Huragan Ophelia już się uspokoił, ale żniwo, jakie zebrał, kosztowało życie trzy osoby. W dalszym ciągu 295 tysięcy domostw nie ma prądu, około 15 tysięcy ludzi pozbawionych jest internetu i dostępu do telefonii komórkowej. Straty po przejściu Ophelii szacowane są na 750-800 mln euro.
Zdaniem meteorologów był to najmocniejszy, najtragiczniejszy i najbardziej dewastujący sztorm w ciągu ostatnich 50 lat. Podmuchy wiatru odnotowane przez stacje meteorologiczne dochodziły nawet do 191 km/h.
Huragan na szczęście nie uderzył w Dublin całym impetem i tylko w niektórych miejscach naprawdę mocno wiało, niszcząc elewacje budynków, łamiąc około 2,5 tys. drzew.
Tak małe straty w ludziach to efekt dobrej organizacji i wczesnych ostrzeżeń wydawanych przez służby meteorologiczne, a także zakazu wychodzenia z domu, jaki obowiązywał w dniu wczorajszym na terenie całej Irlandii. Wszystkie służby publiczne apelowały o pozostawanie w domu na czas nadchodzącego huraganu.
O tym, że apele poskutkowały, świadczył chociażby wczorajszy widok opustoszałego Dublina, który wyglądał jak w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, gdy praktycznie nie kursuje komunikacja miejska i wszyscy pozostają w domach.
Aktualnie komunikacja miejska powoli zaczyna działać normalnie, z wyjątkiem tramwajów, ponieważ zajezdnia tramwajowa została zniszczona podczas huraganu.
Od Irlandczyków można uczyć się pogody ducha i tego, że w sytuacjach trudnych doszukują się jej pozytywów.
Wczoraj, tak jak zwykle, sprawdziło się powiedzenie „jak trwoga to do Polaków” i kilku moich znajomych pracujących w firmach związanych z ochroną mienia pracowało w trybie awaryjnym, ponieważ inne nacje, w tym Irlandczycy, odmówili podjęcia pracy i nie dojechali na miejsce. Natomiast Polacy, jak to zwykle bywa, stawili się. Podobnie było osiem lat temu, kiedy to Irlandia została sparaliżowana, bo spadło 10 cm śniegu. Wówczas Polacy, Węgrzy i Czesi byli w stanie pracować. Dla nas, Polaków, był to nawet okres radości, bo w okolicach Bożego Narodzenia wreszcie trochę przyprószyło i oblodziło. Dla Irlandczyków były to warunki uniemożliwiające wyjście z domu.
Tomasz Wybranowski z Dublina
Korespondencji z Dublina można wysłuchać w części pierwszej Poranka Wnet.