7 dni później. Jak zabić pamięć o Żołnierzach Wyklętych, poniżyć ich i wyszydzić/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Niezły ubaw musieli mieć żyjący jeszcze limanowscy ubecy i ich potomkowie z takiej inscenizacji narodowego święta. Teraz są całą gębą patriotami i mają pełne piersi właściwych już orderów.

1 marca, w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, dostałem od mojego znajomego z Limanowej gotowy lokalny przepis. A później również to zdjęcie z komentarzem. Zacznijmy od zdjęcia. Na pozór wszystko wygląda jak najlepiej.

Poczty sztandarowe oddają hołd zamordowanym przez UB partyzantom Ziemi Limanowskiej. Na pozór, bo w rzeczywistości saluty, hołdy i późniejsze salwy czczą pamięć innych poległych. Nie Żołnierzy Wyklętych, ale ich katów, żołnierzy Urzędu Bezpieczeństwa.

Tak o tej uroczystości pisze do organizatorów w liście otwartym, opublikowanym na portalu Limanowa.in, Paweł Zastrzeżyński – niezależny badacz zbrodni UB na terenie Limanowej:

„1 marca 2020 r. na cmentarzu parafialnym w Limanowej odbyła się uroczystość uhonorowania Żołnierzy Wyklętych. Przemówienia Burmistrza, Starosty i Parlamentarzystów, Pana Wiesława Janczyka i Pani Urszuli Nowogórskiej, wyraźnie podkreślały cel zgromadzenia. Jednak szpalery honorowe i cała uwaga zgromadzonych, jak i zaproszonych gości, była zwrócona w stronę grobów, w których pochowani są byli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, którzy zginęli w wyniku walki o umocnienie sytemu komunistycznego w Polsce.

Niezrozumiałe jest, że organizatorzy, pomimo wcześniej przesłanej informacji, zorganizowali tak ważną uroczystość w tym miejscu. Trzeba podkreślić, że informacja o miejscu pochówku byłych funkcjonariuszy UB była wysłana do Starostwa, Burmistrza, Proboszcza oraz Marszałka Województwa Małopolskiego już w grudniu 2019 r. Dodatkowo w piśmie zostało też wskazane miejsce kaźni w Limanowej, które jest rzeczywistym miejscem pamięci o ofiarach.

To właśnie w limanowskiej katowni UB był główny punkt, w którym rozegrał się cały dramat Żołnierzy Wyklętych na Limanowszczyźnie. To właśnie Stanisław Wałach, pierwszy szef limanowskiej placówki UB, ujął Józefa Kurasia »Ognia« i za to został awansowany na szefa krakowskiego UB. To tu, jak pokazują dokumenty IPN, byli przywożeni aresztowani żołnierze, w bestialski sposób katowani i mordowani. To właśnie ten Limanowski Urząd Bezpieczeństwa przyczynił się do rozbicia kilkudziesięciu oddziałów żołnierzy walczących o wolną i niepodległą Polskę.

Dlatego niezrozumiała jest ignorancja organizatorów uroczystości co do upamiętnienia tego miejsca, a nawet jakiejkolwiek wzmianki o nim”.

Po rozmowie z Pawłem Zastrzeżyńskim okazało się jednak, że ta ignorancja jest jak najbardziej zrozumiała i przeliczalna na brzęczącą monetę. Na srebrniki dla miasta i duże zyski dla firmy, która w miejscu kaźni chce wybudować galerię handlową. Dlatego jakiekolwiek upamiętnianie tego miejsca jest nie na rękę i władzom miasta, i inwestorowi – dużej i bogatej firmie.

Tam, w miejscu kaźni, w Pałacyku pod Pszczółką, leżą ciągle jeszcze nie ekshumowani partyzanci, bojownicy powojennej walki o wolną i niepodległą Polskę. Walki o Polskę wolną od sowieckiej okupacji i od rodzimej podłości. Leżą tam ich niepochowane kości, bo o tym mówią świadkowie. A nawet niewykluczone, że leży tam również sam Ogień.

Niezły ubaw musieli mieć żyjący jeszcze limanowscy ubecy i ich potomkowie z takiej inscenizacji nowego narodowego święta. Wszyscy ci, którzy są spadkobiercami Polski Ludowej w sensie duchowym i materialnym, również musieli czuć radość z wyboru miejsca uroczystości. Teraz są całą gębą patriotami i mają pełne piersi właściwych już orderów. Ale ciągle pamiętają główną zasadę ubecką: zabić człowieka to za mało, przede wszystkim należy zabić pamięć o nim.

I właśnie to dzieje się na naszych oczach w roku 2020, 30 lat od odzyskania niepodległości, 56 lat od zabicia ostatniego Żołnierza Wyklętego, tuż obok nas, w Limanowej.

Jan A. Kowalski