„Rzeczy bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno”/ Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 71/2020

Dwóch Prymasów Polski na trudne czasy. Kardynałowie: Mieczysław Halka-Ledóchowski i Stefan Wyszyński. W czym są do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas dzisiaj?

Katarzyna Purska USJK

Między tronem a ołtarzem
Dwóch Prymasów, dwa życiorysy

Zgodnie z wciąż – mam nadzieję – aktualną zapowiedzią Stolicy Apostolskiej, wkrótce, bo 7.06. 2020 r. odbędzie się w Warszawie uroczystość beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia – kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wobec niedalekiej perspektywy tego ważkiego wydarzenia postanowiłam powrócić do lektury jego Zapisków więziennych. Rzecz przeczytana ponownie po wielu latach odsłoniła mi całkiem nowe treści. Zwróciłam też uwagę na ciekawe szczegóły. Zainteresowała mnie m.in. informacja, że aresztowanie prymasa Wyszyńskiego było powszechnie spodziewane już od dłuższego czasu.

Sam ks. Prymas wspomina, że w gronie episkopatu rosło przekonanie, że skończy w więzieniu jak kard. Ledóchowski.

W Zapiskach znalazła się również wzmianka o tym, że jeden z księży biskupów podarował mu dzieło Klimkiewicza o kardynale Ledóchowskim, mówiąc: „Warto tę książkę przeczytać, bo może się przydać”. Jako urszulankę, zaintrygowała mnie wzmianka o kard. Mieczysławie Ledóchowskim. Wszak był stryjem św. Urszuli Ledóchowskiej – założycielki Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, do którego należę. Przypuszczam, że i ks. Prymas Wyszyński musiał dostrzec jakieś podobieństwo między sobą a kard. Mieczysławem. Czy widział w jego historii zapowiedź własnego losu, przyszłych wydarzeń, czy też jeszcze coś? Zapewne uznał ten szczegół za ważny, skoro zamieścił pod datą 27.09. 1953 r wzmiankę o tym w swoich Zapiskach. Znamienne, że była to data jego uwięzienia…

W czym zatem obaj księża kardynałowie są do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas, katolików żyjących w szczególnie trudnej obecnie sytuacji?

Trzeba nam dziś – jak myślę – spojrzeć na obu tych hierarchów w kontekście historycznym, aby zrozumieć ich dzieje, decyzje i postawy.

Hrabia Mieczysław Halka-Ledóchowski przyszedł na świat w roku 1822, w rodzinie arystokratycznej jako syn Józefa Zachariasza i Marii Rozalii Zakrzewskiej. Odebrał staranne wychowanie i solidną edukację najpierw domową, a następnie w gimnazjum w Radomiu i Warszawie. Studiował w Seminarium św. Krzyża w Warszawie w latach 1841–1843 i w Accademia dei Nobili Ecclesiastici w Rzymie, gdzie w 1847 r. uzyskał doktorat z teologii i prawa kanonicznego. Zgłębiał teologię, a równocześnie – dzięki znajomościom matki – tajniki dyplomacji. Kolejne lata spędził we Włoszech, potem na misjach dyplomatycznych, które pełnił w różnych zakątkach świata. Nabyte doświadczenie uczyniło z niego wytrawnego dyplomatę. W 1861 r. otrzymał sakrę biskupią jako tytularny arcybiskup tebański, z siedzibą w Brukseli. Tam dotarła do niego wiadomość, że papież Pius IX rozpoczął negocjacje z rządem pruskim w sprawie jego kandydatury na miejsce zmarłego 12.03. 1865 r. arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Leona Przyłuskiego.

