Jak wyjechałem do przyjaciół na narty i zostałem prorokiem. Albo na odwrót / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Straszenie, zamykanie ludzi w domach i nakaz noszenia maseczek nawet na świeżym powietrzu, może wykończyć najzdrowszych. Dlatego dbajmy o siebie i nie dajmy się ogłupić. I zachowajmy poczucie humoru.

Wstydźcie się teraz Wy wszyscy, którzy tydzień temu wyśmiewaliście się z moich zdolności profetycznych. Tymczasem ja swoje prognozowanie potraktowałem nad wyraz poważnie. Przede wszystkim przeczytałem cały tekst i pomyślałem: no dobrze, a jeżeli facet ma rację? Po czym spakowałem manatki i pojechałem do moich ulubionych o tej porze roku Jakuszyc. Do polskiego raju dla narciarzy biegowych. Tydzień później, jak pierwotnie planowałem, już nigdzie bym nie pojechał.

Jak zatem widzicie, Minister Zdrowia symuluje, a Wasz ulubiony felietonista prognozuje.

Uwierzyłem sobie tym bardziej, że nie było to moje pierwsze trafne proroctwo. Zaczęło się od tego snu. Proroczego snu, jak się miało okazać. Otóż przyśniło mi się, że mój znajomy, u którego nocowałem, zaraz po przebudzeniu smaży mi jajecznicę z czterech jaj. Jajecznicę z czterech jaj! Aż przewróciłem się z boku na bok. Zwykle jem z dwóch. Z trzech zjadałem w liceum, gdy budowałem masę (65 kg). Lekko przerażony zszedłem rano na dół do kuchni i opowiedziałem mój sen znajomemu i jego żonie. Chwilę później zapachniało w domu jajecznicą. To były ostatnie cztery jajka w ich domu. Od tej pory nie lekceważę już swoich proroctw 😊

Przed rokiem, gdy zostaliśmy zalani pierwszą falą z Włoch, również w ostatniej chwili zdążyłem. Tuż przed lockdownem, do tego samego ośrodka, w którym zatrzymuję się od paru lat. Dzień dobry, do widzenia, grzecznościowy uśmiech. Tak wyglądały moje wcześniejsze kontakty z właścicielami i obsługą. Rok temu zmieniło się wszystko. Chyba nie mogło być inaczej. Przerażeni goście wyjechali w pośpiechu, nowi nie przybyli. Zostało nas trzy osoby w hotelu, właściciele i obsługa. Co było robić? W dzień, wiadomo: narty, narty, narty. A wieczorem? Tak zaczęły się nasze cowieczorne korona-party.

Jakże miłym było dla mnie zaskoczeniem, gdy po roku zostałem powitany przez właścicieli jako ulubiony korona-przyjaciel. Janku, drogi Janku! Cześć, Agnieszko, witaj, Piotrze! Oboje przeszli już koronawirusa. Oboje lekko. Parę dni i z głowy. Tak jak większość z nas.

Jak każdy wirus grypopodobny, SARS-COV-2 również wymaga poważnego potraktowania. Gdy tylko nie zlekceważymy pierwszych objawów, mamy ogromną szansę na szybkie wyzdrowienie. Musimy jednak odwołać się do mądrości naszych rodziców i dziadków. Zapakować się na co najmniej trzy dni do łóżka. Wygrzewać się, pocić, dużo pić i łykać witaminę C (+Zn). Dwa razy w życiu przechorowałem grypę i żyję. Ponieważ nie miałem jeszcze pojęcia o tak genialnym leku, jakim jest amantadyna, bolało mnie wszystko. Nawet mieszki po wyrwanych włoskach.

To nie premier Morawiecki ani nawet sam minister Niedzielski są odpowiedzialni za nasze zdrowie. To nasza rozsądna postawa: dużo ruchu na świeżym powietrzu, jak najmniej maseczek, odpowiednie odżywianie się i modlitwa decyduje o tym, jak przejdziemy ewentualne zarażenie.

Straszenie ludzi, zamykanie ich w domach i nakaz noszenia maseczki nawet na świeżym powietrzu – to może wykończyć najzdrowszych. Dlatego dbajmy o siebie i nie dajmy się ogłupić.

Ponieważ wszystko znowu zostanie zamknięte, zostaję na nartach na kolejny tydzień. To znaczy najpierw wymelduję się w piątek po południu, jak stanowi rozporządzenie. A potem, już jako przyjaciel Agnieszki i Piotra, zagoszczę u nich na następne parę dni. Tym bardziej, że w odróżnieniu od ubiegłego roku, gdy Bieg Piastów również zwariował i przestał ratrakować trasy, teraz zapowiedział ich serwisowanie do ostatniego centymetra śniegu.

Sami wyciągnijcie morał z tej opowiastki. Moja nieśmiała podpowiedź: im więcej mamy przyjaciół w pięknych zakątkach kraju, tym łatwiej przeżyjemy szaleństwa władzy. I miejmy też trochę poczucia humoru. Dzięki niemu łatwiej przeżyliśmy komunę i Jaruzelskiego. A wcześniej niemiecko-sowiecką okupację i zabory.

Jan Azja Kowalski

PS Następnym razem, w Wielką Sobotę, będzie poważniej. Wyjaśnię, czy Pan Jezus był osobą kulturalną i co znaczy słowo „wybaczyć”.

Szatańsko inteligentny wirus atakuje w przeddzień kolejnych chrześcijańskich świąt/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Kulminacja trzeciej fali covid-19 przypadnie dokładnie w przeddzień Wielkanocy 2021, czwartej – około 20 grudnia 2021 (akurat Boże Narodzenie), a piątej na tydzień przed świętami Wielkiej Nocy 2022.

Jeżeli myślicie, że tylko nasze Ministerstwo Zdrowia tworzy wykresy matematyczne i symulacje przebiegu pandemii, to głęboko się mylicie. Ja, Wasz ulubiony felietonista, również oddaję się podobnym sztuczkom. Dodaję 2+2, albo nawet mnożę 2×2. Czasem dzielę. I co mi wychodzi? Nie zgadniecie, ale już podaję z dokładnością do dwóch dni.

Kulminacja trzeciej fali covid-19 przypadnie dokładnie w przeddzień Wielkanocy 2021. Wiem, to było stosunkowo proste. Ale dalej – czwartej fali – około 20 grudnia 2021 (akurat Boże Narodzenie), a piątej. na tydzień przed świętami Wielkiej Nocy 2022. Butelkę wina przegrałem do mojej córki za poprzedni rok, ale to nie znaczy, że w kwestii obecnej prognozy nie założę się z każdym z Was. 24,99 – stać mnie! J

No dobrze, żartowałem. Ale tylko w kwestii matematycznych symulacji. Jako przegrany humanista nie podejmuję się tak skomplikowanych działań. Jednak co do prawidłowości prognozowania, nadal jestem gotowy się założyć.

Wygląda bowiem na to, że wirus z samej swej natury atakuje w przededniu najważniejszych chrześcijańskich świąt. Pierwszy raz przecież, na początku kwietnia 2020 roku (w przededniu Wielkanocy), zaatakował naszą ojczyznę, zamykając Prymasa, biskupów i kościoły. I to zaatakował z terenu północnych Włoch, z odległości 1500 km, bo w Polsce go jeszcze nie było.

Potem nie było chrześcijańskich świąt, to i wirus odpuścił, pozwalając nam nacieszyć się dniem 1 maja i wakacjami. Wrócił ze zdwojoną energią na Wszystkich Świętych i święta Bożego Narodzenia. Tak zaliczyliśmy drugą falę. Dlatego jestem przekonany, że to nie jest żaden matematyczny lub laboratoryjny wirus. To jest klasyczny wirus-humanista. Dlatego tak łatwo przyszło mi wczuć się w jego prawdziwą naturę i zrozumieć logikę jego działania.

O co chodzi piekielnie inteligentnemu wirusowi SARS-COV-2? Już wyjaśniam. Jego aktualny cel to odciągnięcie od kościoła (i Kościoła) wszystkich ochrzczonych, od wielkiego święta trochę praktykujących. Tych letnich, niezbyt gorących. Słabych, zagubionych, wątpiących. Co to chodzą do kościoła, bo od dziecka chodzili. Chrzczą dzieci, bo sami są ochrzczeni. Bo rodzice kazali. Bo jakoś tak… Na głęboko wierzących i praktykujących przyjdzie czas później.

Jednym słowem, wirus chce trwale wyeliminować z życia chrześcijańskiego 90% chrześcijan. Dlatego atakuje w tych newralgicznych momentach. Żeby zniszczyć nawyk. I według moich obserwacji, na tym froncie odnosi same sukcesy. A nakreślony cel osiągnie wkrótce po zatopieniu nas piątą falą. Nastąpi wtedy ostateczne zerwanie niewidzialnej nici łączącej życie zdecydowanej większości Polaków z Kościołem; niezależnie od aktualnego stopnia zaangażowania duchowego. Wirus odniesie zwycięstwo.

Wiem, dla poetów i fanatyków to wymarzona chwila. Oni by chcieli, żeby wszyscy byli albo gorący, albo zimni, ale nigdy letni. Jednak w prawdziwym życiu większość jest letnia. Zresztą stopień ciepłoty poszczególnego człowieka zmienia się w zależności od wieku i przeżywanych okoliczności. Tu postawię tezę: 90% letnich chrześcijan jest niezbędne do normalnego funkcjonowania 10% gorących.

I tym samym do przetrwania naszej łacińskiej cywilizacji. Wyrastającej z wiary w osobowego Boga, który objawił się nam w Jezusie Chrystusie. Wyrwanie tych 90% z kręgu oddziaływania i promieniowania prawdziwej Wiary, skazuje nie tylko ich, ale i nas na upadek. Zakwestionowane i odrzucone zostaną wszystkie zasady, które teraz bezmyślnie określamy jako naturalne, a które wynikają wprost z naszej Wiary.

Zatem doceńmy wreszcie szatańską inteligencję wirusa SARS-COV-2. Nie lekceważmy jej. Zauważmy, z jaką łatwością posługuje się ludźmi. Premierami, ministrami, doradcami, dziennikarzami. Osobami mającymi wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Zarządzającymi państwami i narodami.

Doceńmy go nie po to, żeby mu oddać pokłon, ale żeby go skutecznie pokonać.

Jan Azja Kowalski

PS Jak wirus potrafi dobierać ludzi, pokażę na przykładzie MZ. Zastał na stanowisku ministra pełnego dystansu, Łukasza Szumowskiego, i wymienił go na bezgranicznie oddanego Leszka Niedzielskiego. Sami to oceńcie.

O(…)ie się, k(…)a, od prezesa Obajtka! Przeprowadzę tu jego błyskotliwą obronę/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Przeczytanie stu lektur i najwyższe stopnie naukowe nie zapewnią takiej wiedzy, jaką posiadł Daniel Obajtek. Dlatego, jak w tytule, tylko ładniej: odczepcie się wszyscy od prezesa Obajtka!

Pięknie zacząłem, prawda? Myślę, że nawet Adam Michnik nie powstydziłby się takiego zdania. W końcu, wiele lat temu nie mniej pięknie bronił generała Kiszczaka. Ale nie myślcie, że poprzestanę na eufemizmach. O nie! Przeprowadzę za chwilę błyskotliwą obronę, nazwijmy ją pcimską.

Udowodnię, że Daniel Obajtek jest osobą idealną na stanowisko prezesa Orlenu. Udowodnię też, że w nagranych rozmowach z Szymonem ani razu nie przeklął. A lekcja, jaką powinniśmy wynieść po odsłuchaniu całości, to umiejętność wytrwałej, codziennej pracy dla osiągnięcia sukcesu w biznesie. I jeszcze, że wierność małżeńska nie jest na sprzedaż za żadne pieniądze.

Zacznijmy jednak od najpoważniejszego zarzutu sformułowanego przez „Gazetę Wyborczą”. Będąc wójtem, Daniel Obajtek nie mógł prowadzić działalności gospodarczej. A z nagrania (odsłuchałem całość, 2 h 20 min.) rzeczywiście wynika, że taką działalność prowadził. I to jest dla mnie przykład na ułomność polskiego prawa. I to prawo powinniśmy zmienić, a nie prezesa Obajtka. Nie mówimy tu przecież o prezydencie państwa, ale o wójcie Pcimia.

Idąc tym tropem, sołtys mojej wsi nie mógłby nawet zaorać pola pod ziemniaki na sprzedaż. A Daniel Obajtek, będąc wójtem, przecież nie orał, tylko doradzał, jak prowadzić pług. I to, zauważmy, nie w swojej gminie, co skutkowałoby konfliktem interesów. Właśnie takie przypadki powinny być przyczynkami do zmiany wadliwego prawa.

Drugi zarzut, czyli próba wykończenia firmy wujów, jest co najmniej humorystyczny dla mnie i każdego prowadzącego działalność gospodarczą. Walka konkurencyjna to chleb powszedni każdego polskiego przedsiębiorcy, który nie jest monopolistą.

Każdy z nas chce znać ceny konkurenta/ów. I każdy z nas chce zaproponować potencjalnemu kontrahentowi warunki wystarczające dla podjęcia współpracy. Po to, żeby kupował od nas, a nie od konkurenta. To norma w biznesie.

Niepokojąco brzmi jedynie fraza wypowiedziana przez Obajtka o prowizji dla pracownika firmy-odbiorcy odpowiedzialnego za wysokość obrotów. To podpada pod działanie korupcyjne na niekorzyść kontrahenta. Jak mogę to wytłumaczyć? Nie stosuję tego, chociaż dawno, dawno temu musiałem zwalczyć w sobie taką pokusę. Pokusę korupcyjną, która dużą część rynku w kryzysowych latach opanowała. Ale skoro „Gazeta Wyborcza” się nie czepia, to czemu ja mam to robić? A ponieważ uwaga ta sformułowana jest bardzo oględnie, to uczynienie z niej zarzutu prawnego byłoby co najmniej karkołomne.

Zarzut ostatni, czyli język. Podliczono co do jednej wszystkie k(…)y wypowiedziane nie tylko przez Obajtka (20% całości), ale też Szymona (80%) i wszystkie złożono na barki prezesa Orlenu. Inne słowa też. Po prawej stronie internetu odezwały się słowa oburzenia na „przekleństwa”, wraz z jednoczesnym wytłumaczeniem tego syndromem Touretta, na jaki rzekomo cierpi lub cierpiał Prezes. Od czasu pomroczności jasnej syna Lecha Wałęsy nie spotkałem się z podobnie dowcipnym wytłumaczeniem ludzkiej przypadłości. Ale to tylko wulgaryzmy, a nie przekleństwa. Ani prezes Obajtek, tym bardziej Szymon, ani razu nie przeklęli. Bo przekleństwo to życzenie nieszczęścia dla jakiejś osoby. Niech cię szlag trafi! – to jest przekleństwo. Żebyś się smażył w piekle! – to jest przekleństwo. Życzenie wystosowane przez Daniela Obajtka pod adresem wujów (60–65 l.), że mogliby wreszcie przejść na emeryturę, w żadnym razie przekleństwem nie jest.

Gdy tylko przestaniemy się podniecać brzydkimi słowami, dostrzeżemy w nagraniach prawdziwy wymiar codziennej działalności gospodarczej. Krew, pot i łzy powszednich zmagań o przetrwanie i rozwój własnej firmy. Naszych firm

Poznamy prawdziwy wymiar budowania gospodarki i niepodległości gospodarczej Polski. Naszymi firmami narodowymi powinni zarządzać ludzie, którzy takie doświadczenie zdobyli własną walką i życiem. Przeczytanie stu lektur i najwyższe stopnie naukowe nie zapewnią takiej wiedzy, jaką posiadł Daniel Obajtek. Dlatego, jak w tytule, tylko ładniej: odczepcie się wszyscy od prezesa Obajtka!

Na koniec, jako mieszkaniec mentalnego Podkarpacia, któremu czasem zdarza się użyć dosadnego określenia, zaapeluję do Polaków zamieszkujących resztę kraju: pomińcie wszystkie brzydkie słowa, jakich użył Szymon. I weźcie go za wzór moralności. Nie, nie żartuję. Pod koniec nagrania pyta go trochę sarkastycznie Obajtek, czy dla dobra firmy nie podłożyłby się starej pannie – właścicielce hurtowni (potencjalny duży odbiorca). Co odpowiada Szymon? „Wykluczone, tylko własnej żonie się podkładam”. Czyż nie są to piękne w swojej prostocie słowa?

Jan A. Kowalski

PS A wiecie, że w Mediach Wnet, nawet poza anteną, nie wolno używać brzydkich słów? Prezes Skowroński zabronił! I bardzo dobrze, i bardzo dobrze 😊

Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa/Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego („Kurier WNET” 80/2021)

Musimy drastycznie, do poziomu Anglii lub Polski sprzed roku 1952, obniżyć koszty pracy. Zlikwidować haracz płacony państwu za możliwość zatrudnienia pracownika i podjęcia pracy przez pracownika.

Jan A. Kowalski

W poprzednim numerze przedstawiłem fatalny stan struktury naszego państwa. W sferze zarządzania gospodarką i administrowania państwem – naszym wspólnym dobrem. I mam nadzieję, że wszystkich przestraszyłem nadchodzącą zmianą w świecie. Zmianą systemu finansowego, gospodarczego i cywilizacyjnego. Powtarzane co jakiś czas słowa „wielki reset” kiedyś się zmaterializują. Jako Polska i Polacy musimy się na to przygotować.

Podstawę cywilizacyjną przedstawiłem w cyklu: Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Do odnalezienia na naszym portalu wnet.fm. I od razu dodam: to moje aktualne główkowanie służy wyłącznie obronie naszej chrześcijańskiej ojczyzny. Dlatego zajmę się teraz sprawami materialnymi. Bez uporządkowanej materii nasza duchowa ojczyzna ziemska przestanie istnieć.

Przypomnijmy na początek nasze największe wady strukturalne:

  1. Bardzo ograniczona i wyprzedana przez ostatnie 30 lat polska własność w gospodarce. Nie patrzcie na statystykę, ona tylko zakłamuje rzeczywistość. Przedstawia zagraniczne firmy jako polskie, ponieważ mają w nazwie Poland lub Polska. A prowadzą u nas działalność często zwolnioną z podatków i przy wykorzystaniu taniej siły roboczej.
  2. Demografia. Z ujemnym od 20 lat przyrostem naturalnym kurczymy się jako naród i starzejemy zarazem. Odbije się to w niedługim czasie na naszym systemie emerytalnym, zaprojektowanym kiedyś dla społeczeństwa zwiększającego systematycznie swoją liczebność. Obecny system emerytalny po prostu się załamie.
  3. Mamy zwichniętą strukturę zatrudnienia. Pracuje nas jedynie 16,5 miliona, z czego 1,5 mln generuje straty, a powinno nas pracować efektywnie 20–21 milionów. Ta zwichnięta struktura wynika z bardzo złych przepisów, opodatkowujących pracę 4-krotnie bardziej niż w Anglii i 2,5-krotnie bardziej niż w Niemczech.

W każdym normalnym państwie tymi sprawami powinni się zająć politycy. Po to w końcu ich wybieramy, żeby rozwiązywali problemy ważne dla kondycji naszego państwa i narodu. Tymczasem co widzimy?

Z jednej, rządowej strony, rozpaczliwe próby udawania, że nad wszystkim panujemy. I nie oddamy nawet guzika. Z drugiej, opozycyjnej strony, skomasowane akcje dezintegrujące nasz naród. Negujące nasze chrześcijańskie wartości i sens samodzielnego bytu państwowego.

To dlatego od jakiegoś czasu piszę o potrzebie stworzenia Chrześcijańskiej Partii Wolnych Polaków. Partii potrafiącej zdiagnozować rzeczywistą sytuację i zaproponować rozwiązania korzystne dla Polski i nas wszystkich. Co powinniśmy zrobić?

W jednym zdaniu: połączmy systemowo nasze codzienne wydatki i potrzeby z polską gospodarką i polską racją stanu. W ten sposób – świecąc światło, zużywając wodę i benzynę, posiadając konto w banku – zapewnimy jej rozwój, a nam bezpieczeństwo od poczęcia do śmierci. Już wyjaśniam.

  1. Obawa przed nędzą na starość była przyczyną, dla której jako młode chłopię rzuciłem się w wir czarnego rynku, ryzykując w latach 80. zatrzymania przez milicję i utratę skromnego kapitału. Bo państwo, chociaż nominalnie było nasze, w rzeczywistości było niczyje. Nie było nawet własnością zarządzających nim komunistów. Teraz jednak, w roku 2021, nic nie stoi na przeszkodzie, nawet garstka polityków, których liczba nie przekracza 10 tysięcy, by to zmienić. Uznajmy wreszcie państwo polskie za naszą własność obywatelską. Tylko odrzucając stare lęki, możemy dokonać jego systemowej przebudowy. Żeby nas nie straszyło, ale nam służyło.
  2. Zatem od starości zacznijmy. Przy zachowaniu obecnego systemu, pokolenie 40-latków w ogóle nie dostanie emerytury pozwalającej przeżyć 30 dni. I nie myślę tu jedynie o ZUS, który – uwzględniając kurczenie się liczby Polaków i ich starzenie– już jest bankrutem. Ale również o PPK (Pracowniczych Planach Kapitałowych), które sprowadzają na nas ryzyko takie samo, jak kiedyś OFE. A nawet większe, bo wypychają nas na ocean spekulacji międzynarodowej. Wyprowadzenie naszych pieniędzy na międzynarodową giełdę finansową, pełną drapieżnych rekinów, to proszenie się o nieszczęście. Oparcie się tylko na polskiej giełdzie także grozi stratą gromadzonych na starość środków. Jak policzyłem to kiedyś, przez 20 lat oszczędzania w latach 2000–2020, stracilibyśmy co najmniej 40% naszego wkładu. Dla jasności: nie myślę tu o menedżerach zarządzających naszymi pieniędzmi.
  3. Musimy wprowadzić system wiążący nasze oszczędności bezpośrednio z własnością, z posiadaniem przez nas samych polskiej gospodarki. Mamy jeszcze kilka polskich firm narodowych, które bezpośrednio mogą być zasilane naszymi oszczędnościami. A ich rozwój i zyski zagwarantują nam bezpieczne i odpowiednie emerytury. Co więcej, strumień pieniędzy z naszych składek może pobudzić rozwój nowych, bezpiecznych firm państwowych i odzyskać dużą część gospodarki sprzedaną/oddaną w zagraniczne ręce. Takiego potencjału nikt nam nie odbierze i nie sprzeniewierzy.
  4. Wreszcie coś dla sympatyków wolnego rynku. Zamiast absurdalnego rozdawnictwa, które degeneruje jego beneficjentów i nasz rynek pracy (jedynie pierwsze 500+ miało społeczne uzasadnienie), musimy wreszcie docenić finansowo pracowitość i pomysłowość Polaków. Musimy drastycznie, do poziomu Anglii lub Polski sprzed roku 1952, obniżyć koszty pracy. Zlikwidować haracz płacony państwu za możliwość zatrudnienia pracownika i możliwość podjęcia pracy przez pracownika. Tak to wygląda, Moi Drodzy. Obie strony, pracodawca i pracownik, są karane za aktywność. To obciążenie miało uniemożliwić powstanie prywatnego polskiego kapitału mogącego zagrozić uwłaszczającym się komunistom i koncernom zagranicznym. Od ręki pracownik i pracodawca mogą (od)zyskać po 600 złotych; przy najniższych zarobkach. Taka obniżka kosztów pracy z aktualnych 45% do 11–12% natychmiast wyzwoli energię przedsiębiorców i pracowników. I zmieni fatalną strukturę zatrudnienia, która obecnie hamuje rozwój naszego państwa.
  5. Na koniec, nasza awangarda wolności i wartości, czyli idealna chrześcijańska partia, musi zmierzyć się z chwilowo zwycięskim Mordorem (nie myślę tu o Domaniewskiej 😊). Wolni ludzie muszą wygrać z niewolącym nas Sauronem.

Zmiana systemu zarządzania państwem, z III na V Rzeczpospolitą, jaką od 10 lat propaguję, z opresyjno-okupacyjnego na oddolny obywatelski, pozwoli nam zrzucić biurokratyczne jarzmo. Biurokratyczne jarzmo narzucone poprzednio krajom południa i wschodu Europy po to, żeby Niemcy pn. Unii Europejskiej mogły podbić cały kontynent, wymuszając wszędzie wzrost klasy pasożytniczej powiązanej prywatnym interesem nie z własnym narodem, ale z Centralą w Berlinie. Pozwoli nam to wygenerować kwoty rzędu 150–200 miliardów rocznie, czyli ok. 8% naszego PKB. Na początek. I całkowicie uniezależnić się od finansowania zewnętrznego.

Nie wiemy, jak będzie wyglądał przyszły światowy ład. I kto będzie dyktował warunki. Nie wiemy nawet, jak będzie wyglądał pieniądz i jak będzie przeliczany. Jest krańcowo nieodpowiedzialne czekanie na to, że inni nam zapewnią świetlaną przyszłość. My sami musimy zadbać o przyszłość naszą i naszych dzieci. A wykorzystać do tego możemy tylko to, co mamy – potencjał nas wszystkich.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa” znajduje się na s. 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa” na s. 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prawdziwa miara sukcesów polskiego rządu? – Liczba zmarłych w roku 2020/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Twarde dane odzierają nas ze złudzeń. I pokazują rzeczywistą pozycję cywilizacyjną Polski. Z chorą od lat służbą zdrowia. I chorym systemem zarządzania państwem. Covid-19 powiedział tylko: sprawdzam!

Mało brakło, a bylibyśmy pierwsi w Europie. Rzutem na taśmę wyprzedziła nas Bułgaria o 200 osób… w liczbie zmarłych na milion mieszkańców. Polaków w porównaniu do lat 2015–2019 zmarło ponadplanowo 2000 na jeden milion.

W felietonie Dystans, maseczka, flaszeczka zaapelowałem do naszego rządu, żeby się wytłumaczył z dodatkowych 84 000 śmierci w roku 2020. Nawet minister Dworczyk się nie odezwał. Zatem znowu rzecz całą muszę wyjaśnić sam.

Najmłodsi pewnie nie pamiętają zielonej wyspy w sercu Europy, jaką była Polska w kryzysowym roku 2009 w oczach Donalda Tuska. I w naszych oczach, wgapionych w jednakowe wtedy rządowe i prywatne telewizory. Gdy 2,5 miliona naszych rodaków opuszczało na stałe nasz kwitnący kraj. Za chlebem. Ale wszyscy pewnie pamiętają opowieści ostatniego premiera naszego rządu, Mateusza Morawieckiego, sprzed paru zaledwie miesięcy. O śmierci zbierającej krwawe covidowe żniwo we Włoszech, w Hiszpanii, nawet we Francji. Ale nie w Polsce, zarządzanej wzorowo przez obóz Zjednoczonej Prawicy.

Tam masowe groby i wojskowe ciężarówki pod osłoną nocy wywożące zwłoki do dołów z gaszonym wapnem. A u nas?

Dystans, maseczka, dezynfekcja i dzielna obrona narodu pod dowództwem nieustraszonego Premiera i Głównego Inspektora Sanitarnego. Fantastyczny piar, a co nam podpowiada statystyka? Nie ma jeszcze pełnych danych z Europy, ale przytoczmy te, które są. Gdy się pojawią kolejne i coś zmienią, na pewno je podam.

Oto nadliczbowe zgony na jeden milion mieszkańców za rok 2020 (za: money.pl):

  1. Bułgaria – 2200 osób
  2. Polska – 2000
  3. Hiszpania – 1600
  4. Belgia – 1500
  5. Wielka Brytania – 1150
  6. Portugalia – 1100
  7. Litwa – 1050
  8. Włochy – 1000 (prognozowane dane z połowy grudnia)
  9. Francja – 950
  10. Holandia – 950
  11. Austria – 900
  12. Niemcy – 400
  13. Estonia – 370
  14. Finlandia – 150
  15. Dania – 130.

Pewnie się zdziwicie, ale naszych bratanków Węgrów zmarło dodatkowo tylko 720 osób. I gdzie tu Budapeszt w Warszawie? Ale chyba kompletnym zaskoczeniem będzie dla Was ta nielicząca się z życiem i zdrowiem własnych obywateli Szwecja (która jako jedyna w Europie, poza Białorusią, nie zastosowała lockdownu). W roku 2020 tylko 600 Szwedów zmarło więcej niż w latach poprzednich.

Dwa państwa odnotowały zmniejszoną liczbę śmierci. Norwegia, gdzie zmarło 120 osób mniej. I Łotwa – 115 osób.

Gdyby nasze państwo było w połowie tak sprawne, jak głosi nasz rząd, powinno nas umrzeć więcej w okolicach 800 osób. Taka średnia pomiędzy Austrią a Węgrami. Bo z Niemcami na razie nie mamy się co mierzyć. A jak widać po przytoczonych danych, północne obrzeża Europy mniej ucierpiały z racji położenia. Gdyby nasz rząd pozwolił nam samym zadbać o swoje życie i zdrowie, i nie sparaliżował dodatkowo państwowego lecznictwa, umarłoby nas jak w Szwecji – 600 osób więcej.

Te twarde dane odzierają nas ze złudzeń, jeżeli je mieliśmy. I pokazują rzeczywistą pozycję cywilizacyjną Polski. Z chorą od kilkudziesięciu lat służbą zdrowia. I chorym systemem zarządzania państwem. Covid-19 powiedział tylko: sprawdzam!

Jan A. Kowalski

PS. Gdybym był kuglarzem jak europoseł Ryszard Czarnecki, to napisałbym tekst „Biało-Czerwone to barwy niezwyciężone”, https://dorzeczy.pl/kraj/172728/covid-19-usa-rekordzista-swiata-francja-rekordzista-europy.html.

Społeczny szantaż moralny jako metoda zarządzania państwem. Niech żyją wolne media! / Felieton Jana A. Kowalskiego

Czy Amerykanie znowu tupną nogą, a polski rząd znowu się przestraszy? Nie wiem, pewnie tak. Wiem jedno. Najwyższy czas skończyć z idiotycznym psuciem prawa i mieszaniem podatków z szantażem moralnym.

Prawie przegapiłem zamieszanie związane z projektem „ustawy reklamowej”. Całą środę, od świtu do zmierzchu, spędziłem w samochodzie z włączonym radiem reżimowym (Trójka). I z krótką przerwą o godzinie 15 na Radio Maryja. Ale gdy w Trójce jakiś lekarz znowu zaczął mnie straszyć, że spadek zachorowań na Covid-19 musi zaowocować ich wzrostem w najbliższej przyszłości, zmieniłem stację na Radio Złote Przeboje. I tak dotknęła mnie brutalna rzeczywistość protestu ws. wolnych mediów. Zamiast starego przeboju, który wszyscy znamy, usłyszałem złowieszczy komunikat.

W domu odpaliłem komputer i żeby wiedzieć, co myśleć przez resztę dnia, natychmiast udałem się pod adres wnet.fm 😊 A tam komunikat o braku zgody Radia Wnet na projekt nowej ustawy, podpisany przez szefa wszystkich szefów, Krzysztofa Skowrońskiego. Dla korekty patriotycznej (= pisowskiej) postawy, odwiedziłem zaraz portal braci Karnowskich. Najgłupszy, nieprzemyślany pomysł okołorządowy, który potem jest wyrzucany do kosza, tam jest zawsze witany entuzjastycznymi brawami. Nic się w tym względzie nie zmieniło. Zatem, chociaż wolę oglądać obrazki, sam musiałem przeczytać ten projekt.

Tytuł felietonu w pełni oddaje moje pierwsze odczucie po lekturze. Tego chyba nie pisał prawnik, ale rządowy piarowiec. A może sklecili to obaj. Prawdopodobnie ci sami, którzy cały czas podpowiadają premierowi Morawieckiemu jego kolejne pomysły.

To Mateusz Morawiecki wprowadził ten zwyczaj do polskiej polityki – nazywanie podatku daniną lub składką solidarnościową na biednych i chorych.

W projekcie ustawy mamy to właśnie – nowy podatek (oczywiście, że składka) pomoże umierającym na Covid-19, chronić zabytki i dofinansuje polskie media. Klasyczny groch z kapustą. Mamy tu małe media klasyczne, jak radio i gazety, uzyskujące przychody z reklam. I nie wiedzieć czemu opodatkowuje się reklamy radiowe od wartości 1 mln złotych, a gazetowe od 15 milionów. Przecież koszty funkcjonowania radia (np. Wnet) są o wiele wyższe niż wydawania największej gazety w Polsce, czyli „Kuriera WNET”.

Ale to jeszcze nic, bo w drugiej części ustawa dotyczy wielkich korporacji cyfrowych z przychodami powyżej 750 mln euro na świecie lub 5 mln euro w Polsce. I tu dochodzimy do sedna nowego pomysłu, który, rzecz jasna, również trafi do kosza. Pierwsza część ustawy stanowi zasłonę dymną dla drugiej. Przypomnijmy, jesteśmy częścią Unii Europejskiej, ale najważniejszym naszym sojusznikiem są Stany Zjednoczone. Dlatego, gdy podatek cyfrowy od wielkich amerykańskich korporacji (Facebook, Google, Amazon) wprowadzały Francja, Włochy, Austria, Hiszpania i Wielka Brytania, polski rząd w roku 2019 zapewnił Donalda Trumpa, że nigdy tego nie zrobi. Pochwalił nas za to sam Mike Pence. Dziękujemy 😊

Donald Trump nie został wybrany na drugą kadencję, w dużej mierze dzięki tym właśnie korporacjom (o paradoksie będzie następnym razem), zatem możemy ponownie spróbować. Jednak nie wprost, ale przy zapewnieniu wyjątkowo mocnego alibi.

Popatrzcie, Amerykanie, opodatkujemy Was, ale przecież nie oszczędzamy też rodzimych szaraczków. A poza tym, to nie będzie żaden podatek (co za okropne słowo), ale solidarnościowa składka na umierających na Covid-19, na nasze rozsypujące się zabytki i w końcu na nasze ledwo zipiące media narodowe (pod warunkiem zgodności z aktualnie obowiązującą linią rządową). To co, dorzucicie się?

