Jerzy Targalski (1952–20..) – człowiek, który nie miał prawa żyć! / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Napisał założenia programowe „Niepodległości”, a ja je przeczytałem i w roku 1983 wstąpiłem w jej szeregi. Miałem 19 lat i zaczynałem dorosłość. W „Niepodległości” przeszedłem prawdziwą szkołę życia.

Taki tytuł zaproponowałem Jurkowi Targalskiemu (dla mnie zawsze Józefowi Darskiemu) na jego ewentualne pożegnanie. W roku 2009. A on roześmiał się i powiedział tym swoim zachrypniętym głosem, że może być. Niedaleko szpitala, który wskazał jako swoją przyszłą umieralnię.

Ten tytuł oddawał istotę rzeczy. Według opinii lekarzy życie Jerzego Targalskiego miało się zakończyć wkrótce po przyjściu na świat. Takie rokowania nie były bezpodstawne, biorąc pod uwagę czysto fizyczne parametry nowo narodzonego dziecka. Ale lekarze nie docenili jednego – umysłu Jurka i siły ducha. Umysłu i woli życia, i poświęcenia się sprawie niepodległości Polski. Co wydłużyło jego życie z prognozowanego jednego roku do już prawie siedemdziesięciu.

To właśnie w „Niepodległości” – podziemnej organizacji przekształconej następnie w Liberalno-Demokratyczną Partię „Niepodległość” spotkaliśmy się w walce o przyszłą, niepodległą i wolną od komunizmu Polskę. On napisał założenia programowe „Niepodległości”, a ja je przeczytałem i w roku 1983 w pełni świadomie wstąpiłem w jej szeregi. Jako drukarz. Miałem 19 lat i dopiero zaczynałem dorosłość. Właśnie w „Niepodległości” przeszedłem prawdziwą szkołę życia. Szkołę, jakiej nie zapewnia najlepszy uniwersytet.

Nie lubiliśmy się z wzajemnością przez prawie 25 lat. Nie lubiliśmy się zdalnie. Bo Jurek wyjechał z Polski do Paryża na parę miesięcy przed początkiem mojej konspiracyjnej aktywności. Kwestionowałem jego ogląd sytuacji społeczno-politycznej i porady-rozporządzenia, jakie kierował pod naszym, „młodych”, adresem. Ja uważałem, że on się myli, a on, że jestem młody i głupi. Po latach muszę przyznać, że obaj mieliśmy rację 😊

Zmieniło się wszystko w roku 2008. Zaczęliśmy rozmawiać nie jak publicysta z publicystą i mądrala z mądralą, ale jak człowiek z człowiekiem. Ja – nawrócone dziecko boże i on – mający do Boga (gdyby istniał) pretensje. Spotkaliśmy się też wtedy parę razy. W dni, które miał wolne od dializy i nie musiał leżeć podłączony do sztucznej nerki.

My, zdrowi i wierzący ludzie, najczęściej nie potrafimy tego zrozumieć. Jak można mieć pretensje do Pana Boga? Ale spróbujmy się wczuć w sytuację człowieka ułomnego od dziecka. I wtedy zrozumieć Boży plan dotyczący każdego z nas. Również naszego cierpienia.

To było największe wyzwanie w życiu Darskiego. I sprostał mu. Człowiek uczciwy intelektualne nie może takiemu wyzwaniu nie sprostać. Czasem potrzebuje tylko dostać od Pana Boga więcej czasu. On ten czas dostał. 10 lat temu Jerzy Targalski, który najpierw deklarował się jako ateista, a potem agnostyk, nawrócił się. Tuż przed sześćdziesiątką stał się praktykującym katolikiem. Moje świadectwo również mu w tym pomogło. Bo słowa tylko uczą, a przykłady pociągają.

Ostatni raz widzieliśmy się trzy lata temu w Radiu Wnet na Zielnej. Powiedział, że czyta moje felietony. Zapytałem, co o nich sądzi. Odpowiedział, śmiejąc się: może być.

To jak, Darski, może być?

Jan Azja Kowalski

PS Piszę te słowa, gdy Jerzy Targalski jeszcze żyje. To teraz jest właściwy czas. Pomódlmy się o to, żeby dobry Bóg przebaczył mu wszystkie grzechy i przyjął go do swojego Królestwa. Wtedy, gdy uzna to za stosowne.

W Gdańsku wspomnienie o bohaterach – Ince i Zagończyku – zagłuszało diabelskie techno / Felieton Jana Azji Kowalskiego

Obrzydliwe diabelskie techno w polskim mieście Gdańsku zagłuszało patriotyczne uroczystości. Jak dowiedziałem się od uczestników, rok wcześniej jeszcze nikt ich nie zagłuszał. Co będzie za rok?

W końcówce urlopu, namówiony przez sympatyczną polską patriotkę, postanowiłem uczcić pamięć Inki i Zagończyka zamordowanych przez bolszewików w 1946 roku. Dałem się namówić tym bardziej, że byłem na ich oficjalnym pogrzebie pięć lat temu, ale na Cmentarzu Garnizonowym już nie. W 75 rocznicę ich śmierci postanowiłem to nadrobić, złożyć kwiaty  grobach. I pomodlić się.

Już w samochodzie, zbliżając się do cmentarza, usłyszałem tę szatańską, destrukcyjną muzę. Antymuzykę, mającą wprowadzić człowieka w szalony trans, pozbawiający go godności dziecka bożego. W zwykłej muzyce jest harmonia. Nawet w heavy metalu, który kojarzony jest często z satanizmem, jest harmonia. W techno jej nie ma, bo zadaniem techno jest zniszczenie człowieka. Rozbicie do imentu jego osobowości i duszy.

Techno można przeżyć jedynie przy pomocy tabletek ekstazy.

Co robi z człowiekiem i z człowieka techno, poznałem dzięki „Świadectwu” Leszka Dokowicza. Historię jego wchodzenia w przemysł techno w Niemczech powinien poznać każdy młody człowiek. A zwłaszcza opis jego ucieczki, tuż przed szatańską inicjacją, do Polski. Do kraju omodlonego, będącego pod Bożą i Maryi opieką. Po przekroczeniu granic naszego państwa Leszek Dokowicz poczuł się znowu wolny i przestał się bać. Doświadczył fenomenu kraju wolnego od władzy szatana.

Poznałem jego „Świadectwo” w roku 2008 lub 2009. Teraz, w roku 2021, obrzydliwe diabelskie techno w polskim mieście Gdańsku zagłuszało patriotyczne uroczystości. Jak dowiedziałem się od uczestników, rok wcześniej jeszcze nikt ich nie zagłuszał. Co będzie za rok?

Trudno jest oddać się kontemplacji i modlitwie w tak skrajnych warunkach. Ale próbujmy.

Pamiętajmy tylko, że szatana nie zakrzyczymy. Bo gdy zaczniemy tak samo wrzeszczeć, staniemy się jego, a nie Pana Boga dziećmi.

Próbujmy też rozmawiać z naszymi dziećmi w chwili, gdy nowa tęczowa bolszewia – podobnie jak stara związana z szatanem – kolejny raz chce zniszczyć chrześcijaństwo. Chce zniszczyć nas, boże dzieci. Naszą godność, szacunek dla bohaterów i do siebie samych. Naszą mądrość wynikającą z doświadczenia przodków, rodziców i dziadków. Naszą pamięć. Naszą wolność.

I walczmy! Bo gdy uznamy, że już wszystko stracone, to tak się – na zgubę nas wszystkich – stanie.

Jan Azja Kowalski

Gdy uda się nam pokonać wariant omega, będziemy żyć wiecznie i bez żadnych trosk / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Jaki mamy powód, żeby się szczepić? Nie będzie nam wolno jeździć za granicę, chodzić do szkoły, pracować, bawić się na koncertach i dyskotekach. Zamordyzm, a nie żadna racja medyczna.

Do przejścia mamy jednak jeszcze kilkanaście liter greckiego alfabetu. Dobrnęliśmy do litery delta, a za rogiem czai się gamma, o czym czas jakiś temu poinformował nas sam premier Morawiecki. A przecież premier polskiego rządu kłamać nie może 🙂 (Dlaczego nastąpił ostatnio przeskok o kilka pól, na lambda, doprawdy nie rozumiem).

Sprawdziłem, od trzech miesięcy ani słówkiem nie odezwałem się o koronawirusie. Zatem czas zaktualizować temat. Ostatnia oficjalna mutacja, która teraz szerzy się w Wielkiej Brytanii, jest wyjątkowo paskudna. Łatwo się nią zarazić, za to ma łagodny przebieg. Jaka będzie następna, która właśnie czai się za rogiem? Prawdopodobnie będzie wywoływać uporczywy, trwający siedem dni katar. I to będzie wystarczający powód, żeby zaaplikować cudowną szczepionkę naszym dzieciom. Dlaczego miałyby smarkać, zamiast zwiększać dochody Big Farmy?

Oczywiście szczepienie dzieci będzie w pełni dobrowolne. Będziemy mieli wolny wybór. Niezaszczepione nie znajdą miejsca w przedszkolu i w szkole, a rodzice będą pozbawiani praw rodzicielskich. Budowa świetlanej przyszłości nr 2 nie może zostać zakłócona przez garstkę sfrustrowanych płaskoziemców.

Tymczasem mamy kolejne rewelacje medyczne. Po pierwsze, zaszczepienie dwiema dawkami wcale nie chroni przed kolejnym zarażeniem. Po drugie, osoby, które przechorowały Covid-19, są bardziej odporne niż te zaszczepione.

Po trzecie – to ode mnie – wszystkie osoby w wieku lat 80, 90 lub schorowane na pewno umrą. I to w ciągu najbliższych kilku lat. Zostaniemy o tym poinformowani w budzących grozę relacjach medialnych.

Jaki zatem mamy powód, żeby się szczepić? Władcy tego świata już to ogłaszają, nie zamierzając niczego owijać w bawełnę. Nie będzie nam wolno jeździć za granicę, chodzić do szkoły, pracować, bawić się na koncertach i dyskotekach. To wszystko będzie tylko dla zaszczepionych. I wychodzi na to, że to jest jedyny i wystarczający powód, żeby się zaszczepić. Zamordyzm, a nie żadna racja medyczna ukierunkowana na nasze zdrowie i życie.

Im bardziej bezczelna jest ta szczepienna nagonka, im większe groźby, tym bardziej się nie zaszczepię. Przynajmniej połowa Polaków również jest odporna na pohukiwania rzekomych ekspertów. I w tym upatruję dużą szansę dla naszego narodu. Nie walczmy – my, niezaszczepieni – o takie same prawa, jak zaszczepieni. Nie walczmy z segregacją sanitarną, ale rozwińmy ją twórczo.

Stwórzmy alternatywne państwo, do którego zaszczepieni nie będą wpuszczani, żeby nie zagrażać naszemu zdrowiu i samopoczuciu. Polskę tylko dla niezaszczepionych. W pełni wolną od biurokracji i przymusu administracyjnego.

Z własnym rządem, parlamentem i całą infrastrukturą potrzebną do luksusowego funkcjonowania każdego niezaszczepionego Polaka. Państwo minimum, niskie podatki i wypoczynek w najpiękniejszych zakątkach naszego wspaniałego kraju. Jak Wam się podoba taka wizja raju na ziemi?🙂

A zupełnie poważnie: życzę wszystkim prawdziwych wakacji. Wakacji od trosk, codziennej psychozy strachu i medialnego szaleństwa. Połóżmy się na plaży z książką „Jak zabiłem ciotkę Julię trzy razy w zeszłym tygodniu”. Albo połączmy wędrówkę po górach z kąpielą w orzeźwiającym strumieniu i pokontemplujmy Boże Stworzenie,

czego życzy Wam udający się na miesięczny wypoczynek

Jan Azja Kowalski

Paskudne bohomazy szpecą ściany naszych świątyń i deformują wiarę – dlaczego!? / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Zakonnicy zbierają na misje w Afryce, sprzedając słonie z podniesioną trąbą jako symbol szczęścia, to dlaczego wierni nie mają ich stawiać w domach? Jak to zabobon? Przecież w kościele kupiliśmy!

Fot. J.A. Kowalski

W małym kościółku na Pomorzu widnieje to malowidło. Rzekomo przedstawia Matkę Bożą w ciąży. W rzeczywistości celowo wykoślawia prawdy naszej wiary. I symbolikę z naszą chrześcijańską wiarą związaną. Wiem, nie jesteśmy w tym względzie tak purystycznie kostyczni jak chrześcijanie prawosławni. W naszym zachodnim obrządku zawsze było miejsce na mniej i bardziej udane popisy artystów pędzla. Ale symbole królowania Maryi w Niebie i na Ziemi oraz symbol jej władzy nad szatanem nie mogą być deformowane, wykoślawiane i wyśmiewane.

Na przedstawianym obrazie na płaszczu Maryi nie ma gwiazd. Nie tylko maryjnych, ośmioramiennych. Nie ma nawet, co stanowi już prawie normę, gwiazdek pięcioramiennych; chociaż dużo trudniej jest je namalować niż przynajmniej sześcioramienne.

W miejsce gwiazd jakiś znakomity i uznany przez kurię gdańską artysta (inaczej nie mógłby malować w kościele) wstawił hinduistyczne sutry. Spadają na nas, wiernych, z jakiegoś hinduistycznego nieba.

Rzekoma Maryja nie miażdży swoją stopą głowy węża (szatana). Przeciwnie, to jej stopy są zniewolone przez wielką dżdżownicę. Cała sylwetka zaś mogłaby równie dobrze przedstawiać hinduską księżniczkę. Nie wnikając w walory artystyczne dzieła, na pewno nie powinno znajdować się w świątyni katolickiej.

Gdy zwróciłem księdzu proboszczowi uwagę na te niezgodności, najpierw popatrzył uważnie, czy nie ma do czynienia z wariatem. Następnie odesłał mnie do poprzedniego proboszcza, za którego to malowidło powstało. Po usilnych sugestiach, aczkolwiek grzecznych i delikatnych, obiecał, że sprawdzi rzecz całą w odpowiedniej kościelnej instancji.

Minął równo rok i nie zrobił nawet tego. Pomyślicie pewnie: prosty, wiejski proboszcz, czego od niego wymagać? Moi Drodzy, bardzo się mylicie. Ten ksiądz wykłada w seminarium w Pelplinie. Uczy kleryków, którzy za chwilę zostaną księżmi. Wielu z nich było w tym kościele. Wielu księży z Polski i z Warszawy również. Wielu głosiło uczone kazania.

Dlaczego żaden z nich nie krzyknął z oburzenia, że to skandal? Że nie można tak wypaczać wizerunku Matki Bożej?

Powód jest prosty. Nikt tych księży nie nauczył szacunku do symboliki chrześcijańskiej. Oni nie przywiązują do niej żadnej wagi. To są księża, którzy potrafią Boże Narodzenie przyozdobić masońskimi (= szatańskimi) gwiazdkami. Wcale nie dlatego, że są masonami (wtedy tylko udają księży). Nasi pasterze nie mają podstawowej wiedzy i dlatego nie szanują naszej chrześcijańskiej tradycji. Zatem jak mają przewodzić stadu zwykłych wiernych?

Jak mają nas uczyć i wychowywać?

Jaki jest skutek takiego wykoślawionego prowadzenia? Proste dzieci boże, pozbawione opieki mądrych i światłych pasterzy, zwyczajnie głupieją. Widzą w kościele hinduską księżniczkę jako Matkę Bożą, to dlaczego nie mają wchodzić do newageowskich sekt odwołujących się do takich samych wyobrażeń? Zakonnicy zbierają na misje w Afryce, sprzedając słonie z podniesioną trąbą jako symbol szczęścia, to dlaczego wierni nie mają ich kupować i ustawiać w swoich domach? Jak to zabobon? – oburzą się – przecież w kościele kupiliśmy!

W oficjalnie chrześcijańskich mediach reklamuje się ajuwerdyjskie specyfiki (ściśle związane z religią hinduistyczną), to dlaczego ich nie kupować? W chrześcijańskich mediach reklamuje się jogę, tak samo ściśle związaną z hinduizmem, to dlaczego my, chrześcijanie, nie mielibyśmy jej uprawiać dla zdrowia?

Wróćmy do Matki Bożej. Te deformacje jej wizerunku, dokonywane przez diabełki mniejsze i większe, w żaden sposób nie mogą jej dotknąć. Nie mogą jej dosięgnąć. To nie o nią chodzi. Tu chodzi o nas. Świadome deformacje wykoślawiają nasze widzenie. A przez to czynią spustoszenie w naszym postrzeganiu Wiary.

Przypomnijmy sobie, ile wysiłku i czasu poświęciła święta Faustyna na namalowanie obrazu Jezusa. Takiego, jaki jej się ukazywał. Gdyby to nie miało znaczenia, nie zawracałaby tak długo głowy malarzowi. Tylko poprosiła o jakiś kolorowy bohomaz.

Jeżeli prawdy naszej wiary, wyrażane od wieków chrześcijańską symboliką, uznamy za nieistotne, to nasza wiara zwietrzeje do reszty. Zniknie tym samym konkretna moc boża zawarta w symbolu. Pomoc dla każdego z nas, chrześcijan, do tego symbolu się odwołujących. Bo przecież to nie są nic niewarte kawałki metalu, paciorki nawleczone na sznurek, kawałek suchego wafelka lub woda mineralna.

I dowód nie wprost – gdyby te chrześcijańskie symbole nie miały znaczenia, to żadne małe i duże diabełki nie walczyłyby z taką zapiekłością, żeby je zdeformować, ośmieszyć i zniszczyć. A jeżeli tak usilnie to robią, to zapewne po to, żeby zniszczyć nasze postrzeganie Wiary i tym samym ją samą. I jeżeli im się to uda, to biada nam. Sami pozbawimy się ochrony i (po)mocy Bożej w tych symbolach zawartych.

Jan Azja Kowalski

PS Samego ks. Proboszcza bardzo lubię.

Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu/ Jan Azja Kowalski, „Kurier WNET” nr 85/2021

Świat przeżywał już upadek nie takich szlachetnych programów społecznych odgórnie zarządzanych. I, co symptomatyczne, najwięcej zadowolonych z ich działania było tuż przed ostatecznym krachem.

Jan A. Kowalski

Oczywiście, że nie kocham rządu ani żadnej partii politycznej. Miłość tak często przeradza się w nienawiść, że tym bardziej w myśleniu o polityce pomijam emocje. W dwóch poprzednich „Kurierach WNET” oddałem się twórczej krytyce Nowego Ładu. To mogło zrodzić podejrzenie u osób politycznie emocjonalnych (niestety jest takich wiele), że jestem tego ładu jakimś zapiekłym przeciwnikiem. Tymczasem jest kompletnie inaczej. Już wyjaśniam.

1.     To jest najlepszy obóz polityczny, jaki rządzi Polską po roku 1989. Co do tego nie mam cienia wątpliwości. Żadna socjalistyczna partia nie potrafiłaby rządzić lepiej. Prawo i Sprawiedliwość pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego jest najlepszą partią lewicową, jaka mogła się Polsce przytrafić. To nie szyderstwo. To jest największy ze wszystkich plusów, które już przez Zjednoczoną Prawicę zostały ogłoszone i tych, które jeszcze spoczywają w głowach twórców.

2.     Już kiedyś o tym pisałem – to brak prawdziwej opozycji jest naszym największym problemem. Prawdziwej chrześcijańskiej, prawicowej, wolnorynkowej i patriotycznej partii ciągle brakuje na naszej scenie. Jest Konfederacja, o której zdarza mi się z sympatią pomyśleć… do chwili kolejnego wbrew Polsce wybryku któregoś z jej licznych liderów. Bo o Patologii Obywatelskiej nie będę się przecież wyrażał w kulturalnym gronie czytelników naszej największej gazety.

Zatem podsumujmy plusy. Bardzo cieszy, że z analizy rządowych strategów wynika korzyść dla 18 milionów Polaków. Mnie również to cieszy. Jednak wolałbym, żeby korzyść dotyczyła wszystkich Polaków.

I tak mieszkanie+ stwarza szanse i zagrożenia zarazem. Szansą jest odejście od proceduralnych utrudnień w postawieniu sobie małego domu 70m2+ poddasze. Ale sposób nakręcenia bańki mieszkaniowej w dużych miastach, w czym miałyby uczestniczyć państwowe banki, stanowi największe zagrożenie dla młodych ludzi bez wielkich zarobków. Zagrożenie na całe życie, ponieważ nikt nie chce zmienić niewolnictwa bankowego obowiązującego w Polsce. Prawa, które wiąże kredyt nie z domem/mieszkaniem, ale z kredytobiorcą. Pisałem i jeszcze raz napiszę: takie prawo to skandal zaprzeczający naszej chrześcijańskiej wierze! Kiedyś uciekaliśmy przed nim na Dzikie Pola, a teraz do Anglii.

Cieszą wszystkie pozostałe ulgi: podwyższenie progu podatkowego, zlikwidowanie opodatkowania emerytur. Jeżeli jeszcze Mateusz Morawiecki wycofa się z pomysłu podwyższenia podatku od przedsiębiorców o 9% (składki zdrowotnej) na rzecz rozsądnego ryczałtu, to w kolejnych wyborach zagłosuję na Prawo i Sprawiedliwość i na wszystkie jego przybudówki. W tym systemie rządzenia nic więcej nie jest realne do osiągnięcia przez zwykłego mnie, Jana Kowalskiego.

Inny pomysł na zarządzanie naszym wspólnym polskim domem, którym od trzech lat dzielę się z Wami na łamach „Kuriera WNET” i portalu wnet.fm, musi niestety jeszcze trochę poczekać. Jeszcze jakieś 17 lat. Co nie znaczy, że mam milczeć, udawać, że nie można inaczej i klaskać do obrzmienia dłoni na każdy niedowarzony wyskok piarowców obozu władzy. W ten sposób myślenie o sprawach państwa obumiera. Politycy rządzący gnuśnieją. Pretendenci nie mają żadnego pomysłu. A wyborcy nie mają z czego wybierać, bo jest jedna konkretna oferta do nich skierowana. Tylko jedna.

A co będzie, gdy ten najlepszy program, jaki prezentuje teraz obóz władzy, pn. Nowy Polski Ład, rozleci się jak domek z kart, bo… bo cokolwiek. Bo w trakcie żniw zabraknie sznurka do snopowiązałek? 😊 (Wyjaśnienie dla młodzieży: rzecz miała miejsce tuż przed końcem poprzedniego centralnego zarządzania wszystkim).

To jest właśnie prawdziwe niebezpieczeństwo. Świat współczesny przeżywał już upadek nie takich szlachetnych programów społecznych odgórnie zarządzanych. I, co symptomatyczne, najwięcej zadowolonych z ich działania było tuż przed ostatecznym krachem. Potem w trakcie żniw brakowało sznurka, w kraju buraczanym cukru albo paliwa w państwie naftowym. Bo w którymś momencie centralne zarządzanie zabija indywidualną przedsiębiorczość i odpowiedzialność. A szeregi prawych funkcjonariuszy systemu przeżera rak korupcji.

Czy nie wydaje się wielu z nas, w roku 2021, że to rząd i minister Adam Niedzielski jest odpowiedzialny za nasze zdrowie i życie? Że za nasze pieniądze jest odpowiedzialny rząd i Adam Glapiński? A za nasze wykształcenie i udane życie – państwo?

Rządzącym, zwłaszcza rządzącym etatystom, zawsze się wydaje, że są wystarczająco mądrzy, żeby wszystko przewidzieć i zaprogramować. Zawsze wiedzą, ile ludzie powinni zarabiać i co jest dla nich lepsze. I to oni, niczym demiurg, stworzą nowy wspaniały świat, nowego człowieka, nowe wszystko. Lepsze niż obecne. Tylko w jaki sposób, skoro Pan Bóg stworzył już świat najlepszy, jaki jest możliwy? I człowieka na swój obraz i podobieństwo. I nakazał mu czynić sobie ziemię poddaną. Człowiekowi, a nie jakiemuś państwu lub rządowi światowemu wbrew bożym prawom.

Dlatego, na koniec, strzeżmy się ludzi co rusz szastających słowami: nowy, budowa, odbudowa, przebudowa… i kielnia też 😊

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu” na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O uczonych wywodach księgowych i roli piwa w naszej łacińskiej cywilizacji/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Większość polskich przedsiębiorców płaci podatek liniowy 19%. Dołożenie do tego 9% składki spowodowałoby podniesienie podatku do 28%. Co przełożyłoby się na realne zagrożenie dla trwania naszych firm.

Po fali upałów, jaka nawiedziła naszą piękną ojczyznę, zacząć wypada od piwa. Wynaleźli je Sumerowie, a udoskonalili Egipcjanie. Chociaż Rzymianie i Grecy preferowali wino, to już Galowie, Celtowie, Germanie i Słowianie postawili na piwo.

Piwo odegrało niebagatelną rolę w rozwoju ludzkości, pomagając pokonać cholerę. Podczas jego warzenia ginęły wszelkie zarazki znajdujące się w wodzie.

Czas jego świetności nastąpił w średniowieczu, wraz z rozwojem chrześcijańskich zakonów. Stało się to nie tylko z przyczyn zdrowotnych. Zauważono, że wino za bardzo pobudza krążenie krwi u mnichów. Zaczynali wszczynać burdy i urządzać brewerie. Również z udziałem niewiast z okolicy. Piwo natomiast wprawiało braciszków w błogi nastrój. Dlatego kierując się światłością rozumu, Ojcowie Kościoła zdecydowanie postawili na piwo. Do tego stopnia, że jedynym piciem w czasie postu było właśnie piwo. Do 5 litrów dziennie.

To dlatego, mając na uwadze chrześcijański rozum i wieki tradycji, zaproponowałem Piotrowi Bronowickiemu, zapalczywemu komentatorowi mojego tekstu o polskim ładzie, butelkę piwa właśnie. Bo jeżeli ktoś obraża autora wprost, każąc mu ******** do Luxmedu, nazywając miedzianym czołem i człowiekiem bez honoru, a może i złodziejem, to znaczy, że jego organizm uległ  przegrzaniu. W takim przypadku tylko piwo wypite w cieniu może pomóc schłodzić organizm i mózg.

A teraz przejdźmy do uczonego wyliczenia, według Piotra Bronowickiego usprawiedliwiającego wszelkie inwektywy. Do skandalu, jakim jest według niego opłacanie niższej składki na ZUS przez przedsiębiorcę. Niższej od składki opłacanej przez jego najmniej zarabiającego pracownika. I jest to, nie wnikając w szczegóły, przedstawienie problemu od **** (złej?) strony.

Piotr Bronowicki miałby 100% racji w jednym jedynym przypadku. Gdyby istniała jakaś Centrala, zapewniająca stały rozkwit mojej firmy. Uwzględniająca koszty jej prowadzenia, w tym pensje pracowników wraz z ZUS i mój godziwy dochód przedsiębiorcy, po odliczeniu wszystkich podatków, haraczy i składek.

Taki pomysł już kiedyś wcielono w życie. Za pierwszej bolszewii. Z właścicieli, wyzyskiwaczy i krwiopijców zrobiono kierowników, a potem zastąpiono ich partyjnymi funkcjonariuszami. W imię sprawiedliwości społecznej zrównano zarobki do najniższych. I oczekiwano świetlanej przyszłości. Centrala decydowała o wszystkim, aż do czasu. gdy zabrakło papieru toaletowego i pozostał tylko ocet.

To dopiero po upadku tego pomysłu pozwolono znowu działać prywatnym przedsiębiorcom. Po to, żeby pokomunistyczne społeczeństwa wydźwignąć z nędzy do godnego życia.

Trzeba przyznać, że przedsiębiorcy spełnili pokładane w nich nadzieje. Tworzą obecnie 55% polskiego PKB i zatrudniają 75% ogółu pracowników. Walczą codziennie o zlecenia/kontrakty dla swoich firm, opłacenie wszelkich kosztów i pracowników co miesiąc. O opłacenie ich ubezpieczenia ZUS również.

To, co im zostaje, wydają na rozwój swoich firm albo na drogie samochody. Jeżeli na drogie samochody, to minister finansów aż piszczy z radości – od razu ogromny podatek do skarbu państwa! Jeżeli na rozwój firm, to podnosi się ogólny poziom gospodarki kraju. A pieniądze w formie podatku wpływają do skarbu państwa trochę później.

Dlatego pomysł, żeby teraz kolejny raz opodatkować przedsiębiorców pn. składki zdrowotnej, jest amoralny. Większość polskich przedsiębiorców płaci podatek liniowy w wysokości 19%. Dołożenie do tego 9% składki spowodowałoby podniesienie podatku do 28%. Co przełożyłoby się na realne zagrożenie dla trwania naszych firm. A na pewno zahamuje dopływ świeżej krwi do warstwy przedsiębiorców. I mam nadzieję, że nasz rząd z tego niedowarzonego pomysłu się wycofa. Jako przedsiębiorcy ani więcej nie żyjemy, ani więcej nie chorujemy. A jeżeli chorujemy, to leczymy się prywatnie, bo nie stać nas na marnowanie czasu w kolejkach.

Tylko w przegrzanych głowach księgowych mógł się zrodzić taki pomysł. Bo przecież naszego najlepszego prawicowego rządu nie mogę o to podejrzewać. Tyle że księgowi nie tworzą rzeczywistego bogactwa naszej ojczyzny. Oni mogą je jedynie policzyć. Za każdą liczbą stoją jednak krew, pot i wyrzeczenia przedsiębiorców. Wyrzeczenia, jakich nie podjąłby się żaden księgowy lub pracownik. Gdy spojrzymy na te gospodarcze liczby inaczej – jak na cyferki, którymi możemy dowolnie żonglować – tracimy trzeźwość myślenia. I rozsądek przy podejmowaniu decyzji dotyczącej nie tylko jednego miliona przedsiębiorców, ale również 12 milionów zatrudnianych przez nich pracowników. A zatem całego państwa.

Gdy miałem dwadzieścia kilka lat, stało się dla mnie jasne, że odbudowa naszej ojczyzny i jej prawdziwa niepodległość może się dokonać tylko poprzez odbudowę gospodarki. A odbudować gospodarkę mogą jedynie przedsiębiorcy – elita każdego narodu. Dlatego postanowiłem zostać przedsiębiorcą, zamiast się głupio wymądrzać.

W ciągu 30 lat działalności zdążyłem 3 razy splajtować. Stracić cały wypracowany kapitał i zostać z długami. I znowu wyjść na prostą. Przy ostatnim upadku, o którym zdecydowała współpraca polskiego systemu finansowego z międzynarodowymi spekulantami walutowymi (opisuję to w: Wojna, którą właśnie przegraliśmy), pracę oprócz mnie straciło 28 osób.

Może to im przedstawi Pan, Panie Piotrze, swoje uczone wywody. Albo niech się Pan nauczy rozporządzać swoim majątkiem, zamiast zarządzać nieswoim. A najlepiej, przy tych upałach, niech się Pan napije piwa. Chrześcijanom od wieków wychodzi to na zdrowie, zwłaszcza psychiczne.

Jan Azja Kowalski

PS. Mój znajomy lekarz wymusił na mnie picie czerwonego wina zamiast  piwa. Jednak przy tych upałach … J

Nareszcie polska drużyna zaczęła grać w piłkę nożną! – o ME słów parę / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Pozostaję optymistą co do przyszłości naszej drużyny narodowej. Zaczęliśmy znowu walczyć. Jak poprawimy jakość wyszkolenia technicznego naszych piłkarzy, to możemy osiągnąć poziom Orłów Górskiego.

Zanim o piłce, muszę się publicznie pokajać. Chcę przeprosić wszystkich mieszkańców Limanowej i tam urodzonych obywateli naszego pięknego kraju. Wbrew temu, co napisałem w poprzednim felietonie, Limanowa nie jest „małą górską mieścinką”. Jest pięknie położonym górskim miasteczkiem. To co, przeprosiny przyjęte? ☺

A teraz wróćmy do tematu. Właśnie odbywają się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, chociaż dla naszej reprezentacji właśnie się zakończyły. Już słychać płacz i zawodzenie naszych dyżurnych znawców, którzy niczego wielkiego nie osiągnęli. Albo osiągnęli jako piłkarze i sami nie wiedzą, pomimo upływu lat, jak to się stało.

Ponieważ znam się na piłce jak większość Polaków, przedstawię swoje stanowisko. Mam nadzieję, że stanie się ono obowiązujące. Zatem…

Żeby z kimkolwiek wygrać, należy wybiec na boisko i podjąć walkę. I strzelić o jedną bramkę więcej niż przeciwnik.

Bardzo rozczarował mnie pierwszy mecz Polaków ze Słowakami. Mieliśmy lepszych piłkarzy, grających w lepszych klubach, a jako zespół byliśmy wyraźnie słabsi. Z jednej przyczyny – nie podjęliśmy walki.

Nie było, co prawda, murowania bramki i panicznej obrony, ale ani przez chwilę nie dało się odczuć ducha walki. I wiary w zwycięstwo. Dlatego przegraliśmy.

Po meczu ze Słowacją byłem maksymalnie wkurzony. Tak grać mogliśmy nawet pod wodzą trenera Brzęczka. Po co jakiś Sousa? Tylko dla nienagannej prezencji? Jednak mecz z Hiszpanią i ten ostatni ze Szwecją zmienił moje emocje i stosunek do obecnego trenera.

Paulo Sousa musi zostać! W dwóch kolejnych meczach Polacy zaczęli walczyć i grać jak za dawnych czasów. Jak za trenera Górskiego. A przegrali ze Szwedami tylko dlatego, że strzelili o jedną bramkę mniej.

Za czasów trenera Górskiego wcale nie mieliśmy wybitniejszych piłkarzy. Mieliśmy jednak w sobie optymizm, ducha walki, dużo szczęścia i bardzo dobrego bramkarza. Niestety Wojciech Szczęsny, a w zasadzie nieszczęsny, nie powinien w ogóle grać. Co jest oczywiste, co było oczywiste już parę miesięcy wcześniej. Wystarczyło poobserwować jego grę w Juventusie Turyn. Puszczał tam niesamowite szmaty. I widać było, że przechodzi kryzys formy.

Właśnie tego nie jestem w stanie zrozumieć. Najlepszy polski bramkarz ostatniego sezonu, grający na co dzień w Bundeslidze Rafał Gikiewicz, w ogóle nie znalazł się w polskiej kadrze. Bramkarz, który musiał dwoić się i troić, żeby jego nie najmocniejszy przecież klub FC Augsburg utrzymał się w lidze. Ostatecznie mógłby w polskiej bramce stanąć Bartłomiej Drągowski, nie wiedzieć dlaczego dopiero bramkarz nr 3 naszej drużyny. I również mający za sobą bardzo udany sezon. Właśnie takiego, będącego w pełni formy bramkarza zabrakło w polskiej bramce. Dlatego nie wyszliśmy z grupy.

Pozostaję optymistą co do przyszłości naszej drużyny narodowej. Zaczęliśmy znowu walczyć, co jeszcze niedawno nie było takie oczywiste. Jak jeszcze poprawimy jakość wyszkolenia technicznego naszych piłkarzy, od przedszkola począwszy, bo trener reprezentacji nie nauczy dorosłych piłkarzy dryblingu, to możemy osiągnąć poziom Orłów Górskiego. Czego chyba wszyscy, starsi i młodsi Polacy, oczekują.

Jan Azja Kowalski

PS Do poziomu walki i godności narodowej muszą też dorosnąć nasi komentatorzy. Podczas meczu ze Szwecją wyciszyłem głos, bo nie mogłem ścierpieć tonu klęski w wydaniu redaktora Szpakowskiego ☹

Zwycięska walka Pawła Zastrzeżyńskiego o Pałacyk pod Pszczółką i naszą pamięć / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Walka o prawdę ma sens. Codzienna, żmudna walka bez wydawałoby cienia szansy na sukces. Ale żeby taka walka mogła zaistnieć, potrzebni są jej wojownicy. Bezkompromisowi, nieprzekupni, odważni.

Pawła poznałem w marcu 2020 roku. To dzięki niemu powstał mój felieton o limanowskim kłamstwie (7 dni później…). O uwłaczających pamięci Żołnierzy Wyklętych oficjalnych uroczystościach. O hołdach oddawanych przez poczty sztandarowe nie Wyklętym, ale ich oprawcom z UB. Wtedy też poznałem historię jego walki o prawdę. O historyczną prawdę. I uznałem, że bez pieniędzy, sam przeciwko całemu miejskiemu układowi i bez większego wsparcia społecznego, nie ma najmniejszych szans na zwycięstwo. Na ochronę limanowskiej cząstki naszej pamięci narodowej. Stało się inaczej.

Nieszczęśliwie położony, bo w miejscu pod przyszłą galerię handlową, Pałacyk pod Pszczółką został wreszcie wpisany do Rejestru Zabytków. Nie może zostać zburzony. I zalany betonem podłości przez wielki szmal.

Pałacyk pod Pszczółką to nie tylko jeden z najstarszych budynków Limanowej. To także była siedziba komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa, w której mordowano przeciwników bolszewickiej władzy. Także tych, którzy walczyli z bronią w ręku, których teraz tak pięknie nazywamy.

Wygraną walkę o pamięć, również walkę w sądzie, Paweł Zastrzeżyński przedstawi Państwu osobiście w lipcowym numerze „Kuriera WNET”. Nie będę się zatem o niej rozpisywał. Nie mam też zamiaru, chociaż sukces ma wielu ojców, a tylko porażka jest sierotą, pić szampana jako co najmniej współautor. Nawet nasze Media Wnet, chociaż przez chwilę zainteresowały się tematem, nie sprostały wyzwaniu. Z prozaicznej przyczyny braku pieniędzy na prawników i odległości małej górskiej mieścinki od Warszawy. Ale też z powodu szybkiej akcji dezinformacyjnej wykonanej przez ludzi limanowskiego układu władzy.

Chcę napisać o czymś innym. O tym, że walka o prawdę ma sens. Codzienna, żmudna walka bez wydawałoby cienia szansy na sukces. Ale żeby taka walka mogła zaistnieć, potrzebni są jej wojownicy. Bezkompromisowi, nieprzekupni, odważni. Narażający na szwank własny wizerunek w oczach lokalnej społeczności. Przekonani, że i tak kiedyś umrą. Tacy jak Paweł Zastrzeżyński.

Nie walczył z planami budowy najładniejszej galerii handlowej w mieście po to, żeby uratować swój warsztat szewski. Nie walczył po to, żeby dać się przekupić za okrągłą sumkę przez wielki kapitał. Nie miało nawet znaczenia pochodzenie tego kapitału.

Każdy kapitał ma jakieś pochodzenie. Jednak największe nawet i „prawe” pieniądze nie mogą zabetonować na wieki historycznej prawdy. I z pełną świadomością bezcześcić zwłoki antykomunistycznych partyzantów zamordowanych w ubeckiej katowni. W dalszym ciągu czekające na odgrzebanie i chrześcijański pochówek.

Walka o prawdę ma sens tylko wtedy, gdy jest prawa. Gdy pod jej płaszczykiem nie są ukryte prywatne korzyści i wymierne interesiki. Gdy jest walką bożą. Nie walką ze złem o inne zło, lepsze, bo nasze, ale dobrą walką o prawdę i sprawiedliwość. I do takiej walki Was zachęcam. Mnie samego zaprosił mój tegoroczny patron, błogosławiony Jerzy Popiełuszko. Robię, co mogę 😊

Jan Azja Kowalski

PS Każdego, kto chciałby tak powalczyć, zapraszam do kontaktu z Redakcją. Nie mamy pieniędzy, prawników, czasu i nie gwarantujemy niczego. Poza tym… możecie na nas polegać 😊

Nowy Polski Ład: redystrybucja zamiast powrotu do źródeł naszej wielkości / Jan Azja Kowalski, „Kurier WNET” nr 84/2021

2000 złotych wykorzystam na tańce, hulanki i swawolę. Wreszcie będę miał na to czas. Z wdzięczności aż się popłakałem. Nieopodatkowane po raz drugi 2000 złotych. Nowy Polski Ładzie, dziękuję!

Jan A. Kowalski

Nowy Polski Ład

Redystrybucja zamiast powrotu do źródeł naszej wielkości

Najpierw, korzystając z oficjalnej strony Prawa i Sprawiedliwości, wymienię „filary Nowego Ładu”.

  1. Plan na zdrowie.
  2. Uczciwa praca – godna płaca.
  3. Rodzina i dom w centrum życia.
  4. Polska – nasza ziemia.
  5. Dobry klimat dla firm.
  6. Złota jesień życia.

Cztery pozostałe, zapewniające Polaków, jak dobrze się nam będzie żyło, pozwalając rządzić Prawu i Sprawiedliwości jeszcze przez co najmniej dwie kadencje, zostawmy propagandystom.

Na początek podzielę się smutną dla mnie informacją. Stała czytelniczka naszej największej w Polsce gazety miesięcznej oświadczyła, że rezygnuje definitywnie z jej kupowania. Przeze mnie, bo nie chwalę rządów Prawa i Sprawiedliwości, a co gorsza, pozwalam sobie na krytykę Partii i rządu. Do Szanownej Czytelniczki apeluję: proszę czytać innych autorów, którzy w całej rozciągłości popierają linię Partii i rządu. Przez jednego niedowarzonego autora nie może Pani rezygnować z lektury tak zacnego pisma.

To może wytłumaczę też pozostałym czytelnikom, co uważam za swoją misję zawodową. Po pierwsze, nie kłamać. Po drugie, nie kłamać. Po trzecie, pisać prawdę. Także prawdę niewygodną dla rządzących naszą piękną ojczyzną. W interesie obywateli i dla opamiętania się rządzących. Nic więcej mną nie kierowało, nie kieruje i kierować nie będzie. Amen.

Zatem zaczynam!

1.   Plan na zdrowie. Szlachetny to plan, który zakłada zwiększenie nakładów na służbę zdrowia do 7% pkb. Zwiększenie wydatków jest konieczne. Jednak covid-19 w ciągu jednego roku obnażył brutalną prawdę. To, że polskie lecznictwo jest chore i ledwo zipie. I to, że bardziej interesuje się leczeniem niż zdrowiem Polaków.

Leczenie na covid-19 było najbardziej opłacalnym rodzajem leczenia. W dwójnasób wynagradzanym przez zwierzchności światowe i krajowe. Opłacalność covid-19 do tego stopnia zablokowała diagnozowanie innych przypadłości, że w kraju nie wystąpiła nawet drobna fala corocznej grypy.

Zarządzona przez władze koncentracja szpitalnych pułków na jednoimiennym covidzie spowodowała drastyczny wzrost śmiertelności w schorzeniach pozbawionych priorytetu i lekarzy. Do tego stopnia, że zmarło nas więcej o 84 000. Dlatego, chociaż cieszy zwiększenie nakładów na lecznictwo, to martwi sposób zarządzania leczeniem Polaków. Jeżeli w dalszym ciągu rząd będzie decydował, kogo lekarze powinni leczyć, to wymrzemy wkrótce do poziomu 25 milionów. Ucieszy to z pewnością Unię Europejską, wyznawców Gai i Bila Gatesa.

2.   Uczciwa praca – godna płaca. Brawo! Najmniej zarabiający Polacy nigdy nie powinni płacić podatków. Zwiększenie ulgi podatkowej z 8 000 do 30 000 złotych to gwarantuje. Cieszy także podniesienie 1. progu podatkowego z 85 000 do 120 000 złotych. Czy to jednak jest wielki sukces?

Nie zapłacą podatku najmniej zarabiający. Zatem dokonuje się akt sprawiedliwości społecznej. Jednak podniesienie progu podatkowego już tak wielkim sukcesem nie jest. Gdy był ustanawiany na poziomie 85 000 w roku 2009, najniższe zarobki wynosiły 1300 zł brutto. Ponieważ obecnie wynoszą 2600 zł brutto, to wypadałoby go chyba podnieść przynajmniej do wysokości 190 000 zł dochodu.

Natomiast mowa o dorównaniu do poziomu Francji czy Niemiec jest jednak nadużyciem intelektualnym. Porównajmy obciążenia podatkowe dla rodziny z dwójką dzieci w Polsce i we Francji. Kwota wolna od podatku w wysokości 30 000 złotych w Polsce i 48 000 (10 640 euro) jeszcze nie wyjaśnia problemu. Ważniejszy jest sposób opodatkowania rodziny. Opodatkujmy zatem klasę średnią, czyli zarabiającą w Polsce 90 000 złotych rocznie. Mąż zarabia tyle i jego żona również. Razem 180 000 zł rocznie. Małżonkowie mają dwójkę dzieci.

W Polsce na dwójkę dzieci dostaną ulgę w wysokości 1100 złotych rocznie. Zatem 180 000 – 60 000 bez podatku = 120 000 złotych x 17%(podatku) = 20 400 zł – 2200 = 18 200 podatku do US. (Liczę trochę teoretycznie, ponieważ obecny dochód małżonków pozwalający na ulgę wynosi maksymalnie 112 000).

We Francji podatek rodzinny płaci się według schematu 1+1+0,5+0,5. Zakłada się, że na utrzymanie dziecka potrzeba przynajmniej połowy kosztów dorosłego. O tym, że trzecie dziecko liczone jest jako +1, już nawet nie wspomnę. Po co denerwować rodziny wielodzietne. Zatem dochód 180 000 złotych: 3 (1+1+0,5+0,5) = 60 000. 60 000 – 48 000 (nieopodatkowane) = 12 000. I taki dochód podlega podatkowi w wysokości 11%, czyli wynosi 1 320 zł (293 euro dla 1e = 4,50 zł). Oczywiście rodzina francuska nie zapłaci ani grosza podatku, bo może skorzystać z wielu ulg nie przysługujących rodzinie polskiej. Miejmy zatem jasność co do naszej rodzinnej pozycji w Europie.

3.   Rodzina i dom w centrum życia. Ten punkt programu opisałem na wnet.fm w felietonie 70m2+. Zniesienie bariery biurokratycznej dla małych domów należy docenić i pochwalić. Jednak punkt o zakupie mieszkań bez wkładu własnego niesie duże zagrożenie dla kredytobiorców, banków i finansów państwa.

Jedyne, co powinno zapewnić państwo polskie i jest to w jego mocy, to przygotowanie atrakcyjnych terenów uzbrojonych w centrach i na obrzeżach dużych miast. Jest tej, najczęściej już uzbrojonej ziemi mnóstwo. Terenów kolejowych, wojskowych i innych. Tanie budownictwo spółdzielcze, grupujące młodych ludzi chcących uczestniczyć w budowie własnego mieszkania (tak za komuny powstały całe osiedla), mogłoby rozwiązać cały polski głód mieszkaniowy.

We wszystkich spółkach zarządzających tymi terenami zasiadają członkowie i rodziny obozu rządowego. I doprawdy nie rozumiem ostatniego wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla Interii, w którym daje do zrozumienia, że spółki te nie są mu podległe. I nie są podległe władzom Prawa i Sprawiedliwości. Komu zatem podlegają? Mafii deweloperskiej, która jakoś nie ma problemu z pozyskiwaniem tych terenów?

4.   Polska – nasza ziemia. Chciałoby się powiedzieć: nareszcie. Powinny zostać zniesione wszelkie durne ograniczenia dla rolników chcących sprzedawać swoje produkty miastowym. Przede wszystkim powinny zostać natychmiast zlikwidowane nigdzie na świecie nie stosowane wymogi sanitarne dla drobnej produkcji rolnej. Przy produkcji dżemu lub serów. Ale powinny też zostać uruchomione lub odzyskane zakłady przetwórstwa rolnego. Zostały sprzedane w ręce niemieckie i ukraińskie i teraz dyktują ceny skupu wykańczające producentów rolnych.

5.   Dobry klimat dla firm – to mnie cieszy. Będąc drobnym przedsiębiorcą, od wielu lat oczekuję dobrego klimatu 😀 Tylko czy składka zdrowotna w wysokości 9% od uzyskanego dochodu zapewni mojej firmie dobry klimat? Zamiast 19% podatku liniowego wprowadzonego w 2004 roku przez SLD-owski rząd Leszka Millera – przypominam PiS-owcom – zapłacę teraz 27% podatku! Duszno mi, przepraszam. Nowy Polski Ładzie – apeluję do Ciebie – nie zarzynaj złotej kury polskiej gospodarki! Nie psuj klimatu, jeżeli nie możesz go poprawić.

6.   Złota jesień życia. Jeszcze parę lat i zasiądę w kapciach przed telewizorem, oglądając disco polo Jacka Kurskiego i Wiadomości informujące o kolejnych sukcesach rządu Prawa i Sprawiedliwości. I kłamstwach Platformy Obywatelskiej sprzed 24 lat (to dranie!).

I to chyba jest najbardziej pozytywny punkt Nowego Polskiego Ładu. Moja minimalna emerytura przedsiębiorcy, wpłacającego 1500 złotych miesięcznie do ZUS i płacącego rocznie po kilkadziesiąt tysięcy podatku dochodowego, i generującego podatek VAT dla skarbu państwa powyżej 100 000 zł rocznie, nie zostanie ponownie opodatkowana.

2000 złotych wykorzystam na tańce, hulanki i swawolę. Wreszcie będę miał na to czas. Z wdzięczności aż się popłakałem. Nieopodatkowane po raz drugi 2000 złotych. Nowy Polski Ładzie, dziękuję 😀

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nowy Polski Ład” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nowy Polski Ład” na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Siedem firm w jednym samochodzie, czyli ryba psuje się od głowy / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Skoro uzdrawiamy Polskę Nowym Ładem, stwórzmy takie prawo, które wyeliminuje tę patologię. Zacznijmy od TVP, bo skoro ryba psuje się od głowy, to proces uzdrowienia też od głowy należy rozpocząć.

Wymieńmy najpierw te firmy:

  1. Kierowca.
  2. Kierownik produkcji.
  3. Reżyser/dziennikarz.
  4. Operator kamery.
  5. Dźwiękowiec.
  6. Oświetleniowiec.
  7. Efekty specjalne.

Siedem firm jednoosobowych potrzebnych jest do wyprodukowania filmu dokumentalnego lub jakiegokolwiek programu. Wystarczyło dodać jeszcze dwie firmy, montażystę i ilustratora muzycznego. A potem pokazać film widzom. Zleceniodawcą takiej produkcji była nasza państwowa Telewizja Polska.

TVP była prekursorem w zmuszaniu swoich pracowników do przechodzenia na samozatrudnienie. Dzięki temu nasza najlepsza telewizja pozbyła się pracowników i problemów z nimi związanych. Wypchnęła ich na samozatrudnienie, tworząc fikcyjną rzeszę prywatnych przedsiębiorców.

Operacja została przeprowadzona w latach 1993–94. Pierwszym prezesem TVP po likwidacji komuszego Radiokomitetu był Wiesław Walendziak. Wywodził się z Ruchu Młodej Polski. Na koniec swojej kariery politycznej został członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Był przywódcą tzw. pampersów w TVP i nadzieją polskiej prawicy. Po ostatecznej utracie wiarygodności trafił do Zygmunta Solorza. A dziennikarz domagający się interwencji Państwowej Inspekcji Pracy, chwilowo szef holdingu grupującego siedem niezależnych firm w jednym samochodzie, na bruk.

Resztę dziennikarzy wyrzucił z pracy etatowej na samozatrudnienie (Agencja Pracy Czasowej Leasing Team) kolejny solidarnościowy prezes, Juliusz Braun, w roku 2014. Unia Wolności nie mogła być gorsza.

W roku 2021 telewizją publiczną rządzi kolejny były pampers, Jacek Kurski. A kolejny solidarnościowy (choć walczący) premier, Mateusz Morawiecki, ogłosił właśnie Nowy Polski Ład społeczny i gospodarczy. Zatem wszystko dobrze się składa. Nareszcie możemy skończyć z patologią samozatrudnienia, zapoczątkowaną kiedyś przez naszą ukochaną TVP (nie oglądam tylko dlatego, że nie mam telewizora 😊).

TVP była prekursorem w dziedzinie wymuszonego samozatrudnienia. W jej ślad poszło wiele firm, zwłaszcza dużych. Obecnie tych fikcyjnych przedsiębiorców jest w Polsce około jednego miliona. Skoro uzdrawiamy Polskę Nowym Ładem, stwórzmy takie prawo, które wyeliminuje tę patologię. Zacznijmy od TVP, bo skoro ryba psuje się od głowy, to proces uzdrowienia też od głowy należy rozpocząć. Po solidnej dawce disco polo nasz najlepszy prezes Jacek Kurski chyba da radę.

Nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Likwidując patologię nie likwidujmy zarazem prywatnej drobnej przedsiębiorczości. Warstwy, która tworzy bogactwo i stabilność naszego państwa.

Warstwy, która jest gwarantem naszej obywatelskiej wolności z jednego prozaicznego powodu – dysponuje niezależnym od władzy politycznej kapitałem. Obok Kościoła katolickiego jest to drugi gwarant naszej obywatelskiej niezależności. Pamiętajmy o tym.

Oczyszczenie warstwy przedsiębiorców z grupy przymusowo samozatrudnionych niech będzie początkiem reformy wadliwej struktury polskiego zatrudnienia. Jednak prawdziwych przedsiębiorców – ponad milion osób – nie obciążajmy dodatkowym podatkiem w wysokości 9%. Nie spowoduje to natychmiastowego upadku tej grupy. Mojej firmy również nie. Skutkiem ubocznym będzie jednak podniesienie i tak już bardzo wysokiego progu wejścia w prywatny biznes. I skostnienie tej grupy poprzez pozbawienie jej dopływu świeżej krwi. W I Rzeczypospolitej taki zabieg zakończył się ostatecznie upadkiem szlachty (= drobnych przedsiębiorców) i państwa.

W każdym cywilizowanym państwie europejskim obciążenie przedsiębiorcy – w tym obciążenie ubezpieczeniem społecznym – zaczyna się dopiero po osiągnięciu określonego pułapu dochodu. Na zaczynającego działalność przedsiębiorcę dmucha się i chucha.

Bo wiadome jest mądrym księgowym takiego państwa (Niemcy, Anglia), że jego działalność owocuje dodatkowym dobrem wspólnym, społeczeństwa i państwa. Zwalnia państwo i całą wspólnotę z obowiązku utrzymywania współobywatela. I przynosi dodatkową korzyść w postaci płaconych do wspólnej kasy podatków.

W Polsce 2021, Polsce Mateusza Morawieckiego i Jacka Kurskiego, powinniśmy wreszcie zmienić nasze postrzeganie przedsiębiorcy. Ze skrzywionego postrzegania bolszewickiego jako krwiopijcy i wyzyskiwacza, na postrzeganie zgodne z cywilizacją łacińską – człowieka tworzącego bogactwo społeczeństwa i państwa. I do takiego postrzegania powinniśmy jak najszybciej dostosować przepisy polskiego prawa,

czego życzy sobie z utęsknieniem prawdziwy polski przedsiębiorca

Jan Azja Kowalski