Fot. Kard. prymas Mieczysław Halka-Ledóchowski | Fot. domena publiczna, Nina.gov.pl

Być może dziwi nas dzisiaj informacja, że papież, chcąc ustanowić nowego biskupa ordynariusza w diecezji, zmuszony był podejmować negocjacje z władzami państwowymi. Stanie się to jednak bardziej zrozumiałe, gdy uświadomimy sobie, że po III rozbiorze Polski arcybiskupstwo poznańsko-gnieźnieńskie, a tym samym stolica prymasowska w Gnieźnie znalazła się w zaborze pruskim. Warto przy okazji przypomnieć, że władze pruskie, uprzedzając tajne postanowienie konwencji rozbiorowej, zakazały arcybiskupowi gnieźnieńskiemu używania tytułu prymasowskiego. U genezy tego zakazu Prus leżało przekonanie, że prymasostwo przypomina o wolnej Polsce. Nie bez racji, gdyż w dawnej Polsce odgrywało ono ogromną rolę. Było godnością kościelną i państwową zarazem. Jako dostojnik Kościoła katolickiego w Polsce prymas posiadał nie tylko honorowy prymat wśród biskupów, ale także miał władzę dotyczącą całego Kościoła rzymskokatolickiego Rzeczypospolitej. O randze prymasa w Polsce decydowały jednak jego ogromne kompetencje państwowe. Był pierwszym księciem i senatorem Rzeczypospolitej, władnym w nadzwyczajnych przypadkach zwołać sejm i przewodniczyć jego obradom; naczelnikiem senatu, a w okresie bezkrólewia dzierżył ster państwa jako interrex, czyli zastępca króla. W dawnej Rzeczpospolitej prymasa nazywano ojcem Ojczyzny. Watykan nie uznał rozbiorów, a więc arcybiskup tej pierwszej polskiej diecezji stawał się automatycznie Prymasem Polski. W tej niezwykle drażliwej i złożonej politycznie sytuacji papież Pius IX starał się przekonać władze pruskie do kandydatury Mieczysława Ledóchowskiego, wskazując na jego neutralność oraz szerokie doświadczenie międzynarodowe.

Ostatecznie, pomimo oporu zarówno lokalnych władz pruskich, jak i kapituły poznańskiej i gnieźnieńskiej, 24 kwietnia 1866 r. abp Mieczysław Halka-Ledóchowski objął obie funkcje biskupie, z siedzibą w Poznaniu. Społeczeństwo polskie również nie było zadowolone z tego wyboru.

Zwłaszcza, że elity niepodległościowe pamiętały mu, że przez lata nakłaniany przez nie do poparcia sprawy niepodległości Polski, odmówił tłumacząc, iż jego obowiązkiem jest służenie powszechnemu Kościołowi katolickiemu, a nie angażowanie się w lokalne sprawy narodowe. W gronie niechętnych mu rodaków na ogół panowało przekonanie, że skoro całe swoje dorosłe życie spędził poza Polską, stracił kontakt z narodem i z językiem.

Na nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego-poznańskiego ten wybór także spadł niemal jak grom z jasnego nieba. Wystarczy wspomnieć, że po objęciu urzędu ciągle mówił po łacinie, a nie po polsku. Jego niemiecki również nie był zbyt dobry, a Poznań z ówczesną liczbą ludności 40 tys. mieszkańców, w porównaniu z Brukselą, Rzymem, a zwłaszcza Wiedniem, był w jego oczach małym, prowincjonalnym miasteczkiem. Abp Ledóchowski już na samym początku sprawił zawód wszystkim, którzy mieli nadzieję, że podejmie tradycję prymasowską. Był – jak się później okazało – posłuszny życzeniu papieża, który oczekiwał od niego, że podejmie starania o polepszenie stosunków kościelno-państwowych. Zgodnie z tym papieskim oczekiwaniem domagał się, aby Polacy byli lojalni wobec rządu pruskiego i zakazał im demonstracji politycznych, takich jak śpiewanie w kościołach hymnu Boże coś Polskę. Jednocześnie zabronił polskim księżom popierania ruchu narodowego tłumacząc, że chce w ten sposób chronić Kościół przed atakami ze strony rządu. Wobec władz zobowiązał się natomiast do zwiększenia udziału Niemców w zarządzie diecezji oraz do wychowania kleryków w duchu lojalności wobec państwa pruskiego. Nic dziwnego, że prowadzona przez niego polityka wywoływała coraz większą niechęć i nieufność wśród Polaków, aż w końcu doprowadziła do całkowitego rozbratu. Zwłaszcza, że władze pruskie coraz wyraźniej okazywały mu swoją życzliwość. Program duszpasterski abp. Mieczysława Ledóchowskiego sprowadzał się do kilku podstawowych punktów: uporządkowanie życia religijnego i kościelnego, zmobilizowanie kapłanów do pracy i odsunięcie ich od polityki. Mimo to Polacy dość powszechnie – i nie tylko w zaborze pruskim – nadal tytułowali go prymasem. Symbolicznie bowiem tytuł prymasa przypominał im o minionej świetności i majestacie utraconej Rzeczypospolitej.

Zaskakujące, ale jak się potem okazało, Prymas Ledóchowski zachował świadomość godności prymasowskiej przynależnej arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Dał temu wyraz po raz pierwszy już 14.04. 1866 r. w Berlinie, kiedy to podczas ceremonii składania przysięgi na wierność królowi pruskiemu, wystąpił w purpurowych szatach kardynalskich, których mógł używać każdorazowy prymas Polski na podstawie przywileju nadanego przez papieża Benedykta XIV w 1749 r.

Chociaż początkowo zakazanego przez Prusaków tytułu prymasowskiego nie używał, to na aktach soborowych spisanych po łacinie podczas I Soboru Watykańskiego (1869–1870) złożył podpis: arcybiskup gnieźnieński i poznański, prymas Polski.

Kiedy po zwycięskiej wojnie z Francją (1870–1871) kanclerz Prus Otto von Bismarck proklamował w Wersalu utworzenie Cesarstwa Niemieckiego – II Rzeszy – wzmocniony został antypolski i antykatolicki kurs w polityce wewnętrznej państwa. Stojący na jego czele Bismarck podjął działania na rzecz unifikacji państwa i wzmocnienia władzy centralnej. Dla Polaków zaczął się wtedy bolesny okres kulturkampfu, czyli tzw. walki o kulturę. W 1873 r. władze pruskie wprowadziły język niemiecki jako wyłączny język nauczania. Zarządzono, że we wszystkich klasach gimnazjalnych katechizacja ma odbywać się w języku niemieckim. Nauczyciele, którzy nie chcieli się temu podporządkować, byli zwalniani z pracy. Represje dotyczyły również Kościoła. W roku 1873 sejm uchwalił poprawkę do konstytucji niemieckiej, przewidującą karę więzienia za głoszenie w kościołach kazań zagrażających porządkowi publicznemu, a w dniach 11–14 maja zostało wprowadzone ustawodawstwo poddające kontroli państwa obsadę wszelkich stanowisk kościelnych. Były to tzw. ustawy majowe, które stanowiły, że prawo i sądy państwowe są nadrzędne wobec prawa i sądów kościelnych, wyroki Stolicy Apostolskiej zaś przestają obowiązywać. Zniesiono też nadzór kościelny nad szkolnictwem podstawowym i wprowadzono tzw. Kutlurexamen, czyli egzaminu z kultury dla duchownych, których szkolenie odtąd miało być nadzorowane przez państwo. Kanclerz Bismarck zaczął otwarcie wyznawać pogląd, że Polacy powinni być zgermanizowani. Kulturkampf miał więc aspekt nacjonalistyczny.

Abp Mieczysław Halka-Ledóchowski stanowczo zaprotestował przeciwko ustawom państwowym, zwłaszcza dotyczącym nauczania religii i kontroli księży. Inni biskupi także odmówili wprowadzenia tego prawa w swoich diecezjach. W odpowiedzi setki duchownych ukarano grzywną lub więzieniem za nieposłuszeństwo.

