Oligarchizacja, korupcja, hipokryzja, brak dialogu i wspólnych wartości / prof. Paweł Skibiński o Hiszpanii [VIDEO]

Gdyby uznać, że to, co dzieje się w Hiszpanii, jest niepokojące, Komisja Europejska musiałaby zainteresować się stanem praworządności we wszystkich krajach europejskich – powiedział gość Poranka WNET.


Profesor Andrzej Nowak: Sprawa Katalonii to śmiertelne zagrożenie także dla spoistości Rzeczypospolitej

Ruch Autonomii Śląska to jest sprawa zapalna, która, jak w przypadku Katalonii, może zostać rozdmuchana do rozmiarów zagrażających stabilności państwa – powiedział w Poranku Wnet prof. Andrzej Nowak.


O tym, jakie znaczenie mają dla Polski tendencje separatystyczne w Europie, rozmawialiśmy w Poranku WNET z profesorem Andrzejem Nowakiem, historykiem, wykładowcą UJ i autorem wielu publikacji z dziejów Polski, Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej. Profesor Andrzej Nowak uczestniczy  w pracach Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie Rzeczypospolitej.

Zdaniem gościa Poranka Wnet przykład secesjonizmu katalońskiego może być niebezpieczny również dla Polski. – Jeden z wpływowych niemieckich tygodników wydrukował listę kolejnych regionów autonomicznych, na której znajduje się Górny Śląsk. Zdaniem rozmówcy Poranka z tej perspektywy powinniśmy patrzeć na sprawę Katalonii. Każda zmiana terytorialnego status quo jest dla Polski śmiertelnym zagrożeniem.

Profesor Andrzej Nowak podkreślił, że brak silnej reakcji państwa wobec nielojalności ruchów autonomicznych na Śląsku może prowadzić do eskalacji żądań secesjonistów, podobnie jak to miało miejsce w Hiszpanii. – Kilku przedstawicieli RAŚ wysłało list do ambasady Rosji w Polsce z prośbą, żeby rosyjskie rakiety nie były wymierzone w Śląsk, bo to zupełnie co innego niż Polska, i że Śląsk popiera Rosję. W tym wypadku doszło do zdrady państwa. Za to powinno się pójść do więzienia, a nic tym ludziom się nie stało. Nie niepokoję się skalą działań RAŚ, bo ona jest niewielka, ale jest to ognisko zapalne.

– Możemy pokazywać realne sukcesy gospodarcze i polityczne. Musimy pokazywać, że dobrze jest być obywatelem Rzeczpospolitej. To jest najlepsza droga do rozładowania dążeń separatystycznych – powiedział prof. Nowak w Poranku Wnet.

Gość Poranka podkreślił, że nasz region Europy, a szczególnie Polska, stał się ostoją racjonalnej analizy sytuacji politycznej i społecznej na Starym Kontynencie. – Społeczeństwo polskie dało w ostatnich latach wyraźne dowody zdrowego rozsądku, nie ulegając szantażom politycznej poprawności, które zakłamują rzeczywistość. Jak długo nie zakłamujemy rzeczywistości, a staramy się ją naprawiać, tak długo będziemy relatywnie bezpieczniejsi.

Profesor Andrzej Nowak wskazywał, że również na Zachodzie dojdzie do politycznego przewartościowania w odbiorze rzeczywistej kondycji cywilizacji europejskiej. – Polska musi szukać koalicji zdrowego rozsądku nie tylko w naszym regionie, ale także na Zachodzie. Myślę, że w Niemczech również może następować pobudzenie w kierunku zdrowego rozsądku. Niektórzy zwolennicy nawiązania do rzeczywistości mogą ulec jeszcze jednemu złudzeniu, że oparciem przeciwko szaleństwu politycznej poprawności jest Rosja. To jest kolejne zagrożenie, z którym musimy się zmierzyć.

W trakcie rozmowy poruszona została też kwestia sytuacji wewnętrznej w obozie prawicy i relacji prezydenta z kierownictwem PiS.

– Potrzeba porozumienia prezydenta i władz PiS. To musi działać w obie strony, nie według zasady, że prezydent ma się podporządkować prezesowi PiS, bo to jest absurdalna konstrukcja. Tylko tak może powstać silny przyczółek zdrowego rozsądku – podkreślił prof. Andrzej Nowak w rozmowie z Antonim Opalińskim.

ŁAJ

Opozycją systemową staje się prezydent – nawet w GW rozpaczają, że w Polsce nie było opozycji, a PiS ją sobie wytworzył

O paradoksalnych analogiach między sceną polityczną w Niemczech i w Polsce oraz o zmieszaniu i niepewności, jakie wydarzenia Katalonii zasiały w umysłach europosłów, opowiedział Zdzisław Krasnodębski.


W Poranku WNET Witold Gadowski rozmawiał ze Zdzisławem Krasnodębskim, europosłem PiS, profesorem socjologii, wykładowcą m.in. na uniwersytecie w Bremie.

Co po wyborach czeka naszego zachodniego sąsiada?

Profesor odpowiada, że przede wszystkim trudny proces tworzenia rządu. Zapowiadana jest koalicja trzech partii – koalicja, która z powodów ideowych kiedyś wydawała się niemożliwa. Obecnie jest to chyba jedyna możliwa konstelacja. Jeżeli rząd nie powstanie, rozwiązaniem będą tylko przyspieszone wybory, co się w Niemczech jeszcze nigdy nie zdarzyło.

Pokazuje to, że – pomimo to, iż wynik wyborów był spodziewany – wybory te spowodowały szok w opinii publicznej i jednak zmianę polityczną. To, czy nowy rząd będzie prowadzić nową politykę, pozostaje wielkim pytaniem. Czy w takim razie ograniczenie liczby przyjmowanych uchodźców do 200 tysięcy to konsekwencja wyborów? Zdaniem Zdzisława Krasnodębskiego – tak. Istotną zmianą jest już sam fakt, że zaczęło się o tym mówić. W kampanii wyborczej ten temat w ogóle nie był podejmowany. Pewnie dlatego, że za problem z imigracją odpowiadają obie główne partie – CDU i SPD. Ta najważniejsza w zasadzie kwestia w ogóle nie była tematem przed wyborami, z wyjątkiem kampanii AfD. Temat ten jednak z całą siłą wrócił po wyborach. [related id=41452]

Europoseł uważa, że największym przegranym obok SPD jest CDU. Nie spowoduje to jednak wielkich zmian na szczytach polityki. System polityczny w Niemczech jest bardzo stabilny – tak różne partie mogą tworzyć koalicję. Wszyscy w Niemczech mówią o odpowiedzialności za państwo. Nawet SPD wzywa się, żeby w imię tej odpowiedzialności weszła do rządu. Takie podejście różni niemiecką klasę polityczną od polskiej. Nie ma w Niemczech totalnej opozycji oprócz AfD, choć nawet ona nie jest opozycją totalną wobec swojego państwa. Nie ma takich zapędów mścicielskich jak opozycja w Polsce i nie ma takich antypaństwowych mediów jak u nas TVN.

Prezydent opozycją systemową w Polsce?

W ostatnim czasie u nas opozycją systemową staje się prezydent. Zdzisław Krasnodębski zauważył, że nawet w „Gazecie Wyborczej” rozpaczają, że w Polsce nie było opozycji, a PiS ją sobie teraz wytworzył. Mamy więc taką sytuację, że z tego samego obozu pochodzi rząd i opozycja. Tu profesor widzi podobieństwo polskiej sceny politycznej do niemieckiej. Różnice między prezydentem a PiS są nie większe niż różnice między CDU/CSU a SPD. Ponadto stwierdził, że nie można mówić, że w Polsce jest dyktatura – rządzi bowiem koalicja, którą tworzy PiS z konserwatywno-liberalną Polską Razem i stojącą bardziej na prawo niż PiS – Solidarną Polską. Ponadto w samym PiS są różne nurty ideowe. Mamy więc pluralizm – ocenia europoseł. System polityczny nie różni się zatem wiele od systemu niemieckiego, tyle że mieści się on w ramach jednego obozu politycznego.

Katalonia a Unia Europejska

Wydarzenia w Katalonii spowodowały w Parlamencie Europejskim zmieszanie i niepewność co do tego, co należy mówić. Parlament Europejski – jak wskazuje europoseł – nie znosi sytuacji, w których nie ma pełnej jasności, gdy są konflikty wartości i nie ma prostego rozwiązania. W PE wszystko się upraszcza. Unia Europejska jakoś nie krzyczy, że w Hiszpanii łamane są prawa człowieka, a interesuje się Polską. Timmermans w przemówieniu, mówiąc o Katalonii, powołał się na prawo stanowione i konieczność jego przestrzegania. Nie wspomniał nic o prawach fundamentalnych, które stoją ponad prawem stanowionym. A do interwencji w Polsce wzywa się właśnie w związku z łamaniem praw fundamentalnych, wartości europejskich itp., a nie prawa stanowionego.

W konsekwencji okazuje się, że Katalończyk nie ma takich praw jak Polak – nie może głosować tak, jak chce, wychodzić na ulice, nie ma prawa do samostanowienia. Sprawa Katalonii powoduje, że nie wiadomo, jak się zachować. Zwycięża interes polityczny. Nie będzie się mówić o Hiszpanii, a zapowiada się kolejną debatę o Polsce. A ta jest problemem dla Unii Europejskiej, bo nie przystaje do wyobrażeń o europeizmie i może „zainfekować” Europę. Polska jest większym problemem niż Węgry, bo jest większym krajem.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w dzisiejszym Poranku WNET w części pierwszej.

JS

Żurawski vel Grajewski o separatyzmie w Europie: Referendum w Katalonii nie spełnia żadnych zdroworozsądkowych kryteriów

Secesja Katalonii nasiliłaby nastroje separatystyczne w państwach europejskich, co mogłoby trafić rykoszetem w Polskę, bowiem bezpośrednim następstwem rozpadu państw byłoby osłabienie NATO.

Gościem Poranka WNET był prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – historyk, członek gabinetu politycznego szefa MSZ i Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP.
– To byłby pewien paradoks, bowiem ruch kataloński jest silnie lewicowy, żeby nie powiedzieć – lewacki – powiedział Żurawski vel Grajewski o ciągotach wielu polskich środowisk prawicowych, które zdają się kibicować zapędom separatystycznym Katalończyków. – W wymiarze geostrategicznym każda skuteczna secesja separatystów z jakiegokolwiek kraju UE pobudzałaby tego typu ruchy w innych państwach.

Jego zdaniem destabilizacja wywołana rozpadem jednego z sześciu największych państw UE, jakim jest Hiszpania, mogłaby wzmóc nastroje separatystyczne chociażby w Szkocji, której secesja byłaby problemem dla Wielkiej Brytanii, a to z kolei uderzyłoby rykoszetem również w Polskę, bowiem zachwiałoby Sojuszem Północnoatlantyckim.

– Rozpad jednego z wiodących mocarstw NATO, jakim jest Wielka Brytania, której siły zbrojne współtworzą stabilność wschodniej flanki Sojuszu, byłby bezpośrednim ciosem dla bezpieczeństwa Polski – ocenił profesor, przypominając o wiodącej roli kontyngentu brytyjskiego w państwach bałtyckich.

