Rzekomy interwencyjny skup jabłek, zainicjowany przed wyborami samorządowymi, dokonał się wyłącznie na papierze

Jeśli chodzi o jabłka i ich interwencyjny skup, to urodzony i wychowany w dorodnych sadach Ziemi Sandomierskiej uznałem, że deklaracja ministra Ardanowskiego to od początku ściema i lipa.

Jan A. Kowalski

Najlepszy minister rolnictwa niczego nie pamięta

W odpowiedzi na miażdżącą krytykę Wiesława Z. Antkowiaka, Przedwyborcza dywersja prasowa totalnej opozycji, „Kurier WNET” nr 55

Nikt mi jeszcze tak nie wygarnął od totalnej opozycji, jak emerytowany i szacowny profesor chemii Wiesław Antkowiak. Panie Profesorze, dziękuję. Oprawię ten tekst w ramki i powieszę w najbardziej widocznym miejscu ściany mojej górskiej chatki. Wytłuszczając wszystkie eufemizmy, jakimi mnie Jego Wysoka Katedra obdarzyła. Gdy totalni znowu przejmą władzę, będę miał się czym okazać przed ich siepaczami. To znaczy, chciałem powiedzieć: przed piewcami miłości przeciwko mowie nienawiści 🙂

Ale do rzeczy. Zdarzyło mi się przy okazji krytyki obozu Dobrej Zmiany skrytykować też ministra rolnictwa Krzysztofa Ardanowskiego. Za rzucanie słów na wiatr, które mogą przynieść burzę w nieodległym czasie wyborów. Za półtoraroczne już zaleganie w Sejmie nowelizacji ustawy o ustroju rolnym, co mnie samemu zablokowało zakup kawałka nieużytku nad rzeczką. I za rzekomy interwencyjny skup jabłek po 25 groszy za kilogram, który zainicjowany tuż przed wyborami samorządowymi, dokonał się wyłącznie na papierze. I to dla mojego adwersarza miało stać się przysłowiowym gwoździem do mojej trumny. Cytując twarde dane firmy Eskimos z Sokółki, która tego interwencyjnego skupu z poparciem polskiego rządu miała dokonać, Profesor z wprawą wytrawnego cieśli gwóźdź ten przybił. [related id=68974]

Chyba jednak przeżyłem. Zatem postaram się wyjaśnić nie tylko Profesorowi, ale też wszystkim inteligentom, którym się wydaje, że wiedzą i rozumieją, bo przeczytali. Otóż żyjemy w specyficznych czasach. Czasach post-prawdy, jak się to uczenie nazywa, w których króluje fikcja, fake news i narracja w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości. Żeby cokolwiek wyjaśnić i prawidłowo ocenić, należy bardzo starannie sprawdzić w co najmniej paru niezależnych od siebie źródłach, a najlepiej osobiście.

Jeśli chodzi o jabłka i ich interwencyjny skup, to przyznam się, że początkowo oparłem się jedynie na relacjach osobistych. Urodzony i wychowany w dorodnych sadach Ziemi Sandomierskiej, nie miałem z tym najmniejszego problemu. To dlatego uznałem, że deklaracja ministra Ardanowskiego to od początku ściema i lipa. Bo, po pierwsze, kończył się październik, a nie skupiono jeszcze ani jednego kilograma. Dla ludzi spoza obszaru sadowego wyjaśnienie: do końca października kończy się w Polsce zbiór jabłek ze względów pogodowych. Minimalnie procentowo niezebrane/niezerwane jabłka po 1 listopada mogą po prostu przemarznąć, czego również w swoim życiu doświadczyłem.

Dlatego po deklaracji wyznaczonej przez rząd firmy Eskimos, że właśnie (pod koniec października) kończy opracowywanie listy autoryzowanych punktów skupu na terenie całego kraju, zapaliło się w mojej głowie czerwone światełko. Informacja tej firmy, że październikowa cena wyniesie 25 groszy, listopadowa 26, a grudniowa (!) nawet 27 groszy wywołała u mnie jedynie gorzki śmiech. Tym bardziej, że jabłka tak skupowane nie mogły mieć uszkodzeń mechanicznych pod groźbą nieprzyjęcia i utylizacji na koszt dostawcy, jak ogłosiła firma na swojej stronie. Więcej naprawdę nie musiałem sprawdzać. Teraz jednak, po miażdżącej krytyce, chcąc nie chcąc musiałem się trochę bardziej wgryźć w temat jabłkowy (na marginesie: wymawiamy prawidłowo japkowy, a nie jabkowy albo jabłukowy; no chyba że jesteśmy aktorem teatralnym).

Składowanie jabłek nieuszkodzonych, czyli zrywanych, a nie otrząsanych i zbieranych, z terminem odbioru w listopadzie i grudniu, byłoby podobnie opłacalne jak sprzedanie ich po średniej cenie 10 groszy we wrześniu i październiku.

Jedna osoba może zebrać w ciągu dnia 2000 kg, a zerwać już tylko 800 kg do 1000. Koszt zebrania to 6 groszy + 2 grosze obsługa = 8 gr. O koszcie pielęgnacji tu nie mówmy, taki rok. Na zero sadownik mógł wyjść jedynie pod warunkiem pracy własnej niezbyt wysoko wycenianej. W przypadku zrywania, składowania, utraty wagi przez wysychające jabłko, możemy policzyć: 12 groszy + 6 gr + 4 gr = 22 grosze. I skalkulować mglistą obietnicę.

Zbiór jabłek mamy już za sobą. Zajmijmy się zatem przez chwilę spółką Eskimos. Otóż, jak sprawdziłem, firma Eskimos jest producentem mrożonek z warzyw i owoców miękkich… i w ogóle nie zajmuje się przetwórstwem jabłek. Położona przy litewskiej granicy, prawie 50 kilometrów od Białegostoku, od producentów jabłek w Grójcu, Sandomierzu i na Lubelszczyźnie oddalona jest o 350 do 450 km.

Jesteście w stanie to zrozumieć? Chyba tylko ten, kto czytał Karierę Nikodema Dyzmy, potrafi wyciągnąć trafne wnioski. A minister Ardanowski? Minister Ardanowski, jak podał w dniu 22.01.2019 portal branżowy www.sadyogrody.pl, już zdążył się od rzekomego skupu interwencyjnego odinstalować. Obszernie cytuję:

Jak informuje Dariusz Mamiński z biura prasowego MRiRW, ze względu na trudną sytuację producentów jabłek wynikającą z bardzo niskich cen oferowanych na rynku tych owoców przez przemysł przetwórczy (tj. głównie producentów koncentratu soku jabłkowego i samego soku jabłkowego) Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi zwrócił się z apelem do przedsiębiorców przetwarzających jabłka o przeprowadzenie skupu po godziwych cenach, argumentując, że obecny poziom cen często nie gwarantuje zwrotu poniesionych kosztów produkcji, a w rezultacie zagraża płynności finansowej wielu gospodarstw sadowniczych. Apel ten spotkał się z pozytywnym odzewem ze strony przedsiębiorców wdrażających w życiu gospodarczym zasady społecznej odpowiedzialności biznesu, deklarujących przeprowadzenie skupu jabłek po 0,25 zł za kg, w ilości co najmniej 500 tys. ton.

– Choć przedsiębiorcy, o których mowa, nawiązując do prowadzonej przez nich kampanii skupu surowca używają sformułowania „skup interwencyjny”, co u niektórych może budzić skojarzenie z bezpośrednim zaangażowaniem państwa w taką działalność, to należy podkreślić, że decyzja o jej przeprowadzeniu należała wyłącznie do tych przedsiębiorców, a tym samym nie ma charakteru mechanizmu administrowanego ani finansowanego przez rząd – podkreślił.

Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie monitoruje wolumenu ani cen jabłek nabywanych przez poszczególne przedsiębiorstwa prowadzące działalność polegającą na skupie i przetwórstwie jabłek. Prowadzony jest natomiast bieżący monitoring cen jabłek przemysłowych, oferowanych na rynkach reprezentatywnych. (…) Do momentu publikacji artykułu spółka Eskimos nie udzieliła informacji na temat przebiegu inwencyjnego skupu jabłek przemysłowych.

Na koniec, zważywszy ogromną różnicę wieku (55 do 86) i pozycji społecznej mnie, biednego kmiotka, i Pana Profesora, mogę zaproponować salomonowe wręcz rozwiązanie: niech Pan napisze coś z chemii. Ponieważ kompletnie się nie znam na chemii (z wyłączeniem oprysków), nie skomentuję Pana tekstu ani jednym słowem.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Najlepszy minister rolnictwa niczego nie pamięta” znajduje się na s. 20 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Najlepszy minister rolnictwa niczego nie pamięta” na s. 20 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego