Najlepsze „50” polskich albumów 2020 roku – Subiektywny wybór Radia WNET. Część 2 (30 – 11). Zaprasza Tomasz Wybranowski

W naszym niezależnym rankingu „50” polskich płyt bez podziału na style i gatunki. Nagrania z każdego wyróżnionego wydawnictwa gościły na antenie Radia WNET. Bo radio WNET to „muzyka warta słuchania”.

Tutaj do wysłuchania opowieść o albumach muzycznych roku z miejsc od 30 do 21:


 

                          Najlepsze albumu roku 2020

 

30. Lunatic Soul – „Through Shaded Woods”

 

29. Ralph Kamiński – „Młodość”

 

28. Quebonafide – „Romantic Psycho”

 

27. Natalia Kukulska & Sinfonia Varsovia – „Czułe struny”

 

26. Magda Ruta – „Nie wiem, czy będę”

                                                 Tutaj do wysłuchania rozmowa z Magdą Rutą:


25. Bardziej – „Sex & drugs & poezja śpiewana”

 

24. Rejda z Grzechem – „Zabierz mnie”

 

23. Mikromusic – „Kraksa”

                                                                                      Tutaj do wysłuchania rozmowa z Natalią Grosiak – sercem, głosem i poezją grupy Mikromusic:


 

22. Kuba Karaś i Piotr Rogucki – „Ostatni bastion romantyzmu”

 

21. Vader – „Solitude in Madness”


Tutaj do wysłuchania opowieść o albumach muzycznych roku z miejsc od 20 do 11:

 


20. Stanisława Celińska – „Jesienna” (jazz / Musicom)

 

19. Oreada – „Mówili ludzie” (folk, muzyka świata / Wydawnictwo Oreada)

         Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kasią Biesagą, wokalistką Oready:


 

18. Adam Nowak i Akustyk Amigos – „Pół Płyty”  (rock, pop, folk / Wydawnictwo Agora)

 

17. Resoraki – „Widoki” (rock / Wydawnictwo Resoraki)

                  Zapraszam do wysłuchania rozmowy z Jędrzejem Nawarą, wokalistą Resoraków:


 

16. Renata Lewandowska – „Dotyk (1974)” (funk / soul / Polskie Radio)

 

15. 1984 – „Piękny jest świat” (rock / zimna fala / Antena Krzyku)

 

14. Igor Herbut – „Chrust” (pop / Agora Muzyka)

 

13. O.S.T.R. – „Gniew” (hip – hop / Asfalt Records)

 

12. Batushka (Krysiuk) – „Raskol” (atmospheric black metal/ Witching Hour Productions)

 

11. Kazik – „Zaraza” (rock alternatywny / S.P. Records)

 

 

                        Tutaj do wysłuchania opowieść o albumach muzycznych roku z miejsc od 50 do 41:

                          Tutaj do wysłuchania program o najlepszych albumach muzycznych roku 2020 Radia WNET z miejsc od 40 do 31:


 

 

„Śp. Romuald Lipko zostawił nam coś wspaniałego, koszyczek z pięknymi piosenkami”. Tomasz Zeliszewski w Radiu WNET

Było nam wszystkim źle. Nie rozumiem takich sytuacji. Być może trzeba to zostawić i robić dalej swoje – mówi perkusista o braku zaproszenia Budki Suflera na koncert wspomnieniowy śp. Romualda Lipki.

 

Tomasz Zeliszewski w 1975 roku został perkusistą Budki Suflera. Jest autorem tekstów do wielu utworów zespołu, m.in. „Cały mój zgiełk”, „Czas czekania, czas olśnienia”, „W niewielu słowach”, „Jeden raz”, „Bez aplauzu” oraz wszystkich tekstów na wydanym w 1995 roku albumie Noc.

Poza grą na perkusji w zespole Budka Suflera pełnił też funkcję menedżera. W marcu 2011 roku został również managerem zespołu Bracia. W 2015 roku założył zespół Wieko, w skład którego weszli również Mieczysław Jurecki, Ryszard Sygitowicz, Jacek Królik, Robert Chojnacki oraz Grzegorz Kupczyk.

Fot. fryta73, Flickr

Tomasz Zeliszewski mówi o tym, że niezaproszenie zespołu Budka Suflera na koncert upamiętniający śp. Romualda Lipkę to absurd:

Było nam wszystkim źle. Nie rozumiem takich sytuacji. Być może trzeba to zostawić i robić dalej swoje.

Muzyk zapewnia, że dziedzictwo śp. Romualda Lipki nie zostanie zaprzepaszczone:

Romcio zostawił nam coś wspaniałego, koszyczek z pięknymi piosenkami

Perkusista zapowiada płytę Budki Suflera, utwory powstaną do tekstów wybitnych autorów.

Gość Tomasza Wybranowskiego wspomina występ na pogrzebie Romualda Lipka:

Przemknęła przeze mnie wtedy myśl: dobrze, że nie śpiewam, bo nie dałbym rady. To były niesamowite emocje.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Tomaszem Zeliszewskim:

 

OREADA to nimfa górska uwięziona przez pięciu zbirów we wsi pod Łodzią. Wspólnie tworzą muzykę, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Ich koncerty to podróże w świat tajemnicy i przygody. Podczas muzycznych wypraw OREADA wyciąga z człowieka to, co głęboko w nim ukryte.
Grupa prezentuje FolkOFF. Autorskie kompozycje i teksty inspirowane są przyrodą, kulturą ludową i naturą człowieka. Zespół powstał w 2016 roku i zagrał ponad 90 koncertów – wystąpił m.in. na Festivalu v ulicích w Czechach, Slot Art Festival 2018, w Studiu Koncertowym Radia Gdańsk, Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. A. Osieckiej czy w Studiu Koncertowym im. H. Debicha w Łodzi. OREADA to laureat wielu ogólnopolskich konkursów, zwycięzca SOUNDEDIT SPOTLIGHT 2019, Konkursu „PIOSENKARNIA” 2017 czy Festiwalu „YAPA” 2017, a także zdobywca wyróżnienia Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie.

W skrócie – OREADA przyjeżdża ze wsi i po prostu robi muzykę.

Skład formacji:

Kamil Kaźmierczak – perkusja
Maciej Kłys – gitara basowa
Kacper Bienia – akordeon, instrumenty klawiszowe
Kasia Biesaga – śpiew, flety
Mateusz Jędraszczyk – gitara
Adam Marańda – skrzypce, śpiew

Fot. Fanpage na Facebooku zespołu Oreada

 

Katarzyna Biesaga opowiada, że wraz z zespołem Oreada latem zagrała kilka koncertów i sporo czasu spędziła w studiu nagraniowym:

Mimo że przy mniejszej liczbie widzów, da się grać koncerty.

Wokalistka zapowiada, że formacja nie będzie się spieszyć z wydaniem nowej płyty. Tak Kasia Biesaga mówi o początkach zespołu:

Wszystko zaczęło się od konkursów festiwalowych, piosenka autorska i turystyczna gdzieś tam się łączyła, i tak powstała „Legenda o wiecznej miłości”.

Jak zapewnia artystka:

Głowy nam wciąż parują od pomysłów, mamy ich tak wiele, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrealizować.

Fot. profil na Facebooku Katarzyny Biesagi

Katarzyna Biesaga zaprasza na koncerty formacji Oreada, które w najbliższym czasie odbędą się m.in. w Przemyślu, Krośnie, Wrocławiu, Katowicach czy Słupsku.

Piosenkarka mówi o tym, że nigdy nie musiała się uczyć białego śpiewu, mimo że nie czuje się specjalistką w tej dziedzinie.

W genach mam zakodowany zaśpiew góralski. To jakoś samo przychodzi.

Artystka opowiada o powstawaniu teledysków zespołu. Formacja Oreada współpracuje z Motion Picture:

Grając koncerty poznaje się mnóstwo wspaniałych ludzi.

Katarzyna Biesaga podsumowuje 4,5 roku istnienia zespołu Oreada:

Skłamalibyśmy, gdybyśmy powiedzieli, że nie widzimy postępu, jaki zrobiliśmy przez ten czas.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Kasią Biesagą:

 

Oreada muzyczne objawienie na mapie polskiego folku z domieszką brzmienia pop i funk. „Mówili mi ludzie” płytą tygodnia

Łódzka, choć korzeniami w Moszczenicy, grupa Oreada tworzy folkOFF. Ja natomiast mawiam i piszę, że to OFfolk. Ich długogrający debiut „Mówili mi ludzie” wypełnia centrum polskiej sceny folk. Recenzja

Dlaczego centrum tejże bogatej i bardzo urozmaiconej sceny, z mnogością stylów i odmian? Bowiem na prawym szańcu folk heavy (power) metalowa Runika (autorzy znakomitej płyty „Pradawna noc”) a po lewicy legendarna formacja Żywiołak, którą założył Robert Jaworski. Nazywam go ojcem polskiego neofolku (polecam w szczególności „Pieśni pół/nocy” i ostatni album „Wendzki sznyt”, który często obdarzam muzycznym przydomkiem „antropologicznej acz muzycznej bałtyckiej odysei”).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kasią Biesagą, sercem i głosem Oready:

 

Ale co z Oreadą? – zapyta urocza czytelniczka, zada pytanie czujny czytelnik. Członkowie Oready (5 + Jedna) odnajdują w sobie podczas aktu twórczego podszept i impuls polskiej kultury ludowej. Do tego jeszcze teksty autorstwa perkusisty grupy Kamila Kaźmierczka, które odnoszą się do wypartego w lamus podświadomości echa słowiańskich wierzeń i światła (niezwykła „Południca” czy „Legenda o wiecznej miłości” – to już tekst Kasi Biesagi – z ich trzynagraniowej „OREADA EP 2017”). Warto przywołać ich pierwszą nazwę Oreada i Paduchy, o czym nieco później.

Paduchy to zdeprawowane oprychy, którzy przemieszczając się z miejsca na miejsce mordują, kradną i dopuszczają się absolutnie wszelkich nieprawości. Ale Kasia Biesaga stwierdziła, że łatwiej bęzie zapamiętać słuchaczom pierwszy człon nazwy. Oreada to (z mitologii greckiej) nimfa jaskiń i górskich przestrzeni.

 

To drugie nagranie nazywam pieśnią założycielską Oready. Rzecz powiem jest o legendarnym powstaniu najwyższego wodospadu w polskich Karkonoszach. Próg wodospadu z wysokości 843 m n.p.m. spada trójdzielną kaskadą o wysokości prawie trzydziestu metrów do przepięknego Wąwozu Kamieńczyka. I tutaj czai się owa wypierana legendarność czasu słowiańskiego.

W jednej ze smutnych legend Wodospad Kamieńczyka został zasilony łzami siedmiu rusałek opłakujących śmierć jednej z ich sióstr, która poszukując wysoko w górach swojego ukochanego Kamieńczyka Bronisza spadła w przepaść. Warto poznać tę ledendę, aby na powrót przypomnieć sobie czym jest miłość bezwarunkowa, bez słowa „dlaczego„, ale akcentem na „pomimo wszystko”.

I w zetknięciu z tą legendą zestawiam, może nazbyt mistycznie, genezę nazwy grupy:

(…) Oreada przebudziła się z trwającego tysiąc lat snu. Odrzuciła włosy, przetarła oczy i bez zastanowienia opuściła górską jaskinię. Przeznaczenie pokierowało ją w kierunku dolin, w stronę ludzkich siedlisk. To ludzie przerwali jej sen swoją arogancją wobec natury i niewiarą w pradawne siły. Jednak Oreada nie chce pouczać ani się mścić. Oreada opowiada swoje sny (…)

Ale nie tym, bo o muzyce i albumie Oready piszę. Muzyczna stal i pocisk metafor ich pieśni wykuwane i wytapiane były podczas licznych koncertów, festiwali i przeglądów.  Oreada „rozstrzelała” konkurencję podczas Studenckiego Przeglądu Piosenki Turystycznej Yapa 2017.

Tych wyróżnień było znacznie, znacznie więcej. Najważniejsze jest jednak to, że wreszcie możemy się rozkoszować ich pierwszym, dużym albumem „Mówili mi ludzie”. Album ten jest „bardziej niż bardzo…” jak mawiam. 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kacprem Bienią:

 

W zestawie „Mówili mi ludzie” dziesięć nagrań plus jedno, z oklaskami „Mgła”, które zamyka ten niezwykły zbiór. Słowiańska synkopa pulsuje od pierwszego tytułowego nagrania. I już nie odpuszcza ani na moment. Oreada to zbiór młodych, ale świadomych już siebie muzyków. 

Duch polskiej muzyki ludowej i naszego korzennego ducha wciąż jest obecny mimo funkującego groove, czasem falującego reggae („Kapliczkowe panny” a przede wszystkim „Idą paduchy”), czy rockowej sekcji i purplowskich klawiszy. Tak dzieje się w przebojowym, tanecznym, ale i dającym wiele przemyśleń, gdy mowa o warstwie lirycznej „Głosie”. W rolach głównych Maciej Kłys – bas, Kamil Kaźmierczak – perkusja i Kacper Bienia – instrumenty klawiszowe oraz akordeon).

Oreada. Fot. Wiktor Franko

Nad wszystkim jednak niczym tęcza po letniej burzy, tuż przed Sobótką unoszą się skrzypce  Adama Marańdy, tak jak w nagraniu „Złudzenia”. Jest tu bardzo rockowo i riffowo, mimo jazzującego, onirycznego i nieco sennego refrenu. Ale czy sen to nie ułuda, wedle powiedzenia „Sen – mara, Bóg – wiara”?

Partia skrzypiec Adama bardziej niż bardzo. Jazz- słowiańska synkopa, która roztkliwia. Tak, to dobre określenie. Roztkliwia… 

Jeszcze przebojowy i przepełniony duchem św. Franciszka, który kochał wszystkie zwierzęta „Skacz sarenko, skacz” (jeden z naszych, kolejnych już z tej płyty częstograjów) i folk – progresywny hit „Zaorane”. I na deser słów kilka o moim faworycie z tego długograja – „Święty gaj”.

Tak jak Skandynawowie mają opiewany w mitach Yggdrasil, ów boski jesion, tak Słowianie obdarzali czcią i szacunkiem dostojny dąb. Wedle wierzeń słowiańskich i mitologii wspierało ono nieboskłon, zaś jego korzenie sięgały samej Nawii, tworząc opokę tego miejsca. Oreada wyczarowali rzecz niezwykłą. Oto o historii świętego gaju, gdzie czczono bóstwa Słowian, opowiada właśnie dąb. Smutna to pieśń, która każe nam zadać pytanie, co wydarzyłoby się gdyby naszych praojców ewangelizował św. Patryk, patron Irlandii.

Muzycznie to małe gitarowe dzieło sztuki Mateusza Jędraszczyka, który harmonicznie odczarował być może tamtem świat. Groza, mrok i przestrach nie mijają nawet, kiedy nagranie dobiegło już końca. Smutek kołacze się między pozbawionymi poczucia ulgi i rozwiązania melodyczno – harmonicznymi naprężeniami. I jeszcze niczym echo powracają wersy wyśpiewane przez Kasię Biesagę z przetrąconym koścem akcentów. Nagranie niezwykłe – „Święty gaj”.

 

Grupa OREADA w pełniej krasie. Fot. Wiktor Franko

Sercem i głosem grupy jest Katarzyna Biesaga, która z jednej strony jazzuje wysmakowanym popem, aby za chwil kilka zauroczyć ludową frazą, że aż zastanawiam się jak też brzmi w pełni wyzwolony, gdzieś hen w górach (albo jaskiniach, jak to z Oreadą bywa) Jej biały głos. I znakomicie interpretuje metafory swoje (dwa songi), Marty Ambrozik (autorka jednego tekstu z zestawu „Mówili mi ludzie”) i Kamila Kaźmierczaka, autora reszty tekstów na album. 

Najbardziej urzekł mnie przekaz piosenki „Głos”, ponieważ dotyczy kwestii wolności wyboru z jednej strony i nacisków grup, środowisk, kręgów, etc. Ale oddam głos Kasi Biesadze:

Z pozoru Głos może się wydawać zwyczajną historią dziewczyny, która po prostu nie chciała małżeństwa, gdyż umiłowała wolność w każdym tego słowa znaczeniu. Jednak dla mnie utwór ten jest swojego rodzaju protest songiem – myślę, że każdy, kto czuje jakąkolwiek presję wywieraną przez rodzinę, przyjaciół, grupy społeczne czy partie polityczne, może się utożsamić z bohaterką piosenki. – powiedziała Kasia Biesaga.

 

Oreada w debiucie pokazuje swoją indywidualność, oryginalną drogę muzyczną na totalnie schodzonym szlaku z drogowskazem „folk(owe)” i błysk niezależności. OREADA to żywioł i dobra doza szaleństwa!

I jeszcze jedno! Gwarantuję po pierwsze: absolutny brak nudy podczas odbioru albumu „Mówili mi ludzie”, po drugie zaś odkrycie znakomitego zespołu, którego nazwa za kilka chwil będzie odmieniana przez wszystkie polskie przypadki. A jest ich aż siedem, to o dwa więcej niż w klasycznej grece. Bardziej niż polecam!

Tomasz Wybranowski