Jego zdaniem polski MSZ powinien zignorować ewentualne deklaracje niepodległościowe Katalonii z wielu względów, m.in. z powodu warunków, w jakich było przeprowadzone referendum. Abstrahował tutaj od niekonstytucyjności tegoż referendum (co jest argumentem prawnym, ale nie ma znaczenia politycznego), podnosząc przede wszystkim kwestie wiarygodności. Kolejną kwestią był fakt niewzięcia udziału w referendum przeciwników secesji, co uplasowało frekwencję na poziomie 42 procent. Z kolei dane mówiące o 90-procentowym poparciu separatystów są, zdaniem Żurawskiego vel Grajewskiego, mało wiarygodne, albowiem karty do głosowania każdy mógł sobie wydrukować sam, trudno więc wykluczyć, że te same osoby głosowały nawet kilkakrotnie. Stopień wiarygodności wyników referendum w Katalonii nasz gość przyrównał do stopnia wiarygodności wyników na Krymie, gdzie referendum urządziły władze rosyjskie po zajęciu tych ukraińskich terenów.

– Referendum w Katalonii nie spełnia żadnych zdroworozsądkowych kryteriów, a więc te cytowane powszechnie wyniki 90 procent poparcia są skrajnie niewiarygodne – podkreślił profesor. Jego zdaniem, mimo że działania policji były zdecydowane i obfitowały w pewną dozę przemocy, przyczyniając się do rozpalenia nastrojów, to liczba poszkodowanych w wyniku ich działań była przez władze katalońskie mocno przesadzona. Podano, że było to blisko 900 osób, tymczasem do szpitali zgłosiły się 73 osoby, co jest „różnicą skali”.

Angażowanie policji w tej sprawie przez Hiszpanów było, zdaniem gościa Poranka, błędem, bowiem doprowadziło do „heroizacji” uczestników starć po stronie katalońskiej i odbiło się szerokim echem na świecie. Profesor zaznaczył, że z polskiego punktu widzenia sprawa Katalonii powinna być rozstrzygnięta przez Hiszpanię, jednak „o ile przed wypadkami rola łagodząca UE miałaby tu jakieś znaczenie”, to obecne debaty, zwłaszcza na forum Parlamentu Europejskiego, niczemu już nie służą.

– Apele o wystudzenie emocji są jak najbardziej pożądane, z tym że ich natura w kwestii skuteczności politycznej jest mocno ograniczona – ocenił ekspert.

Zapad 2017

Przeprowadzenie przez Rosję manewrów Zapad 2017, które częściowo odbywały się na terenie Białorusi, ma zdaniem prof. Żurawskiego skutki wielowymiarowe. Po pierwsze wprowadziło w stosunkach Białorusi z Ukrainą pewien element nieufności, mimo że Białoruś do tej pory nie uznała aneksji Krymu. W dodatku ze względu na fakt, że granica między tymi państwami przebiega przez tereny bagienne i podmokłe Polesia, które są operacyjnie martwe, ewentualny atak z północy na Ukrainę musiałby przebiegać od strony Brześcia, co z kolei zdestabilizowałoby operacyjnie cały region, a zwłaszcza Polskę.

– Rosja zademonstrowała, że bez względu na to, co mogą zadecydować władze w Mińsku, to samo terytorium Białorusi na mocy decyzji Kremla może być wykorzystane przeciwko Ukrainie – powiedział Żurawski vel Grajewski. Zapad 2017 „pokazało Białoruś jako wojskowo zależną od Rosji, co z kolei zmniejszyło pole manewru Mińska”.

Historyk uważa, że konsekwencją tego będzie sytuacja, w której potencjalni inwestorzy będą brać pod uwagę ingerencje Kremla na Białorusi, co stawia pod wielkim znakiem zapytania ewentualne inwestycje w tym kraju.

Przypomniał, że w 2013 roku miały miejsce manewry rosyjskie na Bałtyku, których scenariusz zakładał atak na wyspy szwedzkie, a w 2009 roku na fińskie. To wszystko wpływa na niepokój w regionie i „demonstruje zdolność operacyjną wojsk rosyjskich”, co jest elementem szantażu na arenie międzynarodowej.

MoRo

Witold Waszczykowski: To, co się dzieje w Katalonii, to sprawa wewnętrzna Hiszpanii, uważam, że nie powinniśmy ingerować

W Poranku WNET o tym, dlaczego ministra korci, żeby podpowiedzieć politykom z UE, że to w Hiszpanii jest kryzys demokracji, a nie u nas, o „czystkach” w MSZ i o osobie przyszłego ambasadora w Chinach.

Antoni Opaliński w Poranku WNET rozmawiał z ministrem spraw zagranicznych Witoldem Waszczykowskim. Głównym tematem były wydarzenia w Katalonii, w której pomimo sprzeciwu władz centralnych Hiszpanii odbyło się referendum w sprawie secesji.

Minister twierdzi, że Polska na zjawisko separatyzmu katalońskiego patrzy z troską i obawą. Wcześniej podobne problemy obserwowaliśmy w przypadku Szkocji i Belgii.

Co minister w takim razie sądzi o sprawie dążeń niepodległościowych Katalonii i tego, co się działo wokół referendum? – Jest to kwestia wewnętrzna Hiszpanii i uważam, że nie powinniśmy ingerować. Powinniśmy namawiać Hiszpanów do jak najbardziej łagodnego dialogu. Wszystko powinno odbyć się w zgodzie z hiszpańską konstytucją, która pozwala na secesję, jeśli referendum w tej sprawie zostanie uzgodnione przez władze centralne i odbędzie się na całym terytorium Hiszpanii.

