Stankiewicz: Raport Macierewicza to przełom! Wiemy w końcu, co było przyczyną katastrofy smoleńskiej

Ewa Stankiewicz skomentowała fakt opublikowania raportu technicznego podkomisji smoleńskiej dotyczący katastrofy samolotu Tu-154M nr 101.


Podkomisja ustaliła kluczowe dowody dotyczące przyczyn zniszczenia prezydenckiego samolotu Tu-154M. Zdaniem dziennikarki po raz pierwszy mamy do czynienia z tak duża ilością merytorycznej wiedzy oraz faktów. „Raport techniczny jest zrobiony bardzo profesjonalnie, komisja znalazła kluczowe dowody i je potwierdziła”.

Ewa Stankiewicz zauważa, że raport nie został upubliczniony przez Telewizję Polską:

„Nie wiem, z jakich powodów to się stało, ale władze państwa polskiego nie są zainteresowane tą wiedzą. Ten raport, w przeciwieństwie do poprzednich prac podkomisji, zawiera fakty i ustalenia, które wzajemnie się potwierdzają. Z faktami przedstawionymi w raporcie, nie da się dyskutować. W momencie, kiedy nie da się merytorycznie skrytykować podkomisji, to przemilcza się jej pracę. Jestem zszokowana takim postępowaniem.”

Śledztwo w sprawie katastrof lotniczych powinno odbywać się w warunkach godziwych, powinien ukazać się jeden finalny raport, Jednak w przypadku katastrofy smoleńskiej komisja była  zmuszana do upubliczniania częściowych prac, wiele informacji również wyciekało. [related id=”54982″]

Jak podkreśla Ewa Stankiewicz, informacje przedstawione w raporcie technicznym są niepodważalne. Podkomisja nie ma co do ich prawdziwości żadnych wątpliwości. Najważniejszą informacją jest to, iż dokument udowadnia, co było przyczyną destrukcji samolotu.

„Podana jest cała lista faktów, ustaleń oraz dowodów, które wzajemnie się potwierdzają – powtórzyła dziennikarka, po czym dodała. – Teraz pozostaje tylko kwestia tego, aby ktoś chciał to przeczytać”.

Ewa Stankiewicz dodała również, że  z ustaleń podkomisji wynika wiele niepokojących przesłanek.

„Wiele z przesłuchań jednoznacznie wskazuje, że poszczególne osoby były odpowiedzialne za intencjonalne wystawienie polskiego prezydenta na śmierć. Zdumiewa fakt, że wiele z tych osób nie zostało nigdy przesłuchane przez prokuraturę”.

„Mamy do czynienia z dokumentem niezwykłej wagi,  obok którego nie można przejść obojętnie. Mam nadzieję, że ten raport dotrze do prokuratury, zostanie przeczytany przez premiera oraz prezydenta, a kłamstwa dotyczące katastrofy znikną z przestrzeni publicznej” – mówiła reżyserka w Poranku WNET.

Ewa Stankiewicz oceniła również pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej, który stanął  na placu Piłsudskiego w Warszawie oraz o mówiła o aferze VAT-owskiej.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy, oraz do zapoznania się z raportem, który znajduje się w poniższy linku:

http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/plik/file/raport_techniczny.pdf

JN

 

 

 

 

 

RAPORT TECHNICZNY Fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101

Zapraszamy do zapoznania się z całym raportem technicznym podkomisji smoleńskiej pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza.

Katastrofę bada Podkomisja do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego wchodząca
w skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego w celu ustalenia
okoliczności i przyczyn oraz wydania zaleceń profilaktycznych. Raport Techniczny
zawiera ustalenia odnoszące się do najważniejszych faktów dotyczących katastrofy.

CAŁY RAPORT:

http://podkomisjasmolensk.mon.gov.pl/plik/file/raport_techniczny.pdf

Czarnecki: Komisja Europejska chciała włączyć się w wyjaśnianie Katastrofy Smoleńskiej. Rząd Tuska odmówił [VIDEO]

Poseł do Parlamentu Europejskiego podkreślił, że obecnie po ośmiu latach, dojście do prawdy o przyczynach rozbicia się prezydenckiego samolotu, będzie bardzo trudne, ale nie niemożliwe.

Wczoraj w Polsce z wizytą przebywał jeden z siedmiu wiceprzewodniczących Komisji Europejskiej, ale dzisiaj w Warszawie odbędą się rzeczy sto razy ważniejsze, niż Timmermans i cała unia, czyli czcimy pamięć, tych którzy polegli pod Smoleńskiem. To jest najważniejsze – podkreślił w Poranku Wnet Ryszard Czarnecki.

Zdaniem polityka PiS, zakończenie miesięcznik w obecnym kształcie, nie może oznaczać końca comiesięcznego wspominania ofiar Katastrofy Smoleńskiej: Nie wyobrażam sobie, żebyśmy się nie spotykali co miesiąc na mszach świętych. Myślę, że te zwyczaje porannych wieczornych Mszy Świętych zostaną. To są rzecz niesłychanie ważne, ale nie wiem, czy nie najważniejsze jest to co dzieje się w środku nas i myślę, że ta pamięci o tych osobach, które zginęły na służbie dla Polski, pozostanie, mimo upływu czasu.

Ryszard Czarnecki przypominał, że nawet w kilka miesięcy po katastrofie istniała możliwości umiędzynarodowienia śledztwa: Najlepszy czas, żeby “przydusić” Rosjan presją międzynarodową został stracony. To były pierwsze godziny, dni czy tygodnie po Katastrofie. Jeszcze we wrześniu 2010 roku, a więc pięć miesięcy po Katastrofie, Komisja Europejska oficjalnie oświadczyła, że jest gotowa uczestniczyć i pomóc umiędzynarodowić śledztwo, o ile władze w Warszawie o to wystąpią. Nie wystąpiły.

Podkomisja oraz struktury państwa robią co mogą i czekamy na wyniki tych badań, ale są one bardzo utrudnione, ponieważ nie ma tego, co zawsze przy katastrofach jest podstawą do ustalenia to, co się stało. Nie powiem, że dojście do prawdy jest niemożliwe, bo myślę, że jest możliwe, a jest na pewno bardzo utrudnione – podkreślił w Poranku Wnet Ryszard Czarnecki, poseł do Parlamentu Europejskiego.

ŁAJ

Nowoczesny zamach na samolot nie zostałby wykryty przez żadną komisję, Zespół Parlamentarny, naukowców ani amatorów

Pojawiły się materiały amerykańskie na temat zagrożeń atakami typu hakerskiego. Atak taki nie zostawia śladów w zapisach czarnych skrzynek, a może doprowadzić do katastrofy wyglądającej na wypadek.

Marek Czachor

W ostatnich kilkunastu miesiącach pojawiły się w przestrzeni publicznej bardzo interesujące materiały amerykańskie na temat zagrożeń atakami typu hakerskiego, pozwalającymi przejmować zdalną kontrolę nad nowoczesnymi samochodami i samolotami. Na YouTube można znaleźć filmy pokazujące przebieg i skutki takiego ataku. Atak taki nie zostawi śladów w zapisach czarnych skrzynek, może doprowadzić do katastrofy wyglądającej na zwykły wypadek, niemal zbrodni doskonałej, a wystarczy zawirusować komputer pokładowy. To, że takie możliwości istnieją, było jasne a priori od dawna, ale co innego wiedzieć coś w sposób czysto teoretyczny, a co innego przeczytać na ten temat materiały FBI.

Sprawa hakowania samolotów wyszła na światło dzienne, gdy specjalista od zabezpieczeń, Chris Roberts, w kwietniu 2015 przeprowadził skuteczny atak na system sterowania boeinga 737/800, przy czym zamiar przeprowadzenia ataku chwilę wcześniej zaanonsował na twitterze. Haker włamał się do komputerowej sieci samolotu, którym sam leciał, podłączając się laptopem do systemu video, zamontowanego w fotelu pasażera. W ramach testu włamywacz zmienił ciąg silników, zamachał skrzydłami i na chwilę zmienił kierunek lotu. Roberts już wcześniej informował FBI o wykrytych słabościach komputerowych systemów lotniczych. W latach 2011-2014, przeprowadził około dwudziestu takich ataków na systemy Boeinga i Airbusa, o czym powiadomił FBI, zawsze włamując się do systemu samolotu, gdy leciał jako pasażer. Najwyraźniej brak reakcji ze strony służb skłonił go do przeprowadzenia spektakularnego ataku w świetle jupiterów, za co został aresztowany, wywołując w końcu ogólnoamerykańską debatę. Opis incydentu znajduje się we wniosku o przeszukanie mieszkania Robertsa, złożonym przez FBI w sądzie w Nowym Jorku. Dodajmy, iż firma Boeing stanowczo zdementowała możliwość wystąpienia takiego zdarzenia.

Jest oczywiście pytaniem retorycznym, czy Rosjanie mogli podczas remontu w Samarze zawirusować systemy tupolewa lub w jakiś inny sposób na nie wpłynąć, i czy ktoś w ogóle badał pod tym kątem Katastrofę Smoleńską. (…)

Niejasne są działania wokół czarnej skrzynki, sfilmowanej przez montażystę TVP Sławomira Wiśniewskiego już 8 minut po Katastrofie, a znalezionej przez polskich prokuratorów wraz z Rosjanami dopiero kilka godzin później. Co się działo ze skrzynkami do następnego dnia rano, prokuratorzy nie wiedzą (…) Jakość nagrania jest zdumiewająco zła. Wg ekspertyzy specjalisty od rozpoznawania głosu, głos „generała Błasika” z pewnością nie jest głosem członka załogi, ale nie ma pewności, że to Błasik, a Pani Błasik nie rozpoznała w nim głosu męża. Czy wykluczono możliwość, że wypowiedzi „230 metrów” i „100 metrów”, przypisane Błasikowi, zostały zwyczajnie wygenerowane syntezatorem mowy, w rodzaju polskiej Ivony, żeby przykryć jakiś komentarz członka załogi, a równocześnie w wygodny sposób obciążyć Polaków odpowiedzialnością?

Z raportu biegłego: „Jeżeli uznać, że fraza sto metrów jest jedną z najważniejszych wypowiedzi i należy ją interpretować jako ważny odczyt, to powinna być wypowiedziana starannie (głównie z wyraźną akcentuacją). Może być również wypowiedziana głośniej, wolniej i wyraźniej artykulacyjnie. Jak ta fraza została w rzeczywistości zrealizowana? – wolno, monotonnie, bez szczególnej akcentuacji, z relatywnie niską intensywnością”.

Czemu ostatnią wypowiedź kpt. Protasiuka słyszymy na nagraniu z kokpitu, gdy samolot jest ponad 300 m nad ziemią, a w komunikacji z wieżą słychać go również później? Czemu te ostatnie dialogi z wieżą nie nagrały się w kokpicie? Czemu od 300 m nad ziemią pierwszego pilota nie słychać w kokpicie w ogóle, drugiego słychać bardzo słabo, a nawigatora i „generała Błasika” słychać tak wyraźnie? Czy na pewno nie wyłączyły się mikrofony kabinowe obu pilotów, gdy samolot zbliżał się do wysokości decyzji? Dlaczego są nieustanne niezgodności pomiędzy parametrami odczytywanymi przez pilotów, a parametrami zapisanymi w czarnej skrzynce, co nawet w raporcie Millera odnotowano bardzo szczegółowo? Dlaczego Dowódca tupolewa komunikuje wieży odległość cztery kilometry, gdy samolot jest w rzeczywistości sześć kilometrów od lotniska? Wg komisji Millera „pewnie myśli, że w Smoleńsku jest jak na polskich lotniskach”, ale przecież ma przed sobą kartę podejścia i tu nie ma nic do myślenia, a w Smoleńsku lądował trzy dni wcześniej, więc lotnisko zna.

Pytań jest więcej, ale my już ponoć znamy prawdę o smoleńskim dramacie. Według jednych, po prostu piloci nie umieli latać i przeszkadzał im nieodpowiedzialny generał. Według drugich, podłożono całą serię bomb, które wybuchały w odpowiednich momentach. Obie wersje są naiwne i pełne sprzeczności. Wszelkie odstępstwa od jednej lub drugiej ortodoksji są bezwzględnie tępione przez służby informacyjne obu stron polskiego konfliktu. (…)

Problem wysokości, na jakiej miał nastąpić rozpad tupolewa, został przez badaczy Podkomisji podjęty w sposób eksperymentalny i dość szczególny. Mianowicie, zadano sobie pytanie, z jakiej wysokości powinny spadać fragmenty lewego skrzydła, żeby mogły zatrzymać się w gałęziach brzozy (takie fragmenty rzeczywiście znaleziono). Jako pewnik przyjęto, że w koronie drzewa mogły się wziąć jedynie wtedy, gdyby nadleciały z góry. W związku z powyższym, zrzucano kawałki blachy z drona poruszającego się z odpowiednią prędkością. Zaskakuje mnie, że eksperymentatorzy nie wzięli pod uwagę mechanizmu bardzo oczywistego.

Odłamki skrzydła lecące w górę po zderzeniu ze słupem telegraficznym. Fot. youtube, adres w tekście

Otóż powszechnie znane są wyniki testów amerykańskich z lat 1963-65, badających skutki uderzenia skrzydłem w słup telegraficzny. Na zdjęciach obok widać w momencie uderzenia skrzydła o słup, iż cześć odłamków leci DO GÓRY na wysokość nawet kilkudziesięciu metrów, co zresztą wynika z prostej analizy rozkładu sił podczas takiego zderzenia. Gdyby na słupie była korona drzewa, niektóre z nich zapewne by w niej wylądowały. Poniżej dwa kadry z amerykańskiego eksperymentu (czas 5:23-5:24 filmu). Lecący do góry fragment skrzydła zaznaczyłem obrysem.

Całość eksperymentu można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=8CZxvu85VM4. Odłamki skrzydła w takim zderzeniu lecą po prostu we wszystkie strony. W szczególności w stronę kadłuba. W wypadku tupolewa oznacza to również, iż część z nich powinna dostać się w ciąg silników i zostać zdmuchnięta do tyłu, PRZED miejsce zderzenia. Pewną ilość fragmentów lewego skrzydła powinno się znaleźć przed brzozą. (…)

Brak jest szczegółowych badań na temat konsekwencji zderzenia z terenem zadrzewionym, ale sporo wiadomo o uderzeniu w czystą wodę. Przykładowo, w katastrofie lotu Swiss Air 111 z 02.09.1998 samolot z 229 osobami na pokładzie uderzył w powierzchnię morza z prędkością 555 km/h, czyli mniej więcej dwa razy większą niż tupolew w Smoleńsku. Kąt uderzenia był podobny, choć samolot nie był odwrócony podwoziem do góry. Podobnie jak w Smoleńsku, wpierw nastąpiło uderzenie skrzydłem o grunt (czyli w tym wypadku wodę). Zderzenie było pod stosunkowo małym kątem, co widać na poniższej ilustracji z raportu końcowego.

Z dna morza wydobyto piętnaście tysięcy (!) szczątków ludzkich, tylko jedną ofiarę udało się zidentyfikować na podstawie wyglądu, przeciążenia określono na CO NAJMNIEJ 350 g. Ponieważ siły oporu (a zatem również przeciążenia) rosną jak kwadrat prędkości, można zrobić proste oszacowanie, pokazane na poniższym wykresie. W Smoleńsku, w zależności od modelu teoretycznego przyjętego w obliczeniach, prędkość w chwili uderzenia o grunt wynosiła 260-280 km/h. Gdyby tupolew wpadł do czystej wody, przechylony na skrzydło, ale kołami w dół, należałoby oczekiwać przeciążeń 80-90 g.

Wrakowisko po katastrofie w Huntington | Fot. www.documentingreality.com/forum/attachments

W katastrofie w Huntington, 14.11.1970, samolot zawadził skrzydłem o drzewo, następnie obrócił się o ponad 90 stopni i wpadł w las, wycinając pas 29 m x 85 m. Zginęli wszyscy (75 osób). Prędkość samolotu wg różnych szacunków wynosiła 210-240 km/h. W raporcie na temat Huntington czytamy, iż rozważano przeciążenia dochodzące do 50 g, przy obrocie samolotu do 135 stopni.

Wstępny wniosek jest więc taki, że uderzenie w teren zadrzewiony, w konfiguracji Huntington-Smoleńsk, może być porównywalne z uderzeniem w wodę. Oczywiście, diabeł siedzi w szczegółach, a dwie katastrofy nigdy nie są identyczne. W Smoleńsku długość wrakowiska wynosi ok. 150 m, przy czym pierwsze 40-50 m to teren zadrzewiony, wycięty przez tupolewa do gołej ziemi. Niektóre z pozostałych kikutów drzew są grubsze od człowieka i widać, że drzewa miały tendencje do wyrastania w pękach, ze zrośniętymi pniami, co oczywiście ma dramatyczne konsekwencje dla zderzenia z drzewami na bardzo małej wysokości, a tak niewątpliwie było w Smoleńsku: samolot, w chwili gdy wpadał w las, już zdążył zaryć kikutem skrzydła w grunt. (…)

Podczas konferencji smoleńskich słyszeliśmy wielokrotnie referaty profesora Piotra Witakowskiego, omawiającego różne katastrofy, poklasyfikowane przez niego jako 1a, 1b, 2a, 2b, ale o Huntington nigdy nie wspomniano – nie mieści się w schemacie? (…)

Za jedno z NAJMNIEJ prawdopodobnych założeń, przyjętych przez środowisko Zespołu Parlamentarnego, uważam to, iż ślady na roślinności NIE POWSTAŁY na skutek przelotu tupolewa. Cięcia na drzewach były zbyt regularne, żeby wywołały je szczątki spadające z góry. Katastrofa wydarzyła się w sobotę o godz. 10:41 czasu lokalnego, w terenie zaludnionym. Było wielu świadków. (…)

Brzoza Bodina jest tylko pierwszym z wielu grubych drzew, złamanych i poprzycinanych wzdłuż trajektorii tupolewa. Ślady na ich pniach byłyby bardzo istotnym materiałem dowodowym. Czemu więc Rosjanie wszystkie drzewa między ulicami Gubienki i Kutuzowa bardzo szybko powycinali? Czemu właśnie tam, w miejscu, gdzie wypada ostatni zapis TAWS 38, już wkrótce po Katastrofie wykopano ogromną dziurę w ziemi pod fundamenty jakiegoś budynku, po czym prace zamarły na kilka lat? (…)

No i wreszcie sama brzoza Bodina. Mówi się czasami, że Rosjanie powbijali części skrzydła w pień już po Katastrofie – wspomina o tym np. Małgorzata Wassermann w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim, wielokrotnie podkreślał to prof. Piotr Witakowski. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, co jest co najmniej równie tajemnicze.

Gdy 13 kwietnia 2010 działka Bodina została udostępniona, części widoczne na poniższym zdjęciu, wykonanym bodajże 11.04.2010 przez polskich funkcjonariuszy, znikły. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Kolejna fotografia z 13.04.2010 rano, wykonana przez J. Gruszyńskiego.

Brzoza Bodina 11.04.2010 | Fot. Raport MAK
Brzoza Bodina 13.04.2010 | Fot. J. Gruszyński

Co ciekawe, okazało się również, iż oskrobano czubek stojącego kikuta brzozy. Można to stwierdzić, porównując zachowane fragmenty kory. (…)

Po co to zrobiono i dlaczego nie zachował się żaden protokół z tych działań, a wyjęte metalowe części znikły? Polscy prokuratorzy później wydobyli z drzewa dalsze fragmenty, ale jeden z nich wykonany był ze stopu, którego nie było w porównawczej części skrzydła. Na dodatek, większości wydobytych części strona polska nie przebadała, gdyż były zbyt małe, aby je podzielić na połowy, a Rosjanie nie zgodzili się na przekazanie całego materiału dowodowego, wydobytego z pnia, stronie polskiej.

Po co te zabiegi, jeżeli samolot po prostu urwał skrzydło na brzozie? O co chodzi?

Z drugiej strony, w wykładach prof. Biniendy, gdy pokazuje się skrzydło od dołu, przyjmuje się model całkowicie niesprężysty (czyli nie jest to drzewo), żeby pień się bardziej uchylał na skutek uderzenia i mniej niszczył skrzydło. Natomiast, gdy skrzydło widzimy od góry, wykorzystuje się model sprężysty, żeby zachowanie wyglądało bardziej naturalnie, lecz widzów się o tym nie informuje (szczegółowo pisałem o tym dwa lata temu). Czemu obie strony kręcą? (…)

W elektronicznych atakach na samochody hakerzy operowali z odległości wielu kilometrów, łącząc się z komputerem pojazdu przez satelitę. W momencie ataku samochód dodawał gazu lub zwalniał, skręcał; wszystko w sposób kompletnie niezależny od tego, co próbował robić kierowca. Prędkościomierz wskazywał wartości mające się nijak do rzeczywistej prędkości auta.

Przy ataku na samolot haker nie tylko przejął kontrolę nad systemem sterowania, ale również monitorował sytuację w kabinie pilotów. W ciągu pięciu lat przeprowadził dwadzieścia takich eksperymentów i nikt niczego nie zauważył. Zapisy czarnych skrzynek z pewnością nie odnotowały ataku hakerskiego, tylko niezrozumiałe działania pilotów.

Gdy z tej perspektywy spojrzeć na Smoleńsk, staje się jasne, że rzeczywiście profesjonalnie przeprowadzony, nowoczesny zamach na samolot nie zostałby wykryty ani przez komisje Millera i Milkiewicza, ani przez Zespół Parlamentarny i naukowców z konferencji smoleńskich, ani blogerów, komentatorów i trolli z Salonu 24, ani przez amatorów, jak ja.

Nie wiem, co się stało w Smoleńsku, i nie chcę, aby mój tekst potraktowano jako kolejną wersję w rodzaju słynnego „helu”. Niemniej widzę, że systematycznie wpycha się nas w fałszywą alternatywę: błąd pilotów albo bomba.

Autor jest fizykiem, profesorem Politechniki Gdańskiej.

Cały artykuł Marka Czachora pt. „Co dalej z badaniami Katastrofy Smoleńskiej?” znajduje się na s. 3,4 i 5 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Andrzej Melak: Oczekuję że ostateczne wnioski podkomisji smoleńskiej przedstawi minister Antoni Macierewicz

O konsekwencjach odwołania Antoniego Macierewicza z funkcji ministra obrony dla prowadzenia śledztwa smoleńskiego rozmawialiśmy z Andrzejem Melakiem, którego brat zginął w Katastrofie Smoleńskiej.

 

Zdaniem Andrzeja Melaka posła Prawa i Sprawiedliwości były Minister Obrony Narodowej powinien dalej czuwać nad wyjaśnieniem katastrofy prezydenckiego Samolotu Tu-154 w Smoleńsku – Nie chcę oceniać politycznie tych zmian. Myślę, że były głęboko przemyślane i mają poprawić działania „dobrej zmiany”. Pan minister Macierewicz jest zaangażowany w wyjaśnianie Katastrofy Smoleńskiej i był osobą, która jako jedna z pierwszych podjęła ten trud. Pan minister jest zbyt odpowiedzialnym obywatelem, by zrezygnować w pół drogi z tego, co już jest niemalże na finiszu.

Myślę, że to są insynuacje i plotki, że minister nie dokończy wyjaśniania katastrofy. Jestem za tym, żeby minister Macierewicz dokończył prowadzenie śledztwa – podkreślił Poseł PiS.

Andrzej Melak, brat śp. Stefana Melaka poległego w Smoleńsku, działacza opozycyjnego z okresu PRL oraz przewodniczącego Komitetu Katyńskiego, jednoznacznie podkreślił, że to Antoni Macierewicz powinien ogłosić ostateczne wnioski specjalnej podkomisji ds. wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej – Wierze w mądrość pana ministra Macierewicza, że zrozumiał i pogodził się z tym, co zaszło. Tu najważniejsze nie są sprawy personalne tylko Polska. Minister Macierewicz, który jest na pewno państwowcem, i walczył o Polskę przez tyle lat, nie zrezygnuje ze tego, co się teraz dzieje [w Polsce] i będzie walczył na innym odcinku.

ŁAJ

Kamieniołomy i prace społeczne dla przestępców! / Poseł Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Melak w Radiu WNET

Czym jest sprawiedliwość, zastanawiał się gość Poranka WNET w kontekście przestępstw popełnianych w stosunku do lokatorów „zreprywatyzowanych” kamienic i bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej.

Piotr Naimski: Rosyjska strategia uzależniania Polski od dostaw gazu została przełamana. Budujemy połączenie z Norwegią

W 2022 roku będziemy w stanie sprowadzić do Polski gaz z dowolnego kierunku, a przede wszystkim z szelfu norweskiego – powiedział pełnomocnik rządu do spraw energetycznych w Poranku Radia WNET.


Piotr Naimski, sekretarz stanu w KPRM, który uczestniczył we wczorajszych uroczystościach obchodów 90. miesięcznicy smoleńskiej, uchylił się od odpowiedzi na pytanie wynikające z wczorajszego oświadczenia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że Polacy zasługują na prawdę w sprawie katastrofy smoleńskiej i nawet jeśli nie udało się dojść do prawdy, to trzeba jasno to powiedzieć.

– Będziemy bardzo dużo wiedzieli; już wiemy bardzo dużo. W związku z tym będziemy mieli tę prawdę w ogromnej części znaną – powiedział Piotr Naimski, gość Poranka Radia WNET na WNET.fm. Jak stwierdził, kwestie związane z ewentualnym wypłynięciem sprawy katastrofy smoleńskiej na forum międzynarodowym są rozpatrywane aktualnie przez prezydenta, rząd, parlament i władze PiS.

– W 2022 roku będziemy w stanie sprowadzić do Polski gaz z dowolnego kierunku, a przede wszystkim z szelfu norweskiego – powiedział Piotr Naimski, który uważa, że powoli jest przełamywana rosyjska strategia uzależnienia Polski od dostaw gazu, konsekwentnie realizowana przez Rosjan od ćwierćwiecza. Podkreślił bardzo dobrą współpracę z Duńczykami, która weszła już w fazę przygotowań do budowy odcinka na Bałtyku. – Budujemy gazociąg łączący Polskę przez Danię z Norwegią. To się nazywa Baltic Pipe. (…) Jestem optymistą w tej sprawie, tym razem nam się uda.

Przypomniał tutaj rok 2001, kiedy przed wyborami przygotowane były umowy dotyczące sprowadzania gazu z szelfu norweskiego, a gdy do władzy doszli postkomuniści, zmieniono to i kontynuowano współpracę z Rosją na rosyjskich warunkach. Wskazał, że ta formacja dzisiaj już nie istnieje, jeśli chodzi o liczące się siły polityczne w Polsce.

– Konieczności zróżnicowania źródeł dostaw gazu do Polski nie kwestionuje nawet totalna opozycja i wydaje się, że mamy tu porozumienie ponad podziałami – powiedział Naimski.

Funkcjonujący już gazoport w Świnoujściu pozwala sprowadzać skroplony gaz z dowolnego miejsca na świecie. Aktualnie wykorzystywanych jest 60 procent jego możliwości, w odróżnieniu od innych europejskich gazoportów, których moce przerobowe wykorzystywane są tylko w kilkunastu, ewentualnie dwudziestu kilku procentach. Naimski uważa, że dopiero kombinacja Baltic Pipe z dostawami z gazoportu da Polsce konkurencyjność na rynku gazu.

– Gaz rosyjski jest zawsze dla Polski droższy, bo to jest cena dyktowana przez administrację rosyjską z poziomu politycznego i nie jest to nigdy cena rynkowa. Jeden z wiceprezesów Gazpromu kilka lat temu powiedział, że nie ma powodu obniżania ceny gazu dla Polski, bo Polska nie ma alternatywy dla dostaw rosyjskich. My tę alternatywę właśnie tworzymy – powiedział Naimski, zwracając uwagę, że Rosja jest poza obszarem „cywilizowanej gospodarki surowcowej”. Przypomniał tutaj wielokrotnie powtarzające się sytuacje, gdy ograniczano nam dostawy gazu czy wręcz zamykano kurek na jakiś czas.

– W Polsce mamy łupkowe złoża gazu, tylko że koniunktura, ekonomicznie uzasadniona, na wydobycie tego gazu w Polsce nie jest w tej chwili dobra – powiedział Naimski, który uważa, że naszym podstawowym zasobem energetycznym jest węgiel. Zwrócił uwagę, że wiele się mówi na temat wód geotermalnych w Polsce, ale „wody geotermalne mogą być źródłem energii do wykorzystania tylko w niektórych miejscach”, a o strategicznym ich wykorzystaniu przy istniejącej technologii nie może być mowy.

– Doprowadzimy nasze projekty zapowiadane w kampaniach wyborczych do końca – powiedział Piotr Naimski, pytany o rozłam w obozie „dobrej zmiany”. Zapewnił, że będą mieli w nich swój udział wszyscy politycy wywodzący się z tego obozu, z prezydentem włącznie.

MoRo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Telewizja Republika: Ujawnione przez nas dokumenty demaskują kłamstwa Ewy Kopacz!

Ewa Kopacz 11.04. 2010 r. poleciała do Moskwy i wraz z zespołem pomagała rosyjskim patomorfologom w identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej – wynika z dokumentu przytaczanego przez TV Republika.

Dokument, który ujawnia udział ówczesnej minister zdrowia w pracy rosyjskich patomorfologów, według stacji, został opracowany w kancelarii premiera 23 kwietnia 2010 r.

TV Republika podaje, że w dokumencie w rozdziale „Identyfikacja ofiar” można przeczytać: „Minister Zdrowia Ewa Kopacz 11.04.2010 r. poleciała do Moskwy i wraz z zespołem pomagała rosyjskim patomorfologom w identyfikacji ofiar katastrofy. W skład zespołu weszli przedstawiciele Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, specjaliści medycyny sądowej z zakresu antropologii i genetyki oraz eksperci wojskowi, a także pracownicy instytucji rządowych w celu wsparcia logistycznego. Pani Minister wraz ze swoim zespołem powróciła do Moskwy w dniu 21.04.2010 r. w celu dokończenia identyfikacji pozostałych 21 ofiar”.

Jak wynika z dokumentu, w Moskwie pracował specjalny zespół. Znajdowali się w nim b. szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasz Arabski, b. podsekretarz stanu w MSZ Jacek Najder oraz Ewa Kopacz. Zespół – czytamy w materiale – „zajmował się kwestią organizacji pomocy dla rodzin ofiar tragedii w Smoleńsku oraz ustaleniami związanymi z procedurą identyfikacji ofiar”.

Ewa Kopacz – w 2010 r. minister zdrowia w rządzie Donalda Tuska – po katastrofie rządowego samolotu Tu-154M, w której zginęło 96 osób, m.in. prezydent Lech Kaczyński, w kwietniu 2010 r. pojechała do Moskwy, gdzie odbywały się sekcje zwłok i identyfikacje ofiar katastrofy.

Na początku czerwca w Radiu Plus była pytana, czy jest „dokument, notatka służbowa z 2010 r.” potwierdzająca, że jej rola ograniczała się do wspierania rodzin, które pojechały do Moskwy identyfikować bliskich zmarłych w katastrofie. „Jest rozmowa kilku osób w KPRM. Spóźniłam się na Radę Ministrów, jechałam z Gdańska, weszłam do premiera i tam siedziało kilka osób. Była rozmowa” – odpowiedziała Kopacz. Dopytywana, czy jest notatka służbowa, odpowiedziała: „Są zeznania ludzi”.

Prowadzący rozmowę stwierdził, że z dokumentów z Ministerstwa Zdrowia wynika, że to właśnie Kopacz była odpowiedzialna za koordynację procesu identyfikacji zwłok.

W odpowiedzi Kopacz wyjaśniła, że jej rola polegała na pomocy rodzinom. „Były wyznaczone grupy, były tablice ogłoszeń w hotelu – te grupy wsiadały o poszczególnych godzinach do autokaru i dojeżdżały do zakładu medycyny sądowej” – relacjonowała.

Pod koniec kwietnia Kopacz powiedziała, że pojechała do Moskwy opiekować się rodzinami, z własnej inicjatywy i za zgodą premiera. „Ja tam nie pojechałam na wizytę dwustronną, na zaproszenie minister zdrowia, bo ja tam nie wykonywałam czynności związanych z ministerstwem zdrowia. Pojechałam opiekować się rodzinami, które tam były, na moją własną prośbę i za zgodą premiera. I taka była moja funkcja, i taka była moja rola. Żadnej innej roli tam nie spełniałam” – podkreśliła wówczas.

PAP/MoRo

Zobacz cały materiał Tv Republika

http://telewizjarepublika.pl/ujawnione-przez-nas-dokumenty-demaskuja-klamstwa-ewy-kopacz,50146.html

Kornel Morawiecki w Poranku Wnet: Działania KOD-u i Frasyniuka to celowe uderzenie w cywilizacyjny rdzeń polskości

Marszałek senior w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim powiedział, że protesty KOD-u w kolejne miesięcznice smoleńskie wykraczają poza działania normalnej opozycji, a mają charakter bluźnierczy.

Próba zablokowania 10 czerwca na Krakowskim Przedmieściu legalnego zgromadzenia przez działaczy organizacji związanych z opozycją, jak Obywatele RP oraz Komitet Obrony Demokracji, ciągle budzi wielkie emocje. Szczególnie że przeciwnicy rządu zapowiadają dalsze działania w celu rozbijania miesięcznic smoleńskich.

[related id=24479]

Według Kornela Morawieckiego, marszałka seniora, legendarnego przywódcy Solidarności Walczącej, to, co robi KOD pod przewodnictwem Władysława Frasyniuka, łamie przyjęte normy działań opozycji: – Jego zachowania są bardzo naganne. To jest zachowanie na granicy bluźnierstwa. Miesięcznica to jest coś w rodzaju takiego obrzędu pogrzebowego, takiego płaczu po nieszczęściu. Te uroczystości odbywały się po mszy świętej, kiedy osoby szły pod Pałac Prezydencki.

Zdaniem gościa Poranka Wnet sprawa zachowania 10 czerwca to jest pójście dalej niż bycie w opozycji czy pokazanie, jak daleko sytuujemy się od instytucji państwa i obecnego rządu: – Ten protest dotyka rdzenia naszej tożsamości – podkreślił marszałek senior, dodając, że: – nasze korzenie wyrastają z chrześcijaństwa, z szacunku dla zmarłych. Więc zachowania opozycji z 10 czerwca uderzają w coś więcej niż w samo państwo, to jest uderzenie w naszą cywilizację.

Sprawa smoleńska jest tak bolesna, ponieważ ona nas bardzo dzieli, i to jest kwestia zasadnicza. Obydwie strony powinny starać się te podziały zasypać. Można mieć różne zdanie na temat tego, co się stało w Smoleńsku, ale nie można na tym budować bloków politycznych, bo to będzie bezproduktywne – stwierdził Kornel Morawiecki.

Przewodniczący koła Wolni i Solidarni mówił również o prezydenckiej propozycji referendum na temat nowej konstytucji, o której uchwalenie marszałek senior nawołuje od lat: – To musiałaby być konstytucja, która będzie na takim poziomie, aby podziały istniejące w naszym społeczeństwie zostały zniwelowane. Sprawa konstytucji to jest kwestia świeżego spojrzenia na nową rzeczywistość cywilizacyjną, jaka pojawia się wokół nas. Jak chociażby fakt, że zmienia się podejście do pracy, z wymiaru materialnego, do wymiaru intelektualnego. To są przemiany, które powinny być zauważone również przez najważniejsze akty prawne.

– To musi być konstytucja sensu, która będzie starała się zbliżyć społeczeństwo i nie dzielić nas na osoby wierzące i niewierzące. My jak na razie nie wiemy, o co pytać w tym referendum. W tej chwili jesteśmy nieprzygotowani do tej debaty. Nie ma poważnych rozmów na poziomie akademickim, na poziomie prawnym. Ja nie widzę możliwości, abyśmy mogli tę prace przygotowawczą przeprowadzić w ciągu jednego roku – powiedział na zakończenie rozmowy Kornel Morawiecki.

ŁAJ

Posłanka PiS: Działania Obywateli RP, wspierane przez część opozycji, to próba „wyhodowania” nowego Ryszarda Cyby

Z Anitą Czerwińską, posłanką Prawa i Sprawiedliwości oraz organizatorką obchodów miesięcznic rozmawialiśmy w „Popołudniu Wnet” o działaniach opozycji zakłócającej obchody na Krakowskim Przedmieściu.

W ostatnią sobotę, 10 czerwca, doszło do kolejnej próby zablokowania obchodów miesięcznicy smoleńskiej. Grupa działaczy Obywateli RP oraz Komitetu Obrony Demokracji przy wsparciu części opozycji parlamentarnej próbowała nie dopuścić do upamiętnienia ofiar przez uczestników obchodów pod Pałacem Prezydenckim.

 Tego, że taka eskalacja nastąpi, mogliśmy się spodziewać już po tym, co się działo w poprzednich miesiącach. Ale zawsze będzie budzić zdziwienie i smutek, że osoby publiczne i cieszące się autorytetem, będące często również długoletnimi parlamentarzystami, popierają działania bezprawne i nielegalne – stwierdziła gość „Popołudnia Wnet”.

[related id=24165]

Anita Czerwińska podkreśliła, że zmiany wprowadzone do ustawy o zgromadzeniach zwiększają zakres wolności obywatelskich. – Opozycja stara się dezinformować społeczeństwo. Nowelizacja ustawy o zgromadzeniach nie ogranicza prawa do demonstrowania. Wręcz przeciwnie. Daje realne prawo obydwu stronom sporu do protestowania.

Zdaniem posłanki PiS demonstracje Obywateli RP organizowane od kilku miesięcy to „agresywne usiłowanie zablokowania legalnej demonstracji w miesięcznicę smoleńską. Nielegalne jest rozpraszane legalnego zgromadzenia. To jest niezgodne z prawem”.

Anita Czerwińska podkreśliła, że to właśnie dzięki comiesięcznym spotkaniom udało się pomóc rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej: – Nasze comiesięczne spotkanie to jest z jednej strony pamięć i modlitwa za tych, którzy odeszli – bo pamiętamy, że już w kilka tygodni po katastrofie wydano rozkaz, by zgasić pamięć. Ale mieliśmy też poczucie, że rodziny smoleńskie zastały porzucone przez przedstawicieli państwa polskiego. W pewnym sensie ta grupa społeczna przejęła na siebie tę rolę wsparcia dla rodzin.

Zdaniem posłanki PiS, domaganie się przez demonstrujących zaprzestania ekshumacji to po prostu barbarzyństwo. – O ekshumacjach zdecydowała prokuratura. Rodziny ofiar wreszcie po 7 latach mogą mieć pewność, że w grobie pochowana jest ich bliska osoba. Mogły spowodować, że ich bliscy zostali wyjęci z budowlanych foliowych worków, że usunięto śmieci, które zbezcześciły ciała ich bliskich, że mogły ich ubrać i godnie pożegnać.

– To jest próba wyhodowania nowego Cyby. Wspieranie przez parlamentarzystów demonstracji Obywateli RP może doprowadzić do kolejnego mordu politycznego – podkreśliła w „Popołudniu Wnet” Anita Czerwińska.

ŁAJ