operatora w ładowarce. Głazy były wielkości autobusów i w pierwszej chwili szanse na przeżycie tego górnika oceniane były jako bardzo niewielkie. Jednak po czterech godzinach intensywnych prac ratowniczych odkopywania tej ładowarki, udało się dojść do kabiny. Doszedłem do niego pierwszy i pomogłem mu wyjść z kabiny. Pierwsze było pytanie, czy nic się pan nie stało. On spojrzał na mnie, rozpruł koszule, wyjął medalik czy szkaplerz i powiedział do mnie tak: „panie, co mi się mogło stać, jak Matka Boska była ze mną”. Takiego świadectwa wiary, w tak ekstremalnej sytuacji, nie przeżyłem na żadnym kazaniu, w żadnym kościele.

Pod koniec swojej wypowiedzi, Adam Walczak zdradza, iż po każdym niebezpiecznym zadaniu, po każdej akcji, cała ekipa analizuje wszystkie szczegóły, zastanawiając się, czy mogła zrobić coś lepiej. Jak dodaje, podczas akcji nie ma demokracji. Trzeba dokładnie wykonywać rozkazy przełożonego, bez żadnej dyskusji. Tu chodzi o ludzie zdrowie i życie, nie ma miejsca na bohaterów. Nie ma tu również miejsca na tzw. Rambo:

Jak ktoś mówi, że się nie boi, to kłamie. Strach jest normalną ludzką rzeczą. W przypadku akcji ratowniczych, gdzie cała infrastruktura wentylacyjna zostaje zburzona, my działamy w ekstremalnie trudnych warunkach, jeszcze z użyciem aparatów roboczych, w atmosferze niezdatnej do oddychania. Dla mnie podstawowym wyznacznikiem, którym się kieruje przy doborze pracowników, jest umiejętność działania w zespole. Nie ma tu miejsca na Rambo. Tu nic się nie robi samemu, pracuje cały zespół. Pierwszą zasadą ratownictwa, jest niepowiększanie strat.

 

A.M.K.

Owczarek: W Lubinie, w czasie stanu wojennego ludzie mieli odwagę podnieść głowę

O dziejach miasta i mieszkańców, wydobyciu miedzi i zbrodni lubińskiej mówi Marcin Owczarek, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Lubińskiej.

Marcin Owczarek mówi o historii KGHM w Lubinie oraz przedstawia sylwetkę Jana Wyżykowskiego – polskiego geologa, specjalisty w zakresie geologii złóż rud miedzi.

Jest coś niesamowitego w tym mieście i tym regionie. […] Tutaj nikt nie pochodzi stąd, nie ma korzeni.

Choć do 1675 r. w Lubinie panowali książęta z dynastii Piastów, to miasto już w tym czasie ulegało germanizacji, pozostając niemieckim aż do 1945 r. Jak mówi rozmówca Tomasza Wybranowskiego, wszyscy przyjechali tutaj skąd indziej. Po wojnie znalazło się tutaj w wyniku przesiedleń „ogromne skupisko Łemków”.

Nie ma rodziny, żeby ktoś nie pracował w KGHMie.

Tym co łączy mieszkańców, mimo ich różnić jest praca w przemyśle wydobywczym miedzi. Jej odkrycia na tym terytorium dokonał dr Jana Wyżykowskiego, uczeń prof. Zwierzyckiego, bazując na niedokładnych mapach niemieckich. W 1956 r. miały miejsce pierwsze wiercenia, a pięć lat później powstał szyb Bolesław, nazwany tak od Bolesława Sztukowskiego.

Lubin jest miejscem, gdzie ludzie mieli odwagę podnieść głowę.

Owczarek mówi o zbrodni lubińskiej, gdzie w 31 sierpnia 1982 roku w Lubinie  w czasie pokojowej manifestacji milicja i ZOMO zabiły trzy osoby: Michała Adamowicza, Andrzeja Trajkowskiego i Mieczysława Poźniaka.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Złoża miedzi w Lubinie są wyjątkowe i unikatowe na skalę światową

Pomimo początkowych problemów z wydobyciem złoża, które jest niepowtarzalne na skalę światową, udało się zakupić odpowiednie, specjalistyczne maszyny – dodaje Katulski.

 

Andrzej Katulski, jeden z najstarszych pracowników firmy KGHM Polska Miedź S.A. wprowadza słuchaczy w tematykę wydobycia miedzi i Zakładów Górniczych Lubin, które są najstarszą kopalnią w polskim Zagłębiu Miedziowym:

Wydobywana w nich polimetaliczna ruda zawiera głównie miedź oraz srebro. Rudy miedzi zalegają na głębokości od 368 do nawet 1006 metrów.

Gość „Poranka WNET” wraca do historii, opowiadając o czasach, w których odkryto miedź na tym terenie, co miało miejsce w 1957 roku:

„Nikt nie przypuszczał, że jest to złoże tak bogate i tak pełne niespodzianek, Górnictwo węglowe ma sto kilkadziesiąt lat, my jesteśmy młodym górnictwem. Za 2 lata będzie 60 lat eksploatacji, natomiast w sensie specyfiki, takiego złoża właściwie nie ma nigdzie na świecie.”

Pomimo początkowych trudności technicznych dotyczących wydobycia rudy z tego nietypowego na skalę świata złoża, jednak udało się otrzymać wsparcie od władz centralnych, które zainwestowały w odpowiednio zaawansowane technologicznie maszyny do wydobycia.

Jak wspomina Andrzej Katulski, miasto Lubin bardzo mocno rozwinęło się dzięki funkcjonującym tu kopalniom miedzi. Przytacza również zabawną historię odnośnie zamawiania specjalistycznych maszyn, które:

Zamiast na ulicę Marii Skłodowskiej-Curie w Lubinie trafiły na… ulicę noszącą tę samą nazwę, jednak w mieście Lublin.

A.M.K.