Czarnecki: Wybór Donald Tuska na szefa EPL oznacza wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski i innych krajów

Czyj populizm przeszkadza, a czyj nie Donaldowi Tuskowi? Co oznacza jego wybór na szefa Europejskiej Partii Ludowej? Odpowiada Ryszard Czarnecki.

Ryszard Czarnecki komentuje wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej. Stwierdza, że nie jest to żadnym zaskoczeniem. Kontrkandydatem na to stanowisko był polityk z Hiszpanii, który wycofał się, gdyż w przeciwieństwie do Tuska nie był wcześniej premierem. Postanowiono bowiem powrócić do tradycji wyboru na to stanowisko byłych premierów, jak to było w przypadku wyboru dziewięciokrotnego premiera Belgii Wilfrieda Martensa. Donald Tusk zapowiedział, że będzie wspierać kampanie partii zrzeszonych w EPL. Czarnecki stwierdza, że:

Oznacza to wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski i innych krajów.

Dodaje przy tym, że bycie przewodniczącym EPL „to jest funkcja nieźle płatna i dość prestiżowa”, ale dająca ograniczony wpływ na realną politykę. Odnosząc się do zabiegów Małgorzaty Kidawy-Błońskiej o poparcie Donalda Tuska nasz gość stwierdza, że to normalne, że zabiega ona o wsparcie ze strony człowieka, którego rządu była rzeczniczką.

Populus, populi to lud, trzeba się z wolą ludu liczyć. […] To taka klisza, że są ci oświeceni, są demokracją liberalną i ci populiści, którzy chcą wszystko zniszczyć.

Europoseł odnosi się do wypowiedzi Donalda Tuska, mówiącego o potrzebie walki z populistami. Zarzuca byłemu szefowi Rady Europejskiej, że dzieli populistów na tych, którzy są „nasi” i których nie wolno atakować i tych, których można. Partie rządzące i współrządzące w Austrii i Holandii można by bowiem uznać za populistyczne, gdyż budowały swe kampanie wyborcze na ostrym antyimigranckim przekazie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Stasinowska: Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast

Ewa Stasinowska o skutkach prób ograniczenia emicji CO2 i azotanów przez rząd Holandii oraz protestach z tym związanych, o tym czemu wśród holenderskiej Polonii zdecydowanie wygrywa opozycja.

Ewa Stasinowska o protestach rolników w Holandii. Protestują przeciw polityce rolnej rządu. Rząd chce ograniczyć hodowlę: produkcję bydła, liczbę chlewni i ferm drobiu.

Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast. Obywatele bardzo popierali tę akcję mimo korków na ulicach.

Spowodowane jest to próbą zmniejszenia emisji dwutlenku węgla oraz azoty i jego połączeń. Dotychczas zaś holenderscy rolnicy używali ogromnych ilości nawozów. Rozmówczyni Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej podkreśla „ograniczenia dla rolników nigdy nie były tak restrykcyjne, jak teraz”. Jak mówi Stasinowska „traktuje się ich, jak twierdzą, jako obywateli III kategorii”, a wielu z nich przeprowadziło się od Polski.

Sytuacja jest ciągle napięta, rolnicy przygotowują kolejne akcje.

Na 30 października  protesty zapowiada sektor budowlany, w którym w wyniku nowego prawa wstrzymano 18 tys. projektów budowlanych, a  70 tys. straci pracę. Reformy te popiera partia zielonych. Tymczasem ich negatywny dla gospodarki rezultat rozszerza się zgodnie z efektem domina.

Ponadto nasz gość mówi o zmianie nazwy Holandii na Niderlandy. Stwierdza, że dowiedziała się o tym z polskich mediów, gdyż w Holandii nic się o tym nie mówi.

Stasinowska opowiada także o głosowaniu Polonii w Holandii podczas wyborów parlamentarnych, w których zwyciężyła Koalicja Obywatelska z wynikiem 37%. Także inne partie opozycyjne (za wyjątkiem PSL z wynikiem 4,03%) zdystansowały zwycięzcę ostatnich wyborów. Na SLD głosowało 26,86% obywateli polskich w Królestwie Niderlandów, a na Konfederację 16,68%, podczas gdy na PiS zaledwie 14,89%. Zdaniem działaczki Klubu Gazety Polskiej w Amsterdamie wynika to z tego, że Polacy w Holandii informacje czerpią głównie z TVN i Gazety Wyborczej, a media holenderskie od początku atakują rządzących w Polsce, twierdząc, że „w 2015 r. Polacy wybrali skrajnie prawicowy, prawie nazistowski rząd”.

Stasinowska mówi także o historii rodziny, która przez 9 lat ukrywała się przed światem, oficjalnie wyprowadziwszy się z kraju, a faktycznie żyjąc w odosobnieniu w oczekiwaniu na koniec świata. Odpowiedzialny za to mężczyzna miał być wcześniej członkiem wywodzącej się z Korei Płd. sekty Moona. „Na YouTube głosił swoją teorię końca świata” pokazując, jak przygotowuje się do niego, ćwicząc na aparacie fitness. Poza nim na farmie przebywała (była więziona?) grupa dzieci obecnie w wieku od 18 do 25 lat.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Wilders: Patriotyczna wiosna jeszcze nadejdzie. Nie mamy 30 mandatów, na które liczyliśmy, ale jednak mamy ich więcej

Wybory w Holandii: Nie tylko premier Rutte cieszy się z wygranej swojej partii i porażki Wildersa. Radość okazują władze Francji i Niemiec. Reakcją na wyniki wyborów jest też wzrost kursu euro.

 

Wyniki – po przeliczeniu 95% głosów oddanych w środowych wyborach parlamentarnych w Holandii – potwierdziły w czwartek zwycięstwo rządzącej centroprawicowej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego.

W reakcji na wyniki, wskazujące na jednoznaczne zwycięstwo VVD, wzrósł kurs euro.

W liczącej 150 miejsc izbie niższej parlamentu VVD zdobyła 33 mandaty, o osiem mniej niż miała dotychczas. Zdaniem komentatorów, za spadek poparcia odpowiada realizowana w ostatnich latach przez rząd Ruttego polityka oszczędności.

Na drugim miejscu uplasowała się populistyczna, antyislamska i antyunijna Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa, z 20 mandatami – to o pięć więcej, niż miała dotychczas.

Szef ugrupowania, które dopiero na krótko przed wyborami utraciło wiodącą pozycję w sondażach, zapowiedział, że PVV będzie funkcjonowała jako „twarda opozycja” i oświadczył, że „to jeszcze nie koniec”.

Nie mamy 30 mandatów, na które liczyliśmy, ale jednak mamy ich teraz więcej (niż dotąd) – stwierdził Wilders. – Patriotyczna wiosna jeszcze nadejdzie – dodał.

Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA) i wolnorynkowi Demokraci 66 (D66) zdobyli po 19 miejsc, dobrze poradziła sobie także Zielona Lewica, uzyskując 14 mandatów, czyli o 10 więcej niż dotychczas.

Jako historyczną porażkę komentuje się wynik mniejszego koalicjanta w obecnym rządzie, Partii Pracy (PvdA), która dostała tylko dziewięć mandatów, czyli aż o 29 mniej, niż ma w odchodzącym parlamencie.

Frekwencja w środowym głosowaniu była najwyższa od 30 lat i wyniosła ponad 80%, na czym, zdaniem obserwatorów, mogły skorzystać właśnie partie liberalne i prounijne – informuje BBC.

Szansę na trzy mandaty ma także partia „Myślcie” (Denk) – ugrupowanie proimigracyjne, złożone głównie z przedstawicieli mniejszości tureckiej. Oznacza to, że po raz pierwszy do holenderskiego parlamentu wejdzie partia mniejszości etnicznej, co – jak zauważa agencja Reutera – może sygnalizować pogłębiające się podziały w holenderskim społeczeństwie.

Zgodnie z zasadą, że liczba zdobytych głosów przekłada się bezpośrednio na liczbę mandatów, VVD będzie potrzebowała co najmniej trzech innych ugrupowań, by sformować koalicję rządzącą. VVD wyklucza sojusz z PVV Wildersa, ale nie z prounijnymi CDA i D66.

Rozmowy koalicyjne mogą potrwać tygodnie, a nawet miesiące. Liderzy VVD, CDA i D66 mają spotkać się w czwartek po południu, by omówić pierwsze kroki w procesie tworzenia koalicji.

Wielu komentatorów twierdzi, że ostatni konflikt dyplomatyczny na linii Holandia-Turcja pomógł Markowi Ruttemu wygrać wybory – mówił w Poranku Wnet dziennikarz Radia Wnet, Paweł Rakowski, przebywający obecnie w Amsterdamie.

Jak powiedział nasz korespondent, wielu holenderskich komentatorów twierdzi, iż zeszłotygodniowy konflikt dyplomatyczny z Turcją przyczynił się do wygranej VVD:

 – Słyszałem, że to holendersko-tureckie starcie było teatrem politycznym, aby powiększyła się skala popularności Marka Ruttego, a politycy mniejszości tureckiej mogli znaleźć się w parlamencie.

Ewa Stasinowska, przewodnicząca Klubu Gazety Polskiej w Amsterdamie, wtórowała słowom dziennikarza Radia Wnet. Dodała, że Rutte tuż przed samymi wyborami przejął antyimigrancką retorykę swojego największego rywala Geerta Wildersa, lidera Partii Wolności.

Ponadto powiedziała o labilności holenderskich wyborców, którzy do ostatniej chwili wahali się, na jakie ugrupowanie oddać głos. Stasinowska zaznaczyła, że ponad ponad 3/4 obywateli Holandii należało do grupy niezdecydowanych wyborców. Warto nadmienić, że frekwencja wyborcza w środowych wyborach wyniosła ok. 82%.

Tymczasem we Francji i w Niemczech władze nie kryją zadowolenia z wygranej partii VVD. Prezydent Republiki Francuskiej serdecznie pogratulował Markowi Ruttemu jego jednoznacznego zwycięstwa nad ekstremizmem – głosiło oświadczenie wydane przez Pałac Elizejski. Radość z zaistniałej sytuacji podziela również niezależny kandydat na prezydenta Francji, Emmanuel Macron. Wyników na razie nie skomentowała Marine Le Pen.

Wielka euforia i radość w reakcji na wynik wyborów w Holandii panuje w gronie niemieckich władz: „Holandio, Holandio, jesteś mistrzem!” – napisał na Twitterze szef urzędu kanclerskiego Niemiec, Peter Altmaier. – „Gratulujemy tego wspaniałego wyniku! (…) Wynik wyborów w Holandii pokazuje, że jest granica dla populizmu i ekstremizmu. Demokracja i rozsądek mocniejsze od demagogii”.[related id=”7434″]

Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert poinformował, że kanclerz Niemiec Angela Merkel zadzwoniła do Ruttego krótko przed północą, deklarując „kontynuowanie dobrej współpracy przyjaciół, sąsiadów i Europejczyków”.

Niemieckie MSZ dołączyło swój komentarz na Twitterze, pisząc: „Naród Holandii powiedział nie antyeuropejskim populistom. To dobrze, potrzebujemy silnej Europy”.

Bez entuzjazmu natomiast brzmiała wypowiedź tureckiego ministra spraw zagranicznych, który nie dostrzega różnicy między  między Ruttem a „faszystą Wildersem”: – Spójrzcie tylko, nie ma różnicy między socjaldemokratami a faszystą Wildersem. To ta sama mentalność – powiedział Çavuşoğlu, cytowany przez oficjalną agencję prasową Anatolia. W kontekście ostatnich wydarzeń na linii Ankara – Haga reakcja ta nie jest zaskakująca.

Do wyborów odniósł się także prezydencki minister Krzysztof Szczerski, podkreślając ich znaczenie w kształtowaniu Europy na w najbliższym czasie: „Wybory w Holandii to pierwsze wybory z cyklu wyborczego w Europie w tym roku i ukształtują tak naprawdę politykę europejską na najbliższe lata”.

PAP/lk

Wybory Holandii bez niespodzianki: wygrało rządzące dotychczas centroprawicowe ugrupowanie VVD premiera Marka Ruttego

Według pierwszych sondaży exit poll, po środowych wyborach w 150-osobowej izbie niższej holenderskiego parlamentu znajdą się przedstawiciele 12, a nie, jak dotąd, 11 partii.

Najwięcej miejsc w parlamencie będzie mieć centroprawicowa Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego, ale jej stan posiadania zmniejszy się z 40 do 31 mandatów.

Po 19 mandatów zdobyły: antyislamska Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa, Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA) i centrowi Demokraci 66 (D66). W porównaniu ze stanem dotychczasowym, ugrupowania te uzyskały odpowiednio o 7, 6 i 7 miejsc więcej.[related id=”6876″ side=”left”]

Aż 16 zamiast dotychczasowych 4 mandatów zapewniła sobie Zielona Lewica (GL), natomiast Partia Socjalistyczna (SP) będzie mieć w izbie niższej 14 przedstawicieli, czyli o jednego mniej niż dotąd.

Współrządząca obecnie wraz z VVD Partia Pracy (PvdA) doznała znacznej porażki, tracąc 26 z 35 posiadanych dotąd mandatów. Wyprzedza ją teraz również protestancka Unia Chrześcijańska (CU) z 6 mandatami zamiast dotychczasowych pięciu. Stan posiadania proekologicznej Partii na Rzecz Zwierząt (PvdD) zwiększy się z dwóch do pięciu deputowanych.

3 mandaty – dotychczasowy stan posiadania – zachowa konserwatywna Polityczna Partia Protestantów (SGP) – tyle samo, co debiutujące w wyborach proimigracyjne ugrupowanie Denk (Pomyśl). Listę reprezentowanych w izbie niższej partii zamyka z dwoma mandatami utworzone dwa lata temu antysystemowe Forum na Rzecz Demokracji.

PAP/lk

W Holandii zaczęły się wybory parlamentarne, pierwsze z trzech w tym roku, ważnych wyborów w krajach Unii Europejskiej

Wynik jest nieprzewidywalny, bo różnica między ugrupowaniami VVD premiera Marka Ruttego i PVV Geerta Wildersa, zajmującymi czołowe miejsca w sondażach, pozostawała na poziomie błędu statystycznego.

Dzisiaj Holandii rozpoczęły się wybory parlamentarne, postrzegane jako sprawdzian nastrojów społecznych w kwestii imigracji i establishmentu. Głosowanie odbywa się w trakcie bezprecedensowego kryzysu w relacjach z Turcją oraz wśród obaw o przyszłość UE.

Lokale wyborcze zostały otwarte o godz. 7.30 i będą czynne do godz. 21.

Do udziału w głosowaniu w 17-milionowej Holandii uprawnionych jest ok. 13 mln osób, które spośród 1114 kandydatów z 28 partii politycznych wybiorą 150 deputowanych do niższej izby parlamentu. Obecnie w parlamencie reprezentowanych jest 16 ugrupowań.

Według przedwyborczych sondaży centroprawicowa Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego miała niewielką przewagę nad antyunijną, antyislamską Partią na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa. Wynik wyborów jest jednak niepewny, bo różnica między kilkoma ugrupowaniami zajmującymi czołowe miejsca w sondażach pozostawała na poziomie błędu statystycznego.

[related id=”7075″ side=”left”]

Niezależnie od tego, która partia wygra wybory, będzie musiała utworzyć koalicję, aby móc sprawować rządy. Oznacza to, że sterów władzy nie obejmie Wilders, bo współpracę z nim wykluczają inne główne ugrupowania.

Kampania wyborcza, w której jednym z głównych wątków była kwestia tożsamości narodowej i stosunek do imigrantów, została od weekendu zdominowana przez kryzys dyplomatyczny między Holandią i Turcją. Konflikt wybuchł, gdy władze w Hadze zakazały przedstawicielom Ankary udziału w wiecach na terytorium Holandii. Reprezentanci tureckiego rządu chcieli agitować w tym kraju w ramach kampanii przed kwietniowym referendum konstytucyjnym w Turcji.

Środowe wybory parlamentarne w Holandii to pierwsze z trzech ważnych głosowań w tym roku w krajach UE – obok wyborów prezydenckich we Francji w kwietniu i maju oraz wrześniowych wyborów parlamentarnych w Niemczech. We wszystkich tych krajach eurosceptyczne i antyimigranckie partie liczą na dobre wyniki w związku z kryzysem migracyjnym i obawami o bezpieczeństwo.

PAP/lk

„De Telegraaf”: Liberalna partia VVD premiera Holandii spodziewa się wygranej, choć prowadzi w sondażach nieznacznie

Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji, czyli VVD, może liczyć na dodatkowe głosy w wyborach, dzięki zdecydowanej postawie szefa rządu, Marka Ruttego, wobec kryzysu dyplomatycznego z Turcją.

Jak informuje największy holenderskie dziennik, „De Telegraaf”, działania premiera, uniemożliwiające przedstawicielom tureckiego rządu kampanii na terytorium Holandii na rzecz zmian w tureckiej konstytucji, które miałyby zwiększyć władzę prezydenta Erdogana, spotkały się z akceptacją społeczeństwa holenderskiego.

Choć sondaże wskazują, że różnice w poparciu partii są niewielkie, liberałowie Ruttego uważają, że zwycięstwo jest w ich zasięgu. Wyścig nie jest jednak jeszcze rozstrzygnięty – zastrzega w „De Telegraaf” jeden z byłych czołowych polityków VVD, Hans Wiegel.

Gazeta zwraca uwagę, że we wtorek wieczorem odbędzie się finałowa debata liderów głównych ugrupowań, która może wpłynąć na wynik wyborów. W poniedziałek Rutte stanął w auli uniwersytetu w Rotterdamie do debaty z szefem populistycznej i antyislamskiej Partii na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa.

„De Telegraaf” podkreśla, że ugrupowanie Ruttego, które chciało doprowadzić do konfrontacji z PVV, nie mogło dotąd realizować tej strategii, bo Wilders odmawiał udziału w debatach, a to wywoływało nerwowość w obozie liberałów.

Dziennik podkreśla, że choć turecko-holenderski konflikt dyplomatyczny nie został zaplanowany, to wydaje się, że liberałowie na nim zyskują. W osobnym artykule „De Telegraaf” zaznacza, że Rutte w końcu zaprezentował się jako przywódca kraju.

Autor artykułu zwraca uwagę, że to zupełnie odmienna sytuacja od dotychczasowej, gdy na bezbarwnej krajowej scenie politycznej brakowało prawdziwego przeciwnika dla VVD. Partia Ruttego była w defensywie, bo musiała się tłumaczyć z niespełnionych obietnic wyborczych czy innych niepopularnych działań, np. wspierania Grecji w ramach programu pomocowego dla tego kraju.

„De Telegraaf” wskazuje na główne punkty kampanii Ruttego, sprowadzające się do zapewnienia dyscypliny budżetowej, bezpieczeństwa, stabilności dla biznesu oraz rodzin. Przypomina również, że entuzjazmu wyborców nie wywołały wcześniejsze inicjatywy, takie jak przedstawiony jesienią plan dla Holandii, który można określić słowami „chronić i rozwijać to, co mamy”.

„Ta kampania jest o niczym. (…) Główną sprawą jest migracja, która w naszej kampanii nie jest obecna” – ubolewał byli lider VVD, Frits Bolkestein.

Inny dziennik, „Algemeen Dagblad”, ocenia, że paradoksalnie wielkim nieobecnym wyborczego wyścigu do niższej izby parlamentu był Wilders. Nie przykładał on wagi do występów medialnych czy wywiadów, bo koncentrował swoją kampanię na działalności w Internecie. Mimo wszystko potrafił narzucić ton swojej kampanii innym ugrupowaniom.

„Algemeen Dagblad” publikuje list czytelnika, który narzeka na brudne ulice i brak holenderskiego języka w przestrzeni publicznej. „Mogę szczerze powiedzieć, że jako Holender w wielu miejscach w kraju nie czuję się jak u siebie” – pisze czytelnik, określony jako wyborca Wildersa.

Środowe wybory parlamentarne w Holandii to pierwsze z trzech ważnych głosowań w tym roku w krajach UE – obok wyborów prezydenckich we Francji w kwietniu i maju oraz wrześniowych wyborów parlamentarnych w Niemczech. We wszystkich tych krajach eurosceptyczne i antyimigranckie partie liczą na dobre wyniki w związku z kryzysem migracyjnym i obawami o bezpieczeństwo.

Zdaniem polonijnych komentatorów w Holandii Partia na rzecz Wolności i jej szef Geert Wilders nie mają szans na przejęcie władzy w tym kraju. Według opinii redaktora naczelnego portalu MojaHolandia.nl Adama Świstaka, oceny mediów, które straszą Wildersem, są nietrafione.

[related id=”6989″]

Różnica między informacjami w Polsce a rzeczywistością tu na miejscu jest taka, że Wilders nie jest aż takim zagrożeniem, na jakie w Polsce się go kreuje. Wynika to głównie z (proporcjonalnej) ordynacji wyborczej. Nawet jeżeli zdobędzie 20% głosów, co jest dla niego optymistycznym wariantem, to będzie miał ok. 30 posłów na 150; to wciąż jest mniejszość. Druga sprawa to to, że nikt nie chce z nim podpisać żadnej umowy o współpracy – mówił Świstak we wtorkowej rozmowie z PAP. Ocenił, że przywódca PVV jest swoistym „straszakiem na mniejszości”.

Dziennikarz portalu Niedziela.nl Łukasz Koterba przypomniał z kolei, że kilka lat temu Wilders przeprowadził kampanię przeciwko Polakom mieszkającym w Holandii. „Jednak to za bardzo nie załapało i nie przyniosło mu jakiegoś dodatkowego poparcia” – tłumaczy.

„Jego konikiem jest zwalczanie i krytyka islamu. Sprawa z Polakami miała miejsce podczas pierwszej i największej fali napływowej Polaków do Holandii. (…) Poczuł się wtedy zobligowany, aby zareagować na to, że do kraju przyjechało tyle osób; część Holendrów czuła się źle, bo traciła pracę np. na rzecz polskiego kierowcy ciężarówki. Wtedy narodził się pomysł portalu internetowych skarg na Polaków i innych pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej” – relacjonował Koterba.

W środowych wyborach parlamentarnych w 17-milionowej Holandii o 150 mandatów ubiega się 1114 kandydatów z 28 partii politycznych. W obecnym parlamencie reprezentowanych jest 16 ugrupowań.

PAP/lk

Premier Holandii: nacjonalistyczna, populistyczna, antyislamska partia PVV ma szanse wygrać wybory parlamentarne

„Prawdziwe zagrożenie polega na tym, że 16 marca możemy obudzić się w kraju, w którym Geert Wilders stoi na czele partii z największą liczbą głosów, a to będzie przesłaniem dla reszty świata”.

Premier Holandii Mark Rutte ostrzegł w poniedziałek, że nacjonalistyczna, populistyczna i antyislamska Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa ma szansę na wygraną w środowych wyborach parlamentarnych.

Prawdziwe zagrożenie polega na tym, że 16 marca możemy obudzić się w kraju, w którym Geert Wilders stoi na czele partii z największą liczbą głosów, a to będzie przesłaniem dla reszty świata – powiedział Rutte dziennikarzom w Rotterdamie.

Zaapelował do holenderskich wyborców, by głosując w wyborach, powstrzymali – jak to ujął – „zły rodzaj populizmu”. – Chcę, by Holandia stała się pierwszym krajem, który powstrzyma tę tendencję do złego rodzaju populizmu – oświadczył, czyniąc aluzję do – jak pisze agencja AP – brytyjskiego referendum w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej oraz do wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA.

Rutte ocenił, że Turcja, obecnie skonfliktowana z władzami Holandii, nie próbowała wpływać na zbliżające się wybory w tym kraju. – Nie sądzę, by oni [strona turecka – PAP] chcieli ingerować, by chodziło im o wpłynięcie na wybory – powiedział.

Jak już powiedziałem tureckiemu premierowi [Binalemu Yildirimowi], Turcja to kraj dumny, ale Holandia także. Nigdy nie będziemy negocjować w obliczu gróźb strony tureckiej – podkreślił szef holenderskiego rządu.[related id=”6876″]

Partia Wildersa, która prowadziła w sondażach od listopada ub. roku, na 10 dni przed głosowaniem znalazła się na drugim miejscu za liberalną partią VVD Ruttego.

Wybory parlamentarne w Holandii to pierwsze z trzech ważnych głosowań w tym roku w krajach UE: po marcowych holenderskich, w kwietniu i maju odbędą się wybory prezydenckie we Francji oraz we wrześniu wybory parlamentarne w Niemczech. Partie eurosceptyczne i antyimigranckie w tych krajach liczą na dobre wyniki w związku z kryzysem migracyjnym i obawami o bezpieczeństwo.

Konflikt między Holandią a Turcją wybuchł w weekend, gdy władze w Hadze zakazały tureckim ministrom udziału w wiecach na swoim terytorium. Reprezentanci tureckiego rządu chcieli agitować wśród swoich rodaków w Holandii w ramach kampanii przed referendum konstytucyjnym w Turcji.

PAP/lk