Kto uratował władzę sowiecką? – recenzja Pawła Rakowskiego książki Jana Engelgarda „Klątwa generała Denikina”

Trupy jesteście, Moskale, trupy , a my potęga! – miał buńczucznie krzyknąć Józef Piłsudski, czytając błagalny list białej generalicji, aby Polacy wsparli ich w wojnie z bolszewikami jesienią 1919 r.

Józef Mackiewicz, najwybitniejszy polski pisarz XX wieku, był zdania, że Piłsudski uratował Sowietów w 1919 roku. Marszałek celowo wstrzymał ofensywę wojsk polskich, dzięki czemu Czerwoni pobili Białych. -Mackiewicz miał wiele racji w tym, co mówił.W swojej wybitnej epopei o „Wielkiej Wojnie na Wschodzie” lat 1918-20, pt. „Lewa wolna”, autor pomstował na Piłsudskiego, że ten przez swoją krótkowzroczność nie potrafił przewidzieć, że odparcie bolszewików spod Warszawy jest tylko pierwszą rundą zmagań z Sowietami. Co więcej, Mackiewicz trafnie ujął to, że istnienie Sowietów na gruzach dawnej Rosji to zagrożenie dla całego cywilizowanego świata, a nie tylko istota niepodległości Polski i jej granic.

[related id=”10598″]Uwagi celne. Piłsudski emocjonalnie podchodził do kwestii carskiej, do białej, imperialnej Rosji. Nie po to knuł socjalistyczne spiski w trakcie swojej konspiracyjnej kariery, aby ratować znienawidzonych Moskali. Ideą „międzynarodówki” socjalistycznej vel komunistycznej XIX wieku było, żeby „rozpruć” Rosję wedle szwów narodowościowych. To, że tych narodowości było tam wiele, ale praktycznie oprócz Polaków i Finów większość z nich nie była zdolna do stworzenia własnego państwa, już socjalistów nie interesowało. Co więcej, tak „rozpruta” Rosja miała nie stanowić zagrożenia dla angielskich interesów w Azji i niemieckich w Europie Środkowej i Wschodniej. Z dzisiejszej perspektywy widzimy też, że carska Rosja żyrowała bezpieczeństwo bliskowschodnich schizmatyckich kościołów. Sułtanat, będący w defensywie, musiał ze strachu przez wojną z Moskwą gwarantować bezpieczeństwo chrześcijan. Dzisiaj widzimy, co się dzieje, kiedy nasi prawdziwi „starsi bracia w wierze” nie mają mocarnego protektora.

Książka Jana Engelgarda pt. „Klątwa generała Denikina”  łączy dwa kluczowe zdarzenia w relacjach polsko-sowieckich: wojnę lat 1918-20 i tragiczną wiosnę 1940 roku.

Dla autora zbrodnia katyńska – co też celnie zauważa – nie jest zemstą Sowietów za rok 1920. Anders wojował w 1920 r. i włos z łysej czaszki mu nie spadł. Natomiast czym zawinili oficerowie, którzy byli za młodzi na wojaczkę w 1920? Dla Engelgarda Katyń to nie zemsta, lecz rezultat, konsekwencja wojny polsko-sowieckiej na progu niepodległości.

Wojny dla wielu dzisiaj wygranej, ale już ówcześnie pojawiały się głosy całkowicie świadome tego, że jedynie nastąpiło odroczenie zagłady. Dlatego autor zaczyna i kończy swoją powieść w Starobielsku.

[related id=”13313″ side=”left”]Oskarżenia wobec Piłsudskiego wystosował gen. Anton Denikin, pół-Polak, moskiewski imperialista, dowódca znacznych sił Białej Rosji. Tej samej, która będąc sojuszniczką Francji i Anglii w przypadku przegonienia Sowietów, zlikwidowałaby II RP przy oklaskach mocarstw światowych. No, być może ostałaby się Kongresówka, poszerzona o Poznańskie i Krakowskie. Ale już np. bez Lwowskiego, na które, z niewiadomych przyczyn, Moskale mieli wielki apetyt.

Zdaniem Denikina, jeśli Piłsudski uderzyłby na Mozyrz jesienią 1919 roku, bolszewicy znaleźliby się w kleszczach Białej Armii, która po rozgromieniu Czerwonych miałaby otwartą drogę do Moskwy. Piłsudski zatrzymał armię gen. Szeptyckiego na linii Berezyny, wobec której jako miłośnik Napoleona miał obsesję. Denikin oczywiście ignorował to, że Polacy musieli w 1919 roku wojować w niepotrzebnej wojnie z Ukraińcami, a także, że Warszawa przejawiała „imperialistyczne” zakusy na Śląsk i Warmię. Co więcej, Piłsudski nie miał ani środków, ani wojska na wchodzenie w głąb dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.

W wiosennej ofensywie żołnierz polski odzyskał Wilno, a latem Mińsk Litewski. Dla właściwie wszystkich stronnictw politycznych linia Berezyny była linią graniczną z przyszłą Rosją, niezależnie od jej koloru. Wynik konfrontacji był taki, że Czerwoni pobili Białych i szykowali się na pochód na Warszawę. I wtedy Polska na wschodzie została sama.

Powieść Engelgarda doskonale ilustruje spory ideologiczne, którymi żyła ówczesna, budująca się Polska. Piłsudski otoczony swoją sitwą, która za nic ma jeszcze demokratyczny ustrój, knuje za plecami Sejmu.

A na rozmowach w Mikaszewiczach delegacja Piłsudskiego spotyka starych znajomych, m.in. Juliana Marchlewskiego. Wszystko rozgrywa się w socjalistycznej rodzinie. Co więcej, kiedy akcja przenosi się do Kijowa, jeszcze przed zajęciem go przez wojsko polskie, to widzimy knowania POW-iaków, którzy rozpaczliwie szukają w mieście „Ukraińców”. Ale ich nie ma, albowiem w mieście są tylko Rosjanie, Polacy i Żydzi.

Więc o co cała ta awantura kijowska? Tym bardziej, że śmiertelny cios nie szedł z południa, tylko przez Smoleńsk, i tam brakowało żołnierza polskiego; Piłsudski się skarżył, że „kołdra za krótka”. A gdyby jesienią Piłsudski nie zatrzymał się, być może nie byłoby inwazji bolszewickiej.

[related id=”13606″]I tu dochodzimy do słabego punktu tej ciekawej i pożytecznej powieści. Autor, z niewiadomych przyczyn, zakładał dużą sympatię „duszy rosyjskiej” i Rosjan do projektu Niepodległej Polski. Całkowicie nie rozumiem, skąd wzięło się u niego to myślenie, tym bardziej, że to środowiska socjalistyczne w Rosji okazywały więcej empatii dla sprawy polskiej. Biali nie potrafili nam nic obiecać.

Z jednej strony należy docenić szczerość i przypomnieć, że CARSKA ROSJA TO NIE SOWIECKA. Carską od Piotra Wielkiego rządzili Niemcy, a Sowiecką Żydzi. Denikin, w przeciwieństwie do Lenina, niczego nie obiecywał. Zaznaczał, że powojenna Duma, a więc organizm wybrany demokratycznie, ma ustalić przyszłą granicę z Polską. Póki trwała wojna, nie złożył żadnej propozycji, poza ogólnikami, że „na pewno się dogadamy”. Nie można się dziwić Piłsudskiemu, że takich deklaracji nie traktował poważnie.

Dodatkowo zbyt rażąca się wydaje cała koncepcja polskiej odpowiedzialności za triumf bolszewizmu w Rosji. Zbyt dużo pewne siły zaangażowały w to środków, żeby jakiś wąsaty Litwin czy inny Kozak Doński interes zepsuli. Co więcej, jak zauważa Richard Pipes, Biali nie mieli programu politycznego, a po zamordowaniu cara nie mieli nawet jasnego i klarownego symbolu integrującego. Chłop moskiewski po przegonieniu lub zarżnięciu swojego pana z automatu musiał popierać bolszewików w obawie przed konsekwencjami swojej zbrodni. Chcemy cara i Sowietów, ale bez Czeka i Żydów – takie panowały nastroje pośród ludu. Więc niby jak Biali mieli zmiażdżyć Czerwonych?

Czytaj więcej:Arabowie i Żydzi w Ziemi Obiecanej – recenzja Pawła Rakowskiego fenomenalnej książki nagrodzonej Pulitzerem w 1987 roku