Prof. Jan Żaryn: sprawa Kamińskiego i Wąsika jest świadectwem jakiejś zemsty rękami ludzi władzy

Jan Żaryn / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Patrzę na tę władzę i zadziwiam się jak jej przedstawiciele definiują swoją miłość do ojczyzny” – mówi Jan Żaryn, dyrektor IDMN im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Mirosław Suchoń o przyszłości CPK: musi zostać przeprowadzony dogłębny audyt

Jan Żaryn: Nie da się jednej zbrodni traktować jak ludobójstwa, a drugiej nie. Nie można honorować zbrodniarzy

Featured Video Play Icon

Jan Żaryn, fot.: Radio WNET

Profesor historii w „Poranku Wnet” w Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu mówi o skali mordów na Kresach Wschodnich. Odwołuje się także do zaniedbań i błędów strony ukraińskiej.

Dziś, 11 lipca, obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu. Profesor Jan Żaryn przypomina o zobowiązaniu, które wiąże się z tą datą.

Dzisiaj wszyscy stajemy się Wołyniakami. Wszyscy stajemy się zobowiązani do pamiętania o tych wydarzeniach.

Apogeum ludobójstwa przypada na lata 1943, 1944, jednak historyk przypomina, iż początki rzezi wołyńskiej sięgają dużo wcześniejszego czasu.

Właściwie początki tego działania to już rok 1939 r.

Jan Żaryn wypowiada się na temat skali ludobójstwa. Zaznacza, że z ustaleniami liczby ofiar jest pewien kłopot, jednak mówi o dzisiejszych szacunkach.

Obecnie funkcjonujące dane to około 60 tysięcy Polaków, którzy zostali zamordowali.

Bardzo często ofiary nie miały pochówku, niektórzy nie mają go nawet do dziś. 

Powinny być przynajmniej zbiorowe mogiły.

Czytaj także:

Ks. Isakowicz-Zaleski: strona ukraińska nic nie zrobiła w sprawie ekshumacji mimo ogromnej pomocy, która idzie z Polski

Nie tylko Polacy stali się ofiarami rzezi wołyńskiej. Wśród zamordowanych byli także Żydzi oraz rodacy zbrodniarzy.

Ginęli także Ukraińcy, ci, jak ich nazywamy, sprawiedliwi – którzy pomagali Polakom.

Po stronie oprawców znajdowali się nie tylko ludzie powiązani ze strukturami nacjonalistycznymi.

Mordowała także ludność cywilna, która została otumaniona.

W kontekście stanowiska dzisiejszego państwa ukraińskiego, profesor Żaryn mówi o potrzebie konsekwencji i nazywania rzeczy po imieniu.

Nie da się jednej zbrodni traktować jak ludobójstwa, a drugiej nie.

Ukraina nie znajdzie się w gronie społeczeństw europejskich, bo nie można honorować zbrodniarzy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.K.

Czytaj także:

Jerzy Jurczyński: Dostęp do wody w Charkowie jest ograniczony. Są całe osiedla, które są pozbawione wody

prof. Jan Żaryn: Środowiska LGBT czują się bezkarne – audycja „Jesteśmy razem”

Rozmówcy dyskutowali o idei przyświecającej tej audycji, a mianowicie umiejętności bycia razem i wspólnego działania na rzecz dobra zarówno w naszym kraju, jak i na całym świecie.

W sobotę 27 lipca w południe rozmówcą Marka Kalbarczyka w audycji był laureat konkursu na najbardziej cenionego gościa „Jesteśmy Razem” – profesor Jan Żaryn. W dwóch kwietniowych programach profesor podzielił się swoimi refleksjami na temat stosunków polsko-żydowskich oraz o Janie Karskim, który wydostał się z okupowanego kraju, by powiadomić Zachód o holokauście. Tym razem rozmawialiśmy o granicy kompromisu.

Prof. Żaryn: Nie możemy dać się zgnoić kłamstwami na temat naszej historii [VIDEO]

Prof. Żaryn o próbach fałszowania historii odnośnie postawy Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Porusza także temat nowelizacji ustawy o IPN, ustawy 447 i spłaty roszczeń żydowskich.

Prof. Jan Żaryn o sprawie, która jest na okładce najnowszego numeru miesięcznika „Sieci”. „Nie dam się zastraszyć! Nie możemy dać się zgnoić kłamstwami na temat naszej historii” – tak brzmi tytuł wywiadu z gościem Poranka WNET umieszczony na wierzchniej stronie czasopisma.

W nim historyk mówi: o próbie fałszowania historii drugiej wojny światowej; o postawie Polaków wobec Żydów w czasie tej wielkie pożogi; o tym, jak naprawdę zachowała się Polska w obliczu holokaustu; o tym, czy te wszystkie kłamliwe wypowiedzi dotyczące stosunków polsko-żydowskich zmierzają do wymuszenia od nas pieniędzy.

Podczas rozmowy z Magdaleną Uchaniuk-Gadowską w Radiu WNET historyk oznajmia, iż dla świata wiarygodna jest strona żydowska, której narracja dotycząca postawy Polaków wobec holokaustu jest sprzeczna z prawdą. Dlaczego zadają kłam prawdzie? Prof. Żaryn tego nie wie, ale domniema, że muszą oni widzieć w tym jakiś interes:

Chodzi o to, żeby świat zrozumiał, że został wpuszczony kłamstwo totalne, więc żeby to kłamstwo nie wygrywało dalej, to trzeba być wiarygodnym. Dla świata wiarygodna jest strona Żydowska, nie Polska, niezależnie od tego, czy nam się podoba, czy nie. […] to jest smutne, obrzydliwe, ale powiedzmy sobie szczerze — taka jest ponura rzeczywistość. Strona Żydowska ma wobec Polski i Polaków do zrobienia bardzo dużo pozytywnych rzeczy, jeśli by tylko chciała.

Wcześniej sądził, że z tą nieprawdziwą retoryką można walczyć za pomocą nowelizacji ustawy o IPN, z której ostatecznie rząd pod naporem krytyki ze strony USA, Izraela, Ukrainy, opozycji politycznej się wycofał:

Uważałem, że ten nowy instrument kanalizacyjny [nowelizacja ustawy o IPN – przyp. red.] jest ważnym instrumentem, ponieważ dotychczasowe edukacyjno-naukowe publikacje nie są wystarczające i trzeba w związku z tym używać dla dobrego imienia Polski wszystkich dostępnych narzędzi. […] Niestety stało się inaczej, zrezygnowaliśmy z tej nowelizacji, ponieważ chcieliśmy wykonać ukłon w stronę środowisk żydowskich, które zostały zaskoczone i źle zinterpretowały intencje polskie.

Ponadto prof. Żaryn mówi na temat ustawy reprywatyzacyjnej w kontekście zagrożenia, jakie nosi ze sobą amerykańska ustawa 447:

Mamy do czynienia z próbą wejścia na teren Polski z żądaniem, które wykracza poza prawne możliwości państwa polskiego. Z punktu widzenia funkcjonowania prawa polskiego, wewnątrz prawa międzynarodowego własność bezspadkowa nie istnieje. Jako zjawisko natomiast uważam, że jest to dobry powód do dyskusji na temat niewypełnienia zobowiązania własnościowego także wobec obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, jakim jest brak ustawy reprywatyzacyjnej.

Gość Poranka WNET odniósł się także do wypowiedzi premiera Morawieckiego oraz prezesa Kaczyńskiego odnośnie potencjalnej spłaty roszczeń żydowskich:

Pan Jarosław Kaczyński i Pan Mateusz Morawiecki, czyli osoby, które reprezentują dzisiejsze władze, mówią jednym szczęśliwie głosem — nie ma sprawy dotyczącej 447. Polska to kraj, któremu się należą pieniądze za II wojnę światową, nie jesteśmy stroną, która ma cokolwiek płacić komukolwiek.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T. / A. Kowarzyk

Prof. Żaryn: Żydzi zachowywali się wobec nas obrzydliwie na Kresach. Witali NKWD, rwali flagi [VIDEO] – „Jesteśmy razem”

Naród żydowski i polski żyją tutaj razem od XIV wieku, miały wiele okazji, by się zaprzyjaźnić, ale także poróżnić. Co nas łączy i dzieli? Jakie stosunki między nami były kiedyś, a jakie są teraz?

W sobotę 4 maja w audycji „Jesteśmy razem” nadaliśmy kolejną relację ze spotkania Marka Kalbarczyka z profesorem Janem Żarynem, zorganizowanego przez Fundację Szansa dla Niewidomych!

Profesor podzielił się refleksjami o holokauście i wyjątkowej postawie Polaków, którzy wbrew naturalnym obawom o swoje życie, chronili Żydów przez niemiecką nienawiścią. Gdy nasze narody podczas II wojny światowej najbardziej ucierpiały, czy żydowskie żądania i amerykańska ustawa 447 są uzasadnione i sprawiedliwe? Czy są powody, by wzajemnie się o coś oskarżać, czy raczej wspierać?

Cała audycja:

Żaryn: My sami dostarczyliśmy antypolskiej amunicji, legitymizując osoby, które nie są reprezentatywne w tym temacie

Prof. Jan Żaryn bardzo krytycznie wypowiada się o sposobie organizacji paryskiej konferencji poświęconej Zagładzie. Twierdzi, że polski rząd nie powinien wspierać projektów godzących dobre imię Polski

Prof. Jan Żaryn komentuje w Poranku WNET paryską konferencję pt. „Nowa Polska Szkoła Historii Zagłady”. Uważa, za żenujący fakt, że współorganizatorem wydarzenia jest Polska Akademia Nauk. – My sami jako Polacy dostarczyliśmy amunicji antypolskiej legitymizując wystąpienia osób, które nie są reprezentatywne w tym temacie – mówi kategorycznie. Przypomina, że zignorowano osoby, których badania nie pasują do narracji prezentowanych na konferencję. Chodzi m.in. o prof. Chodakiewicza, Gontarczyka czy samego Żaryna.

Dla Żaryna hańbiące jest przyznawanie grantów „naukowcom” pokroju Jana Tomasza Grossa czy Barbary Engelking. – To masochizm – mówi. Autor „Dziejów Kościoła w Polsce” sądzi, że antypolskie tezy dotyczące zagłady Żydów wynikają z jakiejś niechęci wobec naszego kraju.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!

organizacji konfer poświęconej Holokaustowi konferencji w Paryżu. Sugeruje również, że Polska nie powinna dotować projektów godzących w jej dobre imię

Roman Dmowski to jeden z tych Polaków wielkiego formatu, których powinniśmy umieć dobrze „sprzedać” na zachodzie Europy

Żeby Polska odzyskała niepodległość, miała dostęp do morza, Wielkopolskę, Śląsk – Niemcy muszą wojnę przegrać. I to było kanoniczne zdanie, które prowadziło Dmowskiego przez meandry lat 1914–17.

Jan Żaryn

Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza

Gdybyśmy potrafili dobrze sprzedać Romana Dmowskiego na zachodzie Europy, w stulecie traktatu wersalskiego, czyli w czerwcu 1919 roku, moglibyśmy pokazać Europie, że byli Polacy, którzy wskazywali możliwość takiego zabezpieczenia fundamentu pokoju europejskiego, żeby Europa nie stała się świadkiem i ofiarą takich tragedii jak spotkanie z dwoma totalitaryzmami i II wojna światowa.

Roman Dmowski wpisał się w dzieło odbudowy Niepodległej w dwóch wymiarach. Pierwszy wymiar, dziś mniej zauważany, to jest prowadzenie długofalowej, czynnej polityki, której celem było unarodowienie wspólnoty tak, by warstwy ludowe stały się częścią tego wielkiego dziedzictwa, któremu na imię Polska – mimo iż nie posiadaliśmy wówczas własnego państwa.

Co więcej, państwa imperialne, które nas pochłonęły 100 lat wcześniej, były zainteresowane, by warstwy ludowe depolonizować albo wręcz rusyfikować bądź germanizować. I taka była główna idea powstania Ligi Narodowej w 1893 roku – przeciwstawienie się tej rzeczywistości zewnętrznej, a jednocześnie unarodowienie mas. Jej głównym patronem, przywódcą, liderem i myślicielem był właśnie Roman Dmowski.

Stworzył potężną strukturę organizacyjną. W 1905 roku liczyła ona około czterystu osób. Można powiedzieć, że zbierała polską elitę z trzech zaborów, ze wszystkich możliwych grup społecznych.

Odnajdziemy tam kapłanów i ziemian, Wincentego Witosa i Wojciecha Korfantego, a więc ludzi, których słusznie kojarzymy z warstwą chłopską i robotniczą śląską. Odnajdziemy tam bardzo wielu inteligentów wielkomiejskich, takich, jakim mimo pochodzenia drobnoszlacheckiego i mieszczańskiego stał się sam Roman Dmowski, jak Jan Ludwik Popławski czy Zygmunt Balicki – to ta trójka najbardziej znana – i odnajdziemy tam też autorytet, z którego oni wyrastali, czyli Zygmunta Miłkowskiego, pułkownika powstania styczniowego. Powstanie bardzo mocno wpłynęło na Pokolenie Niepokornych – i jako pamięć o tragicznym wydarzeniu, i przekonanie, że celem działania publicznego musi być odzyskanie przez Polskę niepodległości.

I to jest to długie trwanie, które wiąże się z dwoma podstawowymi terminami: wszechpolskość i wszechstanowość. Czyli nie ma trzech polityk polskich, tylko jest jedna, niepodległościowa, realizowana w trzech zaborach. I nie ma żadnej warstwy społecznej, która by mogła mieć wyższe racje swojego istnienia. Racją nadrzędną jest dobro narodu, czyli wspólnoty, która we wzajemnych relacjach między grupami społecznymi ma wytwarzać solidarność jako wartość podtrzymującą i tworzącą wspólnotę narodową.

Z tym dorobkiem Dmowski wchodzi w I wojnę światową. Do tej wojny jako konfliktu międzynarodowego intelektualnie przygotowywał się co najmniej od 1905 roku. Wydarzenia rewolucji 1905 roku obnażyły pewną rzeczywistość polityczną, społeczną i międzynarodową. Efektem analizy tej rzeczywistości była książka, którą wydał ostatecznie w 1908 roku – Niemcy, Rosja i kwestia polska. Zawarł w niej trzy podstawowe myśli dotyczące kondycji międzynarodowej sprawy polskiej. A przypomnijmy, że sprawy polskiej wówczas nie było. Ona była wewnętrzną sprawą trzech zaborców i żaden nie był zainteresowany, żeby ją uaktywniać i w ten sposób strzelać sobie w plecy.

Dmowski uznał, że dojdzie do konfliktu zbrojnego między Niemcami a Austro-Węgrami z jednej strony a Rosją i państwami zachodnimi z drugiej. I że ten konflikt siłą rzeczy uruchomi sprawę polską jako jedną z najważniejszych.

W rozmowie w salonie angielskim w 1917 roku na pytanie jednego z angielskich profesorów „Dlaczego sprawa takiego narodku tworzy taki szum?” Dmowski odpowie, że to nie jest kwestia jednego z „narodków” europejskich, tylko kwestia wielkiego narodu, od której będzie zależał los całego kontynentu.

I rzeczywiście z taką perspektywą wchodzi Dmowski już w czas I wojny światowej – że kwestia polska będzie musiała stać się kwestią międzynarodową. Czyli ta polityka czynna wraz z wielkim dorobkiem 900-letniego istnienia I Rzeczypospolitej w polskiej pamięci wytworzy takie zjawisko w przestrzeni międzynarodowej, że nie da się tego zatrzeć. Także zaborcy będą musieli się do faktu istnienia narodu polskiego odnieść w momencie, kiedy wybuchnie wojna.

To był pierwszy, kanoniczny punkt zawarty w jego książce. Drugi jest taki, że Niemcy są groźniejsi cywilizacyjnie i kulturowo, zagrażają naszej niepodległości bardziej niż Rosjanie, którzy są słabsi cywilizacyjnie. A w związku z tym trzeci postulat: że pierwszym etapem, na który powinniśmy się przygotować, jest zjednoczenie ziem polskich pod berłem carskim. To zjednoczenie będzie początkiem odzyskiwania niepodległości.

Potem, gdy wybuchnie wojna, Dmowski będzie błyskawicznie reagować na pojawianie się nowych zmiennych, związanych z przebiegiem działań wojennych. Jego przygotowanie intelektualne pozwoli mu rozumieć tę rzeczywistość w sposób może nie idealny, ale na pewno wyjątkowo celny. Dlatego też stanie się przywódcą całej orientacji, którą można nazwać orientacją prorosyjską, proentencką. Orientacją związaną z następującym zdaniem fundamentalnym: żeby Polska odzyskała niepodległość, miała dostęp do morza, Wielkopolskę, Śląsk – a to wszystko jest synonimem suwerenności – Niemcy muszą wojnę przegrać. I to było kanoniczne zdanie, które prowadziło go przez meandry lat 1914–17. Już w 1917 roku było wiadomo, że jego koncepcja wygrała. Przyjęta przez Dmowskiego w książce z 1908 roku analiza wywołała daleko idące sprzeciwy samych zwolenników narodowej demokracji, Ligi Narodowej.

W naszej tradycji XIX-wiecznej ewidentnie istniał najwyższy wróg – Rosja. Przeciwko niemu występowali insurekcjoniści z pokolenia na pokolenie, a także ci, którzy razem z Dmowskim konspirowali w Lidze Narodowej. I teraz on nagle ujawnia plan, w którym trzeba zapomnieć o niechęci do Rosji po to, żeby Polska odzyskała niepodległość.

Było to trudne, zwłaszcza dla nosicieli tradycji insurekcyjnych, którzy byli związani przede wszystkim z nurtem PPS-owskim. Mam na myśli oczywiście Józefa Piłsudskiego, ale także np. konserwatystów galicyjskich, przyzwyczajonych, że to zabór austriacki wypracował najlepsze warunki życia dla Polski i Polaków. Tu elita urzędnicza, elita oświatowa i uniwersytecka, czyli inteligencja polska, jest i może się kształcić dzięki autonomii. To jest ten naturalny – zdaniem przede wszystkim konserwatystów galicyjskich – przyczółek, z którego wyrośnie przyszła Polska. Zatem trzeba iść z Austrią.

I jedni, i drudzy, jak się okazało, nie rozumieli kwestii zasadniczej. Mianowicie zwolennicy projektów austriackich zupełnie nie zrozumieli niczego z geopolityki. To znaczy tego, że Austria nie jest w ogóle suwerenną stroną tego konfliktu, tylko służy projektowi Mitteleuropy dyktowanemu przez Niemców. Ten projekt wygrał w Europie Środkowo-Wschodniej w pewnym momencie wojny. W lutym i marcu 1918 roku, gdy Niemcy podyktowali Rosji bolszewickiej pokój brzeski i ujawnili swoje plany, Austro-Węgry w tych planach nie istniały jako podmiot o statusie mocarstwa. Jedynym mocarstwem gospodarczym, wszechświatowym, które miało funkcjonować na bazie istnienia Mitteleuropy, były Niemcy. Europa Środkowa była Niemcom potrzebna do tego, by mieć bezpośredni kontakt z Turcją, a przez Turcję jako swojego sojusznika – z całą sferą kolonialną, gdzie starali się rywalizować z Francją i Anglią. A zatem tutaj podmiot był jeden: Niemcy.

Niepodległościowa strona proaustriacka bardzo długo nie rozumiała, że wobec tych planów niemieckich zwycięstwo Niemiec przyniesie Polakom jedynie złudę niepodległości. Najszybciej zorientował się w tym Józef Piłsudski, który w 1917 roku postanowił zbuntować wojsko, by nie składało przysięgi.

Ze współpracownika strony niemiecko-austriackiej stał się ofiarą niemieckiego reżimu imperialnego i został uwięziony, co stało się dla niego osobiście i dla jego formacji niewątpliwym plusem. Jako ostatni zbuntuje się generał Józef Haller, który w 1918 roku, na wieść o traktatach brzeskich, wyprowadzi swoją brygadę, choć niezbyt szczęśliwie, ze szczęk austriacko-niemieckich, z próbą przejścia na drugą stronę frontu, czyli po stronie rosyjskiej. Jemu samemu udało się ocalić z tego niełatwego zadania i przenieść przez Murmańsk aż do Francji, żeby tam stanąć na czele Błękitnej Armii i zostać dowódcą z ramienia Komitetu Narodowego Polskiego, któremu przewodził prezes Roman Dmowski.

Frakcja prorosyjska, czyli właśnie orientacja Romana Dmowskiego, nie rozumiała, bo chyba nie mogła, że sprawy aż tak pozytywnie się potoczą z punktu widzenia ich orientacji. Dmowski w 1914 r. zakładał, że Rosja w łączności z Anglią i Francją zwycięży i że ziemie polskie zostaną zjednoczone pod berłem carskim. Czyli pod berłem państwa, które jako zwycięskie – podobnie jak Niemcy, gdyby zwyciężyły – nie będzie zainteresowane oddaniem zakresu swojej suwerenności ani terytoriów, które do niej należały. A zatem można było liczyć na zjednoczenie ziem polskich, ale na pewno nie zdobycie suwerenności. To nie było do przewidzenia w 1914 roku. W momencie, kiedy w 1915 roku Rosja zaczyna bardzo wyraźnie przegrywać, wojska austriackie i przede wszystkim niemieckie wchodzą na terytorium Królestwa Polskiego i zajmują Warszawę, potem następne ziemie na wschodzie. Rosja carska ma coraz większe problemy wewnętrzne, które owocują wybuchem dwóch kolejnych rewolucji 1917 roku. Tego zjawiska, jako nadzwyczaj pożądanego, nikt 1914 roku przewidzieć nie mógł; Dmowski oczywiście też.

Natomiast w 1915 roku, kiedy ruszyła ta lawina, działacze jego orientacji w Petersburgu natychmiast, w ciągu miesiąca podejmują decyzję o wyjeździe na Zachód. Już jesienią 1915 roku Dmowski objeżdża wszystkie najważniejsze miejsca, także polskie, jak Vevey Sienkiewicza i Morges Paderewskiego; jedzie do Lozanny do Erazma Piltza. Dojeżdża oczywiście wcześniej do Londynu, do Paryża, żeby zorientować się, jak te państwa, sojusznicze wobec Rosji, można by zaktywizować na rzecz sprawy polskiej.

Już na początku 1916 roku składa memoriał, w którym stawia sprawę niepodległości Polski jako warunek sine qua non pokoju powojennego.

Zostaje bardzo szybko sprowadzony na ziemię, ponieważ protest ambasad rosyjskich jest jednoznaczny – sprawa polska jest wewnętrzną sprawą rosyjską. Francja i Anglia, jeśli chcą honorować swojego sojusznika, muszą sprawę polską traktować wyłącznie w taki sposób. To jest oczywiście czytelny szantaż Rosji, która będzie Francję i Anglię szantażowała ewentualnością podpisania separatystycznego pokoju z Niemcami, czyli ze stroną, która zdaniem Dmowskiego musi przegrać.

Tak rozumiana geopolityka prowadzi Dmowskiego do bardzo ścisłego sojuszu z Ignacym Janem Paderewskim, który stał się członkiem Komitetu Narodowego Polskiego i w imieniu tego środowiska, ze względu na swoją wyjątkową pozycję w Stanach Zjednoczonych, rozpoczął politykę propolską na tamtym terenie.

Stany Zjednoczone były miejscem bardzo ostrych walk dyplomatycznych między stronami europejskiego konfliktu. Miały pozycję neutralną, ale Paderewski i Dmowski bardzo szybko odkryli, że administracja prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona chciała zachęcić własne społeczeństwo i środowiska biznesowe do tego, żeby Stany Zjednoczone włączyły się do wojny. Jednak w demokratycznym porządku amerykańskim trzeba społeczeństwo do tego przekonać. Wilson przekonał Kongres amerykański w słynnej mowie ze stycznia 1917 roku. Fragment przemówienia Wilsona był oparty na notatce Ignacego Jana Paderewskiego, który wprowadził sprawę polską do tego przemówienia.

Stany Zjednoczone weszły do wojny wiosną 1917 roku. Równocześnie po rewolucji rosyjskiej Rząd Tymczasowy uznał prawo do samostanowienia Polaków. W aspiracjach późniejszej białej Rosji ta suwerenność Polska miała być ograniczona do przymusowej przyjaźni z Rosją, ale rosyjski rząd rewolucji lutowej poszedł dalej niż carska Rosja. Sprawa Polska stała się umiędzynarodowienia także dzięki Niemcom, po akcie 5 listopada 1916 roku.

W perspektywie projektu Dmowskiego i Paderewskiego sytuacja wyglądała w tym momencie tak, że Francja i Wielka Brytania nie były poddane już tylko szantażowi rosyjskiemu, zresztą coraz słabszemu, ponieważ Rosja mogła im coraz mniej zaproponować. Miały nowego sojusznika – Stany Zjednoczone, które wprowadzały tzw. 14-punktowy plan Wilsona, gdzie w 13. punkcie sprawa polska jest zapisana jako cel wojny: odzyskanie przez Polskę niepodległości z wolnym dostępem do morza. To już nie był wybór strony rosyjskiej czy polskiej. Bo oczywiście Polacy nie mieli do zaproponowania nic, co by przyspieszyło zwycięstwo Francji i Anglii. Ale Stany Zjednoczone miały do zaproponowania wszystko.

Polityka Dmowskiego i Paderewskiego oparcia się o Francję i Anglię, a jednocześnie wyzwolenia w Stanach Zjednoczonych pragnienia stworzenia sprawiedliwego pokoju na terenie Europy, zaowocowała także pewnym fenomenem – powołaniem Armii Polskiej, czyli Błękitnej Armii, przez prezydenta Francji w czerwcu 1917 roku, przez państwo francuskie, pod dowództwem francuskim. Główną stroną, z którą państwo francuskie negocjowało powołanie tejże armii, była rewolucyjna Rosja – żeby armia ta nie stała się powodem konfliktu dzielącego Anglię i Francję z Rosją. Polityka Dmowskiego polegała na tym, żeby wykorzystać Paderewskiego, jego pozycję w Stanach Zjednoczonych, żeby do tej armii zaczęli napływać ochotnicy z Ameryki Północnej.

To fenomen, że prezydent państwa biorącego udział w wojnie godzi się na to, żeby jego obywatele weszli do armii, która nie będzie podlegała temu państwu. Nie było świecie innego dyplomaty, któremu się udało czegoś takiego dokonać. Na dodatek dyplomaty państwa, którego nie ma.

Jest to oczywiście olbrzymia zasługa Paderewskiego, ale także cierpliwości negocjacyjnej Dmowskiego, od sierpnia 1917 roku prezesa Komitetu Narodowego Polskiego. Dmowski krok po kroku zdobywał przyczółki, co polegało np. na tym, że on się obraził, że armia powołana przez Francję nie znalazła się od razu pod polskim dowództwem; nie na to, że nie będzie początkowo podlegała Komitetowi Narodowemu Polskiemu. On się cieszył, że Francja uznała Komitet Narodowy Polski jako oficjalną reprezentację przyszłego państwa polskiego. Następnym krokiem miało być, żeby ta armia polska powstająca u boku armii francuskiej stawała się coraz bardziej podległa Komitetowi Narodowemu Polskiemu.

Stany Zjednoczone i Francja musiały się dogadać, bo tworzyły de facto układ pozwalający na zasilanie Błękitnej Armii przez ochotników ze Stanów Zjednoczonych. Kiedy armia ta liczyła ponad 50 tysięcy żołnierzy i oficerów, na dodatek wyposażonych w najlepsze uzbrojenie ówczesnego świata, czyli uzbrojenie francuskie (broń, artylerię i lotnictwo), dopiero w tym momencie – jak pisze Dmowski w swojej pracy, w najlepszym momencie – generał Haller znalazł się na terenie Francji. U boku Romana Dmowskiego nie było innego dowódcy o takim doświadczeniu, któremu można było tę armię przekazać. Kiedy Haller się zgłosił, natychmiast został przyjęty do Komitetu Narodowego Polskiego i przez Romana Dmowskiego mianowany generałem i naczelnym wodzem wojsk polskich. Francja przekazała mu wojsko istniejące już od ponad roku, niektóre formacje już walczące i w stu procentach gotowe do oddania stronie polskiej.

To są dwa fenomeny polityki Dmowskiego – wykorzystanie potencjału USA i utworzenie polskiej armii, która w 1919 r. trafiła do Polski i stała się jednym z najważniejszych składników jednoczącego się wojska polskiego, dzięki któremu wygraliśmy wojnę 1920 roku.

I trzecia bardzo ważna zasługa polityki Dmowskiego: nie tylko znał świetnie języki francuski i angielski, co pozwalało mu na przebywanie w salonach politycznych elity angielskiej i francuskiej, ale także rozumiał geopolitykę, czego najmocniejszym dowodem jest jego memoriał z lipca 1917 roku. Ten memoriał, dotyczący uporządkowania Europy Środkowo-Wschodniej, jest odpowiedzią Dmowskiego dla Francji i Wielkiej Brytanii na politykę niemiecką. Co zrobić, żeby nie tylko nie doprowadzić do utworzenia Mitteleuropy w wersji niemieckiej, czyli w wersji pokoju brzeskiego – o którym on jeszcze wiedzieć nie mógł, bo pokój brzeski nastąpił kilka miesięcy później – ale w to miejsce wprowadzić zjawisko Międzymorza, które dzisiaj jest nam też bliskie i znajome, między Bałtykiem a Morzem Czarnym i Adriatykiem. Międzymorze ustanowiłoby sojusz gospodarczy między Europą Środkową a dwiema potęgami: Anglią i Francją, jako przeciwwaga trzeciej potęgi europejskiej, jaką pozostaną po wojnie nawet ograniczone terytorialnie Niemcy. Ten memoriał dał również impuls polityce francuskiej lat następnych, aż do 1921 roku, czyli do podpisania z Polską umowy wojskowej i politycznej.

Wielka Polska miała być gwarantem uporządkowania Europy Środkowo-Wschodniej, gwarantem jedności wartości z Francją i Anglią, czyli wartości demokratycznych, które podzielały także Stany Zjednoczone; a jednocześnie silna Polska była ważnym elementem suwerenności państw Europy Środkowej, nie zdominowanych ani przez Rosję, ani przez Niemcy.

Dzięki temu, że Gdańsk i Triest według planów Dmowskiego pozostały w rękach narodów Europy Środkowej, mieliśmy dwa okna na świat gospodarczy, przez Morze Bałtyckie i Morze Śródziemne, które dały Francji, Anglii i nam także możliwość komunikowania się ekonomicznego jako przeciwwaga sojuszu niemiecko-tureckiego, dalej stanowiącego dla Francji i Wielkiej Brytanii przeszkodę w panowaniu. I w tym się mieściła też zasada równowagi. Dmowski podkreślał, że zachowanie równowagi spowoduje, że żadna ze stron nie będzie zainteresowana burzeniem ładu europejskiego.

Dmowski nie został na Zachodzie do końca wysłuchany. Gdybyśmy go potrafili dzisiaj dobrze sprzedać na zachodzie Europy, w stulecie traktatu wersalskiego, czyli w czerwcu 1919 roku, moglibyśmy pokazać Europie, że byli Polacy, którzy wskazywali możliwość takiego zabezpieczenia fundamentu pokoju europejskiego, żeby Europa nie stała się świadkiem i ofiarą takich tragedii jak spotkanie z dwoma totalitaryzmami i II wojna światowa. I że warto w związku z tym, także stulecie traktatu wersalskiego, by państwa europejskie Zachodu, które traktują Europę Środkową przedmiotowo, zrozumiały, że jesteśmy jednym kontynentem, który powinien budować równowagę właśnie w duchu memoriału Romana Dmowskiego, oczywiście przy wszystkich różnicach, jakie dzisiaj istnieją na terenie Unii Europejskiej. Te różnice nie są aż takie wielkie, bo nadal problemem, który najmocniej nas dotyka, jest dominacja Niemiec nad Unią Europejską.

Opracowała Luiza Komorowska.

Artykuł Jana Żaryna pt. „Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza” znajduje się na s. 8 i 9 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jana Żaryna pt. „Roman Dmowski, niepodległość i idea Międzymorza” na s. 8 i 9 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Żaryn: Dziś sami nie wiemy, co odpowiedzieć na pytania referendalne postawione przez pana prezydenta. Dyskusja trwa

Trwa dyskusja i proces decyzyjny w sprawie referendum konstytucyjnego, możliwości odpowiedzi na pytania w nim zawarte i konsekwencji ewentualnych odpowiedzi. W tle nieustanna walka o sądy.

Profesor Jan Żaryn relacjonował w Poranku WNET przebieg ostatnich obrad w Senacie Rzeczpospolitej Polskiej.

Obrady trwały do późna w nocy, a ich głównym przedmiotem była kolejna zmiana ustawy o sądownictwie, która, jak twierdzi senator, jest wynikiem wciąż toczącej się walki o polskie sądy. – Środowisko sądownicze tworzy coś w formie serii obstrukcji, a my staramy się na to odpowiedzieć.

Drugim ważnym tematem było referendum konstytucyjne. Senat będzie ten punkt rozpatrywał pod kątem wyboru daty – czy 10, 11 listopada to odpowiedni termin – i pod kątem samych pytań – są dobrze sformułowane w sensie rangi pytań konstytucyjnych. Profesor nie jest pewien czy obywatele będą w stanie zapanować nad materią tych pytań, nie znając skutków odpowiedzi na nie. To była publiczna dyskusja, tocząca się w klubie i nie wiadomo jak się skończy.

– Pan prezydent postawił nas w sytuacji zero-jedynkowej. Niczego nie możemy zmieniać. Możemy albo przyjąć albo odrzucić ten projekt. W przypadku odrzucenia, będziemy mieli możliwość przejęcia inicjatywy do sformułowania nowych pytań i wyznaczenia nowego terminu. A jeśli przyjmiemy, to weźmiemy również współodpowiedzialność za dyskusję przedreferendalną. Umocnimy sens pytań, pokażemy możliwości odpowiedzi i ich konsekwencje.

Profesor Żaryn skomentował także zachowania opozycji podczas obrad w senacie. –  W demokracji obstrukcje są przyjęte i stosowane, choć bywają zazwyczaj męczące. Jedną z ich form jest niekończące się zadawanie tych samych pytań w różnych wariantach. Takie pytania nie wnoszą nic nowego, zmuszając urzędników publicznych do odpowiadania na nie. Ich merytoryczna jakość jest bardzo wątpliwa, ponieważ mają one jedynie na celu zmęczenie danego ministra.

W odpowiedzi na pytanie o polską politykę zagraniczną w odniesieniu do ustawy o IPN, historyk wyraził nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku, mimo tak wielu przeszkód. Są widoczne dobre przesłanki ku takiemu biegowi rzeczy.

Żaryn: Broniąc prawdy o historii II wojny światowej będziemy musieli zderzyć się z żydowskim mitem Holokaustu [VIDEO]

Senator Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że przekaz środowych konferencji premierów Polski i Izraela był sukcesem Rzeczpospolitej, w walce o popularyzację naszej narracji historycznej Holokauście.

 

Zdaniem gościa Poranka Wnet nowelizacja ustawy o IPN oraz następnie konferencje premierów Morawieckiego i Netanjahu były sukcesem Polski: Deklaracja premierów jest naszym zwycięstwem w walce o narrację historyczną, ponieważ storna izraelska stara się, by historia holocaustu nie uległa żadnej deformacji, poprzez jakieś wyjątkowe doświadczenie innego narodu. A my mieliśmy wyjątkowe doświadczenia II wojny światowej.

Jeżeli chodzi o kwestie roszczeń bezspadkowych, to niewątpliwie wartość deklaracji premierów zobaczymy dopiero w trakcie kolejnych negocjacji, które pewnie będą wynikiem nacisków USA – podkreślił w Poranku Wnet profesor Jan Żaryn, historyk, znawca dziejów Holokaustu oraz senator Prawa i Sprawiedliwości.

Zdaniem gościa Poranka Wnet w ramach walki o historyczną prawdę musi dojść do sporu innymi narodami: W społeczności żydowskiej jest bardzo wiele osób i środowisk, które są zainteresowane w podtrzymaniu mitu o wyjątkowy losie narodu żydowskiego w czasie II wojny świętej, w którym żaden obcy dźwięk ma nie być obecnym. W tym micie kluczowe jest, że Holokaustu dokonali naziści z Niemiec, ale za zgodą chrześcijańskich narodów Europy i stanowił finał antyżydowskiej opowieści toczącej się co najmniej od 70 roku po Chrystusie.

Prof. Jan Żaryn podkreślił, że jeszcze wiele działań przed rządem oraz polskim społeczeństwem, zanim polska narracja o II wojnie światowej zajmie właściwe miejsce w światowym obrazie tych wydarzeń: Po tej deklaracji front z Izraelem nie jest zamknięty. W relacjach między USA i Izraelem a Polską i w tym trójkącie mamy jeszcze wiele zadań do wykonania. Zrobiliśmy pierwszy krok, ale teraz czas na edukację i naukę. Trzeba powoływać katedry zajmujące się kulturą i historią Polski na zachodnich uniwersytetach i nie oddawać ich w ręce takich ludzi jak Tomasz Gross, a tak działo się dotychczas.

Musimy zdawać sobie sprawę, że ta prawda historyczna dotycząca II wojny światowej, stawia nas w pozycjach wyjątkowych, jeśli chodzi o przebieg II wojny światowej, więc musimy się zderzyć z narracjami obcymi i musimy się zderzyć, także z mitologiami, w związku z tym musimy być potraktowany jako intruz. To jest kwestia, która powinna być dla nas oczywiste – podkreślił profesor Jan Żaryn.

ŁAJ

Prof. Jan Żaryn: Po raz pierwszy od dziesięcioleci jesteśmy psychicznie gotowi do bronienia prawdy o naszej historii

Zdaniem senatora Jana Żaryna polski parlament musi mówić w kwestiach polityki historycznej prawdę, także o wydarzeniach z marca 1968 roku, niezależnie od reakcji innych krajów czy społeczności.

W środę senacka komisja ustawodawcza pochyliła się nad tekstem uchwały, upamiętniającej wystąpienia młodzieży w marcu 1968 roku. W ramach prac senackich zgłoszono dwa projekty uchwał. Jedną z propozycji przygotował prof. Jan Żaryn, senator Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem profesora, prawdziwą istotą wystąpień młodych ludzi w Marcu 68 roku, było dążenie do wolności, co wpisuje się w kanon „polskich miesięcy” na drodze do niepodległości: Wydarzenia marcowe wpisujemy, w formie już zmitologizowanej, w ciąg dat: 1956, 1968, 1970, 1976 i wreszcie 1980, kiedy powstała Solidarności, które konstytuują naszą drogę do wolności. Bezsprzecznie bez wydarzeń maca 1968 roku nie byłoby nas dzisiaj w wolnej Rzeczpospolitej, a na pewno nie bylibyśmy takim samym narodem.

Senator wskazał, że wystąpienia młodych ludzi, zostały przez komunistów wpisane w trwającą na szczytach PRL-owskiej wierchuszki walkę o władzę oraz kwestii konfliktu geopolitycznego na Bliskim Wschodzie: W tym samym roku 1968 roku, równolegle do wystąpień młodzieży, mamy inną sekwencję zdarzeń wynikającą z istnienia PRL w obozie sowieckim, czego pokłosiem było wykorzystanie nastrojów antyżydowskich, aby pozbyć się, za zgodą Moskwy, konkurencyjną części działaczy komunistycznych.

Polacy pochodzenia żydowskiego, w praktyce wypędzani w latach 1968-72, nie wszyscy byli zbrodniarzami komunistycznymi. Odpowiedzialność zbiorowa dosięgła ludzi niewinnych, dla których wyjazd był autentyczną traumą. To komuniści z obozu moczarowskiego zafundowali im taką przyszłość – podkreślił prof. Jan Żaryn.

Zbliżające się obchody 50-lecia maca 1968 roku politycznie wpisują się w zaognione przez ostatni miesiąc relacje polsko-żydowskie. Prace nad rocznicowymi uchwałami w senackiej komisji przebiegały w atmosferze, jak na standardy izby wyższej, dalekiej do konsensusu. Senatorowie Platformy Obywatelskiej wskazywali na zbytnie wybicie roli i pomocy Kościoła dla demonstrantów czy posługiwanie się językiem wykluczającym z Polskości osoby niebędące Polakami w sensie etnicznym oraz braku wskazania nazwisk Adama Michnika i Henryka Szjalfera.

PiS doszedł do władzy m.in. pod hasłem, że będzie prowadził polską suwerenną politykę historyczną tak jak każdy inny naród. W ramach budowania polskiej narracji, próbujemy zapisywać prawdę historyczną, taką, jaka ona była, niezależnie od tego, czy się ona komuś podoba, czy też nie. Bo tylko prawda jest ciekawa – odpowiadał w rozmowie z Radiem Wnet prof. Jan Żaryn.

Zdaniem senatora uchwała wpisuje się w politykę historyczną obozu rządzącego:  Po raz pierwszy od wielu dziesięcioleci jako naród jesteśmy psychicznie zdolni, do tego, żeby zbierać cięgi za obronę swojej wersji historii. Niezależnie od tego, czy ktoś nas nazwie antysemitą, czy faszystą, czy będzie się starał zepchnąć nas do kąta.

Zdaniem senatora Jana Żaryna za działania komunistów w 1968 wobec polaków żydowskiego pochodzenia, którzy nie byli winni zbrodni stalinowski, Senat powinien wypędzonych przeprosić w ramach rocznicowej uchwały.

ŁAJ