Czy nie „korci” ministra, żeby podpowiedzieć politykom z Unii Europejskiej, że to w Hiszpanii jest kryzys demokracji, a nie u nas? – Korci, ale nie będę mówił tego, bo to jest sprawa oczywista. Raczej będę im wypominał, że mieli wiele miesięcy albo i lat, żeby włączyć się w tę sprawę i być mediatorem – odpowiada i przypomina, że podobnie było w czasie kampanii w Wielkiej Brytanii w sprawie Brexitu.

Uważa, że władze Unii Europejskiej, czy to Komisja Europejska, czy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, powinni być bardziej aktywni i agitować na rzecz pozostania Wielkiej Brytanii w Unii. – Tak, i tutaj Unia Europejska powinna wcześniej proponować rozwiązania, moderować. Dzisiaj może rzeczywiście lepiej, że milczy.

[related id=40349]W wywiadzie Prezydent Andrzej Duda pośród ministerstw, z którymi ma różnicę zdań, obok Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Obrony Narodowej wymienił MSZ. Minister Waszczykowski odpowiada na to przypomnieniem, że prezydent stał na czele prowadzonej z Ministerstwem Spraw Zagranicznych kampanii na rzecz wejścia Polski do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jest zdania, że skala współpracy powoduje to, że zawsze pozostają jakieś pytania, zaległości, nieporozumienia między aparatami urzędniczymi. Jest to oczywiste. – Nie ma problemów tam, gdzie nie ma bezpośredniej współpracy. Ci, którzy nic nie robią, nie popełniają błędów.

W odpowiedzi na informację, że podobno w aparacie dyplomatycznym ma być przeprowadzona wielka czystka, minister zaznacza, że tego rodzaju informacje to fake newsy, w których celują „niektóre media”. Przyznał, że od wielu miesięcy oczekuje na ustawę o służbie zagranicznej, która pozwoli na dokonanie trzech rzeczy.

Po pierwsze będzie możliwe „rozstanie” z pracownikami MSZ, którzy mają za sobą służbę w aparacie bezpieczeństwa PRL. Jest ich już niewielu, ale garstka pozostała. Po drugie będzie możliwe dokonanie przeglądu kadr MSZ. W ciągu 28 lat po przemianach przychodziły różne fale urzędników, a MSZ od wielu lat pozostawał zamknięty. Niektórym osobom Witold Waszczykowski chciałby na przykład zaproponować inne stanowiska. Po trzecie MSZ otworzy się na możliwość zatrudniania specjalistów spoza MSZ. Chodzi o pracowników rzadkich specjalności, np. tłumaczy z języków egzotycznych. Dzisiaj nie można ich zatrudniać, a często jest taka potrzeba.

[related id=40312]Antoni Opaliński zapytał też ministra o osobę Wojciecha Zajączkowskiego, który ma zostać ambasadorem RP w Chinach. Był on za czasów PO-PSL ambasadorem w Rosji i miał być jednym z architektów polityki wschodniej ówczesnego rządu.

Zdaniem Witolda Waszczykowskiego żaden ambasador nie jest architektem polityki zagranicznej. Tworzy się ją w kraju, w centrali, a realizuje przez dyplomatów. Wojciech Zajączkowski ma być, według ministra, zawodowym i bardzo doświadczonym dyplomatą, zajmującym się polityką zagraniczną od dwudziestu kilku lat. Taka właśnie osoba ma się przydać Polsce w Chinach, które są trudnym i ważnym partnerem. Potrzeba tam, według niego, „kunsztu i delikatności”.

Cała rozmowa jest dostępna w części dziewiątej Poranka WNET.

JS

 

Przy frekwencji w referendum 40 procent trudno mówić, że Katalończycy masowo opowiedzieli się za niepodległością

– W niedzielę było poczucie, że dzieje się historia. Wczoraj , gdyby ktoś nie wiedział o referendum i tak po prostu przyjechał do Katalonii, mógłby nic nie zauważyć – powiedział Bartłomiej Niedziński.

W Poranku WNET Antoni Opaliński rozmawiał z Bartłomiejem Niedzińskim, dziennikarzem „Dziennika Gazety Prawnej”, obserwującym sytuację w Katalonii na miejscu.

Dzisiaj Katalończycy będą pokazywać Hiszpanii, jak znaczącą częścią jej gospodarki jest Katalonia. Odbyć się ma strajk generalny, właściwie nic nie będzie czynne. Komunikacja miejska będzie funkcjonować przez trzy godziny rano i trzy godziny po południu, sklepy i muzea będą zamknięte.

Wczoraj szef katalońskiego rządu zapowiedział na konferencji prasowej, że Katalonia nie szuka rozstania z Hiszpanią w dramatycznych okolicznościach. Chce spokojnie ułożyć „proces rozwodowy”. Deklaracja niepodległości nie musi więc paść w ciągu najbliższych godzin. Katalończycy woleliby, żeby to się odbyło w uporządkowany sposób.[related id=40312]

Jakie są reakcje hiszpańskich polityków? Obie główne partie – Partia Ludowa i Partia Socjalistyczna – wykazują rzadko spotykaną jednomyślność, uważają, że trzeba zapobiec secesji Katalonii. Jednak rząd – jak ocenia Bartłomiej Niedziński – poza dotychczasowymi konfrontacyjnymi rozwiązaniami nie ma za bardzo pomysłu, co z tym zrobić. Opcją, o której się mówi, jest zawieszenie autonomii Katalonii i zarządzanie nią bezpośrednio z Madrytu. Oznaczałoby to cofnięcie się do sytuacji sprzed 1979 roku. Mogłoby to zadziałać, ale na bardzo krótką metę, gdyż utwierdziłoby Katalończyków w dążeniach niepodległościowych.

Jaki jest obecnie nastrój na ulicach? Reakcje wczoraj były bardzo stonowane w porównaniu z dniem głosowania. W niedzielę było poczucie, że dzieje się coś ważnego, że dzieje się historia. Wczoraj, gdyby ktoś nie wiedział o referendum i tak po prostu przyjechał do Katalonii, mógłby nic nie zauważyć.

Na nastrój wpłynęła też frekwencja w referendum niepodległościowym, która osłabia pozycję katalońskiego rządu. Przy frekwencji 40 procent trudno mówić, że Katalończycy masowo opowiedzieli się za niepodległością.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w Poranku WNETczęści pierwszej. Na temat Hiszpanii mowa była też w części ósmej Poranka, w której dr Paweł Skibiński opowiedział o genezie katalońskiego nacjonalizmu i katalońskich dążeń do secesji.

JS

Zwolennicy secesji Katalonii rozdają karty do głosowania. Madryt przejmuje kontrolę nad katalońską policją

Katalońscy separatyści rzucili wyzwanie hiszpańskim władzom, rozdając miliony kart do głosowania w zaplanowanym referendum niepodległościowym.  Madryt przejmuje kontrolę nad katalońską policją.

[related id=39459]Szef separatystycznego ugrupowania Omnium Cultural Jordi Cuixart poinformował, że pakiety kart rozdano podczas wiecu w Barcelonie w celu rozprowadzenia ich po całej Katalonii.

Agencja Associated Press pisze, że w ostatnich dniach hiszpańska policja skonfiskowała miliony kart do głosowania w ramach działań mających na celu niedopuszczenie do plebiscytu 1 października. Referendum zostało uznane za nielegalne przez Trybunał Konstytucyjny Hiszpanii.

Katalońscy separatyści zapowiadają, że mimo działań władz w Madrycie przeprowadzą głosowanie i w niedzielę demonstrowali w tej intencji na placach Barcelony i innych miast. Wielu miało flagi Katalonii i hasła nawołujące do głosowania za niepodległością.

Tymczasem Madryt w sobotę wyznaczył koordynatora działań wszystkich struktur siłowych w Katalonii. Został nim pułkownik Diego Perez de los Cobos. Władze autonomicznego regionu uznały to za niedopuszczalną ingerencję w jego sprawy.

Szef resortu spraw wewnętrznych Katalonii Joaquim Forn powiedział, że jej władze nie akceptują takiego mieszania się do działań regionalnej policji – Mossos d’Esquadra.

O zmianach w koordynacji działań lokalnych resortów siłowych poinformował ich przedstawicieli główny, prokurator Katalonii Jose Maria de Tejada. Z opublikowanego w sobotę wieczorem przez EFE dokumentu Mossos d’Esquadra wynika, że chociaż katalońska policja ma zastrzeżenia do decyzji prokuratury, to jednak uzna nowy porządek.

Sytuacja w Katalonii zaostrzyła się jeszcze bardziej, gdy w ubiegłą środę 12 czołowych katalońskich polityków zostało zatrzymanych przez Gwardię Cywilną (Guardia Civil). Byli to członkowie władz regionalnych, którzy kierowali przygotowaniami do referendum niepodległościowego. Ostatecznie wszyscy zostali zwolnieni z aresztu.

[related id=39446]Hiszpański premier Mariano Rajoy wystąpił w ubiegłym tygodniu z apelem telewizyjnym do katalońskich władz regionalnych i wyborców, mówiąc, że „referendum nie może się odbyć, nigdy nie było legalne i zgodnie z prawem jest niemożliwe” do przeprowadzenia. Wicepremier Katalonii Oriol Junqueras oświadczył z kolei, że referendum się odbędzie.

W Katalonii mieszka 15 proc. ludności Hiszpanii, czyli 7,5 mln spośród 47 mln obywateli. Region ten wytwarza aż 20 proc. PKB całego kraju.

PAP/MoRo

Trzeci dzień protestów w Barcelonie – przybywają nowe kontyngenty policji

W  trzecim dniu ulicznych protestów Katalończyków przeciw zakazowi referendum w sprawie niepodległości, do portów w Barcelonie i Tarragonie zawinęły statki z 6 tys. policjantów i żandarmów.

Jak zakomunikowało hiszpańskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, te kolejne posiłki dla „korpusów bezpieczeństwa państwa” w Katalonii pozostaną tam „co najmniej przez 15 dni”.

Policja i żandarmeria Guardia Civil przeprowadziły dotąd rewizje w kilkudziesięciu instytucjach na terenie Katalonii, konfiskując dokumenty i komputery niezbędne do przeprowadzenia referendum.

Rząd hiszpański zwiększa liczebność tych sił w Katalonii w odpowiedzi na trwające od trzech dni w Barcelonie demonstracje zwolenników referendum. Jednocześnie hiszpańskie media informują o zwolnieniu z aresztu wszystkich zatrzymanych przed trzema dniami katalońskich polityków i członków władz regionalnych.

W piątek ok. 2 000 osób ze sztandarami Katalonii protestowało pod gmachem Sądu Najwyższego w Barcelonie przeciwko represjom wobec organizatorów referendum, a 3 000 studentów okupowało na znak protestu wobec działań władz w Madrycie historyczną siedzibę Uniwersytetu Barcelony. Protesty przeciwko zakazowi referendum trwały trzeci dzień w różnych punktach stolicy Katalonii.

W witrynach sklepów należących do hiszpańskich właścicieli i innych osób znanych jako przeciwnicy oderwania się Katalonii od hiszpańskiej wspólnoty pojawiły się tu i ówdzie w ciągu ostatnich godzin napisy ostrzegające, że należą do „hispanofilów”.

Katalońskie związki zawodowe ogłosiły, że rozważają ogłoszenie strajku generalnego.

Najstarszy madrycki dziennik konserwatywny „ABC” w zamieszczonym w piątek artykule ostro krytykuje postawę trzystu duchownych (20 procent katalońskiego duchowieństwa), którzy publicznie poparli przeprowadzenie referendum w sprawie niepodległości regionu.

Działamy „w zgodzie ze stanowiskiem naszych biskupów” – twierdzą duchowni, wzywając do „wysłuchania słusznych aspiracji ludu katalońskiego”.

O koncyliacyjne stanowisko w sprawie referendum, zalecając „poszukiwanie dróg zadośćuczynienia katalońskim aspiracjom narodowym”, zabiegają opaci dwóch najważniejszych katalońskich klasztorów-sanktuariów, ściśle związanych z historią katolicyzmu w regionie. Są to opat klasztoru Montserrat, Josep Maria Soler i opat klasztoru w Poblet, Octavi Vila.

Władze autonomii katalońskiej zwolniły w piątek z funkcji Josepa Marię Jovego, sekretarza generalnego biura wicepremiera Katalonii, chcąc chronić go przed dalszymi represjami. Odgrywał on kluczową rolę w przygotowaniu referendum. Był jednym z kilkunastu aresztowanych w środę i zwolnionych po 48 godzinach katalońskich polityków.

Trybunał Konstytucyjny w Madrycie, który uznał referendum za nielegalne, skazał jego i 23 inne osoby oskarżone o udział w przygotowywaniu głosowania na kary pieniężne, które wynoszą za każdy dzień „niepodporządkowania się prawu” od 6 tysięcy do 12 tysięcy euro.

„Najlepszym sposobem, aby bronić tych osób przed tak absurdalnymi karami, było zwolnienie ich ze sprawowanych funkcji” – powiedział rzecznik katalońskiego rządu Jordi Turull.

Rząd hiszpański przewiduje także ukaranie członków katalońskiej administracji, którzy brali udział w organizowaniu referendum. W ogłoszonym w piątek komunikacie zapowiedział pociągnięcie do odpowiedzialności sądowej dyrektorów urzędów i wszystkich instytucji publicznych, którzy pomagali w jakikolwiek sposób w przygotowywaniu głosowania. Mogą oni być oskarżeni o złamanie dyscypliny służbowej i malwersację publicznych funduszy.

Rzecznik hiszpańskiego rządu w randze ministra Inigo Mendez de Vigo zapowiedział w piątek, że za udział w propagowaniu referendum i utrudnianie działania policji może być pociągniętych do odpowiedzialności służbowej bądź karnej wiele innych grup osób. Na przykład dyrektorzy szkół, którzy odwołują zajęcia, aby młodzież mogła brać udział w demonstracjach ulicznych.

Piątkowy komunikat hiszpańskiej prokuratury generalnej wymienia wśród nich członków niepodległościowej organizacji Zgromadzenie Narodowe Katalonii (ANC), którzy podczas demonstracji „występują w zielonych bluzach, używając ich świadomie, aby utrudnić interwencje policji”.

Członkowie ANC uczestniczą w tych dniach w demonstracjach pod hasłem „Katalonia nowym państwem Europy”.

PAP/MoRo

KE: sytuacja w Katalonii wewnętrzną sprawą Hiszpanii

Sytuacja w Katalonii pozostaje wewnętrzną sprawą Hiszpanii to zdanie KE. Mimo aresztowań katalońskich polityków i rosnącej presji ze strony mediów KE nie chce zająć stanowiska w sprawie referendum.

[related id=39442]Podczas czwartkowej konferencji prasowej rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas odrzucał sugestie, jakoby władze Unii nie chciały zauważyć łamania praw Katalończyków przez rząd w Madrycie. Powtarzał, że stanowisko Komisji pozostaje niezmienne: KE respektuje konstytucję państwa hiszpańskiego. Tłumaczył jednocześnie, że Komisja Europejska nie ma kompetencji, które pozwalałyby jej podejmować w tego rodzaju sprawach jakiekolwiek działania mediacyjne.

Dziennikarze wskazywali, że ostatnie wydarzenia w Katalonii, takie jak aresztowania separatystycznych polityków czy konfiskata dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia referendum w sprawie niepodległości tego regionu powinny wzbudzić zaniepokojenie Komisji – zwłaszcza jeśli idzie o przestrzeganie przez Madryt standardów demokratycznych. Pytali również, czy nie jest to właściwa okazja, by rozważyć wobec Madrytu zastosowanie artykułu 7 – tego samego, którego użycie KE rozważa w sprawie naruszenia praworządności i naruszenia prawa unijnego wobec Polski.

Na wszystkie te uwagi rzecznik KE odpowiadał niezmiennie, że Komisja w pełni respektuje konstytucję Hiszpanii, tak jak i wszystkie konstytucje państw członkowskich.

Kwestia stosunku Komisji Europejskiej do dążeń niepodległościowych Katalonii stała się przedmiotem gorących dyskusji w ubiegłym tygodniu, po tym gdy w trakcie telewizyjnej konferencji z internautami Jean-Claude Juncker napomknął, iż po uzyskaniu niepodległości mieszkańcy tego regionu mogliby przystąpić do Unii Europejskiej.

Dla większości Katalończyków był to wyraz poparcia dla ich dążeń. Sam szef KE oświadczył jednak, że został błędnie zrozumiany, bo chciał jedynie przypomnieć, iż po ewentualnym odseparowaniu się od Hiszpanii region ten mógłby podjąć starania o przyjęcie do Unii, ale na takich zasadach, jak wszystkie inne starające się o członkostwo kraje.

Wielu brukselskich komentatorów uważa, że obecne niewzruszone stanowisko KE jest w dużej mierze skutkiem tamtego nieporozumienia i teraz Komisja woli w ogóle nie komentować tego, co dzieje się w Katalonii, by nie posądzono jej o stronniczość.

Stanowisko to jest mile widziane w większości europejskich stolic, zwłaszcza tych krajów, gdzie wciąż jeszcze żywe są ruchy separatystyczne, np. w Belgii czy we Włoszech. Ale nie tylko – w podobnym tonie, wzywającym do poszanowania obowiązującego prawa i porządku publicznego, brzmiał komunikat rzecznika prasowego rządu w Berlinie.

W niektórych krajach i instytucjach zaczynają się jednak pojawiać głosy wyrażające poparcie dla referendum i krytyczne wobec metod, jakimi w obronie porządku konstytucyjnego posługuje się rząd Mariano Rajoya.

Szefowa Szkockiej Partii Narodowej Nicola Sturgeon oświadczyła w czwartek w związku z wydarzeniami w Katalonii, że prawo do samostanowienia narodów stanowi ważną zasadę. Z kolei Ska Keller, współprzewodnicząca ugrupowania Zielonych w PE napisała na swoim Twitterze: „Represje nie stanowią rozwiązania dla problemów politycznych. Dialog i polityka powinny wziąć górę.”

Natomiast poseł do duńskiego parlamentu krajowego Nikolaj Villumsen wezwał ministra spraw zagranicznych Danii Andersa Samuelsona, by podjął działania wobec „represji państwa hiszpańskiego w Katalonii”.

W środę katalońscy eurodeputowani z Wolnego Sojuszu Europejskiego w liście do Komisji Europejskiej i posłów Parlamentu Europejskiego wezwali instytucje unijne do reakcji na ostatnie działania Madrytu, które ich zdaniem stanowią naruszenie traktatów UE oraz europejskich praw podstawowych.

Referendum niepodległościowe w Katalonii, przewidziane na 1 października, zostało uznane przez hiszpańskie władze za nielegalne. Wkrótce potem stanowisko to zostało poparte orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w Madrycie. Mimo to zwolennicy niepodległości nie przerwali kampanii. W konsekwencji władze Hiszpanii aresztowały w środę separatystycznych polityków i skonfiskowały dokumenty związane z referendum; rząd przejął też bezterminowo kontrolę nad budżetem Katalonii.

PAP/MoRo

Hiszpania: Premier Rajoy wzywa do odwołania referendum w Katalonii

Premier Hiszpanii wezwał regionalny rząd Katalonii do rezygnacji z planowanego referendum w sprawie jej niepodległości, które jego zdaniem oznaczałoby złamanie obowiązującego prawa.

[related id=39445]”Nie idźcie dalej. Wróćcie do prawa i demokracji. To referendum jest chimerą” – powiedział Rajoy w transmitowanym przez telewizję przemówieniu. Dodał, że jakiekolwiek działanie łamiące prawo spotka się ze stosowną odpowiedzią.

Hiszpański Trybunał Konstytucyjny zawiesił wyznaczone na 1 października referendum po zaskarżeniu jego legalności przez rząd. Zdaniem rządu głosowanie takie byłoby sprzeczne z uchwaloną w 1978 roku konstytucją Hiszpanii, która deklaruje niepodzielność terytorium państwa.

Na mocy artykułu 155 ustawy zasadniczej rząd Hiszpanii może zawieszać uprawnienia wykonawcze rządów regionalnych. Na razie nie skorzystał z tej opcji, starając się udaremnić referendum na drodze sądowej.

Zatrzymano bliskiego współpracownika wiceszefa rządu Katalonii
W związku z planowanym referendum ws. niepodległości Katalonii hiszpańska Gwardia Cywilna zatrzymała w środę najbliższego współpracownika wiceszefa regionalnego rządu Josepa Marię Jove. Wcześniej przeprowadzono rewizje w biurach wielu członków gabinetu.

O zatrzymaniu Jovego, sekretarza generalnego kancelarii wicepremiera Katalonii, poinformowało AFP źródło w regionalnym rządzie (Generalitat).

Wcześniej rzecznik Generalitat podał, że Gwardia Cywilna weszła do biur rządu Katalonii. Nie poinformowano jednak o szczegółach operacji. Według brukselskiego portalu EUobserver chodzi o biura czterech ministrów. Serwis pisze, że oprócz Jovego zatrzymano jeszcze dwóch pracowników dwóch różnych ministerstw.

Kataloński wicepremier Oriol Junqueras oświadczył w Catalunya Radio, że funkcjonariusze szukali m.in. plakatów wyborczych i innych materiałów związanych z referendum.

Te kroki hiszpańskich władz centralnych są częścią ofensywy Madrytu, której celem jest uniemożliwienie władzom Katalonii przeprowadzenia planowanego na 1 października referendum ws. secesji tego regionu autonomicznego.

We wtorek madrycki rząd Mariano Rajoya wydał polecenie ambasadorom Hiszpanii, by zwiększyli liczbę swoich wywiadów w zagranicznych mediach oraz artykułów wyjaśniających nieustępliwe stanowisku Madrytu wobec głosowania w Katalonii.

Również we wtorek Gwardia Cywilna (La Guardia Civil) przeprowadziła rewizję w budynkach i samochodach firmy kurierskiej Unipost na terenie aglomeracji barcelońskiej, w celu konfiskaty materiałów służących do organizacji plebiscytu.

Według źródeł policyjnych od zeszłej środy na terenie Katalonii funkcjonariusze przejęli ponad 1,5 mln plakatów i innych druków wyborczych przygotowanych w związku z głosowaniem.

Władze w Madrycie są zdecydowanie przeciwne organizacji referendum w Katalonii, wskazując, że zgodnie z orzeczeniem hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego jest ono nielegalne. We wrześniu TK uznał też za niekonstytucyjny uchwalony przez kataloński parlament Akt Przejściowy określający warunki, na których nastąpiłaby secesja, gdyby w plebiscycie zwyciężyli zwolennicy niepodległości.

Według hiszpańskich mediów w rządzie Rajoya działa nieformalna grupa, której celem jest zablokowanie organizacji referendum, m.in. poprzez działania prawne, a także przejmowanie urn, kart do głosowania i protokołów komisji wyborczych. Zespół, w którego skład poza premierem i wicepremier wchodzą ministrowie sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i finansów, planuje też odcinanie dopływu prądu do lokali wyborczych.

Prokurator generalny Hiszpanii Jose Manuel Maza polecił w zeszłym tygodniu prokuratorom w Katalonii postawienie w stan oskarżenia wszystkich burmistrzów tego regionu, którzy chcą udostępnić lokale na plebiscyt. Zapowiadał też skierowanie do sądu pozwu przeciwko premierowi KataloniiCarlesowi Puigdemontowi oraz jego ministrom odpowiedzialnym za organizację referendum.

Sondaże przewidują, że ponad 70 proc. Katalończyków chce wypowiedzieć się w referendum na temat niepodległości.

Media: władze Katalonii bez szans na organizację referendum
Władze Katalonii zostały, zdaniem hiszpańskich mediów, pozbawione możliwości organizacji referendum niepodległościowego w tym regionie. Trudności mają wynikać z zatrzymania 14 urzędników odpowiedzialnych za plebiscyt i przejęcia ważnych materiałów wyborczych.

W środę przed południem hiszpańska policja oraz Gwardia Cywilna wkroczyły do kilku budynków autonomicznego rządu Katalonii w Barcelonie z nakazem przejęcia materiałów służących zaplanowanemu na 1 października referendum niepodległościowemu.

Wcześniej mówiono o zatrzymaniu najbliższego współpracownika wiceszefa regionalnego rządu Josepa Marii Jovego oraz dwóch innych urzędników. Jednak później poinformowano, że w trakcie policyjnej akcji zatrzymano 14 wysokiej rangi katalońskich urzędników, w tym m.in. sekretarzy ds. finansów oraz gospodarki, a także pracowników ministerstwa pracy, polityki społecznej i spraw zagranicznych. Według madryckiego dziennika „El Pais”, osoby te są głównymi decydentami w sprawie organizacji głosowania w Katalonii.

Większość hiszpańskich mediów twierdzi, że władze Katalonii po środowych zatrzymaniach osób kluczowych dla referendum niepodległościowego nie mają szans na organizację plebiscytu. Wskazują, że według informacji policji w ostatnich dniach funkcjonariusze skonfiskowali aż 80 proc. dokumentów związanych z plebiscytem, które miał wysłać kataloński rząd Carlesa Puigdemonta do członków komisji wyborczych.

„Rząd Puigdemonta nie ma już warunków logistycznych do organizacji referendum niepodległościowego” – ocenili komentatorzy telewizji TVE24.

We wtorek funkcjonariusze Gwardii Cywilnej zarekwirowali druki wyborcze podczas rewizji w budynkach i samochodach kurierskiej firmy Unipost na terenie aglomeracji barcelońskiej. Dwa dni wcześniej 1,3 mln sztuk materiałów wyborczych skonfiskowano w agencji reklamowej w mieście Sabadell.

W środę przed budynkami rządu Katalonii, w których od rana trwa rewizja, protestują setki mieszkańców Barcelony. Dostępu do obiektów bronią funkcjonariusze hiszpańskiej policji i Gwardii Cywilnej. Władze obu tych służb zarzuciły katalońskiej policji odmowę współpracy w działaniach prowadzonych w związku z referendum niepodległościowym.

Jak poinformował Kataloński Związek Zawodowy Policjantów (SPC), codziennie syndykat otrzymuje wiele telefonów od funkcjonariuszy, którzy są niechętni prowadzeniu działań przeciwko organizatorom plebiscytu.

Policyjna akcja przeciwko organizatorom referendum w Katalonii była głównym przedmiotem porannej debaty w hiszpańskim parlamencie. Deputowani Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC) zarzucili premierowi Hiszpanii Mariano Rajoyowi prowadzenie bezprawnych „działań przeciwko legalnie wybranym władzom Katalonii”.

„Żądam, aby zabrał pan swoje brudne ręce od Katalonii” – powiedział podczas wystąpienia w Kongresie Deputowanych Gabriel Rufian z ERC.

Rajoy, zarówno podczas swojego przemówienia w parlamencie, jak i po zakończeniu sesji w rozmowie z dziennikarzami, zapewniał, że środowa akcja policji i Gwardii Cywilnej w Katalonii służy przestrzeganiu prawa na terytorium Hiszpanii.

„Jesteśmy państwem prawa i nie pozwolimy na jego łamanie. Nie dopuścimy, aby zwyciężyła barbarzyńska demokracja” – podkreślił premier Hiszpanii.

Władze w Madrycie są niechętne organizacji referendum niepodległościowego w Katalonii, wskazując, że według orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Hiszpanii plebiscyt ten jest nielegalny. Według mediów rząd Rajoya posiada plan zablokowania głosowania poprzez działania prawne oraz przejmowanie materiałów wyborczych i odcinanie prądu do lokali wyborczych.

PAP/MoRo