Prof. Włodzimierz Gut: Jeśli koronawirus zyska nowy receptor, zmodyfikuje swoje funkcje – będziemy mieli problem

O skuteczności szczepień i planowanych na jesieni obostrzeniach mówi gość „Kuriera w samo południe” prof. Włodzimierz Gut – wirusolog.

Najostrzejsze obostrzenia obejmą regiony gdzie jest najmniej osób zaszczepionych. W okresie wakacyjnym nie było wzrostu zakażeń, ponieważ interakcje międzyludzkie były mniejsze. Rząd spodziewa się wzrostu liczby zakażeń dopiero na jesieni.

Z reguły to po tego typu wymieszaniu jakiś czas dopiero element nabyty podczas spotkań przenosi się do danej populacji i właśnie stąd obawa przed tym okresem kiedy skończą się wakacje a zacznie się normalne życie w miejscu zamieszkania za wszystkimi kontaktami – informuje prof. Włodzimierz Gut.

Szczepienia miały przywrócić normalne życie tymczasem końca pandemii nie widać. Profesor zaznacza, że aby szczepienia były skuteczne musi zostać zaszczepionych co najmniej 85% populacji. Scenariusze zakładające odporność stadną przy 60% były nazbyt pozytywne.

Z góry było wiadomo, że trzeba mieć około 85% osób uodpornionych w populacji, żeby naprawdę ograniczyć szerzenie się wirusa a tego nie ma w tej chwili nikt na świecie – mówi profesor.

[related id=141249 side=right]Profesor informuje, że około 40 – 45% zakażeń jest bezobjawowych. Co oznacza, że w Polsce mamy około 5 milionów osób po przechorowaniu, do których dochodzi 18 milionów po szczepieniach. Do osiągnięcia odporności populacji brakuje jeszcze 5 milionów zaszczepionych lub odpornych po przechorowaniu. Jedna dawka szczepionki jest skuteczna w granicach 60%. Jeśli nie będziemy w stanie osiągnąć potrzebnej liczby osób odpornych poprzez zaszczepienie, będzie ona finalnie osiągnięta w sposób naturalny, przez przechorowanie. Zdaniem profesora, szczepienia powinny być skuteczne wobec kolejnych wariantów wirusa.

Jeśli szczepionka naprawdę uodparnia na obszar krytyczny dla wirusa, to może być pewna różnica tylko procentowa jeżeli chodzi o poszczególne warianty. Ona będzie skuteczna – tłumaczy gość „Kuriera w samo południe”.

Dobór mutacji zależy od osoby zarażonej a nie od tego co ją zaraziło. Poszczególne mutacje wirusa różnią się sobą liczbą aminokwasów. Zmienna jest też zjadliwość wirusa. Na Malcie, gdzie zaszczepiono 90% mieszkańców, zdaniem profesora zachorowania nadal będą obecne.

Zachorowania będą. Teraz pytanie jest, czy rzeczywiście w przyszłości nie dojdzie do ucieczki wirusa. Jeśli on zyska nowy receptor, zmodyfikuje swoje funkcje – będziemy mieli problem – informuje prof. Włodzimierz Gut.

J.L.

Vladimír Petrilák: W Czechach wśród nowo zarażonych jest aż 25% osób w pełni zaszczepionych

Gość „Kuriera w samo południe” Vladimír Petrilák – dziennikarz mówi o negocjacjach dotyczących kopalni Turów i sytuacji sanitarnej w Czechach.

Trwają negocjacje w sprawie Kopalni Węgla Brunatnego Turów. Wokół sprawy nastąpiła medialna cisza. Jedyną informacja jaka pojawiła się w mediach jest sprawozdanie z posiedzenia czeskiego rządu, które odbyło się w poniedziałek.

Jedyne co można było odnotować, to posiedzenie rządu czeskiego w poniedziałek, które zajmowało się sprawą Turowa, gdy minister ochrony środowiska Brabec stwierdził stanowczo, że Czechy będą się domagać 5 mln euro jako kary.Codziennie płacone przez Polskę na rzecz Czech za niewykonanie decyzji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Poza tą informacją z poniedziałkowego posiedzenia, nic w mediach o Turowie nie ma – mówi dziennikarz.

Wysłannik strony polskiej Paweł Jabłoński – wiceminister spraw zagranicznych, oświadczył w środę, że rozmowy o wycofaniu przez Czechy skargi z Trybunału, posunęły się mocno do przodu. W Czechach w ostatnich dniach odnotowano lekki wzrost zakażeń. Większość pozytywnych wyników pochodzi z mało wiarygodnych testów antygenowych.

W tej chwili nawet Czeski Urząd Statystyczny potwierdził jedną ciekawą rzecz, że szczepionki z początku roku, czyli osoby które się zaszczepiły dwoma dawkami – te osoby są de facto bez obrony. Bez przeciwciał. Prawdopodobnie będzie potrzebna trzecia dawka, bo wśród nowo zarażonych jest aż 25% osób w pełni zaszczepionych – informuje Vladimír Petrilák.

Trzecią dawkę podaje się już w Rosji. Ostatnia większa manifestacja przeciwników szczepień odbyła się W Czechach w lipcu. W Pradze manifestowało niewiele osób.

Na małym placu, niedaleko parlamentu około tysiąca osób, więc jak na razie te protesty (…) nie porywają tłumów – relacjonuje gość „Kuriera w samo południe”.

Obostrzenia sanitarne w Czechach są surowe. Na wydarzenia kulturalne mogą chodzić tylko osoby które udowodnią, że są bez infekcji. Czyli takie które są zaszczepione albo mają zaświadczenie o tym, że przebyli w ciągu ostatniego pół roku chorobę wywołaną koronawirusem albo legitymują się negatywnym testem na covid.

J.L.[related id=122220 side=right]

Szokujące wyniki przyjęć kandydatów na studia w Poznaniu / Aleksandra Tabaczyńska, „Wielkopolski Kurier WNET” 86/2021

W dniu ogłoszenia tzw. pierwszych list na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, okazało się, że liczba przyjętych na studia cudzoziemców w porównaniu do Polaków jest nieproporcjonalnie wysoka.

Aleksandra Tabaczyńska

Punkty za pochodzenie?

Fakt studiowania na polskich uczelniach obcokrajowców nie powinien być dla nikogo problemem, jednak sytuacja się zmienia, gdy 60 czy nawet 80 proc. przyszłych studentów to obcokrajowcy. Pozwolił na to mechanizm rekrutacji na poznańskim UAM, gdyż ciężko uwierzyć, by jedynym problemem były kiepskie wyniki matur polskich licealistów.

Tegoroczni maturzyści udowodnili, i to w zdecydowanej większości, że aby zdać maturę, nie trzeba nawet chodzić do szkoły. Trzy ostatnie lata nauki w liceum ogólnokształcącym – przypominam, że jeszcze trzyklasowym – można przyrównać do sera szwajcarskiego. I nie tyle mam tu na myśli walory smakowe, co wielkie dziury.

Te z kolei symbolizują przerwy w nauce stacjonarnej. Pierwszy rok w szkole średniej to również pierwsza wielotygodniowa przerwa spowodowana strajkami nauczycieli. Materiał edukacyjny, który wtedy przepadł licealistom, nigdy nie został uzupełniony. To wysiłki rodziców, mających świadomość, że nie będzie powrotu do zagadnień, które zostały utracone podczas strajków, bo nikt nie zdąży nadrobić przed maturą zaległości z pierwszej klasy, sprawiły, że matura 2021 wypadła nie gorzej niż w poprzednich latach. Ci, którzy mogli sobie na to pozwolić, wysłali swoje dzieci na prywatne lekcje, gdzie uzupełniano liczne braki z wielu przedmiotów.

Kolejne dwa lata, a więc klasa druga i trzecia, maturalna, to czas pandemii i zajęć online. Mamy to wszyscy na świeżo w pamięci i wiadomo, że nie jest to wydajny system edukacji, a wręcz przeciwnie, powoduje rozprężenie, rozmamłanie, opieszałość w planowaniu i zmobilizowaniu się do samodzielnej nauki, szczególnie tej do matury. I znów z pomocą swoim dzieciom przyszli rodzice. Maturzyści chętnie chodzili na korepetycje, bo godzina czy dwie z nauczycielem była 10 razy wydajniejsza od domowego samokształcenia, a także szkolnego „online”.

W zasadzie można by odtrąbić sukces, bo zwieńczenie obowiązkowej edukacji egzaminami maturalnymi kończyło koszmar całych rodzin, a więc trzyletniej samodzielnej nauki nastolatka w domu, na poziomie liceum ogólnokształcącego. Wydanych pieniędzy też nikt nie żałował, przecież trzeba pomóc dzieciakowi, to nie jego wina.

Wyniki matur w przypadku liceów ogólnokształcących prezentują się następująco: pozytywny wynik osiągnęło 81 proc. zdających., jednego egzaminu nie zdało 17,7 proc. uczniów, dwóch – 6,1 proc. i trzech – 1,7 procent. Prawo do poprawki ma 13,2 proc. uczniów. Najsłabiej wypadł egzamin z matematyki. Zdało go 79 proc. uczniów. W przypadku uczniów liceów ogólnokształcących było to 84 procent. Pełne wyniki tegorocznego egzaminu maturalnego, uwzględniające również wyniki zdających w terminie dodatkowym (w czerwcu) oraz w terminie poprawkowym (w sierpniu), będą udostępnione 10 września 2021 roku. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę trudy ostatnich trzech lat nauki, są powody do radości i można pogratulować maturzystom. Teraz już tylko najdłuższe wakacje w życiu szkolnym, składanie papierów na uniwersytety i oczekiwanie, czy uda się dostać na wymarzony kierunek na wymarzonej uczelni.

Już 19 lipca, w dniu ogłoszenia tak zwanych pierwszych list na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, okazało się, że liczba przyjętych na studia cudzoziemców w porównaniu do polskich kandydatów na studentów jest nieproporcjonalnie wysoka.

Poznański uniwersytet znalazł sposób na poprawę swojej pozycji w międzynarodowych rankingach dzięki obcokrajowcom, których obecność jest premiowana i nie obejmują ich limity przyjęć.

Tu warto dodać, że uniwersytety w innych naszych miastach podobnie jak Poznań notują wzrost zainteresowania chętnych, głównie z Ukrainy i Białorusi, jednak tam prowadzona jest osobna rekrutacja dla osób z Polski i zagranicy oraz obowiązują limity przyjęć.

Na stronie UAM można przeczytać następujące wyjaśnienie rektor UAM, prof. Bogumiły Kaniewskiej: „Zwiększenie liczby kandydatów z zagranicy jest wynikiem wieloletnich starań o umiędzynarodowienie Uniwersytetu, w tym naszej aktywności w ramach programu ERASMUS+, zwiększenia liczby umów bilateralnych, statusu uczelni badawczej i uniwersytetu europejskiego – wszystkie te działania zakładają wzrost mobilności oraz liczby studiujących i pracujących na UAM cudzoziemców”. Poznański uniwersytet, dzięki tak rozumianej polityce przyjęć na studia, zyskuje po pierwsze – lepsze miejsca w światowych rankingach, po drugie – dostaje więcej pieniędzy, bo wysokość subwencji ministerialnej zależy również od wskaźnika umiędzynarodowienia.

Bulwersuje także fakt, że większość z pierwszej pięćdziesiątki osób na listach zakwalifikowanych – 80 procent – to obcokrajowcy. Na tym nie koniec. Osoby te uzyskały powyżej 90 punktów (na 100), gdyż matury chętnych ze Wschodu przelicza się tak samo jak polskie.

Ponadto podstawą prawną do uznawania świadectw, dyplomów i tytułów naukowych jest obecnie obowiązująca umowa między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Gabinetem Ministrów Ukrainy o wzajemnym uznawaniu akademickim dokumentów o wykształceniu i równoważności stopni, podpisana w 2005 r. Gwarantuje ona osobom, które uzyskały wykształcenie w jednym z państw stron tej umowy, możliwość kontynuacji kształcenia w placówkach drugiego państwa (jest to tzw. uznanie do celów akademickich).

Cudzoziemcy podejmujący kształcenie na studiach stacjonarnych w języku polskim, rozpoczętych w roku akademickim 2021/2022, mają wnosić opłatę semestralną w wysokości 3 tys. zł. Istnieje jednak wiele przypadków, kiedy nie pobiera się opłat za studia stacjonarne w języku polskim od cudzoziemców. Te wyjątki to m.in.: obywatele państw członkowskich UE, a także posiadający Kartę Pobytu, Kartę Polaka czy certyfikat poświadczający znajomość języka polskiego jako obcego.

Jednym słowem, wszystko sprzyja naszym sąsiadom, a tegoroczni absolwenci polskich liceów wylądują najprawdopodobniej na prywatnych, płatnych uczelniach. I tak polscy rodzice zmuszeni są wziąć na siebie finansowy ciężar wyedukowania na poziomie uniwersyteckim swoich dzieci, a z naszych podatków skorzystają cudzoziemcy.

Masowa imigracja do Polski, zwłaszcza zza granicy wschodniej, staje się poważnym problemem w ostatnich latach. Podobne proporcje narodowościowe są już faktem w przyznawaniu akademików. Przydziału miejsca w domu studenckim mogą być pewni studenci pochodzący z Ukrainy, Afryki czy Wschodu, a rozmów po polsku praktycznie w nich nie słychać. Tego typu działania na polskich uczelniach wyższych powodują nie tylko bardzo kosztowne kształcenie nie naszych obywateli, ale w tym roku można wręcz mówić o wyparciu z uczelni polskiej młodzieży.

Jako kraj nie zyskamy – przez takie podejście do kształcenia władz uczelni – tak oczekiwanych na rynku pracy fachowców z wielu dziedzin, którzy będą pracowali dla wspólnego dobra naszej Ojczyzny.

I nie ma się co dziwić, że baner z hasłem „UAM dla Polaków” pojawił się w tym tygodniu w centrum miasta, przy gmachu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zdjęcie z banerem opublikowała Młodzież Wszechpolska w Poznaniu, która w mediach społecznościowych wyraziła także „ogromne zaniepokojenie po ogłoszeniu wyników rekrutacji na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza”. Ta grupa młodzieży jako pierwsza zwróciła uwagę na tę bolesną dyskryminację tegorocznych maturzystów i nagłośniła sprawę.

Pewną otuchą są słowa ministra szkolnictwa i nauki Przemysława Czarnka: „Polskie uczelnie są dla polskich studentów, to oczywiste. Tak jak polska nauka jest dla Polski, bo jest finansowana przez Polaków. Była pewna przesada, jeśli chodzi o umiędzynarodowienie uczelni, które było priorytetem Jarosława Gowina. Zmieniamy to”.

A władzom polskich uczelni może warto zadedykować sentencję bardzo doświadczonego i znanego nauczyciela akademickiego, dr. o. Tadeusza Rydzyka, który powtarza:

„Kto myśli na rok do przodu – sieje zboże, na dziesięć lat – sadzi las, daleko w przyszłość – kształci i wychowuje dzieci i młodzież”.

Nie wiem, jak długo jeszcze polscy rodzice dadzą radę pokrywać koszty błędów systemu edukacji, bo to na ich barki spadną skutki decyzji władz uczelni takich jak UAM.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Punkty za pochodzenie?” znajduje się na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Punkty za pochodzenie?” na s. 1 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Sławomir Ozdyk: Ta cała sytuacja radykalizuje się i tutaj nie będzie już chyba kroku w tył

Ekspert mówi o niedzielnych protestach przeciwko paszportowi covidowemu w Berlinie, atakach na dziennikarzy i policjantów.

Nasz gość, dr Sławomir Ozdyk – ekspert ds. bezpieczeństwa z Berlina opowiadał o niedzielnych protestach w  przeciwko paszportom covidowym. Nielegalne demonstracje, zakazane przez wszystkie instancje sądowe w Niemczech, zorganizowane były przez ruch Querdenken, który przeciwstawia się wszystkim obostrzeniom koronawirusowym.

Wczoraj potężna demonstracja, to nie była taka demonstracja, jaką widzieliśmy wcześniej  w Berlinie. Nie była to demonstracja która szła z punktu A do punktu B. To było kilka demonstracji, które potworzyły się spontanicznie i automatycznie (…) i które mimo dużej prezencji policji się odbyła – powiedział dr Sławomir Ozdyk.

Pierwsza demonstracja powstała automatycznie pod stadionem olimpijskim. Grupa demonstrujących przerwała na moście przed stadionem,pierwszą blokadę policyjną. Protestujący przeszli następnie przez dzielnicę willową, gdzie policjanci drugi raz próbowali zablokować przejście. Drugą zaporę również demonstranci przerwali . Zaczęło dołączać coraz więcej osób. Duża grupa została potem podzielona przez policję.

Duża grupa ruszyła dalej. Została w pewnym momencie rozczłonkowana, podzielona. To jest taka taktyka policyjna, dzielenie dużej demonstracji na mniejsze grupki. Po prostu blokuje się skrzyżowania, blokuje się ulice (…) i w ten sposób próbuje się taką dużą demonstrację rozbić – poinformował dr Sławomir Ozdyk.

Nasz gość stwierdził, że ocena liczebności demonstrujących, może być trudna z uwagi na ilość grup. Jedna grupa była pod stadionem olimpijskim, inna poszła w kierunku dzielnicy rządowej, jednakże cała dzielnica rządowa była zablokowana. Pod Siegessäule (Kolumna Zwycięstwa), doszło do poważnych zamieszek. Policja zagroziła użyciem armatek wodnych. Wszyscy którzy atakowali policję lub przerywali kordon byli natychmiast aresztowani. Ostatni protestujący na Alexanderplatz (placu Aleksandra), którzy składali się w znacznej większości z członków Querdenken, pomimo dwukrotnego wezwania do rozejścia się, nie tylko się nie rozeszli, ale także zaatakowali policję. Doszło do bójek. Nasz gość ocenia, że sytuacja może się tylko pogorszyć.

Mieliśmy bardzo mocne ataki na dziennikarzy. Mieliśmy bardzo dużo ataków na policjantów. Ta cała sytuacja radykalizuje się, zaostrza się, zaognia się i tutaj nie będzie już chyba kroku w tył. Jeżeli już to będziemy mieli do czynienia z dalszą eskalacją – powiedział dr Sławomir Ozdyk.

Protesty przeciw paszportowi covidowemu w Berlinie osłaniało ponad 2 tysiące policjantów. Zatrzymano 600 osób.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

J.L.

Gdy uda się nam pokonać wariant omega, będziemy żyć wiecznie i bez żadnych trosk / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Jaki mamy powód, żeby się szczepić? Nie będzie nam wolno jeździć za granicę, chodzić do szkoły, pracować, bawić się na koncertach i dyskotekach. Zamordyzm, a nie żadna racja medyczna.

Do przejścia mamy jednak jeszcze kilkanaście liter greckiego alfabetu. Dobrnęliśmy do litery delta, a za rogiem czai się gamma, o czym czas jakiś temu poinformował nas sam premier Morawiecki. A przecież premier polskiego rządu kłamać nie może 🙂 (Dlaczego nastąpił ostatnio przeskok o kilka pól, na lambda, doprawdy nie rozumiem).

Sprawdziłem, od trzech miesięcy ani słówkiem nie odezwałem się o koronawirusie. Zatem czas zaktualizować temat. Ostatnia oficjalna mutacja, która teraz szerzy się w Wielkiej Brytanii, jest wyjątkowo paskudna. Łatwo się nią zarazić, za to ma łagodny przebieg. Jaka będzie następna, która właśnie czai się za rogiem? Prawdopodobnie będzie wywoływać uporczywy, trwający siedem dni katar. I to będzie wystarczający powód, żeby zaaplikować cudowną szczepionkę naszym dzieciom. Dlaczego miałyby smarkać, zamiast zwiększać dochody Big Farmy?

Oczywiście szczepienie dzieci będzie w pełni dobrowolne. Będziemy mieli wolny wybór. Niezaszczepione nie znajdą miejsca w przedszkolu i w szkole, a rodzice będą pozbawiani praw rodzicielskich. Budowa świetlanej przyszłości nr 2 nie może zostać zakłócona przez garstkę sfrustrowanych płaskoziemców.

Tymczasem mamy kolejne rewelacje medyczne. Po pierwsze, zaszczepienie dwiema dawkami wcale nie chroni przed kolejnym zarażeniem. Po drugie, osoby, które przechorowały Covid-19, są bardziej odporne niż te zaszczepione.

Po trzecie – to ode mnie – wszystkie osoby w wieku lat 80, 90 lub schorowane na pewno umrą. I to w ciągu najbliższych kilku lat. Zostaniemy o tym poinformowani w budzących grozę relacjach medialnych.

Jaki zatem mamy powód, żeby się szczepić? Władcy tego świata już to ogłaszają, nie zamierzając niczego owijać w bawełnę. Nie będzie nam wolno jeździć za granicę, chodzić do szkoły, pracować, bawić się na koncertach i dyskotekach. To wszystko będzie tylko dla zaszczepionych. I wychodzi na to, że to jest jedyny i wystarczający powód, żeby się zaszczepić. Zamordyzm, a nie żadna racja medyczna ukierunkowana na nasze zdrowie i życie.

Im bardziej bezczelna jest ta szczepienna nagonka, im większe groźby, tym bardziej się nie zaszczepię. Przynajmniej połowa Polaków również jest odporna na pohukiwania rzekomych ekspertów. I w tym upatruję dużą szansę dla naszego narodu. Nie walczmy – my, niezaszczepieni – o takie same prawa, jak zaszczepieni. Nie walczmy z segregacją sanitarną, ale rozwińmy ją twórczo.

Stwórzmy alternatywne państwo, do którego zaszczepieni nie będą wpuszczani, żeby nie zagrażać naszemu zdrowiu i samopoczuciu. Polskę tylko dla niezaszczepionych. W pełni wolną od biurokracji i przymusu administracyjnego.

Z własnym rządem, parlamentem i całą infrastrukturą potrzebną do luksusowego funkcjonowania każdego niezaszczepionego Polaka. Państwo minimum, niskie podatki i wypoczynek w najpiękniejszych zakątkach naszego wspaniałego kraju. Jak Wam się podoba taka wizja raju na ziemi?🙂

A zupełnie poważnie: życzę wszystkim prawdziwych wakacji. Wakacji od trosk, codziennej psychozy strachu i medialnego szaleństwa. Połóżmy się na plaży z książką „Jak zabiłem ciotkę Julię trzy razy w zeszłym tygodniu”. Albo połączmy wędrówkę po górach z kąpielą w orzeźwiającym strumieniu i pokontemplujmy Boże Stworzenie,

czego życzy Wam udający się na miesięczny wypoczynek

Jan Azja Kowalski

Dąbrowski: analitycy mówią o możliwości przyspieszenia zmian i pobudzenia prywatnej przedsiębiorczości na Kubie

Czy Kubańczycy doczekają się większych swobód? Prowadzący audycji „Republica Latina” o perspektywach Kuby, zakończeniu długiego procesu wyborczego w Peru i nielegalnych egzekucjach w Wenezueli.

Zbigniew Dąbrowski stwierdza, że Kubańczycy mają coraz mniejszą ochotę żyć w reżimie stworzonym przez braci Castro. Stany Zjednoczone i Unia Europejska przyglądają się sytuacji na wyspie, która jest bardzo zła. Mieszkańcy cierpią z powodu biedy, koronawirusa i łamania praw człowieka.

Kubańczycy również demonstrowali przeciwko sytuacji gospodarczej na wyspie a ta sytuacja jest bardzo bardzo zła ale również na problemy związane z łamaniem praw człowieka do których dochodzi na zasadzie niemalże codziennie.

Mówi się o wprowadzeniu nowych reform gospodarczych. Pobudzenie prywatnej przedsiębiorczości mogłoby być odpowiedzią na załamanie gospodarcze w obliczu pandemii.

Analitycy mówią tu o możliwości przyspieszenia zmian i pobudzenia prywatnej przedsiębiorczości z aprobatą dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw.

Mało prawdopodobnym, choć jak mówi dziennikarz, możliwym scenariuszem jest rozszerzenie swobód kubańskich. Zgodnie z konstytucją Republiki Kuby jej obywatele mają zapewnioną wolność słowa i zrzeszania się.

Część społeczeństwa kubańskiego po prostu nie chce demonstrować boi się i woli to wyjście, które wiąże się z ucieczką z wyspy z emigracją

Możliwa też jest zwiększona emigracja Kubańczyków do Stanów Zjednoczonych, wbrew radom amerykańskiego rządu, który ostrzega, aby nie wypływać w morze. Obecnie exodus na Florydę blokowany jest przez pandemię koronawirusa.

Jak wskazuje prowadzący audycji „Republica Latina”, w czwartek przez kubański sąd został skazany Anyelo Troya, reżyser wideoklipu „Patria y Vida”. Oficjalnym powodem skazania było fotografowanie zamieszek w dniu 11 lipca.

Tymczasem w Peru, po długim przeliczaniu i rozpatrzeniu wniosków wyborczych, rozstrzygnięte zostały wybory prezydenckie. Trybunał wyborczy ogłosił w poniedziałek lewicowca Pedro Castillo prezydentem-elektem Peru. Wygrał on przewagą ledwie 44 tys. głosów. Keiko Fujimori uznała zwycięstwo swego kontrkandydata, stwierdzając, że czyni tak ze względu na szacunek wobec prawa i konstytucji. Dodała przy tym, że

Trybunał wyborczy ma zamiar zatwierdzić proces pełen nieprawidłowości które niestety będą miały poważne konsekwencje dla Peru.

Następnie przenosimy się do Wenezueli. W rządzonym przez Nicolasa Maduro państwie formalnie nie obowiązuje kara śmierci, jednak policja i wojsko dokonują pozasądowych egzekucji. Uznawane są one za zbrodnię przeciw ludzkości. Według organizacji Lupa por la Vida w pierwszym półroczu 2021 r. odnotowano 825 egzekucji. Stanowi to spadek w porównaniu do zeszłego roku, gdy w analogicznym okresie było to 1 611.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Restauracje w Irlandii tylko dla zaszczepionych. Bogdan Feręc: Do rewolucji jest już bardzo, bardzo blisko

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com. o segregacji sanitarnej w Irlandii, protestach społecznych i podatku cyfrowym.


Bogdan Feręc informuje, że parlament Republiki Irlandii przegłosował wprowadzenie segregacji sanitarnej. Osoby niezaszczepione nie będą mogły wejść m.in. do kawiarni i restauracji. Nasilają się protesty społeczne. Doradca rządowy do spraw zdrowia dr Tony Holohan uważa, że niezaszczepione dzieci nie powinny móc wchodzić do tego samego lokalu co zaszczepieni rodzicami. Premier Republiki Irlandii Martin Martin nie zgadza się z tym, podkreślając, że niepełnoletni nie będą objęci zakazem.

Do rewolucji jest już bardzo, bardzo blisko.

Tymczasem Dublin nie chce zgodzić się na podwyżkę podatków dla koncernów cyfrowych. Na władze Szmaragdowej Wyspy naciska przede wszystkim Unia Europejska. Szef portalu Polska-IE.com Bogdan Feręc sądzi, że można się spodziewać podwyżki podatku o jeden punkt procentowy. Wówczas wciąż byłby on niższy niż, gdzie indziej. Irlandia nie chce się zgodzić na 15 proc. podatku cyfrowego obawiając się o utratę konkurencyjności.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę/ Adam Gniewecki, „Kurier WNET” nr 85/2021

Ilość osób szukających wsparcia w religii maleje, a śmierć coraz szerzej uznaje się za koniec ostateczny. Skutkiem jest paniczny pęd ku wszystkiemu, co daje nadzieję zdrowia i dłuższego życia.

Adam Gniewecki

Wikipedia definiuje Big Pharmę jako teorię spiskową, a właściwie grupę teorii utrzymujących, że firmy medyczne, a zwłaszcza duże korporacje farmaceutyczne, z pobudek merkantylnych dopuszczają się działań dla społeczności szkodliwych, a nawet niedopuszczalnych. Posuwają się one do aktów wręcz złowrogich dla dobra publicznego, polegających na ukrywaniu skutecznych metod leczenia chorób i ich prawdziwych przyczyn, w ten sposób odpowiadając za poszerzanie się ich skali. Niektórzy twierdzą nawet, że lekarstwo na wszystkie nowotwory zostało już wynalezione, lecz ukryte.

W innych publikacjach dotyczących Big Pharmy można znaleźć twierdzenia o fałszywości takich teorii, ale także o ich uzasadnionej faktami prawdziwości. W książce The Big Pharma conspiracy theory prof. Robert Blaskiewicz z University of Wisconsin-Eau Claire napisał, że teoretycy spiskowi używają terminu ‘Big Pharma’ jako „skrótu dla abstrakcyjnej jednostki składającej się z korporacji, organów regulacyjnych, organizacji pozarządowych, polityków i często lekarzy, a wszyscy z palcem w wartym biliony dolarów torcie farmaceutycznym na receptę”. Według prof. Blaskiewicza, teoria spiskowa Big Pharma odznacza się czterema klasycznymi cechami. Po pierwsze, założeniem, że spisek jest prowadzony przez małą, złowrogą grupę; po drugie, przekonaniem, że ogół społeczeństwa nie zna prawdy; po trzecie, że jej wyznawcy traktują brak dowodów jako dowód i wreszcie, że argumenty wysuwane na poparcie tej teorii są irracjonalne lub błędne.

Steven Novella, profesor Yale University School of Medicine pisze, że chociaż przemysł farmaceutyczny z wielu powodów zasługuje na krytykę, jego „demonizacja” to cynizm i intelektualne uproszczenie oraz zauważa, że przesadzone ataki na Big Pharmę odwracają uwagę od realnych i merytorycznych problemów, w ten sposób ułatwiając życie przemysłowi farmaceutycznemu. W 2016 roku David Robert Grimes, irlandzki autor prac naukowych w zakresie fizyki i biologii raka, opublikował artykuł, w którym przedstawił matematycznie nierealność teorii spiskowej dotyczącej uniwersalnego remedium na raka. Wykazał, że gdyby istniał wielki spisek farmaceutyczny mający na celu ukrycie leku na raka, zostałby ujawniony po około 3,2 roku, ze względu na ogromną liczbę osób, które musiałyby zachować to w tajemnicy. To oczywiste, a poza tym matematyka jest sędzią nieomylnym.

Nie twierdzę, iż ukrywa się formułę leku na raka. Chcę zajrzeć za kulisy, żeby sprawdzić, czy w atmosferze wzajemnego zrozumienia światy produkcji farmaceutyków, medycyny i polityki nie posuwają się za daleko w przedkładaniu własnych korzyści ponad nasze dobro, a obserwacja i praktyka życiowa mówią mi, że chyba tak.

(…) Czy tępiciele teorii spiskowych nie słyszeli, że z rzadkimi wyjątkami, nie ma dymu bez ognia? Sami przyznają, iż wielkim firmom farmaceutycznym „zdarzają się grzeszki”, jednocześnie pouczając, że zaprzeczanie temu byłoby naiwnością oraz wyjaśniając, że „te firmy, jak wszystkie inne, walczą o klientów i czasem stosują naganne praktyki”. Otóż nie! „Te firmy” nie są jak „wszystkie inne”. One mają władzę nad zdrowiem i życiem miliardów, co oznacza zaufanie, uczciwość i przejrzystość oraz misję społeczną i odpowiedzialność. O tym farmaceutyczni łowcy teorii spiskowych wydają się zapominać, choć są świadomi przynajmniej częściowej słuszności zwalczanych przez siebie opinii.

O tym, jak się starają skompromitować i ośmieszyć podejrzenia o złe praktyki gigantów farmaceutycznych, niech świadczy ilość „dementi”, sprostowań rzeczy prostych, wyjaśnień spraw jasnych i ośmieszania w mediach – głównie społecznościowych – niewygodnych ludzi i ich opinii. Doszło do utworzenia absurdalnej karykatury portalu internetowego BIGPHARMA POLAND (https://bigpharma.pl/), łudząco przypominającego stronę internetową prawdziwej firmy, ale tylko do chwili bliższego zapoznania się z informacjami, które zawiera.

Na przykład „wysokość zapłaty jest uzależniona od ilości i toksyczności środków, które pracownik zdoła sprzedać swoim pacjentom” albo „potrzebujemy młodzieńczego zapału i kreatywności, by wykluczać naszych przeciwników z opinii publicznej”. Jest też zaproszenie na konferencję „Innowacje w depopulacji”, która ma w programie wystąpienie „Richarda Quicksilvera, przewodniczącego berlińskiej loży masońskiej”, „Strategię Kontrolowanego Wyludniania Europy Środkowo-Wschodniej: perspektywa i zagrożenia” oraz prelekcję „dr. Gerharda Mullersteina” „Fantastyczne Odczyny Poszczepienne i jak je wywoływać”; itd., itp. Jest tak śmiesznie, że robi się poważnie. Istnieją także portale tego typu w innych językach.

Tyle trudu, żeby pokazać czyste ręce? „Jeżeli ktoś mówi, że tam nikogo nie ma, to znaczy, że ktoś tam jest” – powiedział Kubuś Puchatek. Im bardziej krzyczą, że nic w tym nie ma, tym bardziej coś w tym jest. Zasapanym mozołem zaprzeczania podejrzeniom Big Pharma je ugruntowuje i zachęca, by zajrzeć jej do wnętrza.

Big Pharma doczekała się opracowań książkowych. Na przykład po dziesięcioleciach zajmowania się branżą opieki zdrowotnej, w 2006 r. brytyjska dziennikarka Jacky Law wydała książkę Big Pharma: Exposing the Global Healthcare Agenda, w której twierdzi, że wzrost wpływów międzynarodowych firm farmaceutycznych oddziałuje szkodliwie na opiekę zdrowotną, a producenci leków wprowadzają produkty w oparciu o prognozy zysku, a nie względy medyczne. Najchętniej leczą zamożnych klientów z problemów seksualnych i emocjonalnych. Choć już nie wynajduje się tak wielu nowych przełomowych leków jak w przeszłości, branża utrzymuje przychody, modyfikując produkty istniejące i wydając coraz więcej na marketing skierowany do lekarzy i pacjentów. (…)

Big Pharma panoszyła się coraz bezczelniej i wydana 6 lat później, czyli w roku 2012, książka brytyjskiego lekarza i naukowca Bena Goldacre’a Bad Pharma: Jak firmy farmaceutyczne wprowadzają lekarzy w błąd i szkodzą pacjentom, o przemyśle farmaceutycznym, jego związkach z profesją medyczną oraz zakresie, w jakim kontroluje on badania naukowe nad własnymi produktami, znacznie ostrzej traktuje poczynania farmaceutycznego dyktatora.

Goldacre twierdzi wprost, że „gmachowi medycyny grozi ruina”, ponieważ argumenty naukowe, stanowiące jego fundamenty, są systematycznie zniekształcane przez przemysł farmaceutyczny. Pisze, że przemysł ten finansuje większość badań klinicznych własnych produktów i znaczną część ustawicznego kształcenia lekarzy, że badania kliniczne są często prowadzone na małych, niereprezentatywnych grupach, wyniki negatywne są rutynowo ukrywane, autorami zaś pozornie niezależnych opracowań naukowych mogą być firmy farmaceutyczne lub ich kontrahenci – oczywiście przy zachowaniu dyskrecji.

Określając bez ogródek sytuację jako „morderczą i katastrofalną”, autor przedstawia propozycje działań naprawczych do realizacji przez pacjentów, lekarzy, naukowców i samego przemysłu farmaceutycznego.

W drugiej części książka opisuje badania nowych leków. Przejście ze stadium eksperymentowania na zwierzętach do badań na ludziach składa się z trzech etapów: fazy 1 – eksperymentu z wolontariuszami oraz faz 2 i 3 – badań klinicznych. Uczestnicy fazy 1 są określani jako wolontariusze, ale w USA płaci się im 200–400 USD dziennie, a badania mogą trwać kilka tygodni. Ponadto wolontariusze mogą brać udział w testach kilka razy w roku, co oznacza spory dochód, więc główną motywację uczestnictwa stanowi najprawdopodobniej zarobek.

Uczestnicy są zwykle wybierani z najbiedniejszych grup społecznych, a „outsourcing” w coraz większym stopniu oznacza przeprowadzane testów przez kontraktowe organizacje badawcze w krajach o „wysoce konkurencyjnych” zarobkach. Autor podaje, że tempo wzrostu ilości badań klinicznych przeprowadzanych w Indiach wynosi 20% rocznie, w Argentynie 27%, a w Chinach 47%, podczas gdy ilość takich samych badań w Wielkiej Brytanii spada o 10% rocznie, a w USA o 6%.

Przejście na „outsourcing” rodzi kwestie dotyczące integralności danych, nadzoru zgodności z przepisami, trudności językowych, znaczenia pojęcia świadomej zgody wśród znacznie uboższej populacji, standardów opieki klinicznej, zakresu, w jakim korupcja może być uważana za rutynę w niektórych krajach. Istnieje także problem etyczny, polegający na pobudzeniu oczekiwań społeczeństwa na testowane na jego członkach leki, na które większość populacji nie może sobie pozwolić. Autor stawia pytanie: „czy wyniki badań klinicznych z wykorzystaniem jednej populacji można niezmiennie zastosować gdzie indziej?” i dostrzega oczywistość istnienia różnic zarówno społecznych, jak i fizycznych.

Goldacre pyta, czy pacjenci ze zdiagnozowaną depresją w Chinach są rzeczywiście tacy sami jak pacjenci z tą samą chorobą zdiagnozowaną w Kalifornii i zauważa, że ludzie pochodzenia azjatyckiego metabolizują leki inaczej niż mieszkańcy Zachodu.

Zdarzały się również przypadki zaniechania dostępnego leczenia podczas badań klinicznych. W 1996 roku w Kano w Nigerii firma Pfizer porównała nowy antybiotyk stosowany podczas epidemii zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych z jego konkurencyjnym odpowiednikiem, ale skutecznym tylko w wyższych dawkach niż stosowane podczas badania. Goldacre pisze, że w obu grupach badanych zmarło 11 dzieci. Prawie po równo w każdej. Rodzinom najwyraźniej nie powiedziano, że konkurencyjny antybiotyk w skutecznej, czyli zdwojonej dawce, był dostępny w przychodni Lekarzy bez Granic, w sąsiednim budynku.

Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego wyjaśnia, iż „podżeganiem chorobowym” (ang. disease mongering) nazywa się wymyślanie nowych chorób i podejmowanie starań w celu przekonania nas, że na nie cierpimy. Takimi działaniami zajmuje się potężny przemysł, także w Polsce. Ta perfidna strategia została nazwana przez „British Medical Journal” korporacyjnym konstruowaniem choroby.

Periodyk napisał, że „można zarobić masę pieniędzy na wmawianiu ludziom, że są chorzy” i wyjaśnił, iż „firmy farmaceutyczne najpierw biorą udział w procesie definiowania chorób, a potem ogłaszają ich istnienie pacjentom i konsumentom”.

„Podżeganie chorobowe” rozpoczęło się w 1879 r., wraz z wynalezieniem przez Josepha Lawrence’a i Jordana W. Lamberta listeriny jako chirurgicznego środka odkażającego. Niedługo po tym wynalazcy zaczęli sprzedawać specyfik w formie stężonej, jako środek czyszczący do podłóg i lek przeciwko rzeżączce. Od roku 1895 zalecali ją dentystom jako płyn do ust, aż w 1914 r. stała się pierwszym produktem sprzedawanym w tym charakterze bez recepty. W latach 20. XX wieku zarząd Lambert Pharmacal Company, producenta Listerine, zrozumiał, że ma wspaniały lek i… potrzebuje jedynie choroby. Wymyślono więc „halitozę” – cuchnący oddech.

Za nazwę przyjęto niejasny, szerzej nie znany termin medyczny. Listerinę promowano jako lekarstwo na dolegliwość, która, jak przekonywano, mogła zniweczyć szanse w miłości, małżeństwie i pracy. Wkrótce ludzie w całej Ameryce zaczęli chorować na halitozę. Sztuczka polegała na „rozdęciu” zwykłej, nieszkodliwej przypadłości do poziomu patologii, którą należało zwalczyć, aby móc odnosić sukcesy w życiu i nie utracić osobistego szczęścia. Reklamy Listerine były minitelenowelami, w których ludzie narażali się na wstyd w towarzystwie i porażkę w życiu, jeśli nie używali tego produktu. To nic innego jak stare jak świat, wciąż skuteczne sztuczki szamanów i znachorów mających „cudowne leki na wszystko”.

William James, harvardzki psycholog uznawany za ojca amerykańskiej psychologii, twierdził, że „twórcy tych reklam powinni być traktowani jak wrogowie publiczni i nie powinno się okazywać im litości”.

Amerykańska liberalna witryna internetowa „Huffington Post” wymienia kilka taktyk „podżegania chorobowego”, na przykład:

  • określanie normalnej czynności organizmu jako wymagającej leczenia;
  • opisywanie dolegliwości, które niekoniecznie ludziom naprawdę doskwierają;
  • wskazywanie, że duży odsetek populacji cierpi na daną „chorobę”;
  • określanie choroby jako niedoboru „czegoś” lub braku równowagi hormonalnej;
  • zatrudnianie lekarzy, którzy potwierdzą takie przekazy;
  • wybiórcze wykorzystywanie statystyk w celu wyolbrzymienia pozytywnych stron zażywania leku;
  • promowanie leku jako całkowicie bezpiecznego;
  • opisywanie powszechnie występującego objawu, który może oznaczać cokolwiek, jako oznaki poważnej choroby.

(…) Jako pierwszy krok w kierunku uodpornienia się na przekaz Big Pharmy, „British Medical Journal” proponuje oduczenie się naiwności. HA! Łatwo powiedzieć i każdy by chciał. To samo źródło twierdzi, że lęk przed cierpieniem i śmiercią przysparza podatnych na „podżeganie chorobowe”. Ilość osób szukających wsparcia w religii maleje, a śmierć coraz szerzej uznaje się za koniec ostateczny. Skutkiem jest paniczny pęd ku wszystkiemu, co daje nadzieję zdrowia i dłuższego życia. W takim razie od bicia głową w mur fortecy Big Pharmy lepsze będzie może rozwijanie psychicznej i duchowej dojrzałości, uodporniających na próby wszczepiania lęków. Ponadto sposób życia determinuje nasze zdrowie. Jak jemy, ćwiczymy, pracujemy, bawimy się, kochamy i odnosimy się do innych.

Nawet WHO, zapewne w przypływie szczerości, opublikowało niegdyś opracowanie mówiące, że 80% zasług w przedłużeniu ludzkiego życia należy przypisać poprawie szeroko pojętej higieny, tylko 20% zaś postępom medycyny i farmacji.

Czyli zdrowie oraz jakość i długość życia wyznaczane są przez sposób, w jaki żyjemy i myślimy, a nie przez pigułki. Oczywiście wymienione powyżej 20% bywa nieodzowne i zbawcze, ale nie w skali zalecanej przez „podżegaczy chorobowych”, zawodowo doszukujących się patologii w każdym aspekcie naszego istnienia.

Cały artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę” znajduje się na s. 8–9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Gorzki kielich Hygei, czyli o przemianie farmaceutyki w Big Pharmę” na s. 8–9 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Lwów: Białoruś zabroniła transmisji dwóch ukraińskich programów telewizyjnych

Redakcja „Kuriera Galicyjskiego” omawia najnowsze aktualności z Ukrainy. Jedną z nich jest informacja o wyłączeniu z transmisji w białoruskiej telewizji dwóch ukraińskich programów.

Prowadzący: Wojciech Jankowski

Realizacja: Andrzej Borysewicz


Goście:

Artur Żak – dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego”

Konstanty Czawaga – dziennikarz, korespondent „Kuriera Galicyjskiego”, korespondent zagraniczny KAI i Radia Watykańskiego.


W „Studiu Lwów” redaktor Wojciech Jankowski przybliża słuchaczom Wnet aktualności zza wschodniej granicy. Redaktorzy komentują m.in. niezadowolenie ukraińskich studentów i pracowników naukowych, którzy zostali zaszczepieni produkowanym w Indiach preparatem Covishield, przez co nie mogą teraz w prosty sposób wjechać na teren Unii Europejskiej. Jak wskazuje Artur Żak, stworzona na licencji koncernu Astra Zeneki szczepionka nie posiada tzw. kontroli procesu produkcyjnego:

Unia Europejska na daną chwilę nie uznaje tej szczepionki, czyli certyfikat covidowy na dana chwilę nie może być wydany – podsumowuje dziennikarz.

Jak dodaje redaktor, problem jest bardziej złożony. Według Artura Żaka jedyną różnicę między firmową szczepionką Astra Zeneka, a produkowanym przez ten sam koncern Covishieldem są procedury produkcyjne:

Technicznie to jest ta sama szczepionka. Proceduralnie – nie – komentuje Artur Żak.

Zdaniem Artura Żaka, z powodu tzw. „sezonu ogórkowego” na Ukrainie dzieje się teraz niewiele. Redaktor przytacza jednak informację o zdjęciu z białoruskich anten dwóch ukraińskich programów telewizyjnych:

Białoruś zabroniła transmisji dwóch ukraińskich programów telewizyjnych. Jeden program jest związany z grupą 1+1, czyli oligarchy kołomyjskiego. Drugi to jest inna telewizja ukraińska. Oficjalnie, Komitet ds. Radiofonii i Telewizji Białorusi podaje, że zabronili z powodu niesankcjonowanych reklam – przytacza dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego”.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!


N.N.

Srokowski o działaniach ruchu LGBT: To nie są tylko przemiany obyczajowe, one mają dużo głębszy charakter

Stanisław Srokowski wyraża swoje zdanie na temat rzeczywistości w dobie pandemii koronawirusa oraz ruchu LGBT, który nazywa ideologią. Zdaniem pisarza wywodzi się on z filozofii Marksa i Engelsa.


W porannej audycji gości pisarz, eseista, poeta, Stanisław Srokowski, który mówi o rzeczywistości w czasie pandemii koronawirusa. Pisarz stwierdza m.in., że ludziom trudno odnaleźć się w nowej rzeczywistości:

Nasze życie bardzo się skomplikowało, zarówno na poziomie politycznym, społecznym jak i obyczajowym. (…) W tej chwili wszystko się zachwiało i musimy się w tej rzeczywistości odnaleźć. Ona jest niezwykle trudna, bo nie ma jedności rozumienia świata, w którym żyjemy – komentuje Stanisław Srokowski.

Według rozmówcy Łukasza Jankowskiego człowiek w trudnych chwilach powinien odwoływać się do trwałych wartości aniżeli do efemerycznych głosów i komentarzy. Stanisław Srokowski mówi również o tym, co daje nam w życiu pewność słuszności wyborów:

Wydaje mi się, że w takiej sytuacji należy się odwoływać do tego, co podstawowe. Do aksjologii, do systemu wartości, który został tworzony przez wieki. Jeżeli pójdziemy tą drogą, która jest drogą zbawienia ludzkości mamy pewność, że posuwamy się w dobrym kierunku – zaznacza pisarz.

Stanisław Srokowski wypowiada się także na temat rewolucji kulturowej i seksualnej, która trwa obecnie. Mówi też o jej możliwych konsekwencjach społecznych. Nasz gość uważa, że źródło przemian tkwi w ideach marksistowskich:

Zachwiany został cały system wartości. (…) To nie są tylko przemiany obyczajowe, one mają dużo głębszy charakter. (…) Źródłem jest kulturowy przewrót umysłowy, który nastąpił mniej więcej sto lat temu. Mniej więcej wtedy kiedy ideologia Marksa i Engelsa uznała, że ludzkość trzeba pchnąć w inny świat. (…) Tworzy się nowy typ społeczeństwa, który ma być uwolniony od tradycyjnych wartości – opisuje Stanisław Srokowski.

Mówi też o jej możliwych konsekwencjach społecznych:

Tutaj trzeba znać kilka zjawisk podstawowych, które rewolucja kulturowa, marksizm kulturowy przenosi. Cztery czy pięć podstawowych zjawisk. Po pierwsze: należy zlikwidować religię i Kościół. (…) Drugie, trzeba zlikwidować państwo narodowe. Bardzo dramatyczne wyzwanie. Kolejne, to jest likwidacja tradycyjnej rodziny. Likwidacja historii. I wreszcie, likwidacja tradycyjnego porządku estetycznego, czyli zmienić sposób widzenia rzeczywistości – stwierdza Stanisław Srokowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.