Niebezpieczne pomysły IPCC składowania CO2 w oceanach: cysterny pod wodą będą jak tykająca bomba – kiedyś przerdzewieją

Gdyby domniemany wpływ CO2 na globalne ocieplenie był prawdziwy, to usunięcie CO2 z atmosfery doprowadziłoby do globalnego oziębienia i wyginięcia mieszkańców Skandynawii, jak kiedyś neandertalczyków.

Jacek Musiał, Karol Musiał

Można odnieść wrażenie, że pomimo dużej części dobrych opracowań naukowych i mniejszej liczby świetnych badań naukowych, kierownictwo IPCC (dalej: animatorow IPCC) wyciąga z tych badań „jedynie słuszne wnioski”, mające udowadniać poprawność teorii CO2-centrycznej, a formułowane tak, aby decydenci polityczni podejmowali katastrofalne w skutkach decyzje dla własnych krajów, a może i całej cywilizacji.

Odnosi się wrażenie, że IPCC dobrze się bawi kosztem nieznajomości przez polityków-decydentów praw fizyki i chemii.

Biorąc pod uwagę medialną indoktrynację całego pokolenia, można powiedzieć, że jest to zabawa kosztem odbiorcy – szarych mas przełomu XX i XXI wieku.

Świat ogarnął powszechny lęk przed CO2. Instytuty wielu krajów podejmują się doświadczalnego zatłaczania CO2 pod ziemię lub do oceanów, mimo że już we wcześniejszej, liczącej ponad 400 stron pracy dla IPCC, wykazano nieopłacalność i szkodliwości takich działań. Pomysł wychwytywania i przechowywania dwutlenku węgla w środowisku w sposób sztuczny zrodził się zapewne wskutek zastraszenia społeczeństw hipotezą globalnego ocieplenia, rzekomo spowodowanym antropogenicznym uwalnianiem CO2 do atmosfery i katastroficznym wpływem tego na życie na ziemi. W tej części pomijamy problem poprawności rozumowania i wad całej teorii CO2-centrycznej. (…)

Biznesowe otoczenie pomysłu podziemnego składowania CO2

W jednym z wcześniejszych artykułów opisaliśmy, jak to były wieloletni przewodniczący IPCC, Rajendra Pachauri, związany z lobby gazowo-naftowym oraz prowadzący firmę zajmującą się wdrażaniem metody EOR, potrzebował znacznych ilości taniego CO2. Metoda EOR (Enhanced Oil Recovery) – intensyfikacji wydobycia ropy naftowej – pozwala z wyczerpanych kiedyś stanowisk pozyskać jeszcze nawet do 30% ilości wydobytego wcześniej surowca. Można do tego celu skorzystać z naturalnych zbiorników CO2, ale te są ograniczone, pod zbyt niskim ciśnieniem i występują w zasadzie tylko w kilku lokalizacjach Ameryki Północnej. Rajendra Pachauri, zajmując najwyższe stanowisko w IPCC, był dostatecznie wpływowy, aby tak pokierować badaniami naukowymi, bądź tak je interpretować, aby pokrywały się z podchwyconymi od rosyjskich uczonych (Budyki i Kondratiewa) hipotezami o złowrogim wpływie globalnego ocieplenia, które miałby spowodować dwutlenek węgla.

Pochodzącą zaś z przełomu XIX i XX wieku hipotezę Arrheniusa o możliwym korzystnym wpływie takiego ewentualnego ocieplenia przedstawiono w sposób przeciwny do zamiaru jej twórcy. Ocieplenie mogłoby być niekorzystne tylko dla lobby paliwowego, a więc i dla Pachauriego. (…)

Składowanie CO2 na lądzie

(…) Rozważano też zatłaczanie dwutlenku węgla pod ziemię wyłącznie celem jego tam składowania. Można próbować deponować CO2 w pewnych strukturach geologicznych, ale prościej w wyeksploatowanych polach naftowych i gazowych, ewentualnie w nieeksploatowanych pokładach węgla. Pożądana głębokość depozycji to co najmniej 800 m, co wynika z krzywej równowagi termodynamicznej dla CO2. Autorzy rozdziału wspomnianego wcześniej raportu Koszt i potencjał ekonomiczny (pod red. Herzog H., Smekens K.) próbowali oszacować koszty takiego przedsięwzięcia. Nie dokonali jednak szerszej analizy środowiskowej. W przypadku podziemnego „grzebania” CO2 pojawia się kilka problemów. Pierwszy związany jest z przenikalnością dwutlenku węgla na powierzchnię. Może się to odbywać w sposób powolny poprzez warstwy. Nie da się jednak wykluczyć gwałtownych jego wycieków z podziemnych zbiorników, jak to miało miejsce z gazem ziemnym z podziemnego magazynu w Aliso Canyon (Porter Ranch Gas Leak) w roku 2015. Należy wtedy spodziewać się nie mniej poważnych, choć nieco innych skutków dla środowiska i zdrowia, a może i życia okolicznych mieszkańców.

Drugi istotny problem wiąże się z chemiczną reaktywnością CO2. Zatłoczony pod ziemię, spotykając się z ciekami wodnymi, tworzy kwas węglowy, a ten nadtrawia otaczające minerały, które przechodząc do wody, czynią ją niezdatną do picia, a nawet innych zastosowań.

W sytuacji ograniczonych zasobów wody pitnej na świecie każdy zniszczony jej rezerwuar to niepowetowana strata. Opisane zjawisko zostało potwierdzone w praktyce. Nie powinny zatem dziwić protesty miejscowej ludności przed podziemnym składowaniem CO2. Nie wspomnieliśmy jeszcze o koszcie energetycznym pogrążania podziemnego. Gdy IPCC finansowało opracowania dotyczące analiz składowania CO2, a wiele państw samodzielnie pokrywało koszty badań w tym kierunku, w Indiach już można było znaleźć informacje o wielkim zapotrzebowaniu firm naftowych na tani dwutlenek węgla. Rajendra Pachauri jako założyciel firmy Glori Oil Company musiał w 2005 r. być świadom, że kierując naukowców i rządy w ślepy zaułek badań, które i tak dadzą negatywny wynik, umożliwi swojej firmie pozyskiwanie dużych ilości sprężonego CO2 za darmo lub nawet z zyskiem. Dziwnym trafem raporty IPCC, których Pachauri był głównym animatorem, milczały o wykorzystania CO2 w takim celu, a mnożyły opracowania o szkodliwości tego gazu dla klimatu. Czyż nie budzi niesmaku fakt przyznania Pachauriemu nagrody Nobla?

Zatapianie CO2 w morzach i oceanach

Składowanie CO2 w oceanach jest kuszące. Wykorzystanie do składowania wyeksploatowanych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego jest ograniczone ich pojemnością oraz problemami środowiskowymi, mającymi bezpośredni związek z okoliczną ludnością. Teoretyczna pojemność oceanów dla CO2 wydaje się ogromna, a metoda pozornie prosta. Gdyby wprowadzać CO2 płytko pod powierzchnię oceanu, powstałaby powierzchniowa warstwa wody sodowej z CO2 szybko ulatniającym się do atmosfery. Ulatnianie odbywałoby się w sposób niekontrolowany i nie do wyłapania. Naturalne wzajemne migracje dwutlenku węgla między oceanami i atmosferą, 20 razy większe niż roczne antropogeniczne emisje CO2, zależą w głównej mierze od ciśnienia parcjalnego CO2 i od temperatury oceanu. Zatem powierzchniowe wprowadzanie do oceanów CO2 przez człowieka nie zda się na nic. Dwutlenek węgla należałoby więc zatapiać. (…)

Roczna produkcja energii elektrycznej na świecie wynosi 9,6·10e19J. To oznacza, że blisko 8% światowej produkcji energii elektrycznej musielibyśmy przeznaczać na sprężanie CO2 do pogrążania go w oceanach.

(…) Trwający entuzjazm niektórych naukowców pracujących dla IPCC może wynikać z nieznajomości wcześniejszych prac lub wprost złej woli, o co podejrzewam byłego szefa IPCC, czy ignorancji, o co podejrzewam Ala Gore’a, który naukowcem nie jest. Pomijając problemy energetyczne, trzeba przypomnieć niezwykle istotne aspekty środowiskowe celowego zatłaczania CO2 do oceanów. O ile naturalne wymiany antropogenicznego CO2 z oceanem odbywają się w sposób powolny, o tyle masowe wtłaczanie okazałoby się nieodwracalną katastrofą ekologiczną. Zatłoczony głęboko dwutlenek węgla tworzyłby na dnie jeziora kwasu węglowego, niszczące życie i strukturę minerałów dna morskiego, uwalniając – niewykluczone że trujące – pierwiastki i związki.

Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Niebezpieczne pomysły IPCC składowania CO2” znajduje się na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Niebezpieczne pomysły IPCC składowania CO2” na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szczyt klimatyczny COP24 w Katowicach zakończył się podpisaniem przez wszystkich uczestników pakietu klimatycznego

Trwający od ponad tygodnia szczyt klimatyczny COP24 w Katowicach zakończył się podpisaniem przez wszystkich jego uczestników reprezentujących 200 państw świata pakietu klimatycznego.

Faktycznie podpisana w Katowicach umowa, określana przez uczestników szczytu jako „mapa drogowa” ma być dokumentem wykonawczym dla Porozumienia Paryskiego z 2015 r., który zakładał działania wszystkich państw świata na rzecz ograniczenia globalnego wzrostu temperatury.

Porozumienie paryskie, było pierwszą globalną umową klimatyczną, w której państwa zobowiązały się do działań na rzecz zatrzymania globalnego ocieplenia na poziomie dwóch stopni (w razie możliwości 1,5 stopnia) powyżej średniej temperatur sprzed epoki przemysłowej.

Porozumienie nie mówi o redukcji emisji CO2 jako jedynym sposobie przeciwdziałania zmianom klimatu, lecz zakłada również konieczność dbania o lasy, jako naturalne zasoby przyrodnicze redukujące obecność CO2 w atmosferze.

– W naszych staraniach nie chodzi tylko, aby opracować tekst i wyjechać do domu z największymi zyskami dla naszych narodowych i krajowych interesów – mówił ostatniego dnia szczytu Michał Kurtyka, przewodniczący COP24. – Kieruje nami poczucie humanizmu i zaangażowanie w dobrostan Ziemi, która żywi nas i pokolenia, które przyjdą po nas. robiliśmy, co było w naszej mocy, aby wysłuchać i uwzględnić wasze wnioski. Zrobiliśmy, co mogliśmy, aby nikt nie poczuł się pominięty.

I choć w sobotę, po trwających tydzień negocjacjach, wydawało się, że przedstawiciele wszystkich państw doszli do porozumienia, zastrzeżenia do paktu zgłosił przedstawiciel Indii. Choć zaraz się z nich wycofał, uzasadniając to „duchem obrad”. Złożenie głosu odrębnego i uwag zapowiedział już po przyjęciu dokumentu.

Przyjęty jednogłośnie pakt odwołuje się m.in. do ogłoszonego przed katowickim szczytem raportu IPCC dotyczącego globalnego ocieplenia. Wynika z niego, że „wysiłki w celu ograniczenia wzrostu średniej temperatury są obecnie niewystarczające, a dodatkowo należy dążyć do ograniczenia tego wzrostu o 1,5, a nie o 2 stopnie (o czym mówi Porozumienie Paryskie – przyp. red.)”.

O czym mówi podpisany w Katowicach Pakiet Klimatyczny?

Przede wszystkim o pilnej konieczności zwiększenia finansowania, dostępu do technologii i wsparcia przez kraje rozwinięte, tak aby wzmocnić działania podejmowane przez kraje rozwijające się. Co więcej, po 2020 roku wydatki na ograniczenie zanieczyszczenia środowiska naturalnego, mają w globalnej skali wynosić przynajmniej 100 mld. dolarów rocznie.

Do tego czasu wszyscy sygnatariusze mają również przygotować długoterminowe strategie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.

Nie powstanie jednak – co przewidywało Porozumienie Paryskie – nowy międzynarodowy mechanizm handlu emisjami oparty na sprawozdawczości, co umożliwiać miało podwójne naliczanie tych samych redukcji emisji. Sprzeciw – skuteczny, jak pokazały obrady – przeciwko takim rozwiązaniom wniosła Brazylia, dla której proponowane w Porozumieniu Paryskim rozwiązania były nie do końca korzystne. Po wielogodzinnych negocjacjach z przedstawicielami administracji unijnej Brazylia zgodziła się na podpisanie dokumentu końcowego, sprawę emisji pozostawiając do rozstrzygnięcia do końca przyszłego roku.