Stalin wiedział, że Polska wpływała na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm

Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana.

Wojciech Pokora

Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski wrócił do władzy, dawno straciliśmy inicjatywę wywiadowczą na kierunku wschodnim. Polska, podobnie zresztą jak Estonia, Łotwa, Finlandia, Rumunia, a nawet Francja i Wielka Brytania (oczywiście w różnym stopniu), była zinfiltrowana przez wywiad sowiecki, który co najmniej od 1921 r. prowadził wielką akcję dezinformacyjną pod kryptonimem „Trust”. (…) W Polsce agenci „Trustu” wniknęli głęboko w struktury państwa, czego przykładem niech będzie fakt, że np. legalnie otrzymywali polskie paszporty i posługiwali się polską pocztą dyplomatyczną. Jak pisał Władysław Michniewicz, polski oficer wywiadu pracujący w Estonii, sowietom udało się nawet przesłać zaszyfrowany polskim kodem komunikat. W szczytowym okresie operacji zaangażowali w nią niewyobrażalną na tamte czasy liczbę 5 tysięcy agentów i funkcjonariuszy.

I chociaż wielu ekspertów twierdzi, że operacja „Trust” bądź jej pochodne trwają do dzisiaj, oficjalne jej zakończenie zbiegło się w czasie z powrotem do polityki Józefa Piłsudskiego. Od tego momentu Polska próbowała na nowo odzyskać kontrolę na kierunku wschodnim.

Problem dziurawej granicy zauważono już wcześniej, dlatego w 1924 r. podjęto decyzję o powołaniu wojskowej formacji do jej ochrony. Piłsudski planował rozbudowę koncepcji systemu ochrony granic przez wojsko o kolejne kierunki (północ, południe i zachód), ale spotkało się to z silnym oporem wewnętrznym i zewnętrznym. Od tej pory KOP kojarzyć się miał tylko i wyłącznie z granicą wschodnią.

Na posiedzeniu Rady Ministrów 16 sierpnia 1926 r. Piłsudski dokonał zmiany kursu wobec mniejszości narodowych. Wówczas właśnie zlecono gruntowną rewizję polskiej polityki wobec obywateli innych narodowości. O ile koncepcja endecka opierała się na przekonaniu, że mniejszości da się zasymilować, o tyle obóz Piłsudskiego postanowił włączyć je w ustrój państwa polskiego i uczynić lojalnymi obywatelami Rzeczypospolitej. (…)

Piłsudski jeszcze na początku lat 20. przygotował własną ofertę dla Ukraińców. Kluczowa była w tym postawa Rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej na Emigracji. Postanowiono zainspirować Ukraińców do wyciągnięcia wniosków z prowadzonej w sowietach polityki ukrainizacji, której postawiono w pewnym momencie tamę.

Uświadomienie mieszkańcom republik radzieckich, że w ramach tego państwa nie osiągną niepodległości, stało się zalążkiem większej strategii, nazwanej prometeizmem.

W 1926 w Paryżu założono organizację „Prometeusz”, w skład której weszli z czasem przedstawiciele Azerbejdżanu, Kozaków Dońskich, Gruzji, Idel-Uralu, Ingrii, Karelii, Komi, Krymu, Kubania, Kaukazu Północnego, Turkiestanu i Ukrainy.

Prometeizm nie stał się nigdy oficjalnym programem ani rządu, ani żadnej partii w Polsce, jednak po przewrocie majowym Piłsudski zaczął go wdrażać w życie. Koordynację projektu powierzył zaufanym ludziom umieszczonym w różnych resortach – Spraw Zagranicznych, Obrony, Spraw Wewnętrznych oraz Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a koordynację przedsięwzięcia powierzył Tadeuszowi Hołówce. Prometejczycy otrzymali na działanie tajny budżet.

Uruchomienie tego programu wskazywało wprost na kierunki polityki zagranicznej Piłsudskiego, który bagatelizował zagrożenie ze strony Niemiec, a jego głównym zadaniem było dążenie do rozbicia Rosji na wiele państw narodowych.

Działania te realizowane były na szeroką skalę. Hołówko nawiązywał relacje z przedstawicielami państw, które mogły wesprzeć Piłsudskiego w jego dążeniach. Nawiązano także bliskie stosunki z Teheranem i Ankarą, gdzie utworzono przyczółki programu prometejskiego. Ważnym ośrodkiem był Paryż.

Duży nacisk położono na kraje kaukaskie, silnie obsadzając konsulat w Tbilisi, którego aktywność została zauważona. Już w 1927 r. przed sądem w Charkowie stanęła grupa Gruzinów zaangażowanych w program prometejski, których zeznania obciążyły Hołówkę. Moskwa wzięła go na celownik. Wcześniej zrobiła to samo z Petlurą, który został zamordowany przez sowieckiego agenta 25 maja 1926 r. W 1927 r. na terenie Polski odtworzono armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, w skład polskiej armii weszło zaś trzydziestu pięciu Ukraińców na stanowiskach oficerów kontraktowych. Jednym z nich był Pawło Szandruk.

Na sowieckiej Ukrainie utworzono tajną placówkę wywiadowczą o kryptonimie „Hetman”, na której czele stanął Mykoła Czebotariw, były szef osobistej ochrony Petlury podczas wyprawy na Kijów. Czebotariw raportował o sukcesach wywiadowczych, a jednocześnie prowadził grę z formalnym następcą Petlury Andrijem Liwyckim o przywództwo w Ukraińskiej Republice Ludowej. Oznajmił, że Ukraińcy w Związku Radzieckim pragną odtworzenia URL, ale przywódcy na uchodźstwie są oderwani od ich spraw, w związku z tym ci, z którymi się kontaktuje, nie chcą utrzymywać relacji z oficjalnymi władzami państwa podziemnego. Czebotariw raportował, że nawiązał bliską łączność z działającym na terenach dawnego URL Związkiem Walki o Niezależną Ukrainę, tajną organizacją, która szukała możliwości zbudowania sojuszu z Polską. Działalność Czebotariwa w połączeniu z akcją w Polsce dawała obraz dobrze przygotowanego planu na odbicie Ukrainy spod władzy sowieckiej. Jednak znów nie doceniono bolszewików.

Do dziś do końca nie wyjaśniono sytuacji związanej z działalnością placówki „Hetman”, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że mieliśmy do czynienia z mistyfikacją podobną do sowieckiej operacji „Trust”.

Najpewniej Czebotariw był sowieckim agentem, który od początku działał na niekorzyść URL i Polski. Plan Piłsudskiego, by wykorzystać sowiecką politykę ukrainizacji w celu odbicia Ukrainy, został udaremniony. W 1930 r. było już pewne, że tajna wojna na terenie wroga została przez Polskę przegrana. Mimo że na skutek mistyfikacji Czebotariwa wiele działań okazało się pozornymi, nie ulega wątpliwości – i wiedział o tym także Stalin – że Polska prowadziła politykę wywierania wpływu na wydarzenia na terenie sowieckiej Ukrainy i wspierała ukraiński patriotyzm.

Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) znajduje się na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” (II) na s. 9 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W 80 rocznicę zbrodni katyńskiej – wspomnienie o trzech pracownikach naukowych Akademii Górniczej w Krakowie

W lesie katyńskim polegli: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego.

Bronisław Barchański

Ofiary zbrodni NKWD z 1940 r. zostały w Polsce po raz pierwszy oficjalnie uhonorowane poprzez opisanie tej zbrodni na płycie z brązu umieszczonej w 1989 r. w krużgankach klasztoru Ojców Karmelitów na Piaskach w Krakowie. Z tej płyty możemy odczytać, że w gronie zamordowanych było między innymi:

  • 12 generałów,
  • 300 pułkowników i podpułkowników,
  • 500 majorów,
  • 2500 kapitanów i rotmistrzów,
  • 5000 poruczników i podporuczników,
  • 6000 podchorążych i podoficerów.

W gronie ofiar uhonorowanych na ww. płycie jest również jedyna kobieta – porucznik lotnictwa Janina Lewandowska, którą NKWD zamordowało w dniu Jej 32 urodzin – 22.04. 1940 r. w Katyniu.

W trakcie działań wojennych prowadzonych przez Wermacht na terenie Związku Radzieckiego Niemcy natknęli się na terenie Lasu Katyńskiego na groby pomordowanych polskich oficerów. W dniach od 18.02. do 13.04.1943 r. ekshumowali 400 ciał. W dniu 13.04. 1943 r. komunikat radia niemieckiego w Berlinie poinformował świat o odkryciu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. Dla celów propagandowych Niemcy powołali komisję, w skład której weszło 12 przedstawicieli krajów zależnych od Rzeszy Niemieckiej oraz 1 Szwajcar. Komisja ta przebywała w Katyniu od 28–30.04. 1943 r.

Pod niemieckim przymusem, ale za wiedzą i zgodą rządu polskiego w Londynie i władz podziemnych w Polsce, do Katynia udało się kilkunastu Polaków, w tym pisarze Ferdynand Goetel i Józef Mackiewicz. Komisje potwierdziły, że zbrodnia na polskich oficerach jest dziełem Sowietów. W tym miejscu pragnę postawić hipotezę, że Ferdynand Goetel (Sekretarz Akademii Górniczej w latach 1920–1925) mógł być bezwiednym świadkiem odkrycia zbrodni dokonanych przez NKWD na jego 3 byłych studentach (o których będzie mowa w dalszej części artykułu).

W gronie 795 absolwentów AG dyplomy inżynierskie uzyskało 571 górników i 224; było również 3 absolwentów – pracowników naukowych AG: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego. (…)

Dr inż. Zygmunt Mitera (1903–1940)

(…) Studiował w Akademii Górniczej w Krakowie i w roku 1929 uzyskał dyplom inżyniera górniczego. W grudniu 1932 wyjechał do Kolorado dla dokończenia studiów i w maju 1933 r. jako pierwszy Polak uzyskał doktorat z geofizyki. Doktorat otwierał przed nim drogę do otrzymania dobrze płatnej pracy w USA lub w Kanadzie. Zdecydował się jednak na powrót do Polski. W krakowskiej Akademii Górniczej objął stanowisko wykładowcy w Zakładzie Geofizyki (…).

Po wybuchu II wojny światowej Zygmunt Mitera jako oficer rezerwy znalazł się w Armii Polskiej i 5 października 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej. Dalsze losy dr. inż. Zygmunta Mitery nie były znane aż do roku 1996, kiedy to Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich opublikowało Księgę Katyńską. Okazało się wtedy, że między l  kwietnia a 19 maja 1940 r. Zygmunt Mitera został zamordowany przez NKWD na terenie Związku Radzieckiego, w tzw. obozie charkowskim.

Inż. Tadeusz Ramza (1901–1940)

(…) Dyplom inżyniera górnika uzyskał w 1932 r. W 1934 r. na wniosek Rady Wydziału Górniczego rektor prof. zw. inż. W.J. Takliński powołał inż. T. Ramzę na stanowisko starszego asystenta. Na tym stanowisku pracował on do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. T. Ramza jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. W wyniku napaści na Polskę przez ZSRR 17 września 1939 r., dostał się do sowieckiej niewoli. Jako oficer Wojska Polskiego został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku – ZSRR – w okresie kwiecień–maj 1940 r.

Inż. Augustyn Jelonek (1906–1940)

(…) W latach 1924–1929 studiował w Akademii Górniczej, gdzie w grudniu 1929 r. uzyskał dyplom inżyniera metalurga. W roku 1930 pracował u Prof. Korwin-Krukowskiego nad opracowaniem skryptu z wielkopiecownictwa. Na przełomie 1930 i 1931 r. odbywał służbę wojskową. W roku akademickim 1932/33 prowadził ćwiczenia z wielkich pieców na III i IV roku studiów Wydziału Hutniczego. Na wniosek Rady Wydziału Hutniczego w maju 1933 r. rektor prof. inż. Saryusz-Bielski powołał inż. A. Jelonka na stanowisko adiunkta; na stanowisku tym pracował do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. A. Jelonek jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. Po napaści ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. dostał się do sowieckiej niewoli i został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku między kwietniem a majem 1940 r.

Cały artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak zrodził się pomysł na zbrodnię katyńską? Dlaczego wymordowano elity? / Wojciech Pokora, „Kurier WNET” 70/2010

Czy Katyń był osobistą zemstą Stalina za klęskę w wojnie z 1920 roku? A co, jeśli stał się zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry?

Wojciech Pokora

Dlaczego doszło do Katynia?

2 marca 1940 roku Ławrientij Beria – Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR (szef NKWD) skierował do Józefa Stalina tajną notatkę nr 794/B (794/Б), w której poinformował, że polscy jeńcy wojenni w liczbie 14 736 osób ( w tym 97 proc. narodowości polskiej) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Białorusi i Ukrainy w liczbie 18 632 osoby, z tego 1207 oficerów i 5141 policjantów (w tym 57 proc. obywateli narodowości polskiej), stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej.

W związku z powyższym stwierdził, że

NKWD ZSRR uważa za uzasadnione: rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 11 tys. więźniów bez wzywania skazanych, bez przedstawiania im zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia

oraz zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce NKWD w składzie: Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow, Leonid Basztakow. Notatkę swoimi podpisami zatwierdziły cztery osoby: Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan. Ponadto z dopisku sekretarza dowiadujemy się, że Kalinin i Kaganowicz zagłosowali „za”. Zgodnie z notatką Biuro Polityczne KC WKP(b) w dniu 5 marca 1940 roku wydało tajną decyzję nr P13/144 z zaproponowaną przez Berię treścią:

I. Polecić NKWD ZSRR:

1) Sprawy 14 700 znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych byłych polskich oficerów, urzędników państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i dozorców więziennych, 2) Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi w liczbie 11 000 członków różnych k-r [kontrrewolucyjnych; W.P.] organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników państwowych i zbiegów – rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. II. Rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia – w następującym trybie: a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych – na podstawie informacji przedłożonej przez Zarząd ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSSR, b) wobec osób zatrzymanych – na podstawie informacji z akt przedłożonej przez NKWD Ukraińskiej SRR i NKWD Białoruskiej SRR.

III. Rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały zlecić trójce towarzyszy w składzie: Mierkulow, Kobułow i Basztakow (naczelnik I Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR).

14 marca 1940 r. w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, spotkali się szefowie zarządów NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz naczelnicy tzw. wydziałów komendanckich wymienionych zarządów obwodowych NKWD. Uczestniczył w niej również Piotr Soprunienko, szef powołanego przez Berię we wrześniu 1939 roku Zarządu do spraw Jeńców Wojennych Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR, jeden z głównych organizatorów mordu katyńskiego. Soprunienko zmarł w Moskwie w 1992 roku.

22 marca 1940 r. Beria wydał tajny rozkaz nr 00350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR”.

3 kwietnia 1940 roku z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia. Rozstrzeliwań dokonywano w ścisłej tajemnicy w Katyniu, Miednoje koło Tweru, Piatichatkach na przedmieściu Charkowa i Bykowni koło Kijowa. Wciąż nieznane jest miejsce mordu i pochowania ok. 7 tys. ofiar z tzw. białoruskiej i ukraińskiej listy katyńskiej.

Tak wygląda zorganizowanie i przebieg zbrodni w encyklopedycznym skrócie. Jednak najważniejsze zostaje pytanie – dlaczego do tego doszło? Skąd pomysł na masową zbrodnię w takim kształcie? Dlaczego postanowiono zgładzić polską elitę? Czy faktycznie należy na poważnie brać tezę, że wydarzenia z 1940 roku były osobistą zemstą Stalina za klęskę bolszewików w wojnie 1920 roku? W tej legendzie jest ziarnko prawdy, ale prawda może zdumiewać. A co, jeśli Katyń jest zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry? Polsko-sowieckiej rozgrywki o Ukrainę? Taką tezę postawił amerykański historyk Timothy Snyder i wydaje się ona całkiem prawdopodobna.

Polska Organizacja Wojskowa

Przed wybuchem I wojny światowej we Lwowie powołano do życia dwie organizacje, których wpływ na późniejsze wydarzenia skutkujące odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. jest nieoceniony.

Pierwszą z nich była powołana przez działaczy Organizacji Bojowej PPS tajna organizacja wojskowa o nazwie Związek Walki Czynnej. Inicjatorem powołania Związku był Kazimierz Sosnkowski (z inspiracji Piłsudskiego), który w 1908 r. rozpoczął tworzenie tej organizacji na bazie kół milicyjnych PPS. W 1909 r. na czele ZWC stanął osobiście Józef Piłsudski.

W tym samym roku, także we Lwowie, powstała Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, która dwa lata później powołała do życia Polskie Drużyny Strzeleckie. Już w 1911 r. doszło do spotkania Komendy Naczelnej Drużyn Strzeleckich z Komendą Główną Związku Walki Czynnej, na którym uchwalono wspólną linię szkoleniową dla rekrutów. Nawiązana wówczas współpraca zaowocowała tym, że po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 r. obie organizacje połączyły się w Warszawie w jeden podmiot uznający zwierzchnictwo komendanta Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego. W październiku tego samego roku dowództwo nad organizacją przejął emisariusz Piłsudskiego, ppor. Tadeusz Żuliński, który nadał jej nazwę Polska Organizacja Wojskowa. Opracowano dokument programowy POW, w którym stwierdzano, że „celem POW jest zdobycie niepodległości Polski drogą walki zbrojnej”. Za głównego przeciwnika uznano wówczas imperium rosyjskie.

Polska Organizacja Wojskowa działała do 1921 roku. Członkowie POW najpierw zasilili Legiony Polskie, a od 1917 roku brali udział w walce z państwami centralnymi o niepodległą Polskę. Na tym etapie działalności jej komendantem został Edward Rydz-Śmigły. W 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa wraz z Pogotowiem Bojowym PPS stała się główną formacją Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie. Dzięki oddziałom POW rządowi Daszyńskiego udało się przejąć kontrolę m.in. nad Lublinem. Komendant Główny POW, Edward Rydz-Śmigły, został ministrem wojny. Jednak już 11 listopada 1918 r. rozkazem Rydza-Śmigłego rozpoczął się proces likwidacji POW. Jej członkowie zostali wcieleni do Wojska Polskiego. Jednak działalność kontynuowała jedna komenda – Komenda Naczelna nr 3 w Kijowie.

Na Wschodzie bowiem pojawił się nowy wróg, w związku z czym nie zaprzestano pracy wywiadowczej na tyłach wojsk sowieckich. Komendę KN-3 POW ulokowano w Warszawie i podporządkowano ją Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego. Komendantami naczelnymi KN-3 byli kolejno: Przemysław Barthel de Weydenthal, Henryk Józewski i Stefan Bieniewski. POW w 1920 r. podzielono na Wschodzie na pięć terenów i siedem okręgów: Teren A – ukraiński z okręgami kijowskim i charkowskim, Teren B – Zagłębie Donieckie, Teren C – czarnomorski z okręgami odeskim, krymskim i besarabskim, Teren D – bliskiego wschodu z okręgami konstantynopolskim i tyfliskim oraz Teren E – kozacki w Rostowie nad Donem. Istniały również struktury w Moskwie, Mińsku (KN-5) i na Bałkanach. Wszystkie te struktury zlikwidowane zostały do 1921 roku. Jednak w propagandzie sowieckiej działały o wiele dłużej.

Piłsudski wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowcami

W 1918 roku, po 123 latach, Polska ponownie stała się niepodległym państwem. Państwem bez unormowanych stosunków z sąsiadami, z praktycznie niewytyczonymi granicami. Jednak ówczesna sytuacja Polski, mimo spodziewanych konfliktów o granice, była o wiele pewniejsza niż sytuacja dążącej do niepodległości Ukrainy. Po wycofaniu się wojsk niemieckich na Ukrainie zapanował stan niepewności i próżni.

Scenariusze były różne. Ukraina mogła zostać wchłonięta przez bolszewicką Rosję, mogło się jeszcze odbudować imperium rosyjskie, które także upomniałoby się o te tereny, a mogła także – na wzór polski, stać się niepodległym krajem. Po tym, jak bolszewicy odrzucili traktat brzeski, jasne stało się, że wyciągną ręce po Ukrainę.

Należało więc działać. W grudniu 1918 r. ukraińska armia pod wodzą Symona Petlury, po wznieceniu powstania przeciwko wspieranemu przez Niemców Hetmanatowi Skoropadskiego, wkroczyła do Kijowa.

Polska uznała, że niepodległość Ukrainy jest warunkiem polskiego bezpieczeństwa i poparła sprawę ukraińską. W lipcu 1919 r. wojska generała Antona Denikina odbiły Kijów z rąk ukraińskich i odpierały ataki napierającej Armii Czerwonej. Polska – czwarty uczestnik sporu, zbierała informacje wywiadowcze właśnie przez Komendę Naczelną III Polskiej Organizacji Wojskowej. W chwili, gdy bolszewicy zaczęli przeważać nad białymi Denikina, Polska przystąpiła do działania, choć fizycznie na Kijów wyruszono dopiero w kwietniu 1920 r., po formalnym zawarciu sojuszu z Symonem Petlurą – głównodowodzącym armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wiceministrem spraw wewnętrznych ukraińskiego rządu został Henryk Józewski – pochodzący z Kijowa członek POW, późniejszy wojewoda wołyński, współtwórca eksperymentu wołyńskiego. Ruszono na Kijów. Józewski dostał od Petlury zadanie przygotowania elity kulturalnej Ukrainy na powrót Ukraińskiej Republiki Ludowej. Do tego zadania miał zwerbować ludzi z kręgu ukraińskiego historyka literatury, członka Rady Najwyższej Ukraińskiej Republiki Ludowej – Serhija Jefremowa, który obiecał mu swoje wsparcie.

Armia Czerwona opuściła Kijów bez walki. Jednak nie na długo. Po przegrupowaniu się odbiła miasto już w czerwcu 1920 roku. Skutecznie także wykorzystano wyprawę kijowską w celach propagandowych, przedstawiając ją jako imperialistyczną próbę przywrócenia własności polskim obszarnikom. Wojska sprzymierzone opuściły Kijów. Na zachód ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. Dla Polski zaczęła się wojna o wyznaczenie ogromnego pogranicza pomiędzy Polską a państwem bolszewickim. Najlepiej, gdyby ta przestrzeń politycznie nie była zależna od Rosji. Armia Czerwona natomiast miała postawioną za cel ogólnoświatową rewolucję i pod takimi sztandarami parła, by zmiażdżyć Polskę i po jej trupie ruszyć dalej. Na czele partii stał wówczas Lenin, komisarzem wojny był Trocki, Dzierżyński kierował Czeka.

Za ukraiński front odpowiedzialność polityczną ponosił jednak Józef Stalin. I na nim spoczywała, przynajmniej w części, odpowiedzialność za klęskę, którą Armia Czerwona poniosła w wyniku polskiej kontrofensywy.

W 1921 roku w Rydze podpisano polsko-bolszewicki układ pokojowy, kładący kres dążeniom Ukrainy do niepodległości. Piłsudski, rozumiejąc zagrożenie ze strony sowieckiej Rosji, dążył do oddzielenia od niej Polski państwami sprzymierzonymi lub sfederowanymi. Narodowa Demokracja większe zagrożenie widziała ze strony Niemiec i Żydów. Dla nich Ukraińcy nie byli narodem, ale surowcem etnicznym, który mógł zasilić Rosję lub Polskę. Ale zbudowana na tym surowcu niepodległa Ukraina szybko, ich zdaniem, stałaby się państwem marionetkowym w rękach Niemiec. W związku z tym postanowiono ugłaskać Moskwę, oddając jej tereny, na których Piłsudski widział niepodległe państwa. Polsce zostawiono jedynie pogranicze, które w opinii Endecji dałoby się zasymilować. Mówiono, że obóz Piłsudskiego wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowymi demokratami.

Bitwa o Wołyń, Polskę, Ukrainę…

Traktat położył kres sojuszowi Piłsudskiego z Petlurą. Polska zobowiązała się do internowania swoich dotychczasowych sprzymierzeńców. Na wschodzie zachowały się, co prawda, resztki struktur POW i doszło nawet do próby inwazji na bolszewików pod przywództwem oficera Komendy Naczelnej III POW, Jerzego Kowalewskiego, i Jurko Tiutiunnyka z Ukraińskiej Komendy Powstańczej, ale Pochód Zimowy z 1921 r. był katastrofą. Co ważne, Kowalewski działał oficjalnie na własną rękę i gdyby nawet wrócił żywy z tej awantury, zapewne zostałby aresztowany. Polska Organizacja Wojskowa przestała istnieć. Polska rozpoczęła mozolny proces odbudowy państwa po latach niewoli i wojen. Na wschodzie, za nowo uformowaną granicą zamieszkał wróg. Piłsudski wycofał się z polityki, bolszewicy utworzyli Związek Radziecki, obejmujący Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką, a Polska pod przywództwem narodowych demokratów budowała państwo monoetniczne, mimo że zamieszkiwały ją różne narody. Traktat ryski podzielił granicami nie tylko tereny zamieszkiwane przez Białorusinów czy Ukraińców, ale także serce żydowskiej Europy.

Nikt nie z rządzących nie miał pomysłu, jak zagospodarować kilka milionów Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Pomysł na to mieli natomiast komuniści, których poczynaniom przyglądali się odsunięci od władzy piłsudczycy.

W 1926 roku doszło w Polsce do wydarzeń, które przewróciły scenę polityczną. Piłsudski w wyniku zamachu stanu przejął władzę i zamierzał ją sprawować poprzez swoich zaufanych ludzi. Najbardziej ufał tym, których sprawdził w boju, więc nie dziwi, że sięgnął po legionistów, którzy rekrutowali się w dużej mierze z Polskiej Organizacji Wojskowej. Peowiacy wrócili do gry. Do gry chcieli przyłączyć się także komuniści. W chwili, gdy Piłsudski dokonywał przewrotu, na terenie Rzeczpospolitej działały trzy partie komunistyczne: Komunistyczna Partia Polski, Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Podczas przewrotu majowego komuniści poparli Piłsudskiego – przywódcy partyjni zaoferowali mu swoje usługi, strajki na kolei uniemożliwiły wsparcie strony rządowej przez próbujące przedostać się do Warszawy wojsko.

Wszystko wskazuje na to, że polskim komunistom wesprzeć Piłsudskiego nakazał Stalin, sądząc, że szybko uda się go obalić i dokończyć rewolucję. I to był kolejny błąd Stalina. Piłsudski „dokonał rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”, bo masy robotnicze nie podchwyciły rewolucyjnych haseł. Stalin nie chciał pamiętać, że Polska Partia Komunistyczna wywodziła się z organizacji socjalistycznych o dłuższym rodowodzie niż rewolucja bolszewicka i u swojego zarania były one wymierzone przeciw caratowi. Zatem i przeciw Moskwie. Trudno było przekonać ludzi, by spojrzeli w stronę Moskwy życzliwiej.

Gdy Stalin to zauważył, Piłsudski już zainstalował się z nową władzą. Zostało zatem obciążyć odpowiedzialnością za swój błąd polskie struktury partyjne. Natychmiast wycofano komunistyczne poparcie dla Marszałka i już w czerwcu 1926 roku narzucono nową retorykę – Piłsudskiego zaczęto nazywać faszystą.

Równocześnie postanowiono wzmocnić rewolucyjną agitację w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, bardzo aktywnej na południowo-wschodnich krańcach Polski – w Galicji i na Wołyniu. I nie pomylono się.

Na tych obszarach Ukraińcy i Żydzi stanowili większość, zatem agitacja przeciwko polskim obszarnikom trafiała na podatny grunt. Szczególnie jeśli chodzi o Ukraińców, bo ich regionalne powstanie było o wiele bardziej prawdopodobne niż ogólnokrajowa rewolucja komunistyczna. Wystarczyło ich wesprzeć, wzniecić niepokoje społeczne na pograniczu i usprawiedliwić w ten sposób interwencję wojskową. Poza tym Ukraińcy z Galicji nie tak dawno toczyli już z Polską wojnę. W latach 1918–1919 próbowali przecież wywalczyć swoją niepodległość. Zatem tendencje nacjonalistyczne były tu dość silne.

Z kolei na Wołyniu bardzo popularna była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Pojawił się zresztą na tym terenie nowy, charyzmatyczny przywódca – Tiutunnyk. Ten sam, który wyruszył z ofensywą zimową w 1921 roku, po czym przeszedł na stronę bolszewików, wracając na tereny Rzeczpospolitej jako sowiecki partyzant. W 1924 roku Wołyń był miejscem nasilonych ataków sowieckiej partyzantki. Dochodziło do setek napadów na placówki graniczne, na posiadaczy ziemskich i ich mienie, a nawet na pociągi, którymi podróżowali oficerowie Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli zajmujący się wywiadem. Sowieci szykowali plan przyłączenia terenów wschodnich Rzeczpospolitej, nazywanych przez nich Zachodnią Ukrainą, do sowieckiej Ukrainy, nazywając to zjednoczeniem i wyzwoleniem narodowym. I trafiali z tym przekazem do zamieszkujących południowo-wschodnie terytorium Polski Ukraińców.

W chwili, gdy rząd polski zamykał ukraińskie szkoły, odbierał cerkwie, które trafiały w ręce Kościoła rzymskokatolickiego, zasiedlał wschodnie tereny wojskowymi osadnikami, Sowieci prowadzili zmasowaną akcję propagandową, pokazującą, jak w Związku Radzieckim wspierana jest ukraińska kultura, a ukraińskim chłopom żyje się dostatnio.

Komunizm odnosił sukces. Żeby temu zapobiec, należało jak najszybciej wprowadzić na tym terenie reformy, które usuną społeczne i narodowe zaplecze komunizmu. W ten sposób narodził się pomysł eksperymentu wołyńskiego Henryka Józewskiego, który miał na celu wyrwać Ukrainę z rąk bolszewików. Józewski, który pełnił funkcję Szefa Gabinetu Prezesa Rady Ministrów, został przeniesiony do Łucka na stanowisko wojewody wołyńskiego. Po objęciu tej funkcji napisał w pamiętniku: „W oczach niejednego z moich przyjaciół przeniesienie na Wołyń (…) było degradacją. Nikt się nie domyślał, że właśnie w Łucku przyjdzie do mnie i będzie ze mną wielka przygoda mego życia. …Rozpocząłem bitwę o Wołyń, Polskę, Ukrainę, bitwę o samego siebie”.

Cdn.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fiłonowa: Prawda o Katyniu potrzebna jest przede wszystkim Rosjanom. Gdyby ją przyjęli, inna byłaby Rosji i inni ludzie

Swietłana Fiłonowa o poszukiwaniu prawdy o Katyniu, mentalności rosyjskiej, tym, co łączy „Solidarność” z Katyniem i o przyjaciołach, których straciła 10 lat temu w Smoleńsku.

 

Pierwszy artykuł napisałam w 94 r. po pierwszym swym wyjeździe do Katynia i Miednoje.

Swietłana Fiłonowa tłumaczy, na czym polega według niej dojście do prawdy o zbrodni katyńskiej, którą zajmuje się od lat 90.

Nie chodzi o tylko o ty, czy zrobili to Niemcy, czy NKWD. Całą prawdę przynieśli Rosjanom Polacy.

Trzeba odpowiedzieć na pytanie: „Jak to możliwe, że zamordowano 20 tys. bezbronnych ludzi?”. Wyjaśnia, że chodzi o kwestię mentalności:

Zawsze sądziłam, że ta prawda jest potrzeba przede wszystkim Rosjanom. Gdyby przyjęli tą prawdę inna byłaby Rosji i inni ludzie.

Pod tym względem wielkim zwycięstwem było utworzenie w Katyniu cmentarza, którego wymowa jest inna niż pomnika. Pokazuje on, że człowieka trzeba szanować. Opowiada także o katastrofie smoleńskiej, w której straciła przyjaciół.

To było bardzo osobiste przeżycie, bo miałam tam przyjaciół, wśród 96 ludzi.

[related id=73483 side=right]Rosyjska dziennikarka podkreśla, że 10 lat temu zginęli „najlepsi Polacy”. Z tego powodu boli ją, gdy mówią, że „to pomyłka pilotów”, gdyż ci ostatni, byli najlepszymi. Wśród  ludzi, którzy zginęli 10 kwietnia byli Tomasz Merta- „bardzo mądry człowiek”  i Andrzej Przybosz, który „był świetnym historykiem”. W przypadkach dzieł ich obu „brakuje promocji”, przez co nie są one tak znane, jak powinny. Badaczka zbrodni katyńskiej przypomina swoje słowa o tym, że

Pokolenie Solidarności zostało wychowane przez rozstrzelanych ojców.

Wartości zamordowanego ojca przykazane zostały jego dzieciom przez „matkę, siostrę, najbliższych”, mimo zakazów i represji, „dlatego Polska się odrodziła”.

A.P.

 

Macierewicz o katastrofie smoleńskiej: Rosyjscy generałowie powinni zostać postawieni w stan oskarżenia [VIDEO]

Antoni Macierewicz zauważa powielanie przez Rosjan modelu kłamstwa katyńskiego w przypadku katastrofy smoleńskiej. Nie ma wątpliwości co do udziału Rosji w spowodowaniu katastrofy.


Antoni Macierewicz, marszałek senior Sejmu, poseł PiS, były minister obrony narodowej mówi o wizycie premiera Mateusza Morawieckiego w Katyniu i Smoleńsku 10 kwietnia:

Najważniejszym kierunkiem obchodzenia tych rocznic, jest obchodzenie ich w prawdzie. To jest najistotniejsze, chociaż dobrze, jeżeli można też oddać hołd tym którzy polegli, tym którzy zostali zamordowani na miejscu tych straszliwych wydarzeń.

Gość Krzysztofa Skowrońskiego porównuje kłamstwa Rosji o zbrodni katyńskiej do katastrofy w Smoleńsku:

Rosjanie ukrywali prawdę o Katyniu przez dziesiątki lat. Kłamali, fałszowali materiał dowodowy, tworzyli fikcyjne komisje. […] Dysponowali także aparatem w Polsce, który powtarzał te kłamstwa, także pewien model kłamstwa katyńskiego jest właściwy Rosjanom. Dlatego prawda o Katyniu i Smoleńsku jest w tę rocznicę najważniejsza.

Omawiając sprawę katastrofy Smoleńskiej, Antoni Macierewicz nie ma wątpliwości co do przyczyn. Pozostaje kwestia ustalenia skali odpowiedzialności poszczególnych osób:

Nasi piloci byli fałszywie sprowadzani przez cały zespół nawigatorów w Smoleńsku, który był kierowany przez generała Benediktowa w centrum Logika w Moskwie. Stamtąd te fałszywe informacje były przekazywane, co było jednym z bardzo istotnych elementów tej tragedii. […] Materiał dowodowy jest bardzo bogaty i nie chodzi tu tylko o Witora Ryżenkę czy Pawła Plusnina [kontrolerów lotu ze Smoleńska – przyp. red], tylko o generalicję, czyli ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych przed rządem Federacji Rosyjskiej.

Postawienie tych osób w stan oskarżenia przez polską prokuraturę jest dla Antoniego Macierewicza oczywiste. Zapowiada także przekazanie odpowiedniego materiału dowodowego do prokuratury:

Całość materiału jest nieporównanie szersza i bardziej precyzyjna. […] Materiał zostanie przekazany prokuraturze jako materiał dowodowy.

W drugiej części rozmowy Antoni Macierewicz mówi o tym, gdzie spędzi czas 10 kwietnia, zbliżających się wyborach prezydenckich oraz swoim spotkaniu z Karolem Wojtyłą w 1975 roku.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K.

 

Gowin: Mam wrażenie, że część polityków PO marzy o epidemii koronawirusa, która mogłaby zaszkodzić rządowi [VIDEO]

Wszystkie procedury mające przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa są „dopięte na ostatni guzik”. Wicepremier zapewnia, iż wszyscy zarażeni będą mieć zapewnioną pełną opiekę.


Jarosław Gowin, wicepremier oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego mówi o wprowadzaniu procedur mających zapewnić bezpieczeństwo na uczelniach wyższych w kontekście pojawienia się pierwszego przypadku osoby zarażonej koronawirusem w Polsce:

Procedury są wprowadzane, rekomendacje przedstawia zespół wybitnych ekspertów. To są zarówno lekarze, profesorowie medycyny, jak i przedstawiciele Konferencji Rektorów […] Chciałbym uspokoić wszystkich studentów oraz słuchaczy, nie ma żadnych podstaw do zamykania uczelni, czy masowego zamykania szkół.

Czy Polsce władze opracowały systemy alarmowe mające przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się nowemu koronawirusowi?

Opracowałem zalecenia dla uczelni, które zostały przekazane w ubiegłym tygodniu […] od początku analizowaliśmy przebieg tej choroby, okoliczności, rozwiązania, które należy w tej sytuacji wprowadzić. Mogę powiedzieć z ręką na sercu – wszystkie procedury są dopięte na ostatni guzik.

Senat będzie dzisiaj obradować nad specustawą uchwaloną w poniedziałek przez Sejm, mającą przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się wirusa:

Opozycja w Sejmie zachowała się odpowiedzialnie […] poza Sejmem różnie było już z tą odpowiedzialnością polityków opozycji, miałem wrażenie, że część polityków Platformy marzy tutaj o jakiejś epidemii, marzy o tym aby rząd się wyłożył na tej chorobie.

Czy jest presja, która zmusza rządy na świecie, aby reagować nadzwyczajnie w przypadku koronawirusa?

Taka presja istnieje, ale jako ministrowie musimy kierować się odpowiedzialnością za bezpieczeństwo każdego, pojedynczego Polaka, dlatego żadnych rozwiązań mających ograniczyć skalę tej epidemii nie zaniedbamy. […] Osoby, które są, bądź mogłyby być poddane kwarantannie, będą miały pełną opiekę ze strony instytucji państwowych.

 

Ustawa abonamentowa

Prezydent Andrzej Duda zastanawia się, czy podpisać tę ustawę. Odbył on spotkania w Pałacu Prezydenckim z szefami mediów publicznych, szefem mediów narodowych, prezesem Jarosławem Kaczyńskim:

Rzeczywiście ta sekwencja spotkań wskazuje na to, że pan prezydent ma wątpliwości co do tej ustawy. W przeszłości zdarzało mu się zgłaszać swoje krytyczne uwagi co do funkcjonowania nie tyle  całych mediów publicznych, co właśnie telewizji publicznej […] jakakolwiek będzie decyzja pana prezydenta, to on jest i pozostanie kandydatem Zjednoczonej Prawicy.

Pracownicy mediów publicznych piszą do prezydenta listy z apelem o podpisanie ustawy. Z kolei media krytycznie patrzące na obóz Dobrej Zmiany publikują sondaże, według których wśród zwolenników prezydenta procent osób przeciwnych podpisania ustawy jest wysoki:

Decyzja pana prezydenta nie jest decyzją łatwą, zarówno ze względów merytorycznych, jak i politycznych. Zapewne stąd te szerokie konsultacje i wykorzystanie nieomal pełnego czasu do namysłu.

Przekazanie dodatkowych środków na media publiczne jest tematem szeroko omawianym w mediach związanych z opozycją:

Dla opozycji powiązanie sprawy dodatkowych środków dla mediów publicznych z demagogicznie podnoszonymi kwestiami ochrony zdrowia w kontekście najcięższej choroby, jaką są nowotwory, to jest jakiś sposób na podważanie zaufania do obozu rządowego i uderzania w kandydaturę pana prezydenta Andrzeja Dudy.

 

Wybory prezydenckie

Ostatnie trzy tygodnie kampanii wyborczej zadecydują o tym, kto zostanie prezydentem i w której turze:

Wszystkie sondaże pokazują, że w drugiej turze sam elektorat panu Dudzie nie wystarczy do zwycięstwa. […] Duży wpływ będą miały ostatnie tygodnie kampanii […] To będą rozstrzygające tygodnie. Scena polityczna jest w Polsce dosyć ustabilizowana. Widać wyraźnie że bezapelacyjnym zwycięzcą pierwszej tury będzie pan prezydent Andrzej Duda.

Zdaniem wicepremiera, drugie miejsce zajmie Małgorzata Kidawa-Błońska, kolejny będzie Władysław Kosiniak-Kamysz, a reszta kandydatów nie może liczyć na dobry wynik:

Małgorzata Kidawa-Błońska nie jest to, delikatnie mówiąc, najmocniejsza kandydatka, jaką mógł wystawić obóz opozycji […] Dobrą, chociaż moim zdaniem ostatnio niepotrzebnie nadmiernie agresywną prowadzi Władysław Kosiniak-Kamysz. reszta kandydatów się nie liczy.

 

Śledztwo Smoleńskie

Czy rząd powinien udać się do Smoleńska i Katynia?

Prowadzimy takie negocjacje ze stroną Rosyjską i Ukraińską, gdyż w grę wchodzi także odwiedzenie Charkowa. Wydaje mi się, że przedstawiciele polskiego państwa będą tego dnia w Smoleńsku.

Czy spodziewa się pan raportu zapowiadanego przez Antoniego Macierewicza?

Wiemy doskonale, że strona rosyjska dalej manipuluje prawdą o katastrofie smoleńskiej […] Bez szczegółowych polskich badań nad szczątkami trudno potraktować tę sprawę jako zamkniętą, niezależnie od tego, jaki kształt będzie miał raport komisji ministra Macierewicza.

To jeszcze nie będzie to coś, co powinno zakończyć sprawę śledztwa?

Nie wykluczam, że ta sprawa na zawsze zostanie osnuta tajemnicą […] Na pewno polskie państwo, niezależnie od tego, kto nim będzie w przyszłości rządził, powinno nie ustawać w wysiłkach i wywieraniu pewnej presji na stronę rosyjską.

 

A.M.K.

Paweł Bobołowicz: Organizacja obchodów katyńskich w Rosji uczyni nas zakładnikiem Kremla

6 lat temu doszło maskary masakry na kijowskim Majdanie. Krymskotatatarska telewizja ATR chyli się ku upadkowi. Główne uroczystości 80. rocznicy zbrodni katyńskiej powinny odbyć się na Ukrainie.

 

 

Paweł Bobołowicz mówi o rocznicy tragicznych wydarzeń na Euromajdanie 20 lutego 2014 r. Na ulicach Kijowa miały wtedy krwawe walki Berkutu z opozycjonistami. Dzisiaj analitycy ukraińscy są przekonani, że na Kremlu zapadła wtedy ostateczna decyzja o aneksji Krymu.

Nasz korespondent mówi o problemach telewizji krymskich Tatarów ATR. Kanał ten może przestać funkcjonować. Jest on już teraz zadłużony, a grozi mu utrata finansowania ze strony Kijowa. Władze ukraińskie chcą bowiem przeprowadzania przetargów na materiały z będącego pod rosyjską władzą Krymu.

W ubiegłym roku wsparcie rządu ukraińskiego nie dotarło do telewizji na czas, co uniemożliwiło stacji wykorzystanie tych środków. W tym roku dotacja nie została  wypłacona. Na dodatek, każda osoba współpracująca z ATR jest podejrzliwie traktowana przez okupacyjne władze rosyjskie.

Jak dodaje Paweł Bobołowicz, z telewizji ATR musiano zwolnić połowę pracowników. Dziennikarze stacji apelują o pomoc instytucji międzynarodowych. Likwidacja ATR spowoduje, że przestanie istnieć jedyne obiektywne źródło informcji na temat tego, co dzieje się na Półwyspie Krymskim.

Korespondent Radia WNET mówi także o sprawie obchodów 80. rocznicy zbrodni katyńskiej. Niektórzy twierdzą, że nie powinno się w tym roku jechać na teren Federacji Rosyjskiej w związku z jej fałszywą polityką historyczną. Wobec tego są pomysły, aby ofiary zbrodni upamiętnić w innym miejscu. Jednym z pomysłów jest upamiętnić hekatombę na Ukrainie, gdyż rozmowy z władzami Ukrainy byłyby prostsze aniżeli z Rosji. Zdaniem Bobołowicza polska delegacja nie powinna jechać do Katynia. Jest przekonany, iż obchody na Ukrainie byłoby dobrym pomysłem.

W tym momencie nie można rozmawiać z Kremlem na ten temat, bo ryzykuje się w ten sposób zostanie rosyjskim zakładnikiem. Wiara, że w obecnej atmosferze da się zorganizować godne obchody rocznicy zbrodni katyńskiej na terenie Federacji Rosyjskiej jest naiwnością.

Innego zdania jest m.in. Agnieszka Romaszewska. Jej zdaniem rezygnacja z obchodów w Katyniu byłaby przejawem strachu przed Moskwą. W ocenie Pawła Bobołowicza, w Katyniu powinny odbyć się uroczystości z udziałem polskiego przedstawiciela o randze nie wyższej niż ambasador:

Rosja wciąż gra tragedią smoleńską. Nie powinniśmy dawać Rosji kolejnej możliwości do manipulowania polską opinią publiczną.

Paweł Bobołowicz ubolewa nad faktem, że Polacy nie potrafią mówić jednym głosem o katastrofie smoleńskiej. Liczy na to, że katyńskie obchody staną się szansą do pokazania różnorodności polskiego społeczeństwa okresu międzywojennego i silnej odpowiedzi na historyczne manipulacje Kremla.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Komentarz Vytautasa Landsbergisa po sławetnej lekcji z historii ex catedra cremlina wygłoszonej przez Wołodimira Putina

Świat kapitalizmu był zły, a świat czerwonego socjalizmu z jego terrorami i „hołodomorami” lśnił w czystości niczym łza niemowlęcia. Nigdy na nikogo nie napadał, a na odwrót – wszystkich wyzwalał.

Vytautas Landsbergis

Nauczycielowi lepiej się nie przeciwstawiać, bo wystawi złą ocenę. Nie za wiedzę, tylko za sprawowanie. A czy nauczyciel może otrzymać złą notę? Może, jeżeli uczniowie dojdą do wniosku, że jest jakiś kopnięty i nie zasługuje na szacunek.

Takie myśli powstają po wysłuchaniu sławetnej lekcji z historii ex catedra cremlina.

Usłyszeliśmy w niej ważne novum. Ale były i antiqua. Na przykład, że świat kapitalizmu podstępnie osaczający Ojczyznę ludu pracującego całego świata, był zły i nie do naprawienia, pełen błędów i zbrodni, zasługujący na zgubę; natomiast świat czerwonego socjalizmu z jego terrorami i „hołodomorami” lśnił w czystości niczym łza niemowlęcia. Nigdy na nikogo nie napadał, a na odwrót – wszystkich wyzwalał. (Brunatny socjalizm na razie zostawiamy na boku). Łgarze mówią, że ZSRS i Niemcy porozumieli się, aby rozpocząć drugą wojnę światową przeciwko Finlandii, Estonii, Łotwie, Litwie i Polsce, poczynając od Polski. To nieprawda, gdyż „Prawda” ustaliła, że to Brytyjczycy z Francuzami zaatakowali swojego rywala – Niemcy, którym ZSRS sumiennie pomagał, zgodnie z zawartym pomiędzy nimi traktatem o przyjaźni. Niestety, za agresję przeciwko sąsiadom ZSRS został wyrzucony z Ligi Narodów. Widocznie Niemcy miały rację, że wcześniej (w 1933 r.) same opuściły tę burżuazyjną organizację. Niebawem agresor Hitler dokonał napadu na sprawiedliwego towarzysza Stalina, mimo że to właśnie Stalin wcześniej triumfował, podpisując traktat o rozbiorach narodów: „Naduł Gitlera!” („Oszukałem Hitlera!”).

Nawet Litwa podpisała traktat z Hitlerem – słyszymy z Kremla – oddając swój jedyny port Kłajpedę. Austria oddała całą siebie, tylko niepotrzebnie po wojnie uznano to za winę Niemiec. To wina Austrii, tak samo jak Litwy w sprawie Kłajpedy. Czechosłowacja też zawiniła, gdyż nie wpuściła wyzwalającej wszystkich i po bratersku przygarniającej Armii Czerwonej.

Szkoda, że ZSRS nie przytulił zaproponowanych przez Hitlera dwóch milionów niemieckich i austriackich Żydów. Zamiast Birobidżanu przygarnął ich Auschwitz.

A wielką wojnę zaczęła, widzicie, nieustępliwa Polska, wersalski bękart, po uprzednim odkrojeniu dla siebie kawałka sprzedanej przez innych Czechosłowacji. I cóż miał począć ojciec narodów Stalin wobec takich łajdaków? Nic, tylko napaść na „kraj trzeci” – Polskę (zgodnie z traktatem zawartym z Hitlerem), wprawdzie po utrzymaniu w tej kompozycji niewielkiej luft-pauzy (w muzycznej terminologii – pauza w oddechu). Wkrótce po zwycięstwie nad Polską, 22 września 1939 r., sojusznicy odbyli wspólną defiladę w Brześciu nad Bugiem.

Zawarcie układu moskiewskiego z 23 września 1939 r. przeciwko Polsce i reszcie ofiar dziś przedstawia się jako spryt i sukces dyplomacji sowieckiej, tyle że potępienie Stalina za ten przebiegły a podstępny czyn zbrodniarza światowego pozostaje w mocy, gdyż rezolucji Zjazdu Deputowanych Ludowych ZSRS z dnia 24 grudnia 1989 r. wciąż nie odwołano. Gdy odwołają, staną otwarcie obok towarzysza Hitlera.

Tak wygląda historia męczeństwa i ofiarności Sowietów według powtarzanej oraz nieco odnowionej kremlowskiej narracji. Podczas wojny miały miejsca wszelkie nieładne rzeczy, nawet zbrodnie wobec ludzkości, okrutne zdrady – lecz tylko nie ze strony Sowietów.

Z Katyniem dotychczas nie jest wszystko jasne; może ci wrodzy Polacy sami się zastrzelili po wzięciu do niewoli.

Tej niejasności nie rozwiewają nawet podpisy Stalina i Berii, potwierdzające, że polscy jeńcy wojenni są winni i podlegają likwidacji za antysowiecką propagandę. Czerwonoarmiści byli samym wcieleniem człowieczeństwa, zwłaszcza wobec milionów oswobodzonych niemieckich kobiet. Nawet sowieccy generałowie zachęcali do swoiście humanitarnej zemsty na niemieckich kobietach od 8. do 80. roku życia.

Wojna jest rzeczą straszną i oczyszczenie nie jest łatwe, a zatem powiedzenie wszystkiego, jak to dziś namawiają kremlowscy włodarze, byłoby słuszne. Tylko prawa międzynarodowego nie należałoby odsyłać do lamusa.

Artykuł Vytautasa Landsbergisa pt. „Wykłady z historii” znajduje się na s. 12 lutowego „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Vytautasa Landsbergisa pt. „Wykłady z historii” na s. 12 lutowego „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Waszczykowski: Polska irytuje Putina, bo jest krajem sukcesu. Warto wrócić do rozmów z Białorusią [VIDEO]

Witold Waszczykowski o słowach Władymira Putina i adekwatnej reakcji na nie polskiego rządu, dzieleniu Unii przez Rosję, rozmowach Polski z Białorusią i reformie wymiaru sprawiedliwości.


Witold Waszczykowski mówi, że rząd PiS podręcznikowo zareagował na słowa prezydenta Rosji. Stanowisko Polski określa jako bardzo obszerne i dobrze umotywowane.  Twierdzi, że tak ostre słowa Putina są wynikiem sukcesów Polski na arenie międzynarodowej. W Polsce są bazy amerykańskie, a nasz kraj uniezależnia się energetycznie od Rosji.

Europarlamentarzysta sądzi, że może powrócić również kwestia mordu polskich oficerów podczas II wojnie światowej w Katyniu czy inne tematy związane z ostatnim wielkim konfliktem w Europie. Odrzuca sugestie jakoby wypowiedzi Putina były wynikiem słabej pozycji Polski w UE.

Nie ma możliwości z tym rządem rosyjskim dobrych relacji […] Putin sobie pozwala na takie wypowiedzi, ponieważ chce podzielić Unię Europejską.

Waszczykowski podkreśla, że wypowiedzi i publikacje rosyjskiej oczerniające np. Józefa Becka i w inny sposób w kłamliwy sposób przedstawiające historię Polski, pojawiały się jeszcze wówczas, kiedy Władymir Putin brał udział w uroczystościach na Westerplatte. Przypomina, że wówczas:

Lech Kaczyński na Westerplatte przypomniał kto był ofiarą, a kto był katem.

Dodaje, że ruchy Putina są klasycznym zabiegiem, który ma na celu wskazać wroga w związku z problemami wewnętrznymi kraju. Trzeba wskazać kozła ofiarnego.

Dyktator dyktatorem, ale jest to nasz sąsiad. […] Warto wrócić do rozmów z Białorusią, żeby ta Białoruś nie była czarną dziurą.

Były szef MSZ przypomina prowadzone w ostatnich latach rozmowy Warszawy i Mińska. Białorusinom przedstawiona została przez ówczesnego wicepremiera Morawieckiego oferta gospodarcza, która miała przekonać ich, że nie są skazani na ZBiR. Strona białoruska uznała jednak, iż po latach braku zaufania to wymaga więcej czasu. Gość „Poranka WNET” mówi także o amerykańskich sankcjach na Nord Stream II. Mogą one opóźnić budowę rosyjsko-niemieckiego gazociągu o nawet dwa lata. Zwraca uwagę na różnicę między jego myśleniem, a podejściem Niemców. Ci ostatni uważają, iż uzależnią rosyjskie dostawy od rynku Europy Zach., podczas gdy zdaniem strony polskiej, będzie odwrotnie. Niemcy jednak, choć teraz tracą na wymianie z Rosją, to liczą, że w przyszłości im się to zwróci.

Polska nie negocjuje niczego z Komisją nt. Praworządności. nie ma Nigdzie w traktatach definicji praworządności.

Waszczykowski podkreśla, że kwestie  wymiaru sprawiedliwości i jego kształtu to sprawa państw członkowskich UE, a TSUE nie ma tworzy prawa, a jedynie interpretuje zapisy traktatowe, a w tych zaś nie ma zdefiniowanej sprawiedliwości.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

K.T./A.P.

„Kłamstwo katyńskie”. Kpt. Henryk Aleksander Kalemba / Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” nr 64/2019

„Kłamstwo katyńskie” Kpt. Henryk Aleksander Kalemba (Cz. VII) Zdzisław Janeczek W czasach, gdy prawda stała się zakładnikiem pseudopolityki historycznej i obowiązywało „kłamstwo katyńskie”, decyzją Sądu Grodzkiego w Katowicach z 21 IV 1950 r. (po rozpoznaniu na rozprawie niejawnej prowadzonej przez sędziego W. Mędlewskiego) „ustalono datę zgonu na 9 V 1946 r., godzinę 24.00 w nieustalonej […]

„Kłamstwo katyńskie” Kpt. Henryk Aleksander Kalemba (Cz. VII)

Zdzisław Janeczek

W czasach, gdy prawda stała się zakładnikiem pseudopolityki historycznej i obowiązywało „kłamstwo katyńskie”, decyzją Sądu Grodzkiego w Katowicach z 21 IV 1950 r. (po rozpoznaniu na rozprawie niejawnej prowadzonej przez sędziego W. Mędlewskiego) „ustalono datę zgonu na 9 V 1946 r., godzinę 24.00 w nieustalonej miejscowości”.

Werdykt ten, będący odzwierciedleniem komunistycznej „praworządności”, nie rozwiał wątpliwości żony i córki męczennika. Sucha sentencja urzędowego komunikatu nie mogła usatysfakcjonować kogoś, kto próbuje pojąć i ogarnąć wyobraźnią rzeczywistość po 1945 r. Dzięki tym dwom kobietom por. Henryk Kalemba to umarły, który żyje. Ktoś, kto zniknął, a jest obecny. Powoli docierało do nich, iż stosowane wówczas prawo miało służyć wyłącznie do fizycznego i moralnego eliminowania często domniemanych przeciwników politycznych. W czynieniu owych niegodziwości wykorzystywano m.in. sądy i prokuratury. To właśnie te organy skazywały patriotów na długoletnie kary więzienia i kary śmierci. Likwidacja polskiego podziemia niepodległościowego przez NKWD, UB, KBW i MO prowadziła m.in. do tzw. procesów kiblowych i dostarczała Wojskowym Sądom Rejonowym ludzi do sądzenia. Przed takimi trybunałami stawali także niektórzy z ocalałych towarzyszy broni por. H. Kalemby. Stawało się oczywiste, że działania komunistów zmierzały do całkowitego podporządkowania i uzależnienia Polski od ZSRR oraz zniewolenia narodu, który uniknął takiego przeznaczenia w 1920 r. Realizowali oni plan J. Stalina, który po dekapitacji zamierzał głowę nacji polskiej, przynależną do cywilizacji łacińskiej, podmienić na głowę nieco inną, postępowo-internacjonalistyczną.

Realia zmagań z komunizmem były dobrze znane zarówno żonie, jak i córce, z opowieści śp. ich bohatera oraz z relacji ocalonych i obserwacji bieżących wydarzeń. Negatywny obraz przemian na Wschodzie zawdzięczały przekazowi Kalemby, m.in. o okrucieństwach i przemocy stosowanej przez „ludowych komisarzy” i barbarzyństwie 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego.

Opowieści weterana tej wojny o losie aresztowanych, wziętych do niewoli i rozstrzeliwanych napawały lękiem i odrazą. Pewnego razu sugestywnie nakreślił obraz, który poruszył słuchaczy, jak to 7 VI 1920 r. bolszewicy wycięli w Żytomierzu cały polski garnizon, a w Berdyczowie spalili szpital wraz z 600 rannymi i medycznym personelem, w większości kobiecym. Widział nawet ludzi nawleczonych na pal, jak w opisie Jędrzeja Kitowicza.

Mając szczegółową wiedzę o narzuconym systemie politycznym, mogły tylko współczuć tak lubianemu przez H. Kalembę Stanisławowi Ligoniowi. „Karlik” nie tylko nie odzyskał funkcji dyrektora Radia Katowice, którego był twórcą, ale wyrzucono go z własnego domu, dokwaterowano do mieszkania obcych ludzi i skonfiskowano wszystkie pamiątki. Podobnie na Śląsku potraktowano spadkobierców Karola Miarki, a w centralnej Polsce potomków Henryka Sienkiewicza, Jana Kochanowskiego i Mikołaja Reya oraz powszechnie lubianego Kornela Makuszyńskiego. Koziołek Matołek, bohater bajek, ubrany w barwy narodowe, uznany został za faszystę i zakazano zapisem cenzorskim, obowiązującym do 1957 r., rozpowszechniania jego Przygód. Była to bezpardonowa wojna wymierzona w polską tożsamość od Tatr po Bałtyk. Grzegorz Lasota (1929–2014), dziennikarz prasy młodzieżowej, członek Związku Młodzieży Polskiej, PPR i Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, wygłosił na Plenum Zarządu Związku Literatów Polskich referat oskarżający Kornela Makuszyńskiego, że jego dzieła negują walkę klasową. Wyrugowano także niektóre tytuły Gustawa Morcinka i Kazimierza Gołby, m.in. powieść wojenną pt. Wieża spadochronowa. Harcerze śląscy we wrześniu 1939.

Henryk Kalemba był wyklęty także jako żołnierz 7. Pułku Piechoty Legionowej, w którym rodowód części oficerów wywodził ich z I Brygady. A jak wiadomo, w okresie powojennym wszyscy legioniści byli napiętnowani jako żywe nośniki idei niepodległościowej i skazani na zapomnienie.

Z tablicy Grobu Nieznanego Żołnierza zniknęła m.in. inskrypcja upamiętniająca tak bliski Henrykowi Kalembie 7 Pułk Piechoty Legionowej i jego zwycięski bój w Operacji Nadniemeńskiej pod Brzostowicą Wielką.

Listę proskrypcyjną jako numer jeden otwierał sam twórca czynu niepodległościowego, pod którego skrzydła garnęli się m.in. Walenty Fojkis, Rudolf Niemczyk, Rudolf Kornke i wielu innych dowódców powstańczych. Bronisława Kalembowa i jej córka żywo reagowały na to, co działo się m.in. w Krakowie, mieście tak bliskim marszałkowi. Ze smutkiem dowiadywały się o popadającej w ruinę krypcie na Wawelu i dewastacji kopca w Lesie Wolskim na Sowińcu, w którego sypaniu uczestniczyło tysiące powstańców śląskich z rodzinami, m.in. podkomendni H. Kalemby. Kobiety pamiętały, iż wśród zaginionych w czasie wojny pamiątek i dokumentów, w domu Kalembów na poczesnym miejscu znajdował się portret I Marszałka Polski, wykonany techniką drzeworytu przez „śląskiego Dürera” Pawła Stellera, który jako ochotnik do wojska, w 1920 r. kreślił mapy dla Naczelnego Wodza. Po tzw. wyzwoleniu artysta, 3 IV 1945 r. aresztowany przez NKWD za kontakty ze szpiegiem obcego wywiadu, został wywieziony do obozu nr 503 w Kemerowie w Kuzbasie pod chińską granicą, skąd do Katowic wrócił po 20 miesiącach.

Jak poczynała sobie nowa władza z pamiątkami narodowymi, opisał jeden z legionistów, mjr Józef Herzog: „Był u dołu kopca głaz potężny z napisami. Przyszli kamieniarze i pół dnia dłutami i młotkami napis niszczyli. Na szczycie też był wielki kamień z napisem. Przybyła komisja, a po niej w jakiś czas grupa ludzi, aby ów głaz zniszczyć i zrzucić z kopca. Nie dali rady. Wydłubali i zniszczyli jedynie napis. Głaz został. Niedługo znów przyszło więcej ludzi. Autami przywieźli legary, zrzucili głaz z kopca i wywieźli na jakąś budowę. Był wodociąg, dziś go nie ma, rury popękane, zniszczone. Były budynki, dziś ruina. Płyty kamienne do dzisiaj rozkradają i wywożą. Wszystko ma drzewami, krzakami zaróść i zdziczeć”. Do niwelacji Mogiły Mogił i zniszczenia płyty z Krzyżem Legionowym użyto czołgu. Zniszczeniu uległy także urny zawierające prochy ze wszystkich pól bitewnych pierwszej wojny światowej, na których walczyli i ginęli Polacy.

Do tego samego poziomu chciano doprowadzić wawelską kryptę Komendanta. Oddany żołnierz odnotował: „Dzisiaj, w 1952 r., krypta na Wawelu z jego zwłokami zabita deskami, ciemna jak czeluść w podziemiach wawelskich. Nawet w przedsionku krypty zatrzymywać się nie wolno. A jednak porobiono otwory, szpary w deskach, przez które Polacy chcieliby wzrokiem dotrzeć wnętrza. Ale tam było ciemno, szarzała jedynie trumna na kamiennej podłodze krypty, tym milsza, tym droższa, tym cenniejsza dla narodu […] za tę bezmyślną, głupią i mściwą zniewagę. Kwiaty składano przed deskami”. Sytuacja się powtarzała, jak za okupacji niemieckiej, kiedy to rezydujący na Wawelu gubernator Hans Frank planował wysadzenie w powietrze tego pomnika kultury i polskiej władzy. To pod kopcem Piłsudskiego Polacy z okazji różnych rocznic narodowych składali bukiety kwiatów ozdobione wstęgami w barwach narodowych i napisami: „AK czuwa i walczy” oraz „Bohaterom walki o wolność – Naród”.

Apatia i stan beznadziejności w kraju łączył się z obojętnością Zachodu, wobec której wielu Polaków wyrażało swój sprzeciw. W 1943 r., trzy tygodnie po wystąpieniu Josepha Goebbelsa, w którym ujawnił on sprawę mordu polskich oficerów w Katyniu,

Geoffrey Władysław hrabia Potocki de Montalk (1903–1997) wydał Katyn Manifesto, „przez bardzo długi czas jedyny angielskojęzyczny dokument głoszący prawdę o zbrodniczych poczynaniach sojusznika Brytanii”. Publikacja manifestu spowodowała atak brytyjskich lewicowych, ale też i prawicowych polityków, rządu i prasy na jego autora.

Potocki był na różne sposoby obrażany i nazywany m.in. „hrabiofaszystą”, oskarżany o „zakłócanie stosunków między aliantami”, a o jego publikacji najczęściej pisano, jako o „plugawej truciźnie”. Hrabia jednak nie dał się zastraszyć i nie ustępował, bronił się, nazywając jednego z deputowanych Izby Gmin „lizusem na usługach Sowietów”. Brytyjscy pismacy różnej maści dawali upust uczuciom, które dziś określa się terminem: „mowa nienawiści”. „Daily Express” na temat Katyn Manifesto pisał: „mamy tu do czynienia z wersją historyjki o strasznych bolszewikach rodem z przedszkola albo z zakładu dla umysłowo chorych”. Ostatecznie za sprawą czynników rządowych Potocki po „wichrzycielskiej” publikacji trafił do hrabstwa Northumberland przy granicy ze Szkocją, do obozu pracy, który nazwał „brytyjsko-sowiecką republiką karną”.

Marian Hemar, polski poeta emigracyjny, patrząc na sprawę także z perspektywy Londynu, pozostawił w temacie Katynia równie bulwersujący przekaz. Według jego relacji, gdy Polak próbował przekonać swojego rozmówcę, iż sprawcami byli Rosjanie, Anglik mu odpowiadał: Katyń musieli zrobić Niemcy. Czy ty tego nie rozumiesz? Bo rząd Jego Królewskiej Mości nie może być w sojuszu ze zbrodniarzami!

Niestety szef tego rządu W. Churchill nie tylko radził Polakom zapomnieć o zbiorowych mogiłach w smoleńskim lesie, ale zakomunikował amerykańskiemu prezydentowi F.D. Rooseveltowi, że „Karty atlantyckiej [gwarantującej granice II RP z 1939 r. – Z.J.] nie należy rozumieć jako odmawiania Rosji prawa do terytoriów, które zajmowała, kiedy napadły na nią Niemcy”.

Ponadto, gdy Sowieckie Biuro Informacyjne odpowiedzialnością za Katyń obarczyło przywódców III Rzeszy, W. Churchill zaprosił premiera gen. W. Sikorskiego i ministra spraw zagranicznych Edwarda Raczyńskiego na lunch na Downing Street 10, by im zakomunikować, jak niebezpieczne dla sprawy polskiej byłoby, gdyby na oczach całego świata zajęli takie samo stanowisko jak Hitler.

Namawiał więc polski rząd do złożenia oficjalnego oświadczenia, iż zbrodni dokonali Niemcy. Jedną z form nacisku była prasa. Rysownik David Law na łamach satyrycznego pisma „Punch” w 1943 r. opublikował rysunek Klin, który przedstawiał gen. W. Sikorskiego jako pomocnika Josepha Goebbelsa usiłującego wbić klin w solidne drzewo aliansu brytyjsko-rosyjsko-amerykańskiego. Jako polityczny komentarz tej karykatury służyły kłamstwa na temat Katynia szerzone przez moskiewską „Prawdę” (ros. Правда) organ Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.

W tej sytuacji przebywający w USA płk Ignacy Matuszewski, były kierownik wywiadu antyniemieckiego i antysowieckiego II RP, który dużo wcześniej mówił o zagładzie i bezsensie poszukiwań polskich oficerów, zanim Niemcy odsłonili ich groby pod Smoleńskiem, stał się obiektem napaści nie tylko słownych. Zaatakował go obóz gen. W. Sikorskiego, moskiewska rezydentura wywiadowcza w Waszyngtonie kierowana przez gen. Wasilija Zarubina i polscy komuniści w Ameryce, którymi kierował Bolesław Gebert ps. „Ataman”. Ten ostatni był inspiratorem artykułu zatytułowanego Komitet Amerykanów Polskiego Pochodzenia dla Nieamerykańskiej Działalności Pronazistowskiej. Działania tych gremiów spowodowały, iż płk. I. Matuszewskim zajęła się FBI i poddała go ścisłemu nadzorowi, cenzurując i szykanując w najróżniejszy sposób, m.in. za próbę podniesienia sprawy katyńskiej, która mogła zepsuć stosunki między USA i ZSRR.

Mimo różnych szykan ze strony dawnych sojuszników, dla wielu powrót do kraju nie wchodził w rachubę. Nad Tamizą środowisko powstańcze m.in. reprezentowali wielcy Ślązacy: biskup polowy Józef Gawlina, generał Jan Brandys – dziekan emigracyjnego dekanatu „Londyn”, Walenty Fojkis – legendarny dowódca pułku katowickiego im. Józefa Piłsudskiego i kpt. Henryk Kopiec, członek Zarządu Głównego ZPŚl. oraz były wojewoda śląski Michał Grażyński. Na obczyźnie pozostał także syn Wojciecha, Zbigniew Korfanty.

W cieniu Stalinogrodu

Informacje o zachowaniu dawnych aliantów docierały na Śląsk za pośrednictwem weteranów gen. Władysława Andersa. Byli wśród nich synowie powstańców śląskich, z których wielu, jako „andersowców”, wtrącono do więzień UB. Bronisława Kalembowa po smutnym, zamkniętym, „otchłannie pustym życiu”, po łańcuchu krzywd i rozczarowań – cierpiała nadal. Wciąż aktualne było dla niej pytanie: komu teraz można wierzyć? Nie opuszczał jej strach i niepewność jutra. Co krok spotykała się z tryumfem wrogów sprawy śp. pamięci jej męża i wrogą postawą najbliższych przyjaciół. Niepowodzeniem zakończyły się poszukiwania Henryka za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża. Szczególną wymowę miał dla niej dzień Wszystkich Świętych oraz pusty talerz i wolne miejsce przy stole podczas każdej wieczerzy wigilijnej. Z wytrwałością i determinacją znosiła trudy losu, chłonęła zasłyszane opowieści i historie zesłańców. Ani ona, ani córka nie doczekały dnia całkowitego wyjaśnienia i zadośćuczynienia tej stalinowskiej zbrodni.

Musiały być nie tylko kobiece, ale mądre i silne, by zmierzyć się z tą historią. Zwłaszcza Bronisławie z trudem przychodziło pogodzenie się z tym, że pozostawi na zawsze grób męża w nieznanym, obcym i wrogim świecie. Jako dobra żona, matka i obywatelka, dopóki jej umysł był przytomny, prowadziła w tej sprawie najdłuższą wojnę swego życia.

Z kolei rodziców Henryka Kalemby dotknęło, oprócz straty syna, pozbawienie ich tożsamości związanej z miejscem na tej ziemi. Pewnego dnia okazało się bowiem, iż na mocy dekretu Rady Państwa z 7 III 1953 r. mieszkają nie w Katowicach lecz w Stalinogrodzie, przy ulicy – Józefa Stalina nr 11. Zaistniałą sytuację można by skomentować słowami Tukidydesa, greckiego historyka, autora Wojny peloponeskiej, adresowanymi do każdej tyranii: „żadna bowiem rozkosz nie zbliża się bardziej do boskości niż radość wypływająca ze świadomości, że jest się przedmiotem czci”. Toteż „liderzy komunizmu nie żałowali grosza publicznego na stawianie sobie pomników za życia w każdym zakątku […] i znacznie prześcigali w tym razem wziętych cesarzy rzymskich Tyberiusza, Kaligulę, Klaudiusza czy Nerona”.

Nadeszły zakłamane czasy, których ducha oddawały słowa porzekadła: „Dawniej wóz nazywano wozem, nierządnicę nierządnicą, a szelmę szelmą. Dziś wóz nazwano karetą, nierządnicę metresą, a szelmę politykiem”.

Dla córki Kalemby jedynym remedium na szykany i wszechobecne kłamstwo była ucieczka w modlitwę, a szczególne znaczenie miała dla niej ta, którą ułożył ksiądz Zdzisław Peszkowski (1918–2007), jeniec kozielski i kapelan Rodzin Katyńskich. Wielokroć więc ze wzruszeniem powtarzała słowa: Bogurodzico, MATKO BOŻA KOZIELSKA, Patronko zesłańców polskich i jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, Matko tysięcy oficerów wyrwanych zdradziecko z ziemi ojczystej i skazanych na wymordowanie przez okrutnych oprawców, wrogów Boga i człowieka […].

Ważnym wydarzeniem w życiu córki porucznika był udział w Pielgrzymce Rodzin Katyńskich na Jasną Górę i 18 IV 1993 r. wypowiedziany przed Obliczem Jasnogórskiej Królowej Narodu Akt przebaczenia i zawierzenia Rodzin Katyńskich, zaczynający się od słów: „Najłaskawszy Boże, Miłosierdziu Twojemu oddajemy dusze naszych Umiłowanych, którzy niewinnie zginęli w tylu miejscach kaźni na Wschodzie, szczególnie więźniów Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Boże, przygarnij ich do Siebie. Ich wieczne szczęście z Tobą jest dla nas jedyną pociechą. Wierzymy, że spotkamy się z Nimi w niebie”…

Wreszcie doczekała chwili, gdy pozwolono jej odwiedzić miejsce kaźni ojca i jego towarzyszy broni. Dwukrotnie uczestniczyła w pielgrzymkach do Katynia: 29–31 X 1989 r. i 23–29 IV 1990 r., zabierając ze sobą wiązankę biało-czerwonych goździków z szarfami i napisem: „Por. Henrykowi Kalembie – córka”. Za pierwszym razem odnotowała: „Idziemy asfaltową dróżką w głębokiej ciszy. Te 230 metrów, dzielące parking od leśnych symbolicznych mogił, nad którymi króluje Krzyż przywieziony przez Prymasa Glempa, są dla nas, pielgrzymów, najtrudniejsze. Każdy z nas przeżywa w myśli ostatnie chwile naszych Najbliższych – o czym Oni myśleli, co czuli, czy zdawali sobie sprawę z tego, że idą ostatnią drogą swego życia? Przecież każdy z nich był młody lub w pełni sił i miał tyle planów na przyszłość, miał nam tyle do powiedzenia. Jakże inaczej wygląda ten cmentarz niż oglądane przeze mnie na Monte Cassino czy El Alamein. Na cmentarzach tych szukałam nazwiska mego Ojca. Są tu jedynie cztery kryte darnią symboliczne wzniesienia, a za nimi ściana z ażurową, artystyczną, przypominającą więzienną – kratą. Na niej ufundowane przez miejscowe władze czarne tablice – po lewej rosyjski napis, po prawej polski: »Ofiarom faszyzmu, oficerom polskim rozstrzelanym przez hitlerowców w 1941 r.« Nadal to zakłamanie, pomimo licznych protestów!”

Afera pomnikowa

Podobne refleksje budziła treść korespondencji prowadzonej w latach 60. z Zarządem Koła Katowice-Dąb Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, reprezentowanym przez prezesa Franciszka Zagórnego-Góreckiego.

ZBOWiD wysłał 16 X zaproszenie dla Bronisławy Kalemby na 1 XI 1962 r. „do wzięcia udziału w uroczystości składania wieńca na płycie pomnika na cześć poległych i zmarłych Bojowników”, podkomendnych H. Kalemby, równocześnie dopuszczając się afrontu względem zaproszonej.

Zdawać by się mogło, że wspólne nieszczęście zrównało i zbratało wszystkich. Niestety za męstwo, szczerość czynów i cierpienie – wdowie po bohaterze podano kielich goryczy! Po uroczystości córka H. Kalemby otrzymała urzędowe pismo: „Wyrządzoną przykrość Pani i Jej Matce w związku z nieumieszczeniem nazwiska Jej ojca na płycie Pomnika, chcemy natychmiast tę sprawę właściwie uregulować i odpowiednio uzupełnić i dlatego prosimy o niezwłoczne zakomunikowanie nam, kiedy i gdzie zginął, bliższe szczegóły pracy politycznej i szczegóły zaginięcia ojca Pani”.

Mimo nurtujących ją wątpliwości, J. Bogdanowiczowa udzieliła obszernej pisemnej odpowiedzi, kreśląc szlak bojowy ojca od powstań śląskich po kampanię 1939 r., cytując na tę okoliczność postanowienie Sądu Grodzkiego w Katowicach z dnia 19 V 1950 r., który uznał por. H. Kalembę za zmarłego. W jej liście do Zarządu czytamy: „Nawiązując do mojej rozmowy z członkami Zarządu w dniu 15 II 1963 r., stwierdzić muszę, że postawiono mnie i mojej matce nieuzasadniony i nielogiczny zarzut odnośnie niezgłoszenia ojca na listę ofiar hitleryzmu, umieszczonych na pomniku. Nie słyszałam, żeby gdziekolwiek praktykowano w ten sposób, że rodziny podają swych członków rodzin do odznaczeń, czy też uczczenia pamięci nieżyjących. Ludzi wyróżniają z własnej inicjatywy instytucje, stowarzyszenia itp. Skąd mogłyśmy wiedzieć, że powstała koncepcja umieszczenia nazwisk poległych na odbudowanym pomniku? A kwestionowanie tego, czy ojciec żyje, uważam również za niesłuszne. Nie płaciłby bowiem mojej matce nikt renty wdowiej po żyjącym mężu. Nie zależałoby również mojej matce na ukrywaniu żyjącego męża, którego nie musiałaby się przecież wstydzić”.

Cytowane fragmenty korespondencji pokazują, jak brutalnie i kłamliwie, w podły sposób, w imię „tolerancji i postępu” wykluczano z kart historii obrońców Niepodległej. Sprawa por. H. Kalemby została zaliczona do kategorii walki z „niesłusznymi” powstańcami. Władze komunistyczne pozbawiły go należnych honorów i prawa do pamięci historycznej, gdyż okazał się „nie nasz”. Partyjniacy bezkarnie wartościowali krew bohaterów, rannych i również tych, którzy zginęli z bronią w ręku.

W cenie byli tylko ci, co „walczyli o Polskę Radziecką w ramach Związku Radzieckiego” i czytywali „Czerwony Sztandar”, do którego pisywała Wanda Wasilewska, patriotyzm zaś definiowali jako „gorące umiłowanie ZSRR”. Za podważanie „kłamstwa katyńskiego” karali zaś surowymi wyrokami sądowymi.

Taki Los spotkał m.in. ks. Leona Musialaka, byłego więźnia Kozielska, który ocalał i miał odwagę mówić prawdę, za co został skazany na 5 lat więzienia. W późniejszym czasie krnąbrnych karano zwolnieniem z pracy lub pozbawieniem praw wykonywania zawodu.

Niezasłużone szykany stosowane wobec polskich patriotów budziły emocje. J. Bogdanowiczowa pisała: „Z wielkim […] żalem, rozczarowaniem i przykrością uczestniczyłam wraz z matką w uroczystości odsłonięcia pomnika. Nasunęło się bowiem pytanie, które nurtuje do dnia dzisiejszego, dlaczego wśród poległych nie znalazło się miejsce dla mojego ojca. Skoro wspomniano o przedwojennym pomniku powstańców, to dlaczego zapomniano o tym, który ten pomnik budował? Mówi się o ludziach, którzy zginęli w obozach koncentracyjnych na terenach Polski i Niemiec. A przecież kula dosięgła również Polaków, jeńców na ziemiach radzieckich. Przecież Ojciec został zamordowany […] i to nie w wyniku zabawy, lecz w wyniku obrony naszej Ojczyzny. Trudno się tłumaczyć nieświadomością losów Ojca – co się z Ojcem stało, wynika przecież jasno z deklaracji członkowskiej mojej matki, jak również wiedzą o tym członkowie Koła, a nawet byli członkowie zarządu Koła. Przykro mi, że jako córka muszę występować w obronie pamięci nieżyjącego Ojca, przykro mi, że nie znalazł się nikt z dawnych towarzyszy broni i członków Koła powstańców śląskich, który chciałby oddać cześć swemu zamordowanemu dowódcy i późniejszemu prezesowi”.

Mimo nacisków i manipulacji, obie kobiety nie zgodziły się na przypisanie śmierci por. H. Kalemby hitlerowcom, tj. Niemcom. J. Bogdanowiczowa podjęła za to próby docieczenia prawdy na własną rękę. Tropiła każdy ślad, który wiązał się ze sprawą katyńską. Pisała listy adresowane do różnych ludzi i instytucji, m.in. do Wojskowego Instytutu Historycznego i Telewizji Polskiej na Woronicza oraz do płk. dr. Marka Tarczyńskiego, redaktora „Wojskowego Przeglądu Historycznego”. W jednym z nich, zredagowanym w okresie tzw. transformacji ustrojowej, czytamy: „Powołując się na artykuł Katyń – Dług milczenia zamieszczony w numerze 19/89 »Tygodnika Polskiego«, pozwalam sobie zgłosić na wystawę Zginęli w Katyniu zdjęcia mojego Ojca por. rez. 73 PP w Katowicach, Henryka Kalemby. Nazwisko Ojca figuruje w spisie oficerów internowanych w Kozielsku i zamordowanych w Katyniu, zamieszczonym w numerze 13 z roku 1989 Tygodnika »Zorza« pod nr 1736”.

Uczestniczyła nawet w przypadkowych dyskusjach o powstaniach śląskich i losach jeńców polskich w ZSRR, narażając się nieraz na plugawy język adwersarzy o plugawym wnętrzu, powołujących się na nieprawdziwie interpretowane dokumenty, wybrane cytaty i preparowane fakty.

Dyskutowała z ludźmi, dla których historia była tylko narzędziem polityki, zabójczą bronią, inwektywą, dla których ulubionym pojęciem, był zwrot „polscy faszyści”. Mimo to czytała paszkwilanckie publikacje przed kolejnymi rocznicami powstań śląskich i dochodziła prawdy o tamtych wydarzeniach i ludziach. Zdawała sobie sprawę, iż komunizm cofał polską świadomość w rozwoju. Wojna, jaką od 1944 r. toczył z narodem, dławiła w zarodku to, co w Polakach było najlepsze i najwznioślejsze – zdolność do przekraczania ograniczeń jednostkowego egoizmu, wrażliwość na świat wartości, przywiązanie do Boga i Ojczyzny. Apostołowie kłamstwa przez dziesięciolecia pracowali nad eliminacją ze zbiorowej pamięci bohaterów, których postawy pozostawały w sprzeczności z ich wizją „nowego człowieka”. O losach takich ludzi, jak H. Kalemba, którzy współkształtowali polską tożsamość, można było mówić ściszonym głosem jedynie w czterech ścianach własnych domów. Ani Bronisława, ani jej córka nie mogły opowiedzieć światu historii sowieckiej okupacji, okoliczności mordu polskich oficerów, zsyłek, przesiedleń, bezwzględnej eliminacji rodzimych elit intelektualnych i kulturalnych.

Usunięcie z kart historii ludzi takich jak H. Kalemba skutkowało zafałszowaniem polskiej przeszłości i zainfekowaniem wyobraźni młodego pokolenia wersją kalekiej historii, spreparowanej tak, by służyła innym. Na szczęście styl tych kłamliwych dzieł był najczęściej ciężki, bezbarwny i ubogi.

Dobry, jak mawiał Johann Wolfgang Goethe, do czytania na wiosnę, gdy można znaleźć pociechę w kwiatach. Ten stan rzeczy usiłowała naprawić i zmienić J. Bogdanowiczowa. Próbowała przebić się do opinii publicznej z prawdziwą, opartą na faktach narracją o swoim ojcu. Toteż gdy przystąpiono do redakcji Encyklopedii powstań śląskich, wystąpiła z inicjatywą udostępnienia posiadanych materiałów źródłowych. Wsparł ją w tym przedsięwzięciu dawny towarzysz ojca, Marian Kierecki. W liście pisał: „Bardzo cenne są odpisy listów Tatusia z Kozielska i również informacje, jaką drogą uzyskała Pani od byłych podkomendnych z czasu zagarnięcia przez wojska radzieckie”. Po tym wstępie informował: „Biogram Tatusia przesłałem do Instytutu Śląskiego w Opolu, do wykorzystania. Ten biogram jest w porównaniu do biogramów zawartych w Encyklopedii powstań śląskich zbyt obszerny. Ale dostarczyłem materiału. Instytut wyjaśniał, że o Pani Tatusiu wiedzą tylko, że był dowódcą batalionu i posiadał Gwiazdę Górnośląską”. Historia skończyła się na obietnicy zamieszczenia biogramu w Encyklopedii.

Józefa nie wahała się pisać sprostowań do Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Usiłowała m.in. skorygować „błędy” dotyczące ikonografii zawartej w publikacjach MON. W jednym z pism czytamy: „W wydanym w 1971 r. przez tamtejsze wydawnictwo albumie Powstania śląskie – 1919–1920–1921, na str. 85 (licząc strony od Przedmowy) w rozdziale Dyplomatyczne targi, zdjęcie nr 3 zatytułowano Patrol oficerski w powiecie gliwickim. Tytuł ten jest niezgodny i powinien brzmieć: Sztab I baonu 3 Pułku Piechoty im. gen. J.H. Dąbrowskiego-Niemczyka, od lewej: dowódca baonu Henryk Kalemba, pseudonim Biały, doradca Zdzisław Tadeusz Stęślicki, adiutant B. Naworzyn, st. sierżant L. Gołąb. Dowódcą 3. Pułku Piechoty im. gen. J.H. Dąbrowskiego był Rudolf Niemczyk. Pułk ten obejmował obwód katowicki. Ponieważ zbliża się 65 rocznica wybuchu III Powstania i Wydawnictwo wznosi może wydanie omawianego albumu, jako córka dowódcy baonu por. Henryka Kalemby – uznanego przez Sąd za zmarłego w ramach wojny 1939 r. – zwracam się z uprzejmą prośbą o dokonanie poprawki w następnych wydaniach. Za uwzględnienie mej prośby z góry serdecznie dziękuję.
Jednocześnie zawiadamiam, że dysponuję dwoma nieopublikowanymi zdjęciami z uroczystości pierwszej dekoracji orderami polskimi na Rynku w Katowicach (Ojciec mój został na tej uroczystości odznaczony Krzyżem Virtuti Militari)”.

Do każdego błędu można się przyznać i go naprawić. W tym przypadku były to rachuby chybione. A przypomnienie, iż bohatera na katowickim Rynku dekorował marszałek J. Piłsudski Krzyżem Virtuti Militari, nie polepszyło sprawy. Trudno więc było liczyć, iż Komitet Redakcyjny ustosunkuje się do wniesionych uwag.

Bogdanowiczowa odczekała cztery lata i zwróciła się o pomoc do Wilhelma Szewczyka (1916–1991), publicysty i poety oraz redaktora naczelnego czasopism „Odra”, „Przemiany” i „Poglądy”: „Powołując się na moją rozmowę przeprowadzoną z W. Panem w miesiącu listopadzie ub.r., pozwalam sobie przesłać w załączeniu kopię pisma skierowanego do Wydawnictwa MON, na które do dnia dzisiejszego nie otrzymałam odpowiedzi. Ponieważ mam nadzieję, że wydawnictwo – którego W. Pan jest współautorem – doczeka się wznowienia, uprzejmie proszę o skorygowanie objaśnienia pod zdjęciem przedstawiającym mojego ojca Henryka Kalembę por. rez. WP (zamordowanego w Katyniu) i członków sztabu I baonu, którym mój ojciec dowodził”.

Gdy w Urzędzie Wojewódzkim odbyło się spotkanie wojewody katowickiego Tadeusza Wnuka z Kolegium Redakcyjnym Encyklopedii Górnośląskiej, podczas którego prof. Alojzy Paweł Melich przedstawił stan prac nad dziełem i program naukowy przewidujący ok. 11 tys. haseł, córka H. Kalemby i w tym przypadku zareagowała. Spośród grona uczestników (Lucyna Frąckiewiczowa, Zdzisław Gorczyca, Jan Kita, Jan Zieliński, Andrzej Szefer, Jerzy Sochanik, Jacek Wódz, Wilhelm Szewczyk i wicewojewoda Józef Piszczek) zaufaniem obdarzyła prof. A. Melicha, ekonomistę, rektora WSE (później AE), posła na Sejm PRL i członka Rady Redakcyjnej „Nowych Dróg”. 8 VII 1988 r. zwróciła się do niego listownie, ofiarując się dostarczyć materiały źródłowe do biogramu ojca. I tym razem nie doczekała się spełnienia swoich oczekiwań.

W słowotoku modernizującej Polaków lewicy opowieść dwóch kobiet o ich mężu i ojcu, o dawnej Polsce i Polakach niknie, bywa postrzegana jako szkodliwy anachronizm, jako objaw chorobliwej skłonności do pielęgnowania resentymentów.

Często przepisywała ręcznie fragmenty poematów o tematyce martyrologicznej. Jej uwagę zwróciła m.in. twórczość zapomnianej poetki lwowskiej Jadwigi Gamskiej-Łempickiej (1903–1956), autorki wiersza Nad grobami polskimi w Katyniu. Była ona, podobnie jak Bogdanowiczowa, ofiarą wojny. Przeżycia okupacyjne odbiły się na zdrowiu pisarki i doprowadziły do głębokiej depresji. W lipcu 1945 r. została przymusowo wysiedlona z grodu nad Pełtwią, a w PRL-u objętym cenzurą nie drukowano jej wierszy. 9 I 1956 r. popełniła samobójstwo w Lublinie. Mimo zapisów cenzorskich jej poezja była w wąskim gronie czytywana, a opublikowane w międzywojniu, w „Tajnych Lwowskich Drukarniach Wojskowych” i w londyńskiej „Nowej Polsce” (redagowanej przez Antoniego Słonimskiego) dzieła uchodziły za rarytas bibliofilski. J. Bogdanowiczowa należała do tych, którzy popularyzowali wiersz Nad grobami polskimi w Katyniu. Innym cennym poetyckim opisem, który inspirował do różnych przemyśleń J. Bogdanowiczową, był wiersz Zbigniewa Herberta pt. Guziki, dedykowany pamięci kapitana Edwarda Herberta. Stanowił on literacki hołd dla wszystkich, którzy stali się ofiarami tej zbrodni.

Otuchy najbliższym por. H. Kalemby dodały wydarzenia lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Wcześnie J. Bogdanowiczowa dostrzegła na arenie dziejów wyjątkową postać, jaką był krakowski metropolita Karol Wojtyła. To on głośno upomniał się o najważniejszego z „wyklętych”, który przyniósł niepodległość i pod którego sztandarami bił się o wolną Polskę, jako jeden z wielu, prosty chłopak, Ślązak z Józefowca. Karol Wojtyła wyraził swoją solidarność z tymi, którzy w swoich poczynaniach mieli „na celu obronę godności narodu, a zwłaszcza honoru polskiego żołnierza – tego, któremu Polska zawdzięczała Niepodległość”. Równocześnie w swej wypowiedzi zaznaczył, iż „Wołanie o szacunek dla pamiątek przeszłości, m.in. Kopca Józefa Piłsudskiego, jest w pełni uzasadnione”.

Wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża i pontyfikat Jana Pawła II oraz narodziny Solidarności były wstrząsem duchowym, który dodał sił wszystkim ofiarom komunizmu, także córce Kalemby. J. Bogdanowiczowa ze swoich przeżyć zwierzyła się listownie towarzyszowi ojca, jednemu z weteranów, z którym utrzymywała stały kontakt.

Korespondencja ta świadczy, jak bolesnym cierniem była dla niej sprawa katyńska. Mówiła o niej, pisała, zbierała wiersze i modlitwy, a pod koniec życia uprawiała moralistykę polityczną. Listy były przejmujące, a wiele fragmentów to świetna proza medytacyjna o winie, grzechu i modlitwie.

W podobnym tonie była zredagowana odpowiedź:

„Z największym zainteresowaniem przeczytałem ostatni list […]. Opisuje Pani bardzo szczegółowo pobyt […] na terenach ZSRR, w których znalazły się prochy naszych pomordowanych oficerów, w tym i Pani Ojca. Jakież to może być przeżycie córki tak ambitnego oficera, jakim był Pani Ojciec. Nie mogę wyobrazić sobie, jak zachowywał się w momencie, kiedy przykładano broń do jego skroni. On, który nie bał się w 1921 r. [pod Górą św. Anny – Z.J.] Niemców, którzy dążyli do okrążenia batalionu, którym dowodził, z zimną krwią prawie bez ofiar ludzkich zdołał wyjść z tej zasadzki. Za to słusznie zasłużył na Virtuti Militari. Jak już po wojnie wykorzystał sprzyjające warunki i dokształcał się, aby uzyskać stopień oficerski. I uzyskał.

A można rozmyślać, biorąc pod uwagę, że miał mundur oficerski, dla Rosjan był największym wrogiem i oficerów oddzielano od żołnierzy, pewnie już od samego początku przeznaczeni zostali do unicestwienia. Przecież żołnierzy zwolniono, zwłaszcza tych, którzy pochodzili z ziem polskich zachodnich, a okupowanych przez Niemców. Rodzi się pytanie, jak by postąpił Ojciec będąc żołnierzem, a nie oficerem. Tragedia zamordowanych oficerów nie jest jeszcze dostatecznie opisana. Kryje bardzo dużo znaków zapytania. Ale bez pomocy i otwartości Rosjan nie będzie łatwo odpowiedzieć na te pytania.

A sprawa rozliczenia zabójców jest obecnie bardzo aktualna w Polsce. Doszło już do tego, że sądy wojskowe i historycy wojskowi przeprowadzają śledztwo, aby ustalić, kto wydawał rozkazy strzelania do bezbronnych […]. Śledztwo trwa, ale nie informuje się, że ustalono już częściowo nazwiska rozkazodawców. Takie orzeczenie rozładuje […] częściowo nienawiść i ból, będzie pewnego rodzaju moralnym zadośćuczynieniem.

Kiedy nastąpi taka zmiana sytuacji w stosunku do […] naszych oficerów. Miejmy nadzieję, że taka zmiana nastąpi. Może nie dożyjemy jej, ale może potomni dowiedzą się prawdy. Byłoby sprawiedliwością, aby mogli doczekać się tej prawdy członkowie rodzin tych zamordowanych, bo oni najgłębiej tę krzywdę przeżywają i będą przeżywać do końca życia. Przecież i Pani jest tego przykładem.

Czy zamierza się w Katowicach lub może w innym miejscu postawić pomnik, przecież właśnie bardzo dużo oficerów pomordowanych służyło w pułkach górnośląskich i oni stanowili znaczny odsetek”.

Zakończenie

Ukoronowaniem pracy społecznej córki H. Kalemby był odsłonięty już po jej śmierci, 24 V 2001 r. pomnik Ofiar Katynia naprzeciw kościoła garnizonowego na placu Andrzeja w Katowicach, autorstwa rzeźbiarza Stanisława Hochuła. Jest to kompozycja przedstawiająca polskiego policjanta i dwóch oficerów WP stojących nad dołem śmierci. Jednak dla niej samej najważniejszy był akt powtórnych narodzin jej ojca i jego towarzyszy męczeństwa, do życia innego niż życie, do trwania w przestrzeni i czasie, ale na prawach innych od podyktowanych przez oprawców. W pamięci jej tkwił oprócz obrazu ojca wiersz z nagrobka w sławnej farze w Żółkwi, zbudowanej przez wielkiego hetmana: O quam dulce et decorum pro patria mori! (O jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę!), któremu towarzyszyły słowa prorocze: „Niech mściciel z kości naszych powstanie”.

W czasie podróży do Smoleńska wysłuchała opowieści o bohaterskich dowódcach kresowych: Ludwiku Narbucie z 1863 r. i jednorękim ppłk. Macieju Kalenkowiczu (1906–1944), cichociemnym, komendancie Nadniemeńskiego Zgrupowania AK, którzy polegli w walce w obronie ojczyzny i spoczęli na prowincjonalnym cmentarzyku, który Sowieci zamienili w skrawek ugoru. Przez dawny cmentarz kołchoźnicy codziennie przepędzali bydło. Pamięci jednak o polskich bohaterach nie byli w stanie zabić. Do 2010 roku opublikowano wiele cennych monografii, biografii, materiałów źródłowych, wywiadów, relacji, pamiętników, studiów i artykułów naukowych. Autorzy bibliografii katyńskiej odnotowali 5916 pozycji. Niniejsza publikacja będzie kolejnym ziarnkiem do tego korca.

5 X 2007 r. Minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło mianował por. H. Kalembę pośmiertnie kapitanem WP. Awans został ogłoszony 9 XI 2007 r. w Warszawie, w trakcie uroczystości Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów. Ponadto pośmiertnie odznaczono H. Kalembę Medalem za udział w wojnie obronnej 1939 r.

Bohaterska obrona granic II Rzeczypospolitej i udział w niej Henryka Kalemby oraz wielu innych powstańców śląskich, ogromne ofiary i represje jeszcze raz potwierdziły w dziejach prawo narodu do niepodległości. W ten sposób ziściły się także słowa Artura Oppmana:

To, co przeżyło jedno pokolenie,
drugie przerabia w sercu i pamięci.
I tak pochodem idą cienie, cienie,
aż się następne znów na krew poświęci!
Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów
od Belwederu do śniegów Tobolska
i znów przez wnuków brzmi piorunem czynów…
Pieśń, czyn… wspomnienie – to jedno
– to POLSKA!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „»Kłamstwo katyńskie«. Kpt. Henryk Kalemba (VII)” można przeczytać na ss. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „»Kłamstwo katyńskie«. Kpt. Henryk Kalemba (VII)” na ss. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego