Filip Frąckowiak: Schetyna krytykuje PiS za działania, które w Radzie Warszawy są dla PO normą

Wicedyrektor TVP Polonia i przedstawiciel PiS ocenia przemówienie sejmowe Grzegorza Schetyny i I rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego. Mówi też o pogrzebie bohaterów powstania styczniowego w Wilnie

 

Warszawski radny Prawa i Sprawiedliwości Filip Frąckowiak komentuje sejmowe przemówienie przewodniczącego Platformy Obywatelskiej:

[…] z zażenowaniem, jak zawsze,  słucham  przewodniczącego Grzegorza Schetyny.

Samorządowiec twierdzi, że przewodniczący PO krytykuje PiS za praktyki, których sama Platforma dopuszcza się w Radzie Warszawy. Przypomina, że przedstawicielom  PiS w Radzie  często odbierany jest głos. Ubolewa nad brakiem nawet próby okazania zaufania rządowi ze strony Koalicji Obywatelskiej:

Nic z tego, co mówił, nie jest próbą wspólnego działania.

Radny nie zgadza się z krytyką ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Zwraca uwagę na niespotykaną wcześniej skalę zakupów w MON.  Radny w mocnych słowach podsumowuje przemówienie przewodniczącego PO:

To nie jest poziom dyskusji, jakiej oczekiwałbym w parlamencie.

Filip Frąckowiak mówi o mającym się odbyć w Wilnie pogrzebie dwóch emisariuszy powstania styczniowego, w którym będą uczestniczyć przedstawiciele Polski,  Litwy, Białorusi i Ukrainy. Podkreśla fakt, że pochówek bohaterów narodowego powstania może stać się szansą na powrót do ponadnarodowej dyskusji o I Rzeczpospolitej. „To nawiązanie do Trójmorza” – zwraca uwagę radny. Uroczystości będą transmitowane w TVP Polonia i TVP Info od 11.30. W składzie polskiej delegacji będzie prezydent Andrzej Duda, minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński i marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

Gość Poranka WNET podsumowuje pierwszy rok prezydentury Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. Krytykuje plany ograniczenia dostępu samochodów do śródmieścia. Wspomina też niedawno usuniętą awarię oczyszczalni „Czajka” : „To ewidentna wina prezydenta Trzaskowskiego” – zauważa. Negatywnie ocenia pomysł poprowadzenia linii tramwajowej przez Pole Mokotowskie. Filip Frąckowiak ubolewa też nad brakiem reakcji mieszkańców Warszawy na złą politykę prezydenta Warszawy.

„To ewidentnie zła prezydentura” – podsumowuje samorządowiec.

A.W.K

 

Dr Jacek Bartosiak: Słabością Chin jest to, że są atrakcyjni tylko dla siebie. Dla nas to Marsjanie

Ekspert ds. geopolityki i geostrategii rozmawia z Wojciechem Piotrem Kwiatkiem o wpływie kultury na politykę międzynarodową.

Dr Jacek Bartosiak w audycji   „Smaki i niesmaki” mówi o wpływie kultury na pozycję międzynarodową państwa. Zwraca uwagę, że polska kultura stanowiła w przeszłości soft power naszego kraju. W swoich rozważaniach dr Bartosiak cofa się aż do XVI w. Wskazuje na świadectwa pisarzy politycznych tamtego okresu, z których wynikało,  że powszechne wśród szlachty było przekonanie o sile Rzeczpospolitej, nie odczuwano potrzeby oglądania się na obce wzorce. Gość Wojciecha Piotra Kwiatka snuje rozważania dotyczące powiązania między soft power i hard power. Szuka odpowiedzi na pytanie, czy sam potencjał geostrategiczny i ekonomiczny jest wystarczającym elementem budowy znaczącego na arenie międzynarodowej państwa.

Życie byłoby nudne, gdyby to wszystko polegało na hard power

Jacek Bartosiak wysuwa tezę, że dążące do światowej hegemonii Chiny znacząco ustępują Stanom Zjednoczonym pod względem „miękkiej siły”.

Dr Bartosiak mówi o swojej fascynacji polskim kinem lat 60. Zwraca uwagę na brak poważnej powieści o Polsce lat 1989-2019.  Mówi też jednak o bogactwie obecnej polskiej kultury; stwierdza, że istnieje interesująca oferta teatrów oraz że ukazuje się dużo interesujących książek. Jacek Bartosiak mówi o globalizacji i spauperyzowaniu   klasy średniej na Zachodzie i wpływie tych procesów na kulturę. Gość Wojcecha Piotra Kwiatka konkluduje, że harmonijnemu rozwojowi kultury sprzyjają spokojne, wolne od konfliktów międzynarodowych czasy.

 

A.W.K

Bobołowicz: Dla Rosjan przedwojenne sowieckie bunkry mają nadal wartość militarną

Jak wyglądały polskie i sowieckie umocnienia po obu stronach przedwojennej granicy? Czym się wyróżnia bunkier w Korosteniu? Paweł Bobołowicz kontynuuje ukraiński zwiad WNET.

Paweł Bobołowicz jest w Korosteniu, gdzie w latach 1931-38 zbudowany został bunkier stanowiący część sowieckich umocnień na granicy z II RP.

Żołnierze walecznie bronili tych bunkrów.

Korespondent wspomina swoją niedawną wizytę po polskiej stronie przedwojennej granicy, gdzie mógł się przyjrzeć umocnieniom polskim w miejscowościach Tynne i Sarny. Opowiada o bohaterskiej walce oddziałów KOP dowodzonych przez ppor. Jana Bołbotta, które stawiały czoło sowieckiej agresji we wrześniu 1939 r., choć były nieliczne i pozbawione części uzbrojenia.

Sowieci mieli obsesję związaną z atakiem polskiej kawalerii.

Sergiej Heramijowicz oprowadzał dziennikarza po teraz muzealnym, a niegdyś wojskowym obiekcie. Wejścia do bunkru strzegły drzwi, które miały chronić przed szturmem lub atakami gazowymi. Dla ochrony przed gazem stworzono specjalny korytarz, gdzie żołnierze nim trafieni mogli się zdezynfekować. Przewodnik zwrócił uwagę na rozwinięty system kanalizacyjny bunkru. Obiekt zachował się w dobrym stanie, gdyż kiedy Niemcy zajęli te ziemie, to zamurowali drzwi do niego.

Nie daj, żeby znowu pojawili się na tych terenach, bo każdy obiekt muzealny ma dla nich nadal wartość militarną.

Do niedawna bunkier był jedną z dwóch wyjątkowych atrakcji muzealnych na Ukrainie, będących dawniej tajnymi obiektami wojskowymi. Obecnie jest jedynym, gdyż stocznia remontowa dla atomowych okrętów podwodnych w Bałakławie na Krymie, po przyłączeniu Półwyspu do Federacji Rosyjskiej, na powrót stała się obiektem tajnym. Jak komentuje Bobołowicz, fakt, że obecnie Rosjanie nie chcą wydać Ukraińcom planów bunkra w Korosteniu, świadczy o tym, że również ten obiekt traktują jako tajny.

Korosteń jest znany z funkcjonującej tutaj przez lata fabryki porcelany.

Odpowiadając na pytanie o różnice między polską a sowiecką stroną przedwojennej granicy, korespondent stwierdza, że przez lata się one w znacznej mierze zatarły. Jeśli jednak pogrzebać trochę głębiej można znaleźć tu dziedzictwo I Rzeczypospolitej, czego przykładem jest znana w czasach sowieckich fabryka porcelany w Korosteniu, która założona została jeszcze przed rozbiorami.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Ryszard Czarnecki, prof. Waldemar Paruch, Jarosław Stawiarski – Poranek WNET – 1 lipca 2019 r.

Poranka WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 7:07 – 9:07 na: www.wnet.fm, 87.8 FM w Warszawie i 95.2 FM w Krakowie. Zaprasza Krzysztof Skowroński.

Goście Poranka WNET:

Ryszard Czarnecki – europoseł, PiS,

prof. Waldemar Paruch – szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych,

prof. Andrzej Gil – historyk,

Krzysztofik Marcin – dyrektor lubelskiego oddziału IPN,

Jarosław Stawiarski – marszałek województwa Lubelskiego,

Mirosław Hagemajer – Miejski Plan Adaptacji do zmian klimatu w Lublinie,

Mikołaj Górecki – Missa Na Baryton Solo, Chór Mieszany I Orkiestrę

Hanna Shen – korespondentka polskich mediów mieszkająca na Tajwanie,

Wojciech Pokora –  dziennikarz, szef portalu internetowego Radia Lublin,

Andrius Tučkus – przewodniczący Rady Ruchu Sąjūdis.


Prowadzący: Krzysztof Skowroński

Wydawca: Jaśmina Nowak

Realizator: Paweł Chodyna


 

Część pierwsza:

Ryszard Czarnecki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Ryszard Czarnecki opowiada z Brukseli o przebiegu niekończącego się szczytu Rady Europejskiej. Europosłowie nie mogą dość do porozumienia odnośnie obsady najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej. Polskim europarlamentarzystom udało się zablokować kandydaturę Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej: „Tak naprawdę ten szczyt był kolejną odsłoną starcia między starą unią, dawną EWG, a nową unią, ponieważ kandydatura Timmermansa została uzgodniona przez kraje EWG: Niemcy, Francję, Holandię, Włochy i miała ona być narzucona krajom nowej unii.”

 

Krzysztof Skowroński i prof. Waldemar Paruch

Prof. Waldemar Paruch komentuje przebieg trwającego szczytu Rady Europejskiej. Ocenia możliwość udziału firmy Huawei w budowie sieci 5G w Polsce stwierdzając, iż jest niewielka szansa aby to właśnie ta Chińczycy realizowali tę inwestycję. Zdradza również, iż za ok 6 tygodni powinniśmy poznać ofertę Prawa i Sprawiedliwości na najbliższe wybory parlamentarne.

 

 

Część druga:

J. Matejko, Unia lubelska | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Andrzej Gil zabiera nas w historyczną podróż po najstarszych częściach Lublina. Choć działania wojenne mocno nie zniszczyły tego miasta, to jednak jak stwierdził prof. Gil – czas zrobił swoje. Gość „Poranka WNET” mówi także o 450 rocznicy Unii Lubelskiej oraz o obrazie Jana Matejki znajdującym się w Muzeum Lubelskim. Jak dodał gość „Poranka WNET”, samo podpisanie porozumienia pomiędzy stanami Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego Unii Lubelskiej było jednym z najważniejszych aktów I Rzeczypospolitej.

Mikołaj Górecki / fot. Jaśmina Nowak

Mikołaj Górecki opowiada o swoim uczestnictwie w obchodach 450 rocznicy Unii Lubelskiej.  Kompozytor zdradza kulisy organizacji koncert dla otwartej publiczności: „chór i orkiestra miały dość skomplikowane zadanie, ponieważ byli to ludzie nie tylko z różnych miast, a nawet różnych krajów, którzy spotkali właściwie po raz pierwszy w piątek i całość została zmontowana dość w krótkim czasie.”

 

Przegląd prasy o godzinie 8:00 autorstwa Aleksandra Wierzejskiego.

 

Część trzecia:

Jarosław Stawiarski / Fot. Jaśmina Nowak

Jarosław Stawiarski skomentował obchody 450 lecia Unii Lubelskiej w Lublinie z których jest mocno zadowolony. Powrócił także do historii tamtych wydarzeń, określając Polskę tamtego okresu mianem tygla narodowościowego w ramach którego państwo pięknie się rozwijało: Były to czasy, kiedy byliśmy prawdziwą potęgą Europejską, kiedy Rzeczpospolita zajmowała powierzchnię miliona kilometrów kwadratowych. Lublin był wtedy jednym z centralnych miast pierwszej Rzeczpospolitej.

Marszałek województwa Lubelskiego odniósł się także do planów Platformy Obywatelskiej, która zapowiada decentralizację i przekazanie większej ilości władzy w ręce władzom samorządowym, w tym marszałkom:  „Ja nie widzę w samorządzie Wojewódzkim jakiś koniecznych zmian, które mogłyby przyczynić się do lepszego zarządzania samorządem wojewódzkim, bo tak naprawdę to było wypracowane od 20 lat. Pamiętam, że reforma samorządowa, zarówno powiatowa i wojewódzka, weszły w życie równe 20 lat lat temu. Pewne korekty na pewno można byłoby zrobić, ale ja tu nie widzę czegoś, co by powodowało, że samorządy nie mogą być suwerenami na swoich terenach, że nie mogą same decydować o tym, jakie są potrzeby mieszkańców. Dlatego uważam, że ten płacz i lament jest jedynie na użytek wyborów.”

 

Hanna Shen komentuje drugie historyczne spotkanie pomiędzy prezydentem Donaldem Trumpem a przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem do którego doszło na ziemiach Korei

Hanna Shen / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Północnej. Rozmowy dotyczyły sankcji, którymi objęta została Korea Północna. Jak wynika z pierwszych informacji, Donald Trump może być gotowy na złagodzenie owych sankcji. Choć na razie nie doszło do podpisania żadnego porozumienia, to wydaje się, że: „Trump zmienia powoli swoje zdanie i nastawienie do Kim Dzong Una”. Jak podkreślił amerykański prezydent, został zapewniony przez Kima iż ten nie będzie przeprowadzał testów broni jądrowej ani rakiet.

 

Część czwarta:

Fot. Szater, Wikimedia Commons

Wojciech Pokora przybliża kwestię budowy nowego osiedla w Lublinie, w ramach budowy którego deweloper zobowiązał się do stworzenia parku naturalistycznego za kwotę 10 milionów złotych. Całość sfinansować ma owy deweloper, który obiecał przekazać miastu gotowy park za symboliczną złotówkę.

 

 

 

 

Andrius Tuckus mówi o stosunkach, w tym konfliktach polsko-litewskich na przestrzeni lat oraz działaniach Rosji, które prawie zawsze

Andrius Tučkus / Fot. Jaśmina Nowak, Radio WNET

polegały na pogorszeniu owych stosunków. Gość „Poranka WNET” mówił także o wyborach na Litwie, w ramach których wybrany został nowy prezydent Gitanas Nauseda. Pierwszą wizytę zagraniczną nowo wybrany prezydent Republiki Litewskiej Gitanas Nausėda ma zamiar złożyć w Warszawie.

 

Przegląd prasy o godzinie 9:00 autorstwa Aleksandra Wierzejskiego.

 

Część piąta:

Obraz Matki Bożej Płaczącej (kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej) / Fot. Scotch Mist / Creative Commons 4.0

Marcin Krzysztofik przytacza historię cudu lubelskiego. Było to wielkie wydarzenie społeczne i religijne. Wszystko wydarzyło się na początku lipca 1949 roku, czyli równo 70 lat temu. W dniu 3 lipca 1949 roku na obrazie Matki Bożej dostrzeżono ślad łzy: „Pierwsza dostrzegła to siostra Barbara Sadkowska, poinformowała ona jednego z księży. Opowieść o tym rozległa się po całym Lublinie i wkrótce do katedry przypomnę zaczęły docierać ogromne rzesze mieszkańców Lublina, a w kolejnych dniach mieszkańców Lubelszczyzny jak i również całego kraju.”

 

 

 

 

 

Ryszard Czarnecki ponownie połączył się z Krzysztofem Skowrońskim aby streścić przebieg wznowionego szczytu Rady Europejskiej, gdzie jak twierdzi, dochodzi

Ryszard Czarnecki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

do próby przekonania jednego z państw V4 do głosowania na do tej pory odrzucaną kandydaturę Fransa Timmermansa. Doszło do prób przekonania delegatów ze Słowacji, w tym premiera Petera Pellegriniego, które jednak skończyły się porażką.

 

 

 

 

Ewa Łoś / Fot. Jaśmina Nowak

Dzięki Ewie Łoś poznajemy dzieje i życie Józefa Łobodowskiego, będącego: „pisarzem o niezwykłej skali talentu, bogactwa i różnorodności zainteresowań, ale też dokonań. Wypowiadał się on bez żadnego najmniejszego problemu w kilku językach, poruszał się pomiędzy wieloma kulturami. Od dzieciństwa pomiędzy Polską, Ukraińską, Rosyjską, a potem przez kilkadziesiąt lat w kulturze hiszpańskiej i w każdym tym miejscu umiał się znaleźć, poznawał język,  kulturę, poruszał się bardzo dobrze w tej przestrzeni międzykulturowej.”

Jak dodaje gość „Poranka WNET”, Łobodowski był także znakomitym poetą, który wydał 17 tomików poezji, 7 tomów prozy a także dwie dwa cykle prozy nazywane trylogią ukraińską.

 

Mirosław Hagemajer mówi o Miejski Plan Adaptacji do zmian klimatu w Lublinie w tym o sposobach przeciwdziałania zmianom

Mirosław Hagemajer / Fot. Jaśmina Nowak

klimatu: „Mamy dwa rodzaje działań. Jednym z nich są adaptacje. Jeżeli nie możemy sobie z tym poradzić, drugim rozwiązaniem jest mitygacja, czyli ograniczanie naszego negatywnego wpływu na środowisko. Staramy się dostosowywać miejskie plany adaptacji do zmian klimatu, gdyż jest to część działań związanych z poprawianiem warunków życia w mieście.”  Inicjatorem tworzenia miejskich planów adaptacji do zmian klimatu jest Ministerstwo Ochrony Środowiska, które uruchomiło program aż w 44 największych miastach.

 


Posłuchaj całego „Poranka WNET”!


 

Najcenniejsza polska marka: WOLNOŚĆ. To dzięki niej I Rzeczpospolita była atrakcyjna dla i Polaków, i dla cudzoziemców

Wolność i przedsiębiorczość wg biurokratów: w Poranku Wnet nowa minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz ogłosiła, że jest zgoda polityczna na szybkie wprowadzenie małego ZUS dla przedsiębiorców.

Dla nas, Polaków, sprawa jest oczywista… bo wysysamy ją z mlekiem matki. Ale pewien odsetek naszych rodaków jej nie ma, bo wychowany został na sztucznym pokarmie, zaaplikowanym Polakom przez zaborców i bolszewików. Zaborcy i bolszewicy przez wszystkie lata swoich wpływów zdołali przekonać polskie elity (= ludzi krążących po wyznaczonych przez nich elipsach władzy), że właśnie wolność jest największą naszą skazą narodową. To właśnie wolność utożsamiana wprost z anarchią miała być przyczyną naszego upadku i pretekstem do tego, żeby nas trzymać w ryzach posłuszeństwa. I w żadnym wypadku nie wypuszczać. I tak trwa ten mit w polskich elitach do dziś.

A wszystko zaczęło się w Oświeceniu. W epoce rozkwitu inżynierii społecznej i odejściu od bogobojności. Co bardziej wykształceni ludzie epoki nie tylko przestali bać się Boga, ale podważyli też mądrość Jego Stworzenia. Oto oni mieli wykreować nowego człowieka, człowieka racjonalnego, wolnego od przesądów. A religia miała odtąd stać się jedynie użytecznym narzędziem do zachowania porządku społecznego. Oczywiście ich logicznego porządku, z ich religią i z nimi w roli nowych kapłanów ludzkości. Ludzie zamiast równymi, według Bożego Planu Stworzenia, mieli być użytecznymi trybikami w ich genialnej maszynerii społecznej. Pozbawieni zbędnej wolności do błądzenia, mieli cieszyć się odtąd oświeconą pełną michą.

Tak jak obecnie, również wtedy w XVIII wieku, Polska Wolnych Obywateli była kłodą na drodze do Nowego Wspaniałego Świata. Jeden z owych mędrków, Wolter, przyznawał prywatnie, że nie lubi Polaków wprost proporcjonalnie do umiłowania ciepłych syberyjskich futer, przysyłanych mu w prezencie przez carycę Katarzynę II. Bo równie jak Polaków, filozof nienawidził zimna.

Choć zimy na Zachodzie zelżały zdecydowanie od czasów Woltera i Rosjanie nie przekupują uczonych w piśmie ciepłymi futrami, to jednak parę atutów im pozostało. Ropa, gaz, koncesje na wyłączność w swoim bezkresnym państwie niewolników. Widzimy, że i obecnie media znajdujące się w bezpośredniej lub pośredniej zależności od zachodnich rządów, nie pozostawiają na Polsce i Polakach suchej nitki. A chwalić nas jako pilnego ucznia mogły tylko wtedy, gdy grzecznie pozwalaliśmy się wykorzystywać finansowo. O tak, wtedy byliśmy prymusem przemian.

Jednak w odróżnieniu od oświeceniowych filozofów, zwykli mieszkańcy ówczesnego Zachodu darzyli Polskę i Polaków niekłamaną sympatią. Za umiłowanie wolności i za przygodę prawdziwej wolności, którą dane im było przeżyć właśnie w Polsce – zaraz po ucieczce przed prześladowaniami w ich dotychczasowych ojczyznach. To właśnie Polska stawała się ich Ziemią Obiecaną. Taką ówczesną Ameryką.

Dlaczego dzisiejsza Polska nie ma tej dawnej atrakcyjności nie tylko dla Szkotów czy Holendrów, ale nawet dla urodzonych Polaków? Przyczyna jest jedna: polskie indywidualne umiłowanie wolności w najmniejszej mierze nie przekłada się na kształt polskiego państwa. Na jego zorganizowanie i zarządzanie. Dzisiejsza Polska jedynie nieudolnie próbuje kopiować rozwiązania niemieckie i francuskie, kompletnie niezgodne z polską tradycją i polskim charakterem narodowym.

Poddani kampaniom medialnym oczerniającym Polskę i Polaków, powinniśmy oczywiście protestować i prostować wszelkie rozgłaszane przez nie kłamstwa. Ale dużo większy nacisk powinniśmy położyć na Internet jako niezależne źródło przekazu lub stworzyć własną globalną telewizję promocyjną, może się nazywać: Freedom in Poland. I propagować naszą markę Wolność w każdym jej przejawie aktywności: osobistym, politycznym, gospodarczym, społecznym i religijnym.

Jest tylko jedno ale, zanim promocję najcenniejszej polskiej marki rozpoczniemy. Wcześniej musimy w sposób radykalny, ale zgodny z tradycją I Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, zmienić nasze państwo. Odesłać na bruk biurokrację i zorganizować państwo nie w oparciu o struktury centralne, ale przeciwnie – oprzeć budowę Polski na obywatelach i ich współdziałaniu od dołu do góry. Poczynając od zarządzania przedsiębiorstwem i gminą.

Na koniec podam jeden przykład aktualnej rządowej głupoty w nawiązaniu do powyższych ogólników. Dowodzi on jednego. Tego, jak urzędnicy wyobrażają sobie wolność i rozwój przedsiębiorczości. Każda inna wolność z niej się przecież wywodzi.

Jak dowiedziałem się z poranka Radia Wnet, nowa minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz ogłosiła, że: jest zgoda polityczna na szybkie wprowadzenie małego ZUS dla przedsiębiorców.

Jeśli chodzi o małą działalność gospodarczą, to mamy projekt poselski, który został złożony w Sejmie, pod którym jako pierwszy podpisał się pan premier Jarosław Kaczyński. W ministerstwie przyjrzeliśmy się temu projektowi, rozmawialiśmy również z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, bo – jak się państwo domyślają – na tym styku dyskusja musi być bardzo płynna, skoro to ZUS będzie realnie wdrażał projekt małej działalności gospodarczej. W tej chwili dopracowaliśmy go i jest zgoda polityczna na to, aby trafił jak najszybciej pod obrady rządu. Mam nadzieję, że to będzie jeden z pierwszych projektów, który zostanie zrealizowany jako ukłon w stronę małych przedsiębiorców.

Prawie rok temu Mateusz Morawiecki, wtedy jeszcze minister, zapowiedział uchwalenie Konstytucji dla Biznesu. Minął rok, urzędnicy zdążyli się przyjrzeć i zamierzają przyjąć mały projekcik, który zamiast ograniczyć, poszerzy biurokrację o kolejne etaty potrzebne do nadzorowania tej namiastki wolności. O ile ZUS się zgodzi!

Jak ten substytut wolności niszczy ją zamiast poszerzać i jak zamiast budować siłę i atrakcyjność Polski osłabia i dewastuje naszą Ojczyznę, opiszę następnym razem. I wreszcie podam przepis na atrakcyjną polskość. A jest o czym pisać!

Jan Kowalski

Niemieckie pieniądze pomagają zwyciężyć bolszewikom. Co możemy zrobić? / Jan Kowalski / Felieton co sobota

W poprzednim tekście opisałem płaszczyznę ideologiczną sporu między Polską a Komisją Europejską. I obiecałem, że kolejny tekst będzie o jego płaszczyźnie materialnej. Porozmawiajmy więc o pieniądzach.

10 ton złota, w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze około 500 milionów dolarów amerykańskich – tyle wydały Niemcy w roku 1917 na Lenina, na zwycięstwo bolszewików w Rosji. No i jeszcze darmowy transport niemieckim pociągiem 32 osób ze Szwajcarii; w tym Lenina z Krupską i kochanką Inessą Armand. Opłacało się?

Odpowiedź niemiecka w roku 1917 i następnym była zdecydowanie pozytywna. Oczywiście, że się opłacało. Lenin wraz ze swoimi bolszewikami jako jedyny w ówczesnej Rosji opowiadał się za zakończeniem wojny, a w zasadzie za klęską Rosji w tej wojnie. Bo według niego tylko klęska wojenna mogła pomóc w zwycięstwie komunistycznej rewolucji w Rosji, a potem na całym świecie… od Niemiec zaczynając.

Ten chwilowy, finansowy sojusz, który pozwolił bolszewikom zwyciężyć w Rosji, Niemcom umożliwił zamknięcie frontu wschodniego i przerzucenie wszystkich sił wojskowych na front zachodni. Na szczęście nie udało się Niemcom zwyciężyć.[related id=47845]

Ale wbrew temu, co się potocznie sądzi, wcale nie chodziło o to, że Niemcy zawsze się z Ruskimi dogadają. Podobny tajny plan wewnętrznego rozkładu obejmował poza Rosją również takie państwa jak Francja, Anglia i Włochy. I zakładał posłużenie się siłami skrajnej lewicy i pacyfistami. Przegrana Niemiec w I wojnie światowej, podobnie jak wojna domowa w Rosji wywołana przez bolszewików, umożliwiła odrodzenie się państwa polskiego w roku 1918.

W tym roku mija setna rocznica tamtych wydarzeń. Po drodze Niemcy dla powiększenia swojej przestrzeni życiowej wywołały kolejną wojnę i znowu przegrały. Rosjanom udało się podbić pół Europy i też przegrali. Nam znowu udało się odzyskać niepodległość. Tu jednak zatrzymajmy się na chwilę i wreszcie zadajmy to pytanie: na jak długo? I drugie: co możemy zrobić, co musimy zrobić, żeby utrzymać niepodległość na zawsze?

Bo to, co widzimy, wcale nie napawa entuzjazmem. Z jednej strony niemiecka Europa, wzmocniona ideologicznie po wyjściu Wielkiej Brytanii, ze swoją szalejącą Komisją Europejską i szantażem islamskiej migracji. Z drugiej – pozornie odrodzona moralnie Rosja, zamierzająca odbudować swoje imperium. Co zatem możemy zrobić?

Po pierwsze, chociaż nie zamierzam wyręczać tu polskiego kontrwywiadu ani pracy przyszłych historyków, należy założyć, że stary schemat finansowania grup politycznych i ruchów społecznych osłabiających wewnętrznie dane państwo nie został zapomniany. A ponieważ leżymy tu, gdzie leżymy, najbardziej niebezpieczne dla Polski tego typu finansowanie zagraża nam ze strony Niemiec/Europy i Rosji. I takie finansowanie może mieć wszelkie pozory legalności.

Po drugie, musimy przywrócić Polsce atrakcyjność, jaką miała w czasach swojej świetności. A taką atrakcyjność stanowiła w czasach I Rzeczypospolitej jedna zasada: wolność dla wszystkich obywateli. To dlatego szlachta litewska przeforsowała unię z polską Koroną – bo chciała zyskać wolność osobistą, jaką miała polska szlachta. A wcześniej miała tyle wolności, co rosyjska. To dlatego etniczni Niemcy polonizowali się już w drugim pokoleniu, a w trzecim walczyli w powstaniu wielkopolskim… po polskiej stronie. Polski bohater II wojny światowej, generał Kleberg, był przecież etnicznym Niemcem. I tak dalej i tak dalej; długo by wymieniać.

Wolność osobista, jaką gwarantowała I Rzeczpospolita, była rzeczą niebywałą w ówczesnej Europie (i świecie). Wolny Polak nie był poddanym króla, jego niewolnikiem, ale jego partnerem we wspólnym dziele, jakie stanowiła pomyślność Rzeczy Pospolitej – wspólnego dobra wszystkich obywateli. I to partnerstwo jako podstawę ładu prawnego i społecznego należy w naszej ojczyźnie przywrócić. Przywrócić natychmiast.

Tylko takie działanie może zniwelować infiltrację wszelkiej zagranicznej agentury wpływu (oczywiście udowodnionych agentów należy zamykać lub deportować, a ich biznesy likwidować). Następnym razem opiszę jak w dzisiejszej Polsce takie partnerstwo powinno wyglądać i jak taką atrakcyjną polskość sprzedać na rynkach zagranicznych, głównie niemieckim i rosyjskim. Przecież na wypadek III wojny ktoś musi nas bronić.

Na koniec, na pocieszenie wszystkich, których nikt przekupywać nie próbuje, zatem również siebie samego, przypomnę pewną historyjkę. Działo się to w wieku szesnastym. Poseł francuski tak żali się w liście do swojego króla: Polacy biorą pieniądze od wszystkich, a robią, jak chcą.

Miejmy nadzieję, że i takie czasy powrócą.

Jan Kowalski

Najdłużej w dziejach Europy funkcjonująca Unia. Zdzisław Janeczek o I Rzeczpospolitej / „Śląski Kurier WNET” 41/2017

Ta unia, mimo ułomności, funkcjonowała najdłużej w dziejach Europy, przybierając postać republikańską z obieralnym królem, a w czasach świetności nosiła miano Najjaśniejszej, jak Republika Wenecka.

Zdzisław Janeczek

Drogi do niepodległości
Od świetności do upadku

I Rzeczpospolitą stworzyli przedstawiciele elit trzech nacji, m.in. litewscy Kiszkowie, Gasztołdowie i Radziwiłłowie, Rusini: Sanguszkowie, Sapiehowie, Tyszkiewicze, Czartoryscy, Ostrogscy, Wiśniowieccy, Daniłłowiczowie; nację polską reprezentowali Potoccy, Zamoyscy, Lubomirscy, Tarnowscy i Lanckorońscy. Za nimi szła masa szlachecka trzech prowincji: Wielkiego Księstwa Litewskiego, Wielkopolski i Małopolski złożonej z ziem polskich i ziem ruskich aż po Kijów i Zadnieprze. Wszyscy oni korzystali z tych samych praw i paktowali na sejmach i sejmikach jak równi z równymi.

Książę Konstanty Iwanowicz Ostrogski, anonimowy portret z XVII wieku, Wikipedia

Oprócz Warszawy i Krakowa stołeczny charakter zachowały: Wilno jako stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego (obejmującego także dzisiejszą Białoruś), Grodno, w którym obradował co trzeci sejm, Mińsk, gdzie na przemian z Nowogródkiem odbywała się wiosenna sesja Trybunału Głównego Wielkiego Księstwa Litewskiego (jesienna zawsze w Wilnie) oraz Kijów, podobnie jak Kraków, miasto królewskie Rzeczypospolitej, ważny ośrodek życia religijnego (prawosławia), kulturalnego (Akademia Mohylańska) i politycznego. Później doszedł jeszcze Poczajów, który zasłynął jako ośrodek pielgrzymkowy prawosławnych i grekokatolików. W mieście tym starosta kaniowski Mikołaj Potocki, katolik, ufundował jeden z najważniejszych klasztorów i ośrodków kultowych na Ukrainie, nazywany Ruską Częstochową.

Hetman Stanisław Żółkiewski, XVII-wieczny portret nieznanego artysty; Wikipedia

Mieszkańcy tych ziem solidarnie i z poświęceniem odpierali najazdy Moskwy, Tatarów i Turków. Hetman Stanisław Żołkiewski był pierwszym Europejczykiem, który zdobył Moskwę, i jedynym, który okupywał stolicę carów. W 1620 r. poległ pod Cecorą, a jego głowę osadzoną na pice posłano sułtanowi. Wraz z wodzem zginęło wielu jego żołnierzy. Równie dotkliwa była porażka księcia Konstantego Iwanowicza Ostrogskiego pod Sokalem (1519 r.). Pamięć pobitych rycerzy polskich i litewskich oraz wołyńskiej służby ziemskiej została utrwalona w literackim świadectwie, jakim był wiersz Jana Kochanowskiego Na sokalskie mogiły, który opiewał ofiarę tych, którzy osłaniali ukrainne miasta i wsie: Tuśmy się mężnie prze ojczyznę bili / I na ostatek gardła położyli. / Nie masz przecz gościu / złez nad nami tracić. / Taką śmierć mógłbyś sam drogo zapłacić.

Symbolem zbratania obu nacji stał się na Ukrainie starosta chmielnicki Przecław Lanckoroński (ok. 1489–1531) herbu Zadora, zwany przez Rusinów Lachem Serdecznym, oraz hetman kozaków zaporoskich Eustachy Daszkiewicz (ok. 1455–1535), starosta czerkieski, i Dymitr Iwanowicz Wiśniowiecki-Bajda (ok. 1535–1563), starosta winnicki, ataman kozacki i kniaź w jednej osobie. Podobnie rzecz miała się z hetmanem kozackim Petro Konaszewiczem-Sahajdacznym (1570–1622), obrońcą prawosławia i wiernym towarzyszem broni hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza (1560–1621), zaprzyjaźnionym także z królewiczem Władysławem IV Wazą. O nich to śpiewano w Koronie dumy rycerskie, a na Ukrainie dumki kozackie. Wypadałoby również wspomnieć, nazywanego ruskim i litewskim Scipionem, księcia Konstantego Iwanowicza Ostrogskiego (ok. 1460–1530), hetmana wielkiego litewskiego,

Hetman Piotr Konaszewicz Sahajdaczny, portret anonimowego artysty z XIX wieku

protektora prawosławia w Rzeczypospolitej, wydawcę Biblii Ostrogskiej, który w 1514 r. po bitwie z wojskami moskiewskimi pod Orszą, nazywanej drugim Grunwaldem, zaintonował łaciński hymn Te Deum laudamus. W kampanii tej uczestniczył m.in. Jan Amor Tarnowski (1488–1561), przyszły hetman wielki koronny. Przedstawiciele tych trzech nacji: polskiej, litewskiej i ruskiej zlali się w jeden naród szlachecki.

Współczesny im Jan Kochanowski (1530–1584)), książę poetów Słowiańszczyzny, marzył, aby narody Rzeczpospolitej po unii państw i społeczeństw połączyła unia serc: A niechaj już Unii w skrzyniach nie chowamy, / Ale ją w pewny zamek do serca podamy.

Jednak naród szlachecki, strzegąc zazdrośnie swoich przywilejów i złotej wolności, nie dzielił jej z pozostałymi stanami, które nie uczestniczyły w bogatym życiu publicznym Rzeczypospolitej. Miało to znaczący wpływ m.in. na tożsamość chłopów, których mentalność zarówno w Koronie, na Litwie, jak i na Rusi kształtowały dominujące w Europie stosunki feudalne. W XVIII w. chłopi, pozbawieni praw obywatelskich, pozostali obojętni na dramat rozbiorów Rzeczypospolitej i utratę niepodległości. Upadek Rzeczypospolitej zapowiadał ponad wiekową niewolę jej narodów, najbardziej odczuwalną przez elity, które zaborcy skazali na zagładę.

Zarówno władcy prawosławnej Rosji, jak i protestanckich Prus za warunek powodzenia procesów rusyfikacyjnych i germanizacyjnych uważali zagładę narodu szlacheckiego i wytępienie katolicyzmu. Jednym z narzędzi unicestwienia Rzeczypospolitej było skłócenie ze sobą narodów zamieszkujących jej rozległe terytoria od Bałtyku do Morza Czarnego. Wszelkimi sposobami starano się zatrzeć pamięć unii, która, mimo swych ułomności, funkcjonowała najdłużej w dziejach Europy, przybierając postać republikańską z obieralnym królem, a w czasach świetności noszącej miano Najjaśniejszej, podobnie jak Republika Wenecka.

Kwestia chłopska i problem tożsamości

Syn ziemi kijowskiej, ukraiński poeta narodowy Taras Hryhorowicz Szewczenko (1814–1861) przestrzegał przed uleganiem fałszywym sugestiom prowadzącym do przedwczesnej radości z upadku Rzeczypospolitej, gdyż jej „trup” przygniecie także Ukraińców. Z kolei do Polaków, przypominając, jak to razem gromiliśmy Moskwę i Turków, apelował: „Podaj rękę Kozakowi i daj swe serce i odtwórzmy wspólnie ten Raj”.

Odszukanie jednak dróg do niepodległości przez Litwinów, Rusinów i Polaków wymagało czasu i nie było zadaniem łatwym. Jedną z najważniejszych kwestii do rozwiązania była sprawa chłopska. Chłopi byli najliczniejszą grupą społeczną, indyferentną jednak politycznie i obojętną na sprawy publiczne. Przez wieki w ramach systemu feudalnego zajmowali się tylko sianiem i oraniem, a ich świadomość ograniczał horyzont kościoła-cerkwi, dworu i karczmy. Nie mieli żadnego kontaktu z państwem. Nie służyli w wojsku ani nie płacili podatków. Dzierżawiąc ziemię na mocy ustroju feudalnego, nabywali praw do dóbr feudalnych swego pana, który nie mógł ich usunąć z zagrody.

Tadeusz Kościuszko, mal. K. Wojniakowski | domena publiczna, Wikipedia

Przelewanie krwi za ojczyznę było przywilejem szlacheckim i tylko szlachcic płacił podatki, których wysokość uchwalał sejm. Polityka rodzinna rozładowywała nadwyżki demograficzne wśród szlachetnie urodzonych, co zapobiegało dekoncentracji ziemi. Najstarszy syn dziedziczył dobra alodialne, młodsi podejmowali karierę wojskową lub duchowną albo wstępowali do klasztorów, gdzie często lokowano też córki. Szlachcic miał ziemię, jeździł nawet z odległego Zaporoża na sejmiki i sejmy ordynaryjne i extraordynaryjne, wybierał królów i deputatów do Trybunałów Koronnych i Litewskich, korzystał z przywileju nietykalności osobistej i majątkowej oraz prawa do rokoszu, służył tylko w jeździe (autoramentu narodowego), na wyprawy wojenne wyruszał z własnym pocztem i ekwipunkiem. Najzamożniejsi i najlepiej wyszkoleni zaciągali się do husarii. Piechota był to autorament cudzoziemski i służyli w nim nie chłopi, a najemnicy niemieccy i szkoccy. Tak więc tylko szlachcic miał tożsamość i stanowił tzw. naród polityczny, a chłopi polscy, litewscy i ruscy stanowili żywioł, który zaborcy postrzegali jako łatwy łup. W ich mniemaniu można go było przekształcić w lojalnego poddanego, według wzoru, jakim był chłop z guberni tambowskiej lub piasków Brandenburgii. Różnice społeczne i religijne (sprawa dysydentów) posłużyły zaborcom do pogłębienia podziałów wśród mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, a utrzymanie tzw. serwitutów, czyli użytków wspólnych, miało skłócić wieś z dworem. Chłopi w omawianym okresie byli zainteresowani wyłącznie zniesieniem poddaństwa i uwłaszczeniem, a piętnem przeszłości była cechująca ich mentalność niewolnika.

W tej sytuacji kolejne zrywy powstańcze 1794, 1830/1831 i 1863 r. musiały się skończyć klęską i zdziesiątkowaniem dawnych elit Rzeczypospolitej. Od tego momentu Polacy, Ukraińcy i Litwini będą się sposobić do wybicia się na niepodległość, każda nacja na własną rękę. Jednak do realizacji tego celu koniecznością było w latach 1863–1918 zbudowanie tożsamości narodowej i patriotycznej mas chłopskich.

Dawny stan szlachecki w niektórych rejonach Rzeczypospolitej uległ niemal całkowitej biologicznej zagładzie. Było to m.in. zasługą generała Dimitrija Bibikowa (1788–1870), w latach 1837–1852 gubernatora podolskiego i wołyńskiego oraz gubernatora wojennego kijowskiego, zdecydowanego rusyfikatora, współinicjatora i wykonawcy wielkiej akcji weryfikacji szlachectwa, w wyniku której masy szlachty zagrodowej na Ukrainie zostały pozbawione praw stanu i wcielone na 25 lat służby w szeregi armii rosyjskiej na Kaukazie. W ten sposób zniknęła z przestrzeni Ukrainy szlachta zaściankowa, równie liczna jak ta na Litwie, opisana przez Adama Mickiewicza w Panu Tadeuszu.

Osoba gubernatora D. Bibikowa i związane z nim wydarzenia zainspirowały T.H. Szewczenkę do napisania utworu pt. Opętany. Poeta ubolewał, iż uciskany w imieniu cara naród nie tylko nie buntował się przeciw swojemu losowi, ale wręcz starał się prześladowcy przypodobać. Wielu mieszkańców Ukrainy dążyło tylko do tego, by wkupić się w łaski administracji gubernatora D. Bibikowa. Poeta określił swoich rodaków jako ród przeklęty. Chłopi w zaborze rosyjskim po zniesieniu poddaństwa i uwłaszczeniu musieli płacić podatki państwu i obowiązywała ich 25-letnia służba wojskowa. Aby się nie buntowali, urzędnicy carscy indoktrynowali niepiśmiennych poddanych, rozgłaszając, iż gdyby Rzeczypospolita nie upadła, nadal obowiązywałaby pańszczyzna, i radzili mużykom jak najdalej trzymać się od Polski. W okresie powstań zachęcali do napadów na dwory i zaboru mienia szlachty, w szczególności tej katolickiej. W okresie powstania 1863 r. chłopi po raz kolejny okazali swą wrogość wobec Polski i niechęć do idei niepodległości. W drastyczny sposób opisał to Stefan Żeromski (1864–1925) w noweli Rozdziobią nas kruki, wrony.

Rosjanie w walce z powstańcami próbowali wykorzystać doświadczenia rabacji galicyjskiej 1846 r. i przeciwstawić polskich, litewskich oraz ruskich chłopów miejscowej szlachcie. Włożono wiele wysiłku, aby wzmocnić wśród włościan przekonanie, iż powstanie to „pańska wojna”. Mordom i okrucieństwom nadano ideologiczny charakter.

Z narzędzia władzy stał się terroryzm systemem, planowym wprowadzeniem przemocy we wszystkie dziedziny życia warstwy ziemiańskiej, apoteozą mordu jej przedstawicieli. Odwoływano się do najgorszych instynktów i pożądliwości „na wpół dzikich ludzi”. Witebski naczelnik wojenny zachęcał chłopów i wojsko do masowej eksterminacji, mówiąc „Car i Rosja będzie wam dziękować, kiedy mniej będziecie brali w niewolę, a więcej będziecie zabijali”. Kolportowano różnego rodzaju druki, jak np. pismo pt. Tajemna wola cara, które nawoływało do wymordowania wszystkich katolików chłopów i całej szlachty. „Ziemia ich będzie należeć do tych, co wyostrzą noże, kosy i topory”.

Schizmatyccy popi podżegali z ambon do mordów i palenia. Sprawcom rzezi obiecywano wdzięczność cara, bogactwo i awans do rosyjskiego stanu szlacheckiego. Władze rosyjskie wyznaczyły dla chłopów nagrodę w wysokości 10 rubli za żywego schwytanego powstańca oraz 5 rubli za głowę każdego polskiego buntownika.

Jeszcze w ostatnich dekadach XIX w. powstańcy 1863 r. byli w chłopskim przekazie uosobieniem szaleństwa i zbrodni, o Kazimierzu Wielkim (1310–1370) dawni pańszczyźniani wiedzieli tylko tyle, że ożenił się z niechrzczoną Żydówką, w Janie III Sobieskim (1629–1696) widzieli króla szlachty, a o ostatnim władcy Stanisławie Auguście (1732–1798) mówili, że sprzedał Polskę carycy. Kolejne powstania oceniali jako potworną zbrodnię i plagę tego świata. Nawet Tadeusz Kościuszko (1747–1817), zgodnie z propagandą zaborców, został zapamiętany jako zbrodniarz i szalony szlachcic, który przyjechał bryczką do Krakowa i wydał wojnę największym potęgom tego świata.

Mocarzem nad mocarzami jawił się rosyjski car – olbrzym w złotej zbroi, który rozkazywał światu, gdyż jego władza pochodziła od Boga. Do chłopskiej historii przeszedł imperator Mikołaj I (1796–1855), ponieważ w 1848 r. pomógł ich cesarzowi Franciszkowi Józefowi I (1830–1916) pokonać węgierskich buntowników L. Kossutha (1802–1894). Jednych powywieszał, a drugich uwiózł w głąb Rosji, za co dostał należne mu złoto.

Tożsamość chłopa zarówno w Galicji Zachodniej, jak i Wschodniej miała wiele wspólnego. Jedni i drudzy nie uważali się za Polaków, bez względu na to, czy mieszkali pod Krakowem, Tarnowem, czy pod Stanisławowem i Tarnopolem. Ci spod Krakowa jeszcze w drugiej połowie XIX w. na pytanie, czy są Polakami, odpowiadali – nie, i wskazywali na mieszkańców dworu. Krwawym pogromom ludności ziemiańskiej na Ukrainie odpowiadała Rzeź Galicyjska zwana rabacją chłopską, do której doszło w 1846 r. pod przewodnictwem Jakuba Szeli (1787–1860). Ci, co wówczas dawali chłopom wolność z urzędu, kierowali się intencją zahamowania procesu przebudzenia narodowego. Ich dążeniem było, by chłopi stali się Rosjanami, Austriakami i Prusakami. Rzeczpospolita była wciąż groźna, chciano wymazać jej pamięć i przysłonić darem wolności od cara lub cesarza.

Taras Szewczenko, autoportret z 1840 r., domena publiczna, Wikipedia

Wbrew oczekiwaniom zaborcy podjęli kontrdziałania przedstawiciele rodzimych elit, m.in. Oleksandr Barwiński (1847–1927) herbu Jastrzębiec i Wacław Lipiński, po ukraińsku Wiaczesław Łypynskyj (1882–1931), herbu Brodzic. Barwiński jako pedagog, historyk i polityk ukraiński działał w Towarzystwie „Proswita”, którego celem było zwalczanie analfabetyzmu, działanie na rzecz wzrostu świadomości narodowej, działalność wydawnicza, prowadzenie chórów, orkiestr, bibliotek, czytelni i świetlic oraz organizowanie i wspieranie ukraińskiego ruchu spółdzielczego. Z kolei historyk i publicysta W. Lipiński budował zręby ukraińskiego ruchu konserwatywnego i współtworzył Ukraińską Partię Demokratyczną Włościańską. Opowiadał się, podobnie jak Barwiński, za zgodą Ukraińców i Polaków jako współgospodarzy tej samej ziemi, po to, by zlikwidować nędzę galicyjską i dzielić się prawami, jak równi z równymi. Obaj jako konserwatyści kierowali się zasadami chrześcijańskimi.

Podobnie, jak T. Szewczenko, osadzeni byli w tradycji kultury greckiej oraz tkwili w etyce prawosławia i nauce Chrystusa, na której wyrosła Ruś Kijowska. Znaleźli się w opozycji do nowych modnych prądów, takich jak socjalizm-marksizm propagujący walkę klas i darwinizm społeczny, na którym wyrosły: rasizm i nauki o czystości krwi oraz teoria walki ras. Nurty te w XX w. zebrały krwawe żniwo wśród narodów zamieszkujących tereny dawnej Rzeczypospolitej. Świadectwem, jak różne były to światy, mogą być m.in. żeńskie imiona nadawane przed rewolucją 1917 r.: Wiera, Nadieżda i Lubow (trzy cnoty kanoniczne) oraz Irina od greckiego słowa pokój. W czasach stalinowskich zastąpiono je nowymi imionami, jak: Kolektywizacja, Industrializacja i Elektryfikacja.

Problem unarodowienia chłopów a niepodległość

Tak więc najważniejszą na ziemiach byłej Rzeczypospolitej drogą do niepodległości była droga do unarodowienia chłopa. Na ziemiach polskich podjęto w tym kierunku różne działania, w które zaangażował się Kościół, ziemiaństwo-inteligencja i ruchy polityczne. Duchowieństwo podjęło m.in. w walkę z alkoholizmem (nałogiem niewolników), powołując liczne bractwa trzeźwości. Na Śląsku z akcji duszpasterskiej zwalczania plagi pijaństwa zasłynął w 1844 r. ks. Alojzy Ficek (1790–1862), twórca Sanktuarium Maryjnego w Piekarach Śląskich, do którego pielgrzymowały setki tysięcy chłopów i robotników. Podjęto równolegle wysiłek alfabetyzacji, tj. nauki czytania i pisania. Pojawiły się zarówno w Kongresówce, jak i w Galicji liczne czasopisma dla ludu. Ponadto we wszystkich zaborach upowszechniano rodzimą literaturę. Działały liczne koła Towarzystwa Czytelni Ludowych i Macierz Polska, pojawiły się Latające Uniwersytety. Jak ważną rolę odegrała literatura piękna, potwierdza lektura pamiętników działaczy ludowych: Wincentego Witosa (1874–1945) i Jakuba Bojki (1853–1943). Powszechnie czytano Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka (1541–1597), Kazania Sejmowe i Żywoty świętych ks. Piotra Skargi (1536–1612) oraz Trylogię Henryka Sienkiewicza (1846–1916), która biła rekordy poczytności.

 

H. Sienkiewicz, mal. Kazimierz Pochwalski | domena publiczna, Wikipedia

Jednak talent pisarski H. Sienkiewicza nie wydałby takich owoców, gdyby nie Konrad Prószyński (1851–1908), pseudonim „Kazimierz Promyk”, urodzony w zubożałej rodzinie szlacheckiej w Mińsku działacz oświatowy, pisarz i wydawca. Ojciec jego prowadził w Mińsku zakład fotograficzny, jeden z pierwszych na ziemiach Rzeczypospolitej. Jako dziecko został on zesłany wraz z rodzicami i rodzeństwem do Tomska na podstawie oskarżenia ojca o działalność patriotyczną, polegającą m.in. na sygnowaniu prac znakiem Orła i Pogoni. W wieku 17 lat wrócił do kraju i w 1875 r. założył tajne Towarzystwo Oświaty Narodowej, mające na celu edukowanie ludu.

„Promyk” był autorem podręczników do nauki czytania, m.in. pierwszego nowoczesnego elementarza (wyd. 1875) oraz wydanej w 1879 r. Obrazkowej nauki czytania i pisania (nagrodzonej na międzynarodowej wystawie Londyńskiego Towarzystwa Pedagogicznego 1893). Propagował ponadto nauczanie indywidualne metodą samouctwa i położył zasługi w upowszechnianiu czytelnictwa na wsi. Od 1881 r. wydawał tygodnik dla chłopów pt. Gazeta Świąteczna, a w 1878 r. założył w Warszawie Księgarnię Krajową, zajmującą się rozpowszechnianiem literatury popularnej. Za swą ofiarną pracę otrzymał tytuł członka honorowego Towarzystwa Szkoły Ludowej.

Można śmiało powiedzieć, iż wszystkie partie polityczne razem wzięte nie były w stanie dokonać tego, co udało się H. Sienkiewiczowi i „Promykowi”. Jak opisywał J. Bojko, dla chłopów, którzy posiedli sztukę czytania, kontakt z dziełem H. Sienkiewicza był prawdziwą ucztą duchową. Podczas lektury, gdy doszli do zbaraskiej historii Litwina Longinusa Podbipięty i opisu jego męczeńskiej śmierci, najpierw ojciec i wuj lektora uklękli w izbie i odmówili modlitwę za konającego, a potem pacierz za spokój duszy wielkiego rycerza. Scena ta obrazuje fenomen siły słowa i otwarcie chłopskiej wyobraźni na sprawy publiczne.

Również mieszkańcy dworów włączyli się w akcję oświatową. Przykład dała jeszcze w pierwszej połowie XIX w. księżna Izabela Czartoryska (1746–1835), nazywana Matką Spartanką, prekursorka polskiego muzealnictwa i autorka Pielgrzyma w Dobromilu (1817), podręcznika historii Polski dla ludu, zawierającego powiastki i zalecenia z dziedziny moralno-obyczajowej. Była to pierwsza publikacja mająca na celu budzenie w warstwie chłopskiej tożsamości narodowej. Księżna I. Czartoryska uwypuklała ciężkie warunki bytowe chłopów i ich przynależność do narodu polskiego.

Z kolei Adam Asnyk (1838–1897) został jednym z współzałożycieli Towarzystwa Szkoły Ludowej (1882), a później jego honorowym członkiem. Jak to wyglądało, w sposób obrazowy opisał później w swoich wspomnieniach rysownik Szymon Kobyliński (1927–2002) na przykładzie własnej rodziny. Tak więc najważniejszymi czynnikami nacjonalizacji chłopów były: książki, nauczyciel, ksiądz, masowa emigracja zarobkowa, znajomość biegu wydarzeń dziejowych, gazety dla ludu, rodzina i aktualne wydarzenia. Za Oceanem dowiedzieli się nie tylko, że Ameryka to łóżko i fabryka, ale także, iż są Polakami, gdyż każdy jest skądś.

Do tego należałoby dodać rodzący się w Galicji ruch chłopski, którego jednym z głównych animatorów był ks. Stanisław Stojałowski (1845–1911). Otrzymane prawo głosu wyborczego było tylko potwierdzeniem słów, iż „chłop potęgą jest i basta”. W ruch nauczania chłopów włączyła się endecja, pojawiły się nowe tytuły prasowe, jak: „Polak” i „Przegląd Wszechpolski”. W 1894 r. ugruntowała się legenda Naczelnika w sukmanie. We Lwowie udostępniono Panoramę Racławicką, a Kościuszko został zaakceptowany przez masy jako bohater, który poprowadził chłopów do walki o wolność i niepodległość. Mit Kościuszki dopełniła popularyzacja takich bohaterów, jak osoby słynącego z męstwa i odwagi kosyniera Bartosza Głowackiego (ok. 1758–1794) z Rzędowic i szewca Jana Kilińskiego (1760–1819).

Józef Piłsudski w 1930 r. | Fot. autor nieznany, Wikipedia

Unarodowieniu i kształtowaniu tożsamości jednostkowej sprzyjała również emigracja do miast. W Łodzi i Warszawie rodził się nowoczesny przemysł, tworzyła się klasa robotnicza, a wśród działaczy ruchu socjalistycznego pojawili się: młody J. Piłsudski (1867–1935) i Bolesław Limanowski (1835–1935), osobnicy „opętani wizją niepodległej Polski”. Ukierunkowali oni ruch robotniczy w stronę działań wolnościowych, kwestionując antyniepodległościowy program I Proletariatu i podporządkowanie polskiego ruchu zwierzchnictwu rosyjskiemu.

Na dawnym terenie I Rzeczypospolitej to PPS miała być hegemonem. Piłsudski i jego otoczenie połączyli wyzwolenie społeczne z kwestią odbudowy suwerennej Polski. Był to początek drogi do niepodległości, wytyczony przez nowego przywódcę, który nie zamierzał być pokornym sługą cara Wszechrosji.

W opozycji do tej formacji ukształtował się nurt Feliksa Dzierżyńskiego (1877–1926) i Róży Luksemburg (1871–1919), a stworzona przez nich SDKPiL była przeciwna tendencjom niepodległościowym i tradycji narodowej jako bagażowi nie przystającemu obywatelom świata, rewolucjonistom burzącym stary ład, sięgającym po rząd dusz. Grupa ta jednak nie uzyskała powszechnej akceptacji społecznej.

Natomiast budowy kultury niepodległości podjął się Stanisław Wyspiański (1869–1907), dramaturg, poeta i artysta malarz. Autor Wesela i Wyzwolenia wezwał rodaków do przebudzenia narodowego i wyjścia z chocholego tańca. W Krakowie spotkał się on z Józefem Piłsudskim, orędownikiem drogi romantycznej, wyrażającej się w filozofii czynu zbrojnego.

Naród z letargu budziły także dzieła Wacława Gąsiorowskiego (1869–1939) nawiązujące do epopei napoleońskiej i powstania listopadowego. Ich autor, ścigany przez carską ochranę za publikację pt. Ugodowcy (opisującej wizytę cara Mikołaja II w Warszawie), musiał szukać schronienia we Lwowie. Jego książki Huragan i Rok 1809 umacniały orientację Polaków na Zachód.

Podobną rolę odgrywały prace Szymona Askenazego (1865–1935), twórcy lwowskiej szkoły historycznej, w poglądach zbliżonego do obozu legionowo-piłsudczykowskiego. Autor Przymierza polsko-pruskiego (1918) i najlepszej biografii Księcia Józefa Poniatowskiego (1905) tworzył w duchu romantycznym i polemizował ze szkołą krakowską, która winą za rozbiory obarczała głównie samych Polaków. Jego dzieła cieszyły się równą poczytnością co powieści S. Żeromskiego i dramaty S. Wyspiańskiego. W czasie pierwszej wojny światowej przebywał w Szwajcarii i współpracował z H. Sienkiewiczem przy redakcji czasopisma komentującego sytuację międzynarodową. W sprawy narodowe mocno zaangażowała się Maria Konopnicka (1842–1910), czemu wyraz dała w Rocie, wierszu wymierzonym w kampanię germanizacyjną w zaborze pruskim.

Dwie najważniejsze drogi do niepodległości Polski

Obok romantycznej drogi powstańczej J. Piłsudskiego, szlachetnego rewolucjonisty i socjalisty, na którą wkroczyła Organizacja Bojowa PPS, ponadpartyjny Związek Walki Czynnej (1908), Związek Strzelecki (1910), Pierwsza Kadrowa i Legiony Polskie (1914), biegła równolegle droga pragmatyzmu Romana Dmowskiego, stawiającego na katolicyzm i polskiego chłopa. Jej celem również była niepodległość. Autor Myśli nowoczesnego Polaka (1902) i traktatu Niemcy, Rosja i kwestia Polska (1907) negował sens drogi powstańczej. Licząc na konflikt z Niemcami, chciał zyskać zaufanie Rosji i powiększyć granice autonomii wraz ze zjednoczeniem wszystkich ziem polskich. O kształcie terytorialnym odrodzonego państwa zgodnie z dążeniami endeckimi miał decydować program inkorporacji.

Roman Dmowski | Fot. Wikipedia

Nie tylko dla jej przywódców wielką wagę miała dokonana w Rosji rewolucja lutowa 1917 r. Rząd Tymczasowy księcia Gieorgija Lwowa, wyłoniony w wyniku porozumienia Komitetu Tymczasowego Dumy i Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich przelicytował niemiecko-austriacki Akt 5 XI 1916 r. i zadeklarował chęć utworzenia Polski niepodległej związanej z Rosją. Odtąd R. Dmowski w Paryżu mógł oficjalnie domagać się wolnej Polski. Z kolei J. Piłsudski po odmowie przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec w lipcu 1917 r. został osadzony w twierdzy w Magdeburgu, a jego legioniści internowani w obozach w Szczypiornie i Beniaminowie.

Obie drogi w 1918 r. doprowadziły do jednego celu, jakim było odzyskanie niepodległości. Na sukces Polaków złożyła się praca związana z epopeją Legionów, POW, Korpusu Polskiego Józefa Dowbora-Muśnickiego (1867–1937) i Błękitnej Armii gen. J. Hallera (1873–1960). Podczas gdy od listopada 1918 r. J. Piłsudski tworzył w kraju wojsko, Roman Dmowski w Paryżu i Ignacy Paderewski (1860–1941) w USA zabiegali o uznanie wolnej Polski. Proklamowaną wreszcie 11 XI 1918 II Rzeczpospolitą należało jednak obronić przed agresorem ze wschodu, który mógł liczyć na wspólnotę interesów drugiego wielkiego sąsiada Polski. Niemcy i Rosja Sowiecka zgodnie myślały o likwidacji państwowości polskiej. Z kolei mocarstwa zachodnie nie widziały potrzeby popierania polskich aspiracji. Punktem kulminacyjnym zmagań o niepodległość był rok 1920, a ich bohaterem stał się Józef Piłsudski.

Przyszły Pierwszy Marszałek Polski zamierzał osiągnąć swój cel przez federację Polski z państwami powstałymi po rozpadzie Imperium Rosyjskiego (Litwą, Łotwą, Estonią, Białorusią, oraz sojuszniczą Ukrainą), w której Polska miałaby głos najważniejszy (Międzymorze Bałtycko-Czarnomorskie). Piłsudski był przekonany, że istnienie Polski między Niemcami a Rosją jest uzależnione od stworzenia systemu silnych sojuszy lokalnych uniemożliwiających ponowny rozbiór terytorium odrodzonej Rzeczypospolitej pomiędzy dwóch silnych sąsiadów – Niemcy i Rosję.

Jego zdaniem sama Polska byłaby zbyt słaba, by oprzeć się równoczesnej ekspansji niemiecko-rosyjskiej. W tym nurcie mieściła się też tzw. koncepcja prometeizmu. Na tym gruncie zrodziła się później idea Międzymorza jako przeciwwagi państw Europy Środkowo-Wschodniej, Skandynawii i Bałkanów dla agresywnych przygotowań wojennych państw totalitarnych, tj. Niemiec, ZSRR i Włoch.

Narzędziem realizacji tej idei miało być wojsko, które J. Piłsudski stworzył z byłych strzelców, legionistów, członków zakonspirowanej POW, Dowborczyków i Armii Błękitnej gen. J. Hallera. Plan wyzwolenia byłych narodów dawnej Rzeczypospolitej przewidywał podział terytorialny na kantony zamieszkałe przez Polaków, Białorusinów bądź Litwinów. Ci ostatni wyrazili jednak ostry sprzeciw. Natomiast wyrazem podjętej współpracy z Białorusinami było powołanie Armii Ochotniczej pod dowództwem gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza (1883–1940), która walczyła u boku polskich wojsk ze skutecznością równą Armii Konnej S. Budionnego, którą chlubiła się Armia Czerwona.

Stanisław Bułak-Bałachowicz | Fot. ze zbiorów autora

Już w grudniu 1919 r. J. Piłsudski spotkał się w Belwederze z atamanem Symonem Wasylowiczem Petlurą (1879–1926) i porozumiał się co do warunków współpracy polsko-ukraińskiej. Ukraińska Republika Ludowa znajdowała się wówczas w bardzo trudnej sytuacji militarnej. Po upadku Hetmanatu Pawło Skoropadskiego Rosja Sowiecka ogłosiła, że w związku z anulowaniem traktatu brzeskiego przestała uznawać niepodległość Ukrainy. W grudniu 1918 r. na terytorium URL wkroczyły z kierunku Kurska oddziały Armii Czerwonej, posuwając się w głąb kraju. 3 I 1919 r. zajęły Charków, instalując tam marionetkowy Tymczasowy Robotniczo-Chłopski Rząd Ukrainy, który proklamował 29 I 1919 r. powstanie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 5 II br. rząd URL pod naporem nacierającej Armii Czerwonej opuścił Kijów, udając się kolejno do Winnicy, Równego i Kamieńca Podolskiego. Dla Ukraińców nastał ciężki czas próby.

Na ich terenie operowały także oddziały „Białych” gen. Antona Denikina. Resztki państwowości ukraińskiej stanowiły cienki bufor oddzielający wojsko polskie od Armii Czerwonej i formacji gen. A. Denikina. 21 IV 1920 r. S. Petlura zawarł układ sojuszniczy z Polską i od polsko-ukraińskiej ofensywy na Kijów do zawieszenia broni w wojnie polsko-bolszewickiej (12 X 1920 r.) był jedyną uznawaną międzynarodowo głową państwa Ukrainy.

Sojusz z S. Petlurą i ofensywa polsko-ukraińska na Kijów miała na celu przywrócenie wolnej Ukrainy. Polacy zapewnili broń, natomiast Ukraińcy zaopatrzenie w żywność. Tylko 6 Armia polska przekazała na potrzeby wojska ukraińskiego: 30 tysięcy karabinów, 298 karabinów maszynowych, 38 dział polowych i 6 ciężkich, 1 tysiąc pistoletów, 40 tysięcy mundurów, 29 tysięcy kompletów bielizny, 2 tysiące namiotów i 17 samochodów ciężarowych. Poza tym 6 Armia polska przekazała jednostkom ukraińskim około 600 tysięcy naboi karabinowych i 6 tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej. Już od 10 II 1920 r. oficerowie S. Petlury otrzymywali takie same pobory jak polscy. J. Piłsudski udzielił także wsparcia wysłannikowi dyplomatycznemu URL w Paryżu hrabiemu Michajło Tyszkiewiczowi.

Po zdobyciu Kijowa przez podkomendnych gen. Edwarda Rydza-Śmigłego S. Petlura i J. Piłsudski spotkali się w Winnicy, gdzie Naczelny Wódz Polski wypowiedział ważne słowa: „Niech żyje wolna Ukraina!”. W Kijowie na gmachach użyteczności publicznej zawisły ukraińskie sztandary i odbyła się polsko-ukraińska defilada. Nadszedł też czas sprawdzianu, czy Ukraińcy, podobnie jak Polacy, odrobili lekcję historii i powtórzą fenomen znad Wisły, czy w latach 1863–1920 przebyli drogę prowadzącą do budowy tożsamości narodowej mas chłopskich? Od odpowiedzi na to pytanie zależały losy kampanii.

Na froncie białoruskim Sowieci przygotowywali kontrofensywę. Piłsudski w przypadku szybkiej rozbudowy armii URL mógł przerzucić swoje wojska z frontu ukraińskiego na Białoruś i pobić przeciwnika, zanim ten podjąłby kroki wojenne. Niestety do Petlury zgłosiło się zamiast oczekiwanych 100 000, tylko 2000 ochotników. Ukraińscy chłopi, podobnie jak w 1863 r., wobec sprawy niepodległości ojczyzny zachowali się biernie. Garnęli się pod sztandary atamana anarchizmu Nestora Machny (1888–1834) i walczyli z Białą Gwardią, kozakami P. Skoropadskiego, bolszewikami i oddziałami S. Petlury lub zaciągali się do Armii Czerwonej. Jej agitatorzy cieszyli się powszechnym mirem, ponieważ głosili hasła typu: „pokój chatom, wojna pałacom”, „cała ziemia w ręce ludu” itp. lub straszyli, iż z Petlurą wrócą polscy panowie. Bierną postawę społeczeństwa usprawiedliwiała w części wieloletnia wojna, połączona z rekwizycjami, gwałtami i rabunkami. Inaczej zachowali się polscy chłopi, którzy w 1920 r. poszli w bój z najeźdźcą nawet z kosami kutymi na sztorc.

W tej sytuacji bolszewicy zdążyli pierwsi zaatakować i przełamać flankę białoruską, przez co zmusili siły polsko-ukraińskie do pośpiesznego odwrotu spod Kijowa. Petlura i jego żołnierze dzielnie towarzyszyli Polakom do końca tej wojny. Po 18 X 1920 r. i wejściu w życie polsko-radzieckiego rozejmu ustały działania militarne na całym froncie, w tym także na odcinku ukraińskim. Na mocy układu preliminarzowego z 12 X strona polska zobowiązała się do niepopierania działań skierowanych przeciwko Rosji i Ukrainie Sowieckiej.

Szymon Petlura | Fot. Wikipedia

Ratyfikacja tego układu przez Sejm Ustawodawczy (2 XI 1920 r.) oznaczała unieważnienie kwietniowych traktatów polsko-ukraińskich. Rzeczpospolita zrywała je jednostronnie, a strona ukraińska odtąd skazana była na własne siły. Unikając internowania, wojska URL opuściły terytoria przyznane Polsce układem rozejmowym. Do wymaszerowujących z Polski, byłych już sojuszników Naczelny Wódz Józef Piłsudski skierował list pożegnalny, a dowództwo 6. Armii wysłało do Głównej Komendy Wojska Ukraińskiego delegację, która podziękowała za braterstwo broni na polach bitewnych.

Wojska URL, które zdecydowały się na dalszy bój z Armią Czerwoną, rozlokowały się na Podolu. Polacy nadal dozbrajali byłego sojusznika i zaopatrywali Ukraińców w środki finansowe. Ci w osamotnieniu podjęli walkę, z góry skazani na porażkę. 21 XI 1921 r. siły zbrojne URL wycofały się na terytorium II Rzeczpospolitej. Internowanych Ukraińców rozlokowano w obozach w Wadowicach, Kaliszu, Aleksandrowie Kujawskim, Pikulicach koło Przemyśla, Łańcucie, Częstochowie i Sosnowcu. Ostatnich petlurowców wypuszczono z Kalisza i Szczypiorna w połowie 1924 r., a Kaliską Grupę Obozów Internowanych zlikwidowano w sierpniu. Czas odosobnienia wykorzystali oni na edukację, drukowanie periodyków, broszur politycznych i książek. Zapewniono im także dużą swobodę poruszania się. Byli internowani wypuszczeni na wolność uzyskiwali status emigrantów politycznych, których mimo nacisków dyplomacji Stalina nie wydawano Sowietom. S. Petlurę przez długi czas ukrywali najbliżsi współpracownicy i przyjaciele Naczelnika, m.in. artysta malarz i działacz niepodległościowy Henryk Józewski (1892–1981).

Epilog

W 1924 r. S. Petlura przybył do Paryża, gdzie 25 V 1926 r. na rogu Boulevard Saint-Michel i rue Racine został zamordowany siedmioma strzałami przez agenta Stalina Szlomo Szwarzbarda (1886–1938), który podczas procesu utrzymywał, iż zabójstwa dokonał w akcie zemsty za pogromy na Ukrainie. We francuskiej prasie pojawiły się artykuły zniesławiające ukraińskiego bohatera narodowego, a sąd uniewinnił zabójcę.

Józef Piłsudski próbował bronić honoru swojego byłego sojusznika. Do Paryża wysłał wolnomularza Jerzego Stempowskiego (1893–1969), by ten wywarł wpływ na bieg sprawy Petlury poprzez masonerię i rabina Paryża.

Śmierć atamana przerwała ważną nić porozumienia między obu narodami i zaciążyła na dalszym biegu wspólnej historii. Sam S. Petlura nigdy zgłaszał żadnych pretensji do Polaków, choć pewnie zadawał sobie pytanie, czy Polska Piłsudskiego mogła obalić władzę bolszewików?

Zdzisław Janeczek, historyk i publicysta, specjalizuje się w dziejach nowożytnych (XVIII i XIX wieku), zwłaszcza w zagadnieniach aktywności politycznej, kulturalnej i gospodarczej ówczesnej Polski oraz jej miejsca w Europie.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Drogi do niepodległości. Od świetności do upadku” znajduje się na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Drogi do niepodległości. Od świetności do upadku” na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Profesor Bogusław Dybaś w Poranku Wnet o relacjach polsko-austriackich. Łączy nas religia, kultura, a nawet kuchnia

Czy to źle, że w Austrii żyje się spokojnie i nudno? Nie ma podstaw, żeby wypominać Austriakom rozbiorów jako niewdzięczności za uratowanie Wiednia przez Jana III Sobieskiego.

Pierwszym gościem Poranka Wnet, nadawanego z Wiednia z siedziby Instytutu Polskiego w piątek 12 maja, był historyk, prof. Bogusław Dybaś, dyrektor Stacji Naukowej w Wiedniu Polskiej Akademii Nauk, który opowiadał o różnych aspektach historycznych i współczesnych relacji polsko-austriackich.

Gdyby dzisiaj w Austrii miała zostać przywrócona monarchia, Austriacy, chcąc dokonać (w stylu polskim) elekcji w ramach żyjących członków rodu Habsburgów, mieliby do wyboru kilkaset osób. Jest też bezpośredni potomek ostatniego cesarza,  Karola I, który według tradycji byłby naturalnym dziedzicem tronu.

Jeśli chodzi o historyczne relacje polsko-austriackie, to I Rzeczpospolitej udało się „uniknąć” króla Habsburga, ale mieliśmy kilka dobrych królowych z tego rodu. Były też konflikty na tym tle, na czele z bitwą pod Byczyną w 1588 r., w której hetman Jan Zamoyski pobił wojska arcyksięcia Maksymiliana III Habsburga, pretendującego do polskiego tronu.

Relacje Rzeczpospolitej z Cesarstwem Austriackim były generalnie dobre, łączyła nas wspólna religia – katolicyzm, a także interesy polityczne – rywalizacja ze Szwedami i z Turkami, czego kulminacją była Bitwa pod Wiedniem. Pamięć o niej istnieje we współczesnej Austrii, a Jan III Sobieski pozostaje w powszechnej świadomości tym, kto uratował Wiedeń.

Pozytywnego obrazu stosunków Polski i Austrii nie psują, zdaniem profesora Dybasia, rozbiory, których „współsprawcą” było Cesarstwo. Nie można uważać Austrii za niewdzięczną, gdyż od odsieczy wiedeńskiej do rozbiorów upłynęło około sto lat, a sytuacja międzynarodowa zupełnie się zmieniła.

Wspominając związki Polski z Austrią trzeba też pamiętać, że zabór austriacki był tym, w którym Polacy mieli największe swobody kulturalne i polityczne (zwłaszcza od drugiej połowy XIX wieku), a wielu z nich pełniło najważniejsze funkcje państwowe, na czele z Kazimierzem Badenim, premierem rządu, i Agenorem Gołuchowskim, wieloletnim ministrem spraw zagranicznych Cesarstwa. Z kolei parlament austriacki na przełomie XIX i XX wieku był szkołą polityczną dla wielu polskich polityków późniejszej niepodległej Polski, z Wincentym Witosem i Ignacym Daszyńskim na czele.

Dzisiaj oba państwa mają ambicje ponadregionalne, ale raczej nie ma poważniejszych pól do konfliktów na linii Polska-Austria. Wiele nas łączy, język jest co prawda odmienny, ale są liczne kulturowe podobieństwa, katolicyzm, specyfika środkowo-europejska, kuchnia.

W Austrii żyje się bardzo spokojnie, a nawet nudno, ale czy to źle? Można korzystać z bardzo bogatych zasobów kulturalnych, będących dziedzictwem imperium habsburskiego, muzeów, opery.

JS