Stalka: Jestem niemal pewien, że #R Kolonki to sekta. Nie jest ruchem oddolnym ani głosem wielu. Max oszukał wszystkich

– Max Kolonko urabiał członków swojej partii po kolei. Oszukał nas co do liczby sympatyków i zakazał nagrywania rozmów z nim. Nie mogliśmy mieć tu swojego zdania. To chyba sekta – mówi Robert Stalka.

 

 

Robert Stalka, członek sztabu głównego partii Revolution #R założonej przez publicystę Maxa Kolonkę, opowiada o relacjach panujących wewnątrz ugrupowania. Po raz pierwszy informacje na ten temat ujawnił w poniedziałek we wpisie na portalu Wykop.pl. W rozmowie w Kurierze w samo południe stwierdza, że im dłużej się nad tym zastanawia, tym ma większą pewność że partia, której był członkiem, jest sektą.

Stalka mówi wprost, że „Max nas urabiał wszystkich po kolei”. Członków ugrupowania miał oszukiwać wielokrotnie. Minął się z prawdą m.in. poprzez zawyżanie liczby sympatyków partii. Informował, że jest ich dwa miliony. Była to jednak liczba użytkowników śledzących profil Revolution na serwisach Facebook i YouTube. Gdy dana osoba obserwowała konto #R na obydwu portalach, była ona liczona dwukrotnie. Gość Kuriera w samo południe stwierdza, że zawyżanie tej statystyki miało służyć wmówieniu członkom ugrupowania, że są głosem dużej grupy.

Kolonko kłamał również, gdy nazywał partię ruchem oddolnym.

Mówił też nam, że nasz ruch jest ruchem oddolnym, co okazało się ostatecznie zwykłą bzdurą z tego względu, że tam, gdzie niby mieliśmy coś tworzyć oddolnie na sam koniec okazywało się, że mamy być jakimiś żołnierzami w jakimś wojsku, gdzie słowo ostateczne ma tylko i wyłącznie generał, a my jako ci żołnierze nie mogliśmy mieć własnego zdania, nie mogliśmy powiedzieć, co my uważamy. Wszystkie osoby, które tak robiły, zostały usuwane lub wyrzucane i na koniec okrzyknięte nielojalnymi i osobami, które przyszły z jakiejś tam ubecji czy innych służb.

Jest to jedynie początek listy oskarżeń, które pod adresem przywódcy Revolution kieruje Stalka. O innych zarzutach usłyszą Państwo w naszej rozmowie!

A.K.

Ptaszyński: Wizna była koszmarem komunistów. Mieszkańcy nie pozwolili na żaden PGR ani spółdzielnię produkcyjną

– W Wiźnie z trudem wprowadzano komunizm. Nie utworzono tu żadnej spółdzielni produkcyjnej ani PGR-u. Dość długo działała tu też partyzantka AK – mówi Kazimierz Ptaszyński.

 

 

Kazimierz Ptaszyński, były przewodniczący gminy Wizna, opowiada o zniszczeniach, które zostawiła po sobie w tej wsi II wojna światowa. Ostatnie walki rozegrały się tam w 1939 r. W ich wyniku ludność wysiedlono, a większość drewnianych domów została spalona. Te, które przetrwały, zostały natomiast w 1945 r. rozebrane przez wojska niemieckie i przerobione na tzw. ziemianki. Zimą przebywali w nich żołnierze III Rzeszy.

Po zakończeniu wojny mieszkańcy wrócili do Wizny i z własnych środków odbudowali wieś. W tym czasie robili wszystko, by przeciwstawić się wprowadzeniu tam komunizmu. Ich opór przyniósł sukces – w Wiźnie nie utworzono żadnej spółdzielni produkcyjnej ani PGR-u (państwowego gospodarstwa rolnego). Ponadto dość długo działała tu partyzantka Armii Krajowej.

Gość Poranka mówi również o ostatnich godzinach walk żołnierzy pod dowództwem kapitana Władysława Raginisa w niedzielę 10 września 1939 r. Tego dnia w Wiźnie pozostał tylko jeden schron, w którym ukryli się walczący. Około godziny 9 rano przybył do niego mówiący po polsku żołnierz niemiecki. Postawił on ultimatum – jeśli Polacy nie poddadzą się, znajdujący się w niewoli walczący zostaną rozstrzelani. Kapitan poprosił wtedy o pół godziny namysłu. Miał bowiem nadzieję, że w tym czasie otrzyma on pomoc. Ta jednak nie nadeszła i po upływie 30 minut żołnierze zaczęli opuszczać schron. Raginis miał wyjść ostatni. Tak się jednak nie stało – dopełniając swojej przysięgi, że nie opuści zajmowanego przez siebie terenu żywy, rozerwał się granatem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Macierewicz: Ubolewam nad upadkiem myśli wojskowej opozycji. Kiedyś byli tam inteligentni ludzie, teraz oszaleli [WIDEO]

– Zapowiedź zlikwidowania WOT przez KO to rzucenie wyzwania USA i zdrowemu rozsądkowi. Ubolewam nad upadkiem myśli wojskowej polityków opozycji – mówi Antoni Macierewicz.

Antoni Macierewicz, były minister obrony narodowej, odnosi się do części programu wyborczego Koalicji Obywatelskiej dotyczącej zmian w polskiej armii.

Ubolewam (…) nad upadkiem myśli wojskowej tych ludzi. Było tam naprawdę przez jakiś czas kilku (…) inteligentnych polityków i inteligentnych ludzi, a teraz nastąpiło jakieś zupełne szaleństwo. Zapowiedź (…) zlikwidowania wojsk obrony terytorialnej w sytuacji, kiedy wszyscy stratedzy na całym świecie – zwłaszcza zachodni – wskazują, że to jest w ogóle kluczowa reforma, czyniąca z polskiej armii skuteczną zaporę wobec rosyjskiej agresji (…), to jest po prostu rzucenie wyzwania naszym sojusznikom amerykańskim i zdrowemu rozsądkowi.

Gość Poranka mówi również o najważniejszym zadaniu Prawa i Sprawiedliwości dotyczącym polskiego wojska na najbliższe cztery lata przy założeniu, że partia ta ponownie wygra jesienne wybory parlamentarne. Jest nim dalsza modernizacja armii połączona z zakupami w polskim przemyśle zbrojeniowym.

Proszę zobaczyć, jak w programie strategii obronnej, w “Przeglądzie Strategicznym” z 2017 r. zostały zaplanowane zamówienia dla armatohaubic w Stalowej Woli. To miało być – i mam nadzieję, że jest – setki nowych armatohaubic, które będą stanowiły jeden z głównych elementów polskiego systemu antydostępowego obok, oczywiście, F-35. Jeżeli się uda je zdobyć, to będą one kluczem w tej obronie.

Polityk komentuje przy tym kwestię zamówienia przez Polskę wspomnianych myśliwców F-35. Negocjacje w tej sprawie prowadzi obecny minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Macierewicz ma nadzieję, że uda się wynegocjować tzw. offset, czyli realizację części zamówienia na terenie naszego kraju w połączeniu z przekazaniem istotnych technologii.

To bardzo ważna decyzja i jeżeli będzie tak przeprowadzona jak powinna, czyli wraz z offsetem, to będzie olbrzymim, olbrzymim sukcesem i podniesieniem rangi polskiej i możliwości polskiej armii na niebywale wysoki poziom technologiczny i skutecznościowy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

W. Zabłocki: Walka o przychodnię dla kombatantów trwa. Trzaskowski znów pokazał, że nie dorósł do prezydentury

– Do akcji w sprawie Przychodni dla Weteranów i Kombatantów włączyliśmy kolejne osoby. Poseł Milewski wystąpił do władz stolicy z interpelacją, obecnie czekamy na odpowiedź – mówi Wojciech Zabłocki.

 

 

Wojciech Zabłocki, radny do sejmiku województwa mazowieckiego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, opowiada o postępach w toczonej przez siebie walce o Przychodnię dla Weteranów i Kombatantów przy ulicy Litewskiej 11/13 w Warszawie. Działająca od 2005 r. placówka boryka się bowiem z wieloma problemami. Mazowiecki Oddział Wojewódzki NFZ nakazał jej np. zwrot 16 tysięcy złotych kosztów nienależnej refundacji, a potem wypowiedział umowę na wystawianie recept refundowanych. Następnie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podjął decyzję o zamknięciu przychodni.

Gość Studio Dublin stwierdza, że akcja mająca na celu wstrzymanie decyzji o zamknięciu placówki zyskuje na popularności. W ciągu ostatniego półtora tygodnia poparł ją m.in. Daniel Milewski, który wystąpił z interpelacją poselską w tej sprawie do władz Warszawy. Zabłocki nie sądzi jednak, że głowa stolicy pospieszy się z odpowiedzią na pismo. Jego zdaniem Trzaskowski wykazuje bowiem nieproporcjonalnie duże zainteresowanie kwestiami światopoglądowymi w porównaniu do spraw życia codziennego mieszkańców Warszawy.

Radny do sejmiku województwa mazowieckiego mówi również o swoim zaangażowaniu w zapewnienie pełnowartościowych posiłków dla dzieci uczęszczających do przedszkoli i szkół w stolicy.

To dobrze, że rząd się zajął jedzeniem w sklepikach, że już są ograniczenia dotyczące (…) słodzonych napojów, gazowanych, no ale to, jakie są podawane ciepłe posiłki, obiady, jest również bardzo istotne. Współpracuję z zespołem specjalistów, którzy opracowują taki program, którzy zwracają uwagę na te składniki, które są niezdrowe, na te przepisy, które można byłoby poprawić, aby wszędzie w Polsce standard jedzenia w stołówkach dla uczniów, dla przedszkolaków był jak najwyższy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Cejrowski: Propozycja zakupu Grenlandii przez Trumpa była rozsądna. W końcu przeżyłaby ona boom gospodarczy

– Nie rozumiem oburzenia Duńczyków na propozycję zakupu Grenlandii przez USA. Czyżby zapomnieli, że sprzedali Amerykanom obecne Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych? – pyta Wojciech Cejrowski.

Wojciech Cejrowski po nakręceniu nowych odcinków programu „Wojciech Cejrowski. Boso” w Ameryce Południowej wraca ze swoją audycją „Studio Dziki Zachód”. Uchyla w niej rąbka tajemnicy opowiadając, czego można się spodziewać po najnowszej odsłonie cyklu.

Podróżnik odnosi się do propozycji prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa dotyczącej zakupu od Danii Grenlandii. Polityk miał rozmawiać o swoim pomyśle z dwoma doradcami na początku roku gdy dowiedział się, że europejskie państwo ma problemy z utrzymaniem największej wyspy świata. Cejrowski uważa, że propozycja Trumpa była rozsądna, ponieważ USA doprowadziłyby do gospodarczego rozkwitu omawianego terytorium. Można by tam wydobywać ropę i gaz, co zapewniłoby dodatkowe źródło surowców energetycznych dla Europy. Gospodarz „Studio Dziki Zachód” jest ponadto zdania, że gdyby pomysł ten przedstawiła poprzednia głowa Stanów Zjednoczonych – Barack Obama – zostałby on przyjęty przychylnie. Przypomina również, że w 1917 r. Dania sprzedała USA Duńskie Indie Zachodnie, które następnie zostały przemianowane na Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych.

Podróżnik komentuje także doniesienia o pożarach, które od trzech tygodni trawią znajdujące się na terenie Brazylii lasy amazońskie. Podtrzymuje przy tym stanowisko, które przedstawił w sobotę na swoim profilu na portalu Facebook. Napisał wtedy:

Szanowni Państwo, w sprawie pożarów w Amazonii nie wiem co powiedzieć. Musiałbym pojechać na miejsce, zobaczyć i dopiero wtedy ocenić i… uwierzyć. Lasy amazońskie są NIE-palne. Aby sobie wypalić małe pole trzeba się BARDZO napracować. Najpierw trzeba zwalić wszystkie duże drzewa, potem wykarczować resztę i palić kawałkami. Amazońskie ogniska gasną same z siebie, trzeba je stale wachlować, rozdmuchiwać. Amazońskie drewno, nawet suche, palić się nie chce. Dlatego Indianie na rozpałkę lubią stosować nasze plastikowe butelki. Stare butelki i zapalniczka zastępują dzisiaj dawniejsze koraliki przywożone na wymianę. Powód? Rozpalanie ognia (…). Jak w tej sytuacji oceniać pożary lasów amazońskich? Nie wiem. Widziałem zdjęcia i filmy, ale… widziałem też na WŁASNE oczy, na żywo, że Amazonia jest niepalna.  Jej niepalność znam z OSOBISTEGO doświadczenia liczącego trzydzieści lat (…).

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.K.

Witold Kuczyński: Z Kurpiów pochodzi narodowy bohater Japonii. To brat Zenon Żebrowski, bliski sercu cesarza

– Pamiętam, jak na Kurpie przyjechał cesarz Japonii. Powiedział, że Polska jest mu bliska, ponieważ stąd pochodzi brat Zenon Żebrowski – bohater narodowy Kraju Kwitnącej Wiśni – mówi Witold Kuczyński.

 

 

Witold Kuczyński, pedagog oraz instruktor ds. folkloru i tańca, opowiada o Kurpiach. Od reszty Polski region też wyróżnia postać brata Zenona Żebrowskiego – bohatera narodowego Japonii. Duchowny ten po zrzuceniu 9 sierpnia 1945 r. bomby atomowej na Nagasaki zakładał sierocińce dla japońskich dzieci i osiedla dla bezdomnych. Gość Poranka wspomina przy tym słowa cesarza Hirohito, które wypowiedział podczas wizyty na Kurpiowszczyźnie. Powiedział on wtedy, że Polska jest dla niego krajem bliskim, ponieważ to właśnie stąd pochodzi brat Zenon.

Inną cechą unikalną dla omawianego regionu Polski jest jego zacofanie. Kuczyński stwierdza, że jest to jego największy atut. Kurpie są bowiem najlepiej opisaną grupą etnograficzną w Europie, a charakterystyczne dla nich tańce i obyczaje są kultywowane po dziś dzień.

Instruktor ds. folkloru i tańca mówi również o gościnnym udziale zespołu Carniacy z Czarni na płytach grup Enej i Kapela ze Wsi Warszawa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Boglárka: Chcemy, by Węgrzy mogli mieć tyle dzieci, ile zechcą. Dlatego rząd może udzielić parze 10 mln forintów kredytu

– 1 czerwca wprowadziliśmy „Program oczekiwania na dziecko”. Jeśli kobieta zawiera pierwsze małżeństwo przed 40 rokiem życia, małżonkowie mogą wziąć 10 mln forintów kredytu – mówi Illés Boglárka.


Illés Boglárka, węgierska wiceminister zasobów ludzkich, opowiada o II Uniwersytecie Letnim Instytutu Felczaka. Impreza ta upamiętnia tysiącletnią przyjaźń pomiędzy Polakami a Węgrami. Jej zadaniem jest pokazanie młodym ludziom, że nie należy sięgać jedynie do historii, lecz także tworzyć relacje w teraźniejszości.

Na Węgrzech działa partnerska Fundacja im. Wacława Felczaka, powołana w 2018 r. przez rząd węgierski. Celem fundacji, podobnie jak w przypadku Instytutu, jest rozwijanie współpracy polsko-węgierskiej. W ramach działalności Fundacji rozpisano wiele konkursów, które pozwoliły ponad 1600 uczniom szkół średnich przyjechać do Polski. Sam Wacław Felczak był polskim historykiem, znawcą tematyki węgierskiej i środkowoeuropejskiej oraz żołnierzem polskiego Państwa Podziemnego.

Gość Poranka podkreśla, że przyjaźń pomiędzy oboma narodami ma ogromne znaczenie w polityce zagranicznej Węgier. Współpraca ta bowiem nie posiada jedynie wymiaru sentymentalnego i gospodarczego, lecz również polityczny. Władze węgierskie zauważają, że oba państwa razem potrafią wywierać większy wpływ na instytucje unijne.

Boglárka mówi również o polityce rodzinnej na Węgrzech. Jej ważną częścią stał się wprowadzony 1 czerwca tzw. „Program oczekiwania na dziecko”. Polega on na tym, że jeśli kobieta zawiera swoje pierwsze małżeństwo przed ukończeniem 40. roku życia, małżonkowie mogą wziąć 10 milionów forintów kredytu. Jeśli para doczeka się trójki potomstwa, kredyt automatycznie przekształca się w dotację.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Stefanik: Przyszłość francuskiego podatku GAFA nie jest pewna. Zawarte z USA porozumienie może z czasem go znieść

– Zawarte wczoraj porozumienie w sprawie podatku od gigantów internetowych zakłada, że Francja zrezygnuje z niego, jeśli udałoby się wypracować międzynarodowe rozwiązanie – mówi Zbigniew Stefanik.

 

 

Zbigniew Stefanik, korespondent Radia WNET we Francji, opowiada o zawartym wczoraj porozumieniu w sprawie tzw. podatku GAFA. Określenie to pochodzi od pierwszych liter nazw największych korporacji prowadzących swoją działalność w internecie – Google, Amazon, Facebook i Apple. Świadczenie to nałożone zostało nad Sekwaną w lipcu bieżącego roku. Objęło ono około 30 podmiotów świadczących usługi cyfrowe z globalnymi przychodami przekraczającymi 750 milionów euro rocznie i dochodami w samej Francji powyżej 25 milionów euro rocznie.

Wprowadzenie podatku wywołało duże kontrowersje w Stanach Zjednoczonych. Według prezydenta Donalda Trumpa i jego doradców opodatkowanie gigantów internetu to dyskryminacja przedsiębiorstw amerykańskich. Polityk w odpowiedzi zagroził podniesieniem ceł na francuskie wina, co wywołało ogromny niepokój wśród jego producentów.

Zdaje się jednak, że konflikt pomiędzy Francją a USA na tle nowego świadczenia przynajmniej na pewien czas ucichnie. Wszystko za sprawą porozumienia, które 26 sierpnia z francuskim ministrem finansów Bruno Le Maire’em zawarł minister skarbu Stanów Zjednoczonych Steven Mnuchin.

Porozumienie zawarte wczoraj [tj. 26 sierpnia – przyp. red.] zawiera właściwie dwie kwestie. Z jednej strony Francja zobowiązuje się zrezygnować ze swojego podatku, jeśli owe regulacje zostałyby przełożone na arenie międzynarodowej, czyli udałoby się na przykład na łamach WTO [Światowa Organizacja Handlu – przyp. red.] czy też OECD [Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – przyp. red.] znaleźć jakieś rozwiązanie. Wówczas Francja zrezygnuje z tego podatku i przyjmie regulacje międzynarodowe. Druga kwestia – jeśli taki podatek międzynarodowy miałby powstać w przyszłości – to wówczas Francja zobowiązuje się do zwrócenia korporacjom, które uiściły podatek we Francji, finansową różnicę.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Dr hab. Karol Sacewicz: Delegatura IPN w Olsztynie posiada prawie 400 m.b. akt bezpieki. Nie znamy dobrze treści całości

– Stopień przebadania dokumentów bezpieki w Olsztynie jest różny. Wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach, jednak wciąż nie poznaliśmy wystarczająco lat 60. i 70. – mówi dr hab. Karol Sacewicz


Dr hab. Karol Sacewicz, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie, opowiada o książce, którą współredaguje wraz z Piotrem Kurdelą. Jest nią „Antykomunizm Polaków w XX wieku”, która za niecałe dwa tygodnie ukaże się jako nowość wydawnicza IPN. W publikacji tej poddano analizie zjawisko antykomunistycznych postaw Polaków, rozpoczynając od publicystyki, poprzez działania organizacyjne, a kończąc na akcjach zbrojnych. Do współpracy zaproszono kilkadziesiąt osób z ponad 13 ośrodków akademickich, w tym prof. Andrzeja Nowaka i prof. Włodzimierza Suleję. Omawiany fenomen potraktowano bardzo szeroko – w pracy przeczytać będzie można o działaniach przeprowadzanych zarówno w kraju, jak i na emigracji. Uwadze autorów nie umknęły również postawy obywateli II Rzeczypospolitej o pochodzeniu innym niż polskie oraz aktywność grup etnicznych. W tym miejscu ks. dr Bogumił Wykowski przybliża treść swojego rozdziału traktującego o postawach antykomunistycznych Mazurów i Marmiaków.

Sacewicz mówi także o tym, jakie zbiory znajdują się w rękach delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie. Posiada on 400 metrów bieżących akt wytworzonych przez miejscowy aparat bezpieczeństwa. Stopień ich przebadania jest zróżnicowany – wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach oraz o gospodarce rolnej na tym terenie w latach 1945-1956. Trochę słabiej natomiast znane są wydarzenia lokalne i warunki życia lat 60. i 70.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Iwona Arent: Rządy PO-PSL rozprzedały przetwórnie na Warmii i Mazurach. To przez tę koalicję region zbiedniał [VIDEO]

– Województwo warmińsko-mazurskie jest naturalnym miejscem rozwoju rolnictwa. Potrzebuje więc przetwórni, które za czasów PO-PSL zostały sprzedane i sprywatyzowane – mówi Iwona Arent.

Iwona Arent, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, opowiada o przygotowaniach partii do wyborów parlamentarnych, które odbędą się 13 października. W tym tygodniu ugrupowanie będzie chciało zarejestrować swoje listy wyborcze. Uzyskało już bowiem wystarczającą liczbę podpisów.

Gość Poranka mówi również o nastawieniu mieszkańców Olsztyna do rządów PiS. Stwierdza, że wielu z nich nie było przekonanych do zapowiadanych cztery lata reform. Dzisiaj jednak dziękują partii za to, że dotrzymała ona słowa.

Arent dzieli się także swoimi spostrzeżeniami na temat tego, czego obecnie potrzebuje województwo warmińsko-mazurskie.

Przede wszystkim [województwo warmińsko-mazurskie – przyp. red.] już się wyróżnia i słynie z naszych przepięknych jezior, przepięknych lasów, z turystyki. Ale z samej turystyki przy takiej pogodzie, jaka jest w Polsce, to region nie wyżyje. Potrzebujemy (…) inwestycji większych (…), chociażby w przemysł rolno-spożywczy. My jesteśmy tu naturalnym miejscem, gdzie rolnictwo się rozwija (…). [Potrzebne są – przyp. red.] przetwórnie, które za czasów PO-PSL-u niestety zostały sprzedane, sprywatyzowane (…). Przemysł okołoturystyczny, budowa jachtów (…), ale żeby ten przemysł nam się rozwijał, to potrzebujemy dróg, zarówno dróg kolejowych, jak i dróg samochodowych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.