Prymas jednak pozostał nieugięty. Nadal sam wyznaczał kapłanów i kazał im używać języka polskiego w seminariach i innych jednostkach kościelnych, a także nakłaniał do otwierania prywatnych szkół polskich.

To z kolei doprowadziło do zamknięcia najpierw seminariów w Poznaniu i w Gnieźnie, a potem szkół kościelnych. Kiedy dotychczasowe represje nie poskutkowały, władze pruskie odebrały Prymasowi pensję, potem zajęły jego mienie, aż w końcu zażądały rezygnacji z urzędu. Wówczas abp Ledóchowski odpowiedział (cyt. za „Kuryerem Poznanskim”): „Rządzę cząstką Kościoła Świętego, która mi naznaczona została przez Ojca Św. Tego posłannictwa żadna świecka potęga zniweczyć nie jest zdolna”. Walka Kościoła katolickiego z kulturkampfem stała się w tym momencie wspólną walką Polaków o ich język, historię i kulturę.

3.02. 1874 r. na mocy wyroku sądowego abp Ledóchowski został aresztowany i skazany na dwa lata więzienia. Osadzono go w Ostrowie Wielkopolskim, a wraz z nim uwięziono jego sufraganów. Od tego momentu Prymas stał się bardzo popularny wśród swoich diecezjan. Zaczął się spotykać się z wieloma dowodami ich szacunku i sympatii. Przywiązanie okazywali mu też dawni współpracownicy. Jego sekretarz, ks. Meszczyński, przybył do Ostrowa, aby zamieszkać w pobliżu i pracować z nim w kwestiach diecezjalnych, jego osobisty lokaj zaś z własnej woli „zamieszkał” w więzieniu, by się nim opiekować. Przez cały czas pobytu w więzieniu Prymas Ledóchowski był wspierany przez papieża, czego wyrazem było nadanie mu w 1875 r. godności kardynała. W myśl bowiem prawa niemieckiego kardynałów traktowano na równi z członkami rodziny królewskiej i nie można ich było więzić. Toteż zaraz po otrzymaniu nominacji kardynalskiej, 3.02. 1876 r., został zwolniony z więzienia, ale jednocześnie wręczono mu dekret banicyjny.

Gdy w drodze do Rzymu przybył do Krakowa, witany był owacyjnie w dawnej królewskiej stolicy Polski jako prymas-wyznawca. Sam również zaczął się identyfikować z rozdartym przez zabory narodem polskim. W Rzymie na początku 1886 r. złożył rezygnację z urzędu arcybiskupa poznańsko-gnieźnieńskiego. Uczynił to w posłuszeństwie papieżowi, którym był wówczas nowo wybrany Leon XIII. Zrobił to również po to, aby nie być przeszkodą w zakończeniu kulturkampfu na ziemiach poznańskich.

W liście pożegnalnym do diecezjan wyznał: „Rezygnacja była ofiarą dla serca mego zaprawdę najboleśniejszą i kochać Was zawsze będę, bo tego węzła zrywać mi nie potrzeba, a zerwać go nie byłbym nawet zdolny”.

Pomimo zrzeczenia się godności metropolity poznańskiego i gnieźnieńskiego, kard. Ledóchowski nadal interesował się życiem politycznym Wielkopolski. Gdy zmarł w Rzymie w 1902 r., dziennik krakowski „Czas” napisał: „Splot idei katolickiej z ideą narodową dokonał się we znacznej mierze około dostojnej osoby prymasa Ledóchowskiego, którego losy rozbudziły wszystkie uczucia polskie”.

„Los paradoksalnie sprawił, że w Polsce tradycja prymasowska przetrwała w czasach zaborów w sporej mierze za sprawą tego, któremu wielu zarzucało brak polskich uczuć patriotycznych, obojętność wobec sprawy polskiej i kierowanie się tylko interesem Kościoła” – napisał Jerzy Pietrzak w pracy pt. Arcybiskup Mieczysław Ledóchowski jako prymas Polski (UAM 2003).

Kardynał Stefan Wyszyński nie pochodził, jak kard. Mieczysław Halka-Ledóchowski, z rodu arystokratycznego. Przyszedł na świat 1.08. 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, w wielodzietnej rodzinie organisty z miejscowej parafii. Syn Stanisława i Julianny, pomimo skromnych warunków materialnych rodziny, kształcił się najpierw w renomowanym gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, potem, od 1914 r., z powodu trwającej I wojny światowej, w gimnazjum męskim im. Piotra Skargi w Łomży, a następnie w liceum św. Piusa X we Włocławku. Po zdaniu matury, w 1920 r. wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. 3 sierpnia 1924 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Wojciecha Owczarka w bazylice katedralnej Włocławskiej. Od tego momentu zaczął się w jego życiu etap dalszych studiów oraz intensywnej pracy duszpasterskiej. W latach 1925–1929 studiował na Wydziale Prawa i Prawa Kanonicznego oraz Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Doktorat uzyskał w 1930 r. na podstawie rozprawy Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. W latach 1929–1930 podróżował w celach naukowych do Austrii, Włoch i Niemiec. Przedmiotem jego zainteresowań była kwestia związków zawodowych, organizacje katolickiej młodzieży robotniczej, a przede wszystkim – doktryny i ruchy społeczne. Owocem tej podróży była publikacja: Główne typy Akcji Katolickiej za granicą. Jednak nie tylko nauka społeczna Kościoła była przedmiotem jego zainteresowania, lecz także praktyka duszpasterska, zwłaszcza wśród rodzin i w środowisku robotniczym. Świadomy rosnącego wśród robotników wpływu ideologii marksistowskiej, szczególnie idei sprawiedliwości społecznej, walki klas i rewolucji, zainicjował powstanie Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego, którym kierował w latach 1931–1932. Prowadził też pracę społeczno-oświatową w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych i zorganizował Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej. W swoich wykładach z katolickiej nauki społecznej podkreślał zasadę solidaryzmu społecznego i uczył, że godność osoby ludzkiej jest treścią fundamentalnej normy moralnej, z której wynika zakaz traktowania osoby jako przedmiotu użycia, czyli środka do celu. Prawa człowieka odnosił do praw osobowych, politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych i solidarnościowych.

W 1937 r. ówczesny prymas Polski kard. August Hlond zaproponował mu współpracę w prymasowskiej radzie społecznej, a 11 lat później, już na łożu śmierci – w uznaniu dla jego zasług duszpasterskich i walorów osobistych – w tajnym liście do papieża wyraził swoją wolę, by został jego następcą na stolicy prymasowskiej w Gnieźnie i Warszawie.

Podczas wojny, od 1942 r. był kapelanem Zakładu dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą. Tam też prowadził wykłady z katolickiej nauki społecznej dla inteligencji. Jako kapelan Armii Krajowej okręgu wojskowego „Żoliborz”, angażował się też w działalność konspiracyjną. Po wybuchu powstania warszawskiego jako żołnierz pod pseud. Radwan II służył rannym w szpitalu powstańczym w Laskach.

4 marca 1946 r. został mianowany przez papieża Piusa XII biskupem lubelskim. 12 maja 1946 r. na Jasnej Górze w Częstochowie otrzymał sakrę biskupią z rąk księdza kardynała Augusta Hlonda. Po jego śmierci, 12 listopada 1948 r., Ojciec Święty Pius XII mianował go arcybiskupem gnieźnieńsko-warszawskim i prymasem Polski.

14 kwietnia 1950 r. z jego inicjatywy zostało zwarte porozumienie między przedstawicielami rządu RP i Episkopatu Polski. Była to jedyna deklaracja prawna określająca sytuację Kościoła w Polsce, gdyż już w 1945 r. umowa konkordatu została zerwana. Prymas spodziewał się, że władze komunistyczne nie będą dotrzymywać tych zobowiązań, ale dawały mu one podstawę prawną jego działań. W oparciu o nią z wielką roztropnością i odwagą bronił praw wierzącego narodu. Podpisanie porozumienia nie było łatwą decyzją, tym bardziej że trwające wciąż w oporze podziemie niepodległościowe poczuło się przez Kościół opuszczone. Swój niepopularny społecznie krok wyjaśniał potem na kartach Zapisków więziennych: „Dlaczego prowadziłem do »Porozumienia«? Byłem od początku i nadal jestem tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ. Trzeba za każdą cenę zatrzymać ten proces duchowego wykrwawiania się, by można było wrócić do normalnego życia, niezbędnego do rozwoju”.

W zaistniałej sytuacji kardynał Wyszyński uznał, że zawarta z rządem umowa jest koniecznym kompromisem w walce o prawa Kościoła w Polsce. Jak się potem okazało, nie uniknął mimo to zarzutu władz komunistycznych, że działa na szkodę „Porozumienia”. W Zapiskach znajdziemy bolesne wspomnienie Prymasa o tym, jak podpisanie tego dokumentu wzbudziło nieufność do niego ze strony zarówno duchowieństwa, jak i wielu katolików świeckich. Echem tych zmagań jest jego zamieszczone tam wyznanie: „Kościół nigdy nie mówił »nie« tam, gdzie można było dojść do pokoju i zgody. (…) A więc porozumienie miałoby spełnić rolę zderzaka, łagodzącego narastający konflikt? I tak, i nie! (…) Na ile było to niedoskonałością, osądzi historia. W każdym razie w chwili koniecznej decyzji, gdy Episkopat Polski był niezdecydowany, rzuciłem na szalę dyskusji własną formację umysłową z jej cechami i brakami”.

„Wierzyłem – pisze dalej – że ułożenie stosunków jest konieczne, podobnie jak nieunikniony jest fakt współistnienia Narodu o światopoglądzie katolickim, z materializmem upaństwowionym”.

Jasno więc widać, jak ciężkim brzemieniem dla ks. Prymasa była zawarta umowa z rządem komunistycznym. Okres, w którym został pasterzem Kościoła w Polsce, był szczególnie trudny aż do 1956 r. Mimo wprowadzenia w 1947 r. tzw. ustawy amnestyjnej, kontynuowano represje wobec działaczy niepodległościowych. Zmiany terytorialne i migracje przecinały dotychczasowe więzi społeczne. Zabrakło też elit, które zginęły w walce lub zostały wymordowane w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach. Na ich miejsce władze komunistyczne budowały swoją „elitę” i stosownie do programu budowy „nowej socjalistycznej Polski” poddawały naród systematycznej demoralizacji, np. poprzez wprowadzenie „aborcji na życzenie”, czy też ułatwionej dystrybucji alkoholu. Pijany, osłabiony moralnie Polak miał być niezdolny do wielkich ideałów, takich jak obrona wolności ojczyzny. Zmonopolizowanie władzy w kraju pozwoliło komunistom otwarcie wystąpić przeciwko Kościołowi.

W 1950 r. władza przejęła „Caritas”, zajmując prowadzone przez nią domy opiekuńcze i zagrabiając majątek kościelny. Zaczęto rugować religię ze szkół, a od 1949 r. rozpoczęto tworzenie szkół ateistycznych. W 1952 r. usunięto ordynariusza diecezji katowickiej bp. Stanisława Adamskiego, a w styczniu 1953 r. przeprowadzono pokazowy tzw. proces kurii krakowskiej, jak również słynny proces ordynariusza kieleckiego, bp. Czesława Kaczmarka. W końcu, w lutym 1953 r., wprowadzono dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych, w którym władza nadała sobie prawo do bezpośredniej ingerencji w politykę personalną Kościoła i wymuszała składanie przysięgi na wierność PRL nowo mianowanych proboszczów i biskupów. Urząd ds. Wyznań natychmiast przystąpił do wykonywania dekretu, grożąc sankcjami tym kapłanom, którzy nie podporządkują się nowemu prawu. W odpowiedzi, z inicjatywy prymasa Polski biskupi zgromadzeni w Krakowie dnia 8.05. 1953 r. opracowali memoriał do władz, kończący się słowami „non possumus” – nie pozwalamy.

Kierowany przez kard. Wyszyńskiego episkopat, stając w obliczu krzywd, jakich doznał Kościół w Polsce, ogłosił, że już dalej w ustępstwach iść nie może: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”.

Dla mnie osobiście znacząca jest data powstania tego memoriału. W tym dniu bowiem Kościół Polski obchodzi uroczystość św. Stanisława Szczepanowskiego – pierwszego polskiego duszpasterza, który powiedział w 1079 r. swoje „non possumus” nieograniczonej władzy królewskiej. Za swój sprzeciw wobec krzywdzącego postępowania króla Bolesława Śmiałego zapłacił najwyższą cenę utraty własnego życia.

Prymasa Stefana Wyszyńskiego aresztowano nocą, 25 września 1953 r. Bez wyroku, aktu oskarżenia i rozprawy sądowej został wywieziony z Warszawy i internowany: „Dziś uroczystość Patrona Stolicy, błogosławionego Władysława z Gielniowa (…) Mocą tej decyzji mam natychmiast być usunięty z miasta. Nie wolno mi będzie sprawować żadnych czynności związanych z zajmowanymi dotychczas stanowiskami” – zanotował w swoich Zapiskach więziennych. Tuż przed internowaniem, 12.01. 1953 r. ks. Prymas został mianowany kardynałem.

Pozbawiony informacji ze świata i Kościoła, odcięty od kontaktów nawet z najbliższymi, poniżany i oczerniany w mediach, nie ugiął się przed presją władz i nie złożył dymisji ze swego urzędu.

Więziono go najpierw w Rywałdzie koło Grudziądza, potem w Stoczku Warmińskim, w Prudniku Śląskim, aż wreszcie, od 26.10. 1955 r. do 28.10. 1956 r. – w Komańczy, na terenie Bieszczad. Przewiezienie do klasztoru sióstr nazaretanek w Komańczy było sygnałem zbliżającej się „odwilży”. Wkrótce, na fali październikowych przemian 1956 r., został wyniesiony do władzy Władysław Gomułka, któremu wespół ze swoją ekipą udało się skutecznie spacyfikować nastroje społeczne. Służyć temu miało m.in. uwolnienie Prymasa i jego powrót do Warszawy. Stało się to 28.10.1956 r.

Kard. Stefan Wyszyński, Komańcza 1956 | Fot. archiwum Jolanty Hajdasz

Okres uwięzienia ks. Prymasa był czasem jego duchowego dojrzewania i budowania programu odnowy moralnej narodu. Podczas pobytu w Prudniku Śląskim, w roku 1955 napisał: „Siedziałem drugi rok w więzieniu w Prudniku Śląskim, niedaleko Głogówka. Cała Polska święciła wtedy pamięć obrony Jasnej Góry przed Szwedami i Ślubów Królewskich Jana Kazimierza przed trzystu laty. Dzieje Narodu niekiedy się powtarzają… Czytając Potop Sienkiewicza, uświadomiłem sobie właśnie w Prudniku, że trzeba pomyśleć o tej wielkiej dacie”. W następnym roku, już w Komańczy, 16.05. 1956 r., we wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli – Patrona Polski, stworzył tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. W dniu 26 sierpnia odczytał je na Jasnej Górze, w zastępstwie nieobecnego Prymasa i w obecności ponad 1 mln wiernych, przewodniczący episkopatu – bp Michał Klepacz. „Jakże gorąco w głębi duszy pragnąłem, aby w dniu 26 sierpnia, w dniu tryumfu naszej Królowej, stać tu, wraz z ludem, u stóp Jej Tronu. Było to pragnienie bardzo usprawiedliwione, ale i bardzo dziecięce… Czułem jednak, że trzeba wszystkiego się wyrzec, zarówno mego pasterskiego, prymasowskiego prawa, jak i radości, do której dziecko wobec swej Matki ma prawo”.

„Czułem, że wielką chwałę Królowej Polski ktoś musi okupić” – napisał ks. Prymas.

W Zapiskach można znaleźć też inne ważkie słowa: „Dziękuję Ci, Mistrzu, żeś mój los tak bardzo upodobnił do Twojego (…) Opuścili Cię Twoi Apostołowie, jak mnie opuścili biskupi; opuścili Cię Uczniowie, jak mnie opuścili kapłani. I jedni, i drudzy poddali się trwodze (…) I przy mnie pozostała gromadka świeckich katolików, wcale nie najmocniejszych, którzy mają odwagę przyznawać się do mnie”.

Okres uwięzienia zaowocował jeszcze jedną bezcenną dla Kościoła w Polsce inicjatywą. Był to ogólnonarodowy program odnowy duchowej Narodu jako przygotowanie do obchodów Milenium Chrztu Polski w 1966 roku. Został przez ks. Prymasa rozpisany na dziewięć lat Wielkiej Nowenny. Zebrany w dziewięć haseł przewodnich, stanowił program pracy duszpasterskiej w kolejnych latach jej trwania. Jak się potem okazało, miał on „odnowić oblicze tej ziemi” nie tylko na rok 1966, w perspektywie zbliżającego się Milenium Chrztu Polski, lecz również na kolejne dekady. „Zwieńczeniem Wielkiej Nowenny, choć nieprzewidywalnym wcześniej, stał się 16.10. 1978 r. (…) Dziś historycy nie mają wątpliwości – bez tamtego przeżywania dziedzictwa Kościoła i narodu w tysiącletniej Polsce nie dożylibyśmy pokolenia Robotników ʼ80 strajkujących w stoczniach pod krzyżem i portretem Jana Pawła II” – pisze prof. Jan Żaryn (Polska Pamięć, Patria Media, Gdańsk 2017).

„Historia magistra vitae” – mawiali starożytni Rzymianie. W czym obaj Kardynałowie Prymasi są zatem do siebie podobni? Co ich łączy i jakie to może mieć znaczenie dla nas dzisiaj? Wywodzili się z różnych środowisk społecznych i różne były ich kapłańskie drogi, ale pełniąc posługę pasterską, byli wierni Kościołowi, troszczyli się o życie wieczne wiernych i zachowanie tożsamości polskiej. Przyszło im żyć w czasach opresji i zagrożenia nie tylko bytu narodowego, ale jedności Kościoła i czystości wiary katolickiej. Poddani naciskom i krytyce wypływającej nawet z wnętrza Kościoła, nie ulegli trwodze, ale pozostali nieugięci.

Co nam dzisiaj chcą przypomnieć? Może właśnie te twarde słowa: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus”.

Właściwie pojęta autonomia Kościoła i Państwa oznacza, że istnieje nieprzekraczalna granica pomiędzy tronem a ołtarzem. Zadaniem hierarchów Kościoła jest stanie na straży tej granicy oraz wyznaczanie jej w konkretnej sytuacji politycznej i społecznej. Ludzie świeccy również nie są zwolnieni w swoim sumieniu z rozpoznawania jej, uznawania i akceptacji.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Między tronem a ołtarzem. Dwóch Prymasów, dwa życiorysy” znajduje się na s. 17 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Między tronem a ołtarzem. Dwóch Prymasów, dwa życiorysy” na s. 4 i 5 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego