Prognozy dla Polski, karmionej sowicie dotowaną, pyszną trucizną… / Jacek K. Matysiak, „Kurier WNET” 59/2019

Na głównej scenie zmagają się dwie siły, a te wyłaniające się po prawej czy lewej stronie nie powinny nawet swoimi pięknymi hasłami zakłócać pełnego, realnego obrazu rzeczywistości.

Jacek K. Matysiak

Żydzi i Polacy, roszczenie na życzenie i Broniarz…

Na dziś prognozy pogody dla Polski są dość zróżnicowane, od przelotnych opadów (z przedwojennych odpadów), aż do oberwania się (jak w banku) chmury. Tymczasem mżawka, ożywiająca – zdawałoby się wymarłe historyczną zimą – zapomnienia, powoduje pewną ruchliwość ludzi i rządów. Nadchodzą pierwsze wybory i decyzje, jakie partyjne okrycia przywdziać, komu zaufać, czyje logo poprzeć. Krajowi synoptycy przewidują utrzymanie się umiarkowanej pogody w okolicach gór okrągłostołowych, z małymi podtopieniami dużych połaci platform, które – mimo wzmocnienia zielonym nawozem i nowoczesnymi wspornikami – mogą jednak skończyć w ulubionym miejscu lidera naszej najbardziej dynamicznej pory roku.

Rząd tym razem jest piewcą globalnego ocieplenia (będzie dobrze, a może jeszcze lepiej!), a opozycja obstaje przy bliżej nieokreślonych zmianach klimatycznych (damy popalić rządowi!). Na politycznej scenie nawet już tańczą świnie i krowy, którym rząd dorzucił siana wydojonego z wyborców.

Pamiętam taki dowcip (być może grafika Mleczki?) krążący za późnego Gierka, kiedy faceci z telewizyjnej pogodynki, aby uściślić swoją prognozę pogody, dzwonili do jakiejś tam babci (chyba Zarubiny?), dociekliwie pytając, gdzie ją teraz łamie w kościach. I dopiero według geografii bólów babci Zarubiny ogłaszali i zapowiadali ulewę, wiatry porywiste bądź niebo czyste…

Wiedziony podobnym instynktem, chcąc udoskonalić moją wiedzę o tym, co i jak w polskiej polityce piszczy, zadzwoniłem i ja do mego przyjaciela z czasów studenckich, z którym z niejednego kotła w trudnych chwilach wyjadaliśmy nadzieję, również dzieląc się nią z resztą studenckiej braci. Przyjaciel mój jest ekonomicznie dojrzały, nie jest też polityczną papugą, a swojego imponującego, barwnego pióropusza nie zawdzięcza żadnym politycznym układom, ale bardziej swojej inteligencji i biznesowemu zmysłowi. W dawnych latach zawsze był po stronie prawdy i rozsądku, stąd mój pomysł, aby zasięgnąć jego opinii na temat dzisiejszej sytuacji w Kraju.

Kumpel jest zdania, że podobnie, jak to już w naszej historii bywało, sytuacja jest podła i w dużej części wynika z geopolityki, która ma wielki wpływ na możliwości i tempo zmian w Polsce nawet przy dobrych chęciach polityków, ale trzymamy się dobrze. Kierunek wschodni, po cięciu cesarskim (czy carskim) Reagana, będąc poligonem buforowych przepychanek rosyjsko-amerykańskich, jest dla nas nieczynny, choć nakłada na nas kosztowną i niewdzięczną rolę pośrednika (dotacje i migracje). Kierunek zachodni, który swego czasu, kiedy jeszcze mniej pachniał socjalizmem, wybraliśmy, zwodzeni mirażem dobrobytu, dziś grozi nam utratą narodowej, kulturowej i religijnej tożsamości i tradycyjnych polskich wartości. Słowem: sowicie dotowana pyszna trucizna…

Lawirując w tradycyjnym polskim kwadracie koła, obawiając się wizji kolejnego rosyjsko-niemieckiego zgniotu, w poszukiwaniu bezpieczeństwa sięgnęliśmy po dalekich amerykańskich sojuszników, którzy jednak mają i swój wielosmakowy, koszerny pasztet do upieczenia w naszej kuchni. Miłościwie nam panujący PiS, mimo pewnych odważnych posunięć (nieszczęsna poprawka do ustawy o IPN), bardzo dba o zachowanie dobrych stosunków z Ameryką, w której (chciał, nie chciał) wielką rolę odgrywają teraz (administracja Trumpa) syjonistycznie nastawieni Żydzi. Wcielając rozmaite projekty podnoszące (na dziś) poziom życia najbiedniejszych Polaków, rząd musi pożyczać pieniądze, a wiadomo, u kogo zaciąga kredyt. Tak więc musimy pamiętać, że dostęp do kredytów, kiedy jest zablokowany, prowadzi do załamania gospodarki….

Mój przyjaciel, który otwarcie od kilku lat poważnie sympatyzuje z PiS-em (choć zaczynał w UPR-ze), uważa, kalkulując zimno, że nie popierając tej formacji w nadchodzących wyborach, możemy ponownie trafić w łapy poprzedniej ekipy, o której ideałach i żarłocznej zachłanności wiemy aż nadto, aby na nią się ponownie nabrać.

Jednocześnie z niecierpliwością i brakiem wiary patrzy na wyłaniającą się Konfederację, która niestety przypomina kostkę Rubika, czyli trudno jej elementy tak ułożyć, aby miała jakiś klarowny obraz, program i sens. Według mojego rozmówcy, zacięte walki przedwyborcze po prawej stronie totalsów mogą w najlepszym przypadku poważnie skłócić elektorat i uniemożliwić współdziałanie w przyszłości. Podkreślił, że na głównej scenie zmagają się dwie siły, a te wyłaniające się po prawej czy lewej stronie nie powinny nawet swoimi pięknymi hasłami zakłócać pełnego, realnego obrazu rzeczywistości.

Na moje krytyczne omówienie wyciszania dyskusji o zagrożeniach płynących z żydowskich roszczeń zwrócił mi uwagę, że to kwestia pewnej perspektywy. Oni w Kraju są związani codzienną walką wręcz z totalną opozycją wspomaganą przez liderów socjalistycznej międzynarodówki z Brukseli. Walczą w wielu dziedzinach z dynastycznie zasiedziałym komunistycznym betonem, od sądów do nauczycielstwa. Próbują za pomocą taktycznych posunięć zadbać o najbiedniejszych Polaków, próbują zatrzymać katastrofę demograficzną i jednocześnie zabrać totalnej opozycji część jej elektoratu. Dlatego Kaczyński tworzy kolejny okrągły stół – właśnie, aby rozszerzyć bazę i elektorat – i dlatego, choć jest miłośnikiem kotów, to ostatnio głaszcze już krowy, a nawet świnie, a w konsekwencji opozycji życzy, aby kopnął ją przysłowiowy koń…

Odpowiadając na krytykę posunięć obecnego rządu w kwestii idiotycznej polityki finansowania naukowców Nowej Zawodówki Historycznej Holokaustu, którzy następnie opluwają Polaków i Polskę przed całym światem, kolega uparcie podtrzymywał, że to wynika ze starej polityki poprzednich ekip i ich ludzi pozostałych na stanowiskach decydentów. Poza tym zauważył, że kwestia przyjętej przez Kongres i podpisanej przez Trumpa ustawy S.447 Polonii jest jednoznacznie, ewidentnie ważna dla Polonusów, a mniej dla Polaków w Kraju, zajętych przedwyborczą walką polityczną. Rząd utrzymuje, że nie ma problemu, obowiązuje umowa między Cyrankiewiczem a Kennedym z 1960 r. i polski rząd nie ma nic przeciwko temu, aby miejscowi Żydzi amerykańscy się z nią zapoznali, gdyż właśnie ich dotyczy. Dodaje, że Niemcy już w 1952 r. zapłacili Żydom za wszelkie szkody na okupowanych przez siebie terytoriach, biorąc na siebie całą odpowiedzialność.

Pytanie tylko, czy przyjęta przez polski rząd taktyka wyciszania jakiejkolwiek poważnej debaty z roszczeniowo nastawionymi organizacjami żydowskimi, za którymi, jak się okazało, stoi nie tylko rząd Izraela, ale i Departament Stanu USA, ma jakiś sens. Proponuje się nam milczenie owiec, a przecież rzeźnia tuż za rogiem (wtedy nawet kolejne 500+ nie pomoże)…

Dlaczego tak myślę? Otóż milczeliśmy przez cały sowiecki PRL, zajęci walką o przeżycie, zdyszani i zaniepokojeni w kolejkach, a ci ambitniejsi – zapatrzeni w nożyce cenzora. I co nam to dało? Żydzi mieli wtedy scenę i wolne pole do popisu i wymalowali światu obraz, w którym jest dla nas zarezerwowane miejsce szmalcownika, brutala i nazisty. Niestety dziś budzimy się z ręką w przysłowiowym nocniku. Z tego obrazu cieszą się nasi oprawcy z czasów II wojny światowej: Niemcy i Sowieci/Rosjanie. Jeśli ktoś nie wierzy, niech poczyta „Jerusalem Post” albo inne żydowskie periodyki, które współgrają z czołowymi gazetami świata. Ofiary czerwonego sowieckiego promieniowania mogą poczytać „Gazetę Wyborczą”…

Teraz powstaje pytanie; czy zgadzamy się położyć uszy po sobie i przełknąć te kalumnie i bezpodstawne oszczerstwa (a nawet je dotować, jak to jest praktykowane dotąd!), czy też będziemy podnosić głowę i przywracać prawdę o II wojnie światowej (Chodakiewicz, Kurek, Żebrowski i inni)? Jeśli grzecznie oddamy megafon przeciwnej, wrogiej stronie, to nic z nas nie zostanie, oni dokończą dzieła. Tylko historyczny popiół i wstyd dla następnych pokoleń! Logicznie patrząc, jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, musimy zakasać rękawy i zaplanować kroki, które przywrócą nam i naszemu światu równowagę. Polski rząd powinien natychmiast wycofać się z finansowania propagandowej artylerii roszczeniowców. Jeśli ktoś chce uchodzić za Polaka, dla którego nieważny jest polski interes narodowy, niech wystąpi naprzód i ogłosi swoją zdradę! Każdy cyrk ma swoich błaznów i swoje małpy, chętnie to widowisko obejrzymy…

Czego więc niewątpliwie pogrążeni w wyborczej walce pewni krajowi Polacy nie widzą bądź nie wiedzą? Otóż na początek uważają, że ustawa S.447 Polski nie dotyczy, więc nie może Polsce szkodzić. W latach 90. ub. stulecia podobny pogląd wyznawali Szwajcarzy, również zaatakowani przez to samo żydowskie lobby roszczeniowe.

Szwajcarzy uważali, że głosy dotyczące pozostawionych w czasie II wojny światowej kont Żydów to nie problem i w zasadzie wszystko zostało już wyjaśnione i zamknięte. Po kilku latach zmasowanych ataków, aby utrzymać dobre stosunki biznesowe z USA, wyasygnowali sumę 200 mln USD (zakładając, że ewentualne aktywa żydowskie mogły wynosić poniżej 30 mln USD, z zaległymi odsetkami – jakieś 150 mln) jako fundusz dla ofiar holocaustu. Organizacje roszczeniowe z USA odrzuciły tę propozycję ugody (zaraz, a gdzie forsa dla pośredników?) i czując, że Szwajcarzy miękną, nasiliły ataki, narrację medialną i prowokacje, mocno podgrzewając sytuację. Jeden z pracowników banku szwajcarskiego, legitymujący się semickim pochodzeniem, zwiał do USA i ogłosił, że szwajcarscy bankierzy masowo używają niszczarek do zacierania śladów żydowskich kont z czasów przedwojennych…

Roszczeniowcy w amerykańskich mediach zorganizowali kocią muzykę i masową nagonkę na (jeszcze wczoraj cywilizowanych) chciwych, bezdusznych „nazistów” bankowych w Szwajcarii, stopniowo doprowadzając do biznesowego bojkotu tego kraju w Ameryce. W tej sytuacji Szwajcarzy szybko złapali oddech i pamiętając o zasadzie „winien, nie winien, wisieć powinien”, szybko otworzyli swoje bankowe volty i portfele, odkasłując przedsiębiorstwu Holokaust w miarę okrągłą sumę 1,250 mld USD. Każdy ma jakiś pomysł na biznes i chce żyć! Niech sobie to polski rząd weźmie pod rozwagę i lupę, a może ocali swoją…

