Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Kto z nas się zaprze samego siebie?/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Już w Renesansie zaczęło się poszukiwanie „ludzkich” księży, potrafiących usprawiedliwić każdy występek. Na długo przed „Tygodnikiem Powszechnym”, kapłanami „Gazety Wyborczej” i Szymonem Hołownią.

Nasz Pan powiedział: kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie…

Co to w ogóle za tekst? Ja, taki wspaniały, który całe życie poświęciłem na naukę, studia, karierę, na samodoskonalenie i budowę własnego wizerunku (jak cię widzą, tak cię piszą), miałbym się wyrzekać własnego ja?

Od szkoły podstawowej budujemy własny wizerunek. Uczymy się pisać CV, w którym przedstawiamy najkorzystniejszy obraz samego siebie. Po to, by zdobyć uznanie w oczach środowiska, naszej pani, przyszłego pracodawcy. Starannie pomijamy wady, a uwypuklamy zalety. I kłamiemy, kłamiemy, kłamiemy. Uczą nas tego nasi zakłamani rodzice i nauczyciele. W tak zwanej dobrej wierze, żeby nam było łatwiej w życiu. Po kilkudziesięciu latach już nie wiemy, jacy jesteśmy. Wiemy za to, jaki powinien być i jest nasz wizerunek, i jesteśmy gotowi go bronić jak niepodległości.

Własne ja, nasz egoizm staje się najważniejszy. I biada temu, kto chciałby to podważyć.

W Średniowieczu jeszcze tak nie było. Człowiek miał świadomość, że jest słaby, głupi i grzeszny. I wszystko, co ma, zawdzięcza Panu Bogu. A każde dzieło swojego życia ofiarowywał ku większej chwale bożej i pożytkowi ludzi. Gdy coś napisał na przykład, to nawet się nie podpisywał własnym imieniem, bo po co. Stąd przecież mamy Galla Anonima – tak go nazwaliśmy, bo nie znamy jego tożsamości.

Renesans, Odrodzenie, humanizm – jak zwał, tak zwał – zmienił wszystko.

Człowiek zostawił w spokoju Boga i zaczął odkrywać siebie. I pieścić swoje słabości, tak przecież ludzkie.

Rzeczy boże dalej były boże, ale sprawy ludzkie zaczęły być już tylko ludzkie. I zajęły się nimi rzesze następujących po sobie specjalistów od spraw ludzkich. Ich zadaniem stało się wynajdywanie kolejnych ludzkich potrzeb, bo przecież „człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce”. Zaczęła się postępująca sekularyzacja naszych sumień.

To wcale nie dziś. To już w Renesansie co światlejsi obywatele zaczęli żądać, żeby klecha siedział w kruchcie i nie zaglądał do ich łóżka. Zaczęło się też poszukiwanie „ludzkich” księży. Ludzki ksiądz, pełny słabości charakteru, ułomny w sprawach wiary, potrafiący usprawiedliwić każdą niegodziwość i występek przeciwko Bogu – nieodzowny towarzysz libertynów. To było na długo przed „Tygodnikiem Powszechnym”, kapłanami „Gazety Wyborczej” i Szymonem Hołownią.

A potem przyszło Oświecenie. Szatańska iluminacja dotknęła wybranych. W taki sposób od wiary w Boga – naszego Stwórcę, poprzez intelektualny zakład Pascala, żeby żyć jednak tak, jakby Bóg istniał, doszliśmy do odrzucenia Boga. I w zwieńczeniu Oświecenia, w rewolucji francuskiej mogliśmy już bez niepotrzebnych wyrzutów sumienia mordować księży i zakonnice, wcześniej je gwałcąc.

Nie sposób nie dostrzec, że to wcześniejsze idee wpływają na późniejsze ludzkie czyny. Tak właśnie działa nasz mózg. Musi najpierw dostać intelektualne usprawiedliwienie dla późniejszych czynów, czasem przerażających.

Doświadczamy zatem sprzężenia zwrotnego: najpierw pozwalamy na oddziaływanie na nasz mózg różnych uznanych autorytetów, a potem przyjmujemy ich poglądy za swoje i zaczynamy działać zgodnie z ich wolą. A dzieje się tak dlatego, że pod wpływem ich nauczania, ich języka zmienia się nasze myślenie i postrzeganie rzeczywistości. Zmienia się nasz język i umysł, a zatem nasze widzenie świata. Bo to umysł jest odpowiedzialny za wszystkie nasze zmysły, chociaż wydaje się nam, że widzimy oczami, a za smak odpowiadają kubki smakowe. A umysł wyzwolony z umiarkowania żąda coraz ostrzejszych obrazów i coraz mocniejszych smaków. I coraz śmielszych, wyzwolonych autorytetów, które podpowiedzą, jak jeszcze pełniej żyć pełnią życia i się samorealizować.

Gdy z zapatrzenia w Boga, który nam się objawił w osobie Jezusa z Nazaretu, przeszliśmy do zajmowania się sobą, precz odeszły pokora i bogobojność, a ich miejsce zajęły pycha i próżność. Literalnie nawet wiemy, że jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. Potrafimy pięknie o tym mówić i deklarować swoje kolejne zawierzenia – a to Maryi, a to Jezusowi.

Co z tego, skoro nasz skażony w Odrodzeniu umysł najpierw widzi samego siebie. I podpowiada pięknej kobiecie, że oczywiście powinna iść za Jezusem, ale w szpilkach i spódniczce mini. Przecież tak wyposażona bardziej się będzie Panu Bogu podobać, a jeszcze pociągnie za sobą pokaźne grono mężczyzn.

Tak, następnym razem zajmę się seksem. Pewnie myślicie, że w tak podeszłym wieku niewiele mogę na ten temat wiedzieć. Moi Drodzy, tkwicie w głębokim błędzie 😂

Jan Azja Kowalski

Chaos w naszych głowach. Całe Niebo cieszy się z jednego nawróconego grzesznika, a Ty?/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Jedynym sposobem na uratowanie naszej cywilizacji jest nasze indywidualne nawrócenie. A główną przeszkodą w tym podwójnym dziele jest nasze fałszywe widzenie rzeczywistości wynikające z utraty wiary.

Pokora i bojaźń boża to kamienie węgielne chrześcijaństwa i naszej łacińskiej cywilizacji. Cała nasza moc i przewaga nad innymi cywilizacjami, i opanowanie całego świata, to wynik oddania naszej słabości działaniu Ducha Świętego. To już prawie w naszych nowoczesnych głowach się nie mieści, że…

  1. Skała i opoka, na której Jezus Chrystus zbudował swój Kościół, czyli święty Piotr, był niewykształconym rybakiem, który zaparł się Chrystusa.
  2. Święty Paweł był najpierw pełnym zapalczywości mordercą pierwszych chrześcijan.
  3. Święta Maria Magdalena była wcześniej zawodową prostytutką.

Jednak gdy uwierzyli w Jezusa, wszystko w ich życiu się zmieniło. Za sprawą Ducha Świętego mogli nawracać innych, robić rzeczy przekraczające ich słabość i nie bać się śmierci doczesnej. Dlaczego mieliby się jej bać, skoro oznaczała szczęście wieczne w obecności Boga?

Czy zauważyliście w Piśmie Świętym próby tuszowania ich wcześniejszych występków, ich grzechów i niedoskonałości? Wprost przeciwnie, ich grzechy i wcześniejsza niegodziwość są wyeksponowane dla oddania większej chwały Bogu. Za uzdrowienie i nawrócenie. Na bolesnej prawdzie została zbudowana nasza religia.

Kto z Nas, w XXI wieku, potrafi się jeszcze przyznać do błędu, do tego, że zgrzeszył i był głupi? Nie, nie w konfesjonale, ale publicznie.

Wspominałem już parokrotnie swoje nawrócenie. Dzięki niemu zyskałem podwójną optykę. Z jednej strony, jako nowy człowiek, widzę świat i rzeczywistość zupełnie inaczej. Z drugiej – pamiętam swoje wcześniejsze widzenie świata. Historię mojego nawrócenia opisałem w powieści Logika Pana Boga. Jeżeli tylko uda mi się przekonać naszego szefa, Krzysztofa Skowrońskiego, to chętnie się tym doświadczeniem z Wami podzielę (Proste to nie będzie, ponad 600 stron 😊).

Po nawróceniu zyskałem ogromną świadomość grzechu, przede wszystkim swojego. Ale również świadomość grzechów, takich samych jak moje, popełnianych przez innych. Bo wszystkie grzechy, które uważamy za jedyne, wyjątkowe, nasze własne, są banalnie takie same. Są zewnętrzną pokusą zagrażającą naszemu życiu i zbawieniu. Do czasu, gdy je zaakceptujemy jako cechę naszego charakteru, stylu życiu, naszego Ja. Wtedy już szatan ma stały dostęp do naszego sumienia. Zagnieżdża się w nim i robi z nami co chce. Od tego momentu przestajemy widzieć świat oczami dziecka bożego. Chociaż wydaje się nam, krańcowo zakłamanym, że jest zupełnie inaczej. Co wtedy robimy?

Zdradzamy swoje żony/mężów, zabijamy nienarodzone dzieci, demoralizujemy swoje dzieci już urodzone. A gdy mamy więcej władzy – skazujemy niewinnych na śmierć, okradamy i niewolimy bliźnich. I zawsze znajdujemy na to ludzkie wytłumaczenie.

Chociaż nigdy nie powinno się go tak nazywać. Pokonanie grzechu, który zapanował nad naszym sumieniem i życiem, to ogromna duchowa walka. Wiem, bo sam ją stoczyłem. Od tego czasu rozumiem radość Nieba i podzielam ją, gdy kolejny grzesznik pokona swój grzech.

Powiedziała mi kiedyś pewna 30-latka, że nie chodzi do kościoła, ale jest dobra, uczciwa i nie grzeszy. Byłem już po nawróceniu, dlatego zacząłem się śmiać. Jak się okazało, słusznie. Chwilę potem wyjawiła, że właśnie zakończyła 5-letnie współżycie z mężczyzną. Bardzo ją oszukał, bo twierdził, że nic go nie łączy z żoną, a zrobił jej drugie dziecko. I tego nie jest mu w stanie wybaczyć. Ona naprawdę czuła się oszukana i niewinna, bo go kochała.

Dopiero po nawróceniu odzyskałem podstawową chrześcijańską wiedzę, że człowiek grzeszy myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Powiedzcie to współczesnemu człowiekowi. Jeszcze uczynek jest jako tako zrozumiały. Ale myślą, mową albo zaniedbaniem – co to w ogóle znaczy?

Otóż zaniedbanie to między innymi bezmyślne przyczynianie się do grzechów cudzych lub odwracanie od nich oczu, zamiast zwrócić bliźniemu uwagę, że postępuje źle, czyli niezgodnie z Dekalogiem.

Bez ingerencji Boga w życie ludzi w postaci Jezusa Chrystusa, która dokonała się 2 tysiące lat temu, nie byłoby chrześcijaństwa i naszej łacińskiej cywilizacji. Jak to przedstawiłem w cyklu: Powody, dla których Imperium Wolności może upaść, mało nas dzieli od zagłady. A jedynym ratunkiem – według mnie, zwykłego Jana Kowalskiego, i wielkiego myśliciela Samuela Huntingtona – jest powrót do religijności. Samuel Huntington pisze o odrodzeniu religijnym ruchów i organizacji społecznych w Ameryce.

Ponieważ brakuje mi wykształcenia i intelektualnej ogłady, skupię się na sprawie prozaicznej i małej. Na rozważeniu, dlaczego, pomimo deklarowanej wiary (85% Amerykanów i 80% Polaków), pozwalamy zarządzać każdą dziedziną naszego wspólnotowego życia libertynom, lewakom i hipokrytom, chrześcijańskim hipokrytom. Ludziom, którzy coraz bardziej pozbawiają nas największego bożego daru – wolnej woli. Ludziom, którzy nas coraz bardziej ubezwłasnowolniają, zarazem wyzwalając zwierzęta.

Ludziom, którzy zarządzają dyscyplinę partyjną w głosowaniu nad sposobem zabicia kury i krowy, a zasłaniają się klauzulą sumienia przy głosowaniu ustawy pozwalającej na zabijanie nienarodzonych dzieci.

I którzy ogłupiają nas i nasze dzieci w mediach, kulturze i szkole. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tekst przeciwko Prawu i Sprawiedliwości albo jakiejkolwiek innej partii. Te partie, które nami rządzą, są odwzorowaniem stanu naszych sumień i umysłów. Jeżeli zmienimy siebie, partie również się zmienią.

I dlatego będę chciał wykazać to, że jedynym sposobem na uratowanie naszej cywilizacji jest nasze indywidualne nawrócenie.

A główną przeszkodą w tym podwójnym dziele jest nasze fałszywe widzenie rzeczywistości wynikające właśnie z utraty wiary. Pomimo oficjalnych deklaracji i aktów strzelistych. I oczekiwania, że to ludzie (nie ja) powinni się zmienić.

Żeby jednak takie nawrócenie się dokonało i żebyśmy mogli odzyskać wszelkie społeczne i polityczne instytucje, i uratować naszą cywilizację, musimy uporządkować nasze myślenie. W końcu rozum to najdoskonalszy aparat, w jaki wyposażył nas Pan Bóg. Czas już najwyższy ten ogromny chaos pojęciowy w ramach samego Kościoła i w naszych chrześcijańskich głowach uporządkować. To, co nieprzydatne, wyrzucić. Co cenne – wyeksponować. Musimy odzyskać nasz chrześcijański rozum.

A zacznę od renesansu. To wtedy podstawiono człowieka w miejsce Boga i zaczęło się całe współczesne zło.

Jan Azja Kowalski

PS Mam nadzieję, że czwartkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego przełoży się na zakończenie procederu zabijania niewinnych, nienarodzonych dzieci

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść (6). Spekulacja, fałszywe pieniądze…/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Odrzucenie wartości duchowych, które ukształtowały naszą łacińską cywilizację, teraz owocuje jej upadkiem w świecie i w naszych narodach. Tak upadła I Rzeczpospolita i tak może upaść Ameryka.

W poprzednim odcinku jako największe zagrożenie dla Imperium Wolności opisałem korporacje, kiedyś amerykańskie, a obecnie światowe. Kumulacja bogactwa, wynikająca z wadliwego systemu gospodarczego ostatnich dekad, czyli globalizacji, osłabiła struktury wolnościowe w samych Stanach Zjednoczonych. W Amerykę wierzą już tylko niższe warstwy amerykańskiego społeczeństwa, biznes i armia. Warstwy wykształcone na amerykańskich marksizujących uniwersytetach już takiej wiary nie wykazują. Dla uzupełnienia: im wyższy prestiż uczelni, tym bardziej lewicowa kadra.

Nie myślałem, że jest aż tak źle. Jednak dane podane przez Samuela Huntingtona, przywołanego przeze mnie poprzednim razem, rozwiały moje optymistyczne wyobrażenia.

Jako liberałowie (=socjaliści) określa się jedynie 25% amerykańskiego społeczeństwa. Reszta jest konserwatywna. Jednak amerykańskie elity rządowe, społeczne i medialne w przedziale 90–50% uważają się za liberałów. Wyjątek stanowi właśnie biznes (14%) i armia (9%). To są dane do roku 2000 i nie wygląda na to, żeby coś zmieniło się na lepsze w ostatnich latach.

Zwłaszcza, że w armii od roku 2011 (Obama), a szczególnie od 2013, osoby LGBT mogą już bez przeszkód afiszować się swoją orientacją seksualną, łącznie z legalnymi związkami. Na marginesie: wzrosła zdecydowanie liczba homoseksualnych gwałtów na towarzyszach broni.

Jest w tym pewna zależność. Lewicowość obyczajowa idzie w parze z brakiem religijności, co również wynika z przytaczanych przez Profesora badań. A w czym widzi nadzieję dla Ameryki ten konserwatywny intelektualista? W przebudzeniu religijnym Amerykanów. I nawet podaje garść faktów mających za tą tezą-nadzieją przemawiać. Tylko wracając do religii, Ameryka może powrócić do swoich korzeni i wartości, które ją zbudowały. Wartości te to: wolność, równość, demokracja, indywidualizm, prawa człowieka, rządy prawa i własność prywatna.

Mam nadzieję, że nadzieja Samuela Huntingtona spełnia się na naszych oczach. Donald Trump zostanie ponownie prezydentem. Globalizacja zostanie unieważniona na rzecz rozwoju wewnętrznej gospodarki amerykańskiej. Korporacje zostaną podzielone i podporządkowane państwu, a Chiny skutecznie powstrzymane w ich światowej ekspansji. Sam bym tego chciał ze względu na interes Polski – jak go widzę i rozumiem.

Czy to wezwanie Samuela Huntingtona nie przypomina Wam wezwania i przestrogi polskiego prymasa, Stefana Wyszyńskiego: Albo Polska będzie katolicka, albo nie będzie jej wcale?

Jak to się ma do siły państwa i narodu, do gospodarki, spekulacji i fałszywych pieniędzy? I po co piszę o wartościach duchowych w tekście o pieniądzach? Otóż występuje tu prosty związek przyczyna-skutek, chociaż upadłe elity twierdzą coś zgoła przeciwnego. Upadłe elity, którym pozwoliliśmy zarządzać naszymi narodami. I które doprowadziły do negacji związku przyczyna-skutek w ocenie zjawisk lokalnych i światowych w umysłach młodych ludzi. Przecież sami uwierzyliśmy, że ornitolog nie musi latać, a drogowskaz iść w kierunku, który wskazuje. Prawda, że śmieszne?

Tymczasem odrzucenie wartości duchowych, które ukształtowały naszą łacińską cywilizację, teraz owocuje jej upadkiem w świecie i w naszych narodach. Tak upadła I Rzeczpospolita i tak może upaść Ameryka. Jej elita już nie wierzy w wartości, które stworzyły najpotężniejsze państwo wolnych obywateli.

Bo jeżeli tracimy wiarę w Boga, który stworzył nas równymi i wolnymi, to co nas powstrzyma przed wykorzystaniem i zniewoleniem słabszych na ciele i umyśle?

Albo przed zdeprawowaniem, skoro słowa Pana Jezusa o kamieniu młyńskim i utopieniu jako lepszym wyborze dla tych, co gorszą maluczkich, wywołują na naszym obliczu jedynie uśmiech politowania?

To dlatego, po uznaniu Dekalogu i nauki Jezusa za bajeczki dla niedouczonych, możemy myśleć już tylko o własnej doczesności. O urządzeniu się w szczęśliwości i dostatku kosztem ogromnych ciemnych mas, bo już przecież nie naszych bliźnich.

To dlatego możemy fałszować pieniądz, doprowadzać do upadku firmy i lokalne rynki. Grać bezkarnie na giełdzie i pompować kolejne spekulacyjne bańki na mieszkania, kawę, ropę, na cokolwiek. A wszystko w oderwaniu od myślenia o losie i życiu właścicieli i pracowników firm, a nawet całych narodów. I swoich państw, rzecz jasna.

Gdy przypomnimy sobie jeszcze raz składowe amerykańskiego credo, to już możemy się zacząć śmiać. Zwłaszcza teraz, w czasie rzekomej pandemii Covid-19.

Wolność? – chyba co do kształtu i koloru obowiązkowej maseczki. To samo dotyczy równości, demokracji – możemy jeszcze zagłosować na określoną grupę interesu (chociaż w Stanach nie jest tak źle, jak w Polsce i Europie). I co jeszcze znaczą prawa człowieka, rządy prawa i indywidualizm? Przecież obecne rozumienie tych pojęć jest kompletnie sprzeczne z rozumieniem ich twórców, amerykańskich Ojców-Założycieli.

I wreszcie własność prywatna.

Cały spekulacyjny mechanizm obecnej światowej gospodarki jest nastawiony na zniszczenie własności prywatnej. W interesie korporacji, przeciwko człowiekowi – posiadaczowi firmy, ziemi, domu.

Chociaż jeszcze do Margaret Thatcher (1979–90) wiedzieliśmy, że upowszechnienie własności stanowi fundament stabilności państwa i konserwatywnego ładu społecznego. Temu zniszczeniu służy również ogólnoświatowa kampania odchodzenia od pieniądza w jego dotychczasowej, fizycznej postaci. Kreowanie z niczego ogromnych pieniędzy (rzekomo ratujących gospodarkę) i atak na pieniądz w postaci fizycznej (monet i banknotów) ma spełnić jeden cel. Ten cel to ostateczne zniszczenie materialnej – a co za tym idzie każdej – niezależności zwykłego Jana Kowalskiego i Johna Smitha od państwa podporządkowanego korporacjom.

Po ogromnym kryzysie, który niechybnie nastąpi, i utracie większości majątku i oszczędności, zdecydowana większość z nas będzie chciała bezpieczeństwa na każdych warunkach. I takie bezpieczeństwo dostaniemy, na przykład w postaci punktów przysługujących nam na przeżycie miesiąca. Najmniej przydatni dostaną 100. Korpo-szczurki dostaną 200–300 i w ramach tej walki będą się wzajemnie zagryzać w interesie korporacji. Politycy dostaną od 300 do 1000 i tu będzie dopiero rzeźnia.

Wszyscy zostaniemy pozbawieni indywidualnej własności i pieniądza – miernika jej wartości. Będziemy wszystkiego jedynie używać, na poziomie zależnym od naszej przydatności dla władców świata.

W ten sposób oprócz własności i pieniądza pozbawieni zostaniemy indywidualnej wolności, o prawach i demokracji nie wspominając. W ten sposób upadnie amerykańskie Imperium Wolności. Nie tyle w wyniku przegranej wojny z Chinami (oczywiście, że się przyłączą ze swoją armią i systemem), ile w wyniku wewnętrznej przegranej wartości, które to państwo zbudowały.

Samuel Huntington jako lekarstwo na odbudowę potęgi Stanów Zjednoczonych – Imperium Wolności – wskazał odrodzenie religijne (=moralne). No dobrze, ale przecież 85% Amerykanów deklaruje swoją głęboką wiarę w Boga. Gdyby to była ta sama wiara, jaka cechowała Ojców-Założycieli, to żadne odrodzenie nie byłoby potrzebne. I żaden kandydat nie musiałby krzyczeć: Make America Great Again!

I właśnie tym dylematem zajmę się w najbliższym czasie. Nie martwcie się, nigdzie nie wyjeżdżam. Zagubionych chrześcijańskich głów mamy w Polsce pod dostatkiem J

Jan Azja Kowalski

Premierze Morawiecki! W mojej parafii nikt nie choruje na covid-19 – dlaczego?/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Mam nadzieję, że tylko nieświadomie lansuje Pan teraz wprowadzanie w Polsce bolszewii. Rząd i policja państwowa nie mogą karać wbrew regulacjom ustawowym. Mam nadzieję, że ma Pan tego świadomość.

„Myśl mniej o wirusie, a więcej o Jezusie”. Taki napis zobaczyłem na drzwiach kościoła w mojej rodzimej parafii. Ciekawe, co będzie dalej, pomyślałem i wszedłem, oczywiście bez maseczki. W środku było jeszcze ciekawiej. Ani jednej osoby w maseczce, na około 200 osób, w tym dzieci przygotowujące się do bierzmowania. Do komunii świętej przystąpiło 51 uczestników (na oko). 45 klęcząc przyjęło Ciało Chrystusa do ust. 6 osób, chyba z racji wieku lub choroby reumatycznej, stojąc i też do ust. Możliwości innego sposobu przyjęcia Komunii Świętej ksiądz proboszcz nie ogłosił.

Przecież oni wszyscy powinni już nie żyć! Może nie ma tam prądu i anten satelitarnych, i Internetu? Może nie wiedzą, że w Polsce mamy śmiertelną pandemię covid-19? Pewnie tego rodzaju pytania cisną się Wam na usta. Nic z tego. Parafia została zelektryfikowana w 1951 roku. Większość mieszkańców ma Internet i smartfony. To nie niewiedza spowodowała brak wirusa, tylko jeden znamienny fakt – do parafii nie dowieźli jeszcze testów. Parafianie rodzą się i umierają… jak zawsze.

Nie śmiejcie się, córka moich znajomych poddała się badaniu na covid-19. Pierwszy test wypadł pozytywnie. Ponieważ jednak po rodzicach jest osobą upartą, przeprowadziła jeszcze trzy próby. Wszystkie wypadły negatywnie.

Zatem, jak widzicie, jednocześnie można być zdrowym i chorym. Zatem nie może dziwić reguła ogólnopaństwowa dotycząca testów, w której wynik jest dokładnie taki sam: co czwarty badany ma odczyt dodatni!

W ten sposób doszliśmy do tego, dlaczego w tytule bezpośrednio zwróciłem się do Mateusza Morawieckiego. Ogłosił on na czwartkowej konferencji całą Polskę strefą żółtą. I zaapelował również do mnie:

„Apeluję do tych, którzy zaprzeczają istnieniu covid-19, żeby tego nie czyniły.(…) Wiem, że są osoby mające inne zdanie. Szanuję je, ale to rząd podejmuje decyzje. Apeluję o przestrzeganie zasad, ponieważ kara jest niezbędnym elementem całej społecznej konstrukcji. Jeśli regulacje ustawowe będą potrzebne, nie zawahamy się”.

Odpowiadam: Panie Premierze, proszę najpierw zmienić naukową definicję epidemii, żebym mógł uznać obecną sytuację, w której umiera mniej ludzi niż przed rokiem i przed dwoma laty, za epidemię.

Istnieje covid-19, grypa, katar i wiele innych strasznych chorób, których nazw nawet boję się przywoływać. A ludzie rodzą się i umierają… jak w mojej parafii.

W XVI wieku w Polsce, w I Rzeczpospolitej, obywatele polscy wprowadzili zasadę podległości rządu (króla) prawu. Od tego czasu rząd może podejmować decyzje tylko w ramach obowiązującego prawa. A sam temu prawu podlega. Dopiero I bolszewia zmieniła tę zasadę, podporządkowując prawo władzy wykonawczej, stawiając się ponad prawem. Mam nadzieję, że tylko nieświadomie lansuje Pan teraz wprowadzanie w Polsce II bolszewii. 30 lat od zwycięstwa nad komunizmem.

Rząd i policja państwowa nie mogą karać wbrew regulacjom ustawowym. Najpierw władza ustawodawcza musi je zmienić, a sąd uznać wasze decyzje za zgodne z nimi. Inaczej rządy prawa zmieniają się w rządy bezprawia, w totalitaryzm, w II bolszewię. Mam nadzieję, że ma Pan tego świadomość. Dziękuję.

Ponieważ żyjemy jeszcze w wolnym kraju (?), również zaapeluję do wszystkich tych, którzy wpisują się w scenariusz tej nowej bolszewii i patrzą na mnie jak na wroga, bo nie noszę maseczki:

Moi Drodzy, poprzez noszenie maseczki macie na covid-19 taki sam wpływ jak na pływy morskie i oceaniczne, plamy na słońcu, zaćmienie księżyca i ruch obrotowy Ziemi. Swoją uległością rządowi (wbrew prawu), pozwalacie na budowę kolejnego społecznego więzienia dla nas wszystkich. Dziękuję.

Czy nie wydaje się Wam, że coś nie tak jest z tym covid-19? A zwłaszcza z jego najczęstszą postacią, czyli bezobjawowym przebiegiem choroby. Według mnie jest to taka sama jednostka chorobowa jak kiedyś „pomroczność jasna” u jednego z synów Lecha Wałęsy.

Cóż, przeżyliśmy kiedyś pomroczność jasną, przeżyjemy teraz zdrową chorobę. Szkoda tylko, że niektórzy w areszcie domowym.

Na koniec morał, jaki płynie z mojej parafii: Drodzy Czytelnicy, jeżeli możecie, nie dajcie się zbadać, bo w przypadku tej nowej zarazy nie ma ludzi zdrowych – są tylko źle przebadani.

Jan Azja Kowalski

PS To napisałem ja, uczestnik konspiracji niepodległościowej i wolnościowej 1983–89, wolny człowiek, zdrowy na ciele i umyśle (jeszcze nie przebadany) 😒

Dalsze trwanie obozu Zjednoczonej Prawicy nie ma sensu/ Felieton Jana Azji Kowalskiego, „Kurier WNET” 76/2020

Piątka dla zwierząt i tzw. ustawa covidowa udowodniły, że deklarowana prawicowość i konserwatyzm służy Prawu i Sprawiedliwości jedynie do pozyskiwania głosów mentalnego Podkarpacia.

Jan A. Kowalski

Dlaczego? Przede wszystkim okazało się, że główny uczestnik koalicji rządowej, Prawo i Sprawiedliwość, jest ugrupowaniem na wskroś lewicowym.

Ustawa o ochronie zwierząt, nazywana piątką dla zwierząt, mogła się spodobać wszelkiej maści socjalistom i lewakom, a nie ludziom określającym się mianem konserwatystów i prawicowców.

Pod drugą ustawą, tzw. covidową, zdejmującą odpowiedzialność z urzędników za działania sprzeczne z prawem, mogliby się podpisać zagorzali zwolennicy bolszewii.

Tymi dwiema ustawami Prawo i Sprawiedliwość przekonało nas skutecznie, że deklarowana prawicowość i konserwatyzm służy tej partii jedynie do pozyskiwania głosów mentalnego Podkarpacia. I w zasadzie nic nie różni jej od innych socjalistycznych czy socjaldemokratycznych formacji. Nic oprócz poparcia jednego katolickiego medium, czyli Radia Maryja i Telewizji Trwam ojca Rydzyka.

To zdjęcie prawicowej maski i zwrot w kierunku socjaldemokratów, zielonych i animalsów, miejmy nadzieję przyniesie poparcie wyborcze dla Prawa i Sprawiedliwości z tego kierunku. A odpadnięcie koalicjantów, czyli Porozumienia Jarosława Gowina i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, nie obniży jego notowań za trzy lata.

Trzy lata to zarazem niezbyt długi okres dla obu wymienionych formacji na oderwanie się od cycka PiS na rzecz budowy własnego stabilnego poparcia. A najpierw na stworzenie wyrazistego wizerunku w opozycji do socjalistycznego starszego brata.

„Przede wszystkim człowiek”, albo „Człowiek nie zwierzę” mógłby napisać na swoim sztandarze partyjnym Zbigniew Ziobro, gdyby miał pieniądze i poparcie swoich partyjnych kolegów. I wokół tego, po dodaniu postulatu ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, powinien budować swój elektorat.

„Gospodarka to nie spółki skarbu państwa”, powinien napisać na swoim sztandarze Jarosław Gowin. A następnie zaprosić nie do końca zdemoralizowane jednostki z Platformy Obywatelskiej. Czyli takie, które nie klaszczą, ale brzydzą się obrazą uczuć religijnych Polaków.

Gdyby każdej samodzielnej już formacji udało się zdobyć poparcie na poziomie 8–10%, to wreszcie można by pomyśleć o rzeczywistej reformie państwa. O zdobyciu 2/3 miejsc w Sejmie i zmianie Konstytucji. 10% poparcie społeczne, które ma szansę zachować Konfederacja, zdecydowanie takiej reformie by się przysłużyło.

Zatem nie płaczmy nad ewentualnym rozpadem koalicji i nie lamentujmy: co to będzie, co to będzie?! W obecnym kształcie, poza ciągłymi walkami pod i nad stołem, obóz Zjednoczonej Prawicy niczego więcej dla dobra Polski nie osiągnie.

Męska decyzja o rozejściu się może dotychczasowym koalicjantom i nam wszystkim tylko wyjść na dobre. Pod warunkiem jednak kulturalnego rozejścia się. Bez wyciągania brudów w TVN i biegania do Pudelka.

No i oczywiście bez przyspieszonych wyborów, co proces budowania swoich formacji mogłoby Jarosławowi Gowinowi i Zbigniewowi Ziobrze nie tyle utrudnić, co wręcz uniemożliwić. Aby tak się nie stało, powinna zostać zawarta nowa umowa koalicyjna pomiędzy wyżej wymienionymi i Jarosławem Kaczyńskim. Umowa o poparciu dla jego mniejszościowego rządu na okres całej obecnej kadencji.

W polityce, podobnie jak w biznesie i życiu, w pewnym momencie trzeba zaryzykować. Według mnie to jest właśnie najlepszy czas. A jeżeli się nie uda? To trudno, kolejne trupy użyźnią naszą polityczną glebę, dla korzyści przyszłych pokoleń.

Felieton Jana Azji Kowalskiego pt. „Dalsze trwanie obozu Zjednoczonej Prawicy nie ma sensu” znajduje się na s. 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Dalsze trwanie obozu Zjednoczonej Prawicy nie ma sensu” na s. 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powody, dla których Imperium Wolności może upaść. Chciwość (5)/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Świata wolnych ludzi, którego symbolem i gwarantem są USA, na które psioczymy, nic już nie uratuje. Zapanują Chiny i ich system kontroli społecznej, w którym doskonale się odnajdą światowe korporacje.

Specjaliści szacują, że mamy już pięć razy więcej pieniędzy niż wart jest nasz ziemski świat. Czy jednak oznacza to, że nikomu pieniędzy nie brakuje? Wręcz przeciwnie.

Podczas gdy miliard ludzi głoduje, a miliony umierają z niedożywienia i chorób towarzyszących, setka najbogatszych ludzi świata nie wie co, z pieniędzmi robić. Kto zatem ma pieniądze?

Przytoczmy trochę danych światowych. 8 najbogatszych ludzi na świecie posiada majątek taki sam jak połowa ludzkości – 3,6 miliarda ludzi. Co gorsza, nierówności rosną w zastraszającym tempie. Według organizacji Oxfam (darujmy sobie ich seksualne perwersje) w roku 2018 majątek 2200 miliarderów wzrósł o 900 miliardów dolarów, co stanowi 12-procentowy wzrost bogactwa. Biedniejsza połowa ludzkości zbiedniała w tym samym roku prawie o tyle samo – o 11%.

W mediach pięknie się pokazują najbogatsi ludzie świata. Współczują, tworzą fundacje i organizują charytatywne bale, gdzie aż kapie od złota. W rzeczywistości pieniądze, które nie są im potrzebne ani do życia, ani do rozwijania swoich firm, używane są codziennie jedynie do pomnażania ich bogactwa. Ale to wcale nie podnosi ogólnego poziomu zamożności, wręcz przeciwnie.

Nasi przodkowie polityczni, amerykańscy ojcowie i synowie demokracji i wolności, przewidzieli to: zbytnia koncentracja bogactwa w jednych rękach i opanowanie jakiejś dziedziny życia gospodarczego przez jedną firmę lub grupę firm niszczy wolny rynek.

Zagraża demokracji i wolności wszystkich obywateli. Dlatego pod koniec XIX wieku wprowadzili prawo antymonopolowe – każda firma, która opanowała zbyt duży segment rynku, musiała być podzielona.

Sto lat później, zwłaszcza za ulubionego przez nas prezydenta Reagana, prawo to stało się pustą formułą. Za kolejne dwadzieścia lat, w roku 2000, gdy pieniądze wielkich korporacji przekonały polityków całego świata do idei globalizacji – rzekomo wolnego rynku światowego bez granic – my, obywatele, zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Prawne granice chciwości przestały obowiązywać. Wielkie korporacje mogą z nami robić, co chcą. Nakładać kagańce, zamykać w domach, szczepić, za niedługo czipować. Dla naszego dobra, z wykorzystaniem prawa i policji.

Globalizacja nie upowszechniła bogactwa. Jej efektem jest wzrost nierówności, bogacenie się najbogatszych i ześlizgiwanie się w przepaść nędzy najuboższych.

Żadna lokalna gospodarka, lokalny rynek w słabiej rozwiniętej gospodarce nie oprze się wielkim pieniądzom, które niszczą lokalnych producentów, niszczą lokalne struktury wymiany gospodarczej i społecznej.

Zamiast rozwijać, odbierają wolność decydowania o swoim życiu. Powoduje to powszechną frustrację wśród zwykłych zjadaczy chleba. A jedynymi wygranymi – zamożnymi niewolnikami – stają się menedżerowie im służący.

40% światowych korporacji ma amerykańskie korzenie. Ich bogactwo od kilkudziesięciu już lat nie jest zależne od 330 milionów mieszkańców USA, ale od 7,5 miliarda ludności świata. Nic zatem dziwnego, że ich właściciele i menedżerowie nie identyfikują się z amerykańskim państwem. Jak podaje Samuel Huntington, którego książkę „Kim jesteśmy” skończyłem czytać na wrześniowej nadbałtyckiej plaży, zdecydowana większość członków zarządów amerykańskich światowych firm nie poczuwa się już do solidarności z amerykańskim państwem. Nie chce z nim współpracować, na przykład z CIA, co jeszcze 40 lat temu było normą.

Ich ojczyzną nie są już Stany Zjednoczone, ale Świat, a dla niektórych Kosmos. Nie ma dla nich znaczenia los zwykłych obywateli USA, bo to już nie są ich współobywatele, skoro sami są obywatelami świata. Dlatego też ich interes nie jest już tożsamy z interesem państwa amerykańskiego.

Teoretycznie, szukając niższych kosztów prowadzenia biznesu, amerykańskie korporacje działają w interesie swoich udziałowców, zwykłych amerykańskich obywateli. Milionów akcjonariuszy, którzy zawierzyli im swoje pieniądze i nadzieję na godziwą emeryturę. I statystyka te starania korporacji potwierdza. Statystyki wykazujące wzrost kursów akcji działają idealnie.

Wszystkie firmy, które przeniosły swoją działalność poza granice USA, najczęściej do Chin, odnotowują wzrosty notowań giełdowych. Portfele inwestycyjne zwykłych akcjonariuszy wydają się bezpieczne do końca świata.

Jak jest w rzeczywistości, przeczytałem w innej książce, w książce generała Roberta Spaldinga pt. „Niewidzialna wojna”.

Otóż firmy amerykańskie, które zainwestowały w Chinach pieniądze swoje i swoich akcjonariuszy, nie mogą tych pieniędzy przetransferować z powrotem. Prawie wszystkie zyski, osiągane dzięki taniej chińskiej produkcji, muszą reinwestować w Chinach.

W statystyce, na wykresach giełdowych wszystko się zgadza. I tak będzie do momentu, gdy ktoś powie „sprawdzam”.

W każdej grze spekulacyjnej, jak poker lub obecna światowa gospodarka, należy się spodziewać tego słowa. Wystarczy banalna wojna. I co się okaże? Daleko mi do proroka, zwłaszcza we własnym kraju, ale mówimy przecież o USA 😊

Otóż – w nawiązaniu do pierwszego zdania – dojdzie do 5-krotnej przeceny aktywów drobnych ciułaczy. Najbogatsi, którzy swoje pieniądze zarabiane w świecie wirtualnym inwestują w dobra materialne, zwłaszcza w ziemię, umocnią swoją pozycję.

Amerykańskie Imperium Wolności załamie się wewnętrznie pod wpływem gwałtownych buntów społecznych podsycanych przez chińskich komunistów. W czym pomogą im amerykańskie dolary zainwestowane kiedyś w Chinach.

Świata wolnych ludzi, którego symbolem i gwarantem są Stany Zjednoczone, na które tyle psioczymy, nic już nie uratuje. Zapanują Chiny i chiński system kontroli społecznej, w którym doskonale się odnajdą światowe korporacje. Służyć im będą najzdolniejsze jednostki. Niewolnikami stanie się 99% populacji świata. A 1% nieprzystosowanych zamieszka wydzielone terytoria zwane rezerwatami. Nastanie Nowy Wspaniały Świat. Ktoś to już kiedyś opisał?

Jan Azja Kowalski

 

Wszystkie zwierzęta są równe, ale okazuje się, że niektóre są równiejsze/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Mam nadzieję, że po zawetowaniu ustawy przez prezydenta, wszyscy posłowie PiS odzyskają zdolność posługiwania się rozumem. I oby nie było tak, że gdy Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera.

Pismo Święte Starego Testamentu stanowi dowód na to, że człowiek od kilku tysięcy lat hoduje zwierzęta. Wykorzystuje ich pracę, zjada je, ubiera się w wełnę, która odrasta i skórę, która już nie odrasta. Wypija ich mleko, zjada ich miód i ich jajka. Udomowienie zwierząt było krokiem milowym w rozwoju ludzkości. W czynieniu sobie ziemi poddaną. Zainwestowaliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy w jak najlepszą ich hodowlę. Po to, żeby służyły nam, ludziom, do życia. Dlatego obecnie to jest już nasze mleko, nasz miód i nasze jajka.

Wyobrażacie sobie, co by było, gdybyśmy nie zaczęli hodować zwierząt? Nie byłoby już dzikich kur, dzikich świń i dzikich pszczół. Do naszych czasów nie przeżyłby ani jeden dziki lis i ani jedna dzika norka. Jakby powiedział klasyk, niczego by nie było. A my, ludzie, dziesiątkowani przez głód i choroby, zabijalibyśmy się wzajemnie w pogoni za ostatnią dziką kaczką.

Tyle tytułem wstępu dla wegetarian, wegan i członków Prawa i Sprawiedliwości (z wyłączeniem 15 zawieszonych).

Urodziłem się i wychowałem na wsi, w tradycyjnym gospodarstwie. Z koniem, krowami, świniami i kurami. Przez chwilę nawet pojawiły się nutrie, takie norki dla ubogich. Ktoś z Was jeszcze pamięta futra z nutrii? Nie pamiętacie? Ale podhalański kożuszek z obdartego ze skóry chwilę po zabiciu baranka, pewnie tak. Może przejrzymy stare zdjęcia, drodzy członkowie Prawa i Sprawiedliwości (z wyłączeniem 15)?

Po moim gospodarskim doświadczeniu z dzieciństwa wiem jedno – o zwierzęta trzeba dbać. Dzięki temu mamy lepsze mięso, lepsze mleko, lepszą skórę i futro, lepsze i smaczniejsze jajka. Dlatego każdy mądry hodowca dba o swoje zwierzęta, o paszę dla nich i warunki, w jakich żyją.

I dlatego za jedno jajko wiejskie płacę 80 groszy (po znajomości). Jest dużo smaczniejsze i zdrowsze od tego za złotówkę z tak zwanego wolnego wybiegu. Bo nazywanie jajkiem produktu z chowu klatkowego, za 30 groszy, jest obrazą dla jajka. Proszę, dla własnego zdrowia nie jedzcie tego, ale odwiedźcie raczej znajomego rolnika lub Jarmark Wnet J

To naszymi ludzkimi pieniędzmi, a nie ustawą, powinniśmy decydować o sposobie hodowli zwierząt.

Natomiast nie przyjaźniłem się nigdy z żadnym zwierzęciem. Nie tylko ze świnią, która za chwilę miała skończyć na naszym stole w postaci kiełbasy i salcesonu. Również z krową dającą świeże mleko. Ani z kurą znoszącą smaczne jajka. Nie przyjaźniłem się też z żadnym psem i kotem, chociaż zdarzało mi się je pogłaskać.

I tu dochodzimy do sedna problemu, również tego ustawowego (piątka dla zwierząt). Dekalog, wiara, przyjaźń i miłość zostały dane człowiekowi przez Boga dla kontaktowania się z innymi ludźmi – dziećmi bożymi. Żadne z przykazań nie dotyczy zwierząt. Nie można kochać swojego kota ani psa, nie tylko bardziej niż drugiego człowieka – w ogóle nie można ich kochać! I to ludzi, a nie zwierząt tyczy się V Przykazanie. I to człowiek ma prawo dane od Boga-Stwórcy na zabijanie zwierząt w celu ich zjedzenia; w sposób, jaki uznaje za właściwy dla swojej religii lub kultury.

Wiem, kiedy to odejście od wiary (i ludzkiego panowania nad światem zwierząt) się zaczęło.

Po pierwsze, od kiedy zaczęliśmy nadawać zwierzętom ludzkie imiona. Od tego czasu możemy kochać Mańka, naszego jamnika, a nie uciążliwego sąsiada Karola. Pamiętacie jeszcze, że pies nie miał imienia – bo w naszym kodzie kulturowym nie mógł mieć ludzkiego – tylko się wabił, na przykład Burek albo Szarik? Nawet pająka trudno nam będzie zabić, jeżeli nazwiemy go Franek.

Po drugie, od kiedy pomieszaliśmy słowa ludzkie ze zwierzęcymi. Gdy byłem dzieckiem, świnia się prosiła, krowa cieliła, klacz źrebiła, suka szczeniła, a kocica kociła. I pamiętam, jak surowo byłem uczony przez rodziców niemieszania języków.

Teraz wszystkie nasze „kochane zwierzaczki” są w ciąży. A psy i koty rodzą maleństwa, ich i nasze dzieciaczki. Jak moglibyśmy takie niewinne istoty zabić? Do więzienia! Co innego przerwać ciążę ludzką – już nie zabić, prawda? Do tego każda kobieta ma prawo.

Pan Bóg wyposażył człowieka poza emocjami również w rozum. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości (z wyłączeniem 15) również takowy organ muszą posiadać. Wpisywanie się w hucpę nowej bolszewii, która do reszty chce zniszczyć naszą łacińską cywilizację poprzez zrównanie człowieka ze zwierzęciem, jest z całą pewnością rozumu tego zaćmieniem.

Mam nadzieję, że po zawetowaniu ustawy przez prezydenta Dudę, wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości zdolność posługiwania się tym organem odzyskają. I oby nie było tak, że gdy Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera.

Jan A. Kowalski

PS. Uporządkujmy wreszcie pojęcia: ten, u kogo koty skaczą po meblach i po gościach jest lewakiem, choćby określał się zgoła odmiennie J

To korporacje stoją za pandemią, maseczkami i zakazem wychodzenia z domu/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Zamknięcie ludzi w domach mogło wykończyć tylko małe i duże firmy. Dla światowych korporacji handlujących w Internecie, których produkt jest często niematerialny, oznaczało zwiększenie rynku i zysku.

Odkryłem to właśnie jako Wasz nieustraszony dziennikarz śledczy, domorosły specjalista od białego wywiadu i agent wiadomo kogo (wtajemniczeni wiedzą 😊). Zatem czym prędzej dzielę się z Wami, Drodzy Czytelnicy, moją wiedzą. Bo jak doskonale wiemy, tylko ukrywana prawda może przyprawić o ból głowy jej posiadacza.

Tak. To światowe korporacje pieniądza, które we własnym interesie demoralizują naszą młodzież i rozbijają dotychczasową strukturę społeczną (o czym wspomniałem przed tygodniem), stoją za rzekomą pandemią Covid-19. Z bardzo prozaicznej przyczyny, której na imię: maksymalizacja zysku.

Kagańce dla ludzi, czyli maseczki, jak to błyskotliwie zdiagnozował Główny Inspektor Sanitarny, Jarosław Pinkas, spełniają jedynie rolę dyscyplinującą ludność. Ludność prawie całego świata, co nie może umknąć naszej śledczej uwadze. Na pewno nie pomagają ani nie chronią, o czym wie nawet najmniej bystry lekarz domowy. Jako atrybut powszechnej grozy sprawdzają się znakomicie.

Dziwna to pandemia, bo ludzi umiera mniej niż w latach poprzednich. A żeby oddać grozę sytuacji we Włoszech, posłużono się zdjęciem z trumnami sprzed siedmiu lat. Czy zatem nie powinniśmy się bać? Wręcz przeciwnie, powinniśmy się bać jak diabli! Bo na własne oczy widzieliśmy, jak rządy kolejnych państw przyjmują jak prawdę objawioną niesprawdzone i zmanipulowane informacje.

Niesprawdzone i zmanipulowane informacje pozwalające osiągnąć jeden cel: zamknąć ludzi w domach. Nieważne okazały się straty w gospodarce światowej i krajowej. Co więcej, rządy państw całego świata zgodziły się to przymusowe zamknięcie ludzi w domach sfinansować, pogrążając się po uszy w bagnie deficytu. Co w niedalekiej przyszłości skończyć się może ich powszechnym bankructwem.

Zatem to nie bezpośrednia władza polityczna, na którą tyle pomstujemy, była przyczyną sprawczą obecnego zjawiska. Spełniła i spełnia tylko rolę pomocniczą. Kto więc pełni rolę sprawczą? Żeby się dowiedzieć, wystarczy zadać jeszcze jedno pytanie, podstawowe dla każdego śledztwa: w czyim interesie?

Zamknięcie ludzi w domach mogło wykończyć tylko małe, średnie i duże firmy. Dla światowych korporacji oznaczało jedynie drobne korekty w ich bilansach księgowych. A dla wielkich korporacji handlujących w Internecie, których produkt jest często niematerialny, oznaczało zwiększenie rynku i zysku.

Jak trafiłem na właściwy ślad? To planowa akcja medialna branży deweloperskiej naprowadziła mnie na właściwą drogę. Ze zdumieniem odkryłem w ostatnim czasie medialne zatroskanie jej przedstawicieli metrażem naszych mieszkań. I przekonującą sugestię, żeby ten metraż zdecydowanie powiększyć… o wydzieloną sferę przeznaczoną do pracy zdalnej. Bingo!, zawołałem.

Jaka stąd korzyść dla korporacji? Moi Drodzy, po co wynajmować olbrzymie biurowce po kilka tysięcy metrów i płacić za nie z korporacyjnej kasy? Niech pracownik sam zapłaci za swoje dodatkowe miejsce pracy we własnym mieszkaniu. Odpowiednio wyśrubowane targety dla każdego zdalnego wybiją mu z głowy obijanie się po powiększonym metrażu. Zwłaszcza, że zwiększy się też rata kredytu od dodatkowej, niezbędnej do pracy powierzchni. Genialne!

100 lat temu możni tego świata – z pomocą sufrażystek i niedowarzonych lewaków – przekonali kobiety, że podobnie jak mężczyźni, mają prawo do pracy. Dzięki temu zabiegowi zyskali ogromną rzeszę pracowników. I w efekcie mogli obniżyć wynagrodzenie pracowników-mężczyzn do poziomu niewystarczającego dla utrzymania rodziny. Prawo do pracy stało się dla kobiet obowiązkiem.

I to, przyznam się, było dla mnie dodatkową, historyczną podpowiedzią.

Zagadkę pandemii i lockdownu uważam za rozwiązaną. Dziękuję 😊

Jan A. Kowalski

Obalenie IV przykazania – podstawowa przyczyna upadku naszej cywilizacji/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Zagłada naszej cywilizacji wydaje się nie mieć alternatywy. Bo w policzalnym interesie władców tego świata jest stworzenie niewolników konsumpcji i mody, wyzwolonych z archaicznego IV przykazania.

Dawno nie miałem tak złej pogody w trakcie urlopu. Dwa pełne dni bez deszczu (na 14) i temperatura 18 stopni Celsjusza. Co było robić? Zamiast beztrosko wygrzewać stare kości, oddałem się 20-kilometrowym spacerom. Rozmyślaniu i rozmowom. Poważnym rozmowom. Stąd tytuł bieżącego felietonu.

Czcij ojca swego i matkę swoją. Każdy z nas, ludzi ochrzczonych, komunikowanych i bierzmowanych, zna treść 4. z 10 Przykazań Bożych. Formułki znamy wszyscy, a co ze zrozumieniem treści? I dlaczego systemowe zniszczenie tego właśnie przykazania uważam za kluczowe? O tym poniżej.

Najpierw szczegóły.

  1. 50-letnia kobieta czuje do swojej matki najwyżej niechęć. Tylko tyle jest w stanie wykrzesać. Gdy była nastolatką, jej matka sprowadzała do domu facetów, którzy nie trzymali łap przy sobie („jeśli wiesz, co chcę powiedzieć”). A kiedyś, pijana, oznajmiła, że powinna jej dziękować, bo żyje, a mogła ją wyskrobać, jak pozostałe. Patologia, tak to określiła 50-latka.
  2. 40-letnia kobieta czuje niechęć do swojej matki z powodu jej ograniczenia intelektualnego. Z wysokiego IQ ojca i niskiego matki – gospodyni domowej – zrodziła się urodziwa i inteligentna córka. Z brakiem szacunku i miłości do własnej matki.
  3. 65-letni rodzice. Kontakt z dziećmi (33 lata) podtrzymywany tylko przez matkę, bo dzieci nie chcą znać ojca. Bo są niewierzące, jak określiły się, dorastając, a ojciec nie potrafi tego uszanować(!).
  4. Mój przypadek. Najmłodsza, 26-letnia córka. Jedyna szansa na odbudowę relacji (nie wiem, co to znaczy), to moja akceptacja dla jej wyborów – „jak czynią wszyscy rodzice w stosunku do swoich dorosłych dzieci”.

I co? Dalej myślicie, że wszystko jest OK z naszą cywilizacją? Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło na ziemi – to coś więcej niż szacunek. Ale nie rozpędzajmy się zanadto. Wystarczyłby szacunek. I może odrobina miłości.

Za życie, za trud włożony w wychowanie. Za wyrzeczenia, których nie chcemy zauważać, bo żyjemy tu i teraz, a nie wczoraj. Dla siebie. A żyjąc dla siebie, jak moglibyśmy zauważyć zmagania życiowe naszych rodziców i ich rodziców? I jak moglibyśmy przeczuwać problemy z naszymi dziećmi, które już się narodziły lub za chwilę się narodzą? Problemy, które za chwilę zwalą się na nasze, wyzwolone z więzi pokoleń, głowy. Myślicie, że pomoże Facebook lub Instagram?

Uporaliśmy się cywilizacyjnie z większością społecznych Bożych Przykazań.

Nie zabijaj – kara śmierci lub więzienie.

Nie kradnij – więzienie.

Nie cudzołóż – kodeks cywilny. Można by się sprzeczać, kto mądrzej to rozwiązał. My czy protestanci.

W starożytnym Rzymie syn (o córkach jeszcze nikt nie myślał) był niewolnikiem swojego ojca. Dopiero po jego śmierci nabywał pełnię praw obywatelskich i własnościowych. Pojęcie spadkobiercy przetrwało do naszych czasów. Ale co oznacza dziś, w roku 2020?

W czasach rewolucji informatycznej ostatnich dekad możemy się bezkarnie naśmiewać ze swoich rodziców. Tak samo bezkarnie, jak czyniły to młode roczniki rewolucji bolszewickiej.

I tak doszliśmy do Systemu. Do dominującej władzy, która może więcej zaoferować młodemu pokoleniu niż rodzice. Może więcej zaoferować materialnie i kulturowo. Zatem, po co szanować swoich ciemnych rodziców, skoro niczego nie mogą nam zaproponować. Niczego nie kumają i nie czają bazy (sorki, nie wiem jak teraz się mówi).

Natężam swój umysł, aby znaleźć jakąś pozytywną konkluzję. I poddaję się. Od kiedy światowe korporacje przejęły rząd finansowy nad młodymi duszami i sfinansowały rząd kulturalny nad nimi, zagłada naszej cywilizacji wydaje się nie mieć alternatywy. Bo w policzalnym interesie władców tego świata jest stworzenie niewolników konsumpcji i mody. Niewolników wyzwolonych z archaicznego przykazania.

Patologia istnieje od zawsze. Ale patologia oznacza odstępstwo od normy, uznawanej przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Za bolszewikami poszła awangarda młodzieży, ale terror tylko wzmocnił rodzinę i tym samym IV przykazanie. Obecna, systemowa emancypacja dzieci i młodzieży, to zjawisko, jakiego jeszcze ludzkość nie przeżyła. Bo normą stała się niepostrzeżenie bezwarunkowa akceptacja postępowania naszych dzieci.

Jedyne, co może nas ocalić, to nawrócenie. Ponowne uznanie IV przykazania za obowiązujące nas samych w sumieniu. Ale żeby tak się stało, to my, rodzice, musimy na nowo uznać Dekalog za prawo nas obowiązujące. Za znaki wyznaczające naszą życiową drogę ku zbawieniu. Musimy znowu uwierzyć w Boga i uwierzyć Bogu, który dwa tysiące lat temu objawił się nam w postaci Jezusa z Nazaretu. Uznać za swoje również pierwsze trzy Przykazania Boże. I dopiero wtedy wymagać od naszych dzieci (i od siebie) przestrzegania przykazania IV i wszystkich pozostałych.

Jan A. Kowalski

100 miliardów złotych deficytu budżetowego – dawno się tak nie pomyliłem/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny.

Minister Marlena Maląg, poinformowana o tym fakcie przez Krzysztofa Skowrońskiego w czwartkowym Poranku WNET, zapewniła, że to dzięki doskonałej kondycji finansów państwa. I oznajmiła, że w ministerstwie zawsze świeci słońce 😂 Pani Minister, gratuluję świetnego samopoczucia.

Dawno się tak nie pomyliłem. Pod koniec marca, gdy Covid-19 dopiero się rozkręcał, wyszło mi na kalkulatorze, że pierwszy bez deficytu budżet zakończy się 50-miliardowym niedoborem. Jednak rozdmuchana fikcja pandemii, w wyniku której zmarło w Polsce o kilka tysięcy mniej ludzi niż przed rokiem, zwiększyła deficyt w dwójnasób.

Ani myślę znęcać się nad wyraźnie zadowoloną ze swojej pracy Marleną Maląg.

Nie zapytam nawet o sens 13., a może nawet 14. emerytury w sytuacji, gdy każda comiesięczna emerytura jest obciążona podatkiem. Wiem. Dzięki temu więcej Polaków ma pracę… w biurokracji. A każdy obywatel-emeryt jest coraz bardziej świadomy własnej zależności od gestu Władzy.

Nie mogę się znęcać nad zapracowaną urzędniczką w czasie, gdy cały scovidiociały świat zasypuje nas pieniędzmi. Pustymi pieniędzmi. A rządy wszystkich naszych scovidiociałych państw przekonują, że nie ma innego sposobu. Co to oznacza dla obywateli świata i Polski?

Po pierwsze, ma to przekonać zwykłych ludzi, że pieniądz jest jedynie sposobem na zarządzanie społeczeństwem, który jest w dyspozycji władzy politycznej.

Po drugie, pieniądz jest mało bezpiecznym środkiem oszczędzania i dorabiania się. I zwykłemu Janowi Kowalskiemu niczego nie gwarantuje.

Po trzecie (jak zawsze), niezwykły nacisk położony na bezpieczne korzystanie z plastikowych kart w opozycji do monet i papierków – siedlisk wirusa – ma nam uświadomić rzekomo wyższą konieczność rezygnacji z pieniądza.

To celowe niszczenie pieniądza, jakie się dokonuje za dymną zasłoną pandemii, ma jeden główny cel – obalenie obecnego systemu finansowego świata. (O innych celach rzekomych i spiskowych nie będę się wypowiadał; twórcy fantastyki już wszystko opowiedzieli). Zgoda, obecny system finansowy jest chory. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A poszczególne państwa od 40 lat toczą nieustanną wojnę o podporządkowanie go swoim interesom.

Ten obecny system podyktowały całemu światu Stany Zjednoczone – jedyne zwycięskie mocarstwo II wojny światowej. I to Stany Zjednoczone niszczą go na niespotykaną skalę. Szalonym dodrukiem pieniądza finansując swoją wadliwą strukturę gospodarczą, społeczną i militarne panowanie. Militarne panowanie nad światem, tak potrzebne również Polsce.

System z Bretton Woods, o którym mowa, a który dogorywa na naszych oczach, przerósł możliwości Stanów Zjednoczonych. I chyba nie mogło być inaczej.

Straszne jest to, że Stany Zjednoczone przeżywają ogromne problemy wewnętrzne. Mają nieidentyfikujące się z państwem ogromne rzesze marginesu społecznego, finansowane z zewnątrz grupy terrorystów i warstwę magnaterii (korporacje) również nieidentyfikującą się z interesem własnego państwa.

I już nie mają takiej pozycji, żeby nowy ład finansowy światu bezdyskusyjnie zaproponować.

Martwienie się o rzeczy, na które nie mamy wpływu, jest absurdalne. Stany Zjednoczone czy Chiny? Nie martwmy się o to. W wyniku wojny zimnej lub gorącej ten konflikt zostanie rozstrzygnięty. Dla nas, zwykłych ludzi, może to oznaczać cierpienia i biedę na miarę poprzednich wielkich wojen. Zadaniem polskich władz, włączając w to ministerstwo, nad którym zawsze świeci słońce, jest stworzenie nam takich warunków, żebyśmy nadchodzące zmiany przeszli przy minimalnych stratach własnych.

Czego potrzebujemy?

  1. Drastycznego obniżenia kosztów zatrudnienia pracownika i przedsiębiorcy z 48 do najwyżej 12%.
  2. Zmiany, dzięki temu, fatalnej struktury zatrudnienia, bo efektywnie pracuje 15 mln Polaków, a powinno – 21.
  3. Likwidacji ZUS na rzecz nowego systemu powiązania oszczędności obywateli z gospodarką narodową obsługującą potrzeby każdego Polaka.
  4. Zmiany sposobu zarządzania państwem z centralnego, biurokratyczno-kolesiowskiego, na wolnościowe i oddolne.

Dopiero dzięki tym zmianom odzyskamy, jako państwo i naród, wystarczający potencjał. Jego składowe to pracowitość poparta dobrym wynagrodzeniem, oszczędność indywidualna, zaradność, odbudowa tkanki społecznej poprzez zagęszczenie wymiany towar-usługa w najbliższym otoczeniu. Jeżeli uda nam się to odbudować, to przeżyjemy w dobrej formie nadchodzące światowe zmiany. Przeżyjemy jako ludzie wolni, a nie niewolnicy kolejnego światowego systemu. Nawet tego bez pieniądza.

Jan A. Kowalski

PS. A najbardziej po pierwsze, Moi Drodzy Prepersi, inwestujcie własne pieniądze we własne rodziny na wsi. Ja już to zrobiłem, zamawiając zapas ogórków kiszonych, kiszonej kapusty, marchwi i cebuli na okres całej zimy – za pół sklepowej ceny 😊