Istnienie partii komunistycznej w Polsce nie jest nielegalne, a symboli komunizmu – sierpa i młota – nie zdelegalizowano

Działacze KPP chwalą się, że „»Brzask« jest fenomenem w historii polskiej prasy, gdyż był i jest redagowany w pełni społecznie przez ludzi (ponad 160!) całkowicie oddanych sprawie ochrony dorobku PRL.

Józef Wieczorek

W mediach w 1989 roku ogłoszono, że komunizm upadł, tymczasem okazuje się, że Komunistyczna Partia Polski jest wiecznie żywa.

KPP została utworzona w 16 grudnia 1918 roku, ale w roku następnym została zdelegalizowana, gdyż uznano zasadnie, że jej działania zagrażają niepodległości Polski. Mimo to w stanie nielegalnym przetrwała finansowana przez Międzynarodówkę Komunistyczną do roku 1938, kiedy została rozwiązana przez Komintern. Członkowie KPP nie przeżyli wielkiej czystki stalinowskiej, z wyjątkiem tych, co na swoje szczęście przebywali w więzieniach jako przestępcy i zdrajcy, i tych, którzy brali udział w wojnie domowej w Hiszpanii w Brygadach Międzynarodowych. W PRL formalnie KPP nie została reaktywowana, ale zastąpiła ją PZPR powstała 15 grudnia 1948 r. z połączenia PPR i PPS i stanowiąca przewodnią siłę zniewalania narodu przez Sowietów.

Życie po śmierci

Faktem jest, że w czasie tzw. transformacji ustrojowej 29 stycznia 1990 r. sztandar PZPR został wyprowadzony, ale pod względem prawnym i personalnym tworząca się III RP pozostała w ciągłości z PRL, a wcześniejsi członkowie PZPR spadli na cztery łapy.

(…) Dawni towarzysze zorganizowali się w SLD i przez lata nawet dominowali w życiu politycznym III RP, a od kilku lat stanowią silną grupę (jakby zamiast dawnego biura politycznego) w Parlamencie Europejskim. Ideowi marksiści walczyli, aby nie doszło do całkowitej anihilacji idei marksistowskiej. Funkcjonowali szczególnie na Śląsku jako ZKP „Proletariat”. Przez siły „reakcji” zostali wykreśleni z ewidencji partii politycznych w roku 1997, jednak przetrwali.

W 2002 r. doszło do zarejestrowania Komunistycznej Partii Polski nawiązującej do tradycji przedwojennej KPP i częściowo PZPR. KPP odbyła pięć zjazdów w Dąbrowie Górniczej i w Bytomiu, a jej członkowie startowali w wyborach samorządowych i parlamentarnych (z list Polskiej Partii Pracy), popierali Grzegorza Napieralskiego z SLD.

KPP, rzecz jasna, krytykuje likwidację PRL, uczestnictwo Polski w Unii Europejskiej i NATO, sprzeciwia się ustawom dekomunizacyjnym i polityce historycznej IPN.

Liczba jej członków nie jest wielka, to jakieś kilkaset osób, ale ich działalność jest widoczna w przestrzeni publicznej poprzez oficjalny biuletyn partii – miesięcznik „Brzask” jak i stronę internetową czy profil na Fb.

Działacze KPP chwalą się, że „»Brzask« jest fenomenem w historii polskiej prasy, gdyż był i jest redagowany w pełni społecznie przez ludzi (ponad 160 autorów!) całkowicie oddanych sprawie ochrony dorobku Polski Ludowej i podejmowania różnych inicjatyw, ratujących filozofię marksistowską w obliczu furii antykomunistycznej”. Podkreślają, że czasopismo było i jest wierne idei marksistowskiej. Stąd wiadomo, że KPP publicznie gloryfikowała przywódców systemów totalitarnych – Józefa Stalina jako „Wyzwoliciela Narodów” i Kim Dzong Ila jako „Wielkiego Przywódcę”, popierała reżim totalitarny w Korei Północnej.

Faktem jest, że istnienie partii komunistycznej w Polsce nie jest nielegalne, a symbole komunizmu sierp i młot nie zostały zdelegalizowane. Niemal od początku istnienia partii trwa walka o jej delegalizację, prowadzona głównie przez posłów PiS, lecz sądy odrzucają pozwy, nie dopatrując się naruszenia prawa. (…) Działacze Komunistycznej Partii Polski utrzymują, że „Brzask”, jak i sama partia, w związku z działalnością na rzecz propagowania idei komunistycznych w kapitalistycznej Polsce są prześladowane od zarania swojej historii.

Niewątpliwie „prześladowania” komunistów w Polsce mają długą tradycję, i to niezależnie od tego, czy komuniści byli w mniejszości, czy stanowili przewodnią siłę narodu. Co więcej, jest znamienne, że prześladowali się także nawzajem.

W końcu przedwojenna KPP została zlikwidowana przez stalinowskich komunistów, grupa inicjatywna PPR, zrzucona z ZSRR do Polski podczas okupacji, wystrzelała się nawzajem w ramach partyjnej walki o władzę (Marceli Nowotko, Bolesław i Zygmunt Mołojcowie), a już po wojnie Władysław Gomułka w randze sekretarza PPR był prześladowany, a nawet więziony przez komunistów za odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne, co podczas odwilży wyniosło go do władzy. Mity prześladowcze często stanowią trampolinę do kariery.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Brzask komunistycznej Partii Polski po medialnym upadku komunizmu” znajduje się na s. 11 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Brzask komunistycznej Partii Polski po medialnym upadku komunizmu” na s.11 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Walka o zachowanie pierwotnego charakteru Parku Joradana w Krakowie / Józef Wieczorek, „Śląski Kurier WNET” 83/2021

W Parku Krakowskim jest strefa dla dzieci, a także strefa z licznymi rzeźbami, większa niż w Parku Jordana. Nikt tego nie kontestuje, może dlatego, że rzeźby nie kojarzą się z patriotyzmem.

Józef Wieczorek

Powrót demonów PRL do patriotycznego Parku Jordana

Park Jordana od ponad 100 lat służy mieszkańcom Krakowa i nie tylko. Założony jeszcze pod zaborami, w roku 1888 przez dr. Henryka Jordana, wybitnego lekarza, wielkiego społecznika i patriotę, łączył funkcje zdrowotne, wypoczynkowe, zabawowe, z krzewieniem postaw patriotycznych wśród dzieci, jak i starszych mieszkańców. Przetrwał do dziś, mimo zniszczeń okupacyjnych także historycznych pomników wielkich Polaków, wśród których, rzecz jasna, nie mogli się przechadzać „ubermensche” (park był „Nur für Deutsche”).

W czasach PRL

W czasach komunistycznych, w 1958 r., w 50 rocznicę śmierci doktora, powstało Towarzystwo Parku im. dr. Henryka Jordana, dla kultywowania działalności swojego imiennika. Nacisk kładziono głównie na funkcje zabawowe i nie kontynuowano budowy pomników wielkich Polaków, których tylko część, ocalona przed barbarzyńcami, została ustawiona w parku.

Ale i w PRL pomniki nieraz były dewastowane przez wandali i głównie przy takich okazjach prasa o nich wspominała. W 1967 r. zlikwidowano stary pawilon „Jordanówki” stojący w parku, pełniący funkcje gastronomiczne i edukacyjne, bo ludowe władze Krakowa raził jego przedwojenny wygląd. O likwidacji nie poinformowano nawet Towarzystwa Parku, które w tej materii protestowało do władz najwyższych.

Zbudowano nowy pawilon, który miał typowy dla epoki socjalistycznej wygląd i inne funkcje. W latach 70. trudno było prowadzić wykłady w sąsiadującym z Parkiem Jordana Collegium Geologicum UJ ze względu na trwające w parku głośne imprezy. Pomniki jordanowskie nadal były dewastowane w czasach „jaruzelskich”, na co reagował Kazimierz Cholewa z Towarzystwa Parku, a nie „miasto”.

Kontynuacja idei dr. Henryka Jordana

Już w III RP zdewastowany pawilon „Jordanówki” został przejęty w ramach umowy przez Fundację im. dr. Henryka Jordana, reprezentowaną przez Kazimierza Cholewę, który pawilon odremontował, prowadził tam kawiarnię – spokojną, lubianą przez mieszkańców Krakowa, szczególnie starszych, spędzających tam razem z dziećmi wolne chwile.

Po rewaloryzacji części parku na początku tego wieku powstało wiele boisk do uprawiania sportu i zabawy, ale nie było zaplecza tj. szatni i natrysków, mimo funkcjonowania pobliskiego budynku „Bajlandji”, jednak o roli komercyjnej, a nie społecznej.

W kontynuacji idei jordanowskiej, dzięki pasji Prezesa Towarzystwa – Kazimierza Cholewy, powstała imponująca, słynna w Polsce Galeria Wielkich Polaków XX wieku, którą tworzy 35 popiersi osób zasłużonych dla niepodległości, często wyklętych przez komunistów (moje dokumentacje głównie na platformie wordpress.com) i stanowiących wzorce osobowe dla młodzieży.

IPN opracował tekę edukacyjną „Na szlakach historii w Małopolsce. Galeria wielkich Polaków”, wykorzystywaną w tej szkole pod gołym niebem. Wiele uroczystości patriotycznych organizowanych w Parku ściąga setki, a nawet tysiące mieszkańców, nie tylko Krakowa.

Powrót demonów PRL

Mimo to, a może właśnie dlatego, twórca Galerii, prezes Towarzystwa, jest obiektem niewybrednych ataków ze strony antypatriotycznie, wręcz antypolsko nastawionej części radnych Krakowa (Krakowska frakcja antypolska w działaniu…, „Kurier WNET” nr 53) oraz niektórych mediów, na czele z „Gazetą Wyborczą”. Spośród radnych wyróżniali się swoimi wypowiedziami: Andrzej Hawranek i Anna Pojałowska – radna Dzielnicy V. W takiej atmosferze nieznani sprawcy kilkakrotnie dewastowali pomniki w Galerii.

Po zakończeniu okresu wynajmu „Jordanówki” w 2020 r. osoba prezesa Towarzystwa i Galeria Wielkich Polaków nadal są przedmiotem ataków i deprecjacji, rozpowszechnianych w mediach (np. radny Łukasz Maślona w audycji TVP Kraków Tematy dnia, 21.01.2021), mimo że to dzieło stanowiło podstawę do nagrody Kustosza Pamięci Narodowej dla Kazimierza Cholewy (rok 2020). Rzecz jasna, trwają dyskusje nad dalszym losem pawilonu, który powinien być zastąpiony nowym obiektem. Ale do dyskusji nad przyszłością parku i „Jordanówki” nie jest zapraszane Towarzystwo Parku, które – mimo że nadal istnieje – jest traktowane jak niepotrzebny przedmiot, podobnie jak to miało miejsce w trakcie likwidacji starego pawilonu w 1967 r.

Z kłamstwami, pomówieniami rozpowszechnianymi w audycjach TVP i w prasie, nie tylko w „Gazecie Wyborczej” (niewątpliwego lidera antypatriotycznego hejtu), nie można nawet polemizować na równych warunkach.

Podobnie jak w PRL, stosuje się „dyskusje” bezdyskusyjne. Można by rzec – do Parku Jordana wracają demony PRL.

Nie ma konfliktu patriotyzmu i zabawy

Przypomnieć należy niewątpliwie antypatriotyczne, antypolske ekscesy radnych tak miejskich, jak i dzielnicowych (Rada V Dzielnicy), którym przeszkadzają pomniki wielkich Polaków (pewnie z konfrontacji z nimi czują swoją małość) i którzy argumentują, że chodzi im o dzieci, dla których rzekomo w Parku nie ma miejsca. Park jest duży – około 21,5 ha i ma duże połacie zabawowe, a pomnik Misia Wojtka z Armii Andersa należy do najbardziej ulubionych przez dzieci miejsc! Zresztą i rejony wokół innych pomników bynajmniej nie przeszkadzają w zabawach i ćwiczeniach cielesnych, jak za czasów dr. Henryka Jordana, co widać na moich fotoreportażach. Hejterzy, rzekomi obrońcy dzieci i młodzieży, ani słowem nie wspominają, że głównym utrudnieniem dla ćwiczeń i zajęć szkolnych jest brak szatni i natrysków, ale adaptacja do tego celu „Bajlandii”, czy raczej postawienie w tym miejscu nowego obiektu, nie jest przedmiotem dyskusji. Nie wiadomo, jak w takim razie przeciwnicy Galerii Wielkich Polaków XX wieku chcą zapewnić dzieciom odpowiednie warunki do zabaw?

Atakujący wytaczają takie argumenty, że trudno się zorientować, czy byli w ogóle w Parku Jordana, czy cokolwiek wiedzą o działalności dr. H. Jordana. Krzyczą o konieczności przywrócenia parku dzieciom, jakby ktokolwiek ten park dzieciom odbierał. Chcą odebrać parkowi funkcję edukacyjną i patriotyczną, którą kultywował właśnie Henryk Jordan.

Można się zapytać: ile kosztuje mieszkańca Krakowa utrzymywanie takich radnych, którzy nie są w stanie przyswoić choćby elementarnych faktów z historii parku i Krakowa, i walą jak cepem w to, co jest naszym wspólnym dobrem.

W niezbyt odległym Parku Krakowskim jest strefa dla dzieci, a także strefa z licznymi rzeźbami, zajmująca więcej miejsca niż pomniki w Parku Jordana. Nikt tego stanu rzeczy nie kontestuje, może dlatego, że rzeźby są współczesne i nie kojarzą się nikomu z patriotyzmem.

W niezbyt odległej od Parku Jordana szkole podstawowej nr 12 (al. Kijowska 3) wokół budynku szkoły są boiska do zabaw i uprawiania sportu, ale jest i sektor patriotyczny z pomnikiem i dębami pamięci ofiar zbrodni katyńskiej, no i z polską flagą. Nie zauważyłem, aby dzieciaki nie miały gdzie się bawić, aby bywały przestraszone takim stanem rzeczy, nie słyszałem, aby ktokolwiek argumentował, że skoro jest pomnik, jest flaga, to nie jest to szkoła dla normalnych dzieci.

A takim argumentem posługiwali się radni w stosunku do patriotycznego wyrazu Parku Jordana i flagi narodowej tam umieszczonej. Nikt nie argumentuje, żeby szkołę przywrócić dzieciom, a kultywowanie pamięci historycznej, wychowanie w duchu patriotycznym nikomu szkoły nie odbiera, lecz nadaje jej sens.

Śladami Hansa Franka?

Mamy paranoidalny stan rzeczy, media nie zwracają na to uwagi, a radni najchętniej pomniki by zburzyli, idąc w ślady Hansa Franka czy wandali z okresu PRL.

Na rok 2021 r. jakaś grupa mieszkańców Krakowa przygotowała projekt zgłoszony w budżecie obywatelskim 2021 „Odpomnikujmy Park Jordana”, mający na celu usunięcie z Galerii Wielkich Polaków XX wieku 14 pomników: ks. Zdzisława Peszkowskiego (odsłonięty 17 września 2010 r.), gen. Leopolda Okulickiego (odsłonięty 27 V 2012r.), Danuty Siedzikówny „Inki” (odsłonięty 16 XI 2012 r.) gen. Stanisława Sosabowskiego (odsłonięty 1 IX 2013 r.), ks. Władysława Gurgacza, (odsłonięty 14 IX 2014 r.), Andrzeja Małkowskiego (odsłonięty 27 VIII 2011 r.), gen. Elżbiety Zawackiej (odsłonięty 31 VIII 2014 r.), bp. Albina Małysiaka (odsłonięty 17 V 2015 r.), mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” (odsłonięty 1 III 2015 r.), ppłk. Łukasza Cieplińskiego „Pługa” (odsłonięty 1 III 2015 r.), mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” (odsłonięty 28 II 2016 r.), sierż. Józefa Franczaka „Lalka” (odsłonięty 28 II 2016 r.), Zofii Kossak-Szczuckiej (odsłonięty 8 VI 2016 r.), Henryka Sienkiewicza (odsłonięty 8 VI 2016 r.), które rzekomo zostały postawione bez wymaganego prawem pozwolenia na budowę. Reportaże z odsłonięć pomników – postawionych po akceptacji radnych Krakowa, z udziałem władz miasta i państwa – można znaleźć na moim kanale YouTube i w serwisach „W Krakowie” na wordpress.com.

Usunięty ma także zostać maszt flagowy, na którym łopocze od 5 lat polska flaga, raniąca uczucia antypatriotyczne i antypolskie części radnych i aktywistów miejskich.

32 lata temu ogłoszono w mediach upadek komunizmu, odzyskania wolności i niepodległości. Okazuje się, chociażby na przykładzie Parku Jordana, że było to ogłoszenie przedwczesne. Bez dekomunizacji, wyzwolenia miasta od anty-Polaków, życie w Królewskim Mieście Krakowie, wśród powracających demonów PRL, jest wielkim utrapieniem dla patriotycznie wychowanych mieszkańców.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Powrót demonów PRL do patriotycznego Parku Jordana” znajduje się na s. 4 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Powrót demonów PRL do patriotycznego Parku Jordana” na s. 4 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W roku pandemicznym orientacja seksualna całkiem zdominowała orientację intelektualną i moralną środowisk akademickich

Deficyt rozumu stał się tak wielki, że siła nad nim dominuje, co widać i słychać było i w roku 2020, kiedy podburzana przez rektorów dzicz artykułowała swoją siłę, nie używając rozumu.

Józef Wieczorek

Styczeń to – od niemal ćwierć wieku – miesiąc, kiedy w przestrzeni publicznej gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, realizując cele statutowe fundacji, które stanowi m.in. „działalność w zakresie ochrony zdrowia, polegająca na ratowaniu życia chorych osób, w szczególności dzieci”. Fundacja realizuje swoje cele poprzez zakup sprzętu, urządzeń i materiałów, i nieodpłatne przekazywanie lub udostępnianie ich placówkom i instytucjom”. (…)

Gra Wielkiej Orkiestry budzi coraz większe kontrowersje, choć zbiera coraz więcej darów i uznania ze strony artystów, celebrytów, niektórych duchownych, a co najważniejsze – elit umysłowych z prestiżowych nawet uczelni.

Plus ratio quam vis

Najlepszym tego przejawem jest przyznanie Owsiakowi 28 czerwca 2017 roku najwyższego odznaczenia Uniwersytetu Jagiellońskiego – medalu „Plus ratio quam vis”, którego pierwszym laureatem był Jan Paweł II w roku 1997.

Uczeni argumentowali, że „on postanowił zmieniać ten świat na lepsze”. Podobno zainicjował w trudnych czasach jeden z najbardziej niezwykłych masowych ruchów społecznych, konsekwentnie realizując w praktyce piękną idę pomocy najsłabszym. Społeczność akademicka UJ podziękowała Jerzemu Owsiakowi „za jego wrażliwość moralną, wytrwałość i konsekwencję w realizacji głęboko humanitarnych celów”. I wyraziła przekonanie, że dalsza jego działalność będzie „obfitować owocami dobra, szlachetności i miłości”. Uznano, że potrafi „zmobilizować dobre strony Polaków”, a Owsiak uznał tę nagrodę za nobla, choć tego prawdziwego nobla jeszcze nie dostał, mimo że był do niego zgłaszany.

W tym roku Owsiak na cele zbiórki orkiestry przeznaczył błyskawicę, symbol Strajku Kobiet, co trudno interpretować inaczej jak poparcie wulgarnego, proaborcyjnego ruchu, podobnie jak to miało miejsce i ze strony jagiellońskiej barbarii. To chyba wyjaśnia, dlaczego Owsiak tak jest hołubiony przez uczelnię działającą na podobnej platformie zdziczenia antycywilizacyjnego.

Do tej pory postępowi promotorzy jagiellońscy nie wytłumaczyli „maluczkim”, jak taka barbaria, symbolizowana błyskawicą, ma się do wrażliwości moralnej, humanitarnej, szlachetności, dobra i miłości? Trudno to ogarnąć prostym rozumem, a nawet nie mieści się to w głowie. Jagiellońscy promotorzy Owsiaka mają zapewne bardziej pojemne głowy. (…)

Mente et malleo

Jest jeszcze jedna dewiza z myślą na miejscu pierwszym: „mente et malleo”, czyli myślą i młotem. Jest to dewiza bliskiej mi dziedziny geologii, mieszcząca się wśród dziedzin naukowych uprawianych na jagiellońskiej wszechnicy, choć nie wszyscy jej pasjonaci mieszczą się w kadrach naukowych UJ.

Kto na serio traktował tę dewizę, i to w należytej kolejności, tzn. na pierwszym miejscu zawsze myśl, a dopiero potem młot, i tego uczył żaków, nie miał wiele szans na utrzymanie się na uczelni. Dewizę „więcej rozum niż siła” wzorcowa polska uczelnia stosowała nader często na opak. Stawianie myśli na pierwszym miejscu zagrażało bowiem kadrom sformatowanym na opaczną modłę.

Tak już bywało w wieku XIX, kiedy na jagiellońskiej wszechnicy wyróżniający się myśleniem mieli trudności, aby się na niej utrzymać. Tak było w przypadku geologa Ludwika Zejsznera, dwukrotnie wyrzucanego z UJ. Podczas okupacji niemieckiej geologia na UJ nie funkcjonowała, a po okupacji studia geologiczne wznowiono na kilka lat, po czym nastąpiła 25-letnia przerwa. Myśl geologiczna nie była więc rozpowszechniana wśród studenterii. Ci, którzy z tą dziedziną się zetknęli, nader często używali w pierwszej kolejności młota, a rzadziej myśli, stąd rezultaty nie zawsze były najlepsze.

Niewątpliwe przyczyniło się to zerwania kontaktu z rzeczywistością i mimo że ludziska przemieszczają się po powierzchni Matki Ziemi, zachowują się, jakby nie kojarzyli, co ta powierzchnia sobą reprezentuje, a tym bardziej, co się pod jej powierzchnią/naskórkiem – rzec można – znajduje.

Stąd mamy obecnie sytuację, że na tematy gazu łupkowego wypowiadali się przede wszystkim socjolodzy, aż nadmuchana bańka gazowa pękła, a na temat kopalń wypowiadają się językoznawcy, bo język mają, a to, że nie mają pojęcia o geologii, nikomu nie przeszkadza.

Myśl geologiczna jest omijana szerokim łukiem. Jakoś nikt, kto stosował dewizę „mente et malleo”, nie znalazł się wśród laureatów nagrody „Plus ratio quam vis”, mimo że respektowanie nadrzędności myśli nad młotem do takiej nagrody winno jak najbardziej predestynować.

Zgodnie z postulatem „róbta co chceta”, jak się chce, to stawia się siłę nad rozumem i młotem wali, zamiast wpierw pomyśleć. I taki to mamy obecnie autonomiczny, prestiżowy uniwersytet, w rankingach światowych plasujący się na ogół w piątej setce uczelni. Ostatnio wyróżnia się on przywróceniem relacji mistrz-uczeń, ale tym razem nie na platformie poszukiwania prawdy, lecz na platformie „je*ania PiS”, na której tak profesorowie, jak i studenci mówią jednym głosem („Kurier WNET” 78/79). Ta platforma, funkcjonująca zgodnie z hasłem „róbta co chceta”, wspierana jest przez autora tego hasła, sądzonego zresztą za wulgaryzmy, ale cieszącego się najwyższym wyróżnieniem jagiellońskim. Profesorów-meneli nikt jeszcze nie sądzi. Widać, że degradacja dewizy „plus ratio, quam vis”, jak i „mente et malleo”, skorelowana jest z cywilizacyjną degradacją uniwersytetu.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Róbta co chceta z »plus ratio quam vis« i »mente et malleo«” znajduje się na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021.

 

  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Róbta co chceta z »plus ratio quam vis« i »mente et malleo«” na s. 11 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poloniści UJ nie akceptują poglądów ministra, choć uzasadniają to słabo. Z kolei ja nie akceptuję poglądów polonistów

Czy minister Czarnek, stojąc po stronie cywilizacji łacińskiej, zdoła obronić uczelnie i naukę przed barbarią, przed niszczącą ideologią, aby umożliwić przetrwanie naszej cywilizacji?

Józef Wieczorek

Pracownicy Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego na wieść o tym, że ministrem został Przemysław Czarnek, napisali list otwarty do Premiera i Prezydenta RP, gdyż trudno im przechodzić obojętnie wobec wypowiedzi ministra o LGBT, deprawacji, aborcji, edukacji.

Protestują „przeciwko wypowiedziom dr. hab. Przemysława Czarnka, które są kłamliwe, łamią zasadę równości obywatelskiej i naruszają godność nas wszystkich” i apelują „by stanowisko Ministra Edukacji i Nauki objęła osoba, która nie będzie naruszała podstawowych wartości, przyświecających edukacji obywatelskiej”.

Pouczają przy tym, że „edukacja nie polega tylko na przekazywaniu wiedzy, ale także na budowaniu kultury dialogu oraz wpajaniu zasady szacunku dla każdego człowieka”.

A „poglądy dyskwalifikują dr. hab. Przemysława Czarnka jako kierującego ministerstwem zajmującym się wychowaniem kolejnych pokoleń Polaków”. Piszą w liście, że „poszanowanie ludzkiej godności i różnorodności, przekonanie o równości wszystkich w prawach i obowiązkach oraz wrażliwość na krzywdę drugiego człowieka to wartości fundamentalne, których nie może podważać osoba kierująca w Polsce Ministerstwem Edukacji i Nauki”.

Oświadczenie zbuntowanych jagiellońskich polonistów, z datą 28 października 2020 r., podpisało ok. 150 sygnatariuszy. (…)

Może biorą przykład z opinii swego kolegi po polonistycznym fachu, choć chowu warszawskiego, Michała Boniego, mającego spore doświadczenie w prowadzeniu dialogu ze służbami minionego systemu (TW Znak), a także doświadczenie polityczne na odcinku kultury, środków przekazu i polityki społecznej.

Ten polonista oświadczał w mediach: „Wypier… stało się normalnym elementem języka, komunikacji publicznej i społecznej; ja się tego słowa nie boję; młodzi używają go na co dzień, bo to jest ich rewolucja”. Jego i jagiellońskich polonistów koleżanka po fachu, profesorka uniwersytetu Szczecińskiego i Rady Doskonałości Naukowej, Inga Iwasiów (od kultury i języka polskiego), słowa „je…ć PiS”, „wyp….lać” wręcz traktuje jako swoje credo życiowe.

Ten poziom kultury języka, zdaje się odpowiadać polonistom jagiellońskim. Jeden z sygnatariuszy ich listu – Michał Rusinek, doktor jagiellońskiej wszechnicy, rzecz jasna habilitowany, wręcz zachwyca się tym językiem – „Wyraz »wypierdalać« jest niezwykły pod względem fonetycznym”. (…)

Obecny rektor UJ, prof. dr hab. Jacek Popiel, to były dyrektor Instytutu Polonistyki i były dziekan Wydziału Polonistyki UJ, który do tej pory nie zabrał głosu w sprawie języka młodzieży jagiellońskiej, a prof. dr hab. Magdalena Popiel stoi po stronie zdziczałej barbarii. Korzenie obecni poloniści zatem mają i przekaźniki antywartości także.

Z młodzieży polonistycznej w czasach komunistycznych wyróżniał się w domenie publicznej Lesław Maleszka, nadzwyczaj wydajny współpracownik służb bezpieczeństwa, umieszczony na jagiellońskiej liście pokrzywdzonych w PRL („Lista Wyrozumskiego” – represjonowanych pracowników i studentów UJ w PRL-u, Lustro Nauki), bo chyba samo istnienie tych, na których donosił, stanowiło dla niego krzywdę.

Podobnie zresztą rzecz się miała z mniej znanym pokrzywdzonym z tej listy, studentem polonistyki Arturem Bieszczadem, którego twórczość stanu wojennego, zapisana w materiałach SB, ułatwiła mi uzyskanie legitymacji członka opozycji antykomunistycznej. Można rzec – nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ale nie zawsze tak jest.

Z absolwentów polonistyki UJ warto też wymienić znanego hippisa Tadeusza Sławka, później w randze rektora Uniwersytetu Śląskiego, walczącego o nieprzeprowadzenie lustracji na uniwersytetach i negatywnie nastawionego do nonkonformistów, co zresztą było typowe także dla władz UJ, ze skutkami widocznymi obecnie w przestrzeni publicznej.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Bunt jagiellońskich polonistów” znajduje się na s. 17 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Bunt jagiellońskich polonistów” na s. 17 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwycięski proces opozycjonisty antykomunistycznego Janusza Fatygi przeciwko potentatowi medialnemu Ringier Axel Springer

Na popularnych stronach internetowych „Faktu” pojawiło się zdjęcie znanego działacza antykomunistycznego z opaską na oczach jako zobrazowanie tekstu o wysokich emeryturach komunistycznych zbrodniarzy.

Józef Wieczorek

Zdjęcie było podpisane u góry: „Zbrodniarz komunistyczny Henryk Kostrzewa bezkarny”, a u dołu – „Henryk Kostrzewa ma bardzo wysoką emeryturę”! Zdjęcie innej osoby – bynajmniej nie Henryka Kostrzewy – anonimizowanej(?) czarną opaską na oczach, prowadzonej przez policjantów, miało zdaniem potentata medialnego stanowić właściwą ilustrację tekstu. To, że tą inną osobą była postać znanego działacza antykomunistycznego o bardzo charakterystycznej sylwetce, dla potentata nie miała żadnego znaczenia (sic!).

Jest oczywiste, że nikt nie ma prawa w taki sposób naruszać czyjegoś dobrego imienia, tym bardziej, jeśli ten człowiek to honorowany działacz antykomunistyczny, protestujący przeciwko uniewinnianiu sądowemu zbrodniarzy komunistycznych.

Tym niemniej „Fakt” nie widział w tym nic zdrożnego i „rżnął głupa”, twierdząc, że twarz osoby została wystarczająco zanonimizowana poprzez dodanie czarnej opaski. Temu twierdzeniu przeczyło to, że na zdjęciu natychmiast rozpoznałem Janusza Fatygę przerobionego na zbrodniarza komunistycznego.

Skandal oczywisty, wina „Faktu” również, ale potrzeba było kilku lat na wymierzenie elementarnej sprawiedliwości. (…)

Ponieważ pokrzywdzony naruszeniem swoich dóbr nie mógł wykazać konkretnych szkód, jakie poniósł w wyniku tej zniesławiającej go publikacji, bo nikt bezpośrednio nie dał mu odczuć, że od momentu opublikowania zdjęcia uznał go za zbrodniarza komunistycznego, strona „Faktu” wpadła na oryginalny pomysł, wskazując mnie jako osobę, która jest winna rozpowszechnienia „rzekomej” krzywdy Janusza Fatygi. Sąd jednak nie poszedł tym śladem i nie postawił mnie w stan oskarżenia za zrobienie dobrej roboty dziennikarskiej i po prostu ludzkiej.

Proces zakończył się bezapelacyjną porażką „Faktu”, czyli – rzec można – Goliat został pokonany przez Dawida.

Sąd pominął absurdalną linię obrony potentata medialnego i zobowiązał pozwanego do zapłacenia pokrzywdzonemu Januszowi Fatydze 25 tys. zł zadośćuczynienia oraz do przeprosin na pierwszej stronie serwisu internetowego „Faktu”, które mają być eksponowane przez okres jednego miesiąca. Zajmą one miejsce zwykle przeznaczone dla reklam, co niewątpliwe wpłynie na zmniejszenie dochodów wydawcy. Żenujący poziom dziennikarstwa potentata medialnego został ukazany. (…)

Niestety nie można się zgodzić z opinią Sądu, że naruszenie dóbr wynikło z niechlujstwa redakcji serwisu „Faktu” i nie było intencjonalne. Zdjęcie Janusza Fatygi przerobionego na zbrodniarza, zamieszczone na stronach portalu fakt.pl, to był kadr/zrzut ekranu, inaczej stop-klatka z filmu (Zbrodniarz komunistyczny Henryk Kostrzewa bezkarny – kanał Wolny Czyn na YouTube), i trzeba było ten film uważnie przejrzeć, zatrzymać w konkretnym miejscu, aby takie poglądowe zdjęcie z filmu wydobyć i następnie wzmocnić jego przesłanie czarną opaską na oczach. (…)

Sędzia prowadzący rozprawę, niestety głosem słabo słyszalnym dla publiczności (nawet tej nie cierpiącej na niedosłuch), objaśnił, że mówi tak, aby słyszał go przyrząd rejestrujący dźwięk, a nie publiczność na sali rozpraw (sic!). Tym samym wykazał niejako (może niechcący, ale rzetelnie), że przyrząd rejestrujący dźwięk traktuje podmiotowo, a publiczność przedmiotowo.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid pokonał Goliata” znajduje się na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 



  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid pokonał Goliata!” na s. 18 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przyczynek do zrozumienia przyczyn żałosnego stanu domeny akademickiej z wielką liczbą utytułowanych profesorów na czele

Tekst prof. Śliwerskiego reprezentuje publicystykę niezależną od prawdy, czym zwraca uwagę na niedoskonałości profesorów od doskonałości naukowej, selekcjonujących akademików do grona profesorskiego.

Józef Wieczorek

Przed kilku miesiącami pisałem w „Kurierze WNET” (nr 70 – kwiecień 2020 r.) o konieczności doskonalenia doskonałych, czyli areopagu polskich akademików skupionych w Radzie Doskonałości Naukowej, oceniających poziom doskonałości innych akademików na drodze do otrzymania tytułu profesora – głównego celu karier naukowych w Polsce. Niestety mój postulat jest bez szans na realizację w systemie zamkniętym, w którym to od dziesiątków lat bardzo niedoskonali decydowali i nadal decydują o poszerzaniu swojego grona tworzącego coś na kształt nadzwyczajnej kasty akademickiej.

Sporo światła na orientację intelektualną i moralną tego gremium rzuca, prowadzony z imponującą regularnością, blog członka Rady Doskonałości Naukowej, a do niedawna Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów – prof. dr. hab. Bogusława Śliwerskiego. (…)

Doskonały profesor rozprawia się bez pardonu z dr. Herbertem Kopcem, uczestnikiem X Zjazdu Pedagogicznego, który odbył się w Warszawie 18–20 września 2019 r., ale pozjazdowy tom, z referatami i podsumowaniami zjazdu, jeszcze się nie ukazał.

Profesor, uprzedzając pojawienie się tego tomu drukiem, już opiniuje jego treść związaną z dr. Herbertem Kopcem, który, jego zdaniem, „postanowił wysupłać z referatów plenarnych niezrozumiałe dla siebie zdania, by poddać krytyce pedagogikę. Każdy, kto je przeczyta w całości, dostrzeże manipulację typową dla propagandzisty z minionego ustroju”.

Rzecz w tym, że nikt jeszcze tego przeczytać nie może w całości, czy chociażby w części, aby ocenić, czy to jest manipulacja, czy święta prawda o pedagogice, którą podobno dr. Kopiec poddaje krytyce. A ponadto nie wiadomo dlaczego ta wypowiedź skłania prof. Śliwerskiego do obdarzenia go mianem „propagandzisty z minionego ustroju”. Czyżby się obawiał, że ktoś nieprzygotowany jego opinią do czytania tego tomu, kiedy się on ukaże, sam do takich konkluzji może nie dojść, a winien, bo tak uważa prof. Śliwerski?

Jako profesor od doskonałości naukowej tak charakteryzuje poddanego grillowaniu kolegę-pedagoga: „Emerytowany doktor, który z powodu braku osiągnięć naukowych został kilkanaście lat temu wyrotowany z Uniwersytetu Śląskiego, przyjechał na Zjazd jako komiwojażer prawicowej gazety. (…) Po co przyjechał? Nie po to, by wygłosić referat, bo od ponad czterdziestu lat nie zajmuje się nauką, a na zjeździe naukowców nikt nie potrzebuje wysłuchiwać publicystycznego żargonu”.

Czyli dyskwalifikacja!? Ale czy naprawdę dr. Kopca? Czy prof. Śliwerski nie zna choćby informacji łatwo dostępnych w internecie o działalności naukowej dr. H. Kopca? Pisał o nim chociażby red. Grzegorz Filip – MAM KŁOPOTY – Forum Akademickie, 2000/11-12, a z tekstu wynika, że o działalności naukowej dr. Kopca, i to nie przed 40, ale przed 20 laty wiedział obecny prof. Śliwerski i nawet sam wyrażał się pozytywnie o książce dr. Kopca, jak wielu innych profesorów.

Czytamy: „O książce wypowiedział się w opinii wydawniczej prof. Bogusław Śliwerski, specjalista teorii wychowania z Uniwersytetu Łódzkiego. Napisał m.in. tak: »Skoro wciąż obecni w akademickim życiu profesorowie nie mają odwagi, by zmierzyć się z etycznym wymiarem prawdy swoich czasów i własnej w nich działalności, ktoś musi to za nich zrobić. […] Ktoś musi oczyścić terminologię nauk o wychowaniu z nowomowy, by przywrócić jej fenomenom ich właściwy sens. Ktoś wreszcie musi zatrzymać się nad detalami tamtych czasów, by nie zamazywano więcej różnic między doktryną a nauką. Nie jest to łatwe studium, ale i niezwykle trudnego zadania podjął się jego autor«”.

Dlaczego zatem pisze nieprawdę, sam siebie dyskwalifikując swoimi opiniami? (…) Może prof. Śliwerski osiągnął poziom antypedagoga i sfrustrowany tym wypisuje takie manipulacje/dyrdymały, kompromitując się publicznie, choć trudno nad nim pochylać się z wyrozumiałością, jako że jest decydentem i tym, co wypisuje, szkodzi innym, co skłania do wysunięcia postulatu przeniesienia go w stan nieszkodliwości.

Póki co, jako nadal profesor, brnie konsekwentnie w grillowaniu dr. Kopca, pisząc: „Zatrudniał się w wyższych szkołach prywatnych. W jednej z nich ukarano go dyscyplinarnie, a następnie zwolniono, bo ponoć obrażał pracujących tam pracowników naukowych i ujawniał studentom artykuł prasowy, w świetle którego rektorem szkoły był tajny współpracownik poprzedniego reżimu”. Nijak ma się to do prawdy i faktów, na których jakoś nie chce opierać swoich insynuacji/manipulacji.

W internecie można znaleźć nagranie rozprawy sądowej: „28 marca 2014 r. Sąd Rejonowy w Gliwicach – przewodniczy pani sędzia Małgorzata Sąsiadek – rozpoznawał sprawę VI P 646/12 o przywrócenie do pracy doktora Herberta Kopca przeciw Gliwickiej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości.

Dr Kopiec ośmielił się przeciwstawić destrukcji pedagogiki polskiej przez reprezentantów dominujących dziś tendencji neokomunistycznych i dlatego został zwolniony z pracy pod zmyślonym pretekstem. Sąd uwzględnił powództwo i niepokornego naukowca nakazał przywrócić do pracy”.

Nie wiadomo, dlaczego profesor uznał ujawnienie faktu o współpracy rektora z komunistyczną SB za obraźliwe. Nie podaje jednak żadnych faktów ani o kogo chodzi. Można jednak sądzić, że chodzi o b. Rektora Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości, gdzie był zatrudniony dr Herbert Kopiec. O rektorze można przeczytać „Sąd Okręgowy w Gliwicach: Tadeusz Grabowiecki kłamcą lustracyjnym: „Tadeusz Grabowiecki w latach 1993–1998 był przewodniczącym Rady Miejskiej. Później sprawował funkcję radnego. Od ośmiu lat jest rektorem Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości. W marcu tego roku Instytut Pamięci Narodowej oskarżył go o kłamstwo lustracyjne. Rektor miał zataić, że w latach 1976–1978 był zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Jan”.

To IPN ujawnił taką niechlubną przeszłość rektora i sąd to potwierdził, a profesor od doskonalenia, na ślepo, z nienawiścią bije w dr. H. Kopca, trafiając kulą w płot, a właściwie samemu sobie w stopę, tracąc przy tym twarz. Wyszło na jaw, że jest do dnia dzisiejszego twardym obrońcą minionego systemu, nie dając zapomnieć o swym romansie z przewodnią siłą narodu.

Tekst prof. Śliwerskiego reprezentuje publicystykę niezależną od prawdy, czym zwraca uwagę na niedoskonałości profesorów od doskonałości naukowej, selekcjonujących akademików do grona profesorskiego.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „O konieczności przenoszenia »doskonałych« w stan nieszkodliwości” znajduje się na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


 

  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „O konieczności przenoszenia »doskonałych« w stan nieszkodliwości” na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nauka w Polsce jest chora, ale nie ma woli poznania chorób akademickich, ich zaraźliwości ani dróg rozpowszechniania

Chory system akademicki wprowadza do życia publicznego młodych ludzi zaopatrzonych w dyplomy, ale niezdolnych do krytycznego myślenia, podatnych manipulacje w mediach i na odwracanie znaków wartości.

Józef Wieczorek

Co jakiś czas w mediach pojawiają się apele czy listy otwarte środowisk akademickich na wieść o skandalicznym potraktowania jednego czy drugiego akademika. To pozytywny przejaw solidarności akademickiej. Stanowi wsparcie moralne dla poszkodowanego, a nagłośnione medialnie sprawy przebijają się do świadomości społeczeństwa, dowiadującego się, że w świątyniach nauki dzieją się czasem rzeczy nieprzyzwoite, czasem uwarunkowane czynnikami pozanaukowymi, często politycznymi – tzw. poprawnością polityczną. Autorzy listów nieraz argumentują zasadnie, że ta czy inna sprawa jest objawem głębokiej choroby nauki w Polsce. Gdyby jednak przeanalizować nagłaśniane w przestrzeni publicznej sprawy poszkodowanych akademików, to obraz „chorób” byłby bardzo niekompletny, a rozwiązanie tej czy innej nagłaśnianej sprawy chorej nauki nie wyleczy, nawet jeśli pojedynczy akademik/pacjent po takich listach zostanie ocalony, co nie zawsze ma miejsce.

Mimo braku monitoringu nie mam wątpliwości, że przeważająca ilość poszkodowanych w chorym systemie akademickim nie ma nawet szans stać się obiektem solidarnych działań środowiska.

Bezzasadne merytorycznie odwołanie jednego wykładu, skierowanie do komisji dyscyplinarnej, odrzucenie wniosku o awans pojedynczych poszkodowanych wywołuje duży rezonans medialny, podczas gdy merytorycznie bezzasadne odwołanie setek, a nawet tysięcy wykładów, wypędzenia z systemu akademickiego, nieraz dożywotnie, niszczenie warsztatów pracy, postępowania dyscyplinarne wobec innych, chyba z jakiegoś powodu niewygodnych dla wszystkich, solidarnie są pomijane milczeniem.

Listy otwarte, przed wielu już laty, w sprawie Marka Migalskiego potraktowanego niegodziwie na UJ, nie rozwiązały ani jego problemów akademickich, ani nie spowodowały zmian systemowych – odpolitycznienia procedur awansu naukowego. Pomogły mu wprawdzie w karierze politycznej, jednak bynajmniej nie przełożyło się na zmniejszenie jego frustracji. Pozostał nadal zmartwiony, bo w Parlamencie Europejskim za dużo mu płacili i nawet mu do głowy nie przyszło, aby nadwyżki finansowe przeznaczyć na wsparcie tych, którym za pracę, i to naukową, nic nie płacono, a którzy go w jego akademickiej niedoli wspierali. Mógł te nadwyżki przeznaczyć na rzecz uzdrawiania nauki w Polsce. Nic z tego, wolał nadal cierpieć (Nadal strapiony problemami dr. Marka Migalskiego, Blog akademickiego nonkonformisty). (…)

Ostatnio stała się głośna sprawa profesury belwederskiej Andrzeja Zybertowicza, wybitnego socjologa, znakomitego analityka i krzewiciela potrzeby podejścia systemowego do patologii naszego życia społecznego. Jak wielu innych, jest krzywdzony poczynaniami Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów – chorego składnika, a właściwie filaru polskiego akademickiego systemu tytularnego.

Sprawa została nagłośniona przez list otwarty do prezydenta RP, ale bez propozycji rozwiązań systemowych, które by zmniejszyły tytularne patologie. Pokrzywdzony będzie się od niesprawiedliwości odwoływał, ale, jak mówi, „profesura przyznana przez osoby, które trudno szanować, traci smak. Dlatego, gdybym uzyskał ten tytuł w wyniku odwołania, miałby on gorzki smak”.

Nie ulega wątpliwości, że żadne listy otwarte ani smaku nie poprawią, ani chorej nauki nie uzdrowią. Tak smak tytułów, jak i głęboka choroba nauki w Polsce ma uwarunkowania systemowe i konieczna jest rzeczywista, a nie pozorowana reforma. (…)

Chory system akademicki wprowadza do życia publicznego młodych ludzi zaopatrzonych w dyplomy, ale pozbawionych skłonności do krytycznego myślenia przyczynowo-skutkowego, nieznających najnowszej historii Polski, podatnych na demagogie, manipulacje w mediach i na odwracanie znaków wartości.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy listy otwarte i apele uzdrowią naukę w Polsce”, znajduje się na s. 11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy listy otwarte i apele uzdrowią naukę w Polsce” na s. 11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Walka Niezależnego Zrzeszenia Studentów o przyszłość i godność nauki. Uwagi na marginesie wystawy z okazji 40-lecia NZS

Strajkujący 40 lat temu studenci to dzisiejsi 60-latkowie – czyli osoby w wieku decydenckim w domenie akademickiej. Dobrze by było poznać ich późniejsze dokonania i obecne działania.

Józef Wieczorek

Na okoliczność 40-lecia Niezależnego Zrzeszenia Studentów, antykomunistycznej organizacji o zasięgu ogólnopolskim, zorganizowano wystawę w holu dworca PKP w Krakowie. Warto ją obejrzeć i zastanowić się nad historią tego ruchu i dniem dzisiejszym.

Zainteresowała mnie szczególnie informacja – uzasadnienie strajku NZS w listopadzie 1981 roku w Białymstoku.

Studenci demonstrowali w pobliżu ówczesnej siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR, na placu noszącym obecnie nazwę NZS, domagając się m.in. uwolnienia więźniów politycznych. Podnosili również, że jest to strajk o przyszłość polskiej nauki i kultury, uzasadniając, że rdzeniem polskiej pracy jest polska nauka i walczą o to, aby uniwersytet był uniwersytetem, a nauka nauką.

W czasach PRL naukę w niemałym stopniu zastępowała ideologia, a uniwersytety pozostawały pod nadzorem przewodniej siły narodu, aby posłuszne ideologii komunistycznej kadry akademickie formowały kolejne, posłuszne kadry budowniczych najlepszego z ustrojów.

Wówczas w Białymstoku nie było nawet lokalnego uniwersytetu, a jedynie filia Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie na wykłady zsyłano niezbyt spolegliwych akademików uczelni-matki. Tym bardziej stan umysłów tamtejszych studentów budzi po latach uznanie, a i Białystok doczekał się samodzielnego uniwersytetu, zwanego bardziej opisowo Uniwersytetem w Białymstoku (UwB), aby jego skrót nie budził niepożądanych skojarzeń. Odkomunizowany pomnik, pod którym odbywał się strajk, po latach został zaopatrzony – nie bez walki – w napis „Bóg, Honor, Ojczyzna” nawiązujący jasno do deklaracji studenckich i robotniczych.

Strajkujący studenci uznali, że ciąży na nich odpowiedzialność za godność polskiej nauki, tak jak robotnicy w tamtym czasie wzięli na siebie odpowiedzialność za godność polskiej pracy.

(…) Wystawa nosi nazwę „NZS – pokolenia przemian 1980–2020”. Widać, że pokolenie NZS tak się przemieniło, że już nie protestuje! Skoro nie ma nic przeciwko temu, aby w historiach ich uczelni nie było omówienia czasów komunizmu, PZPR, stanu wojennego – to jego walka po latach staje się niezrozumiała.

Piękne deklaracje studenckie z tamtych gorących dni, po latach skłaniają do gorzkich refleksji. Walka o przyszłość i godność nauki w Polsce się nie powiodła. Strajkujący wówczas studenci to dzisiejsi 60-latkowie – czyli osoby w wieku decydenckim w domenie. Dobrze by było poznać ich późniejsze dokonania i obecne działania, bo godność w tej domenie jakby zanikła, a przyszłości też nie widać.

Uniwersytet miał być uniwersytetem, a nauka nauką – a jak się stało? Uniwersytetami zostały wcześniejsze szkoły nie za bardzo wyższe, a nawet te nazywane Wyższymi Szkołami Podstawowymi.

Nauka jak była zastępowana ideologią, tak i pozostała, tyle że ideologia czerwona została wymieniona na tęczową, a nauki na uniwersytetach zostało tyle, co kot napłakał.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Walka NZS o przyszłość i godność nauki po 40 latach” znajduje się na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Walka NZS o przyszłość i godność nauki po 40 latach” na s. 10 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Upamiętnienie pierwszego transportu polskich więźniów politycznych (14.061940 r.) do KL Auschwitz: 728 Polaków z Tarnowa

Polacy otrzymali numery od 31 do 758, bo pierwszych 30 dostali niemieccy kryminaliści, przywiezieni 20 maja 1940 r., by przygotować obóz do funkcji miejsca, z którego wychodzi się tylko przez komin.

Józef Wieczorek

Delegacja państwowa w KL Auschwitz. Fot. J. Wieczorek

W ramach tegorocznych obchodów odsłonięto (po 30 latach usiłowań!) przy dworcu PKP w Oświęcimiu tablicę pamiątkową tego wydarzenia, czego nie doczekał nawet ostatni świadek pierwszego transportu – Kazimierz Albin, który zmarł 22 lipca 2019 r. W holu dworca odsłonięto wystawę kolejarzy – więźniów KL Auschwitz. Msza św. w ramach obchodów, z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy, dwóch więźniarek KL Auschwitz: Barbary Wojnarowskiej-Gautier i Lucyny Adamkiewicz oraz niezbyt licznych uczestników odbyła się w kościele franciszkanów w Harmężach k. Oświęcimia, gdzie w podziemiach znajduje się wystawa więźnia KL Auschwitz numer 432, Mariana Kołodzieja, „Klisze pamięci”.

Delegacja IPN pod pomnikiem rtm. Witolda Pileckiego. Fot. J. Wieczorek

Prezydent Andrzej Duda złożył kwiaty na torach, po których wjechał pierwszy transport więźniów do KL Auschwitz (umieszczonych potem w budynku zajmowanym obecnie przez Wyższą Szkołę Zawodową im. Rotmistrza Witolda Pileckiego), a także pod pomnikiem rotmistrza – „Ochotnika do Auschwitz”, odsłoniętym przy torach 2 lata temu. Tam kwiaty złożyła też delegacja IPN z prezesem Jarosławem Szarkiem.

Oficjalna delegacja z prezydentem Andrzejem Dudą przeszła przez bramę obozu („Arbeit Macht Frei”) i oddała hołd ofiarom przy Ścianie Śmierci (nad którą widniały 4 flagi polskie i jedna flaga obozowa z materiału takiego, jak pasiaki więźniów).

W godzinach popołudniowych istniała także możliwość złożenia hołdu pod Ścianą Śmierci przez zwykłych obywateli, ale ze względu na sytuację pandemiczną, jak informowała dyrekcja KL Auschwitz, mogły to uczynić w odstępach kilkuminutowych tylko dwuosobowe delegacje bez udziału mediów i bez flag oraz plakietek z „pandemiczną[?]” liczbą 447, które należało deponować przy wejściu.

(…) Na teren KL Auschwitz, a nawet pod bramę obozu nie mogła podejść kilkusetosobowa (podzielona na dwie podgrupy po ok. 150 osób) grupa Marszu Milczenia z polskimi flagami, zorganizowanego przez Roty Niepodległości. Robert Bąkiewicz, główny organizator Marszu, nie otrzymał zgody burmistrza Oświęcimia, a to podobno z powodu ograniczeń „pandemicznych”. Uznano, że „cel zgłoszonego zgromadzenia jest tożsamy z obchodami państwowymi. Dlatego miasto uznaje, że zgromadzenie powinno być zorganizowane w Miejscu Pamięci KL Auschwitz-Birkenau zamiast w mieście na ulicach Dworcowej i Obozowej”. Co więcej, uzasadniano, że „Miasto Oświęcim dba o pozytywny wizerunek, jak i bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Miejsce Pamięci KL Auschwitz-Birkenau musi być otoczone czcią i szacunkiem, bowiem ofiarom byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady KL Auschwitz-Birkenau należy się szacunek i pamięć. Dlatego Oświęcim nie może być areną konfliktu. Oświęcim, 10 czerwca 2020 r., UM Oświęcim”. (…)

Uroczystość w KZ Mauthausen-Gusen. Fot. A. Waligóra

Andrzej Waligóra, uczestnik Marszu z Centrum Edukacji Niepodległościowej Asocjacja z Wiednia, miał szanse przedostania się na teren KL Auschwitz w ramach indywidualnych możliwości stworzonych przez dyrekcję Muzeum KL Auschwitz dla wcześniej zarejestrowanych uczestników, ale bez plakietki „447”. Poirytowany sytuacją, przed wejściem na teren obozu udzielił lekcji ochronie Muzeum, wskazując na całkiem odmienne standardy obowiązujące na terenie KZ-Gedenkstätte Mauthausen w Austrii (miejsce eksterminacji m. in. polskiej inteligencji), gdzie teren obozu, jakkolwiek zabudowany wkoło, nie jest eksterytorialny i w czasie uroczystości nie ma blokad dla uczestników z polskimi flagami na drzewcach, co jest nie do pomyślenia na terytorium KL Auschwitz, nie tylko w czasach pandemii.

Andrzej Waligóra zaproponował, aby dla pracowników Muzeum KL Auschwitz zorganizować wycieczkę edukacyjną do obozu KZ Mauthausen-Gusen (przy pomocy Centrum Edukacji Niepodległościowej Asocjacja z Wiednia) dla przyswojenia sobie godnego traktowania Polaków i wszelkich oznak polskości, co obowiązuje na terenach poza Polską.

Niestety mimo powszechnej edukacji i ogromnej liczby zwiedzających Muzeum KL Auschwitz, rzetelna wiedza o tym obozie zagłady jest mierna. Niewielu Polaków wie, co oznacza data 14 czerwca, mimo że jest to Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady i mamy obowiązek powszechnego nauczania – także historii – w szkołach i mnóstwo wycieczek, tak młodzieży, jak i dorosłych, do Muzeum KL Auschwitz. Niestety historia przedstawiana w Muzeum budzi kontrowersje, a nawet oburzenie, także dawnych więźniów obozu.

Relacja Andrzeja Waligóry ze wspomnianego incydentu znajduje się na s. 2 „Śląskiego Kuriera WNET.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy KL Auschwitz jet obszarem eksterytorialnym?” znajduje się na s. 1 i 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy KL Auschwitz jet obszarem eksterytorialnym?” na s. 1 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Należy uwolnić prezydenta od podpisywania nominacji profesorskich, skoro nie odpowiada za to, co naukowcy wypisują

Nawet wśród absolwentów wyższych uczelni profesor pod względem poważania ustępuje strażakowi. Nominacji na strażaka prezydent nie podpisuje, a strażak prestiż społeczny ma, i to większy od profesora!

Józef Wieczorek

W Polsce tytuł profesora cieszył się od lat prestiżem w społeczeństwie, choć nie wszyscy odróżniają tytuł od stanowiska, a nawet od zawodu, stąd umieszczanie profesora uniwersytetu w rankingach prestiżu zawodów w Polsce. Przez lata, właśnie profesor uniwersytetu – umieszczany w kategorii zawodów – cieszył się największym prestiżem. Tak było w PRL!

Jeszcze przez lata w III RP profesor uniwersytetu był liderem rankingu prestiżu zawodów, choć jego przewaga nad innymi malała, i w badaniu CBOS w 2013 r. profesor spadł na drugie miejsce, bo społeczeństwo wyżej doceniło zawód strażaka.

W badaniu z roku ubiegłego profesor uniwersytetu znalazł się – uwaga! – na 5 miejscu, ustępując prestiżem nie tylko strażakowi (nadal lider rankingu), ale także pielęgniarce, robotnikowi wykwalifikowanemu i górnikowi.

Widać, że wzrost liczby uczelni, stanowisk i tytułów profesorskich oraz osób z wyższym wykształceniem przełożył się – o dziwo – na spadek prestiżu profesorów, którzy, jak można sądzić, swoimi kwalifikacjami, poziomem intelektualnym i moralnym sprawiają społeczeństwu zawód.

Ciekawe, że nawet wśród absolwentów wyższych uczelni profesor uniwersytetu pod względem poważania ustępuje strażakowi, a nawet pielęgniarce.

Można sądzić, że i absolwenci uczelni wreszcie się zorientowali, że z tymi tytułami jest u nas coś nie tak. Widoczna jest zależność – im wyższe wykształcenie społeczeństwa, im więcej studiujących mających kontakt bezpośredni z profesorami, tym prestiż profesorów staje się niższy. Gdy prestiż oparty był na propagandzie, mediach, ciągłym informowania o doskonałości uczonych, używaniu wobec nich określeń typu koryfeusze, luminarze – jakoś to oddziaływało na społeczeństwo, ale w dobie otwarcia na świat, powszechnego już internetu, ta nadmuchiwana tytularna bańka zaczyna pękać, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. (…)

W Polsce tytuł profesora nadaje prezydent, stąd o takim profesorze mówi się, że jest „prezydencki” czy „belwederski”, gdyż zwykle ceremonie odbywały się w Belwederze. (…)

Były wiceminister edukacji i były wiceminister nauki Zbigniew Marciniak uważa, że „procedury związane z nadaniem tytułu profesora belwederskiego są polską specyfiką i zupełnie wystarczyłby tytuł uczelniany (…) w przyszłości trzeba zrezygnować z tej dekoracji mającej charakter obrzędowy, bez znaczenia dla jakości polskiej nauki”.

Ostatnio w przestrzeni publicznej zaistniała sprawa profesury belwederskiej psychologa społecznego dr. hab. Michała Bilewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizującego się w obszarach dyskryminacji i uprzedzeń.

Liczni naukowcy-psycholodzy (choć nie tylko) zorganizowali petycję (Petycja w sprawie nadania tytułu profesora dr. hab. Michałowi Bilewiczowi – petycjeonline.com) w obronie dyskryminowanego ich zdaniem kolegi, do którego prezydent – w ich opinii – jest uprzedzony. Recenzenci Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych wniosek profesorski Michała Bilewicza ocenili jednoznacznie pozytywnie, jednak prezydent jeszcze tego wniosku nie podpisał. Naukowcy zatem traktują prezydenta jak notariusza, który ma bez zastanowienia i zwłoki podpisywać to, co mu komisja do podpisania podsunie. Uważają przy tym, że zwlekanie z podpisem nominacji dla Michała Bilewicza jest „szkodą wyrządzoną na wizerunku Polski w oczach międzynarodowej społeczności uczonych, którą trudno będzie w przyszłości naprawić”.

Po co naukowcom potrzebny jest taki system, w którym awanse naukowe ma podpisywać bezrefleksyjnie prezydent – nie wiadomo.

Prezydent wśród naukowców nie cieszy się zbytnim prestiżem, ale naukowiec ma mieć prestiż dopiero po podpisaniu jego awansu przez prezydenta? Zdumiewające – nieprawdaż? Badania rankingu prestiżu zawodów wskazują jednakże, że ten prestiż nawet po podpisaniu nominacji przez prezydenta i tak spada. Widać, że pies jest gdzie indziej pogrzebany. (…)

Powstaje pytanie: czy nie należałoby uwolnić prezydenta od obowiązku podpisywania nominacji profesorskich, skoro nie może brać odpowiedzialności za to, co naukowcy wypisują?

Skoro prezydent nie powinien ingerować w badania/rezultaty badań naukowców (słusznie), bo to jest odpowiedzialność świata nauki, a nie prezydenta, to niech świat nauki bierze odpowiedzialność za kreowanie swoich członków na profesorów.

Co więcej, prezydent u nas nie może odebrać tytułu profesora, choć jako „notariusz” ma go nadawać. Czy słyszał ktoś o odebraniu tytułu profesora komuś, kto go uzyskał w wyniku oszustwa, np. plagiatu? To co? Prezydent ma odpowiadać za awansowanie w systemie akademickim oszustów?

Prezydenci Stanów Zjednoczonych nie mają takich dylematów, bo nic im do nominacji profesorskich – tym zajmują się uczelnie.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy prezydent musi nadawać tytuł profesora?” znajduje się na s. 13 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Czy prezydent musi nadawać tytuł profesora?” na s. 13 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego