Wspomnienie o śp. Wojciechu Piotrze Kwiatku – jakim go zapamiętało środowisko dziennikarskie i przyjaciele

Pierwszy żal to ten, że odszedł człowiek, który był w naszym serdecznym krajobrazie codziennym, a drugi, że Wojtek miał jeszcze w sobie ogromny potencjał intelektualny, twórczy, duchowy i literacki.

Wspomnienie o Bratku*

Jerzy Biernacki

Rankiem 5 lutego 2020 roku odszedł od nas redaktor Wojciech Piotr Kwiatek. Prażanin, silnie odczuwający więź z ludowym etosem warszawskiej Pragi, miłośnik twórczości Marka Nowakowskiego. Umawiał się w ostatnich latach najchętniej w kawiarni „Piotruś” przy Nowym Świecie, w pobliżu lub przy stoliku upamiętniającym pisarza. O tym jednak wiedzieli jedynie najbliżsi jego przyjaciele. Naturalnie jego wizjer ogarniał znacznie szersze horyzonty, przede wszystkim kultury, nie tylko polskiej, a także polityki i życia społecznego.

Za komuny, po studiach filologicznych na Uniwersytecie Wrocławskim i Warszawskim, „ukrył się” w światku czy może w świecie (daleki jestem od pomniejszania jego wartości) literatury detektywistycznej, czy szerzej – kryminalnej, która stała się (czy może była od początku, skoro rozważaniom nie wyłącznie teoretycznym na ten temat poświęcił swoją pracę magisterską) jego wielką pasją. Po latach z pracy magisterskiej zrobił interesującą książkę pt. Zagadki bez niewiadomych. Kto i kiedy zamordował polską powieść kryminalną? Jako redaktor „Iskier” wyszukiwał młode talenty, sam próbował z powodzeniem dołączyć do grona autorów literatury kryminalnej, pisząc m.in. opowiadania wydane pt. Słaba płeć czy minipowieść Za żadne pieniądze.

Żywy nerw kryminalny przejawia jego późniejsza znacznie powieść radiowa Kretowisko, pisana z odcinka na odcinek i odczytywana w Radiu WNET w okresie jego początków. Wbrew pozorom, mimo oczywistej instrumentalności i zawężeń związanych z warunkami, w jakich powstało, Kretowisko ma samodzielną wartość literacką i jako kryminał, i jako political fiction, i jako powieść z kluczem.

Trzeba było powstania przed dziesięciu laty Radia WNET Krzysztofa Skowrońskiego, żeby doszło do odkrycia niezwykłego talentu radiowego Wojtka. Bez wątpienia od początku stał się jedną z ikon tego niezwykłego i tak świetnie rozwijającego się Radia.

Jego audycja wieczorna poświęcona szeroko pojętej kulturze, pt. Smaki i niesmaki, do której współprowadzenia miałem zaszczyt być zaproszony w okresie, gdy Radio nadawało audycje jeszcze z Hotelu Europejskiego, a potem z lokalu przy Koszykowej 8 (krótko to trwało jedynie z mojej winy), gromadziła postaci i mówiła o zjawiskach i wydarzeniach, którymi prawie nikt inny w tym czasie się nie zajmował. O takich, jak Galeria Działań na Ursynowie, jak problemy zmieniającego się języka debaty publicznej, upadek teatru czy misji telewizji publicznej albo fatalny los jednego z najwybitniejszych polskich publicystów o pokroju konserwatywnym, Piotra Skórzyńskiego. Kurier Kulturalny Wojtka Kwiatka, piątkowe kilkuminutowe wejścia na zakończenie Poranka WNET, poświęcone filmowi/filmom, książce, wystawie czy przedstawieniu teatralnemu, to były perełki felietonistyki kulturalnej. Czuł formę radiową, żywe słowo, jak mało kto.

Już wiele lat przedtem prezentował się jako znakomity, waleczny publicysta piszący. Najpierw jako członek redakcji „Tysola”, czyli „Tygodnika Solidarność”, skąd odszedł, poróżniwszy się z Andrzejem Gelbergiem, ale przede wszystkim na łamach niezapomnianego tygodnika „Nasza Polska” Marii Adamus, gdzie był przez wiele lat sekretarzem redakcji. Jego publikowane tam przez pewien czas Dialogi europejskie, gdyby je rozbudował i zebrał w książce, byłyby rewelacją intelektualno-literacką.

Ironia, pogranicze groteski, ośmieszanie różnych „europejskich” głupstw przy pozorach zachowywania powagi (to tak jak opowiada się dowcipy z kamienna twarzą) i oswajanie przerozmaitej grozy i zgrozy, której elementy właśnie się ziszczają na naszych oczach i dotykają naszego kraju – to treść owych niedokończonych dialogów.

Naturalnie w okresie swego sekretarzowania w „Naszej Polsce” i także później Wojtek pisywał wstępniaki i felietony, wyróżniające się aktualnym wyczuciem politycznym i świadomością, jak głęboko i nieodwracalnie skutkują błędy polityków, jeśli idzie o przyszłość kraju i narodu. Wprowadzał także na łamy poważnego tygodnika polityczno-kulturalnego formy lżejsze, oparte na właściwym mu poczuciu humoru, bez którego nie ma właściwie dobrego felietonu. Świetnie się też bawił, współpracując z redaktorem technicznym, w sprawach związanych z layoutem pisma, obróbką zdjęć, które układali niekiedy jak rozrzucone karty do gry, żeby czytelnika nie nudził grzeczny, banalny ich porządek. Pamiętam, jak kiedyś daliśmy zdjęcie Antoniego Macierewicza z kotem, ale coś nam w nim nie pasowało i postanowiliśmy zdjąć głowę Antoniego i dać nieco inaczej ułożoną z innego zdjęcia – wypadło znacznie lepiej. Antoni zdumiony zachodził w głowę, co to za fotografia, dopóki nie dowiedział się od nas prawdy.

Nie sposób w kilku zdaniach ogarnąć zakresu, formy i efektów jego kilkunastoletniej pracy w „Naszej Polsce”. Był tam centralną postacią, redaktorem, który potrafił współpracować z szefem bez schlebiania mu i z poczuciem, że ma prawo do czynienia mu w razie potrzeby krytycznych uwag, będąc zrazem łącznikiem między podwójnym kierownictwem redakcji (pani Maria miała decydujący głos, zwłaszcza w sprawach programowych i z zakresu „wysokiej polityki”, redaktor naczelny odpowiadał – krótko mówiąc – za dziennikarski profesjonalizm pisma) a gronem pracowników i współpracowników.

Jak przystało na indywidualistę, Wojtek miał również inne rzeczy niedokończone (nawiązuję tu do owych niedokończonych Dialogów europejskich), jak choćby spisywane w formie eseistycznej swoje rozmowy z Bogiem, o których raz kiedyś mi wspomniał.

Jakiś czas temu przeżył on głęboką metanoję, rzeczywiste nawrócenie. Poprosił ks. Stanisława Małkowskiego (który był kapelanem redakcji „Naszej Polski”) o przewodnictwo duchowe i pod tym wpływem, jak myślę, szedł duchowo wzwyż.

Kilka lat temu wznowił książkę wydaną 23 lata wcześniej, o początkach transformacji, w której pewną rolę odegrała także „długa ręka Moskwy”, ujawniona przez Sławomira Cenckiewicza dwadzieścia lat później. W Akrobatach i kuglarzach z 1993 roku (wznowionych bodaj w 2016 roku) autor nie ma co do tego złudzeń, podobnie jak co do tego, kogo ta ręka dotknęła i przemieniła nie do poznania. Książka Akrobaci i kuglarze ma wiele innych jeszcze zalet. Wystarczy powiedzieć, że dotyczy m.in. okresu powołania, półrocznego trwania i obalenia rządu Jana Olszewskiego i że jej autor miał dostęp do wszelkich informacji, pracując, zdaje się, w biurze prasowym partii Jarosława i Lecha Kaczyńskich Porozumienie Centrum. Autor odkrywa i demaskuje przyczyny takich a nie innych postaw znanych polityków (ukrytych pod lekko tylko zmienionymi nazwiskami, łatwymi do rozszyfrowania), i jest w tym bezlitosny. Wznowioną książkę zaopatrzył w 14 rysunków śp. Antoniego Chodorowskiego, z których prawie każdy jest samodzielnym arcydziełem rysowanej publicystyki

I wreszcie znakomita książka sprzed kilku lat, pt. Obywatel: powieść sensacyjna, political fiction całą gębą, napisana najwyraźniej pod wpływem gorącej tęsknoty do sprawiedliwości, do zadośćuczynienia za popełnione zło. W ostatnim czasie narodziła się nadzieja na ekranizację powieści. Wojtek napisał scenariusz (z pomocą fachowca z tej dziedziny), zaaprobowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, i zimą miały rozpocząć się zdjęcia do filmu. Obawiam się, czy w obliczu śmierci autora książki projekt ten nie zostanie zaniechany.

W Internecie, na Facebooku i w materiałach Radia WNET napisano wiele o tym, jakim Wojtek Kwiatek był człowiekiem, że do kolegów z Radia zwracał się słowami „Piękne Panie i Szlachetni Panowie”, że był wyczulony na dziejące się zło i dążył ku dobru, że był szarmancki wobec pań i lojalny w przyjaźni. To wszystko prawda.

Ale prawdą jest też, że każdą swoją audycję zaczynał od określenia stanu przyrody i pogody i od ich wpływu na psychikę człowieka, na nastrój rozpoczynającego się wieczoru. On, człowiek z gruntu „miastowy”, reagował cienkoskóro na wiatr, ulewę za oknem czy po prostu deszcz, jesienny deszcz. Miał naturę poety i zresztą pisywał dobre wiersze, jak np. ten o rozbieraniu choinki.

Rozbieranie choinki

Już jest po wszystkim. Już nikt się nie cieszy.
Zmęczonym gestem opuszcza gałązki
Stara choinka. Już ciążą łańcuchy
I świecidełka i anioł z papieru
Który już nie jest in excelsis, bo się
Czubek choinki pochylił ku ziemi.

Już jest po wszystkim. Rozbierzesz choinkę
Radość i ciepło w przegródki powkładasz
Jeszcze Cię może co ściśnie za gardło
Jak przy życzeniach w wigilijny wieczór.
„Mama” i „tata”, nie „ojciec” i „matka” –
Tak o nich mówisz dwa razy do roku.

Potem się sprzątnie, by ślad nie pozostał
Skrzętnie wybierze się igły spod stołu
Resztę opłatka zje brat, bo mu każesz
Mówiąc: zjedz, gnoju, przecież nie wyrzucę.
Obrazki, które dał ksiądz po kolędzie
Schowasz w pudełku na listy. Jak zawsze.

I będzie dobrze. Tak jak w zeszłym roku
Znów będzie można się modlić a potem
Lżyć i przeklinać i mówić, że „kocham”.

W sieci wymienione są też wszystkie sprawowane przezeń funkcje, zwłaszcza w SDP, gdzie był m.in. wiceprzewodniczącym Klubu Publicystyki Kulturalnej, i to wiceprzewodniczącym twórczym, samodzielnym. Warto jeszcze podkreślić, że oprócz kryminałów jego wielką pasją był film. Nawet w ostatnich latach, trudnych dla niego z powodu gnębiących go chorób, nie opuszczał żadnego pokazu, bez względu na samopoczucie. W SDP prowadził dyskusyjny klub filmowy.

Wojtek był też człowiekiem z gitarą. Lubił śpiewać, miał przyjemny, głęboki głos. W ogóle lubił muzykę, zarówno poważną, jak i rozrywkową. Ze szczególną pieczołowitością przygotowywał stronę muzyczną swojej audycji Smaki i niesmaki. Jedną z tych audycji poświęciliśmy w całości dziełu muzycznemu Kiko Argüello pt. Cierpienie niewinnych, przedstawionemu kilka lat temu na terenie niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau w obecności kilkudziesięciu rabinów żydowskich z całego świata i wielu biskupów Kościoła katolickiego. Grała orkiestra symfoniczna i śpiewał chór, liczące razem coś około 300 czy nawet więcej wykonawców.

Pamiętam też wspaniały, zainicjowany przez Wojtka koncert kolęd podczas jednego ze spotkań opłatkowych w Klubie Publicystyki Kulturalnej SDP. Próbowałem mu towarzyszyć, ale tylko on znał na pamięć wszystkie zwrotki śpiewanych kolęd i wykonywał je z rozmachem i swadą, tak że udało mu się rozśpiewać cały klub. Był bez wątpienia człowiekiem wielu przeznaczeń.

Można by wymieniać kolejne role czy funkcje pełnione przez Wojtka, jak np. rola członka kapituły (przez 10 lat) przyznawania medalu Opoki, nagrody społecznej imienia wspomnianego Piotra Skórzyńskiego, z którym się przyjaźnił, którego twórczość znał dobrze, niezwykle wysoko cenił i celnie potrafił o niej mówić. Bo miał on tę niezwykłą cechę, że nie zazdrościł nikomu jego wybitności, jego dorobku czy sukcesów, lecz – jak w tym przypadku – starał się wiedzę o nich rozpowszechniać. Wobec szczelnie zamilczanego Skórzyńskiego miało to szczególne znaczenie i wymagało odwagi cywilnej wysokiej miary. W 11 edycjach Opoki otrzymała medale (Opoki Ducha, Opoki Słowa i Opoki Czynu) plejada wybitnych niezłomnych Polaków, żeby wymienić tylko: Jerzego Narbutta, ks. Stanisława Małkowskiego, premiera Jana Olszewskiego, prof. Andrzeja Nowaka, Annę Walentynowicz, Marię Adamus, Antoniego Macierewicza, Marka Jana Chodakiewicza, Marcina Dybowskiego czy inż. Jacka Karpińskiego.

Myślę, że na zakończenie trzeba powiedzieć o podwójnym żalu: pierwszy żal to ten, że odszedł człowiek, który był w naszym serdecznym krajobrazie codziennym, a drugi żal to ten, że Wojtek miał jeszcze w sobie ogromny potencjał intelektualny, twórczy, duchowy i literacki. Jego dorobek pozwalał mu z pewnością myśleć o sobie: non omnis moriar. Ale nie skończył jeszcze 69 lat. Dlaczego, Panie Boże, nie dałeś mu choćby dekady? Twoja wola, Panie. R.I.P.

*Bratek to imię, jakie nadał autor „Kretowiska” sobie jako jednej z postaci powieści.

Artykuł Jerzego Biernackiego pt. „Wspomnienie o Bratku” znajduje się na s. 2 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Jerzego Biernackiego pt. „Wspomnienie o Bratku” na s. 2marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego