Polska i Ukraina mają ten sam cel i tego samego wroga / Wywiad z Jadwigą Chmielowską, „Kurier WNET” 46/2018

Jeśli ktoś, będąc Polakiem, bardziej nienawidzi Ukrainy niż kocha Polskę, to znaczy, że gotów jest poddać się rosyjskiemu panowaniu. To samo, odpowiednio zmieniając sformułowanie, dotyczy Ukraińców.

Jadwiga Chmielowska
Władysław Niedaszkiwski

Mamy ten sam cel i tego samego wroga

O perspektywach relacji polsko-ukraińskich, możliwościach rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego oraz o obecnej sytuacji wewnętrznej Ukrainy z redaktor naczelną „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigą Chmielowską, opozycjonistką z czasów PRL, współprzewodniczącą Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej, Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ekspertem KRRiT – rozmawia ukraiński dziennikarz Władysław Niedaszkiwski.

W latach 80. zajmowała się Pani wyzwoleniem politycznych więźniów. Dziś ten temat jest bardzo aktualny na Ukrainie. Jakiej rady może Pani udzielić naszym obrońcom praw człowieka? Na co trzeba w pierwszej kolejności zwrócić uwagę, żeby uwolnić więźniów Kremla?

Uważam, że jedynie międzynarodowa opinia publiczna jest w stanie wpłynąć na władze państw totalitarnych. Tak było w latach 80. XX wieku w Polsce i tak jest dzisiaj. Rosja Putina jest, niestety, bardzo często przedstawiana społeczeństwom wolnego świata jako jedyne państwo, które jest w stanie sprzeciwić się paranoicznym pomysłom elit zachodnich. Kreml przeznacza olbrzymie pieniądze na budowanie wizerunku Putina jako obrońcy europejskich wartości chrześcijańskiej cywilizacji oraz na wojnę informacyjną (na etatach są tysiące hakerów, informatyków, trolli). Dlatego powinno się podawać do wiadomości publicznej wszelkie przykłady łamania praw człowieka przez Rosję, obnażać jej terrorystyczno-imperialny charakter. Potrzebne są konkretne posunięcia – w tym wypadku pozwy sądowe do trybunałów międzynarodowych.

Uważam też, że w dobie wojen hybrydowych, gdy najskuteczniejszym narzędziem jest informacja, przekaz powinien odbywać się również w języku rosyjskim, aby skutecznie trafiał do wyborców Putina.

Obowiązkiem Unii Europejskiej jest wydzielenie realnych funduszy na walkę informacyjną przeciwko dezinformacji płynącej z Kremla. W chwili obecnej w Brukseli zajmuje się tą sprawą około 20 urzędników – przeciwko parunastu tysiącom informacyjnych żołnierzy Putina. To kpina.

Istnieje kwestia zakładników, którzy znajdują się w niewoli u bojówkarzy w Donbasie. Jak można doprowadzić do ich uwolnienia?

Jestem zwolenniczką rozwiązań siłowych. Swoich należy uwalniać. Do tego służą wyszkolone oddziały specjalne. Armia Krajowa odbijała swoich z rąk katów niemieckich i sowieckich, choć podczas okupacji warunki były o wiele trudniejsze. Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego tak duże państwo jak Ukraina ma problem w Donbasie i Ługańsku. Nie jest jasne, czy to jest agresja Rosji, czy walka z terrorystami lokalnymi. To, co się stało na Krymie, jest wynikiem błędnej polityki prowadzonej od lat 90. XX wieku. Kijów nie wspierał dostatecznie Tatarów, nie umożliwił powrotu wszystkim Tatarom na Krym, nie przekazał w ręce Medżlisu władzy nad Autonomią Tatarską. Ukraina być może teraz dopiero odzyskuje kontrolę nad dowództwem swojej armii.

Jak Pani scharakteryzuje dzisiejsze stosunki polsko-ukraińskie w świetle niedawnych decyzji polskich polityków, na przykład dotyczących penalizacji banderyzmu?

Nowelizację ustawy o IPN oczywiście popieram, bo przeciwstawia się niemieckiej propagandzie, próbującej zrzucić odpowiedzialność za Holokaust, lub jej część, na Polaków (chodzi o sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”). Na początku tłumaczono, że to określenie wskazuje tylko geograficzną lokalizację obozu w Auschwitz, ale później poczynano sobie coraz śmielej. Nadal mówi się wszędzie o jakichś mitycznych „nazistach”, a nie Niemcach, którzy przecież ogromną większością (ponad 90%) wybrali w demokratycznej procedurze Hitlera.

Jednak zapis o Ukrainie w tej nowelizacji jest (nie tylko moim zdaniem) typową kremlowską „wrzutą”. Wielu polskich publicystów zwróciło uwagę na to, że „punkt ukraiński” pojawił się w ostatniej chwili, w końcówce roku 2016. Ponad rok trwała cisza i raptem 25 stycznia 2018 r. w sejmie odbyło się drugie czytanie.

Oficjalnie jako działanie sterowane przez Rosjan ocenił to były premier prawicowego rządu, obrońca więźniów politycznych i opozycjonista w PRL-u – adwokat Jan Olszewski. Spotkał go za to olbrzymi atak środowisk prorosyjskich.

Moim zdaniem ten zapis, wciśnięty przez środowiska narodowe i Ruch Kukiz’15, miał powstrzymać funkcjonowanie ustawy i ją skompromitować. Określenie terminu zbrodni banderowskich na lata 1925–1950 dyskwalifikuje autorów tego sformułowania. W 1925 roku Bandera miał 16 lat i jeszcze nie było żadnych banderowców. OUN powstał w 1929 r., a na przełomie 1940/1941 rozpadł się na dwie frakcje – melnykowców i banderowców.

Poseł Rzymkowski z Kukiz’15 przyprowadził do komisji sejmowej trzech ekspertów ds. ukraińskich – profesorów Włodzimierza Osadczego, Czesława Partacza i Wojciecha Muszyńskiego z IPN. Ten ostatni powinien znać historię. Sądzę więc, że jedynie miał uwiarygadniać pozostałych ekspertów.

Profesor Partacz zajmuje się stosunkami polsko-ukraińskimi. W 2015 r. skorzystał z zaproszenia władz rosyjskich i wziął udział w konferencji w Jałcie. Uwiarygodnił tym samym obecność Rosji na Krymie. Występował też w Sputniku – czołowej sieci propagandowej Rosji. Tak więc Partacz dołączył do zdrajców interesów Polski. Skandalem jest, że taki człowiek ma wpływ na legislację w Polsce.

Na Krymie w lutym 2015 r. był też Adam Śmiech z Klubu „Zawsze Wierni Rzeczpospolitej” Jest to wyjątkowo antysemicka i prorosyjska grupa, realizująca politykę Putina.

Z kolei prof. Włodzimierz Osadczy jest członkiem władz wojewódzkich Stowarzyszenia Polska – Wschód, czyli dawnego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. W ubiegłym roku panowie Osadczy i Partacz zorganizowali konferencję z Zapałowskim, kolejnym działaczem prorosyjskim w Polsce, znanym z propagowania rozbioru Ukrainy. Prof. Osadczy straszy, że Ukraińcy pracujący w Polsce w pewnym momencie rzucą się na Polaków i jak banderowcy będą mordować. Tak więc, znając autorów tej „ukraińskiej poprawki”, śmiem twierdzić, że powstała ona przy bliskiej współpracy z ambasadą Rosji albo wręcz na Łubiance.

Rosyjskim priorytetem jest doprowadzanie do jak największego napięcia w stosunkach Ukrainy z Polską. Pamiętamy wszyscy, jak olbrzymim poparciem Polaków cieszył się Majdan, czyli walka Ukraińców o niepodległość! Polacy zdają sobie sprawę, że dopiero przynależność Ukrainy do NATO może na trwałe zagwarantować bezpieczeństwo całego naszego regionu – od Tallina i Warszawy do Erewania, Sofii i Aten – czyli państw Międzymorza.

Dlatego uważam działalność prorosyjskiej agentury w Polsce, szczującej na Ukraińców, za równie szkodliwą, jak działanie pana Wiatrowycza z ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Gloryfikuje on zbrodniarzy z tej części UPA, która rzeczywiście dokonywała rzezi. Dla Polaków i Ukraińców najważniejsze jest stanięcie w prawdzie, aby płacz nad trumnami nie przesłonił nam wolności. By znowu nie zwyciężyli Moskale. Bo mordy na Polakach organizował i Berlin, i Kreml. I choć Bandera był w obozie niemieckim, to jednak podlegli mu Ukraińcy mordowali Polaków w imię jego nacjonalistycznej ideologii.

Należy też pamiętać, że niektórzy przywódcy UPA byli przeciwni rzezi Polaków, jak np. Taras Bulba-Borowieć.

Co Pani sądzi o takich kontrowersyjnych elementach naszej wspólnej historii, jak rzeź wołyńska? Spory trwają do dziś. Czy jest jakaś szansa, by nasze kraje wreszcie się porozumiały?

Wszystkie te sprawy należy spokojnie wyjaśniać, rzetelnie opisywać, przeprowadzać ekshumacje, stawiać pomniki itp. Pamiętajmy, że w Hrubieszowie, choć AK z UPA zażarcie się zwalczały, dokonując pacyfikacji wiosek, to po wkroczeniu Sowietów zaczęły współpracować w obliczu wspólnego wroga. Tak musi być i dzisiaj. Tylko współpraca Polski i Ukrainy pozwoli zachować nam wolność.

Wyjaśnienie przyczyn zbrodni, które objęły swoim zasięgiem Wołyń i część ówczesnej Małopolski Wschodniej, jesteśmy winni nie tylko tym, którzy zginęli, ale też sobie i przyszłym pokoleniom. Ta historia dla wszystkich Ukraińców i Polaków powinna być przestrogą przed tym, co dzieje się, gdy się nie wspieramy.

Przez wieki połączone wojska litewskie, rusińskie i polskie nie tylko zwyciężały Rosjan, ale i zdobyły Kreml. Natomiast walki między pobratymcami sprawiły, że popadliśmy w niewolę. Tak więc, czy się to nam podoba, czy nie, jesteśmy skazani na współpracę, jeśli chcemy być wolni.

Jeśli ktoś, będąc Polakiem, bardziej nienawidzi Ukrainy niż kocha Polskę, to znaczy, że gotów jest poddać się rosyjskiemu panowaniu. To samo, odpowiednio zmieniając to sformułowanie, dotyczy Ukraińców. Należy też zdawać sobie sprawę z tego, że Rosja prowadzi wojnę informacyjną, której zadaniem jest skłócać narody.

Wojna w Donbasie trwa już ponad trzy lata. Aktualna jest kwestia misji pokojowej ONZ. Czy, zdaniem Pani, ta inicjatywa może się powieść?

Zależy, kto miałby się w tych wojskach pokojowych znaleźć. Bo jeśli rosyjscy „mirotworcy”, to taka misja zagrażałaby niepodległości Ukrainy. Jeśli żołnierze innych państw, to powinni oni stać na granicy Ukrainy z Rosją, aby uniemożliwiać przesiąkanie rosyjskiej broni i żołnierzy. Wtedy to miałoby jakiś sens. Jeśli natomiast takie wojska miałyby odgradzać okupowane tereny od reszty kraju, będzie to wzmacniało pozycję samozwańczych prorosyjskich władz okupacyjnych. Efekt będzie odwrotny od zamierzonego.

Pani ściśle współpracuje z ruchem Tatarów krymskich. Na czym polega ta współpraca i co udało się osiągnąć?

Wraz z kolegami z Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej od 1989 współpracowaliśmy z OKND (Narodową Organizacją Ruchu Krymskotatarskiego), a potem z Medżlisem i Światowym Kongresem Tatarów Krymskich. Z Piotrem Hlebowiczem często przyjeżdżałam na Krym. Wraz z gronem przyjaciół pomagaliśmy w powrotach Tatarów na półwysep. Staraliśmy się nagłaśniać w całym świecie sytuację narodu deportowanego w całości przez Stalina. Z 400 000 osób wywiezionych 18 maja 1944 roku przeżyła połowa. Duża część zmarła podczas deportacji.

Piotr Hlebowicz i przedstawiciele Tatarów krymskich, 2013 | Fot. archiwum prywatne P. Hlebowicza

Niestety Ukraina nie wspierała należycie powrotu Tatarów na Krym. Musieli wykupywać swoje majątki – domy i ziemię, które przez wieki należały do ich przodków. Na Krym powróciła tylko połowa deportowanej przez Sowietów populacji tego narodu. Rząd ukraiński, zamiast udogodnić powrót wszystkich Tatarów krymskich z Uzbekistanu i innych miejsc zsyłki, by zmniejszyć procentowo liczebność Rosjan na Krymie – robił rzecz odwrotną – wszelkimi metodami utrudniał ich przyjazd. Klasyczne strzelanie sobie w stopę. To oni – Tatarzy – powinni rządzić Krymem. Jednak głupota władz Ukrainy sprawiła, że Kijów cały czas zachowywał w tej sprawie dystans.

Sama słyszałam, gdy przestrzegałam przed możliwą zdradą Rosjan, że „przecież Rosjanie to Słowianie i chrześcijanie, a Tatarzy są tureckojęzycznymi muzułmanami”. I z dwojga złego lepiej jest oddać Krym Rosji, niż pozwolić na stworzenie Autonomii Krymskotatarskiej i zagrożenie „fundamentalizmem islamskim”. Tak wypowiadali się różni politolodzy oraz politycy ukraińscy i proszę – efekty nie kazały długo na siebie czekać. I choć politycy ukraińscy mają teraz nauczkę, to obawiam się, że nawet ta okupacja niewiele ich nauczyła. Wojska ukraińskie oddały Krym bez jednego wystrzału! Czy po tym odbyły się procesy dowódców? Przecież ktoś był odpowiedzialny za ten stan rzeczy.

Krymscy Tatarzy do szlachetny i wykształcony naród. Ci z nich, którzy osiedli na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej (początek osadnictwa – koniec XIV wieku), otrzymali szlachectwo lub zostali przyjęci do stanu rycerskiego. Byli zawsze wierni swojej nowej ojczyźnie. Do dziś ani Litwini, ani Polacy nie mają z Tatarami żadnych zatargów. Z tego, co wiem, również nie są zarzewiem żadnych konfliktów Ukrainie. To Ukraina zdradziła Tatarów, a nie Tatarzy Ukrainę.

Obecnie są oni na Krymie represjonowani. Próbowaliśmy nagłaśniać procesy przywódców tatarskich, interesować dziennikarzy za granicą ich problemami. Rosja kilkakrotnie usiłowała przyklejać Tatarom łatkę muzułmańskiego fundamentalizmu. Na szczęście prawie nikt w to nie wierzy. Przeszły 4 lata od aneksji i okupacji, a rząd Ukrainy wraz z prezydentem prawie nic nie zrobili w sprawie Tatarów. Są mgliste obietnice tatarskiej autonomii kulturalnej (!) na Krymie, przyjmuje się uchodźców z okupowanego półwyspu, jednak nie jest to najlepiej zorganizowane.

W jednej ze swoich publikacji pisała Pani, że Rosja stara się zacząć wojnę pod pretekstem religijnym. Mamy najazd migrantów w Europie, mamy „państwo islamskie”. Czy to wszystko jest częścią tego planu? Jaka jest w tym rola Ukrainy?

Rosja próbowała ocieplić stosunki z USA, a nawet wciągnąć Stany Zjednoczone do współpracy na niwie walki ze światowym terroryzmem, choć sama od kilkudziesięciu lat go budowała. Po 11 września 2001 r. to się jej częściowo udało. Świat zaczął walczyć z terroryzmem islamskim i raptem zapomniał, kto go tworzył.

Niemcy realizują w Unii Europejskiej politykę rosyjską. Chcą Amerykanów wypchnąć z Europy i to jest oczywiście korzystne dla Rosji. Warto przypomnieć gazociągi pod Morzem Bałtyckim. Na rękę Rosji jest destabilizacja Europy i państw narodowych. Merkel swoją polityką doprowadziła do tego, że w kolejnych państwach wygrywają partie narodowe, upatrujące w Putinie, niestety, zbawcę od zachodnioeuropejskich dewiacji, tak propagowanych przez Niemcy.

Obecnie jednak i USA, i Wielka Brytania nie dają się Rosji wodzić za nos. Donald Trump wymienił sekretarza stanu USA. Został nim dotychczasowy szef CIA, po którym można się spodziewać zdecydowanie twardszego stosunku do Rosji niż miał Tillerson. Bardziej stanowczą postawę Wielkiej Brytanii wobec Rosji widać zaś np. w związku z otruciem na terenie Wielkiej Brytanii Siergieja Skripala. Rosja się przeliczyła, licząc na tak mizerną reakcję, jak po otruciu Litwinienki.

Przy okazji sprawy Skripala także Niemcy i Francja zostały zmuszone do jasnego opowiedzenia się, czy są po stronie Rosji, czy Zachodu. Donald Trump, Theresa May, Emmanuel Macron i Angela Merkel podpisali się pod wspólnym oświadczeniem, wzywającym Rosję do złożenia wyjaśnień ws. użycia broni chemicznej do ataku na Skripala. Solidarność z Wielką Brytanią wyraził kilka dni wcześniej polski premier.

Należy zacieśniać jak najbardziej kontakty i współpracę z NATO i USA. To leży także w interesie Ukrainy, która musi wreszcie przestać dawać się oszukiwać Niemcom.

Czym były manewry „Zapad 2017” – demonstracją mocy czy próbą rozszerzenia swojego władania? Czy te manewry były skuteczne?

Manewry Zapad – zorganizowane z wielkim szumem na Białorusi – miały zastraszyć wolny świat. Kto jest strachliwy, ten zawsze ma problem. Zapad 2017 był w tym kontekście bez znaczenia. Pokazał jedynie całkowitą zależność łukaszenkowskiej Białorusi od Rosji. Niepokojący jest jednak proceder budowania nowych rosyjskich baz wojskowych na Białorusi oraz wzrost liczebności żołnierzy rosyjskich u naszych wschodnich granic. To także groźba dla Ukrainy, która ma sporą granicę z Białorusią.

Jak, Pani zdaniem, powinna się odbyć deokupacja Krymu i Donbasu? Czy okupowanie tereny potrafią zreintegrować się z pozostałą częścią Ukrainy?

Po pierwsze musi nastąpić wycofanie wojsk rosyjskich z Krymu i Donbasu oraz bandziorów nazywających siebie separatystami. Potem nowi osadnicy z Rosji powinni jak najszybciej wrócić do domu, czyli do „matuszki Rasiji”. Z reintegracją nie będzie oczywiście żadnych problemów. Ukraińcy widzą, jak żyje się w wolnym świecie, ich paszporty są ważne w całej Europie, i nie potrzebują wiz. Już słyszałam, że Rosjanie z Krymu starają się w Kijowie o potwierdzenie ukraińskiego obywatelstwa. No cóż, lepiej być Ukraińcem niż Rosjaninem.

Naturalnie trzeba rozliczyć pomocników okupantów – krymskich Rosjan zaangażowanych w represje przeciwko Tatarom krymskim oraz zamieszkałym na Krymie Ukraińcom. Codziennie FSB i okupacyjne służby pomocnicze przeprowadzają rewizje w domach działaczy krymskotatarskich, są aresztowania, pobicia, procesy sądowe, stała inwigilacja. Od czasu zajęcia Krymu zabito wielu młodych Tatarów krymskich. Okupanci nazywają to następująco: „Porwani i pozbawieni życia przez nieznanych sprawców”.

Jak Pani ocenia to, co obecnie obserwujemy w życiu politycznym w Polsce? Są obawy, że za sprawą polityki PiS-u Polska kieruje się w stronę autorytaryzmu i dyktatury. Czy to prawda? Jakie konsekwencje ewentualny polski autorytaryzm będzie miał dla Ukrainy?

Straszenie PiS-em to oczywisty element wojny propagandowej Rosji i Niemiec. Polska wreszcie zaczęła realizować swoje interesy, zamiast być kolonią Niemiec. Gospodarka się rozwija, program prorodzinny zwiększył dzietność i zamożność rodzin. Panuje absolutna wolność słowa i przekazu mediów, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Nie istnieje kaganiec w postaci tzw. poprawności politycznej. Narzekają jedynie te media, które są własnością kapitału niemieckiego, ale one realizują politykę swoich właścicieli. Reagują nerwowo, bo ludzie przestają kupować prasę, która kłamie.

Polska jest jedynym na świecie krajem, w którym autorytaryzm nigdy nie miał żadnych szans. Nie było absolutyzmu królów – była demokracja szlachecka. Zaborcom nie udało się narzucić Polakom swoich norm, skoro w każdym kolejnym pokoleniu wybuchały przeciw nim powstania. Niemcy w II wojnie światowej nas nie ujarzmili, nie było w narodzie polskim zdrajców, nie powstał rząd kolaboracyjny i żadne formacje wojskowe wspierające III Rzeszę Hitlera.

Komunizm w okresie PRL też się nie przyjął. Pomimo że była to strefa okupacyjna Rosji sowieckiej, to rodzimym namiestnikom, pomimo terroru, nie udało się spacyfikować Polaków. Chłopi zachowali ziemię, Kościół przetrwał prześladowania. W komunizm nie wierzyli nawet partyjni, którzy zapisywali się dla świętego spokoju, a i tak chrzcili dzieci i chodzili do kościoła. Tylko idiota może wierzyć w to, że Polska stanie się kiedykolwiek krajem autorytarnym. Polacy kochają wolność! Widać to na każdym kroku.

Na początku 2013 roku Pani i Piotr Hlebowicz zbieraliście na Krymie podpisy w intencji wydania zakazu działania organizacji prorosyjskich na terenie półwyspu. Czym się kierowaliście? Obecnie wszystko wygląda tak, jak przepowiadaliście i czemu usiłowaliście przeciwdziałać.

Rosjanie dopuścili się w styczniu 2013 roku prowokacji, czyli urządzili wystawę plenerową ku czci Stalina. Tatarzy tę wystawę zniszczyli. I mieli rację! Prowokacją było czcić na Krymie kata odpowiedzialnego za eksterminację tego narodu. Wtedy ujawniły się różne prorosyjskie bojówki, przed którymi ostrzegałam dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych prezydenta Juszczenki.

Krym, Mołodiożnoje, aktywiści Russkowo Jedinstwa pikietują przed miejscem spotkania z mieszkańcami – Tatarami Krymskimi | Fot. Wojciech Jankowski

Piotr Hlebowicz często bywał na Krymie i widział rozwój tych paramilitarnych organizacji prorosyjskich, które przechodziły profesjonalne szkolenia wojskowe w Rosji. Stworzono m.in. organizację Kozaków krymskich, która miała za zadanie bronić kołchozowej ziemi przed rozdysponowaniem jej pomiędzy Tatarów krymskich. „Pokrzywdzonymi” byli oczywiście rosyjscy kołchoźnicy.

Przykładem może być konflikt w Mołodiożnoje k. Symferopola. Tatarom nie przydzielano ziemi, gdyż kołchoz chciał sprywatyzować pola i oddać je kołchoźnikom (większość kołchoźników to Rosjanie). Tatarzy kilka lat temu odcięli sobie z tego kołchozu kawałek ziemi i się nią podzielili. Zaczęli stawiać na niej małe, tymczasowe domki. Niektórzy z nich mieli dowody na papierze, iż kołchoz został stworzony na gruntach ich przodków! W 2012 roku podniósł się wielki krzyk, do akcji wkroczyły paramilitarne organizacje rosyjskie. Parokrotnie burzyły zbudowane przez Tatarów budynki, były pobicia i zastraszanie. Oczywiście Siergiej Aksjonow i prorosyjski rząd Autonomii Krymskiej poparł kołchoźników.

We wrześniu 2013 roku Piotr Hlebowicz pojechał do Mołodiożnoje na spotkanie z mieszkańcami – przywitał go szpaler groteskowo wyglądających tzw. Kozaków krymskich oraz członków innych organizacji prorosyjskich. Mieli w rękach rosyjskie flagi i transparenty z hasłami typu: „Krym zawsze z Rosją!”. Ale samo spotkanie odbyło się spokojnie, ludzie wykładali swoje racje. Pytali, dlaczego władze Autonomii Krymskiej przydzielają ziemię Rosjanom, a dla Tatarów jej nie ma. Po spotkaniu w Mołodiożnym Hlebowiczowi zorganizowano konferencję prasową w Symferopolu. Liderzy tychże oddziałów kozackich i rosyjskich organizacji zadawali prowokacyjne pytania. W połowie spotkania demonstracyjnie wyszli. A za pół roku weszła nowa, okupacyjna władza i zaczęło się wielkie prześladowanie ludności tatarskiej na Krymie (z wyjątkiem kolaborantów mizdrzących się do rosyjskich agresorów).

Rozmawialiśmy w sierpniu 2008 roku o scenariuszach rosyjskich. Było to tuż po napaści na Gruzję. Niestety, nie posłuchano naszych ostrzeżeń. Oczywiście nie wynikają one z żadnego „jasnowidztwa”, a jedynie z dostępu do informacji i logicznego analizowania sytuacji. I nie mówię o żadnych tajnych danych, a jedynie o publikacjach prasowych, internetowych, wypowiedziach polityków, stałej obserwacji Hlebowicza podczas pobytów na Półwyspie Krymskim, itp.

Ciekawostką jest wielki atak rosyjskich mediów na Hlebowicza i na mnie, który trwa do dziś. Jestem z niego dumna, bo zdaję sobie sprawę, że trafiliśmy z diagnozą w dziesiątkę.

W jednym z wywiadów prorosyjski wasal Kremla na Krymie, Siergiej Aksjonow, komentując nasz list otwarty, wyraził się, iż Chmielowska i Hlebowicz powinni leczyć się psychiatrycznie. Martwiłabym się, gdyby rosyjska prasa mnie chwaliła. Zresztą uważam, że każdy, kto udziela wywiadu różnym rosyjskim „Sputnikom”, jest po prostu zdrajcą polskiej racji stanu. W wojnie informacyjnej współpracę z mediami rosyjskimi należy traktować jako współpracę agenturalną.

Stany Zjednoczone obiecały dać nam javeliny. Sytuacja przypomina tę z czasów wojny w Afganistanie – kiedy afgańscy mudżahedini dostali stingery, w końcu złamali radziecką przewagę. Czy Ukraina może liczyć na javeliny i czy to pomoże jej wygrać wojnę z Rosją?

Nie można tego porównywać z Afganistanem. Javeliny niszczą broń pancerną. Służą do obrony przed czołgami. Taką broń Ukraina powinna mieć, by obronić się przed atakiem Rosji. Ale żadne rakiety – czy to przeciwpancerne, czy też przeciwlotnicze – nawet najlepsze, nie pomogą, gdy nie będzie ducha walki. Niestety, Krym oddano bez jednego wystrzału, choć garnizony ukraińskie na Krymie były nieźle uzbrojone. Oprócz sprzętu potrzebni są ludzie, duch bojowy oraz motywacja – w tym wypadku miłość do swojej ojczyzny, pragnienie niezależności, bezpieczeństwa najbliższej rodziny, wszystkich rodaków.

Czy istnieje dzisiaj zagrożenie wojną światową? Jeśli tak, jak można temu zapobiec?

Na najbliższe lata nie widać żadnego zagrożenia wybuchem wojny światowej. Mogą powstawać lokalne konflikty, a w takich przypadkach wszystko zależy od woli odstraszenia Rosji. Jeśli ktoś się jej boi i klęka na kolana, to niech się nie dziwi, że go Moskale połkną.

Zanim nastąpiła agresja Krymu, Putin długo testował, czy odbędzie się to bez jednego wystrzału. I co? Miał rację. Potem żaden z dowódców na Ukrainie nie stanął przed sądem polowym ani przed plutonem egzekucyjnym. I co? Putin poszedł na Donbas.

I przypominam: na drodze Rosjan nie stanęła armia, tylko ochotnicy! Chłopcy i dziewczyny, którzy ukochali wolność i nade wszystko Ukrainę! Moim zdaniem z ukraińskiej armii powinni być usunięci wszyscy oficerowie i podoficerowie po moskiewskich szkołach. Młodzież patriotyczną należy szkolić w szkołach NATO i lokalnych ukraińskich.

Jak Pani widzi miejsce Ukrainy na arenie międzynarodowej?

Ukraina musi być stabilnym, przewidywalnym państwem. Powinna unikać zatargów z sąsiadami, bo w czyim one są interesie, widać choćby po prowokacji w Użhorodzie. Tam Polacy – obywatele polscy – w interesie Rosji chcieli spalić budynek stowarzyszenia węgierskiego. Wszystko według typowego scenariusza: walczą i się mordują Węgrzy, Polacy i Ukraińcy, a Moskale występują w roli „mirotworcow”, którzy nas „pogodzą”.

Teraz może być dla Ukrainy dobry czas, bo Polska weszła w skład Rady Bezpieczeństwa ONZ. Warunek jest jeden: skończyć kłótnie z Polską, zacząć rzeczowo rozmawiać. Obydwie strony powinny pozbyć się osób, które tworzą napięcia i zaogniają sytuację. Zaprzestać walki na wciąż na nowo odgrzewane, nieprawdziwe stereotypy, którymi szermują oba nasze narody.

Nie wiem, dla kogo pracuje pan Wiatrowycz z INP – być może jest tylko obarczony jakąś skazą umysłową, lecz mnie to bardziej pachnie agenturą rosyjską. To samo dotyczy Polski. W decyzjach dotyczących Ukrainy nie mogą brać udziału prorosyjscy naukowcy i politycy, tacy jak ci, których powiązania rosyjskie wykazałam.

A sprawa wydawałaby się taka prosta. Na pierwszym miejscu zawsze stawiajmy interes własnej ojczyzny. Szukajmy sprzymierzeńców wśród tych, którzy mają ten sam interes – walkę o wolność, której zagraża ten sam wróg. W polityce liczy się interes, a nie sentymenty. Racja stanu swojego państwa.

Wywiad ukazał się także w tłumaczeniu na język ukraiński na portalu https://uain.press/.

Wywiad Władysława Niedaszkiwskiego z Jadwigą Chmielowską pt. „Mamy ten sam cel i tego samego wroga” znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Władysława Niedaszkiwskiego z Jadwigą Chmielowską pt. „Mamy ten sam cel i tego samego wroga” na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl