Wittkowicz: Nie można zarzucać nauczycielom tego, że strajkują. Po prostu korzystają ze swojego konstytucyjnego prawa

– Strajk nauczycieli ma wyłącznie podłoże ekonomiczne i dotyczy kwestii pracowniczych. O to, czy matury się odbędą, nie należy pytać ZNP, a Ministerstwo Edukacji Narodowej – mówi Sławomir Wittkowicz.

 

Sławomir Wittkowicz, szef Forum Związków Zawodowych Solidarność-Oświata, mówi o rozpoczynającym się dzisiaj nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu krajowego swojego ugrupowania w sprawie trwającego strajku nauczycieli.

„Rozpoczynamy posiedzenie nadzwyczajne zarządu krajowego związku i będziemy omawiali stan rokowań ze stroną rządową oraz dalsze perspektywy dotyczące prowadzenia akcji strajkowej. Myślę, że do godziny 16 będziemy mieli tę decyzję już wypracowaną”.

Gość popołudniowego programu WNET zaprzecza pojawiającym się głosom o impasie między protestującymi pracownikami oświaty a rządem.

„Myśmy przedstawili jako Forum i Związek Nauczycielstwa Polskiego zmodyfikowaną sytuację, która zmniejsza niedobór w tegorocznym budżecie do kwoty około miliarda złotych na spełnienie naszych postulatów. Została ona od razu odrzucona przez stronę rządową, więc to nie jest tak, że obie strony są usztywnione”.

Wittkowicz zaznacza, że ani w stronę Związku Nauczycielstwa Polskiego, ani w stronę popierającego go Forum Związków Zawodowych Solidarność-Oświata nie należy kierować zapytań w sprawie matur. Stwierdza, że za przeprowadzenie egzaminu dojrzałości we właściwym terminie odpowiada Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Gość popołudniowego programu WNET zwraca uwagę, że prawo do strajku jest prawem konstytucyjnym i nikt nie powinien nikomu czynić zarzutu, że z niego korzysta. Podkreśla przy tym, że protesty nauczycieli mają wyłącznie podłoże ekonomiczne i dotyczą kwestii pracowniczych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Doleśniak-Harczuk: Po wielkanocnym zamachu na Sri Lance Niemcy w końcu zainteresowali się dyskryminacją chrześcijan

– W Niemczech mówi się o dyskryminacji muzułmanów, natomiast temat chrześcijan nie jest zbyt popularny. Zmienił to wielkanocny zamach muzułmanów na Sri Lance – mówi Olga Doleśniak-Harczuk.


Olga Doleśniak-Harczuk, publicystka ,,Nowego Państwa”, komentuje najnowsze wydarzenia w polityce zagranicznej Niemiec. 1 kwietnia państwo to objęło przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dzisiaj minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas wygłosi przed tym organem przemówienie dotyczące przemocy seksualnej jako narzędzia wojny. Co ciekawe, podpiera się w tej sprawie autorytetem aktorki Angeliny Jolie, z którą napisał nawet artykuł dla „Washington Post” poruszający ten temat.

Gość Poranka mówi również o trudnościach z integracją przybyłych podczas rozpoczętego w 2015 r. kryzysu migracyjnego do Niemiec muzułmanów.

„W przypadku tej fali migracyjnej od 2015 r. to są głównie ludzie, którzy – mam wrażenie – postanowili przeczekać. Oni nie do końca rozumieją chyba, w jakiej sytuacji się znaleźli. Przeczekać, ewentualnie wtopić się w kolejne getto i stać się częścią społeczeństwa równoległego, które w Niemczech istnieje za sprawą mniejszości tureckiej”.

W tym miejscu publicystka ,,Nowego Państwa” opowiada o projektach niemieckiego rządu federalnego mających na celu przekonać migrantów do powrotu do kraju pochodzenia. W ramach jednego z nich każdy chcący dobrowolnie opuścić Niemcy otrzymuje pomoc finansową w granicach 1200 euro na osobę. Rodzina może liczyć natomiast na 3 500 euro zapomogi. Biorący udział w tym programie korzystali z niego na różne sposoby – Syryjczycy nie wyjechali do Syrii, lecz w inne miejsca, natomiast do swojej ojczyzny powrócili obywatele Rosji.

Doleśniak-Harczuk ostrzega także przed partią Alternative für Deutschland, która nie żywi do Polski sympatii oraz mówi o reakcji niemieckich mediów na wielkanocny zamach na chrześcijan na Sri Lance.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Prof. Krasnodębski: Jeśli Tuskowi uda się 3 maja przekonać do siebie Polaków, będzie to o nich źle świadczyć [VIDEO]

– 3 maja w Warszawie Donald Tusk opowie o miejscu Polski w Unii Europejskiej. Nie wiem, co miałby powiedzieć, by porwać za sobą Polaków – mówi prof. Zdzisław Krasnodębski.


Profesor Zdzisław Krasnodębski, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, komentuje mające odbyć się dzisiaj o godzinie 11 manifestacje Związku Nauczycielstwa Polskiego przed Ministerstwem Edukacji Narodowej.

„Wydaje mi się, że ten strajk przekroczył swoje apogeum i zdaje się, że opinia publiczna zaczyna coraz bardziej go negatywnie oceniać. Chyba słusznie, bo w tej sytuacji kiedy zbliżają się matury to jednak wydaje mi się, że nauczyciele powinni wrócić do pracy. A na pewno myślę, że realizacja postulatów rozłożona w czasie będzie możliwa, oczywiście w miarę możliwości budżetowych”.

Gość Poranka opowiada również o obawach wielu posłów Parlamentu Europejskiego co do faktu, jak po majowych wyborach do tego ciała wyglądać będą zasiadające w nim unijne partie.

„Problem polega na pewnej demonizacji czy stygmatyzacji tych ugrupowań skrajnych, ugrupowań, które są sytuowane na prawo od Prawa i Sprawiedliwości. Ale trzeba też dodać, że Salviniego już traktuje się inaczej niż np. Marine Le Pen i jej Zgromadzenie Narodowe. Mianowicie te partie, które rządzą lub współrządzą jakimiś krajami, już są traktowane jako poważne siły polityczne. Dążenie do ich wykluczenia nie jest takie silne, a nawet pojawia się dążenie do ich włączenia”.

Profesor odnosi się także do zaplanowanego na 3 maja przemówienia obecnego Przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, które ma został wygłoszone na Uniwersytecie Warszawskim. W swoim wystąpieniu ma opowiedzieć o miejscu Polski w Unii Europejskiej. Wiceprzewodniczący unijnego ciała ustawodawczego jest nastawiony krytycznie do tego wydarzenia. Wprost stwierdza, że nie wie, co miałby powiedzieć były polski premier by porwać za sobą swoich rodaków. Zdaniem gościa Poranka ewentualny sukces Tuska świadczyłby źle o samych Polakach.

Profesor mówi ponadto o marginalizowaniu roli katolicyzmu przez unijnych polityków.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Szyszko: To rząd PO-PSL odpowiada za epidemię kornika drukarza. W 2008 r. wywarto presję, by nie zwalczać go w zarodku

– W 2008 r. pojawiły się pierwsze ogniska gradacyjne kornika drukarza, jednak wywarto presję, by ich nie zwalczać. Teraz drzewa gniją. Ktoś powinien za to odpowiedzieć – mówi prof. Jan Szyszko.

 

Profesor Jan Szyszko, były minister środowiska, w świątecznym poniedziałkowym Poranku WNET, opowiadał o trwającej degradacji Puszczy Białowieskiej. W rozmowie z Tomaszem Wybranowski stwierdził, że niszczenie tego kompleksu leśnego rozpoczęło się w 2008 r., kiedy pojawiły się pierwsze ogniska gradacyjne kornika drukarza. Wtedy jednak wywarto presję, by nie zwalczać ich w zarodku, czego wynikiem jest dzisiejsza epidemia tego owada w puszczy.

„Trzeba być niezwykle bogatym państwem by pozwolić sobie na to, żeby gniło ponad 6 milionów m³ drewna o wartości ponad miliard złotych, a równocześnie żeby miejscowej ludności zabronić nawet korzystania z gałęzi, bo to wszystko ma ulegać tzw. dekompozycji. Za to ktoś powinien ponieść zdecydowanie odpowiedzialność”.

Kolejną błędną decyzją, o której mówi polityk, jest zmiana sposobu użytkowania terenu Puszczy Białowieskiej, na którą zdecydowano się w 2012 r. Modyfikacje te dotyczyły lasów gospodarczych w trzech nadleśnictwach – Browsku, Hajnówce i Białowieży. W ramach tego kroku ograniczono pozyskanie drewna z sadzonych w przyszłości drzewostanów. Sytuacja ta doprowadziła do licznych chorób drzew, w związku z którymi do 2016 r. wymarło ponad 5 milionów m³ drewna. Zanik drzew wywołał powstawanie bagien i zespołów trawiastych, co spowodowało zniszczenie siedlisk licznych ptaków i owadów.

Tomasz Wybranowski pytał także prof. Jana Szyszko, co dalej ze zdewastowaną Doliną Rospudy, o którą … przewrotnie walczyli ekolodzy.

Były minister środowiska wyjaśnia, dlaczego wycinka drzew spowodowana epidemią kornika drukarza w Niemczech nie wywołała takiego sprzeciwu Unii Europejskiej jak analogiczna operacja w Polsce. Odnosi się także do pomysłu prywatyzacji Lasów Państwowych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

W Irlandii Północnej zabito dziennikarkę. Czy na naszych oczach odradza się terrorystyczna IRA?

W nocy z czwartku na piątek podczas zamieszek w Londonberry zabito 29-letnią dziennikarkę Lyrę McKee. Brytyjska policja traktuje to wydarzenie jako akt terroru. Czy na naszych oczach odradza się IRA?


W nocy z czwartku na piątek podczas zamieszek w północnoirlandzkim mieście Londonberry zastrzelona została Lyra McKee. Dwudziestodziewięcioletnia dziennikarka związana była z serwisem mediagazer.com. Współpracowała także z redakcjami „Atlantic”, „Mosaic Science”„Buzz Feed”.

Kilka tygodni temu przeniosła się z Belfastu do Derry (Irlandczycy z północy nazywają to miasteczko Londonderry – przypomina T.W.).  Ostatnią wiadomość, którą po sobie zostawiła, był wpis na Twitterze opublikowany o godzinie 2:56 (3:56 czasu polskiego):

 

(Tekst polski: „[London]derry dzisiejszej nocy. Absolutne szaleństwo” – przyp. red.)

Publicystka odniosła się w ten sposób do rozpoczętych w czwartek wieczorem rozruchów, w których biorą udział dążący do zjednoczenia Wyspy irlandzcy republikanie oraz zwolennicy istnienia autonomicznej Irlandii Północnej w unii ze Zjednoczonym Królestwem. Przerażenie wielu osób pogłębia dodatkowo fakt, że dziennikarka nie była związana z żadną z walczących stron.

„W BBC opisano tę sytuację w następujący sposób, że zza rogu nagle wyszedł człowiek, który zaczął strzelać zupełnie na ślepo do wszystkich, którzy się tam znajdowali, a przede wszystkim do pojazdów policyjnych, które stały w okolicy przeszukując lokalne domy”.

Według brytyjskiej policji zamieszki w Londonberry zostały zorganizowane celowo, a broń również nieprzypadkowo znalazła się na ulicach miasta.

W programie Studio Dublin, Alex Sławiński, korespondent Radia WNET, w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim zanegował pojawiające się opinie, w myśl których rozruchy stają się miejscem odrodzenia IRA – terrorystycznej organizacji istniejącej w latach 1919-1969, walczącej o przyłączenie Irlandii Północnej, będącej pod władzą Brytyjczyków, do Republiki Irlandii. Stwierdza, że politycy rządzący Zieloną Wyspą są na tyle rozsądni by nie dopuścić do powtórzenia się historii.

Sławomir Cichy, polski muzyk i pedagog, który mieszka w Irlandii Północnej jest wstrząśnięty tym zabójstwem. Jego bliscy przyjaciele bardzo dobrze znali Lyrę McKee. Przewrotnością losu jest to, że młoda dziennikarka była żarliwą obrończynią pokoju między Irlandczykami na północy Wyspy, czego przykładem jej powieść „Angels With Blue Faces”.

 

 

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K. & /WyT/

Cejrowski: Clintonowie powinni otworzyć w Sopocie dom publiczny. Do tego nadaje się była głowa USA

– W Gdańsku obchody 4 czerwca 1989 r. miał uświetnić Barack Obama, jednak okazał się on za drogi. Wspieranie lokalnych polityków przez zagranicznych powinno być zakazane – mówi Wojciech Cejrowski.

W poniedziałkowej audycji „Studio Dziki Zachód” Wojciech Cejrowski odnosi się do ogłoszonego 24 marca raportu prokuratora specjalnego Roberta Muellera. W dokumencie tym stwierdzono, że sztab wyborczy Donalda Trumpa nie działał w zmowie z Kremlem w celu wygrania wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2017 r. Tekst publikacji nie zostanie udostępniony w całości. Jego obszerniejsze fragmenty przekazane zostały do publicznej wiadomości we wtorek. Z raportu wynika m.in., że to główna kontrkandydatka Donalda Trumpa z kampanii prezydenckiej Hilary Clinton współpracowała z Rosjanami, a nie jej rywal.

 

[related id=72336] Podróżnik odnosi się również do informacji, według których obchody rocznicowe w Gdańsku pierwszych częściowo wolnych wyborów przypadających na 4 czerwca 1989 r. miał w tym roku uświetnić były prezydent USA Barack Obama. Udział czarnoskórego polityka w tym przedsięwzięciu miał okazać się jednak zbyt kosztowny, w związku z czym rzekomo podjęto próby zaproszenia na wydarzenie Billa i Hilary Clintonów. Cejrowski sceptycznie odnosi się do tego pomysłu stwierdzając, że udzielane poparcia politykom lokalnym przez tych zagranicznych powinno być zakazane. W działaniu tym upatruje śladów ingerencji zewnętrznej w politykę krajową. Ponadto wprost oznajmia, że była para prezydencka powinna otwierać w Sopocie dom publiczny, ponieważ znany z seksskandali Bill zdaniem podróżnika nadaje się do tego znakomicie.

Prowadzący „Studio Dziki Zachód” komentuje także książkę Tuckera Carlsona pt. „Ship of Fools: How a Selfish Ruling Class Is Bringing America to the Brink of Revolution”, w której autor pisze m.in. o źródłach kryzysu męskości w Stanach Zjednoczonych.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

A.K.

Repetowicz: Haftar nie pojawił się z Rosjanami w Libii, to oni zapukali do niego. Po prostu zauważyli coś oczywistego

– Przez Libię biegną szlaki migracyjne. Rosjanie to dostrzegają, więc nie ma co winić ich za zauważanie rzeczy oczywistych – tak udział Rosji w trwającym konflikcie w Libii komentuje Witold Repetowicz

 

Witold Repetowicz, analityk specjalizujący się w tematyce bliskowschodniej, odnosi się do ofensywy, którą na obrzeżach stolicy Libii – Trypolisu – rozpoczął 4 kwietnia generał Chalif Haftar. Gość audycji stwierdza, że działalność wojskowego nie jest niczym dziwnym. Jego zdaniem co najmniej od dwóch lat wiadomo było, że generał prędzej czy później przejmie władzę w kraju.

Analityk komentuje również zaangażowanie Rosji w konflikcie. Jej celem jest uczynienie Libii swoim kluczowym sojusznikiem w Afryce Północnej.

„Warto było śledzić (sytuację w Libii po arabskiej wiośnie z 2011 r. – przyp. red.), ponieważ przez Libię przechodziły i nadal przechodzą szlaki migracyjne (…). Rosjanie to dostrzegają, więc nie ma co winić Rosjan, że dostrzegają rzeczy oczywiste, wówczas gdy inni nie dostrzegają tych oczywistych rzeczy”.

Repetowicz zaznacza, że destabilizacja Libii nie zaczęła się w tym czy w zeszłym roku, lecz na skutek wydarzeń związanych z tzw. arabską wiosną z 2011 r.

„Nikt nie zmuszał Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych (…). Nikt tych krajów nie zmuszał aby obalać Muammara Kaddafiego, który nie był już żadnym sojusznikiem wtedy Wschodu”.

Gość jest zdania, że w najbliższym czasie w okolicach Trypolisu może rozegrać się wojna zastępcza pomiędzy Francją a Włochami. Ci pierwsi zdecydowali się na udzielenie wsparcia Haftarowi, natomiast drudzy – obecnemu legalnemu rządowi w Trypolisie.

„To tylko i wyłącznie może zachęcać Europę do tego, żeby dogadywała się z Haftarem, i Europa powinna dogadywać się z Haftarem, bo inaczej Haftar całkowicie wejdzie w koalicję z Rosjanami, i to będzie groźne dla Europy”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Waszczykowski: Przez lewicowy dyskurs UE cofa się gospodarczo. Mniejsza gospodarka USA jest od niej silniejsza [VIDEO]

– W trzeszczącej UE przede wszystkim mamy igrzyska ideologiczne. Zamiast zajmować się lepszą współpracą gospodarczą czy innowacyjnością organizacja ta się kurczy – mówi Witold Waszczykowski.


Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, komentuje decyzję greckiego parlamentu dotyczącą ubiegania się przez ten kraj o odszkodowanie za II wojnę światową od Niemiec. Rachunek, który chce wystawić Grecja, opiewa na kwotę 280 miliardów euro. Gość Poranka stwierdza, iż sytuacja ta jest dla nas Polaków korzystna, gdyż stanowi przykład na to, że ubieganie się o odszkodowanie za zniszczenia wojenne nie jest żadną fanaberią.

„Jest to też dla nas wskazówka, że nie należy się obawiać, że można z takimi roszczeniami występować, że nie jest to jakaś fanaberia”.

Polityk krytycznie wyraża się o obecnym kształcie Unii Europejskiej.

„W trzeszczącej Unii Europejskiej przede wszystkim mamy igrzyska ideologiczne. Unia Europejska zamiast zajmować się problemami społeczeństw europejskich, zamiast zajmować się innowacyjnością, lepszą współpracą gospodarczą, zamiast zajmować się rozszerzeniem, okazuje się w tej chwili kurczy”.

Były minister spraw zagranicznych odniósł się także do rozmów na temat ustawy 447 i z pełną stanowczością oznajmił, iż wspomniany dokument jest niezgodny zarówno z prawem polskim, jak i międzynarodowym.

„To jest prawo amerykańskie. Jeśli to prawo amerykańskie, to nie jest to prawo międzynarodowe i to nie jest prawo polskie. W związku z tym my uważamy, że to nie dotyczy nas”.

Podkreśla, że mienie bezspadkowe przechodzi na Skarb Państwa. Oznacza to, iż żaden zwrot, którego będą chciały domagać się międzynarodowe instytucje, nie będzie im się należał.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A. Kowarzyk/A.K.

Mistewicz: Mówi się, że Notre Dame trzeba przebudować na centrum multikulturowe. Katolicy nie mogą do tego dopuścić!

– Polacy powinni pomóc w odbudowie Notre Dame i nie dopuścić do tego, by stworzono z niego centrum multikulturowe. Pokazaliśmy, co potrafimy, rekonstruując warszawską Starówkę – mówi Eryk Mistewicz.


Eryk Mistewicz, ekspert od marketingu politycznego, komentuje mający miejsce w poniedziałek pożar katedry Notre Dame. Katastrofę tą nazywa „francuskim 11 września” odnosząc się do skutków, jakie wraz z atakiem na World Trade Center z 2001 r. miały te wydarzenia dla cywilizacji zachodniej.

Gość Poranka zaznacza, że przybytek sakralny nie jest jedynie obiektem muzealnym przyciągającym uwagę turystów z całego świata, lecz przede wszystkim miejscem kultu. Jest to szczególnie ważne zwłaszcza w obliczu planów dotyczących jego przyszłości.

„Pytanie, czy uda się ją odbudować w tej formie, w jakiej była do tej pory, czyli jako katedrę katolicką, katedrę chrześcijańską, czy też, bo takie głosy się wczoraj zaczęły pojawiać, powinna zostać odbudowana jako centrum multikulturowe, centrum muzealne”.

Zdaniem Mistewicza uczynienie z Notre Dame obiektu świeckiego jest niedopuszczalne. Stwierdza, że katolicy z całego świata powinni zrobić wszystko, by nie dopuścić do takiej sytuacji. Liczy, że w odbudowie katedry pomogą także Polacy, którzy restaurując Stare Miasto w Warszawie czy Archikatedrę św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu zaprezentowali światu wysoki poziom polskiej szkoły rekonstrukcji obiektów zabytkowych.

Ekspert ubolewa nad faktem, że relacjonujące pożar media francuskie skupiły się na świeckim charakterze katedry i mających w niej miejsce w przeszłości wydarzeń. Obraz ten zmienił jednak przekaz serwisów społecznościowych, których użytkownicy publikowali m.in. materiały pokazujące modlących się przy obiekcie sakralnym ludzi.

„To, co jest bardzo ważne, to jest też to, że następuje – przy tym, o czym mówię, czyli przy dewastacji, przy niszczeniu kościołów katolickich we Francji – renesans grup religijnych, grup modlitewnych. Studenci, pracownicy nauki, i to również w takich miejscach – wydawałoby się – ultraliberalnych, ultralewicowych jak Paryż, tworzą grupki katolickie. Wczoraj ci ludzie modlili się przy dogasającej katedrze. To są bardzo pouczające obrazy, które pokazują, że nie wszystko jest stracone”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Państwo francuskie, do którego należało Notre Dame, ponoć bardzo niechlujnie remontowało katedrę

– Katedra, jak i większość kościołów we Francji, nie należała do Kościoła. Była to decyzja ateistycznego rządu z 1905 r., który przekazał ją państwu – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski.


Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, zdaje relację sprzed ugaszonej katedry Notre Dame. Do stolicy Francji przybył wczoraj na spotkanie z tamtejszą Polonią. O godzinie 13 miał okazję zwiedzać z nią wspomniany budynek – pięć godzin później przybytek stanął w płomieniach.

Duchowny podkreśla znaczenie katedry dla polskich emigrantów w tym kraju – 1 grudnia 2018 r. powstała przy niej polska kaplica z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej.

Ksiądz Isakowicz-Zalewski przedstawia również skalę zniszczeń Notre Dame. Jego wnętrze jest całkowicie wypalone, dach został strawiony przez ogień, a witraże roztopiły się. Zachowały się natomiast zewnętrzne mury, dwie słynne wieże oraz metalowa konstrukcja, na której prowadzone były prace nad małą dzwonnicą. Mniema się, że właśnie remont tej ostatniej był przyczyną pożaru. Obiekt będzie dogaszany jeszcze przez parę dni.

Duchowny zaznacza, że za renowację przybytku sakralnego nie był odpowiedzialny Kościół, lecz państwo.

„Katedra, jak i większość kościołów we Francji, nie jest własnością Kościoła. To nie Kościół przeprowadzał te remonty, bo w 1905 r. ówczesny rząd francuski, bardzo ateistyczny, antykościelny zawłaszczył wszystkie kościoły. Więc tylko te, które po 1905 r. zostały wybudowane i te kościoły, które były w Alzacji i Lotaryngii, które wtedy należały do Niemiec, są nadal własnością Kościoła”.

Ksiądz Isakowicz-Zalewski odnosi się także do modlących się podczas katastrofy tłumów. Stwierdza, że było to niesamowite zjawisko, ponieważ dotychczas jedynymi modlącymi się na ulicach Francji byli muzułmanie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.