Czy Amerykanie znowu tupną nogą, a polski rząd znowu się przestraszy? Nie wiem, pewnie tak. Przecież to Big Tech pomogły wygrać Bidenowi. Wiem jedno. Najwyższy już czas skończyć z idiotycznym psuciem prawa i mieszaniem podatków z szantażem moralnym. Tym wszystkim, w czym specjalizuje się polski rząd pod wodzą największego polskiego piarowca od czasów Edwarda Gierka, Mateusza Morawieckiego.

A może już czas zmienić samego… O matko!, aż się przestraszyłem na samą myśl.

Jan Azja Kowalski

PS Pragnę uspokoić mojego znajomego, samozatrudnionego programistę Marka. Nie, nie zapytam Premiera o to, dlaczego obniżył podatek liniowy dla najbardziej dochodowej branży, jaką jest IT, z 19 na 5% 😊

„Do not resuscitate (nie reanimować)” – tak wytatuuję sobie na prawej piersi / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Miałbym odkładać wieczną radość dla trwania w niebycie przez nie wiadomo jak długo? Myślę, że to byłaby niezła męka dla mojej uwięzionej w żywym trupie duszy. Dlatego nie zrobię tego sobie i jej.

Żadnej uporczywej terapii! – oznajmiłem moim dzieciom zaraz po przekroczeniu pięćdziesiątki. Po co miałbym przedłużać własne życie ziemskie w stanie pełnej lub częściowej wegetacji, jeśli wspaniałe życie wieczne czeka na mnie po przekroczeniu progu śmierci? Jednak miałem nadzieję na uniknięcie tatuażu. Bo każdy tatuaż jedynie oszpeca ludzkie ciało. Ale teraz, po angielskim doświadczeniu z już śp. Panem Sławomirem, wydaje się to być nieuniknione. Na wszelki wypadek. Jestem jeszcze dość młody (jak na wdowca) i kto wie, co mi może przyjść do głowy. Już czuję się zniesmaczony tym przyszłym konfliktem pomiędzy przyszłą wdową a dziećmi z pierwszego małżeństwa i wnukami, nie licząc żyjącego jeszcze rodzeństwa i dzieci z drugiego małżeństwa.

Zatem wszem i wobec oświadczam: mam prawo do naturalnej śmierci. I taką naturalną śmiercią chcę umrzeć. Tak jak umarli moi dziadkowie i rodzice.

Miałbym męczyć się w swoim ciele przez kolejne kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, podtrzymywany przy „życiu” przez sztuczną aparaturę tylko po to, żeby spełnić czyjś uporczywy kaprys? To dopiero byłoby absurdalne i niemieszczące się w rozległych granicach mojego poczucia humoru.

Nie mieści się to również w moim rozumieniu Wiary. Miałbym odkładać wieczną radość dla trwania w niebycie przez nie wiadomo jak długo? Myślę, że to byłaby niezła męka dla mojej uwięzionej w żywym trupie duszy. Dlatego nie zrobię tego sobie i jej. Mam za to prośbę do moich dzieci (lub wdowy) o chrześcijański pogrzeb. I jeszcze jedno, żadnych płaczek na cmentarzu i opowieści, jakobym był święty już za życia. Amen. Zresztą moją mowę pogrzebową, jedyną na jaką się zgadzam, napisałem parę lat temu w tekście pod tym samym tytułem. No to przypomnę:

Panie Boże, przyjmij do swojego królestwa duszę zmarłego oto nieszczęśnika. Wiele się wycierpiał na tym łez padole z powodu głupoty własnej i niegodziwości innych. Wybacz mu, Panie, rozliczne grzechy, a zwłaszcza te, których z powodu zakłamanego sumienia nawet nie zauważał. Wybacz też nam, że z powodu własnej ułomności i lenistwa nie potrafiliśmy mu pomóc lepiej przeżyć życie, zgodnie z Twoimi przykazaniami. Przyjmij nasze prośby i modlitwę, i pozwól kiedyś spotkać się nam w Twoim Królestwie. Jezu, ufamy Tobie.

To sekularyzacja naszych sumień, o czym pisałem w cyklu: „Chaos w naszych chrześcijańskich głowach”, doprowadziła do tej deformacji naszego myślenia. Że życie ludzkie (doczesne) jest najważniejsze i należy go bronić za wszelką cenę. Za cenę utraty naszej wiary i życia wiecznego również.

Jezus Chrystus wychowywał nas do życia wiecznego. I dał tego przykład, poświęcając własne życie. Jego wzór ponieśli do wszystkich narodów Jego uczniowie. Zanim jeszcze nasz Pan dał nam przykład, ofiarowując własne życie doczesne dla naszego życia wiecznego, poznajemy w Ewangelii starca Symeona.

Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa” (Ł 2,26-29).

Starzec Symeon nie bał się śmierci, on na nią wyczekiwał. Miał pewnie jakieś osiemdziesiąt lat. I to z niego bierzcie przykład dzisiejsi osiemdziesięcio- i dziewięćdziesięciolatkowie. Zamiast bajać, że macie dalej żyć dla wnuków.

Jan A. Kowalsk

PS Mam ciotkę, która skończyła właśnie 101 lat i ani myśli umierać. Ale jej akurat się nie dziwię, przy tym zdrowiu i taaakiej emeryturze… J

 

Joe Biden 46. prezydentem USA. Czy to już koniec Imperium Wolności? / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Imperium Wolności przekształca się w zwykłe imperium. To ogromna jakościowa zmiana, bo jako zwykłe militarne imperium, Ameryka może przyczynić się już tylko do niszczenia wolności.

Wszystko wydaje się na to wskazywać. Świadczą o tym pierwsze rozporządzenia nowego prezydenta cofające próbę odnowy Ameryki podjętą przez prezydenta Trumpa: ponowne przystąpienie do WHO, znowu finansowanie aborcji i zaproszenie do armii transseksualistów. I parę innych w tym duchu sformułowanych. Ameryka pod przywództwem Joe’ego Bidena ma być znowu, jak za Obamy, awangardą lewicowego postępu. Oznacza to zniszczenie i wypaczenie tradycyjnych, chrześcijańskich wartości, które Imperium to zbudowały.

Żeby była jasność, to nie oznacza upadku Stanów Zjednoczonych jako państwa. Nie teraz i nie tak szybko.

Stany Zjednoczone mają wystarczający potencjał finansowy, gospodarczy i militarny, żeby przetrwać kolejne 100 lat. A nawet umocnić swoją potęgę. Oznacza to, jedynie i aż, przyspieszenie upadku naszej łacińskiej cywilizacji. Opartej na wierze w osobowego Boga i dane nam przez Niego wartości. Z pierwszą i najważniejszą – wolnością osoby ludzkiej.

Stany Zjednoczone zostały zbudowane jako jeden wielki protest przeciwko degenerującej się Europie. A teraz widzimy, jak w szybkim tempie się europeizują. Jak odchodzą od demokracji przy zachowaniu jej pozorów. Jak elita władzy (oligarchia), posługując się manipulacją, prowokacją i przemilczeniem, usuwa niewygodnego dla własnych interesów Donalda Trumpa. Ale w ten sposób USA tracą swoje moralne uzasadnienie dla przewodzenia wolnemu światu. Imperium Wolności przekształca się w zwykłe imperium. To ogromna jakościowa zmiana, bo jako zwykłe militarne imperium, Ameryka może przyczynić się już tylko do niszczenia wolności.

Taki rozwój wypadków (oby nie nastąpił) stanowi ogromne zagrożenie polityczne dla Polski. Już zobaczyliśmy niemieckie sondowanie nowego prezydenta odnowieniem tematu Nord Stream. Za chwilę pewnie nastąpią inne, również ze wschodniego kierunku.

Jednak równie niepokojące jest zagrożenie cywilizacyjne. Pamiętamy, jak wielką ulgę dla naszego państwa przyniósł wybór Donalda Trumpa w roku 2016. Jak stały się śmiesznie małe te wszystkie groźby europejskie pod adresem polskiego rządu. Groźby zakazujące nam zreformowania ostatniego bastionu bolszewizmu, czyli wymiaru sprawiedliwości. To amerykański parasol osłonił rząd Zjednoczonej Prawicy przed nawałnicą nowej bolszewii, mającej nie dopuścić do powstania w tej części Europy silnego i samodzielnego państwa.

Pożyjemy i zobaczymy, jaka to będzie kadencja.

Żal tylko, że trochę zmarnowaliśmy te poprzednie cztery lata. I nie zmodernizowaliśmy państwa z neokomunistycznego, ustanowionego przy Okrągłym Stole, na państwo wolne i silne wolnością i siłą swoich obywateli. Zamiast tego brnąc w etatystyczny, biurokratyczny socjalizm.

Zmienić je teraz będzie dużo trudniej. Ale pamiętajcie, chrześcijanie – nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo.

Jan A. Kowalski

Dystans, maseczka, flaszeczka! Jak uśmierciliśmy dodatkowo 60 000 Polaków/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Dziadkowie przestali mieć powód, by żyć. Nieodwiedzani przez najbliższą rodzinę, pod pretekstem wielkiej troski o ich zdrowie i życie. Codziennie zastraszani z radia i telewizora śmiercią… na śmierć.

Przy okazji przegrałem butelkę wina za 24,99. Jak na patriotę przystało, założyłem się z własną córką, że nie umrze nas więcej niż w roku 2019. Swoja porażkę jakoś przeżyję. Ale absurdalne uśmiercenie 60 000 osób zasługuje przynajmniej na refleksję. Nad polityką naszego rządu, sposobem walki z „pandemią” i naszym indywidualnym myśleniem.

Sięgnijmy po twarde dane. W roku 2020 zmarło nas, Polaków, 485 000. Więcej o 84 000 niż w roku poprzednim. I tu, uwaga!, tylko 24 000 tych śmierci zostało przypisanych wprost i pośrednio chorobie Covid-19. Nie chcąc się znęcać, nie napiszę, że najwyżej 1% tych śmierci można przypisać bezpośrednio wirusowi. W tym tekście nie zamierzam zajmować się Covidem-19, ale skutkami ubocznymi. 60 000 skutków ubocznych.

Jak polski rząd (i czy w ogóle) zamierza wytłumaczyć się z tych nadwymiarowych śmierci? I mojego przegranego zakładu? Dystans, maseczka, flaszeczka? Nie czekając na kolejne natchnienie naszego premiera, zaproponuję własną, kowalską wykładnię.

Są dwie możliwe przyczyny takiego stanu rzeczy.

1.     Na skutek propagandowego szaleństwa nastąpiło całkowite załamanie naszej służby zdrowia. Okazało się, że skutecznie przestraszeni lekarze też chcą żyć. Co więcej, chcą żyć za cenę życia swoich pacjentów, proponując im e-poradę na raka.

2.     Dystans społeczny, który miał być skuteczną receptą na wirusa, spowodował masowe umieranie Polaków. I to wydaje się być równie właściwym tropem, bo zwiększona umieralność rozpoczęła się wraz z wprowadzeniem drugiego lockdownu. Dotyczy ostatniego kwartału ubiegłego roku – października, listopada i grudnia. Z drastycznym wzrostem w 1. tygodniu listopada.

Wszyscy wiemy, że „Wyborcza” kłamie 😊 przynajmniej w kwestiach związanych z faszyzmem, antysemityzmem i holokaustem. Dlatego jej nie kupuję. Niemniej przytoczone z GUS dane o zgonach na bigdata.wyborcza.pl wydają się być prawdziwe. Co z nich wynika? Jedynie potwierdzenie wymienionych przeze mnie przyczyn. Tylko 900 kobiet do 65 roku życia zmarło więcej w roku 2020 niż średnio w latach poprzednich (2016-19). I tylko 3600 mężczyzn. Co zrozumiałe, ponieważ mężczyźni są mniej odporni na stres, w każdym wieku. Ale to raptem łącznie 4500 osób, a nie 60 000!

Wszystkie dodatkowe, pozacovidowe śmierci dotyczą osób powyżej 65 roku życia. Kto tego dokonał?

Nasz rząd i my sami! I nasza fałszywa troska o seniorów. Dziadkowie (Wszystkiego!, z okazji kolejnego święta) przestali mieć powód, by żyć. Nieodwiedzani przez najbliższą rodzinę, pod pretekstem szczególnej troski o ich zdrowie i życie. Zamknięci w pustych czterech kątach. Codziennie zastraszani z radia i telewizora śmiercią… na śmierć. W dużej mierze już jako wdowy/wdowcy kompletnie samotni, bez bratniej duszy w pobliżu. Właśnie tym osobom zaordynowano, że nie mogą się widzieć ze swoimi dziećmi i wnukami. Dla ich rzekomego dobra. Zabroniono im także kontaktu ze zmarłymi już mężami i żonami w dniach symbolicznych, 1 i 2 listopada. To dlatego w pierwszych dwóch tygodniach listopada zmarło najwięcej osób.

Każdy lekarz nieidiota jeszcze w roku 2019 powiedziałby Wam, że zdrowie psychiczne jest podstawą zdrowia fizycznego. A nastawienie mentalne pacjenta największą wartością dla wychodzenia z choroby, powodzenia operacji i procesu rekonwalescencji. I tej podstawowej prawdy, podobnie jak wielu innych, w minionym roku zostaliśmy pozbawieni. Tak do niedawna oczywistej – że częste spotykanie się ze znajomymi, że ruch na świeżym powietrzu, że oddychanie pełną piersią – że to wszystko służy naszemu dobremu samopoczuciu, zdrowiu i długiemu życiu.

Właśnie, prawdopodobna jest jeszcze trzecia przyczyna tych ponadplanowych zgonów – maseczki. Obowiązek ich noszenia w przestrzeni publicznej to jedna z większych zdrowotnych niedorzeczności. Wpłynęło to na chroniczne niedotlenienie płuc, krwi i mózgu. I w ostateczności wcześniejszą śmierć.

Nawet w moim Beskidzie Niskim, przemieszczając się żwawym jak na 58-latka krokiem, zostałem zaczepiony przez policję za brak maseczki. Widząc moje zdumienie i niedowierzanie, policjanci sami się zorientowali, że ten szczególny przypadek należy zaklasyfikować jako uprawianie sportu.

Jan A. Kowalski

PS. Nie martw się, Moje Dziecko, ojciec wie, co to dług honorowy 😊

Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. „Zło dobrem zwyciężaj” (10) / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Trzeba nam ludzi prawych i spójnych, chrześcijańsko integralnych. Myślę tu o prawnikach, zwłaszcza związanych z Instytutem Ordo Iuris. To, że nie mogą być niczyją agenturą, rozumie się samo przez się.

Stało się! Dałem się namówić pewnej chrześcijance. Po odmówieniu koronki do Miłosierdzia Bożego na faustyna.pl, wziąłem udział w losowaniu osobistego patrona na rok 2021. Jeżeli to prawda, że patron sam wybiera gagatka, to bł. ks. Jerzy Popiełuszko musiał wiedzieć, że moja ulubiona liczba to 64.

Jakie jest moje zadanie na ten rok? Mam się modlić o osoby wstydzące się publicznego wyznania Wiary i codziennie walczyć, bo to nie jest czas na pokój, tylko na walkę. Mam nadzieję, że ksiądz Jerzy dobrze wytypował osobę 😊

W poprzednich odcinkach przedstawiłem, skąd wziął się dzisiejszy chaos w naszych chrześcijańskich głowach (Renesans i Oświecenie). I wymieniłem kamienie węgłowe pod budowę naszej chrześcijańskiej ojczyzny – Miłość, Prawo, Wolność i Odwagę. A przed tygodniem przedstawiłem jedyny i prawdziwy Kościół Jezusa. Zatem mamy już wszystko, żeby się zmierzyć z szansą realizacji. To zawsze jest punkt kluczowy. Odpowiedź na pytanie: co robić, żeby zrobić?

Na początku tego cyklu zaapelowałem o nawrócenie. O odrzucenie zsekularyzowanego sumienia, które każe nam tylko w kościele uroczyście się modlić i robić święte miny, aby po wyjściu na zewnątrz oddawać się z powrotem wszystkiemu co „ludzkie”, czyli grzeszne.

Musimy zrozumieć, że nie ceremonialna pobożność, ale postępowanie na co dzień to jedyna miara naszej Wiary. I tak musi być również w sprawach publicznych dotyczących naszej wspólnoty narodowej zamkniętej w granicach Polski.

Wielkie nieszczęście zaistniało w Polsce w roku 2006. Liberalne obyczajowo środowisko Prawa i Sprawiedliwości zawarło czysto handlowy sojusz z Radiem Maryja. Kasa za głosy. Za pięć milionów głosów. Ten sojusz z rzekomego rozsądku, który trwa do dziś, zniszczył powstającą wówczas partię chrześcijańską pod nazwą Liga Polskich Rodzin. To dlatego mówimy dziś o klasycznie socjalistycznej partii Jarosława Kaczyńskiego: ‘prawica’. I tu podstawowa uwaga: nie wiem, czy LPR byłaby rzeczywiście chrześcijańską partią, czy tylko z nazwy, jak wszystkie partie chadeckie na Zachodzie, ponieważ w tamtym czasie nasycenie komunistyczną agenturą wszelkich ruchów i stowarzyszeń katolickich było bardzo duże. A późniejsza działalność Romana Giertycha też daje do myślenia.

Zostawmy przeszłość umarłym i zajmijmy się tym, co możemy zdziałać teraz i w przyszłości.

Zagrożenia są ogromne i nasuwają się na naszą ojczyznę od strony Niemiec w tempie zastraszającym. Od strony Niemiec, w których rządząca partia, z nazwy chrześcijańska – CDU/CSU – jest z gruntu antychrześcijańska. I stoi w pierwszym szeregu, wraz z tęczowymi aktywistami, w niszczeniu świata wartości opartego na chrześcijaństwie właśnie. Naszego świata wartości.

Zatem, co możemy? Przede wszystkim musimy się uspokoić. Oddalić napady paniki i pójść za Jezusem w zawierzeniu naszego życia Panu Bogu. Zbawienie naszej duszy jest ważniejsze od losów naszej Ojczyzny. Przejrzyjcie jeszcze raz Ewangelię.

Dlatego nie chodźmy na kompromisy z diabłem, dla rzekomego dobra Polski. I to powinno być podstawowe i niezmienne w naszej działalności społecznej i politycznej. Tylko ludzie takiej postawy mogą powołać do życia wielką chrześcijańską partię.

Potrzebną po to, żeby nasze chrześcijańskie ideały zwyciężyły w życiu publicznym. Jej liderzy i aktywiści przy tym podstawowym założeniu nie zdradzą Pana Boga i naszych ideałów dla mamony.

Na kogo możemy liczyć? Na pewno nie na ludzi młodych. W polityce nie ma miejsca dla ludzi młodych. Niech bawią się na dyskotekach lub zawodach sportowych. Niech pilnie zdobywają wiedzę i rozwijają swoje firmy. Jak dorosną i pokażą, co osiągnęli w życiu zawodowym i rodzinnym, wtedy proszę bardzo. Z młodych ludzi noszących teczki za starszymi partyjnymi towarzyszami wyrastają jedynie karierowicze i cwaniaczki bez kręgosłupa moralnego. Co widzimy.

Na pewno też nie na ludzi bez grosza przy duszy. Zbyt duże pokusy ustawienia się materialnego dzięki wpływom politycznym przeszkodzą w zmianie obecnego systemu władzy. Systemu etatystycznego i coraz mniej wolnościowego w każdym wymiarze życia człowieka. Co dzięki rzekomej pandemii Covid-19 również widzimy.

Kto zatem spełnia takie warunki? Przede wszystkich chrześcijańscy przedsiębiorcy, zanim ich nowa (nie)normalność nie wykończy. A to już ostatnia chwila. I przedstawiciele wolnych zawodów, których dochody w żadnej mierze nie są zależne od państwa.

Myślę tu o prawnikach, zwłaszcza związanych z Instytutem Ordo Iuris. Gotowych bronić zwykłych obywateli przed zamachem na ich wolność i prawa. Mecenas Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris, został miesiąc temu uznany przez POLITICO za jednego z najbardziej wpływowych ludzi Europy w kategorii „marzyciele”. Ale nie to mnie przekonało. Pod koniec października 2020 roku obejrzałem jego filmik z urodzin syna, który w ciągu kilku godzin został ochrzczony i po chrześcijańsku pochowany. A wiadomo było dużo wcześniej, że umrze.

Takich prawych ludzi nam trzeba. Ludzi spójnych. Po prostu chrześcijańsko integralnych. To, że nie mogą być ruską, niemiecką, szwedzką lub czeską agenturą, rozumie się samo przez się.

Jan A. Kowalski

PS. A może zaryzykujecie i też dacie się wybrać przez swojego patrona? 😊