Ostatnio bardzo interesująco wypowiedział się dla Radia WNET redaktor Tomasz Sakiewicz, który w przeddzień i w czasie protestów amerykańskiej Polonii z 31 marca br. odwiedził USA, zakładając Klub Gazety Polskiej w stanie Michigan. W tym czasie w Chicago protestowało tam przeciwko ustawie S.447 2000 Polonusów, skrzykniętych m.in. przez miejscowe polskie Narodowe Siły Zbrojne (Arkadiusz Cimoch). Normalnie każde państwo stara się zagospodarować wszystkie możliwe zasoby, w tym ludzkie, szczególnie za granicą, aby użyć ich dla własnej korzyści i wywierania pożytecznych nacisków. Jednak w tym wypadku logika jakoś nie działa. Redaktor był przeciwny protestom twierdząc, że osłabiają one pozycję polskiego rządu, a ich celem jest skłócenie Polonii i zaognienie stosunków między Polską a USA. Dziwne to słowa wobec rozpętania nagonki roszczeniowych ośrodków żydowskich oskarżających Polaków o nazizm i udział w holokauście Żydów. Dla nich II wojna światowa dotyczyła holokaustu Żydów, nie było polskich ofiar. Pewnie nie brali w tym udziału Niemcy. Na bankowym placu boju zostali sami Polacy…

Więc co? Polska powinna zadrwić z ofiar Polaków, z ich serca i miłosierdzia okazanego Żydom? Polonia powinna uderzyć się w piersi i przyznać: tak, to my rozpętaliśmy II wojnę światową i zgotowaliśmy polskim Żydom krwawą kaźń? Wystawcie nam teraz zawrotny rachunek (bankowy koncert życzeń), a my w te pędy spieniężymy wszystko, co wypracowali nasi ojcowie i my sami, i przekażemy wam na wskazane konto?

To brzmi przecież jak zły sen…

Naiwność niektórych polskich polityków może przyprawić o ból głowy. Tak jakby nie rozumieli, nie ogarniali kolejnych etapów procesu, w którym już uczestniczą. Po medialnym przygotowaniu artyleryjskim (kłamstwa, oszczerstwa, pomówienia przeciw polskiej godności i polskiemu interesowi narodowemu) nastąpi fala wymuszania. Mogą zostać w to włączone amerykańskie lokalne sądy stanowe, domagające się i przyznające roszczeniowcom odszkodowania. Stanowe parlamenty mogą przegłosować rozmaite formy bojkotu Polski, od biznesowego po kredytowy… Kongres może ponownie przyjąć jakąś „niekonstytucyjną” ustawę. I dopiero wtedy polscy politycy zrozumieją, co warte są ich pobożne życzenia i dobre rady pośredników, aby cicho siedzieć… Szkoda gadać!…

*          *          *           *

Wróćmy jednak do Kraju. Co tam się w Polsce dziś nie wyprawia! Wincenty Sławek Broniarz, jak mistrz von Jungingen pod Grunwaldem (chyba jeszcze uczą o tym dzieci i czy już zapłaciliśmy za to zaległe odszkodowanie?) zgromadził pułki wierne staremu reżimowi i uderzył strajkiem w PiS-owską mać! Trochę mnie to dziwi. Byłem na jednym roku ze Sławkiem, studiowaliśmy razem historię na Uniwersytecie Łódzkim (młodym asystentem w Katedrze Stosunków Międzynarodowych u prof. dra W. Michowicza TW „Przyjaciel” był wtedy Witold Waszczykowski), ale historia, jak widać, potrafi być nauczycielką życia na wiele sposobów.

Sławek od początku był lewakiem. Kiedy pod koniec stycznia 1981 r. rozpoczął się „najdłuższy studencki strajk okupacyjny w Europie” (o którym dość szczegółowo pisałem), Sławka można było z przysłowiową świecą długo szukać. Bał się Sławek strajku (wymierzonego w komunę) jak diabeł święconej wody.

Może to jakiś kac, chęć odreagowania decyzji z tamtych dramatycznych dni? Sławek powinien przestać grać rolę czerwonego dżihadysty, zdjąć ze ściany obraz Róży Luksemburg i Clary Zetkin, iść raczej do psychologa i wyjaśnić sobie problemy z samym sobą, zamiast wybuchać strajkiem jak stary niewypał z okresu stanu wojennego. Nie wie sierota, że naraża zdrowie i przyszłość dzieci? Stary chłop, a zdominowały go problemy z młodości. Może wkrótce dojrzeje? Polecam mu seanse z Biedroniem, a nuż będzie Wiosna…

Artykuł Jacka K. Matysiaka pt. „Żydzi i Polacy, roszczenie na życzenie i Broniarz…” znajduje się na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka K. Matysiaka pt. „Żydzi i Polacy, roszczenie na życzenie i Broniarz…” na s. 13 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego