Niestrudzony w posłudze. Pożegnanie zasłużonego kapłana diecezji gdańskiej ks. Infułata Stanisława Bogdanowicza

Bez najmniejszych wahań był z ludźmi. Nie był tam dla poklasku, dla kamer, dla jakiejkolwiek postaci klakierstwa. Wiedział, że bez tych wartości nie da się zbudować Polski sprawiedliwej i wolnej.

Anna Kołakowska

Wychowywał się w bardzo patriotycznej rodzinie, o tradycjach powstańczych i zdecydowanie antykomunistycznych. Patriotyzm, głęboka pobożność i pracowitość rodziców kształtowały postawę przyszłego księdza i właśnie te trzy cechy były bardzo mocno widoczne w jego kapłańskiej posłudze.

Ojciec ks. Infułata Jan Bogdanowicz, choć ukończył zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej pod zaborem rosyjskim, był pierwszym i doskonałym nauczycielem historii ojczystej. Czytał bardzo dużo książek i potrafił barwnie opowiadać o dziejach Polski, o jej królach, uczył też dzieci piosenek ułańskich. Stąd właśnie wśród jego dzieci i wnuków wzięło się zamiłowanie do historii. Wspierał także wileńskich partyzantów podczas wojny i gościł ich często w swoim domu.

W 1946 r. Stanisława i Jan Bogdanowiczowie razem z piątką dzieci musieli opuścić ukochane Kresy i wraz z transportem repatriacyjnym, po trwającej kilka tygodni podróży przyjechali do Gdańska. Zamieszkali na Krakowcu. Jak napisał w swoich wspomnieniach ks. Infułat, pierwszą rodzinną wyprawę odbyli na Westerplatte, gdzie rodzice wspominali wrzesień 1939 r. Przypominali sobie i dzieciom komunikaty radiowe o bohaterskich obrońcach polskiej składnicy wojskowej, których słuchali przy odbiornikach na odległej od Gdańska Wileńszczyźnie. (…)

Fot. Artur Andrzej, Wikipedia

Prokurator Maślanko zarzucał ks. Bogdanowiczowi rozpowszechnianie „nieprawdziwych” wiadomości o „krępowaniu sznurami kopii obrazu Matki Boskiej, co miało na celu wywołanie niepokoju publicznego wśród mieszkańców Wojciechowa i okolicznych wsi, co mogło przynieść nieobliczalne konsekwencje i zakłócenie porządku publicznego”. Wyrok 10 miesięcy więzienia z zawieszeniem na dwa lata zapadł po sześciu miesiącach aresztu. Więzienie ks. Bogdanowicz przetrwał z godnością i tak też traktowany był przez współosadzonych, wobec których potajemnie pełnił posługę kapłańską. (…)

Gdy w Trójmieście tworzyła się opozycja demokratyczna, powstały WZZ-ty, RMP, ROPCiO – stał się ich nieformalnym kapelanem, w czym poprzedził go wcześniejszy proboszcz kościoła Mariackiego, ks. Józef Zator Przytocki.

Ksiądz Infułat Zator Przytocki ps. Czeremosz był kapelanem Armii Krajowej, więźniem komunistycznego reżimu, który na początku ubeckiego śledztwa przyrzekł sobie: „Jestem żołnierzem Kościoła katolickiego, muszę zawsze i wszędzie zachować równowagę wewnętrzną. Pesymizmowi poddawać mi się nie wolno. Muszę przetrwać ze spokojem wszystko, co mnie spotka”. Zmarł w 1978 r., a jego następca kontynuował to, co on rozpoczął. Ks. Bogdanowicz, tak jak jego poprzednik, odprawiał w ważne narodowe rocznice msze za Ojczyznę i wspierał opozycję demokratyczną. Gdy 3 maja 1980 r. zostali aresztowani Dariusz Kobzdej i Tadeusz Szczudłowski, ich koledzy, za zgodą ks. Bogdanowicza, w każdą niedzielę po wieczornej Mszy Św. odmawiali w ich intencji i w intencji innych więźniów politycznych różaniec przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej, zawieszonym w jednej z kaplic bocznych Kościoła Mariackiego. (…)

Na Komendzie Wojewódzkiej Milicji przez dwie godziny esbecy namawiali go, aby podpisał tzw. lojalkę i straszyli uwięzieniem. Stanowczo odmówił, a w końcu po dwóch godzinach przedłużającego się przesłuchania, z typowym dla siebie poczuciem humoru, a jednocześnie zachowując powagę, powiedział: Albo mnie aresztujcie, albo wypuszczajcie, bo wyjeżdżając z kościoła, powiedziałem wiernym, że jeśli nie wrócę do dwunastej, mają uderzyć w dzwony. Oczywiście natychmiast został wypuszczony i już następnego dnia znowu był w stoczni ze strajkującymi robotnikami. (…)

Wielkie sprawy w jego posłudze nigdy nie zasłaniały mu prostego, często ubogiego człowieka. Niech podsumowaniem wspomnienia o ks. Stanisławie Bogdanowiczu będą dwie sceny. Przed kliku laty jednemu z gdańskich bezdomnych, których ks. Infułat zawsze wspierał i którym pomagał, spodobał się kapelusz na głowie kapłana. Ksiądz Infułat bez wahania zdjął go i ofiarował bezdomnemu. A kiedy ten człowiek umarł i ksiądz Bogdanowicz odprowadzał go na cmentarz, wzruszył się bardzo, ponieważ zmarły leżał w ofiarowanym mu niegdyś kapeluszu.

Druga scena miała miejsce podczas pogrzebu ks. Bogdanowicza. Pośród ogromnej rzeszy ludzi, żegnających złożone w trumnie na katafalku ciało kapłana, podeszła bardzo stara, mocno zgarbiona i z trudem poruszająca się kobieta. Wyglądała jakby miała sto lat. Jej malutka postać bardzo długo stała przy trumnie, wspierając się o nią. Kilka razy chciała odejść, ale jednak cofała się, żeby jeszcze chwilkę postać.

Cały artykuł Anny Kołakowskiej pt. „Niestrudzony w posłudze” znajduje się na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Kołakowskiej pt. „Niestrudzony w posłudze” na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl