Czy naprawdę europosłowie zidiocieli w tej Brukseli? / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” nr 58/2019

Mieliśmy marksistowską „walkę klas”, narodowosocjalistyczną „walkę ras”, teraz zachodni neomarksiści fundują nam walkę płci. Nic to, przeżyjemy i to kłamstwo, korupcję polityczną – różne „deale”.

Kwiecień w tym roku to czas Wielkiego Postu i Zmartwychwstania. Czas na pomyślenie, czy jesteśmy szczęśliwi, zadowoleni z życia. Wiele podpowiedzi znajdziemy w Biblii i w starych przysłowiach, wyrażających nieraz w jednym zdaniu mądrość wielu pokoleń.

Jednym z takich porzekadeł jest: „Jak kogoś Pan Bóg karze, to mu rozum odbiera”. Wiceprezydent Warszawy powiedział otwartym tekstem, o co chodzi środowiskom LGBTiQ. Pierwszy krok to edukacja seksualna w szkołach i związki partnerskie, a później małżeństwa homoseksualne i adopcja dzieci. Mieliśmy metodą gotowania żaby być najpierw znieczuleni, by potem zwyciężyła antykultura. Kiedy żabę wrzucimy do wrzątku, to wyskoczy, ale jak będzie się wodę podgrzewało stopniowo, żaba zginie i nawet nie będzie wiedziała, jak to się stało.

Uchwalenie Dyrektywy UE nazywanej powszechnie Acta 2 to nic innego jak wprowadzenie cenzury prewencyjnej. I na nic się zda tłumaczenie, że to ochrona twórców, praw autorskich itp. Jeśli ktoś na FB czy Twitterze wkleja linki, to podaje autora i robi jemu i wydawcy reklamę. Czy naprawdę europosłowie zidiocieli w tej Brukseli, czy jedynie chcieli dokopać swoim przeciwnikom, a może rację mają niemieccy dziennikarze, że poszedł „deal” francusko-niemiecki? Za poparcie Acta 2 – dyrektywy, której chciał Macron, prezydent znienawidzony przez własny naród, Merkel uzyskała zgodę na budowę dla Rosjan Nord Stream 2. Coraz więcej Niemców ma już dość Angeli. Niestety alternatywa też nieciekawa. AfD widzi w Putinie zbawcę Europy.

No cóż, Niemcy zakładają sobie na szyję sznur, o którym pisał niegdyś tow. Lenin. Nasuwa się mimochodem pytanie o granice ignorancji.

Komunizm na Zachodzie Europy kwitnie. Czczony jest Marks, plany szkoły frankfurckiej zdają się zwyciężać. Zaproponowany przez Rudiego Dutschke w 1967 r. „marsz przez instytucje” powiódł się. Gramsci szedł dalej. Dla niego najważniejsza była „wojna o pozycje”, walka o idee i wierzenia. Stąd walka z Kościołem i rozumem. Cywilizacja grecka, łacińska, chrześcijańska, a nawet taoistyczna i buddyjska są wrogami. Współczesny człowiek ma wierzyć jedynie w nową ideologię, wszystkie wartości i prawa naturalne przeszkadzają. Widać, jak szatan próbuje zająć miejsce Boga.

Walka dobra ze złem trwa od wieków. Mieliśmy marksistowską „walkę klas”, narodowosocjalistyczną „walkę ras”, teraz zachodni neomarksiści fundują nam walkę płci. Nic to, przeżyjemy i to kłamstwo, korupcję polityczną – różne „deale”. Trzeba czytać Józefa Mackiewicza, bo on jak nikt rozumiał istotę komunizmu.

Trudno zrozumieć „deal”, który pcha Kornela Morawieckiego nie tylko w szkodzenie Polsce, ale i kompromitowanie syna. Jego nowa prorosyjska koalicja w wyborach do PE nie ma żadnych szans. Zostaje pytanie, dlaczego szkodzi wizerunkowi syna? Coraz więcej osób zza granicy pyta otwarcie, czy rząd RP jest prorosyjski? Przecież ojciec premiera bredzi: „Chcemy Europy pierwszej w świecie, wielkiej Europy od Atlantyku do Pacyfiku, ze Wschodem, z Rosją, Europy demokratycznej, duchowej”. Nie można tej aberracji tłumaczyć wiekiem i chorobą. Już 11 lat temu, w 2008 r. Kornel Morawiecki twierdził, że Gruzja napadła na Rosję i że Rosjanie nas wyzwolili w latach 1944–45. Już wtedy marzył o Europie od Atlantyku do Pacyfiku pod przewodnictwem Słowian. Czyżby pragnął ziszczenia marzeń Lenina – Europy zjednoczonej od Władywostoku do Lizbony? Taka Europa potrzebna jest teraz Rosji do wzmocnienia pozycji w rywalizacji z Chinami o hegemonię.

Mateusz Morawiecki odciął się wprawdzie od prorosyjskich poglądów ojca, ale ciekawa jestem jego stosunku do Chin i jedwabnego szlaku. Mam nadzieję, że w tym przypadku daleko padło jabłko od jabłoni.

Wiem, że Bóg i tak zwycięży. Dał nam Syna swego, który pokazał, jak powinien żyć człowiek, aby jak On zmartwychwstać.

Jadwiga Chmielowska

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Leonardas Vilkas: Litwini są zatruci „nowoczesnym” nacjonalizmem. Język polski uratował język litewski przed rutenizacją

W Poranku WNET z Wilna litewski tłumacz o antynacjonalizmie i antykomunizmie Józefa Mackiewicza oraz o dziewiętnastowiecznych uprzedzeniach Litwinów i neopogańskich tendencjach w ich partii rządzącej.

Gościem w Poranku WNET w Wilnie był Leonardas Vilkas, tłumacz dzieł Józefa Mackiewicza.

Powiedział, że Litwini wypierają ze swojej świadomości historię unii polsko-litewskiej. Zatruci są „nowoczesnym” nacjonalizmem. Uważają, że unia z Polską doprowadziła do zaniku języka litewskiego. Według Leonardasa Vilkasa są to tak naprawdę dziewiętnastowieczne uprzedzenia, a język polski uratował język litewski przed rutenizacją, która wcześniej bardzo szybko postępowała.

Trochę się to obecnie odwraca. Sporo ludzi zaczyna to rozumieć, wielu jeszcze nie. Na razie cały czas przewagę mają ci, co myślą po staremu, tj. „nowocześnie”, nacjonalistycznie. Leonardas Vilkas uważa jednak, że w przyszłości to się musi zmienić.

Gość Krzysztofa Skowrońskiego jest Litwinem, zna język polski, gdyż pochodzi z Mariampola, gdzie w czasach PRL można było odbierać polską telewizją. Przełom nastąpił, gdy pojechał do Polski do kolegów z Solidarności Walczącej i zaczął czytać książki, które tam dostał.

Dzięki Piotrowi Hlebowiczowi z Solidarności Walczącej poznał „Zwycięstwo prowokacji” Józefa Mackiewicza, które bardzo mu się spodobało. Pisarz ten jest według niego jednocześnie nacjonalistą i antynacjonalistą, którym musi być każdy prawdziwy antykomunista, a takich jest bardzo niewielu. Dla wielu antykomunizm jest swoistym dodatkiem do nacjonalizmu. Stąd Litwini nie są wolni od antypolskich uprzedzeń. [related id=39209]

Leonardas Vilkas ceni wszystkie książki Józefa Mackiewicza, najbardziej „Drogę donikąd”, „Nie trzeba głośno mówić”, „Lewą wolną” i „Zwycięstwo prowokacji”. Józefa Mackiewicza można obecnie kupić w litewskich księgarniach. Tłumacza dziwi jednak, że nie zyskały one dużego rozgłosu.

Litewski Związek Rolników i Zielonych, rządzący obecnie na Litwie, jest bardzo różnorodny, nie ma jednolitych źródeł ideowych. Jego przewodniczący to syn dyrektora kołchozu i też prezentuje mentalność kołchozową. Chce narzucać innym swój tryb życia. Jest fanatycznym abstynentem, w dziwny sposób walczy z alkoholem. W partii są zaciekli nacjonaliści, ale też osoby, które są za dobrymi relacjami z Polską. Co do pisowni polskich nazwisk, zdania też są tam podzielone. Ta partia nie za bardzo podoba się naszemu gościowi.

Leonardas Vilkas przyznał, że na Litwie, tak jak i w pozostałych państwach bałtyckich, pojawiają się tendencje neopogańskie. Obecne są na przykład u przewodniczącego rządzącej partii. Wśród polityków jest to spora i dość wpływowa grupka, najczęściej nastawiona antypolsko.

Całej rozmowy można wysłuchać w części szóstej Poranka WNET z Wilna.

JS

Bunt Rojstów – Józef Mackiewicz – recenzja

Nim nastały czasy Katynia/Ponar, Lewej Wolnej czy Nie trzeba głośno mówić, młody reporter wileńskiego „Słowa” objeżdżał północno-wschodnie krainy i opisywał dziwa wszelakie.

Bunt Rojstów, w pełni autorski debiut najlepszego polskiego pisarza XX wieku Józefa Mackiewicza, jest zbiorem reportaży powstały w końcówce lat 30-tych. I jak to z młodszym Mackiewiczem bywa, jest „ostro” i „dosadnie”, a przede wszystkim rzeczowo. Oczywiście, sam autor w późniejszych latach trochę podśmiewywał się ze swoich utyskiwań na „terror” Policji Państwowej i bezdusznego, a raczej durnego aparatu państwowego. Ledwie rok po publikacji tej książki, na te ziemie nastała era całkowitej ciemności, która w pewnym sensie trwa ona do dziś. I „sobiepaństwo” policji polskiej na tych ziemiach to pryszcz w porównaniu z NKWD/Gestapo i później znowu NKGB.

Mackiewicz chodził, jeździł na rowerze, pływał łódką do już ówcześnie zapomnianych wiosek, miasteczek, w których jak to Karol Zbyszewski określił – dzieci śpiewały o Orle Białym (chyba po białorusku?) a rodzice martwili się co dać im jeść. Dawidgródek, przygraniczne miasteczko z Sowietami, wypełnione ludnością żydowską. Poza strażnicami KOP-u nic Polska nie daje ludności kresowej, martwił się Zbyszewski. Odkopano tam szczątki jakiegoś kniazia ruskiego z XIII wieku. Co robić, przecież to nie Polak – martwiała się warszawska prasa. I taką właśnie Polskę wschodnią ukazał Józef Mackiewicz. Od ujścia chłopskiej chaty, wyszynku żydowskiego, małomiasteczkowego jarmarku płotu bielmem wymalowanego prikazem Sławoja. Daleko od kawiarni, polityki wielkiej i mniejszej, a także dworu i mitu kresowego. Inna sprawa, co to były za czasy dla polskiej literatury, że wybitny reportażysta i publicysta Karol Zbyszewski pisał recenzję książki kolegi redakcyjnego Józefa Mackiewicza?

Józef Mackiewicz biegły w językach i mentalności wschodniej mógł wejść w nieufny świat białoruskich włościan i ukazał ich krzywdy. W Buncie Rojstów nie ma narracji mdłej, melancholijnej. Polska tutaj to nie jest „dobrodziej”, bastion cywilizacji itd. Raczej jest bytem na wpół obcym i szkodniczym. Dajcie żyć po swojemu jak ojcowie i dziadowie żyli, bije przesłanie z tej arcyciekawej i ważnej książki. Polska w Buncie … jest też wielką niewykorzystaną obopólną szansą. Mackiewicz, „mrukliwy Wielki Książę Litewski” jak go przezywano w Wilnie, patrzył na te ziemie rodzinne bez uczucia kompleksu w stosunku do drugiej strony Buga. Była to jego Polska. Inna, ale Polska, choć lepiej by było, gdyby powstało Wielkie Księstwo z unią z Warszawą. To było niemożliwe. Tym samym w Buncie mamy niejako wołanie do Warszawy, czy też jak ówcześnie mawiano „centrali”, dlaczego tak po macoszemu traktuje ziemie północno-wschodnie? Miała być „druga Gdynia”, port na Dźwinie uruchamiający gospodarczo całą Nowogródczyznę i Polesie, a okazało się to kosztowną kompromitacją i aferą. Co gorsza, jak to Mackiewicz odnotował. Miejscowi to widzieli i nie zapomnieli.

Bunt Rojstów ukazuję prawdę. Prawdę dziejów rozumianą przez ówczesnych. Mackiewicz uchwycił ferment i wrzenie na tych terenach, jak i też próby zainstalowania obcych administracyjnych pręgierzy, które nie do końca odpowiadały, lub były rozumiane przez ówczesną ludność. Jest to książka doskonała jako wstęp do późniejszych tragicznych losów ziem północno-wschodnich. Ponieważ należy pamiętać, że pomimo tego, że II RP nie była matką, lecz macochą dla wielu, to lwia część mieszkańców tych ziem aż do późnych lat 40-tych biła się z najeźdźcą dlatego, że tam jest Polska. Bunt, tak jak wszystko Józefa Mackiewicza jest obowiązkowe do przeczytania. Bylibyśmy innym narodem, gdybyśmy chowani byli na Mackiewiczu, a nie Gombrowiczu. Dla próbujących udawać dziennikarza/pisarza, Bunt Rojstów jest po prostu niezbędny. Z najlepszych wzorców należy czerpać!